Jarosław Kaczyński
zdecydował się na wyciąganie zwłok z grobów mimo sprzeciwu rodzin. To złamanie
podstawowego tabu, szczególnie rażące w Polsce, gdzie szanuje się majestat
śmierci. Po co liderowi PiS potrzebne są ekshumacje?
Rewolucjom, zakładaniu nowych politycznych
ustrojów, obalaniu starych, zawsze towarzyszyły rewolucje trumien. Aktem
założycielskim stawały się uroczyste pogrzeby nowych bohaterów, a także
bezczeszczenie grobów bohaterów dawnych. Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz
są przekonani, że zakładają nowe państwo i niszczą państwo stare. Nie tylko
zatem mają swoją politykę śmierci i państwowych pogrzebów, ale ta polityka
przyjmuje formy coraz bardziej radykalne - staje się rewolucją trumien.
TRUMNY DOBRE I ZŁE
Ta PiS-owska
rewolucja trumien zaczynała się przed laty nieśmiało - od buczenia i
gwizdów nad grobami powstańców warszawskich, gdzie jako jedynych legalnych
dysponentów powstańczej tradycji akceptowano Macierewicza i Kaczyńskiego. I
skąd próbowano przegnać „wrogów” - nawet Władysława Bartoszewskiego czy
AK-owskich weteranów powstania; zwłaszcza kiedy się temu zawłaszczaniu historii
przez PiS próbowali przeciwstawiać.
Po Smoleńsku
nastąpiła radykalizacja PiS-owskiej polityki śmierci. Z tej tragedii, z wybranych
smoleńskich trumien Jarosław Kaczyński uczynił fundament i akt założycielski
nowej polityki, która miała doprowadzić do nowego państwa. Umieszczenie ciał
prezydenckiej pary na Wawelu - wymyślone przez PR-owców PiS zupełnie na zimno
jako metoda przejęcia politycznej i symbolicznej inicjatywy - stało się
fundamentem żarliwego smoleńskiego mitu o Lechu Kaczyńskim jako prezydencie,
który był tak potężny i tak skuteczny, że jego wewnętrzni i zewnętrzni
wrogowie zdecydowali się na zamach.
Przeciętny Polak, nawet przeciętny polski polityk, bardziej
szanuje trumny i martwe ciała, niż szanuje je Jarosław Kaczyński. Może jeden
Palikot był tutaj wyjątkiem, ale politycznie już go nie ma wśród nas, właśnie
dlatego, że tabu trumienne naruszał. Powtarzał bowiem nieomalże od dnia
katastrofy, że największą odpowiedzialność za śmierć blisko stu ludzi w Smoleńsku
ponosi Lech Kaczyński, dla którego lądowanie (przed którym polskich pilotów
ostrzegali rosyjscy kontrolerzy lotu) oznaczało polityczne być lub nie być; efektowne
rozpoczęcie kampanii prezydenckiej albo ostateczną kompromitację z powodu
spóźnienia.
PiS budując na
„swoich” trumnach własną polityczną potęgę, nigdy nie miało zahamowań przed
jednoczesnym uderzaniem w trumny ludzi, których uważało za politycznych lub
ideowych wrogów. Prawicowi politycy i intelektualiści atakowali Czesława
Miłosza przy okazji jego pogrzebu na Skałce, atakowali pośmiertnie Wisławę
Szymborską, a dziś lokalni politycy PiS konsekwentnie przeciwstawiają się upamiętnianiu
Władysława Bartoszewskiego poprzez nazywanie jego imieniem ulicy czy skweru.
Nawet niedawna śmierć Andrzeja Wajdy sprowokowała falę pośmiertnego hejtu.
Wyróżnił się tu Ryszard Legutko, europarlamentarzysta PiS, szczególnie mocno
zaangażowany w wojnę kulturową prawicy. Wypowiadając się w przejętym przez PiS
Radiu Kraków, uznał Wajdę za oportunistę, „skłonnego do zachowań stadnych”, a
całej jego twórczości filmowej łaskawie przyznał „cztery z minusem”.
PAŃSTWOWOŚĆ POŚMIERTNA
Śmierć znajduje się w
centrum naszej polityki od czasu rozbiorów. Przez cały XIX wiek prochy
najwybitniejszych Polaków traktowano jako polityczne relikwie. Pogrzeby
generałów patriotów czy patriotów twórców stawały się namiastką uroczystości
państwowych państwa, które nie istniało. To przeniosło się także na politykę II
RP, mocno zakorzenioną w niedawnej epoce zaborów i powstań, gdzie uroczyste
pogrzeby szczątków (a nawet fragmentów szczątków) dawnych wielkich Polaków
przeradzały się w wielkie patriotyczne święta. Przykładem może być pogrzeb
szczątków Juliusza Słowackiego, ulubionego poety Józefa Piłsudskiego, które
zostały sprowadzone do Polski na zlecenie Marszałka w 1927 roku, po zamachu
majowym. Uroczysty pogrzeb poprzedzony obwożeniem po całym kraju trumny z prochami
wieszcza, z towarzyszeniem wojskowej eskorty, był zapowiedzią późniejszego
pogrzebu samego Marszałka - największej uroczystości państwowej międzywojennej
Polski.
Była też walka
polityczna przy użyciu trumien. Największy skandal wybuchł przy okazji sporu
między piłsudczykami a krakowskim biskupem Adamem Sapiehą na temat
umieszczenia trumny Piłsudskiego na Wawelu. Sapieha „wypchnął” trumnę Marszałka
na mniej eksponowane miejsce, i to bez konsultacji z rządzącą sanacją. Prasa
katolicka broniła wówczas biskupa, zarzucając zwolennikom Piłsudskiego chęć
zrobienia z katedry wawelskiej „masońskiego antykwariatu”, a ci posługiwali
się równie mało subtelnym hasłem: „Sapieha do Berezy”.
W PRL trumny,
pogrzeby, a także odmawianie prawa do pochówku, ukrywanie ofiar, mogiły zbiorowe
były używane jako element wojny politycznej, ale jedynie w okresie
założycielskim nowego ustroju, czyli w epoce stalinowskiego terroru. Po odwilży
1956 roku Gomułka odpuścił nieboszczykom. Do końca PRL można już było
bezpiecznie odwiedzać groby AK-owskie, powstańcze, a nawet groby polityków międzywojennych,
przy których często zbierali się opozycjoniści.
TRUMIENNA KORUPCJA
Każda rewolucja ma
swoja fazę terroru i radykalizacji. W przypadku PiS-owskiej rewolucji
trumien w taką fazę wkraczamy wraz z decyzją rządzących o przymusowej
ekshumacji wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej wbrew woli znacznej części
rodzin.
Szokująca jest
zarówno sama decyzja, jak i sposób jej forsowania. Umundurowani
funkcjonariusze żandarmerii wojskowej chodzą po domach osób, które nie zgadzają
się na bezczeszczenie ciał swoich bliskich, i próbują wymusić podpisanie
oficjalnej zgody. Liderów PiS (bo przecież prokuratorzy i żandarmeria wojskowa
podlegają Ziobrze, Macierewiczowi, a w ostatecznej instancji Jarosławowi Kaczyńskiemu)
nie powstrzymują protesty części rodzin, a nawet odwoływanie się do sądów.
Wymuszanie
ekshumacji na wszystkich wydaje się z pozoru wizerunkowym absurdem i
politycznym błędem. Kaczyński, Macierewicz, Ziobro dysponują przecież nową
komisją smoleńską, z której usunięto specjalistów od badania wypadków lotniczych,
a także całym legionem dziennikarzy, którzy „odkryją” i ogłoszą każdą rewelację
na temat zamachu, w zamian za stanowiska w mediach publicznych czy spółkach
skarbu państwa. Zatem dowód na zamach wystarczyłoby znaleźć w szczątkach tych
ofiar, których rodziny zgadzają się na ekshumację.
Dlaczego więc
wymusza się ekshumację na wszystkich? Odpowiedzi dostarczają „umiarkowani” w
obozie PiS, od których docierają przecieki, że ekshumacja wszystkich ofiar
katastrofy jest jedynie wstępem do przygotowywanego przez rząd zbiorowego
uroczystego pogrzebu, którego propagandowa oprawa ma przyćmić sprowadzenie do
Polski szczątków Słowackiego czy pogrzeb Piłsudskiego. Uroczysty zbiorowy
pogrzeb ofiar katastrofy ma się stać fundamentem nowego państwa i symbolicznym
końcem III RP. Nic nie szkodzi, że będzie to już drugi uroczysty pogrzeb
państwowy, skoro pierwszy odbył się w państwie „niesuwerennym” i „obcym”.
Z kolei
„umiarkowani” z PiS zdradzają te plany dlatego, że tak skuteczne zwieńczenie
rewolucji trumien doprowadzi do dalszego umocnienia pozycji Antoniego Macierewicza,
który tę agendę władzy dziś nadzoruje. Będzie on dostarczał pogrzebowej
imprezie oprawę. I będzie z niej ciągnął polityczne zyski. A to budzi
zaniepokojenie Jarosława Gowina, Mateusza Morawieckiego czy nawet części
najbliższych przybocznych Jarosława Kaczyńskiego z ul. Nowogrodzkiej, choć dziś
żaden z nich nie poskarży się głośno.
Oprócz terroru
trumien mamy też trumienną korupcję. Kościół, do którego zwracają się o pomoc
rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej, milczy. Są duchowni, którzy wiedzą, że
PiS-owska rewolucja trumien jest bluźnierstwem - także na planie religijnym.
Ale pozostają oni w zdecydowanej mniejszości. Materialna, instytucjonalna i
symboliczna oferta, jaką rząd PiS ma dziś dla Kościoła, przelicytowuje
wszystko, co oferowały tej instytucji poprzednie ekipy rządzące Polską.
Kaczyński dla
swojej rewolucji trumien kupuje nie tylko Kościół. Na stole leży też oferta
korupcyjna dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Beata Gosiewska, która
wraz z innymi krewnymi ofiar otrzymała już od polskiego państwa materialne
zadośćuczynienie przekraczające poziom zwykłych odszkodowań przy tego typu
tragediach, wystąpiła z nowymi roszczeniami na sumę 5 milionów złotych.
Gosiewska jest europarlamentarzystką PiS blisko związaną z bezpośrednim otoczeniem
prezesa partii. Jej działanie to nie samowolka, ale część politycznej
strategii. Tym bardziej że o podobne nadzwyczajne zadośćuczynienie wystąpiła
rodzina generała Błasika, także całkowicie akceptująca PiS-owską
instrumentalizację katastrofy.
To jasny sygnał dla
rodzin, które się ekshumacji opierają: możecie sankcjonować akt założycielski
IV RP, jakim będzie wielki powtórny pogrzeb ofiar katastrofy smoleńskiej i
wtedy staniecie się wyróżnionymi kombatantami nowej Polski, ważniejszymi od
ostatnich kombatantów Powstania Warszawskiego, a nawet od żołnierzy wyklętych.
I będzie to miało przełożenie nie tylko na symbole, lecz także na milionową
pomoc ze strony państwa. Albo odmówicie uczestnictwa w naszej propagandowej
imprezie, a wówczas zostaniecie rozszarpani przez PiS-owskie media jako ludzie
godni pogardy, którzy w politycznym zacietrzewieniu odmawiają uczczenia
własnych bliskich.
WIĘCEJ NIŻ IGRZYSKA
Można te pisowskie
działania interpretować w kategoriach typowej populistycznej polityki
zapewniania ludowi chleba i igrzysk, gdzie chlebem jest obniżenie wieku
emerytalnego czy program 500+, a igrzyska to właśnie rewolucja trumien,
dostarczająca symbolicznej rozrywki i satysfakcji, ale niemająca żadnego
przełożenia na realne życie Polaków.
Jednak ludzie,
którzy się tą rewolucją posługują, kształtują zarówno politykę państwa, jak i
symboliczne zaplecze tej polityki. Jarosław Kaczyński jest tu ostrożniejszy jako
polityk. Ale już Jarosław Marek Rymkiewicz, który stał się intelektualnym i
estetycznym patronem rewolucji trumien, w swojej książce o Powstaniu
Warszawskim, „Kinderszenen”, uznał, że tamta „masakra” - jak ją z entuzjazmem
nazywa - odegrała w historii Polski jednoznacznie pozytywną rolę. Gdyż poprzez
swój rozmiar, ogrom cierpień, „przywiązała Polaków do polskości”,
„uniemożliwiła im zdradę, rozpuszczenie się w Europie”. Kiedy przed kilku laty
miałem okazję przeprowadzić z nim wywiad na temat tej książki (bardzo szybko
przerodził się w kłótnię), Rymkiewicz powiedział mi - i pozostawił te słowa w
autoryzacji - że „taka masakra powinna się co jakiś czas powtarzać, żeby
Polacy pozostali przywiązani do polskości”. Autor „Kinderszenen” powiedział
też wówczas, że „gdyby w czasie Powstania Warszawskiego zginęło nie dwieście,
ale czterysta tysięcy warszawiaków, przywiązałoby to Polaków do Polski dwa
razy mocniej”. Te akurat słowa wyciął w autoryzacji, mam je jednak zachowane
nie tylko w pamięci, lecz także na nagraniu. Z kolei Tomasz Terlikowski napisał
na swoim blogu dzień po tragedii smoleńskiej, że była ona słuszną karą, jaka
spadła na nas za to, że „próbowaliśmy uciec od misji, jaką stawiał przed nami
Bóg, w normalność”.
Może to są
przykłady skrajnej aberracji, ale logicznie wynikają z rewolucji trumien, z
samej zasady przedkładania cnoty heroicznego umierania nad banalność życia
„liberalnych lemingów”.
Trumienni
rewolucjoniści potrzebują świeżych trumien. Smoleńsk był dla nich okazją, którą
politycznie eksploatują do dzisiaj. A dzisiejszy coraz bardziej niespokojny
świat może im nowych polskich trumien dostarczyć.
Cezary Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz