Przeszkadza nam cudza
uroda, bogactwo i pozycja. Drażni, gdy ktoś ma lepiej niż my, chcielibyśmy mu
to odebrać. To o nas mówi przysłowie o psie ogrodnika.
RENATA KIM, EWELINA LIS
No
nie, to już przesada - kiedy Barbara, emerytowana nauczycielka spod Łodzi,
zobaczyła na portalu Pudelek.pl
zdjęcia Kasi Tusk ze słuchawkami za tysiąc
złotych na uszach, aż zagotowała się ze złości. Przecież ona za taką sumę żyje
cały miesiąc. A tamta niby skąd ma? Zarobiła? Czy może tatuś jej kupił? Więc nie
wytrzymała i napisała, co o Kasi myśli: że wcale nie jest ładna, a słuchawki
niewarte swojej ceny. Anonimowo napisała, bo wtedy człowiek może być szczery.
Nie jej jednej się ulało: pod
tekstem o superdrogich słuchawkach panny Tusk błyskawicznie pojawiło się blisko
półtora tysiąca komentarzy. Ludzie narzekali, że nie mają co do garnka włożyć,
a ona za ich pieniądze kupuje drogie gadżety. Biega sobie, a za nią stado
BOR-owców biega, za ich podatki. Do niczego się ta dziewucha nie nadaje, nos ma
brzydki, po tacie.
Pani Barbara przyznaje, że zazdrości
premierównie życia. Jej i tym wszystkim muzykom, celebrytom i dzieciom znanych
ludzi, którzy nic nie robią, tylko biegają i się lansują. - Ale jak tu nie być
zazdrosnym, gdy człowiek całe życie haruje, a na nic go nie stać? Czy to
sprawiedliwe? - pyta.
Jest rozgoryczona. Siedzi sama w
domu, bo mąż dawno zostawił ją dla młodszej, a dziecko na studiach, i z nudów
grzebie w internecie, czasem coś skomentuje. Na przykład walnie mściwie pod
informacją o rozwodzie znanej aktorki: „Dobrze, że mąż Cię zostawił,
zobaczysz, jak to jest”. Przez chwilę czuje ulgę.
Cudzy sukces boli
Dlaczego zazdrościmy? Nie tylko
Polacy, wszyscy. - Nie wiadomo. Być może zazdrość i zawiść mamy zapisane w
genach. Nie ma takich badań, ale nie można tego wykluczyć - mówi prof. Zbigniew Zaleski, psycholog, autor książki „Od zawiści do
zemsty. Społeczna psychologia kłopotliwych emocji”. Pewne jest jego zdaniem
jedno: to brzydkie uczucie zaczyna się rozwijać bardzo wcześnie. Rodzice porównują
swoje dzieci z innymi: Krzyś jest większy, ma ładniejsze śpioszki. Dzieci też
porównują: ja mam klocki Lego, a ty nie, jestem lepszy. - Od najmłodszych lat
jesteśmy uczeni zazdrościć, a później jest już tylko gorzej i w końcu te
emocje potrafią się rozwinąć do niewyobrażalnych rozmiarów. Mogą nawet
doprowadzić do zabójstwa - wzdycha profesor.
Bogna Dowgiałło, socjolog emocji z
Uniwersytetu Gdańskiego, dodaje: zawiści uczy też szkoła. Kiedy prowadziła
badania w trójmiejskich gimnazjach, okazało się, że aż 80 proc. badanych
uczniów zna to uczucie. - Szczególnie było to widoczne w klasach, w których
zbliżały się testy kompetencji. Uczniowie wiedzieli, że to gra o sumie zerowej.
Jeżeli kolega wygra, to ja stracę, bo on mi zabierze miejsce w lepszym
liceum. Często to rodzice zachęcają do niezdrowej konkurencji, pytając: a co
dostała z testu Agnieszka? Dlaczego ty masz gorszą ocenę? - wyjaśnia socjolog.
Zajęła się badaniem zawiści, bo
-jak żartuje - sama jest straszną zazdrośnicą i próbuje z tym walczyć.
- Chciałabym wyjaśnić, skąd się u
mnie wzięła i zrzucić winę na |j uwarunkowania zewnętrzne: kulturę,
społeczeństwo - mówi.
Prace badawcze są trudne, bo ludzie wstydzą się o tym
mówić. - Prowadzimy obserwacje metodą analizy konwersacyjnej. Słuchamy, jak
ze sobą rozmawiają, sprawdzamy, kto komu przerywa, kiedy pojawia się krępująca
cisza. Ktoś pyta: „Co słychać?” rozmówca
odpowiada, że jego córka dostała się na Oksford. I wtedy następuje
charakterystyczna reakcja: „Tak? Aha, no świetnie” mówi ten pierwszy i kończy
rozmowę - tłumaczy socjolog.
To częsty scenariusz: gdy ktoś
zaczyna opowiadać o swoich sukcesach, inni szybko zmieniają temat albo ucinają
dyskusję. A nie robią tego, gdy ktoś narzeka.
- To ewidentny przykład Schadenfreude, bardziej cieszą nas rozmowy, z których wynika, że komuś
się nie powiodło - podsumowuje Dowgiałło.
Zaznacza, że w Polsce zazdrość
jest często mylona z zawiścią, a to są przecież dwie różne rzeczy. - Zazdrość
to uczucie, które wypływa z chęci zdobycia bądź utrzymania jakiegoś pożądanego
obiektu: nowych butów czy dobrej pracy. Może być motywująca, bo człowiek,
który zazdrości, bardziej się stara, by coś osiągnąć - tłumaczy.
Z zawiścią jest inaczej: nie
chodzi o to, by ten pożądany obiekt zdobyć, tylko o to, by kogoś go pozbawić. -
To jest postawa psa ogrodnika, kiedy więcej wysiłku wkłada się w to, by inny
miał gorzej, niż żeby poprawić własną sytuację. Polacy bywają takimi psami
ogrodnika.
Stawa irytuje
Piotr, 30-letni specjalista ds.
marketingu, przychyla się do tezy, że z zawiścią człowiek się rodzi. Odkąd
pamięta, zastanawiał się, w czym i dlaczego inni są od niego lepsi. Dostawał
szału, gdy mieli coś, czego on nie posiadał, choćby psa z rodowodem. Wmawiał
sobie wtedy, że mógłby to wszystko mieć, nawet lepsze, ale nie chce.
Nie może też znieść widoku
szczęśliwych ludzi: - Jak widzę fotki znajomych, którzy pojechali razem na
wakacje, krew mnie zalewa. Myślę sobie: czemu ja nie mam wokół siebie ludzi, z
którymi mógłbym wyjechać? Zaczynam złośliwie komentować: „Schowaj brzuch,
grubasie”, dla niepoznaki dodając na końcu uśmiechniętą buźkę. Ze niby żart -
opowiada.
Celebrytom nie zazdrości, w każdym
razie nie wszystkim. - Uwielbiam Rowana Atkinsona, więc gdy dowiaduję się, że
ma kolekcję drogich samochodów, nie przestaję śmiać się z jego skeczy. Gorzej
jest z Justinem Bieberem. Nie lubię go, ale jak zaczyna jeździć lamborghini, to
zaczynam go nienawidzić. Myślę, że nie zasługuje na taki supersamochód. Nie
umie przecież śpiewać - tłumaczy zawiłość swoich uczuć Piotr.
Zasadniczo ludzie znani budzą
dzikie emocje, zwłaszcza ich pieniądze. Maciej Zieliński, były koszykarz Śląska
Wrocław, reprezentant Polski, a teraz poseł PO, wiele razy słyszał
nieprzychylne komentarze na temat kosmicznych sum, które rzekomo zarabia. -
Ludzie zapominają, że moja forma, a więc też zarobki, to efekt hektolitrów
potu wylanego na treningach - mówi.
Norbi, piosenkarz i prezenter
radiowy, jest przekonany, że najgorzej mają artyści. Wie nawet dlaczego:
kolorowa prasa pisze o nich tak, jakby wszystko dostali za darmo. - I Polacy
myślą potem: wyjdzie taki na scenę, zaśpiewa trzy piosenki i jest milionerem -
mówi.
Inna sprawa - dodaje - że spora
część środowiska podkręca atmosferę. - Te wszystkie celebrytki niepotrzebnie obnoszą
się. z sukienkami za 15 tysięcy i torebkami za 8. Ludzie, którzy czytają takie
plotki, nie mają pojęcia, że te ciuchy i gadżety są zwykle wypożyczone.
Rafał Maślak, tegoroczny Mister
Polski, na własnej skórze odczul, jak działa ten mechanizm. - Ludzie zazdroszczą
mi samochodu, bo gdzieś przeczytali, że dostałem go z salonu, ale już nie
doczytali, że mi go wypożyczono. I tylko na rok. Podobnie było z garniturem
Prądy, który pożyczyłem od znajomego, bo nie miałem w czym iść na oficjalną
imprezę. Zaraz pojawiły się artykuły, że Maślak ma na sobie 50 tysięcy, i
zaczęła się fala hejtów - wspomina. Czasem dostaje SMS-y, że taki wygląd jak
jego powinien być karalny, ale wydaje mu się, że to raczej żart niż prawdziwa
zazdrość.
Za to Anna Kalata, była minister
pracy za rządów PiS, nie ma wątpliwości: dobry wygląd może być powodem zawiści.
Ileż to nasłuchała się uwag, gdy już po odejściu z polityki schudła blisko 40
kilo i z pulchnej urzędniczki zmieniła się w atrakcyjną kobietę. - Mówiono
mi: do czego to podobne, w takim wieku nie przystoi być chudym. To nienormalne,
to grzech - opowiada.
Kasia Tusk nie odpowiedziała na
e-mail z prośbą, by porozmawiać o ludzkiej zawiści.
Bogactwo drażni
Nie ma jednak wątpliwości, że
najbardziej drażni Polaka cudze bogactwo, prawdziwe i domniemane. Widać to
m.in. po rosnącej z roku na rok liczbie donosów do skarbówek. W Warszawie w
2008 r. było takich donosów 219,
a w ubiegłym już 526. Tylko w ostatnim roku wzrost
wyniósł 25 proc. W Lublinie jeszcze więcej: 40 proc., a w Krakowie 20 proc.
Spora część donosów jest pisana
przez „sąsiadów”. Ich autorzy są zwykle zaniepokojeni tym, że człowiek
mieszkający obok zbyt szybko się wzbogacił. Piszą: pewnie oszukuje na
podatkach. Do urzędu skarbowego w Krakowie trafiły w ostatnim czasie m.in.
takie epistoły: „Mówiąc o wystawnym życiu właścicieli, mam na myśli: (...),
zakup nowego samochodu, posiadanie szpanerskich gadżetów, częste niczym
nieskrępowane zabaw w nocnych lokalach”. Albo: „Mając na utrzymaniu 3 dzieci w wieku studenckim i 2
dorosłych, posiadając 3 samochody dobrej marki i stale remontując dom,
jeżdżąc na wakacje, nie można pozwolić sobie na to z pensji”.
Inspektorzy nie chcą dywagować,
czym kierują się donosiciele. Sugerują tylko, że nie chodzi o sprawiedliwość
ani tym bardziej troskę o finanse państwa. Raczej o to, by wylać żółć i
utrudnić sąsiadowi życie. Co ciekawe, większość takich informacji okazuje się
nieprawdziwa.
Wiesław Gałązka, ekspert od kreowania
wizerunku: - Melchior Wańkowicz powiedział kiedyś: „Szewc zazdrości kanonikowi,
że został prałatem”. My mamy coś takiego: jesteśmy leniwi, sami nie potrafimy,
ale będziemy robić wszystko, by drugiemu się
nie udało. Zamiast zapytać sąsiada, jak to robi, że krowa daje mu 10 litrów mleka, będziemy
się modlić, żeby zwierzę mu zdechło - ironizuje.
Zawiść nierozerwalnie wiąże się z
inną typowo polską cechą - podejrzliwością:
- Mówi się, że pierwszy milion
trzeba ukraść. Szukałem takiej frazy w języku angielskim, bo wydawało mi się,
że to przyszło z zewnątrz, i okazało się, że nie ma. To jest czysto polskie
przekonanie, że jak ktoś coś ma, to na pewno ukradł. To mechanizm silnie
napędzający zawiść - ocenia prof. Bogdan Wojciszke, psycholog z
SWPS.
Władza
szczuje
Dr Piotr Osęka, historyk z Instytutu
Studiów Politycznych PAN, który zajmuje się głównie okresem PRL, nie umie
powiedzieć, czy dziś Polacy są bardziej zawistni niż kilkadziesiąt lat temu.
Na pewno w tamtych czasach zazdrościli bliźnim innych rzeczy niż teraz. -
Wartością nie były pieniądze, ale wpływy i przywileje władzy, które były
niedostępne dla zwykłych ludzi. Wszystkie te ośrodki rządowe za wysokimi
murami, sklepy za żółtymi firankami ze specjalnym zaopatrzeniem były obiektem
zazdrości przeciętnych obywateli.
Co ciekawe, w czasach PRL ci, którzy
mieli pieniądze, czyli tzw. prywatna inicjatywa, nie obnosili się z nimi, tak
jak robią dzisiejsi przedsiębiorcy. - Kiedy w latach 50. prywaciarze kupowali
sobie na Zachodzie samochody, to je potem w Polsce przerabiali. Wkładali te
potężne silniki w karoserie warszawy z obawy, że sąsiad doniesie władzy, a ta
przywali domiar - opowiada dr Osęka.
Na zawiści majątkowej oparta była
antysemicka kampania w marcu 1968 r.
- Dopóki mówiono o spisku Żydów z
Amerykanami, ludzi to nie ruszało. Ale gdy nasycono propagandę opowieściami o
bananowej młodzieży, dzieciach rewizjonistów, które jeżdżą limuzynami tatusia
do szkoły i noszą drogie ubrania z butików, lud się wściekł. I rozpętała się
antyżydowska nagonka.
W PRL - dodaje historyk - zazdroszczono
tym, którzy mieli dobry zawód: górnikowi, stoczniowcowi, zaopatrzeniowcowi.
Był nawet taki dowcip: mężczyzna, któremu ktoś nadepnął w tramwaju na nogę,
krzyczy: „Pan nie wie, kim ja jestem! Kierownikiem sklepu mięsnego!”. A ktoś z
boku szepcze: „On tak naprawdę jest profesorem
na uniwersytecie, ale ma manię wielkości”.
- Bycie inteligentem w PRL wiązało
się tylko z jednym przywilejem: możliwością zagranicznych wyjazdów - tłumaczy
dr Osęka. - Inteligentowi zazdroszczono łatwości otrzymania paszportu i znajomości
świata. W Polsce, która aż do czasów Gierka była krajem zamkniętym, światowość
była przedmiotem zawiści.
- Czy komuś zazdroszczę? - zastanawia
się chwilę dr Osęka. - Tak. Największa zawiść mnie bierze, gdy czytam książki
kolegów i myślę sobie: „Kurczę, jak on to napisał! Dlaczego ja wcześniej nie
wpadłem na to, by to zbadać?”. Ale przepracowuję w sobie tę zawiść, gratuluję
koledze szczerze. I nie piszę paszkwilu, w którym udowadniam, że jego tezy są
fałszywe.
Odwaga irytuje
Norbi: - Oczywiście, że znam
uczucie zazdrości. Spotykam Donatana i Cleo, przybijam z nimi piątkę, a w
środku myślę: „O kurde, kiedyś też miałem taki sukces”. Albo znowu słyszę w
radiu chłopców z zespołu Enej i rośnie mi gula. Czemu nie mnie tak często
puszczają? Zazdrość jest, szczególnie wobec ludzi z branży, ale nie życzę
nikomu, by mu się noga powinęła.
Aktorka Monika Jarosińska po
przegranych w 2005 r. polskich eliminacjach do konkursu Eurowizji, długo nie
mogła przeboleć, że nie udało jej się dostać do finału.
- Zajęłam drugie miejsce, pierwsze
zdobył Ivan Komarenko. Oglądałam go potem w telewizji i myślałam:
„Cholera, mogłam tam być”. Potem dałam sobie spokój, nie warto, przyjdą inne
sukcesy - wspomina.
Sandra Borowiecka, blogerka i
dziennikarka „Uważam Rze” przyznaje, że zazdrości ludziom, którym udało się
coś osiągnąć. Głównie dziennikarzom i pisarzom, bo to jej wymarzona kariera.
Ale szybko przypomina sobie, że doszli do tego ciężką pracą. - Polacy zbyt
często o tym zapominają. Nie widzą drogi,
która wiodła do sukcesu - mówi. Nad swoją zazdrością umie zapanować, nie zżera
jej od środka, tylko motywuje do pracy.
Kilka dni temu założyła na
Facebooku stronę o nazwie Pomnik Hejtera Polskiego. - Jest tyle hejtu w sieci,
że chwilami robi się to niebezpieczne. Więc razem ze znajomymi postanowiliśmy
się wobec tego zdystansować, żeby nie zwariować - tłumaczy ideę pomnika.
Borowiecka zna siłę internetowej
nienawiści. Zaczęło się od tego, że rok temu rozesłała do wielu redakcji w
Polsce list, w którym pisała, że opuszcza kraj z poczuciem porażki, bo nikt
nie chciał jej tu dać porządnej pracy. - Najpierw zostałam bohaterką, chwalono
mnie, że miałam odwagę powiedzieć to, co myśli wielu młodych ludzi. Ale już
kilka dni później za to samo obrzucano mnie wyzwiskami. Do dziś punktuje się
mnie za każde słowo, za każdą złą minę, źle uczesane włosy, wytyka, że jestem
beztalenciem i nie mam prawa osiągnąć sukcesu.
Dlaczego budzi aż taką złość? - Bo
odważyłam się wystąpić w roli osoby, która opowiada historię swojego
pokolenia. Wyjechałam do Londynu, podejmowałam ryzyko, próbowałam coś zmienić.
A powinnam siedzieć cicho i narzekać, wtedy nikt by się nie czepiał -
diagnozuje.
Zazdrość rani
Czy można się zazdrości i zawiści
wyzbyć?
- Teoretycznie jest to możliwe, ale
wymaga ogromnej pracy, wielu lat terapii - nie pozostawia złudzeń prof. Zbigniew Zaleski.
- Trzeba zrozumieć, jak bardzo te
uczucia są negatywne. Trzeba się dowiedzieć, dlaczego nas tak kole w oczy, że
sąsiad jeździ luksusowym maybachem. Jeśli zawistnik to zrozumie, to ma szansę
się wyleczyć. W Polsce jest to bardzo trudne, bo nasza kultura składa się z
ciągłych ocen i porównań, a to prowadzi do zazdrości i zawiści.
Bogna Dowgiałło jest przekonana,
że zawiść napędza brak gotowych recept na sukces. - Młodzi myślą: będę ciężko
pracować, zdobędę wyższe wykształcenie, ale czy zagwarantuje mi to sukces? Niekoniecznie.
A potem młodzi patrzą na celebrytów i zadają sobie pytanie, jak to się dzieje,
że oni mają sławę i bogactwo? Sytuacja, w której nie jesteśmy nagradzani za
zasługi, może prowadzić do zawiści - mówi.
Uważa jednak, że jest coraz
lepiej: - Widzę różnicę między rozmowami nagrywanymi trzy lata temu a
najnowszymi, z tego roku. Dawniej wstydziliśmy się mówić o naszych sukcesach:
„U mnie nic ciekawego, stara bieda”. Dziś stajemy się bardziej otwarci. Wciąż
zazdrościmy, ale z roku na rok coraz mniej. Potrafimy powiedzieć: „Ale ci
zazdroszczę” i nie pozwolić, by ta zazdrość przerodziła się w zawiść - przekonuje.
U siebie też zauważyła zmianę: odkąd prowadzi swoje trudne badania, jest o
wiele mniej zazdrosna.
Piotr Tymochowicz, znany doradca
ds. wizerunku, w żadną przemianę Polaków nie wierzy. Właśnie wyemigrował z Polski
do USA, jak twierdzi, m.in. z powodu wszechobecnej zawiści. Nie chce już robić
interesów w kraju, w którym nie można otwarcie mówić, ile się zarabia, bo się
zaraz usłyszy, że to dzięki przekrętom. I to nieprawda - zapewnia - że mu się
tu wiodło kiepsko i stąd decyzja o wyjeździe. Zarabiał znakomicie, tylko miał
już serdecznie dość wyzwisk pod swoim adresem, głównie antysemickich, jakich
pełno w Internecie. I anonimowych listów od ludzi, którzy grożą, że przyjdą po
jego dzieci i je zabiją.
- Jesteśmy nie tylko narodem
zawistników, ale także antysemitów, rasistów, homofobów i wszelkich
nienawistników - wylicza. Nie, nie jest rozgoryczony - zaprzecza - tylko ma
tego wszystkiego serdecznie dość. Bardzo mu się za to podoba atmosfera panująca
w Stanach. Nikt tu nikomu nie mówi, jak żyć, nikt się niczemu nie dziwi, nikt
nikogo nie obraża. Ostatnio załatwiał jakieś sprawy w urzędzie na Florydzie,
gdzie teraz będzie mieszkać, i zobaczył taką scenę: petenci nagrodzili
oklaskami człowieka, który dostał pierwsze w życiu prawo jazdy. - Oni naprawdę
się z tego cieszyli, w Polsce rzecz nie do pomyślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz