Wiceszef nadzoru
finansowego omal nie zginął, bo przeszkadzał w praniu pieniędzy mafii. Napad
zaplanowano w siedzibie SKOK Wołomin, wykonawcą był członek miejscowego gangu. Kto
naprawdę stał za napadem i za pralnią z Wołomina?
Wojciech Cieśla
Dziwna
to afera: SKOK Wołomin udzielał kredytów „słupom”, podstawionym ludziom. Ale -
co ciekawe - „słupy” w większości kredyty spłacały. ABW i prokuratura zatrzymują
w tej sprawie coraz więcej podejrzanych, w areszcie siedzą szef rady
nadzorczej, pani wiceprezes i dyrektor wydający decyzje kredytowe. Ostatnio za
kratki powędrował sam prezes, Mariusz G. Część „słupów” już została skazana.
Ale od półtora roku nie padła odpowiedź na pytanie: po co brać kredyty na
fałszywe dane i potem je spłacać? Dokąd wędrowały pieniądze ze SKOK?
„Newsweek”już w ubiegłym roku
alarmował, że SKOK Wołomin (druga największa spółdzielcza kasa
oszczędnościowo- -kredytowa w kraju, 70 tysięcy klientów, ponad 2 mld zł
aktywów) może być pralnią brudnych pieniędzy. Teraz dotarliśmy do ludzi,
którzy znają częściowa rozwiązanie zagadki kredytów zaciąganych i spłacanych
m.in. przez bezdomnych. Według ich wersji w SKOK Wołomin zainwestowali ludzie
związani z tzw. starymi gangami: pruszkowskim i wołomińskim. Bezwzględni i
czujący się na tyle bezkarnie, by zlecać egzekucje państwowych urzędników.
W aferze SKOK Wołomin nie chodzi
o „słupy”, tylko o to, kto za nimi stał. I kogo
zasiliły wyłudzone pieniądze.
Przychodzi
obszczany klient
Początek września, centrum Warszawy,
boczna sala w restauracji. Nasz rozmówca, nazwijmy go X, nawet specjalnie nie ukrywa, że nagrywa rozmowę: - Na
wszelki wypadek. Zbieram kwity i nagrania, zabezpieczam się. Po co się z panem
spotykam i o tym mówię? Żebym miał możliwość
przekazania różnych złodziejskich historii. Część informacji dobrze
zabezpieczyłem, na wypadek gdyby coś mi się stało. Martwię się o rodzinę. Nie
chcę być „zdmuchnięty” na ulicy w jakimś wypadku, 'la k, boję się, że mnie
zabiją. Ze będą chcieli mnie porwać. Albo dzieci. Porwać i zakopać gdzieś w
lesie. Bo to nie są zagubieni malwersanci. To są bardzo dobrze ogarnięci i
bardzo groźni bandyci.
Według X (i prokuratury) oficjalni
główni aktorzy afery to prezes, pani wiceprezes i szef rady nadzorczej: Mariusz G., Joanna P., Piotr P. - to oni nadzorują proceder, który polega na tym,
że związani z tą trójką ludzie ściągają chętnych do brania kredytów w SKOK w
zamian za „parę groszy”. „Słupy” dostają fałszywe dokumenty, m.in. zaświadczenia
o zarobkach, i wędrują z nimi do SKOK.
Mówi X: - Przy mnie na notariusza
czekało 20 „słupów”. Po kredyty. Zastawiali nieruchomości na niby, bo każdy z
aktów notarialnych, które pokazywali w SKOK, był fałszywy, żaden z nich nie
podawał prawdy. Ludzie, którzy nigdy nie pracowali w danej firmie, pokazywali
zaświadczenia, że są w niej prezesami. Okazywało się, że Jan Kowal spod budki
z piwem, lat 31, obszczany klient, ma zaświadczenie, że zarabia 37 tysięcy na
rękę. Jako prezes. Spółki są wymyślone, ale na pieczątce na zaświadczeniu jest
telefon. Zawsze działa telefon, przy którym dyżuruje wynajęta dziewczyna. Ktoś
ze SKOK Wołomin dzwoni, pyta: czy pan Kowal pracuje w państwa firmie? Tak,
brzmi odpowiedź, pełni funkcję dyrektora zarządu. Zarabia 50 tysięcy. Żeby
dostać kilka milionów kredytu, trzeba było pokazać zaświadczenie o tego rzędu
zarobkach.
WSI pomaga
Siedziba SKOK w Wołominie:
zielony, ciasny, piętrowy budyneczek przy ulicy Legionów. B., inwestor
giełdowy, bywalec imprez z aresztowanym prezesem: - Bywały miesiące, że pod budynkiem
brakowało miejsc parkingowych. Samochód znanego biznesmena Marka F., samochody
kilku innych grubych ryb. Cała Warszawa waliła tam drzwiami i oknami.
Mówi X: - Zawsze można było wejść,
nawet kiedy kasa była zamknięta. „Słup” pukał, ktoś otwierał mu drzwi i wpuszczał
do środka. Z tym że to nie była siedzi
ba SKOK, tylko lewe biuro,
kawiarenka vis-a-vis
kasy. Tam m.in. załatwiano „słupom” lewe
papiery. Lokal nazywał się Mała Czarna, zarejestrowany był na rodzinę
Krzysztofa A.
Mówi Y, inny świadek: - Krzysztof
A. latał u „Klepaka”, znaczy robił kiedyś dla gangu wołomińskiego. Bandzior.
Gdy po raz kolejny wyszedł z więzienia, został głównym załatwiaczem „słupów”.
Sprawdzamy: od 1992 r. do 2008 r.
Krzysztof A., z wykształcenia kucharz, bezrobotny, aż 21 razy trafiał za
kratki. W latach 90. miał wąską specjalizację - kradzieże polonezów metodą na
wykałaczkę [łamak do zamków samochodowych - przyp. red.]. Sześciokrotnie
skazywany za kradzieże i włamania oraz składanie fałszywych zeznań. W swoich
dokumentach Centralny Zarząd Służby Więziennej nazywa go dosadnie: recydywista
penitencjarny.
Mówi X: - Na logikę systemem
wyłudzania kredytów powinien kręcić prezes. Ale nie on był tam najważniejszy.
Mózgiem tej historii jest Piotr P., szef rady nadzorczej, były wysoki rangą oficer Wojskowych
Służb Informacyjnych. To od niego zależało, czy ktoś mógł pójść do prezesa,
czy nie. W SKOK Wołomin był tak ważny jak prezydent i premier razem wzięci.
Prezes przy większych kredytach mawiał: idę do Piotrka i rzucimy tu zaraz ileś
kredytów. Był ostrożny, nie podpisywał się pod niczym śmierdzącym, choć to w
jego rękach spoczywały najważniejsze decyzje. Wszystko brała na siebie pani
wiceprezes. Z kolei Piotr P. mawiał: naszym przyjaciołom zawsze możemy pomóc.
Latał prywatnym odrzutowcem, jego spółka Hydrobudowa miała wejść w tym roku na
giełdę tylnymi drzwiami. To robiło wrażenie. Czuli się mocni. Na mieście
szeptano, że w SKOK Wołomin siedziało stare WSI. Miałem raz z nimi mały spór,
kiedy poprosiłem o pomoc kogoś, kto znał byłego wiceszefa UOP. Usłyszałem:
„Sorry, nie dam rady”.
„Newsweek” ustalił, że ABW
poszukuje taśm z nagraniami rozmów, jakie na temat systemu „slupów” prowadzi!
Piotr P. Z naszych informacji wynika, że są przechowywane w jednej z
warszawskich kancelarii prawnych.
Krzysztof A. już kilka miesięcy
temu usłyszał zarzuty w śledztwie w sprawie SKOK Wołomin, które prowadzi
Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim.
B., inwestor giełdowy, bywalec
imprez z aresztowanym prezesem: - Wokół prezesa Mariusza G. kręcił się jeszcze
jeden człowiek, związany kiedyś z WSI. Wysoki, łysy. Adam Ch. Kiedyś bohater
afery paliwowej. Takie to było towarzystwo.
Maty Krzyś wkracza do akcji
Mówi X: - Słyszał pan o Małym
Krzysiu? Od kilku lat Krzysztof M., czyli Mały Krzyś, pojawia się w różnych
spółkach. Polskie i zagraniczne. Bywa, że giełdowe. Wcześniej związany z mafią
z Pruszkowa, w którymś momencie znalazł się w
orbicie ludzi ze SKOK Wołomin. Lubi podkreślać, że nigdy formalnie nie był
członkiem gangu.
Mały Krzyś to barwna postać. W
latach 80. właściciel warsztatu samochodowego w Ząbkach pod Warszawą, w nowej
Polsce związuje się z ludźmi z gangu pruszkowskiego. Z zeznań Jarosława
Sokołowskiego, pseudonim Masa, dawnego przyjaciela Małego Krzysia: „Znali go
wszyscy starzy pruszkowscy, ksywkę zawdzięczał niskiemu wzrostowi i grzecznej
powierzchowności. On nie był członkiem grupy, ale pozwalał zarobić,
'wystawiając różne interesy, (...) mam na myśli wyłudzanie samochodów na
kredyt'’.
Mały Krzyś to przez dłuższy czas
prawa ręka olbrzymiego „Masy”. Pomaga mu organizować legendarną dyskotekę
Planeta, gdy „Masa” ma kłopoty ze skarbówką, umawia go z łapówkarzami z urzędu
kontroli skarbowej. Kręci się i załatwia. Dziś ma za sobą sporo wyroków za
różne przestępstwa - od pomocy w fałszowaniu
dokumentów i organizowanie korupcji po wyłudzenie samochodu w leasingu.
Mówi Y: - Z tym wyłudzonym mercem
było śmiesznie, bo Krzyś na którejś z rozpraw ogłosił, że nie mógł oddać
samochodu, bo zabrał mu go „Masa”.
Z zeznań „Masy”, świadka
koronnego, który wsypał cały gang pruszkowski: „Jego branża to były właśnie
kredyty, leasingi. Po prostu jak był problem, to Krzyś go rozwiązywał. (...)
Za to, że działał pod flagą Pruszkowa, miał zielone światło na robienie
interesów i dowolność w ich wyborze, za co płacił mi od 30 do 50 proc. kwot, jakie
zarobił na nielegalnych interesach”.
Mówi X: - Gdy „Masa” został
świadkiem koronnym, ludzie Małego Krzysia jeździli do bliższych, dalszych
znajomych „Masy” i mówili: słuchaj, Jarek chce na ciebie nadawać, jak
przyniesiesz 100, 200 papiera, to jakoś go powstrzymamy.
Dziś warszawska ulica nazywa
Małego Krzysia kasjerem „Pruszkowa”. Z zeznań Jarosława Sokołowskiego wynika, że
żona Małego Krzysia zajmuje się organizacją eventow, spotkań i
konferencji, w tym imprez dla kancelarii premiera. On sam - według „Masy” -
miał się chwalić się, że załatwiał sprawy w skarbówce dla ważnego polityka SLD.
Od Cypru po Londyn
Kolejne spotkanie, koniec
września. Mówi X: - Spytajcie Małego Krzysia, czy załatwiał w SKOK Wołomin
kredyty. Ja wiem o trzech. Po rozliczeniach zostało mu sześć, może koło
siedmiu milionów. Do tego Mały Krzyś załatwił jeszcze kilkanaście milionów
ekstra - oczywiście nie na siebie. Snuł wizję, że z tą kasą zarobi w ciągu
roku 30 milionów. Wciągnął do tego interesu B., znanego inwestora giełdowego.
Poprzez człowieka ze SKOK Wołomin, kumpla Małego Krzysia, obaj dorwali się do
kasy ze SKOK. Zrobili razem kilka, od trzech do dziewięciu, dużych kredytów. Po
co? Być może, żeby wyprać pieniądze.
Opowiem panu anegdotę: któregoś
razu miałem interes do Małego Krzysia, ale go
nie było. - Bawi się w małego drukarza - mówi mi jego kumpel. - Załatwia
pieczątki, operaty, spółki. Wszystko, żeby wyjąć pieniądze. Klient, „słup”, oni
mówili „obszczaniec” nie miał prawa dotknąć tych pieniędzy, tylko dawał kartkę
prezesowej albo dyrektorowi ze SKOK: proszę przelać pieniądze na wskazany
rachunek. Ci ze SKOK, którzy wiedzieli, co się wyprawia, mieli prowizję, 5, 10
procent wartości kredytu.
Wiem, do jakich firm wyszło na całym
świecie 100 milionów. Gdzie one są. Kto i po co rejestrował spółki w Londynie.
ABW na razie tylko o nie pyta, jeszcze nie ma pełnej wiedzy. Każdy z ludzi związanych
z mafią brał pieniądze do swoich spółek. Ta forsa była spłacana. Nikt jej nie
kradł. Nie musiał, chodziło jedynie o wyczyszczenie pieniędzy, wpuszczenie ich
do legalnego obiegu. Dla kogo? Kto był mózgiem tych operacji?
Z B. spotykam się w piątek po
południu: - W życiu nie miałem żadnego kredytu
ze SKOK Wołomin. Śpię spokojnie. To pomówienia - zapewnia, gdy pytam o SKOK i
Małego Krzysia. Przyznaje, że słyszał o powiązaniach
swojego kolegi z mafią pruszkowską, ale podchodzi do nich z humorem.
Po spotkaniu z B. jestem umówiony
na rozmowę z Małym Krzysiem. - Wiem, kto mnie pomawia - mówi. - To wszystko
bzdury i wymysły jednego człowieka. Tak, miałem jedną pożyczkę ze SKOK
Wołomin, ale spłaciłem. Mafia? Cha, cha. Każdego można opluć, jak zacznę o panu
opowiadać, że jest pan pedofilem, to się też w końcu do pana przylepi.
Pan Piotr zleca pobicie
Mówi Y: - W SKOK Wołomin był pełen
miks społeczny. Ku..., złodziej, biskup, cyrkowiec. Kredyty brali ludzie,
którzy kupowali za nie aktywa, nieruchomości na przykład, żeby gdy już pójdą
siedzieć, to po odsiadce za dwa, trzy lata, coś mieć. Takie zabezpieczenie.
Wiosną tego roku pranie pieniędzy przyjęło gigantyczne rozmiary. Za dużo
różnych ludzi wiedziało, co się dzieje w SKOK. Poszły donosy do Komisji
Nadzoru Finansowego. Jeśli dochodzi do sytuacji, że jedzie pan za granicę
i ściąga z Gibraltaru samochody, bentleye i jaguary,
to ludzie obok nie wytrzymują. I donosy ślą. Wiceszef KNF Wojciech Kwaśniak
cały czas nękał SKOK. Obniżył im wysokość kredytów, z czterech
milionów na prawie milion. Potem chciał, żeby już nie udzielali żadnych
kredytów i żeby zrobić tam zarząd komisaryczny. Dla nich zarząd komisaryczny
byłby odcięciem kroplówki. Postanowili działać.
16 kwietnia Wojciech Kwaśniak
zostaje ciężko pobity pod własnym domem. Uchodzi z życiem, trafia na OIOM.
Mówi X: - Jeden z klientów, który
starał się o kredyt w SKOK, widział i słyszał, jak bardzo wysoko postawieni
ludzie w SKOK Wołomin dawali zlecenie mętnemu kolesiowi, bandziorowi, Krzysztofowi
A. Na schodach w SKOK Wołomin jest zawsze tłok, ktoś czeka w sekretariacie, w
cztery osoby tam już jest ciasno. Więc pewnego dnia, wiosną, na półpiętrze
stał sobie człowiek i podsłuchał, jak szef rady nadzorczej, Piotr P., zleca pobicie Kwaśniaka.
Mówi Y: - Przedsiębiorca C., który
robił interesy z Małym Krzysiem, też się wygadał, kto pobił Kwaśniaka. A
raczej, kto wziął to zlecenie. Czy sam Krzysztof
A. bił? Nie wiem. Mógł to zrobić
któryś z jego kumpli.
Kumple Krzysztofa A. to
najczęściej drobni złodzieje. Kiedy policja zatrzymuje jednego z nich, Artura
C,, w kradzionym fordzie, ten wygłasza credo: - Nikt mi nic nie może zrobić.
Wszystko mam w dupie. P...lę całą policję i prokuraturę.
Najprawdziwsza mafia
Mówi X: - Po co ludziom z orbity
„Pruszkowa” wielkie kredyty w SKOK? Po pierwsze w normalnym banku by ich pogonili.
Tir mieli dostęp do pieniędzy. A po co im ta forsa? Żeby wyprać pieniądze z
przestępstw.
Mówi Y: - SKOK zarządzał miliardami.
Wpłacali je ludzie, którzy liczyli na wyższe oprocentowanie. Amber Gold przy tym to pikuś. Tu są struktury mafijne, politycy,
służby, kontrwywiad. Byli bezczelni. W połowie września były zatrzymania
kolejnych „słupów”. Jeszcze tej jesieni robili lewe kredyty. Myślę, że coś
dawało im poczucie bezkarności. Przecież Kwaśniak trafił na OIOM, mógł zginąć.
X: - W SKOK Wołomin siedziała najprawdziwsza
mafia. To jest właściwy trop do wyjaśnienia afery. Dziś mafia może kogoś
zabić, oblać kogoś kwasem, porwać żonę albo dzieci, więc ze świadkami, którzy
potwierdzą tę wersję, może być różnie. Nadzieja w tym, że SKOK-owcy się
rozsypią i zdradzą, kto pociągał za sznurki. Pani wiceprezes właśnie wyszła na
wolność. Ciekawe, co wcześniej opowiedziała prokuraturze.
Kilka tygodni przed aresztowaniem
prezes Mariusz G. urządził wielki jubileusz Kasy. Na balu widać było jednego z
polityków, znajomego prezesa. Dziś na prezesie G. ciąży zarzut uczestnictwa w
gangu.
Czy prokuratura wyłączy ze
śledztwa wątek zorganizowanej przestępczości związanej z „Wołominem”,
„Pruszkowem” i giełdą? To zależy od świadków. A tych gorzowskiej prokuraturze
przybywa w szybkim tempie.
Jak z Pana taki kozak to proszę opisać jak Szejnfeld załatwił sprawy w aferze hazardowej, tak że sprawie ukręcono łeb.Ponadto ten sam facet doprowadził ( pewnie gratis ) do przyśpieszonej zmiany KSH tak aby do puszki nie poszedł znany bogaty Polak. Proszę o tym napisać zobaczymy czy ma Pan odwagę osobiście nie sądzę.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuń