Afera Piebiaka
ujawniła istnienie systemu tajnej w istocie władzy, która nie podlega żadnej
publicznej kontroli.
Zorganizowana grupa sędziów hejterów, pod
wodzą wiceministra sprawiedliwości, rozpowszechniała pomówienia wobec sędziów
niepokornych, przeciwstawiających się „dobrej zmianie” w sądach, czyli tzw.
wymianie kadr, dyscyplinowaniu, podporządkowaniu ministrowi Ziobrze. Korzystali
z informacji z teczek personalnych sędziów w ministerstwie, u rzecznika
dyscyplinarnego, w sądach, gdzie prezesami są ludzie ministra Ziobry. Tak
wynika z doniesień Onetu, „Gazety Wyborczej”, OKO.press i innych mediów.
Na aktywne
współdziałanie z tą grupą ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry nie ma
dowodów, choć są poszlaki. Niemniej odpowiedzialność polityczna szefa resortu
wydaje się niewątpliwa - to on stworzył system i kryteria doboru kadr, w wyniku
których na wysokie stanowiska trafili uczestnicy ostatniej afery, oni wydawali
się Ziobrze najlepszymi wykonawcami jego koncepcji. Urzędnicy MS czy sędziowie
z KRS najwidoczniej tak postrzegali zadania i wymagania, jakie stawiał przed
nimi Zbigniew Ziobro - wszelkimi metodami doprowadzić do przełamania oporu
wobec tzw. reformy sądownictwa. Działania „hejterów” wprost zatem wynikały z
systemu i atmosfery w kierownictwie resortu sprawiedliwości, a nie były
wypadkiem przy pracy.
Strategia była
taka, by sędziów wykończyć rękami sędziów. Łukasz Piebiak, sędzia, były członek
zarządu stowarzyszenia Iustitia, zostając wiceministrem, dostał zadanie, by
przeciągnąć sędziów na stronę „dobrej zmiany” i by z tymi, co nie zechcą, nie
było problemów. Z zadania gorliwie się wywiązywał. Stąd narracja, jaką władza
nadała aferze „farmy trolli w ministerstwie”: że to wewnątrzkorporacyjne spory.
A więc wygląda na
to, że oprócz jawnych prześladowań sędziów - m.in. postępowaniami
dyscyplinarnymi - państwo użyło też podziemnej partyzantki, łamiąc prawo. W grę
wchodzi stalking, pomocnictwo i podżeganie do stalkingu, zniesławienie, a także
nadużycie władzy przez złamanie ustawy o ochronie danych osobowych, które do
hejterów wyciekły z ministerstwa, sądu dyscyplinarnego i sądów. I naruszenie
tajemnicy służbowej. A może i nieprawidłowości w wydatkowaniu środków
publicznych, jeśli hejterka była opłacana z resortowych pieniędzy.
Farma trolli
Dowodów na istnienie zorganizowanej grupy hejterów
dostarczyła „odwrócona agentka” działająca pod nickiem MalaEmi - Emilia Szmidt,
żona sędziego Tomasza Szmidta, pracownika Biura Krajowej Rady Sądownictwa.
Emilia koordynowała rozpowszechnianie pomówień i zachęcała do pójścia ich
śladem dziennikarzy prorządowych mediów.
Z ujawnionych przez
jej pełnomocników materiałów z konta KastaWatch na Twitterze i grupy
dyskusyjnej Kasta na WhatsAppie wyłania się ponury obraz nominatów „dobrej
zmiany”: używają wulgarnego języka, knują, jak zaszkodzić innym sędziom,
posługują się intrygą, donosem, zastraszeniem. Metody rodem z PRL: anonimowe
donosy rozpowszechniane w środowisku, najchętniej obyczajowe, żeby sędziom
walczącym z upolitycznianiem sądów odebrać wiarygodność i moralną legitymację.
A jednocześnie sędziowie z Kasty uważają swoją działalność za wyraz patriotyzmu
i poświęcenia dla sprawy. Nazywają się współczesnymi „żołnierzami wyklętymi”.
Po wybuchu afery
nazwanej „farma trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości” na kilka dni przycichli
na Twitterze. Ale wrócili wpisem: „Jesteśmy !!! Jesteśmy solą w waszym
oku •@gazeta_wyborcza @onetpl @oko_press Jesteśmy jak tajne oddziały AK,
jak Wyklęci! Nie namierzycie nas, a jeśli tak oddamy konto, kontakty i całe
»Archiwum KASTY« swoim!! HONOR i OJCZYZNA• Niech żyje Polska!!
#ZapraszamyDoTanga”.
Ci „wyklęci”,
przybierając kryptonim Kasta, mają jednocześnie świadomość, że są
uprzywilejowaną kastą. Wynagradzani przez władzę za poparcie dla „dobrej
zmiany” kierowniczymi stanowiskami, awansami, dodatkowymi wysokopłatnymi
funkcjami, np. jako członkowie neoKRS, komisarze wyborczy, wykładowcy w
Krajowej Szkole Sędziów i Prokuratorów, egzaminatorzy na aplikacje do zawodów
prawniczych itd. „Wyklęci” to sędziowie, którzy przez lata nie awansowali -
najczęściej z powodu złej oceny ich pracy, ale są przekonani, że odrzucał ich
„układ”: sędziowska elita promująca swoich. Obalenie tego „układu” było dla
nich misją moralną i wyrównaniem krzywd.
Tymczasem sami
stworzyli nowy układ: układ Piebiaka. Od czterech lat wszelkie awanse
sędziowskie i obsadzanie kierowniczych funkcji zależą właśnie od niego:
zdymisjonowanego w zeszłym tygodniu wiceministra sprawiedliwości.
Zdymisjonowanego, bo czyjaś głowa musiała polecieć. Z tym że jego głowa nie
poleciała daleko: został w ministerstwie.
„Dobra zmiana” w sądach powszechnych,
polegająca m.in. na wymianie kierownictw bez dochowania zasady kadencyjności,
wymagała znalezienia poparcia wśród sędziów. Ale ci nie przyłączyli się masowo
do „dobrej zmiany”. Przeciwnie: kontestowali działania władzy, począwszy od
niszczenia Trybunału Konstytucyjnego. Odbyła się więc medialna akcja przeciwko
sędziemu Waldemarowi Żurkowi, wówczas rzecznikowi Krajowej Rady Sądownictwa, i
Andrzejowi Rzeplińskiemu - prezesowi TK, a także sędziom wydającym wyroki nie
po myśli władzy, jak Wojciech Łączewski i Igor Tuleya. Sędziowie nie dali się
zastraszyć: we wrześniu 2016 r. odbył się w Pałacu Kultury Nadzwyczajny Kongres
Sędziów Polskich. Frekwencja przekroczyła wszelkie oczekiwania, były ostre
przemówienia, goście z zagranicy. Widać było, że plan grania na podziałach w
środowisku, by pozyskać znaczące siły dla „dobrej zmiany”, się nie powiódł.
Wtedy na
szyfrowanym komunikatorze WhatsApp powstała grupa Kasta. Jej członkowie
nazywają Łukasza Piebiaka „hersztem”. Do Kasty - według dotychczasowych ustaleń
na podstawie danych z telefonu Emilii - należą: sędzia Łukasz Piebiak (podpisuje
się „MS II”); sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa Jakub Iwaniec,
najbliższy współpracownik Piebiaka w ministerstwie, ukarany dyscyplinarnie za
wulgarne zachowanie na stadionie, przez pewien czas członek ministerialnego
zespołu do zwalczania mowy nienawiści, po ujawnieniu afery z hejtowaniem
odwołany z delegacji do ministerstwa; Tomasz Szmidt, sędzia WSA w Warszawie,
delegowany przez „dobrą zmianę” do NSA, szef wydziału prawnego w nowej Krajowej
Radzie Sądownictwa; Przemysław Radzik (nazywany przez kolegów „Rzeźnikiem”),
były prokurator, prezes Sądu Rejonowego w Krośnie Odrzańskim, od stycznia 2019
r. delegowany do Sądu Okręgowego w Warszawie, zastępca rzecznika
dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych i członek Zespołu ds. czynności
Ministra Sprawiedliwości podejmowanych w postępowaniu dyscyplinarnym sędziów i
asesorów sądowych; Michał Lasota, zastępca rzecznika dyscyplinarnego, prezes
Sądu Rejonowego w Nowym Mieście Lubawskim, członek ministerialnego zespołu
dyscyplinarnego; Dariusz Drajewicz, sędzia, wiceprzewodniczący neoKRS, w ciągu
roku awansował z sędziego sądu rejonowego na wiceprezesa Sądu Okręgowego w
Warszawie i dostał delegację do sądu apelacyjnego; Jarosław Dudzicz, członek
neoKRS, awansowany przez „dobrą zmianę” na prezesa Sądu Okręgowego w Gorzowie;
Maciej Nawacki, z nominacji „dobrej zmiany” prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie
i członek neoKRS; Konrad Wytrykowski, awansowany przez „dobrą zmianę” z Sądu
Okręgowego z Legnicy na prezesa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, a potem do Izby
Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego; Arkadiusz Cichocki, były prezes Sądu
Okręgowego w Gliwicach delegowany do Sądu Apelacyjnego w Katowicach, otrzymał
też funkcję komisarza wyborczego, z której kilka dni temu złożył rezygnację; Ireneusz
Wiliczkiewicz, wiceprezes Sądu Okręgowego w Gliwicach; Rafał Stasikowski, były
prezes Sądu Okręgowego w Katowicach, dziś w NSA; Dariusz Kliś, prezes Sądu
Okręgowego w Jeleniej Górze. Na WhatsAppie występują pod własnymi nazwiskami i
warto je zapamiętać. Po ich awansach i funkcjach można zrozumieć, dlaczego
nazwali się Kastą.
Groźby, fejki,
złośliwości
O istnieniu grupy Kasta na WhatsAppie nikt do czasu
ujawnienia Emi Gate nie wiedział. Teraz też nie wiemy, co konkretnie robiła.
Poza tym, że w jednym z wpisów sędzia Izby Dyscyplinarnej SN Konrad Wytrykowski
proponował wysyłanie do Pierwszej Prezes SN Małgorzaty Gersdorf pocztówek z
napisem „Wypie…j” (zaprzecza, że to on). Dziwnie rymuje się to z naziolskimi
okrzykami pod adresem uczestników marszów równości. A prezes Gersdorf
rzeczywiście dostała takie pocztówki.
Nie wiemy, czy
członkowie Kasty mieli coś wspólnego z hejtem, który dotknął jeszcze w 2016 r.
sędziów Waldemara Żurka, Igora Tuleyę czy Wojciecha Łączewskiego. Wszyscy
dostawali groźby i obraźliwe maile i esemesy, przeinaczone informacje z
prywatnego życia sędziego Żurka dostawały się do prorządowych mediów. Miał też
uszkadzane opony w samochodzie, dom jego rodziców obrzucono jajkami. W świetle
ujawnianych, dzięki Emilii, faktów inaczej też wygląda afera sędziego
Łączewskiego, który miał spiskować na twitterowym fejkowym koncie z Tomaszem
Lisem, jak obalić rząd PiS. Dziennikarzem, który najszerzej i najdłużej
podtrzymywał temat owej afery, jest Wojciech Biedroń z tygodnika „Sieci”,
udzielający się na twitterowej grupie KastaWatch.
Sędziowie
podejrzewali, że inspiratorami niektórych akcji oczerniania mogą być ich
koledzy, bo przeinaczane informacje pochodziły z wewnątrz środowiska - np.
sądu, w którym orzekał konkretny sędzia. Stało się to oczywiste, gdy - niedługo
po jesiennych wyborach samorządowych - na Twitterze pojawiło się konto
KastaWatch. Na KastaWatch oprócz pomówień czy złośliwości pojawiały się też
dokumenty lub cytaty z dokumentów, które musiały pochodzić z teczek sędziów
będących w posiadaniu ministerstwa czy sądów albo akt dyscyplinarnych.
Gdy znany sędzia
Jarosław Gwizdak złożył urząd sędziego, informacja o tym w kilka minut pojawiła
się na koncie KastaWatch, choć miał ją jedynie prezes jego sądu (oczywiście z
nominacji Piebiaka). Podobnie informacje z zeznań prezesa Iustitii Krystiana
Markiewicza i sędziego Bartłomieja Starosty przed rzecznikiem dyscyplinarnym
(członkami grupy Kasta są sędziowie Sądu Dyscyplinarnego Lasota i Radzik).
Natychmiast po sfotografowaniu się sędziów - nie tylko tych rozpoznawalnych -
na zeszłorocznym Kongresie Praw Obywatelskich w koszulkach, które razem
tworzyły napis „Konstytucja”, na KaścieWatch pojawiły się ich nazwiska z
obraźliwymi komentarzami.
Za dobro nie karzemy
Na KaścieWatch udzielała się też popularna twitterowiczka
hejterka MalaEmi. Promowała na swoim koncie np. konta sędziów Radzika i
Dudzicza. Jak wynika z udostępnionych przez jej pełnomocników wpisów, zgłosiła
się na ochotnika do ministra Piebiaka z ofertą, że będzie rozpowszechniać
treści mogące skompromitować sędziów i zachęcać do tego dziennikarzy.
Zaproponowała rozpowszechnienie informacji, że prezes Iustitii Krystian
Markiewicz namawiał swoją rzekomą kochankę do aborcji. Piebiak to zaaprobował i
podał jej prywatny adres Markiewicza i jego partnerki. Od sędziego Iwańca
dostała adres rzekomej kochanki i jej męża. A także informacje o dziecku
Markiewicza: wiek, płeć, gdzie mieszka. Iwaniec napisał, że trzeba „ostro
doje…ć Markiewiczowi, bo to główny rozgrywający kasty” (dla Kasty niekasta jest
kastą). Emilia rozesłała 2,5 tys. maili i listów z donosem. Także do sądów.
Piebiak ją pochwalił. Emilia spytała o podwyżkę, Piebiak obiecał, że pomyśli.
Mamy też jej czat z
sędzią Arkadiuszem Cichockim podpisującym się „Arek Sędzia Gliwice”. Proponuje
jej przekazywanie własnych pieniędzy, dla niepoznaki, na konto jej męża. „Nie
zostawiamy śladów, a Ciebie przecież nie znam. Łukasz dał mi dodatkowe zadania.
Wchodzę w to. Z czasem, zaangażowaniem i portfelem. To żadne poświęcenie,
Polska jest tego warta. Dawaj znać co potrzeba i działamy”. Pieniądze są Emilii
potrzebne - jak pisze - na „drobiazgi dla dziennikarzy”. Jej pełnomocnicy mówią
dziś, że dostawała po sto - do tysiąca - złotych.
Jak to się stało,
że Emilia zdradziła Kastę? Można przypuszczać, że wdała się w romans z sędzią
Cichockim. A gdy się pokłócili, wrzuciła na swoje konto zdjęcie nagiego
mężczyzny bez widocznej głowy i podpisała, że to Cichocki. Sędzia złożył
doniesienie do prokuratury. Ta zabezpieczyła jej telefon. Zaczęły się kłopoty.
Cichocki stracił stanowisko prezesa gliwickiego sądu i popadł w niełaskę. Kasta
odwróciła się od Emilii. Mąż wniósł o rozwód, kobieta straciła utrzymanie i
dach nad głową. Do tego sędzia Piotr Gąciarek wniósł przeciwko niej pozew o
naruszenie dóbr osobistych, za rozpowszechnianie zmanipulowanej informacji, że
z zemsty doprowadził do skazania kochanki. Emilia zwróciła się o pomoc do
Piebiaka, ale ten odmówił. A wcześniej na czacie z MaląEmi pisał: „Za dobro nie
karzemy”, co można zrozumieć jako obietnicę bezkarności.
Pomocy Emilii
udzielili prawnicy działający na rzecz niezależności sądów, adwokaci Konrad
Pogoda i Ewa Stępniak. Emilia ukrywa się przed dziennikarzami, hejterami i
mężem, a jej prawnicy zapowiadają, że mają w zanadrzu jeszcze wiele materiałów
pozyskanych z jej kont na Facebooku i Twitterze oraz z jej telefonu i
komputera. W tym fragmenty z konwersacji grupy Kasta na WhatsAppie. Możemy się
spodziewać np. dowodów na to, że sędziowskie awanse były załatwiane pod stołem
w zamian za przysługi.
Tak działa układ
Pryncypialne stanowisko zajęło prezydium nowej Krajowej Rady
Sądownictwa, a szczególnie jej przewodniczący, sędzia Leszek Mazur. W wywiadzie
dla PAP powiedział: „Jeśli te informacje się potwierdzą, to sędziowie ci
powinni zrezygnować z członkostwa w Radzie. Jeżeli zostanie ustalony udział
sędziów w akcjach hejterskich, to moim zdaniem jest to tak sprzeczne z wymogiem
nieskazitelnego charakteru i etyki sędziowskiej, że nie mogą orzekać w sądach”.
Niestety wszystkie
organy, które mają uprawnienie i obowiązek zbadać tę sprawę, są zależne od
władzy politycznej. Prokuratura, która ma zbadać, czy w Ministerstwie
Sprawiedliwości, któremu szefuje Zbigniew Ziobro, doszło do przestępstwa,
podlega Zbigniewowi Ziobrze. Dla bezpieczeństwa sprawę przeniesiono z rejonu do
Prokuratury Okręgowej w Warszawie, której szefuje zaufany człowiek
ministra-prokuratora Ziobry Paweł Blachowski. Prokuratorzy na wstępie zamknęli
sobie drogę do zabezpieczenia nośników elektronicznych należących do sędziów występujących
na KaścieWatch: zamiast wszcząć śledztwo, wszczęli „postępowanie wyjaśniające”,
w którym nie wolno im zabezpieczać dowodów, a jedynie przesłuchać składającego
doniesienie. Jeśli dowody przestępstw były na nośnikach sędziów - to już ich
nie ma. Albo nie ma samych nośników.
Mając tylko nośniki
Emilii, może być trudno udowodnić, że wpisy pochodziły od konkretnych sędziów.
Ci już to wiedzą i zapowiadają pozwy przeciwko redakcjom, które publikują
materiały o Emi Gate. Zaprzeczają, że prowadzili korespondencje na WhatsAppie i
Twitterze. Sędzia Wytrykowski (ten od pocztówek do Pierwszej Prezes SN)
umieścił na Twitterze oświadczenie: „Nie ulega wątpliwości, że każdy użytkownik
aplikacji WhatsApp jest w stanie stworzyć fikcyjną konwersację grupową”. Taką
wybrał linię obrony.
Rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowanie wyjaśniające,
ale nie tylko w sprawie hejtu. Ogłosił, że zbada też, czy sędzia Markiewicz nie
nakłaniał partnerki do aborcji.
I wreszcie kwestia
ochrony danych osobowych: wyjaśni ją prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych Jan
Nowak, obsadzony na tym stanowisku przez swoich partyjnych kolegów.
Wszyscy teraz mówią
o potrzebie wyjaśnienia sprawy do końca. Pytanie jednak, kto ma ją wyjaśnić,
gdyż wszędzie zasiadają nominaci PiS: w prokuraturze, KRS, w służbach, organach
dyscyplinarnych. Kontrolujący i kontrolowani wywodzą się z tego samego
politycznego środowiska. Przestępstwem jest to, co uznają za takie prokuratorzy
zależni od członka rządu. Na tym polega ten system.
Ewa Siedlecka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz