Seks grupowy
uprawiają w domach lub klubach. To ich sposób na życie i recepta na szczęście.
Tylko czasem taka przygoda kończy się gorzkim rozczarowaniem.
AGATA JANKOWSK
Trafiłam do piekła Dantego.
Do drugiego kręgu, gdzie spotykają się ci, którzy nie umieją opanować
swoich zmysłów – tak swoją ostatnią wizytę w swingers clubie wspomina
37-letnia Anna. I opowiada z ekscytacją: – Pięciu seksualnych
partnerów, wytrawnych kochanków w jedną noc. Do tego igraszki
z innymi kobietami. Seks oralny, analny, elementy sadomaso. Wokół piękni
ludzie z zapałem oddają się żądzy. Szaleńcza orgia. Totalne wyzwolenie.
A to wszystko podziwia mój mąż.
SEKS BEZ TABU
Anna i Ivo pierwszy raz do takiego
klubu trafili dwa lata temu, czyli pięć lat po ślubie. Ale przygodę ze
swingiem rozpoczęli wcześniej, od znalezienia w internecie „koleżanki do
trójkąta”. - Jako małżeństwo z kilkuletnim już stażem szukaliśmy nowych
erotycznych wyzwań, inspiracji. To nie tak, że sobie nie wystarczamy. Po prostu
marzył nam się seks z kimś jeszcze. I to marzenie do dziś spełniamy - kwituje.
Na początku konfiguracja była taka: ona, jej mąż i inna kobieta. Potem
odwrotnie: mąż, inny mężczyzna i ona. Z czasem zaczęli poznawać pary, a w
domowych alkowach uprawiali miłość, wymieniając się partnerami. - Dziś seks nie
ma dla nas tabu. Jeździmy na wakacje dla swingersów do nadmorskich kurortów. W
Polsce i za granicą odwiedzamy kluby dla takich jak my. Każde z nas miało grubo
ponad stu partnerów seksualnych i zamierzamy mieć jeszcze więcej - deklaruje
40-letnilvo. Zasada jest jedna, żelazna: zawsze robią to razem. Mąż i żona. -
Tylko wtedy można zapanować nad uczuciem zazdrości. A przede wszystkim nie ma
tu mowy o zdradzie. Bo zdrady za plecami nie uznajemy - postulują małżonkowie.
Klubów stworzonych specjalnie dla
swingersów w Polsce przybywa. W całym kraju jest ich około 15. W Warszawie i
okolicach pięć, choć kilka lat temu był tylko jeden. Na ogół to wille na
obrzeżach miast. W środku ekskluzywnie - sauna, jacuzzi, łazienki i drink bar. Wszystko
w cenie wstępu. Kilka pokoi bez drzwi, a w nich wieloosobowe łoża, huśtawki,
klęczniki. Czasem też pejcze, łańcuchy, kajdany i dyby dla tych, którzy wolą
ostre doznania. Wszędzie stoją lubrykanty i prezerwatywy. Kilka razy w tygodniu
na imprezach spotyka się tutaj średnio 30 osób, aby czerpać rozkosz z
erotycznych zabaw w większym gronie.
Właściciele są zgodni - popyt jest
i rośnie, tak jak rośnie w Polsce liczba swingersów. Ale statystyk nikt nie
zna. Nie ma ogólnokrajowych badań nad liczbą i jakością związków
poligamicznych. Wiadomo jedynie, że definicja i portret swingersa przez lata
się zmieniły.
„Swingowanie wywodzi się od angielskiego
słowa »swing« (huśtać się, kołysać) i oznacza podejmowanie zachowań seksualnych
w kręgu znajomych lub z całkowicie obcymi ludźmi. Formy tych zachowań mogą być
bardzo różne: od kontaktów seksualnych podejmowanych z drugą parą przez seks
z wieloma osobami aż do orgii seksualnej” - tłumaczy seksuolog Andrzej Depko w swojej książce „Chuć,
czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie”
- Do niedawna swingers kojarzył się z wyzwolonym małżeństwem starych hipisów po
pięćdziesiątce, którzy swoje w życiu już przeszli, dzieci odchowali, a w wieku
dojrzałym postanowili rozpocząć nową, ekscytującą seksualną przygodę - tłumaczy
Paweł Hernik, prowadzący swingers klub Usta w warszawskim
Wawrze. Ale, jak mówi, to się zmieniło. - Do klubu trafiają coraz młodsi
entuzjaści. Przedział wieku to 25-45 lat, ale często przychodzą nawet 20-latki.
Wszystkich wyróżnia wysoka kultura osobista, średni lub wyższy status
społeczny, otwartość, tolerancja i szerokie horyzonty - opisuje właściciel.
Połowa gości to małżeństwa, druga połowa to single lub ci, którzy przychodzą z
kochankiem, z którym na co dzień łączy ich czysto seksualna relacja. Tych
ostatnich najszybciej przybywa.
REWIA ROZPUSTY
Inga, lat 23, obecnie nie ma
poważnego partnera, jedynie przyjaciela od seksu. I to właśnie on wprowadził ją
w świat swingu. Do klubów chodzą regularnie, choć od niedawna. - Świat realny
zostawiam za drzwiami. W klubie panuje atmosfera surrealizmu. W powietrzu
wiruje tylko seks. To jak bal u szatana z „Mistrza i Małgorzaty” Erotyczny
teatr, rewia rozpusty, a ja gram na tej scenie wszystkimi zmysłami - opisuje
dziewczyna. Na takie imprezy lubi iść przebrana. Wysokie szpilki, wyuzdana
bielizna, zawsze z maską na twarzy - złotą, wenecką, zdobioną piórami lub
czarną lateksową kobiety kota. W klubie chciała spełnić swoją największą
fantazję, czyli gangbang - wielu mężczyzn naraz i ona jedna w centrum. Ale już
wie, że to, przynajmniej na razie, pozostawi w sferze fantazji, bo nie umie się
przełamać do seksu z obcymi. Za to odkryła nowy fetysz. Lubi być obserwowana. -
Gdy podczas seksualnego aktu mam publiczność, cała drżę z podniecenia. A
amatorów voyeuryzmu,
czyli podglądactwa, nie brakuje. Gdzie się
obejrzę, widzę mężczyzn, którzy pożerają mnie wzrokiem, masturbują się
zapatrzeni w naszą miłość. Wówczas daję z siebie wszystko, gram całym ciałem.
Przyjmuję wyuzdane pozy, krzyczę, wzdycham. I odlatuję w krainę rozkoszy,
czuję, że jestem boginią seksu - Inga opowiada o swoich wrażeniach. I choć
przyznaje, że takie imprezy działają jak magnes, jest pewna, że kiedy pozna
mężczyznę życia, z którym zwiąże swój los na zawsze, zaniecha erotycznej
rozwiązłości. - Jeśli przysięgnę mężowi przed Bogiem lub przed urzędnikiem,
przysięgi dotrzymam.
- Może nie być łatwo - ostrzega
psycholog i seksuolog Anna Hebenstreit-Maruszewska z SWPS w Sopocie. I
tłumaczy, że im wcześniej człowiek uwarunkuje się do pewnego sposobu zaspokajania
seksualnych potrzeb, tym bardziej może on się stać sposobem preferowanym. To
znaczy, że komuś, kto już w młodym wieku poznał smak grupowego seksu, może być
trudno w przyszłości osiągnąć satysfakcję seksualną z jednym partnerem w
zwykłych, domowych, czasem nudnych pieleszach.
Jednak Paweł Hernik broni młodych.
- Dziś 20-letni mają świadomość,
wiedzę i dojrzałość taką samą jak 30-latkowie kilkanaście lat temu. Rośnie
pokolenie ludzi wyzwolonych, otwartych i świadomych swojej seksualności. To
nie znaczy, że nie będą w stanie stworzyć dojrzałego małżeńskiego lub
partnerskiego związku. Zrobią to, ale na swoich warunkach - tłumaczy.
ZERWAĆ OKOWY PRUDERII
Kasia i Tomek zaczęli swingować
właśnie po to, żeby małżeńskiej przysięgi dotrzymać. - Ślubowaliśmy wierność i
uczciwość małżeńską, ale w światku pięknych, 30 -letnich i zamożnych szczurów
korporacyjnych, którymi niestety jesteśmy, trudno być uczciwym, jeszcze
trudniej wiernym - tłumaczy Tomek. Dlatego kiedy oboje poczuli, że pokusa
zdrady rośnie z każdym wyjazdem integracyjnym i firmową imprezą, po prostu
usiedli i szczerze porozmawiali. - Wyznałam, że już dwa razy byłam blisko
zdrady. Powstrzymała mnie tylko miłość do męża, ale nie jestem pewna, jak długo
ten hamulec będzie działał. On wyznał, że też pożąda innych kobiet. Fantazjuje
o nich, kochając się ze mną. Dotychczas opierał się skokom w bok, ale tak
naprawdę opierać się już nie chce. Ja też już dłużej nie chciałam ukrywać żądzy
- opowiada Kasia.
Dlatego postanowili poznać parę
podobną do siebie. Zalogowali się na portalach dla swingersów i rozpoczęli
casting. - Zdumiała nas atrakcyjność, inteligencja i kultura użytkowników
takich portali. Wiadomo, w internecie wszyscy kłamią na swój temat, ale my
trafialiśmy w dziesiątkę - cieszy się Tomek i dodaje: - To elitarny,
hermetyczny świat, zbudowany przez tych, którzy uwolnili się z okowów pruderii
i czerpią z różnorodności seksu pełnymi garściami. My do tego świata pasujemy
jak ulał.
Już od roku średnio raz w miesiącu
spotykają się z innymi parami. Jak twierdzą, nie chodzi tylko o seks, chociaż
przecież głównie o to, ale też o szczerą sympatię, fajnie spędzony czas. -
Razem idziemy na basen, na spacer lub do teatru. Potem kolacja, najczęściej w
domu. Kilka drinków i cała noc nieziemskiej rozkoszy - opowiada Tomasz. A co z
zazdrością? - pytam. - Jest, ale zdrowa, budująca. Nazwałbym to pikanterią. Patrząc,
jak żona kocha się z innym, zazdroszczę mu, że może obcować z tak piękną
kobietą. A to przecież moja żona. Wtedy pożądam i kocham ją jeszcze bardziej -
tłumaczy.
Do klubów nie chodzą. Za to raz z
zaprzyjaźnioną grupą dziesięciu swingujących par zorganizowali weekendowy
wypad do ekskluzywnego hotelu ze spa. - Pyszne jedzenie, relaks w jacuzzi i
niczym niezakłócony seks z pięknymi ludźmi. Luksus w każdym calu. Żyć nie
umierać - kwituje małżeństwo.
NIEDOBRZE MIEĆ SĄSIADA
Jednak seksuolog
Hebenstreit-Maruszewska przestrzega, że swing bywa zabawą ryzykowną. -
Podstawą do takiego stylu życia musi być zdrowa motywacja. Układ partnerski, w
którym obie strony są otwarte na nowość i w równej mierze, nieprzymuszenie
zgadzają się na eksperymenty z własną seksualnością. Pary, które darzą się
niezachwianym zaufaniem, są wobec siebie szczere i wspólnie radzą sobie z
poczuciem zazdrości, mogą czerpać ze swingu wiele satysfakcji. Ale jeśli
motywacja jest niewłaściwa, np. jedno z partnerów wbrew sobie, z lęku przed
utratą partnera spełnia jego fantazje lub uprawia swing po to, aby mieć pod
kontrolą jego zdrady, prędzej czy później ktoś zostanie skrzywdzony - ostrzega.
Bo w swingu ważne są jasne zasady
i ich przestrzeganie. A najważniejsza jest wzajemna dbałość o dobre
samopoczucie. Seksuolodzy nie mają wątpliwości: to nie jest rozrywka dla
każdego. A kto porwie się na tę przygodę zbyt nagle, może to przypłacić
rozpadem związku.
Dobrze o tym wie 34-letnia
Dominika, której małżeństwo trwało niespełna rok.
- Założenie było proste: obrączka
na palcu nic nie zmienia, jesteśmy młodzi, nowocześni i wyzwoleni. Po ślubie
nie rezygnujemy z dobrej zabawy i uciech cielesnych, również przy asyście osób
trzecich - wylicza powody, dla których wraz z mężem zdecydowali się na swing.
Na początku był raj. - Fantastyczni ludzie, dobra zabawa, tańce, pijaństwo, no
i wyuzdany seks przede wszystkim między nami, ale też we troje, czworo lub w
sześcioro, z dwiema innymi parami - opowiada. Ale po jakimś czasie jej mąż już
nie umiał inaczej, - Kiedy byliśmy we dwoje, seksu nie było. Twierdził, że mnie
pożąda, ale najbardziej wtedy, kiedy jesteśmy w większej grupie. Z kolei ja
chciałam przystopować. Poczuć bliskość między nami, kochać się po bożemu, jak
małżeństwo, we dwoje - żali się. Na tym polu dochodziło do spięć. Z jej strony
wybuchy zazdrości, z jego strony szantaż i wyrzuty. - Zaczął ukrywać kontakty z
innymi. Chodził na swingerskie imprezy sam, zaczął uprawiać ostry seks z
użyciem przemocy. Rozwiedliśmy się bez orzeczenia o winie, za powód podając
niezgodność charakterów. Bo jak wytłumaczyć przed sądem, że zabawialiśmy się
grupowo, tylko mi przestało to odpowiadać? - pyta zrezygnowana.
Karol bardzo chciałby winić żonę
za rozpad małżeństwa. Ale nie umie. Wie, że winien jest on sam. - Byliśmy
małżeństwem od 15 lat. Mamy już nastoletnią córkę. Układało się różnie, do
łóżka wkradła się rutyna, właściwie nuda - wspomina. Dlatego postanowił
namówić żonę, by zrealizowała jego fantazję. Długo walczył z sobą, ale
pragnienie oglądania żony w ramionach innego mężczyzny rosło. Na kandydata
wybrał wspólnego przyjaciela, sąsiada, który nigdy nie skrywał fascynacji jego
żoną. - Chciałem oglądać ją, jak kocha się z innym samcem. Dziko, zwierzęco. W
fantazjach czułem dumę, że mogę dzielić się swoją piękną samicą. To mnie
podniecało - opowiada. Długo namawiał żonę i sąsiada. Byli przeciwni. Ale
pewnego razu wszyscy troje się upili. - Posadziłem ich obok siebie na łóżku.
Zacząłem całować żonę po szyi, jego rękę położyłem na jej udach. Zaskoczyło -
opowiada. Ale sytuacja wymknęła się spod kontroli.
- Patrzyłem, jak się dotykają,
całują i nie wytrzymałem. Nie było podniecająco. Raczej wkurwiająco. Żonę
wyzwałem od ladacznic, sąsiada sprałem po mordzie - denerwuje się. Dzień
później żona się wyprowadziła, wkrótce wniosła pozew o rozwód. Z poczucia winy,
a przede wszystkim wstydu nie prosił, żeby została. - Poza tym do dziś nie mogę
jej wybaczyć, że była gotowa przespać się z innym, choć przecież sam o to
prosiłem. To chore - wyznaje Karol.
- Nie zawsze realizacja
seksualnych fantazji jest tak przyjemna jak samo fantazjowanie. Dlatego warto
poważnie się zastanowić, zanim sferę marzeń wprowadzimy w życie - tłumaczy
seksuolog Hebenstreit-Maruszewska. I dodaje, że trudno jest przewidzieć własne
emocje i reakcje pojawiające się podczas eksperymentowania. Niektórych po
prostu może to przerosnąć.
STARA GWARDIA
Jola i Łukasz, oboje po
pięćdziesiątce, z pobłażliwością przyglądają się perypetiom młodych swingersów.
Jak mówią, sami są starą gwardią, wyzwolonymi hipisami, którzy zawsze szli pod
prąd. Zaczęli swingować 30 lat temu. Mówią, że teraz młodym jest łatwiej, ale
tak naprawdę trudniej. - Bo u nas było tradycyjnie: daliśmy anons w lokalnej
gazecie, umówiliśmy się pod publicznym szaletem na Piotrkowskiej w Łodzi.
Przyszła jedna para, no to z tą jedną parą żeśmy się zaprzyjaźnili - opowiada
Łukasz. Przez 15 lat żyli razem, jak jedno małżeństwo, tylko trochę inaczej, bo
we czwórkę. Obie pary miały dzieci i je też wychowywali wspólnie. Do dziś zapewne
byliby razem, ale tamci wyjechali do Londynu. Związek umarł śmiercią naturalną.
Mieszkaliśmy obok siebie, dzieci
chodziły do jednej szkoły. Wspólne było wszystko: żony, jedzenie w lodówce,
samochód. Nie szukaliśmy nowych wrażeń, bo jak na tamte czasy i tak byliśmy
nieprzyzwoicie rozwiąźli - śmieje się Łukasz. I trochę zazdrości młodym
swingersom tych klubów, portali randkowych, wolności. Ale też trochę
współczuje, bo - jak mówi - w nadmiarze tej seksualnej wolności człowiek łatwo
może się pogubić.
Mądre ale nie dla każdego!Podoba się:))
OdpowiedzUsuń