Bez doradców, bez
zaplecza i na politycznej łasce prezesa. Choć Beata Szydło od pół roku jest
premierem, mentalnie wciąż tkwi w rodzinnym Przecieszynie
Michał Krzymowski, Anna Szulc
Lato
2015 r., PiS kroczy po zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Współpracownicy
Beaty Szydło zaczynają pompować balon oczekiwań. - Jeszcze się wszyscy zdziwicie
- sączą dziennikarzom. - Beata nie pozwoli sobą tak łatwo dyrygować. To uparta
córka górnika.
Świat męskiej polityki, ciągną, jej nie przerazi. Stworzy rząd autorski,
będzie twarda. Wszystko ma przemyślane: nawet to, żeby wzorem kanclerz Niemiec
do żakietów nosić spodnie.
Pół roku po przejęciu władzy przez PiS te zapowiedzi brzmią zabawnie.
Nawet życzliwi przyznają, że Beata Szydło jest premierem bezbarwnym, sterowanym
przez Jarosława Kaczyńskiego. Regularnie melduje się w partyjnej siedzibie u
prezesa.
- Beata inaczej to sobie wyobrażała - wzdycha jej znajomy. - Od kilku
miesięcy robi wszystko, żeby nie dać prezesowi pretekstu do podejrzeń. Jeździ
na Nowogrodzką, sama do niego wydzwania, konsultuj e każdą ważną decyzję. A
mimo to czuje, że Jarosław nią gardzi i może unicestwić jednym plaśnięciem,
tak jak kiedyś Marcinkiewicza. Bardzo to przeżywa.
PERORA PROFESORA
Luty. Beata Szydło szykuje się do spotkania ze
śląskimi posłami PiS.
Chce ich zaprosić do kancelarii
premiera i opowiedzieć o rządowym planie dla kopalń. Szydło wie, że górnictwo
to beczka z prochem. Zanim posłowie dostaną zaproszenia, wiadomość o
planowanym spotkaniu dociera do władz klubu PiS. Wtedy nagle Szydło wycofuje
się z pomysłu spotkania. Dlaczego? - Interweniował szef klubu Ryszard
Terlecki, zapewne po konsultacji z naczelnikiem. Zabronił zapraszania posłów
do kancelarii.
- Dlaczego?
- Żeby się nie rozochociła i nie zaczęła budować własnego środowiska -
śmieje się jeden z posłów PiS.
Polityk, który pracował w rządzie PiS w latach 2005-2007: - Wszyscy ministrowie
jeżdżą na audiencje na Nowogrodzką. Do kancelarii premiera mało kto zagląda,
bo i po co? Mam deja vu, jest jak za
Marcinkiewicza. Wtedy Ziobro przyjeżdżał do niego raz na dwa tygodnie. A gdy
premierem został Jarosław, nagle się okazało, że spraw do omówienia jest
tyle, że Zbyszek musi bywać w kancelarii codziennie.
Jeden z ministrów (prosi o anonimowość): - Dziś to Beata zabiega o
dobre relacje z Ziobrą czy Macierewiczem. Być może ma nadzieję, że nie będą
jej oczerniać u prezesa. Na posiedzeniach rządu nikt z nią nie polemizuje, bo
wszyscy wiedzą, że Beata jest tylko długopisem, który porusza się w granicach
instrukcji Jarosława. A, i jeszcze raz na jakiś czas prof. Gliński raczy panią premier swoimi perorami. On jako jedyny
ma potrzebę przypominania Szydło o swojej ważności.
Ile dziś znaczy głos szefowej rządu, wie nawet polityczny nowicjusz
Witold Bańka, minister sportu. Jeden z jego współpracowników opowiada
„Newsweekowi”, że Bańka chciał dofinansować budowę akademii Legii Warszawa,
ośrodka treningowego w Grodzisku Mazowieckim. W skali budżetu to drobna suma
(chodzi o kilkanaście milionów złotych), ale minister woli poprosić szefostwo
o zgodę.
- Myślicie, że wpisał się do
kalendarza pani premier? Nie, pojechał do prezesa. Musiał go zapewnić, że
szefowie Legii nigdy na nas nie pluli. Jarosław w końcu skinął głową - opowiada
nasz rozmówca.
PREZES GROZI PALCEM
Siedziba PiS, Jarosław Kaczyński opowiada
współpracownikom o spotkaniach z Beatą
Szydło. Jest zdenerwowany: - To jak rzucanie kamieni do wody. Ja coś do niej
mówię, ona ciągle potakuje, a potem cisza, nic się nie dzieje!
Pytamy działaczy PiS z Nowogrodzkiej (to oni opowiadają nam tę scenę)
o sprawy, w których szefowa rządu stawiała prezesowi opór. Według nich
zbuntowała się przy ustawie kompetencyjnej, która przekazuje wicepremierowi
Mateuszowi Morawieckiemu nadzór nad sześcioma państwowymi instytucjami i
spółkami. Kaczyński miał żądać zmian jeszcze przed zaprzysiężeniem rządu, ale
ustawa została przyjęta przez rząd dopiero 15 marca, a do Sejmu przesłano ją
po kolejnych trzech tygodniach. - Jarosław dostał białej gorączki. Uznał, że
to zabawa w kotka i myszkę i że nie będzie się dłużej patyczkować z Beatą.
Postanowił ją publicznie zdyscyplinować - wspomina jeden z działaczy.
Reprymenda została udzielona w wywiadzie dla tygodnika „wSieci”: Kaczyński
oświadczył, że powołanie rządu było eksperymentem i że pojawiły się „resortowe
kłopoty, które muszą zostać twardą ręką przełamane”. A na pytanie o relacje z
Szydło odparł: „Pani premier na pewno tym premierem chce być”. Później upokorzył
ją po raz drugi: gdy Szydło przyjechała na Nowogrodzką, Kaczyński poświęcił
jej sześć minut. Zrugał ją za zbyt wolne tempo reform i odesłał do pracy.
Człowiek z Nowogrodzkiej: - Jarosław ma pretensje o wszystko. Dlaczego
minister finansów tak się szarogęsi? Gdzie uszczelnienie VAT, program mieszkaniowy? Co ze zmianami w podatkach? Ostatnio
wściekł się, że Szydło opowiada na konferencjach o jakimś programie
„Gospodarka plus”. „Jaka gospodarka plus? Przecież to plan Morawieckiego, tak
mamy mówić!”.
PRZEDSZKOLE Z UJAZDOWSKICH
Poseł sympatyzujący z Szydło: Może to wszystko
wyglądałoby inaczej, gdyby Beata miała poważniejsze
otoczenie. Spójrzcie na doradców poprzednich premierów:
profesorowie od analizy socjologicznej, ludzie biznesu, dawni opozycjoniści
zahartowani w podziemiu, PR-owcy, którzy zjedli zęby na partyjnej polityce.
Atu jest przedszkole.
Gabinet polityczny Beaty Szydło, którym kieruje minister Elżbieta
Witek, rzeczywiście wygląda skromnie. To lista ludzi nagrodzonych za
działalność dla partii. Wśród asystentowi doradców premier RP przeważają ludzie
znikąd: jest 23-letni student Piotr Mazurek, starszy o dwa lata Michał Kania z Telewizji Republika. Magdalena
Beyer, powiatowa radna z Pruszkowa. Magdalena Milczarczyk też do tej pory
pracowała etatowo w PiS. Jacek Ozdoba, warszawski radny PiS, do niedawna
zajmował się interpelacjami w sprawie dziur w jezdniach. Najbardziej znany
wśród doradców jest Rafał Bochenek, partyjny wodzirej z Wieliczki. - Gdyby
mierzyć polityczne wpływy czasem spędzonym z panią premier, to razem Z witkową byłby
w czubie. Do powiedzenia nie ma nic, ale ładnie się uśmiecha - mówi działacz z
Nowogrodzkiej. - Dostał jeszcze na boku fuchę, jest małopolskim koordynatorem
do spraw Światowych Dni Młodzieży. To błąd. Jeśli na SDM wydarzy się coś
złego, to Rafał się nie pozbiera. Jeśli, nie daj Boże, dojdzie tam do
tragedii, to ktoś pójdzie siedzieć.
Na liście asystentów i doradców w KPRM jest Natalia Grządziel, była makijażystka
prezesa Kaczyńskiego.
Barwniejszą postacią w tym gronie jest Paweł Rybicki, kiedyś znany jako
bloger Rybitzky. Zasłynął tym, że po cichu odpowiadał za media społecznościowe
Andrzeja Dudy w jego kampanii prezydenckiej, a w oficjalnych publikacjach
krytykował prezydenta Komorowskiego.
ANEGDOTA? O BEACIE?!
Wśród nowych ludzi w szefostwie kancelarii znalazł się
Paweł Majewski, do niedawna dziennikarz „Rzeczpospolitej”. Jest pełnomocnikiem
rządu ds. Światowych Dni Młodzieży. - Zestresowany młody człowiek. Nie dziwię
się. Wszyscy myśleli, że
ŚDM to samograj, a okazało się, że
to jakaś mina - uważa jeden z naszych rozmówców.
Inny sekretarz stanu, Paweł Szefermaker, trafił do kancelarii w nagrodę
za sprawne przeprowadzenie kampanii PiS w sieci. - Zdolny chłopak. Pomoże założyć
konto na Snapchacie, ale na wielką politykę jeszcze ma czas. Zresztą to człowiek
zorientowany na Joachima Brudzińskiego, a nie na Beatę.
Wśród konstytucyjnych ministrów Szydło może liczyć na cztery osoby: Annę
Zalewską (MEN), Henryka Kowalczyka (komitet stały), Andrzeja Adamczyka (infrastruktura) i Pawła Szałamachę (finanse).
Ale każda z nich jest zajęta swoimi sprawami. Do tego los dwóch ostatnich wisi
na włosku.
- Adamczyk ma wielu wrogów, a
alergia prezesa na Szałamachę jest legendarna. To człowiek na pograniczu
politycznego autyzmu. Powiedzmy sobie jasno, Beata nie ma żadnego środowiska -
przyznaje jeden z posłów.
Działacz PiS z Małopolski (wiele miesięcy pracował z Szydło), kiedy
pytamy go o dykteryjki na temat szefowej rządu, milknie i długo wpatruje się w
ścianę kawiarni: - Anegdoty o Beacie? Oj, to nie takie proste. Dajcie
pomyśleć.
Dzień później, rozmowa przez telefon: - Nie, jednak nie dam rady. O
niej nie ma żadnych dykteryjek. Jest,
jaka jest. Na waszym miejscu pojechałbym w jej rodzinne strony, może tam coś
wam powiedzą?
Być może więcej niż o tym, jaka prywatnie jest Beata Szydło, można by
powiedzieć ojej kolekcji słynnych broszek. Ale te broszki to ścierna. - Nigdy
nie byłam fanką broszek. Jak prawie każda kobieta jakieś miałam, ale nie był
to gadżet, który specjalnie lubiłam. Pomysł narodził się w kampanii wyborczej
- wyznała Szydło w jednym z wywiadów.
CUDA W PRZECIESZYNIE
Beata Szydło mieszka w Przecie- szynie w gminie
Brzeszcze w województwie małopolskim. W marcu 700 metrów wybojów,
które prowadziły do domu Szydłów, znienacka zamienia się w gładki asfalt.
Utwardzenie drogi odbywa się w trzy dni, chociaż nie ma go w planach gminy.
Skąd wzięło się prawie 140 tys. złotych? Burmistrz Brzeszcz Cecylia Ślusarczyk
nie rozmawia o drodze z dziennikarzami. Przysyła nam suchy komunikat:
„Wykonanie zadania zostało poprzedzone zapytaniami ofertowymi rozpisanymi 1
marca”.
- Wszystko tajne przez poufne, zero konsultacji społecznych. Bali się
buntu czy co? - zastanawia się Grzegorz Andruszko, radny miejski z Brzeszcz. O
tym, że gmina wyremontowała drogę, dowiedział się z telewizji. Resztę
dopowiedzieli mu sąsiedzi. Że panowie z BOR, którzy w niedzielę sprawdzają
ludziom kieszenie przed kościołem (ale tylko gdy premier wybiera się na
mszę), zwierzyli się, że wszystko przez oponę prezydenta, która wybuchła na
autostradzie. Chodzi o to, żeby rządowe limuzyny nie wpadały w dziury.
Drogę do pani premier wyasfaltowała Agencja Komunalna, gminna spółka z
Brzeszcz. Żona prezesa agencji od lutego jest szefową nowego biura poselskiego
Beaty Szydło w Oświęcimiu.
„Dobra zmiana”, która wyniosła
Szydło do rządu, zaskakująco często dotyka znajomych pani premier. Do rady nadzorczej
spółki zarządzającej Stadionem Narodowym trafiła Sabina Bigos-Jaworowska,
dyrektorka szpitala w Oświęcimiu. Z Szydło zna się od dwóch dekad. Gdy Szydło
pracowała w ośrodku kultury w Brzeszczach, Bigos-Jaworowska była szefową
tamtejszej przychodni.
- Stadion? Wystarczy, że pojawi
się w Warszawie raz na miesiąc. I już zarabia kilka tysięcy - mówi nam nieoficjalnie
urzędnik Ministerstwa Sportu.
- A że się nie zna na sporcie? A
musi się znać?
ULUBIENICA OJCA RYDZYKA
Inny protegowany Szydło, Radosław Włoszek, jej były
asystent i nauczyciel historii, kieruje od
niedawna portem lotniczym Kraków-Ba- lice. Nie ma żadnego doświadczenia w
branży lotniczej, na kierowniczym stanowisku pracował w Centrali Zaopatrzenia
Hutnictwa w Katowicach. Od niedawna jest za to członkiem rady nadzorczej TVP.
Inny kolega Szydło z podstawówki Zdzisław Filip, kiedyś kopalniany kowal,
objął posadę prezesa spółki z grupy Tauron. A Waldemar Klisiak, słynny hokeista
z Oświęcimia, dziś radny powiatowy PiS, został doradcą ministra sportu. Z
kolei Magdalena Szczerbowska z biura Szydło w Brzeszczach otrzymała stanowisko
w kancelarii premiera.
Z rodziną Szydłów przyjaźni się Ewa Filipiak, była burmistrz Wadowic.
Tuż przed zeszłorocznymi wyborami Regionalna Izba Obrachunkowa podejrzewała
ją o działalność na szkodę miasta, a do prokuratury trafiło doniesienie o przestępstwie.
Filipiak może jednak spać spokojnie, bo od pół roku sprawuje mandat posła.
Początki ma raczej nieśmiałe: zero wystąpień, zero pytań, interpelacji,
oświadczeń. Głosuje tak jak partia.
W czasach gdy Szydło rządziła gminą Brzeszcze, mówiono o niej, że jest
osobą powściągliwie antyklerykalną. Miejscowi księża wyrzucali jej bierność.
W 2007 r., tuż po tym jak weszła
do PiS, podczas głosowania w Sejmie nad poprawką do konstytucji gwarantującą
ochronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci, Szydło wstrzymała się od
głosu.
- Czy pani słucha Radia Maryja? - zapytali ją w tamtych czasach
dziennikarze.
- Nie.
- Czy jest zapraszana na toruńskie „Rozmowy niedokończone”?
- Nie.
Dziś zapewne powiedziałaby inaczej. Przy kolejnych próbach zmiany prawa
aborcyjnego Beata Szydło głosowała już za zaostrzeniem ustawy. Pod koniec marca
przyznała w radiowej Jedynce, że jest za całkowitym zakazem aborcji. Z czasem
zaczęła gościć też w Radiu Maryja, stając się jedną z jego ulubienic. -
Niedawno zleciła urzędnikom znalezienie formuły, dzięki której toruńska
uczelnia dostanie dofinansowanie z budżetu - twierdzi rozmówca zbliżony do
radia.
EDWARD NOSI WIADRA
Bez wątpienia i wahań blisko Kościoła są synowie Beaty Szydło: 22-letni
Błażej, student medycyny, i 24-letni Tymoteusz, kleryk. Obu rodzina posłała do
Liceum Pijarów, szkoły z internatem w Krakowie. O szkole chętnie plotkują
sąsiedzi Szydło - że internat stał się koniecznością, gdy Beata wyjechała do
Warszawy robić politykę.
Liceum Pijarów to szkoła elitarna. Obowiązkowe mundurki, modlitwa na
pierwszej lekcji i na ostatniej. Msza raz w tygodniu.
Błażej nie wyróżniał się w liceum, w gimnazjum wygrywał konkursy wiedzy
o Biblii. O nim z całej rodziny wiadomo najmniej.
Tymoteusz to kleryk aktywny, podpisywał listy przeciwko promocji satanizmu
w TVP. Przygotowuje się do święceń kapłańskich. Ostatnio w
seminaryjnej gazetce wypowiedział się za pełną ochroną życia poczętego.
Jeszcze kilka miesięcy temu na Facebooku Błażej Szydło miał profil, na
którym opublikował swoje zdjęcie z koleżanką. Dziś trzeba nie lada umiejętności,
żeby go odnaleźć. Podobnie jak artykuły Tymoteusza Szydły. Informacje o
rodzinie giną w sieci. - To zasługa Pawła Szafernakera - nie kryje dumy nasz
rozmówca z kancelarii. - Beata chce chronić rodzinę. Paweł zadbał o to, żeby
to, co już trafiło do sieci, skutecznie się w niej rozpłynęło.
Tylko informacji o mężu Edwardzie nie udało się usunąć. - Strasznie
wielkie chłopisko, o łagodności dziecka, i
taki kruchy w środku - opowiadała dziennikarzom dyrektorka szkoły w Nawsiu,
Krystyna Paryś (mąż pani premier pochodzi z Nawsia).
Szydłowie biorą ślub w latach 80. Nie mają związków z opozycją. W latach
90. Edward zakłada KLD, do dziś uważany jest za liberała. Jedną kadencję jest
radnym, ale szybko odchodzi z polityki. To on zajmuje się domem i dziećmi.
Szydłowie żyją dziś na odległość.
Ona wyprowadziła się do stolicy, bryluje w świetle reflektorów, w eleganckich
garsonkach, z broszką. On został w Przeciszewie, gdzie polują na niego paparazzi. Tabloidy skrzętnie donoszą, gdy znów wybierze się do
lumpeksu. Albo gdy będzie nosić po obejściu ciężkie wiadra pod okiem
znudzonych BOR-owców.
Z GŁOWĄ W BRZESZCZACH
Mówi pracownik kancelarii premiera: - W sensie
mentalnym Beata nigdy nie wyjechała z rodzinnych stron. Przecieszyn w niej siedzi, ta specyficzna okolica, ni to
Małopolska, ni to Śląsk. Zauważcie, jeśli już gdzieś jedzie z mniej oficjalną
wizytą, to do domu opieki w Kętach, po sąsiedzku. Jeśli do kancelarii
przyjeżdżają z Polski dzieci na Święto Flagi, to są to dzieci z okolic pani
premier. W tym ciśnieniu, w jakim działa, musi mieć punkt, którego się trzyma,
który przypomina jej stare życie. To chyba jest rodzinny dom.
Beata Szydło kilkanaście dni temu była ze swoją pierwszą premierowską
wizytą w USA. Kalendarz politycznych spotkań był wyjątkowo skromny, znalazł
się czas na odwiedzenie amerykańskiej Częstochowy, w której, jak rzadko kiedy,
mówiła od siebie - od serca i bez kartki: - Nie mogłam tu nie przyjechać, żeby
z wami porozmawiać, uścisnąć dłonie i żeby się wam pokłonić. I nie ukrywam, że
nie mogłam tu nie przyjechać, skoro ojciec przeor jest z mojej miejscowości.
Współpraca Wojciech Cieśla
Wpisuję broszka, a tu temat polityki, ją to chyba do każdego tematu można podczepić.
OdpowiedzUsuń