Amerykanie i Francuzi
zarobią na budowie, Rosjanie na dostawach węgla. Polakom zostaną kary za tony
emitowanego do atmosfery C02 i drogi prąd
Radosław Omachel
Formalnie budowa
potężnego bloku węglowego w Ostrołęce toczy się żwawo, według modnego ostatnio
harmonogramu: w październiku dygnitarze uroczyście wbili pierwszą łopatę. Ale
dopiero w grudniu zarząd kluczowego inwestora, państwowej spółki Energa,
zezwolił na rozpoczęcie prac.
Pół tysiąca hektarów w gminie Rzekuń wykarczowano i otoczono płotem.
Wybrany z górą rok temu wykonawca, konsorcjum amerykańskiego General Electric i
francuskiego Alstomu, pali się do roboty. Ale elektrowni nie ma za co budować.
Z powodu braku pieniędzy projekt ślimaczy się od lat, poprzedni rząd
priorytetowo potraktował budowę dwa razy większej Elektrowni Opole II. PiS
odgrzało zakurzony pomysł i rozpoczęło szukanie funduszy.
DAWAĆ KASĘ!
28 stycznia minął
ostateczny termin, w którym
gdańska Energa i poznańska Enea, państwowe spółki energetyczne, miały zebrać
pieniądze. Energa wyłożyła co najmniej miliard złotych, drugi dorzuciła Enea.
Ale na budowę potrzeba trzy razy więcej.
Wiadomo, że w bankach komercyjnych budowniczowie Ostrołęki nie mają
czego szukać. Stawianie elektrowni węglowej u progu trzeciej dekady XXI wieku w
unijnym kraju zakrawa na seppuku: biznesowe, ekologiczne i
wizerunkowe. Nawet BGK, czyli państwowy bank do zadań specjalnych, odprawił ich
z kwitkiem. W końcu nawet największy fan tej inwestycji, minister energii
Krzysztof Tchorzewski, na grudniowym szczycie klimatycznym w Katowicach
przyznawał nie wprost, że jej biznesowy sens jest wątpliwy. Ale mimo to należy
ją zrealizować.
Wytrychem, który ma otworzyć worek z pieniędzmi na budowę, jest rynek
mocy. To rodzaj opłacanej przez konsumentów prądu premii finansowej dla firm
energetycznych za utrzymywanie w gotowości mocy wytwórczych na wypadek
gwałtownego wzrostu popytu, np. podczas letnich upałów czy silnych mrozów. Pod
koniec grudnia Energa wywalczyła na jednej z aukcji rynku mocy solidną premię
dla Ostrołęki: za udostępnienie 852 MW mocy w nowym bloku zażyczyła sobie 203
tys. zł od megawata rocznie. Łatwo policzyć, że w ciągu 15 lat (na tyle opiewa
umowa) dołożymy do działania nowej elektrowni blisko 2,6 mld zł. Czy to wystarczy,
żeby zapewnić jej rentowność?
Raczej nie. Analitycy Domu Maklerskiego mBanku jeszcze rok temu
oceniali, że nowy blok przyniesie grubo ponad 2 mld zł strat. - Ale sytuacja na
rynku wyraźnie się zmieniła. W sprzyjających okolicznościach nowy blok węglowy
w Ostrołęce przyniesie niewielkie straty albo nawet wyjdzie na zero - zaznacza
Kamil Zgliszcz, analityk DM mBanku.
Bardziej sceptyczni są eksperci szanowanego londyńskiego think tanku Carbon Tracker. Według nich
zagwarantowanie nowej siłowni w Ostrołęce 2,6 mld zł wsparcia w ciągu 15 lat
to za mało. Dopiero przy dwukrotnie wyższym dofinansowaniu wyjdzie na zero.
Z czysto biznesowego punktu widzenia budowa nowego bloku Ostrołęki to
nonsens. Mniejszościowi akcjonariusze Energi i Enei próbowali ją zablokować albo pozbywali się akcji. A jeden z
nich, proekologiczna fundacja Client Earth, pozwał
zarządy obydwu firm za działanie na ich szkodę.
Ostateczny termin na zebranie funduszy minął i nadal nie wiadomo, czym
skończy się poszukiwanie kapitału na kontrowersyjną inwestycję. Nieoficjalnie
wiadomo, że po korzystnej dla Energi aukcji rynku mocy do gry wrócił BGK. Wraz
z dwoma innymi państwowymi bankami, PKO BP i Pekao SA, miałby udzielić Enerdze
i Enei sporego kredytu. - Z uwagi na ograniczenia wynikające z Prawa bankowego
nie możemy udzielić odpowiedzi na zadane pytania - odpowiada Tomasz Bogusławski
z biura komunikacji Pekao SA.
Budowę ma ubezpieczać PZU, współwłaściciel Pekao SA. Szefem działu
zajmującego się oceną ryzyk inwestycyjnych jest tam Konrad Tchorzewski, syn
ministra.
Przy stole negocjacyjnym pojawiła się też największa spółka
energetyczna, czyli PGE, która wprawdzie nie ma w budowie Ostrołęki żadnego
interesu, za to też jest pod nadzorem Krzysztofa Tchorzewskiego. - Będę mocno
zdziwiony, jeśli mimo wszelkich wątpliwości co do sensu tej inwestycji plan
finansowy nie zostanie z pomocą państwowych banków dopięty. Ostrołęka to
polityczny matecznik Tchorzewskiego. Klapa budowy oznaczałaby dla niego
katastrofę - mówi menedżer wysokiego szczebla z PKO BP.
Pięćdziesięciotysięczną Ostrołęką w ostatnich latach rządził prezydent z
PiS. Nie udało mu się wprawdzie przekonać kolegów Tchorzewskiego z Ministerstwa
Infrastruktury do poprowadzenia przez miasto trasy ekspresowej Via Baltica, ale rząd na pocieszenie obiecał obwodnicę. No i
dał 35 mln
zł na budowę Muzeum Żołnierzy Wyklętych.
To jednak grosze w porównaniu z pomnikiem energetyki węglowej, który
szykuje minister Tchorzewski. Nowy blok, Ostrołęka C, ma stanąć obok dwóch
przestarzałych bloków A i B. Pracę ma w nim znaleźć tysiąc osób, a w trakcie
budowy - nawet kilka tysięcy. Ostrołęka ma zarabiać na daninach i podatkach do
15 mln
zł rocznie. Pytanie tylko, jak długo to potrwa?
KLIMAT DO INWESTYCJI
Ukończone niedawno
dwa 900-megawatowe bloki węglowe w
Elektrowni Opole II mają pracować mniej więcej do 2060 r. Nowa Ostrołęka nawet dłużej. Technicznie to możliwe.
Szkopuł w tym, że eksploatację takich instalacji szybciej może zablokować
polityka klimatyczna UE.
Większość naukowców od klimatu twierdzi, że jeśli temperatura na Ziemi
wzrośnie o więcej niż 1,5 stopnia względem poziomu sprzed ery przemysłowej,
Ziemię czekają gwałtowne i kosztowne zmiany klimatyczne. Dlatego UE forsuje
plan redukcji emisji gazów cieplarnianych i zastępowania paliw kopalnych
odnawialnymi źródłami energii. W roku 2020 udział OZE w produkcji energii ma
wynosić minimum 20
proc. Większość krajów naszego regionu założenia na 2020 rok
zrealizowała z wyprzedzeniem. Tymczasem Polska, jak pokazuje przedstawiony
niedawno raport NIK, nie ma na to szans. Przez lata udział OZE rósł do blisko 12 proc. w 2015 r.
Niestety, potem spadł w okolice 11 proc. To skutek m.in. krucjaty polityków PiS
wymierzonej w lądowe farmy wiatrowe. Skutek jest taki, że po 2020 r. będziemy
musieli importować zieloną energię zza granicy. Albo płacić słone kary.
Komisja Europejska chce dalej zaostrzać regulacje klimatyczne, a w 2050
r. europejska gospodarka ma się stać bezemisyjna: ilość emitowanych do
atmosfery gazów cieplarnianych ma się zbilansować z tym, co pochłania
środowisko naturalne, głównie lasy.
Idea wydaje się utopijna, ale tylko na pozór. Owszem, 80-procentowe
zredukowanie emisji w stosunku do 1990 r. będzie niezwykle kosztowne, ale
uzależniona od zewnętrznych dostaw ropy i gazu UE zaoszczędzi biliony euro na
imporcie tych paliw.
Kolejne polskie rządy długo udawały, że problemu z uzależnieniem naszej
energetyki od węgla nie ma. Jeszcze niedawno była premier Beata Szydło mówiła,
że górnictwo i węgiel to przyszłość polskiej gospodarki. Tę politykę boleśnie
zweryfikował wzrost kar za emisję dwutlenku węgla. Od jesieni 2016 r.
uprawnienia do emisji tony C02 podrożały z 6 do 25 euro, windując
koszt produkcji prądu z węgla. Tylko w tym roku za tuszowanie przez rząd
podwyżek cen energii zapłacimy ok. 9 mld zł. To koszt utrzymania
przedwyborczej fikcji.
Z czasem produkcja prądu z węgla będzie coraz droższa, podczas gdy
miliardy euro lokowane w wielu krajach w rozwój zielonej energii będą obniżać
jej ceny. Już teraz prąd z węgla nie jest konkurencyjny cenowo wobec energii z
morskich farm wiatrowych, a z lądowymi przegrywa sromotnie.
Skoro więc za budową nowego bloku węglowego w Ostrołęce nie przemawia
ani ekologia, ani ekonomia, to co?
DROGA NA OSTROŁĘKĘ
Według najnowszej
argumentacji ministra Tchorzewskiego wymaga tego solidarność europejska.
- Bez nas, bez Finlandii i Szwecji kraje nadbałtyckie nie mogłyby zsynchronizować
swoich systemów energetycznych z UE. Więc takie działania musimy podejmować -
mówił niedawno o Ostrołęce C.
Minister miał na myśli integrację systemów energetycznych na obszarze
UE. Tyle że budowa Ostrołęki ma z tym niewiele wspólnego. Kilka lat temu Litwa
wybudowała połączenie kablowe ze Szwecją. Od 2015 r. taki sam kabel łączy Litwę
z Polską. I nie ma potrzeby go rozbudowywać. Litwa nie jest zainteresowana drogim
polskim prądem z węgla.
Także z punktu widzenia polskiej gospodarki Ostrołęka nie wydaje się
niezbędna. Północno-wschodnia część Polski jest słabo uprzemysłowiona, popyt na
energię jest tam umiarkowany. Z powodzeniem zaspokajajągo dotychczasowi
dostawcy, w tym wybudowane niedawno dwa bloki kogeneracyjne (wytwarzają energię
elektryczną i ciepło jednocześnie) w Płocku i Włocławku. - W pobliżu Ostrołęki
nie ma złóż węgla, więc trzeba go będzie sprowadzać z innych regionów. Przy
okazji będzie to wymagało sporych inwestycji w remonty trakcji kolejowej - mówi
Jan Rączka, były szef Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, ekspert Forum
Energii. A że z Ostrołęki zdecydowanie bliżej jest do
Grodna niż na Śląsk, to można założyć, że spora część z 280 wagonów, które
codziennie będą zaj eżdżać na bocznicę przy nowym bloku, dotrze tu ze Wschodu.
Innymi słowy: minister Tchorzewski promuje Ostrołękę jako projekt pomyślany w
interesie naszych nadbałtyckich sąsiadów. Tyle że skorzysta na nim głównie
Rosja.
W tej układance jest jeszcze jeden element. Personalny.
SAMI SWOI
Początek stycznia. Na posiedzenie rady nadzorczej
Jastrzębskiej Spółki Węglowej wdzierają się związkowcy. Pacyfikują obrady,
rozganiają zebranych. Powód? Obsadzona przez ministra Tchorzewskiego rada
nadzorcza zabrała się za przemeblowanie zarządu. W kilkanaście minut pracę
straciło dwóch bliskich współpracowników prezesa Daniela Ozona.
Ozon, menedżer mianowany na szefa JSW już przez ekipę PiS, trafił na
kapitalny dla spółki okres. Jej główny towar, węgiel koksowy, drożeje.
Kopalnie mają potężne zyski, które JSW odkłada na trudne czasy, dzieląc się też
nimi z górnikami.
W ubiegłym roku Tchorzewski wpadł na pomysł, żeby wykorzystać kilkaset
milionów złotych zaskórniaków JSW, by odkupić akcje firmy budowlanej Polimex-Mostostal od Energi, Enei i kilku innych spółek energetycznych. Uwolnione
środki miałyby zasilić budowę Ostrołęki C. Prezes Ozon dał jednak
Tchorzewskiemu do zrozumienia, że jego priorytetem są interesy JSW, a nie zakup
Polimeksu-Mostostalu.
To uratowany przez państwowe spółki energetyczne od bankructwa Polimex-Mostostal uchodził za faworyta ubiegłorocznego przetargu na budowę
Ostrołęki C. - Dla rynku było jasne, że koncept budowy Ostrołęki C wiązał się z
reanimacją Polimeksu. Kontrolowana przez państwo spółka budowlana miała
dostać kontrakt na budowę dużej państwowej elektrowni. Pieniądze zostałyby w
rodzinie - mówi osoba z branży.
Tyle że Polimex
mocno przelicytował z ofertą na ponad 9 mld
zł. W przeliczeniu na 1 MW koszt budowy węglowego bloku przez upaństwowioną
firmę miał być porównywalny z kosztem postawienia siłowni jądrowej.
Polimex-Mostostal
powstał z połączenia firm Polimex i siedleckiego Mostostalu. Rządzą nim ludzie powiązani z
Siedlcami, rodzinnym miastem Krzysztofa Tchorzewskiego, lidera lokalnych
struktur PiS. Obecny prezes Krzysztof Figat kierował miejskim Zakładem
Utylizacji Odpadów w Siedlcach w czasach, kiedy miastem rządziło PiS. A po 2015
r. zrobił błyskotliwą karierę w państwowych spółkach, przechodząc kolejno
przez stołki wiceprezesa PGNiG Termika i prezesa Enei Wytwarzanie.
Elektrownia Ostrołęka C ma być gotowa do użytku w 2023 r.
Bardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuńOgólnie każdy z nas na pewno ma prąd w domu i ja nie wyobrażam sobie życia bez niego. Dlatego również zdecydowałem się na to, aby mieć jak najtańsze rachunki. Wybrałem ofertę od https://poprostuenergia.pl/prad-dla-domu/ i teraz już wiem co to oznacza płacić niższe rachunki za prąd.
OdpowiedzUsuńJa teraz wiem, że bardzo fajnie na pewno sprawdza się fotowoltaika i również na poważnie rozważam jej montaż. Jak czytałem na stronie https://fajnyogrod.pl/porady/fotowoltaika-dla-domu-jaka-firme-wybrac-na-co-zwrocic-uwage-_wp20/ to teraz już wiem na co mam zwrócić uwagę i jaką firmę do montażu fotowoltaiki wybrać.
OdpowiedzUsuńAkurat jeśli mówimy o prądzie to moim zdaniem bardzo fajnym pomysłem jest posiadanie instalacji fotowoltaicznej. Z pewnością mogę polecić firmę http://inovativ.pl/ która również i u mnie bez najmniejszego problemu zajęła się projektem oraz montażem całej fotowoltaiki.
OdpowiedzUsuńAkurat ja za bardzo się nie znam na prądzie i staram się samodzielnie również żadnych prac nie wykonywać. Dlatego właśnie za każdym razem wzywam elektryka http://elektryk.i-lodz.pl/ aby wiedzieć dokładnie, że każdy problem zostanie rozwiązany.
OdpowiedzUsuńOgólnie kwestie elektryczności są bardzo ważne i ja jestem zdania, że warto do tego typu prac mieć zaufanych fachowców. Jak dla mnie świetnie się współpracuje z elektrykiem z firmy https://www.warszawa-elektryk.pl/ i na pewno każdemu go polecam.
OdpowiedzUsuńTo prawda prąd jest bardzo ważny w naszych domach i niestety jak to ze wszystkim to i z prądem zdarzają się awarie. Właśnie dlatego ja zawsze mam numer do elektryka https://wzu-energpol.pl/ i dziś już wiem, że jego wybór był doskonałym pomysłem.
OdpowiedzUsuń