Polskie nastolatki
Lubią żyletki, głodówki i seksting. Nie lubią za to samych siebie. I jeszcze
rodziców nie lubią, bo przestali się nimi interesować.
ANNA SZULC
Wszystko
zaczęło się od tajnej grupy na Facebooku, którą dla młodych fanek założyła Beata
Andrzejczuk, autorka bestsellerowej serii „Pamiętnik nastolatki”. - To miał
być pozytywny eksperyment. Same nastolatki i ja jedna dorosła, której ufają na
tyle, że są w stanie zwierzyć mi się z tego, czego nie opowiedzą innym dorosłym
- tłumaczy pisarka. Była pewna, że będą pisać głównie o tym, o czym zawsze pisały dziewczyny w tym wieku: o
chłopakach i pocałunkach. Ewentualnie o tym, że ich starzy niczego nie
rozumieją. Dlatego należy się przeciw nim zbuntować. - Tymczasem dziewczyny,
które do mnie piszą, nie buntują się, tylko skarżą się na życie jak zbite
psiaki. Nastolatka pisze, że dostała od matki w twarz za to, że poszła sama do
ginekologa. Chciała mieć tabletki, bała się ciąży. No i teraz się tnie. O tym
właśnie piszą - że gdy jest im źle, zadają sobie rany żyletkami - mówi
Andrzejczuk.
Dostaje takie listy codziennie.
Jak ten od 15-letniej Zosi: „Proszę poprosić Lenkę, by więcej się nie cięła”.
Albo od Justyny: „Natknęłam się na żyletkę na ulicy, taką zakrwawioną.
Uśmiechnęłam się lekko na jej widok, bo wiedziałam, co mogę zrobić w domu i co
zrobię”.
Justyna przyznaje, że tnie się
regularnie od września. Poza tym nie je, to znaczy je, ale tylko raz na dwa
dni. I przypala się zapalniczką. A jej chłopak Tomek za dużo ćpa. Mamie o tym
nie powie. Mama lubi Tomka, chwali go za to, że jest miły i świetnie się uczy.
Andrzejczuk odkryła jeszcze coś
bardziej szokującego. - Dorośli o swoich dzieciach nie wiedzą nic - mówi.
Nalot na klasę
- Pewnie, że nic - potwierdza 14-letnia
Karolina, gimnazjalistka z miasteczka na Dolnym Śląsku, autorka mikrobloga
(wstęp do niego mają wyłącznie jej znajomi) poświęconego cięciu się,
przypalaniu i odchudzaniu. I dodaje: - Wy po prostu nie chcecie nic o nas
wiedzieć.
Pod koniec lutego w gimnazjum
Karoliny nauczyciele zrobili nalot na dziewczyny, widać ktoś im coś wygadał.
- Kazali nam podciągnąć rękawy i pokazać nadgarstki. I co? I pstro - uśmiecha
się drobna blondynka o twarzy anioła.
Choć efekty nalotu okazały się
mizerne, to w gimnazjum i tak odbyła się pogadanka dla rodziców. Dyrektorka
się postarała, przygotowała statystyki. - 13,3 proc. polskich nastolatków
dysfunkcyjnie używa internetu. Z pornografią w sieci zetknęło się 67,3 proc. z
nich, a 21,5 proc. doświadczyło cyber przemocy - czytała policyjne i naukowe
dane. Mówiła, że dzisiejszą młodzież interesuje wyłącznie chorobliwe
odchudzanie się, wódka i narkotyki.
- Kontakt z wódką - recytowała
dalej - ma już 68 proc. nastolatków. Prawie co drugi polski nastolatek zapalił
marihuanę. Aha, jest jeszcze nowe uzależnienie: alkoreksja. Piją, proszę
państwa, i wymiotują - oznajmiła pedagog ze zgrozą. I śpią ze sobą, prawie co
piąty polski 15-latek wie już, co to seks. Wie też, jak na seksie zarobić. Do
rozbierania się w sieci przyznało się ostatnio 2 proc. młodszych nastolatków,
ló-latków - 5 proc.
Karolinie te wszystkie statystyki
(skserowane przez panią dyrektor dla rodziców) odczytała potem mama przy
kolacji.
- Te wszystkie rubryczki i
procenty, badacze odkryli to i tamto. Tyle o nas wiecie, co powiedzą wam
naukowcy - wkurza się teraz. - Dlaczego rodzice nie zadają swoim dzieciom
pytań wprost? Bo się cykają.
W klasie Karoliny, w której
dziewczyn jest 26, na seksczacie siedzi tylko Ewa. Jej rodzice mieszkają w
Manchesterze, więc dziewczyny nikt nie kontroluje, majtki
przed kamerą zdejmuje za pięć
złotych. Potem włącza Skype’a i opowiada mamie, że w szkole
pochwalono ją za wypracowanie o głodnych dzieciach w Afryce.
Karolina rozumie Ewę, bo jej tata,
choć mieszka w Polsce, ostatni raz zainteresował się na serio tym, co robi
jego córka, gdy szła do komunii. Ostatnio tylko się wydarł, gdy odkrył nagie
zdjęcie córki w jej komórce.
- Seksting, bo tak to się nazywa,
zdarza się dziś w prawie każdej klasie w gimnazjum - zauważa dr Mirosław
Dąbkowski, psychiatra dzieci i młodzieży z Torunia.
- Dziewczyny robią sobie zdjęcia,
bo chcą pokazać, jakie są ładne, chcą zainteresować sobą chłopaka. Potem jest
dramat, bo te zdjęcia oglądają wszyscy. Z wyjątkiem rodziców.
-
Frustracja i bezsilność
Jeśli chodzi o narkotyki, to w
klasie Karoliny prawie nie ma problemu. To znaczy większość popala maryśkę,
ale tylko od czasu do czasu. Codziennie pali jeden chłopiec. Ten, którego
ojciec tłucze sznurem od żelazka. Inne problemy? Dwie 15-latki usunęły ciążę
dzięki tabletkom. Za to na 26 dziewczyn w klasie żyletkami tnie się aż 20!
- Po udach się tniemy, po
brzuchach, czasem po stopach, bo nie widać - wylicza Karolina.
Dlaczego? Bo jest im smutno, czują
taką dziwną niemoc i nie wiedzą, jak sobie z tymi uczuciami poradzić.
Dr Mirosław Dąbkowski: - Nastolatki
szukają w ten sposób ujścia dla swoich frustracji i bezsilności.
A dlaczego nie wykrzyczą głośno,
co ich boli? - Bo nie potrafią. Bo żyją w czasach, gdy komunikacja werbalna
zaczęła zanikać. Rozmowy na podwórku zostały wyparte przez komunikatory
internetowe - wyjaśnia prof. Tomasz Szlendak, socjolog rodziny z UMK w Toruniu.
Ostatnio bardzo modny stał się
portal Tumblr.com. To tutaj na setkach mikroblogów można poczytać, jak się
ciąć, żeby nikt nie zauważył, ale żeby bolało. Są przepisy, jak zrobić sobie
krwiaki, by wyglądały jak po upadku z roweru. Albo jak jeździć na deskorolce,
by skręcić nogę. Lub ile tabletek można za jednym razem popić wódką. To nic, że
można przez to umrzeć.
Ktoś powie: ech, skąd my to znamy,
przecież to tylko młodzieńcza nadwrażliwość i skłonność do przesady. Już nie.
To są dramatyczne komunikaty, które dzieciaki, jak nigdy wcześniej, wysyłają
do
dorosłych. Robią to w tak
drastyczny sposób, bo nikt nie nauczył ich wyrażać emocji inaczej. Nikt już z
nimi dziś nie rozmawia twarzą w twarz. „Klikają” tylko z kolegami na portalu -
twierdzi Lucyna Kicińska, pedagożka i koordynatorka Telefonu Zaufania dla
Dzieci i Młodzieży 116 111 w Fundacji Dzieci Niczyje.
Najświeższe dane: obniżony nastrój
i myśli depresyjne deklaruje konsultantom fundacji czterech nastolatków
dziennie. Myśli samobójcze trzech, doświadczenie lęków kolejnych trzech.
Średnio co dwa dni kontaktuje się dziecko po próbie samobójczej. Telefony na
infolinii dzwonią bez przerwy, codzienność to kilka tysięcy prób połączeń.
Wiele rozmów zaczyna się od pytania: „ Czy wy w ogóle odbieracie? Tkk bardzo
was potrzebuję”. Tymczasem psycholodzy i pedagodzy w fundacji po prostu nie
wyrabiają, odbierają nawet po 500 telefonów dziennie.
- Jakieś 10 lat temu popełniliśmy
błąd, zostawiliśmy dzieci same sobie, oddaliśmy je intemetowi, zarówno jego
jasnej, jak i mrocznej stronie - twierdzi pedagożka. - Co więcej, nie chcemy
tych mroków wcale poznać, jakbyśmy bali się prawdy o sobie i o dzieciakach. A
prawda jest taka: wzorowa uczennica dzwoni na 116 111 i pyta, jak to możliwe,
że jej rodzice nie widzą, że od wielu miesięcy kuleje. A kuleje, bo ma stopy
zryte do krwi od żyletek. Takich historii znam tysiące,
Kicińska zadaje dziś dorosłym
pytanie: kto z was słyszał o tym, co dzieje się na Tńmblr.com albo na Ask.fm?
Czy wiecie, co czytają i co piszą tam wasze dzieci?
Cierpienie w ciszy
Pisarka Beata Andrzejczuk zagląda
na Tumblr.com. - Im bardziej się w to zagłębiam, tym bardziej jestem
przerażona tym, co siedzi w głowach nastolatków - przyznaje. Ale pewnie i ona nie wiedziałaby o Tumblr.com, gdyby nie fanki. Takie jak Natalia, która tnie się, bo mama
ciągle jej mówi, że jest gruba i leniwa. Albo Dominika, która robi sobie rany,
bo w klasie śmieją się z jej nazwiska. Inne mają jeszcze gorzej, choćby
dziewczynka z padaczką, u której ataki nasiliły się, odkąd jej koledzy do
perfekcji doprowadzili zadawanie bólu gumką recepturką.
- Skala przemocy w szkole jest
ogromna i mocno zakamuflowana. Najgorsze znowu jest to, że dzieci milczą na
jej temat - przyznaje Lucyna Kicińska z FDN. Niedawno trafi la do jednego z
warszawskich gimnazjów, w którym rówieśnicy dręczyli kolegę dlatego, że miał
długie włosy. - Ten chłopiec, jak większość dzieci doświadczających przemocy
rówieśniczej, cierpiał w ciszy. Nie miałby zresztą komu się poskarżyć, bo jego
rodzice, lekarze, pracowali od rana do nocy - wspomina. Sprawa wyszła na jaw
dopiero wtedy, gdy chłopak wrócił do domu brutalnie pobity.
- Milczenie dziecka, jego
wycofanie się często oznacza depresję - zauważa dr Mirosław Dąbkowski. Już
kilka lat temu polscy psychiatrzy odkryli, że zaburzenia depresyjne miewa co
drugi nastolatek. Z innych badań wynika, że prawie połowa uważa się za nieszczęśliwych,
a także bezsilnych wobec tego, co ich otacza. Blisko co trzeci przyznaje, że
rodzice rzadko z nim rozmawiają.
- Co nie przeszkadza nam jednocześnie
wychwalać swoje potomstwo przed obcymi. Ludzie chwalą się: „Moje dziecko jest
świetne, nie ma problemów” - irytuje się znana psycholog dziecięca Dorota Zawadzka.
- Uczy się, nigdzie się nie szlaja. Rodzice udają, że nic nie widzą albo są po
prostu nieuważni. Zupełnie nie ma w nich gotowości, by powiedzieć: „Moje
dziecko sobie nie radzi, tnie się, łyka leki”.
Z innej
planety
Zdaniem Zawadzkiej dorośli
traktują nastoletnie dzieci, jakby były z innej planety: - Kiedy ich pytam: „Jakiej muzyki słucha wasze dziecko?”
mówią: „Obrzydliwej”. „Ale o czym?”. „Nie słuchamy”. „A jakie książki czyta?”,
„O matko, o jakichś wampirach”. Ale o jakich, nie wiedzą.
Zawadzką ostatnio zdumiała matka,
której córka przeraźliwie schudła. Kobieta jak mantrę powtarzała: „Nie,
nie, to nie anoreksja, córeczka dba o linię”.
- Inną zapytałam, czyjej córka gra
w tenisa - mówi dalej psycholog. - Zapytałam, bo nosi frotki. Matka na to, że
taka moda. A ja wiem, że pod frotkami ukrywa blizny.
Prof. Tomasz Szlendak uważa jednak, że rodzice nie są w stanie w
pełni kontrolować swoich dzieci. - Zwłaszcza ci wykształceni, lepiej sytuowani
dają nastolatkom autonomię. Oni nie zmuszą dziecka do rozebrania się na ich
oczach i pokazania, czy nie ma sznytów na udach - uważa socjolog. Przyznaje, że ryzykowne zachowania
przydarzają się często dzieciom z tzw. dobrych domów. - Te dzieci chodzą do
szkół, w których jest konkurencja i presja, a na dodatek należy wyglądać jak
Ken i Barbie - tłumaczy.
Jego zdaniem nastolatki potrafią
ukrywać swoje sekrety również dlatego, że nie chcą się otwarcie buntować
przeciw swoim starym. Bo to mogłoby oznaczać kary, np. odcięcie od pieniędzy.
A to dzięki kasie rodziców stać ich na markowe buty i smartfona. Czyli na to,
co sprawia, że nie czują się odrzucone przez kolegów. Przynajmniej przez nich.
Nie w
porządku
- Mnie naprawdę mocno zadziwia, że
te dzieciaki są tak bezradne wobec tego, co im się przydarza. Co więcej,
gdy próbuję je namówić do szukania pomocy, a naprawdę bardzo chciałabym im
pomóc, odmawiają. Jakby nie wierzyły, że cokolwiek da się zmienić - zauważa
pisarka Beata Andrzejczuk.
Dlatego w połowie marca napisała
list do ministerstwa edukacji. Zapytała urzędników, czy wiedzą, że dzieci w
polskich szkołach masowo się wyniszczają. Na odpowiedź wciąż czeka.
Marzy mi się też list do rodziców.
Chciałabym, by się obudzili, przetarli oczy. By wreszcie zaczęli rozmawiać z
dziećmi bez udawania, że wszystko jest w porządku - kończy Beata Andrzejczuk.
- Nie jest w' porządku. Jest tak źle, że za chwilę dzieci, które dziś tną się
po stopach, mogą zacząć podcinać sobie żyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz