Grzegorz Bierecki nie
jest typem politycznego lidera. Woli działać w cieniu. Formalna władza nie jest
mu potrzebna. I tak poprzez SKOK wspiera dziś większość inicjatyw po prawej
stronie. To jego realna siła
Kamila Baranowska
Z
wpływowym senatorem PiS i założycielem sieci Spółdzielczych Kas
Oszczędnościowo-Kredytowych spotykamy się w senackiej kawiarni. Niełatwo się z
nim umówić na spotkanie. Gdy już się uda, nie jest rozmówcą zbyt wylewnym. Jest
nieufny i nieco tajemniczy. To ostatnie zresztą często podkreślają także jego
parlamentarni koledzy: w sumie mało o nim wiedzą. Pewnie dlatego każda
publikacja, w której pojawia się jego nazwisko, budzi zainteresowanie i emocje.
Kilkanaście dni temu tygodnik „Newsweek" napisał, że Bierecki wraz z
kilkoma politykami PiS (m.in. europosłem Ryszardem Czarneckim i rzecznikiem
PiS Adamem Hofmanem) chcą obalić prezesa Jarosława Kaczyńskiego i przejąć
kontrolę nad partią. W tym celu Bierecki ma wzmocnić swoją pozycję startem w
prawyborach prezydenckich (ostateczna decyzja o ich organizacji jeszcze nie
zapadła).
Polityk zbywa te rewelacje machnięciem
ręki. Mówi, że to bzdury. Większość posłów PiS, z którymi rozmawiamy - a część z nich trudno nazwać poplecznikami senatora -
wypowiada się w podobnym tonie. - Bierecki to człowiek pragmatyczny. Proszę
mi powiedzieć, jaki sens z jego punktu widzenia ma podkopywanie pozycji
Jarosława w momencie, kiedy Platforma jest w rozsypce, a PiS ma realną szansę
na wygranie wyborów parlamentarnych? Po co? W jakim celu? Gdyby nam się partia
sypała, to może uwierzyłbym, że ktoś coś na boku robi. Ale teraz? - przekonuje
osoba z kierownictwa PiS.
ZANUDZONA TELEWIZJA TRWAM
Bierecki twierdzi, że nie
dostrzega w PiS żadnych partyjnych rozgrywek. Sam nigdy zresztą do partii nie
wstąpił. - Moja rodzina budowała Gdynię. Jestem genetycznie obciążony chęcią
budowania, nie niszczenia - podkreśla. Zapytany o ewentualny start w
prawyborach prezydenckich, odpowiada: - Jeśli takie prawybory się odbędą, to najpierw zobaczę, kto kandyduje, bo może będzie to ktoś,
kogo warto poprzeć.
- To brzmi jak „nie
zaprzeczam" - dopytuję.
- Raczej jak „nie
potwierdzam". Jest zdecydowanie zbyt wcześnie na tego typu rozważania.
Najważniejszy jest efekt: zwycięstwo kandydata PiS w wyborach prezydenckich.
Hipotez o tym, co leży u podłoża
decyzji o ewentualnym kandydowaniu Biereckiego, jest kilka. Jedna
z najczęściej wymienianych w PiS jest taka, że start w prawyborach ma wzmocnić
Biereckiego w starciu z Komisją Nadzoru Finansowego. - Bierecki jako wieloletni
prezes Krajowej Kasy, od kiedy zmieniono ustawę o SKOK, jest pod obstrzałem
nadzoru. Jako ewentualnego kandydata na prezydenta będzie go trudniej rozliczać
i atakować - opowiada ważny polityk PiS. Cała
rzecz miałaby dziać się w porozumieniu z prezesem Kaczyńskim, który na takie
rozwiązanie miał się zgodzić. Dlatego część naszych rozmówców jest przekonana,
że chodziło o spalenie kandydatury Biereckiego i zasianie niepewności w samym
prezesie co do intencji senatora. I że impuls wyszedł z wewnątrz partii. - Nie wszyscy
go tu kochają, to jasne. Może stary dwór poczuł się zagrożony, a może chodziło
o storpedowanie całej idei prawyborów, o to, że zanim je
zrobimy, to się tu wszyscy pozabijamy - spekuluje
jeden z posłów.
Europoseł Ryszard Czarnecki uważa,
że informacje o tym, jakoby miał knuć z Biereckim przeciwko prezesowi, są
wymierzone w niego. Zwłaszcza, że prawdopodobnie sam ma chęć wystartować w
prawyborach. Uważa, że doniesienia „Newsweeka" miały spalić jego kandydaturę,
a nie Biereckiego.
Poza tym o Biereckim można powiedzieć
wszystko, ale nie to, że ma charyzmę politycznego lidera. - Jest nudziarzem.
Jeśli zacznie mówić o sprawach, które go interesują, to mógłby tak godzinami -
mówi jeden z jego kolegów. Nawet telewizja Trwam, z którą senator Bierecki
pozostaje w bardzo dobrych relacjach, w końcu zrezygnowała z jego stałych
felietonów, bo - jak opowiada nam jeden z posłów znający kulisy sprawy - „nie
dało się tego oglądać". Na YouTube można znaleźć kilka jego starych
felietonów. Bierecki używa zawiłego języka, mówi (a raczej czyta) monotonnym
głosem, opowiada szczegółowo o skomplikowanych sprawach ekonomicznych. Gdyby w
ten sposób miał przemawiać na politycznym wiecu...
Sam senator chyba zdaje sobie z
tego sprawę. Nie pcha się specjalnie do pierwszego szeregu. Swego czasu
koledzy z parlamentu namawiali go, by zaczął częściej bywać w mediach. Nie
chciał. - Chętnie wezmę udział w programie, w którym będę mógł rzeczowo
porozmawiać na przykład o ustawie o odwróconej hipotece. To problematyka,
która teraz mnie zajmuje. Chodzi o sprawę dotyczącą milionów Polaków, jest ona
warta dyskusji. Niestety, znaczna część programów publicystycznych w dzisiejszej
telewizji polega na przekrzykiwaniu się. Ten styl mi nie odpowiada, uważam, że
szkoda czasu - wskazuje. Wielu jego znajomych wyciąga z tego wniosek, że Bie-
recki nie ma ambicji politycznych i że jego obecność w polityce od początku
nakierowana była na obronę interesów SKOK.
Bierecki wraz z PiS długo
walczyli, by SKOK nie zostały objęte nadzorem KNF. Przegrali. Nowe przepisy
znacząco osłabiły także rolę Kasy Krajowej, a więc centralnego ośrodka, którym
kierował Bierecki. W efekcie w 2012 r. zrezygnował z tej funkcji. Pierwsze
wyniki kontroli KNF, ogłoszone w połowie 2013 r., były dla SKOK niekorzystne.
Wynikało z nich między innymi, że 44 z 55 istniejących kas wymaga wprowadzenia
pilnych działań restrukturyzacyjnych, a 28 notowało straty. Władze SKOK
wskazywały na błędy merytoryczne raportu, jednak przekaz o „kłopotach
SKOK" i „fatalnej kondycji kas" poszedł w Polskę.
Dlatego w PiS coraz częściej można
usłyszeć, że celem Biereckiego są zmiany w ustawie o SKOK i przejęcie Komisji
Nadzoru Finansowego. Kadencja obecnego szefa kończy się w 2016 r., kolejnego
mianuje premier. Jeśli PiS wygra za rok wybory, co dziś jest całkiem prawdopodobne,
będzie nim Jarosław Kaczyński.
- Wątpliwe, by sam Bierecki chciał
obejmować to stanowisko, raczej chodzi mu o to, by mieć tam kogoś, kto
przychylnym okiem spojrzy na SKOK - precyzuje jeden z naszych rozmówców.
Bierecki zapytany o to, mówi, że
liczy na inne, wcześniejsze rozstrzygnięcia.
- Poczekajmy na wyrok Trybunału
Konstytucyjnego. Przypominam, że ustawę o SKOK zaskarżyli prezydent Bronisław
Komorowski i szereg parlamentarzystów - mówi. Nie kryje jednak swojego krytycznego
stosunku do obecnego kierownictwa komisji. - KNF to instytucja rządowa,
obsadzana przez rząd i przez niego kontrolowana. Zwierzchnikiem komisji jest
premier. Wiele ostatnich decyzji KNF pozwala na zadawanie poważnych pytań o jej
upolitycznienie - dodaje. Zaznacza też, że do polityki wszedł wcale nie
ze względu na SKOK, lecz na
katastrofę smoleńską. - Zginęli w niej moi przyjaciele, powstała wielka wyrwa w
naszym życiu publicznym. Postanowiłem, jak zresztą wielu innych, działać i
pracować, by choć w niewielkim stopniu pomóc wypełnić tę lukę - mówi „Do
Rzeczy".
Bierecki nie unika komentarzy na
temat katastrofy smoleńskiej. „Sposób, w jaki rząd prowadzi sprawy dotyczące
Smoleńska, jest karygodny i mam nadzieję, że kary za to nie uniknie" -
podkreślał w wywiadzie dla „Gazety Polskiej Codziennie". „Jeśli to nie
był zamach, to dlaczego nie dopuszczono do zbadania przyczyn katastrofy? W
normalnych warunkach nasi specjaliści badaliby ten wrak, nikt by go nie
niszczył. Śledztwo byłoby prowadzone wedle standardów odpowiednich dla tego
typu katastrof. Gdy się porówna, jak badano katastrofę samolotu nad Lockerbie, gdzie każdą najmniejszą część odszukano i zbadano, widać,
że w kwestii katastrofy smoleńskiej staranności nie ma. I zasadne jest pytanie,
kto na tym korzysta?" - mówił w rozmowie z gazetą.
POMYSŁ Z PODRÓŻY
Lecha Kaczyńskiego Bierecki poznał
w 1981 r. Pochodzący z Trójmiasta Bierecki zaangażował się w tworzenie niezależnej
Federacji Młodzieży Szkolnej. Jako przewodniczący organizacji szukał kogoś, kto
napisałby jej statut. Bogdan Borusewicz skierował go do Lecha Kaczyńskiego.
Po wybuchu stanu wojennego FMS przekształciła się w Solidarność Młodych.
Bierecki organizował tajne komplety, drukował „bibułę". W 1984 r. wpadł i
na trzy miesiące trafił do aresztu. Gdy wyszedł, działał w NZS na Uniwersytecie
Gdańskim, gdzie studiował na Wydziale Humanistycznym. Zaprzyjaźnił się między
innymi z Przemysławem Gosiewskim. Razem inicjowali protest w stoczni w 1988 r.
Bierecki współtworzył podziemną międzyuczelnianą komisję zrzeszenia,
uczestniczył w spotkaniach zarządu gdańskiego regionu „S". Był łącznikiem
między zarządem a strukturami NZS.
- Borusewicz ciągle musiał się
ukrywać, związkiem w regionie kierował de facto Lech Kaczyński, wszystko
ustalaliśmy więc z nim - wspomina Bierecki.
W 1989 r., kiedy tworzono Komisję
Krajową Solidarności, Kaczyński powołał Biereckiego na dyrektora biura kontaktów
z organizacjami społecznymi, później doszły do tego także kontakty z rządem.
- Razem z grupą młodych osób
zostałem wysłany na miesiąc do USA. Mieliśmy promować Solidarność, rząd
Mazowieckiego, opowiadać o Polsce. Mnóstwo spotkań, delegacji, rozmów -
wspomina Bierecki. Z tego właśnie wyjazdu wrócił z pomysłem na SKOK. - Uznałem,
że to świetny pomysł na zbudowanie instytucji finansowej w oparciu o kapitał
społeczny, instytucji finansowej dla zwykłych ludzi - dodaje. Po powrocie
opowiedział o tym Lechowi Kaczyńskiemu, który zgodził się na ten projekt.
Ruszyły prace. Jako szef w Komisji Krajowej Bierecki mógł promować ideę budowy
kas za pomocą narzędzi, kontaktów i możliwości, jakie wówczas miała
Solidarność. 30 września 1990 r. w Gdańsku powołano Fundację na rzecz Rozwoju
Polskich Związków Kredytowych, która miała się zająć rozwojem spółdzielczości
finansowej - szkoleniami, przygotowaniem wzorów dokumentów, statutami,
regulaminami, doradztwem prawnym etc.
Pierwszym szefem fundacji został
Bierecki, a przewodniczącym rady nadzorczej Lech Kaczyński. W 1992
r. Bierecki objął funkcję prezesa krajowej Spółdzielczej Kasy
Oszczędnościowo-Kredytowej.
Skąd wiedział, że kasy przyjmą się
w Polsce? - Wydaje mi się, że potrafię dostrzegać coś, co leży na ulicy i
wystarczy to podnieść. Wielu ludzi przechodzi obok i nie dostrzega możliwości,
a ja tak. Wtedy było podobnie. Lubię też tworzyć nowe rzeczy, organizować,
budować. Bardzo mnie to pochłonęło - odpowiada.
Za swój największy sukces uważa
stworzenie SKOK, które za Lechem Kaczyńskim nazywa „największym społecznym
wydarzeniem po 1989 roku". A także to, że udało mu się zostać
przewodniczącym Światowej Rady Związków Kredytowych, czyli organizacji
zrzeszającej unie kredytowe (odpowiedniki SKOK) z całego świata.
To dzięki SKOK senator zbudował
swoją potęgę. I majątek. Jego oszczędności to 5 mln 853 tys. zł, 2,5 mln euro,
534 tys. funtów i 88 tys. dol. (dane z oświadczenia majątkowego za 2013 r.). Ma
też papiery wartościowe warte ponad 405 tys. zł.
W ubiegłym roku zarobił 3 mln 385
tys. zł z tytułu zasiadania we władzach 12 firm i ponad 2 mln zł z tytułu
udziałów w spółkach Arenda i SIN. Jest dziś największym inwestorem na prawicy
- w każdej niemal dziedzinie.
Kiedy dzięki niemieckim lekarzom
udało mu się pokonać nowotwór skóry, postanowił ich metodę leczenia przenieść
do Polski. W tym celu w Gdańsku ufundował Centrum Medycyny Specjalistycznej
Sanitas. Po katastrofie smoleńskiej finansowo pomagał żonie i dzieciom swojego
najbliższego przyjaciela Przemysława Gosiewskiego, w okręgu zaś, z którego
dostał mandat senatorski (Biała Podlaska), powołał fundację Kocham Podlasie,
przez którą wspiera lokalne inicjatywy. - Pamiętam, jak tamtejsi działacze
wyklinali, że dostali spadochroniarza z Gdańska, a teraz każdy poseł dałby się
pociąć, aby Bierecki z jego okręgu kandydował - śmieje się mój rozmówca.
Największą wagę przykłada jednak
do mediów. - Aby cieszyć się zdrową gospodarką, potrzebna jest zdrowa
demokracja, a nie kleptokracja, którą mamy dziś w Polsce. Z kolei strażnikiem
dobrej demokracji są odpowiedzialne i uczciwe media.
Bardzo ich potrzebujemy -
twierdzi. SKOK poprzez spółki Fratria i Apella stoją za wydawaniem prawicowego
tygodnika „W Sieci", a także portali Wpolityce.pl i Stefczyk.info.
Bierecki dba również o dobre relacje z Toruniem i o. Tadeuszem Rydzykiem.
Reklam SKOK nie ma za to prawie wcale w mediach tzw. głównego nurtu. Senator
wyjaśnia, że szkodników się nie karmi.
- Tutaj nie chodzi tylko o media -
precyzuje jeden z jego kolegów. - On w ogóle ma hopla na punkcie bycia
niezależnym. Własne budynki, własne siedziby, własne ośrodki wypoczynkowe dla
pracowników - wylicza. Bierecki dodaje: -
Niezależność to fundament myślenia spółdzielczego, wiedział o tym Franciszek
Stefczyk, inicjator zakładania spółdzielczych kas oszczędnościowo-pożyczkowych.
Kasy tylko jeśli są w pełni niezależne, mogą służyć swoim członkom.
WIANUSZEK
SENATORA
Jeden z posłów opowiada, że gdy
Bierecki idzie sejmowym korytarzem, zawsze otacza go wianuszek
parlamentarzystów.
- Wielu pomaga. To nie są duże
sprawy - pomóc ufundować jakąś tablicę pamiątkową, zorganizować jakąś imprezę
w regionie etc. Jest jedyną osobą w partii, która dysponuje potężnymi środkami
finansowymi i chętnie łoży na różne patriotyczne inicjatywy - opowiada nasz
rozmówca, wskazując, że w ten sposób Bierecki buduje sobie siatkę
osób, które coś mu zawdzięczają.
Czy kiedyś będzie chciał ją
wykorzystać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz