Dyplomatołek, sołtys,
snob, bufon, arogant. O kim to? O ministrze spraw zagranicznych Radosławie
Sikorskim, który ostatnio znalazł się na celowniku tabloidów i prawicowej
prasy.
ALEKSANDRA PAWLICKA
Miałem
ostatnio kilka dni urlopu i we własnym domu czułem się trochę jak w oblężonej
twierdzy. Dzieci krępują się wyjść na ganek, żona na tenisa, ja na spacer.
Jakby tabloid uznały, że pracując na ministerialnej posadzie, stałem się
własnością publiczną i mogą mnie i moją rodzinę podglądać i pisać o nas, co
tylko chcą - mówi „Newsweekowi” minister Radosław Sikorski.
Drony wykorzystywane przez paparazzich
do robienia zdjęć zaatakowały posiadłość Sikorskiego w Chobielinie, gdy była
tam tylko matka ministra. Pracowała w ogrodzie. Usłyszała warkot i była
przekonana, że podjechał samochód, ale przy bramie nikogo nie było. Dopiero po
chwili zorientowała się, że warkot dochodzi z góry. Spojrzała w niebo,
zobaczyła wycelowane w siebie kamery. „Nie była pewna, czy to Al-Kaida, czy
rosyjski wywiad, ale wiedziała, że jeśli spadnie jej na głowę, to będzie
bolało” - napisał szef polskiego MSZ w brytyjskim tygodniku „The Spectator”.
Prawicowe
kotłowanie
- Sikorski to łakomy kąsek dla
mediów. Jeden z najbardziej popularnych polityków, zajmujący się polityką
zagraniczną, która jest mocną stroną polskiego rządu i odgrywa obecnie
kluczową rolę - mów współpracownik ministra i dodaje: - Do tego ma kontakty na
całym świecie, znaną żonę, własny dwór, cięty język. Krótko mówiąc, wyrasta
ponad polską przeciętność.
I - jak mówią z kolei przeciwnicy
ministra z partyjnej opozycji - sam dostarcza dziennikarzom amunicji: parę
miesięcy temu oberwał od tabloidów za to, że BOR-owcy przywożą mu pizzę do
domu. Nie przejął się i ostatnio znów wykorzystał funkcjonariuszy BOR, którzy
tym razem odwozili kolegów jego dzieci.
Kiedy Sikorski poprosił o
administracyjne wydzielenie jego posiadłości jako odrębnej jednostki, aby przy
drodze mógł postawić drogowskaz Chobielin - dwór, tabloidy ogłosiły: „Sikorski
chce mieć własną wieś” i zaczęły nazywać go sołtysem.
Ostatnio Sikorski stał się też
ulubionym bohaterem prawicowej prasy. Tygodnik „wSieci” przyprawił mu na
okładce kozie uszy oraz bródkę i nazwał dyplomatołkiem, zarzucając, że
„sprowadził Polskę na margines i ułatwił podboje Putinowi”.
Tygodnik „Do Rzeczy” ogłosił, że „jest najsłabiej wykształconym ministrem spraw
zagranicznych w ostatnim 25-leciu” z „magisterium kupionym za 10 funtów”. „Nasz Dziennik”
dorzucił, że Sikorski „uprawia dyplomację twitterową i z Twittera dowiaduje
się, o czym inni decydują w sprawach nas dotyczących”. A czytelnicy „Gazety
Polskiej Codziennie” dowiedzieli się, że „nie ma poglądów politycznych, to
oportunista bez zaplecza politycznego, który koniunkturalnie ustawia się zawsze
zgodnie z linią partii, z którą akurat przyszło mu się związać”.
- Skąd to wzmożenie krytyki
prawicowych mediów? - pytani Sikorskiego.
- Przypadkowy zbieg okoliczności?
- odpowiada pytaniem minister. Ataki nasiliły się, gdy został oficjalnym
kandydatem Polski na szefa unijnej dyplomacji, który wybierany był w miniony
weekend w Brukseli, i gdy wraz z prezydentem Bronisławem Komorowskim
przygotowywał stanowisko Polski na szczyt NATO odbywający się w tym
tygodniu w Walii.
- Prawicowi publicyści wbrew temu,
co głoszą, nie piszą w interesie i o interesie Polski w sprawach międzynarodowych,
ale kotłują się na podwórku krajowej polityki, mając tylko jeden cel: za
wszelką cenę udowodnić, że mają rację; aby to „nasze”, czyli „ich”, wyszło na
wierzch - dodaje Sikorski.
Zawiedzione ego
Autorami większości publikacji w
prawicowej prasie są dwaj najwięksi krytycy ministra: dziennikarz Łukasz
Warzecha i polityk PiS Witold Waszczykowski. Obaj są ofiarami zawiedzionej miłości:
były bowiem czasy, gdy zarówno Waszczykowski, jak i Warzecha należeli do
wielbicieli obecnego szefa dyplomacji.
- Gdy w 2006 r. pisałam o prezydenckich
ambicjach Sikorskiego, wówczas ministra obrony w rządzie PiS, Waszczykowski
mówił: „O Sikorskim powiedzieć mogę same superlatywy. Ma wiedzę, osobowość i
co najmniej 30 lat kariery politycznej przed sobą. Wszystkie stanowiska w
państwie stoją przed nim otworem”.
Warzecha w 2007 r. opublikował wywiad
rzekę z Radosławem Sikorskim. We wstępie napisał: „Gdyby poproszono mnie
o wymienienie pięciu najciekawszych polskich
polityków, pięciu najoryginalniejszych, pięciu najzdolniejszych i pięciu z
największymi widokami na przyszłość, Radek Sikorski znalazłby się w każdym z
tych zestawień”.
Dziś to właśnie Warzecha nazywa
Sikorskiego dyplomatołkiem (sformułowanie wymyślone przez Władysława Bartoszewskiego
na określenie PiS-owskich speców od dyplomacji) i twierdzi, że dla polskiego
ministra liczą się tylko pozytywne teksty o Polsce w prasie zagranicznej, bo
sam jest „niezwykle łasy na pochwały”. Ambicjom Sikorskiego poświęcił Warzecha
wiele publikacji. Pisał na przykład, że „ego Sikorskiego przestało mieścić się
w gabinecie i drzwi nic można zamknąć”.
Z kolei Witold Waszczykowski w
wywiadzie dla serwisu Stefczyk ogłosił właśnie: „Z jednej strony przedstawia
się mediom jako gładki, przyjemny, z pięknym życiorysem bojownika o wolność. Z
drugiej strony jest to kawał chama. To, co się dla niego liczy, to wyłącznie
urażone ambicje, bo został za wcześnie pozbawiony stanowiska ministra obrony,
a liczył na większą karierę. To klasyczne zachowanie neofity. Musiał przez
lata udowadniać, że jest antypisowski przez knucie, sypanie, myślał tylko,
jak bardziej umoczyć, jak dorżnąć”.
To właśnie Waszczykowski rozpętał
w ostatnich tygodniach dyskusję na temat wykształcenia Sikorskiego, twierdząc,
że oksfordzki tytuł Master of Arts nie jest odpowiednikiem
magistra. W obronie Sikorskiego wystąpił wykładowca z Oksfordu, tłumacząc, że
identyczny jak polski minister stopień naukowy miało 26 brytyjskich premierów.
Waszczykowskiego to jednak nie przekonuje. - To niedouczony doktryner. Jego
nonszalancja w ocenie polskiej sytuacji sprawiła, że w kluczowych dla naszego
kraju sprawach decydują za nas inni - mówi
„Newsweekowi”.
- Ja, oksfordzki bakałarz, chylę
czoła przed absolwentem Oregon State University - odpowiada Sikorski. Z nutą ironii, bo uniwersytet stanowy
Oregonu, który ukończył Waszczykowski, to prowincjonalna amerykańska uczelnia.
Pomyłki
kadrowe
Co sprawiło, że niegdysiejsi
zwolennicy stali się głównymi wrogami? T Warzecha i Waszczykowski twierdzą, że ich ocena zmieniła się, gdy
Sikorski zmienił partyjne barwy. To był początek 2007 r.: Sikorski odszedł z
rządu PiS na skutek konfliktu ze swoim zastępcą w MON Antonim Macierewiczem
zajmującym się rozwiązywaniem WSI. Kilka miesięcy później odbyły się
przyspieszone wybory parlamentarne. W czasie kampanii Sikorski, już jako człowiek
PO, mówił o „dorzynaniu watahy”.
- Moja niechęć do Radosława Sikorskiego
narastała wraz z jego żarliwością neofity, którego głównym celem stało się
dokładanie PiS - mówi dziś Warzecha.
- Sikorski z polityka, który
niemiecko-rosyjskie negocjacje w sprawie gazociągu u a/y wał paktem
Ribbentrop - Mołotow, stał się gołębiem widzącym przywództwo Europy w Niemczech
i demokrację w Rosji - tłumaczy Waszczykowski.
W przypadku Warzechy, jak mówi osoba
znająca obu panów z czasów' pisania wspólnej książki, poszło o pieniądze:
- Każdy z nich sam negocjował swoją stawkę z
wydawcą. Gdy Sikorski ujawnił jako minister dochody i Warzecha się
zorientował, że jego wynagrodzenie było wielokrotnie niższe, zaczął odgrywać
się na Sikorskim.
- Absolutna bzdura - zaprzecza Warzecha.
- To prawda, że Radosław Sikorski zarobił na tej publikacji zdecydowanie więcej,
ale dla mnie prestiż pisania książki z ministrem był wystarczającym powodem,
aby podjąć się zadania.
Gdy pytam ministra Sikorskiego,
czy utrzymuje z redaktorem Warzechą kontakty (kiedyś byli w bliskiej
komitywie: wspólne kolacje, cygara, długie rozmowy), odpowiada: - Jeśli z jego
strony jest wyłącznie atak personalny, to jaki
sens ma prowadzenie dialogu? Jak można odpowiadać na personalne obelgi?
Sikorski po kolejnej ostrej
wymianie zdań z Warzechą na Twitterze napisał: „Redaktor Warzecha jest moją
największą pomyłką kadrową'’ i zablokował mu dostęp do swojego konta.
Niemal identycznie nazwał Witolda
Waszczykowskiego. „Jest pan moim największym błędem personalnym, wyrzuconym z
MSZ za skandaliczną nielojalność. Do dzisiaj sobie wypominam, że zaproponowałem
panu współpracę” - powiedział w grudniu 2013 roku podczas debaty sejmowej.
Skomlenie
Napoleona
Historia relacji Sikorski -
Waszczykowski jest dość skomplikowana. Gdy Sikorski został ministrem spraw
zagranicznych w rządzie Donalda Tuska, postanowił zachować na stanowisku
swego zastępcy Witolda Waszczykowskiego odpowiedzialnego za negocjacje z Amerykanami
w sprawie tarczy antyrakietowej. Dlaczego? - Może dlatego, że Waszczykowski
był w rządzie PiS krytyczny wobec poprzedniczki Sikorskiego, Anny Fotygi? - mówi polski dyplomata.
Ponadpartyjny mariaż w MSZ nie
trwał długo. Waszczykowski w wywiadzie prasowym ujawnił, że wynegocjowany
przez niego kompromis z USA został zaprzepaszczony przez Donalda Tusku tylko
dlatego, że sukces mógłby być przypisany nie rządowi, ale prezydentowi
Kaczyńskiemu.
- Tum ta decyzja przeciwko tarczy
antyrakietowej była decyzją przeciwko interesowi Polski. Już od paru lat
mogliśmy mieć w' kraju siły amerykańskie, o które teraz minister Sikorski i
premier Tusk tak skomlą - mówi dziś Waszczykowski.
Przed wyrzuceniem z MSZ uchronił
go wówczas prezydent Kaczyński, który zaoferował Waszczykowskiemu stanowisko
zastępcy szefa BBN. Na czas pełnienia tej funkcji dostał bezpłatny urlop w MSZ.
Po katastrofie smoleńskiej i wyborach prezydenckich w 2010 r. Waszczykowski odszedł
z BBN, ale w MSZ nie było już dla niego miejsca. - Wyrzucił mnie, nasłał ABW,
odebrał paszport dyplomatyczny. To minister Sikorski zaczął tę wojnę - mówi Waszczykowski.
- Żałuję tylko, że za ujawnienie
tajemnicy negocjacji z USA w sprawie tarczy antyrakietowej nie złożyłem
zawiadomienia do prokuratury w sprawie zdrady dyplomatycznej - odpowiada
Sikorski.
Waszczykowski atakuje bez pardonu.
Przemówienia szefa MSZ nazywa marną publicystyką, a o nim samym mówi: „Napoleonem
polskiej polityki jest pan tylko w prześmiewczych artykułach prasowych”.
- Moja krytyka Sikorskiego nie
jest osobistą wendetą, jak próbuj e się to sugerować - twierdzi Waszczykowski.
- Owszem, to ja pierwszy mówiłem o jego dygnitarsko-dworskim stylu, o snobizmie
i wulgaryzmie, ale afera podsłuchowa udowodniła, że miałem rację. To bufon,
snob i arogant.
- Dlaczego wybrał mnie na cel
swoich ataków? - zastanawia się Sikorski. - Może dostał takie zadanie w partii?
Żeby on jeszcze tui tym zyskiwał, a ja tracił, ale jest odwrotnie.
0 jeden most za daleko
Niechęć do Sikorskiego jest w PiS
powszechna. Trudno się temu dziwić, skoro fatalną ocenę wystawił mu sam
prezydent Lech Kaczyński. To on po wyborach w 2007 r. nie chciał się zgodzić,
aby Sikorski został szefem dyplomacji. Twierdził: „Są pewne sprawy tajne,
które go dyskwalifikują”. Tusk po spotkaniu z prezydentem ogłosił jednak, że
chodzi tylko o subiektywne opinie Lecha Kaczyńskiego, i wziął Sikorskiego do
rządu. Parę miesięcy później prezydent Kaczyński wezwał Sikorskiego na
przesłuchanie w dźwiękoszczelnym po - mieszczeniu Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Gdy zapis rozmowy 'wyciekł do mediów, okazało się, że prezydent podejrzewa
Sikorskiego, iż tłumacząc rozmowę telefoniczną premiera Tuska z wiceprezydentem
USA Dickiem Cheneyem, wpłynął na fiasko negocjacji w sprawie tarczy
antyrakietowej. Po tym spotkaniu oburzony Sikorski miał powiedzieć: „Można być
prezydentem, ale można być też chamem”.
- A takich słów? brat byłego
prezydenta, Jarosław, podobnie jak cała prawica, nigdy nie wybaczą - mówi polityk PO.
Prawicowe media w wojnie z Sikorskim chętnie sięgają po argument, że minister
działa na szkodę polskich interesów. Gdy zbiega się to z nagonką tabloidów,
minister zaczyn a tracić cierpliwość. Mówi: - Przyzwyczaiłem się do ataków na
moją osobę. Do obelg rzucanych przez opozycję. Jednak na atakowanie
najbliższych nigdy nie będzie mojej zgody. Tej granicy nie pozwolę przekroczyć.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń