Strony

niedziela, 27 sierpnia 2017

Przez ulicę do parlamentu



Demokracja nie może istnieć wyłącznie dzięki tłumom wychodzącym na ulice. Czy partie opozycji będą potrafiły współpracować nie tylko między sobą, ale także z aktywistami lipcowych protestów?


Uczestnicy manifestacji prze­ciwko ustawom niszczącym w Polsce niezawisłość sądów mają poczucie, że wygrali, ale to zwycięstwo wciąż nie jest pew­ne. Andrzej Duda otworzył bowiem nową prze­strzeń walk frakcyjnych wewnątrz prawicy, ale ta przestrzeń może zostać zagospodarowana przez Kaczyńskiego, Ziobrę, Macierewicza, Gowina, Rydzyka, Kukiza, nacjonalistów... Ich walki frak­cyjne mogą doprowadzić do dalszego zaciskania obręczy na szyi polskiego społeczeństwa i do dal­szego wyprowadzania Polski z Europy przez całą solidarnie połączoną w tym dziele prawicę.
   Z tej perspektywy najgłupsze (i nieste­ty dość powszechne) zdanie powtarzane podczas ostatnich protestów brzmia­ło: „Bronię liberalnej demokracji, ale te wszystkie liberalne partie są beznadziej­ne, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego”. Tak jakby demokracja mogła istnieć bez partii, jakby mogła poprzestać w swym codziennym funkcjonowaniu na tłu­mach wychodzących na ulice, a później rozchodzących się do domów z rados­nym poczuciem odniesionego sukcesu.
Najmądrzejsze z kolei było (obok wo­łania o wolne sądy) hasło „Zjednoczo­na opozycja!” - dyscyplinujące liderów PO, Nowoczesnej i PSL. To hasło przeło­żyło się na realną politykę i zaowocowa­ło współpracą między liderami ulicznych protestów i parlamentarzystami opozycji, którzy organizowali w Sejmie publiczne wysłuchania, spowalniające pisowski wa­lec ustawodawczy, a później prowadzili na uliczne protesty prof. Adama Strzembosza i innych wybitnych prawników.
NIE ZMARNOWAĆ ENERGII
Teraz, gdy ulice opustoszały, to właśnie zachowanie opozycji parla­mentarnej jest kluczowe. Jeśli obóz PiS mimo weta prezydenckiego zachowa spójność, musi być zjednoczona - a co najmniej musi w miarę przekonująco udawać zjednoczenie. Tylko tak będzie w stanie blokować kolejne ataki partii Jarosława Kaczyńskiego na sądy, na sa­morządy, na podstawowe prawa i wolno­ści obywatelskie.
   Jeśli zaś po wecie Dudy naprawdę zacznie się osłabianie prezesa Prawa i Sprawiedliwości i w łonie jego obozu zaczną się wyodrębniać frakcje (ludzie Kaczyńskiego, ludzie prezydenta, ludzie Gowina, ludzie Macierewicza i tak dalej), to opozycja parlamentarna musi brać czynny udział we wszelkich politycz­nych grach i gierkach, które mogą pogłę­bić te podziały, osłabiając przewagę PiS w sejmowych głosowaniach.
   Jednak niezbędne jest też zapewnie­nie solidarności między ulicą i parla­mentem - zwłaszcza po to, by w razie ataku na opozycję, gdy Kaczyński, Ka­miński i Ziobro zaczną wykorzystywać podpisaną przez Dudę ustawę o ustroju sądów powszechnych i zamykać w aresz­tach wydobywczych polityków opozycji - wyjść na ulice z taką samą wściekłą de­terminacją jak przy obronie praw kobiet czy niezawisłych sądów. Opozycja par­tyjna ze swej strony musi zaś zapropo­nować liderom społecznych protestów miejsce w polityce, musi wciągać ich do nieustannej współpracy i koordynacji działań.
   Jeśli coś takiego nie będzie mia­ło miejsca, to ryzykujemy zmarnowa­nie społecznej energii, podobnie jak zmarnowana została energia czarne­go protestu. Jarosław Kaczyński wy­korzystał go do zablokowania zmian w ustawie antyaborcyjnej, których wca­le nie chciał. Spacyfikował zwolenni­ków Marka Jurka, a jednocześnie dał Kościołowi wszystko, czego wymagała jego cyniczna gra o pełnię władzy. Zaś po drugiej stronie kobiety się podzieli­ły. Większość zeszła z ulic, mniejszość organizuje protesty, żądając liberali­zacji ustawy antyaborcyjnej. Powtó­rzenie tego scenariusza w odniesieniu do sądów oznacza, że Zbigniew Zio­bro obsadzi swoimi sądy wszystkich szczebli, a ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym za parę miesięcy powrócą do Sejmu w nie­co rozrzedzonym kształcie.

LEKCJA PROTESTÓW
Do jakiego stopnia opozycja parla­mentarna i pozaparlamentarna zrozu­miały lekcję społecznych protestów?
   Platforma Obywatelska postanowi­ła zmienić profil swoich Klubów Oby­watelskich, dotąd służących głównie komunikowaniu się partyjnej centrali z lokalnym aparatem. Od jesieni spotka­nia klubów w całej Polsce mają być pod­porządkowane nawiązaniu kontaktów z liderami niedawnych protestów. Jak mówi poseł Rafał Grupiński: „Będziemy ich zapraszać na nasze spotkania, roz­mawiać, przekonywać, publicznie się spierać z tymi, którzy nie wpuszczali po­lityków na mównice i definiowali się jako antypartyjni”. Jak mówi inny polityk PO: „Te spotkania mają być okazją do odcedzenia zwyczajnych wariatów, których w pierwszej fali społecznych protestów zawsze pojawia się wielu, od ludzi na­prawdę chcących wejść w politykę”.
   Werbować aktywistów protestów pró­buje także Nowoczesna oraz Barbara Nowacka z Inicjatywy Polskiej.
   Inne zadanie dla liberalnej opozycji to współpraca w parlamencie. „Wspólny klub to nie jest zadanie na dzisiaj” - zgod­nie, choć nieoficjalnie, mówią politycy PO, Nowoczesnej i PSL. Na dziś program minimum to zero wzajemnej agresji. Jak zapewnia Rafał Grupiński: „Twar­da współpraca przy własnych projektach ustaw o sądach, a wszędzie tam, gdzie rozluźni się dyscyplina prawicy, głosowa­nie w taki sposób, aby usunąć najbardziej niebezpieczne elementy nowych prezy­denckich czy PiS-owskich ustaw”.
   PO ze swoim liberalnym i konserwa­tywnym skrzydłem odgrywa w tej ukła­dance parlamentarnej opozycji rolę łącznika pomiędzy PSL i Nowoczes­ną. Kosiniak-Kamysz boi się wiejskich proboszczów, którzy zadali jego partii cios w ostatnich wyborach i którzy wi­dzą w posłankach z Nowoczesnej nowe palikociarki. Dlatego oddycha z ulgą, gdy pomiędzy nim a liderem Nowo­czesnej stają w roli bufora Schetyna albo Halicki.

KŁOPOT Z LEWICĄ
Osobna rzecz to lewica. Nowacka przypomina, że w Poznaniu jej środowisko jest w formalnej koalicji z PO we władzach miasta. Wiceprezydent od Nowackiej spe­cjalizuje się w polityce mieszkaniowej i społecznej, a Jaśkowiak w zarządzaniu miastem i kontaktach z biznesem. Po­dobna koalicja pomiędzy lewicą i liberała­mi w skali całej Polski byłaby najlepszym rozwiązaniem po upadku PiS. Liberałowie mieliby alibi dla odważniejszych progra­mów socjalnych, a lewica musiałaby wziąć współodpowiedzialność za kształt liberal­nej Polski. Jednak - jak mówi Nowacka - „najpierw lewica musi zdobyć swoje 10 procent i stać się zwartą, zjednoczoną for­macją, żeby nie być przystawką, z której PO wybierać będzie kandydatów do trans­ferów, jak w czasach Tuska”.
   Jednak z tym staniem się zwartą, zjed­noczoną formacją jest problem. SLD trzyma się na uboczu, a sama Nowacka jest zaangażowana w budowanie projektu bardzo ryzykownego z punktu wi­dzenia ewentualnej przyszłej koalicji z liberałami. W wyborach samorządo­wych w Warszawie jej Inicjatywa Polska idzie na współpracę z Janem Śpiewakiem i Adrianem Zandbergiem - przeciwko PO niezależnie od tego, kogo Platforma wyznaczy na kandydata do prezydentu­ry miasta. To ryzykowni partnerzy. Śpie­wak w swej krótkiej publicznej karierze niszczył i konfliktowa! wszystkie środo­wiska, z którymi współpracował. Zandberg zaś - w przeciwieństwie do Barbary Nowackiej - ma mały zakon wiernych sobie ludzi. O ile Nowacka traktuje war­szawską współpracę jako szansę na zbu­dowanie szerokiej liberalnej lewicy, on widzi w tym okazję do autopromocji, zbudowania własnej grupy radnych i wy­promowania Partii Razem.
   Ostatecznie o liberalnym bądź też antyliberalnym profilu polskiej lewicy roz­strzygnąć może Robert Biedroń. Jednak prezydent Stupska wciąż nie podjął de­cyzji, kiedy wejść do ogólnopolskiej po­litycznej gry. Najwyraźniej sam wciąż nie wie, czy zrobić to jeszcze przed wy­borami samorządowymi, rezygnując ze starań o drugą kadencję prezydenta Słupska, czy też potwierdzić swoją zdol­ność do budowania trwałego poparcia w mieście i wesprzeć jakąś listę partyjną dopiero przed wyborami europejskimi.

POLITYKA APOLITYCZNOŚCI
Ostatnie wydarzenia zaskoczyły parlamentarną opozycję w chwili, gdy dopiero zaczyna wychodzić z chaosu. Uliczne protesty, które w drugiej połowie lipca przetoczyły się przez Polskę, mogą jednak wzmocnić partie opozycyjne, wy­musić na nich współpracę, popchnąć do większej aktywności. Jeśli jakiemuś śro­dowisku ich oferta wydaje się niewystar­czająca, to przecież może założyć kolejne ugrupowanie polityczne i szukać dla nie­go szerszego wsparcia - także na ulicy.
   Bez głębszego społecznego zakorze­nienia partii politycznych nasza obywa­telska aktywność zacznie niebezpiecznie przypominać zachowanie dawnych sowietologów, którzy po każdym stłumio­nym proteście analizowali kolejność limuzyn przywożących na Kreml li­derów partii komunistycznej. I na tej podstawie budowali nadzieje na dekom­pozycję obozu władzy i zwycięstwo libe­rałów nad twardogłowymi. My będziemy analizować kolejność limuzyn, którymi na Nowogrodzką, do siedziby PiS, będą przyjeżdżać Gowin, Morawiecki, Macie­rewicz, Duda, Szydło...
Jeśli zadowolimy się taką „apolitycz­nością”, to najbardziej toksyczna pra­wica w koalicji z Kościołem Rydzyka będą rządzić Polską nie dwa lata, ale lat dwadzieścia.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz