czwartek, 9 października 2014

Inwestor Prawicy



Grzegorz Bierecki nie jest typem politycznego lidera. Woli działać w cieniu. Formalna władza nie jest mu potrzebna. I tak poprzez SKOK wspiera dziś większość inicjatyw po prawej stronie. To jego realna siła

Kamila Baranowska

Z wpływowym senatorem PiS i zało­życielem sieci Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych spotykamy się w senackiej kawiarni. Niełatwo się z nim umówić na spotkanie. Gdy już się uda, nie jest rozmówcą zbyt wylewnym. Jest nieufny i nieco tajemniczy. To ostatnie zresztą często podkreślają także jego parlamentarni koledzy: w su­mie mało o nim wiedzą. Pewnie dlatego każda publikacja, w której pojawia się jego nazwisko, budzi zainteresowanie i emocje. Kilkanaście dni temu tygodnik „Newswe­ek" napisał, że Bierecki wraz z kilkoma po­litykami PiS (m.in. europosłem Ryszardem Czarneckim i rzecznikiem PiS Adamem Hofmanem) chcą obalić prezesa Jarosława Kaczyńskiego i przejąć kontrolę nad partią. W tym celu Bierecki ma wzmocnić swoją pozycję startem w prawyborach prezydenckich (ostateczna decyzja o ich organizacji jeszcze nie zapadła).
Polityk zbywa te rewelacje machnię­ciem ręki. Mówi, że to bzdury. Większość posłów PiS, z którymi rozmawiamy - a część z nich trudno nazwać popleczni­kami senatora - wypowiada się w podob­nym tonie. - Bierecki to człowiek pragma­tyczny. Proszę mi powiedzieć, jaki sens z jego punktu widzenia ma podkopywanie pozycji Jarosława w momencie, kiedy Platforma jest w rozsypce, a PiS ma realną szansę na wygranie wyborów parlamen­tarnych? Po co? W jakim celu? Gdyby nam się partia sypała, to może uwierzyłbym, że ktoś coś na boku robi. Ale teraz? - przeko­nuje osoba z kierownictwa PiS.

ZANUDZONA TELEWIZJA TRWAM
Bierecki twierdzi, że nie dostrzega w PiS żadnych partyjnych rozgrywek. Sam nigdy zresztą do partii nie wstąpił. - Moja rodzina budowała Gdynię. Jestem gene­tycznie obciążony chęcią budowania, nie niszczenia - podkreśla. Zapytany o ewen­tualny start w prawyborach prezydenc­kich, odpowiada: - Jeśli takie prawybory się odbędą, to najpierw zobaczę, kto kandyduje, bo może będzie to ktoś, kogo warto poprzeć.
- To brzmi jak „nie zaprzeczam" - dopytuję.
- Raczej jak „nie potwierdzam". Jest zdecydowanie zbyt wcześnie na tego typu rozważania. Najważniejszy jest efekt: zwycięstwo kandydata PiS w wyborach prezydenckich.
Hipotez o tym, co leży u podłoża decyzji o ewentualnym kandydowaniu Biereckiego, jest kilka. Jedna z najczęściej wymienianych w PiS jest taka, że start w prawyborach ma wzmocnić Biereckiego w starciu z Komisją Nadzoru Finanso­wego. - Bierecki jako wieloletni prezes Krajowej Kasy, od kiedy zmieniono ustawę o SKOK, jest pod obstrzałem nadzoru. Jako ewentualnego kandydata na prezydenta będzie go trudniej rozliczać i atakować - opowiada ważny polityk PiS. Cała rzecz miałaby dziać się w porozumieniu z preze­sem Kaczyńskim, który na takie rozwiąza­nie miał się zgodzić. Dlatego część naszych rozmówców jest przekonana, że chodziło o spalenie kandydatury Biereckiego i za­sianie niepewności w samym prezesie co do intencji senatora. I że impuls wyszedł z wewnątrz partii. - Nie wszyscy go tu ko­chają, to jasne. Może stary dwór poczuł się zagrożony, a może chodziło o storpedowa­nie całej idei prawyborów, o to, że zanim je zrobimy, to się tu wszyscy pozabijamy - spekuluje jeden z posłów.
Europoseł Ryszard Czarnecki uważa, że informacje o tym, jakoby miał knuć z Biereckim przeciwko prezesowi, są wymierzone w niego. Zwłaszcza, że praw­dopodobnie sam ma chęć wystartować w prawyborach. Uważa, że doniesienia „Newsweeka" miały spalić jego kandyda­turę, a nie Biereckiego.
Poza tym o Biereckim można powie­dzieć wszystko, ale nie to, że ma charyzmę politycznego lidera. - Jest nudziarzem. Jeśli zacznie mówić o sprawach, które go inte­resują, to mógłby tak godzinami - mówi jeden z jego kolegów. Nawet telewizja Trwam, z którą senator Bierecki pozostaje w bardzo dobrych relacjach, w końcu zre­zygnowała z jego stałych felietonów, bo - jak opowiada nam jeden z posłów znający kulisy sprawy - „nie dało się tego oglądać". Na YouTube można znaleźć kilka jego sta­rych felietonów. Bierecki używa zawiłego języka, mówi (a raczej czyta) monotonnym głosem, opowiada szczegółowo o skom­plikowanych sprawach ekonomicznych. Gdyby w ten sposób miał przemawiać na politycznym wiecu...
Sam senator chyba zdaje sobie z tego sprawę. Nie pcha się specjalnie do pierw­szego szeregu. Swego czasu koledzy z par­lamentu namawiali go, by zaczął częściej bywać w mediach. Nie chciał. - Chętnie wezmę udział w programie, w którym będę mógł rzeczowo porozmawiać na przykład o ustawie o odwróconej hipotece. To pro­blematyka, która teraz mnie zajmuje. Cho­dzi o sprawę dotyczącą milionów Polaków, jest ona warta dyskusji. Niestety, znaczna część programów publicystycznych w dzi­siejszej telewizji polega na przekrzykiwa­niu się. Ten styl mi nie odpowiada, uważam, że szkoda czasu - wskazuje. Wielu jego znajomych wyciąga z tego wniosek, że Bie- recki nie ma ambicji politycznych i że jego obecność w polityce od początku nakiero­wana była na obronę interesów SKOK.
Bierecki wraz z PiS długo walczyli, by SKOK nie zostały objęte nadzorem KNF. Przegrali. Nowe przepisy znacząco osłabiły także rolę Kasy Krajowej, a więc centralnego ośrodka, którym kierował Bierecki. W efekcie w 2012 r. zrezygnował z tej funkcji. Pierwsze wyniki kontroli KNF, ogłoszone w połowie 2013 r., były dla SKOK niekorzystne. Wynikało z nich między innymi, że 44 z 55 istniejących kas wymaga wprowadzenia pilnych działań restrukturyzacyjnych, a 28 notowało straty. Władze SKOK wskazywały na błędy merytoryczne raportu, jednak przekaz o „kłopotach SKOK" i „fatalnej kondycji kas" poszedł w Polskę.
Dlatego w PiS coraz częściej można usłyszeć, że celem Biereckiego są zmiany w ustawie o SKOK i przejęcie Komisji Nadzoru Finansowego. Kadencja obecne­go szefa kończy się w 2016 r., kolejnego mianuje premier. Jeśli PiS wygra za rok wybory, co dziś jest całkiem prawdopo­dobne, będzie nim Jarosław Kaczyński.
- Wątpliwe, by sam Bierecki chciał obej­mować to stanowisko, raczej chodzi mu o to, by mieć tam kogoś, kto przychylnym okiem spojrzy na SKOK - precyzuje jeden z naszych rozmówców.
Bierecki zapytany o to, mówi, że liczy na inne, wcześniejsze rozstrzygnięcia.
- Poczekajmy na wyrok Trybunału Kon­stytucyjnego. Przypominam, że ustawę o SKOK zaskarżyli prezydent Bronisław Komorowski i szereg parlamentarzystów - mówi. Nie kryje jednak swojego krytycz­nego stosunku do obecnego kierownictwa komisji. - KNF to instytucja rządowa, obsadzana przez rząd i przez niego kontrolowana. Zwierzchnikiem komisji jest premier. Wiele ostatnich decyzji KNF pozwala na zadawanie poważnych pytań o jej upolitycznienie - dodaje. Zazna­cza też, że do polityki wszedł wcale nie
ze względu na SKOK, lecz na katastrofę smoleńską. - Zginęli w niej moi przyjaciele, powstała wielka wyrwa w naszym życiu publicznym. Postanowiłem, jak zresztą wielu innych, działać i pracować, by choć w niewielkim stopniu pomóc wypełnić tę lukę - mówi „Do Rzeczy".
Bierecki nie unika komentarzy na temat katastrofy smoleńskiej. „Sposób, w jaki rząd prowadzi sprawy dotyczące Smoleńska, jest karygodny i mam nadzie­ję, że kary za to nie uniknie" - podkreślał w wywiadzie dla „Gazety Polskiej Codzien­nie". „Jeśli to nie był zamach, to dlaczego nie dopuszczono do zbadania przyczyn katastrofy? W normalnych warunkach nasi specjaliści badaliby ten wrak, nikt by go nie niszczył. Śledztwo byłoby prowa­dzone wedle standardów odpowiednich dla tego typu katastrof. Gdy się porów­na, jak badano katastrofę samolotu nad Lockerbie, gdzie każdą najmniejszą część odszukano i zbadano, widać, że w kwestii katastrofy smoleńskiej staranności nie ma. I zasadne jest pytanie, kto na tym korzy­sta?" - mówił w rozmowie z gazetą.

POMYSŁ Z PODRÓŻY
Lecha Kaczyńskiego Bierecki poznał w 1981 r. Pochodzący z Trójmiasta Bierecki zaangażował się w tworzenie nieza­leżnej Federacji Młodzieży Szkolnej. Jako przewodniczący organizacji szukał kogoś, kto napisałby jej statut. Bogdan Boruse­wicz skierował go do Lecha Kaczyńskie­go. Po wybuchu stanu wojennego FMS przekształciła się w Solidarność Młodych. Bierecki organizował tajne komplety, dru­kował „bibułę". W 1984 r. wpadł i na trzy miesiące trafił do aresztu. Gdy wyszedł, działał w NZS na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie studiował na Wydziale Humani­stycznym. Zaprzyjaźnił się między innymi z Przemysławem Gosiewskim. Razem inicjowali protest w stoczni w 1988 r. Bierecki współtworzył podziemną międzyuczelnianą komisję zrzeszenia, uczestniczył w spotkaniach zarządu gdań­skiego regionu „S". Był łącznikiem między zarządem a strukturami NZS.
- Borusewicz ciągle musiał się ukrywać, związkiem w regionie kierował de facto Lech Kaczyński, wszystko ustalaliśmy więc z nim - wspomina Bierecki.
W 1989 r., kiedy tworzono Komisję Krajową Solidarności, Kaczyński powołał Biereckiego na dyrektora biura kontak­tów z organizacjami społecznymi, później doszły do tego także kontakty z rządem.
- Razem z grupą młodych osób zostałem wysłany na miesiąc do USA. Mieliśmy promować Solidarność, rząd Mazowiec­kiego, opowiadać o Polsce. Mnóstwo spotkań, delegacji, rozmów - wspomina Bierecki. Z tego właśnie wyjazdu wrócił z pomysłem na SKOK. - Uznałem, że to świetny pomysł na zbudowanie instytucji finansowej w oparciu o kapitał społeczny, instytucji finansowej dla zwykłych ludzi - dodaje. Po powrocie opowiedział o tym Lechowi Kaczyńskiemu, który zgodził się na ten projekt. Ruszyły prace. Jako szef w Komisji Krajowej Bierecki mógł promo­wać ideę budowy kas za pomocą narzędzi, kontaktów i możliwości, jakie wówczas miała Solidarność. 30 września 1990 r. w Gdańsku powołano Fundację na rzecz Rozwoju Polskich Związków Kredytowych, która miała się zająć rozwojem spółdziel­czości finansowej - szkoleniami, przygoto­waniem wzorów dokumentów, statutami, regulaminami, doradztwem prawnym etc.
Pierwszym szefem fundacji został Bierecki, a przewodniczącym rady nadzorczej Lech Kaczyński. W 1992 r. Bierecki objął funkcję prezesa krajowej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej.
Skąd wiedział, że kasy przyjmą się w Polsce? - Wydaje mi się, że potrafię dostrzegać coś, co leży na ulicy i wystarczy to podnieść. Wielu ludzi przechodzi obok i nie dostrzega możliwości, a ja tak. Wtedy było podobnie. Lubię też tworzyć nowe rzeczy, organizować, budować. Bardzo mnie to pochłonęło - odpowiada.
Za swój największy sukces uważa stwo­rzenie SKOK, które za Lechem Kaczyń­skim nazywa „największym społecznym wydarzeniem po 1989 roku". A także to, że udało mu się zostać przewodniczącym Światowej Rady Związków Kredytowych, czyli organizacji zrzeszającej unie kredyto­we (odpowiedniki SKOK) z całego świata.
To dzięki SKOK senator zbudował swoją potęgę. I majątek. Jego oszczędności to 5 mln 853 tys. zł, 2,5 mln euro, 534 tys. funtów i 88 tys. dol. (dane z oświadczenia majątkowego za 2013 r.). Ma też papiery wartościowe warte ponad 405 tys. zł.
W ubiegłym roku zarobił 3 mln 385 tys. zł z tytułu zasiadania we władzach 12 firm i ponad 2 mln zł z tytułu udziałów w spół­kach Arenda i SIN. Jest dziś największym inwestorem na prawicy - w każdej niemal dziedzinie.
Kiedy dzięki niemieckim lekarzom udało mu się pokonać nowotwór skóry, postanowił ich metodę leczenia przenieść do Polski. W tym celu w Gdańsku ufundo­wał Centrum Medycyny Specjalistycznej Sanitas. Po katastrofie smoleńskiej finan­sowo pomagał żonie i dzieciom swojego najbliższego przyjaciela Przemysława Gosiewskiego, w okręgu zaś, z którego dostał mandat senatorski (Biała Podla­ska), powołał fundację Kocham Podlasie, przez którą wspiera lokalne inicjatywy. - Pamiętam, jak tamtejsi działacze wyklina­li, że dostali spadochroniarza z Gdańska, a teraz każdy poseł dałby się pociąć, aby Bierecki z jego okręgu kandydował - śmie­je się mój rozmówca.
Największą wagę przykłada jednak do mediów. - Aby cieszyć się zdrową gospo­darką, potrzebna jest zdrowa demokracja, a nie kleptokracja, którą mamy dziś w Pol­sce. Z kolei strażnikiem dobrej demokra­cji są odpowiedzialne i uczciwe media.
Bardzo ich potrzebujemy - twierdzi. SKOK poprzez spółki Fratria i Apella stoją za wydawaniem prawicowego tygodnika „W Sieci", a także portali Wpolityce.pl i Stefczyk.info. Bierecki dba również o dobre relacje z Toruniem i o. Tadeuszem Rydzykiem. Reklam SKOK nie ma za to prawie wcale w mediach tzw. głównego nurtu. Senator wyjaśnia, że szkodników się nie karmi.
- Tutaj nie chodzi tylko o media - pre­cyzuje jeden z jego kolegów. - On w ogóle ma hopla na punkcie bycia niezależnym. Własne budynki, własne siedziby, własne ośrodki wypoczynkowe dla pracowników - wylicza. Bierecki dodaje: - Niezależność to fundament myślenia spółdzielcze­go, wiedział o tym Franciszek Stefczyk, inicjator zakładania spółdzielczych kas oszczędnościowo-pożyczkowych. Kasy tyl­ko jeśli są w pełni niezależne, mogą służyć swoim członkom.

WIANUSZEK SENATORA
Jeden z posłów opowiada, że gdy Bierecki idzie sejmowym korytarzem, zawsze otacza go wianuszek parlamentarzystów.
- Wielu pomaga. To nie są duże sprawy - pomóc ufundować jakąś tablicę pa­miątkową, zorganizować jakąś imprezę w regionie etc. Jest jedyną osobą w partii, która dysponuje potężnymi środkami finansowymi i chętnie łoży na różne patriotyczne inicjatywy - opowiada nasz rozmówca, wskazując, że w ten sposób Bierecki buduje sobie siatkę osób, które coś mu zawdzięczają.
Czy kiedyś będzie chciał ją wykorzystać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz