Strony

środa, 9 listopada 2016

Śledztwo Smoleńskie


14 listopada ruszą ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej. Jak się odbędą i dlaczego?

Dla prokuratora zwłoki, a także szczątki ludzkie to dowód rzeczowy. Człowiek, jego nazwisko i cier­pienie znikają, pojawia się za to bezosobowa kość piszczelowa, czaszka czy żebra, na których śledczy, a właściwie w jego imieniu medyk sądowy, szuka śladów zbrodni. Jeżeli je znajdzie, dowód w postaci ludzkich szczątków nabiera mocy procesowej.
   Prokurator zarządził ekshumacje smoleńskie, bo szuka śladów zbrodni. Prokuratura Krajowa twierdzi, że przepisy Kodeksu postę­powania karnego wręcz nakazują przeprowadzenie tej czynności, nie było innego wyboru. Powołuje się na art. 209 kpk: „Jeżeli za­chodzi podejrzenie przestępnego spowodowania śmierci, przepro­wadza się oględziny i otwarcie zwłok”. Ten zapis dotyczy jednak konieczności dokonywania sekcji zwłok bezpośrednio po śmierci ofiary. O ekshumacji mówi art. 210 kpk: „W celu dokonania oglę­dzin lub otwarcia zwłok prokurator albo sąd może zarządzić wy­jęcie zwłok z grobu”. Może, a nie musi. Skoro nie musi, a zarządza czynność, to znaczy, że po prostu jej chce.

   Nieumyślny zamach terrorystyczny
   Czego szukają prokuratorzy w smoleńskich grobach? Prowa­dzą śledztwo w sprawie „nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu powietrznym”. Po likwidacji pionu wojskowego proku­ratury przejęła je Prokuratura Krajowa. Powołano grupę nazwaną Zespołem Śledczym nr 1. Nadzór nad tym zespołem pełni zastępca prokuratora generalnego Marek Pasionek, a grupą kieruje prok. Marek Kuczyński.
   Zespół nr 1 bada trzy hipotezy. Pierwsza, czyli doprowadzenie do katastrofy w wyniku błędu, niedopełnienia obowiązków albo przekroczenia uprawnień. Druga - zaistnienie katastrofy w na­stępstwie okoliczności niezależnych. I wreszcie trzecia hipoteza, w tym przypadku kluczowa: doprowadzenie do katastrofy przez celowe działanie innych osób. Konkretnie chodzi o zamach terro­rystyczny. To dziwne, że w śledztwie dotyczącym nieumyślnego spowodowania katastrofy badany jest wątek ewentualnego zama­chu. Powinien być wyłączony do osobnego postępowania. Nie ma przecież nieumyślnych zamachów terrorystycznych.
   W informacji, jaką dostały w czerwcu rodziny ofiar, tak opisano różne możliwe wersje domniemanego zamachu. Mógł być do­konany przy użyciu środków konwencjonalnych (np. materiał wybuchowy lub wystrzelony pocisk?) albo niekonwencjonalnych (sztuczna mgła?). Mógł wynikać z zamierzonego działania per­sonelu naziemnego w Warszawie (ktoś podłożył bombę z opóź­nionym zapłonem lub uszkodził samolot?). Albo z zamierzonego działania kontrolerów lotu w Smoleńsku (fałszywe komunikaty?). Zamach przygotowano podczas remontu samolotu w rosyjskich zakładach (zamiast naprawiać zepsuto?). I wreszcie, zamachu do­konali członkowie załogi (celowo rozbili maszynę?) lub ktoś, kto wywarł na załogę presję (ciekawe, kogo ma na myśli prokuratura?).
   Ekshumacje i sekcje zwłok mają na celu, jak twierdzi prokuratu­ra, ustalić „przyczyny i mechanizm zgonów” ofiar katastrofy oraz określić rodzaj doznanych obrażeń. Prokurator Robert Bednarczyk z Zespołu nr 1 w postanowieniu o dopuszczeniu dowodu z opi­nii biegłych z zakresu medycyny sądowej bez ogródek tłumaczy, że badania szczątków ofiar pozwolą stwierdzić, czy ich obrażenia powstały „w miejscu i czasie zaistnienia katastrofy lotniczej”. Wy­nika z tego, że dociekliwi prokuratorzy dopuszczają ewentualność już kiedyś sugerowaną przez Antoniego Macierewicza, że przy­najmniej niektóre ofiary katastrofę przeżyły i zostały zamordo­wane później.
   Prokuratorzy mają nadzieję, że sekcje pozwolą stwierdzić, czy obrażenia ofiar powstały z powodu „uderzenia statku po­wietrznego o powierzchnię ziemi i fragmentacji podzespołów konstrukcyjnych samolotu bądź przedmiotów znajdujących się na pokładzie”. Bez ekshumacji i sekcji nie są tego pewni? Robert Bednarczyk w uzasadnieniu postanowienia cytuje co prawda art. 168 kpk („fakty powszechnie znane nie wymagają dowodu”), ale uważa, że okoliczności śmierci członków załogi i pasażerów prezydenckiego samolotu nadal są niejasne. Prokurator nie pod­waża faktu, że doszło do uderzenia maszyny o ziemię, ale zakła­da, że mogło to nastąpić z powodu „eksplozji materiałów wybu­chowych, łatwopalnych, albo innego gwałtownego wyzwolenia energii”. Pisze więc, że badanie zwłok pozwoli stwierdzić, czy obrażenia ofiar p owstały w wyniku zamachu. W końcu do udziału w sekcjach zaangażowano międzynarodowe grono ekspertów i medyków sądowych. Ale po otwarciu trumien nawet najlep­si specjaliści mogą okazać się bezradni, zważywszy, co znajdą po sześciu latach od pochówku.

   Brońcie ich przed zbezczeszczeniem!
   Do zespołu biegłych powołano sześciu zagranicznych medy­ków sądowych. Oto ich lista: prof. Silke Grabherr, dr Tony Fracasso i dr Fabrice Dedouit z Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Są­dowej w Lozannie i Genewie; prof. Duarte Nuno Vieira z Uniwer­sytetu Coimbra w Portugalii; prof. Peter Leth i prof. Peter Knudsen z Uniwersytetu Odensee w Danii. Ten ostatni zastąpił prof. Guya Rutty z Uniwersytetu w Leicester (Wlk. Brytania), którego powo­łano początkowo, ale poprosił o skreślenie z listy biegłych w po­wodów „osobistych i zawodowych”.
   Listę uzupełnia ośmiu specjalistów krajowych z uniwersyteckich zakładów medycyny sądowej w Krakowie, Lublinie, i Warszawie.
   Mają uczestniczyć w sekcjach 83 ofiar katastrofy. 10 kwietnia 2010 r. zginęło co prawda 96 osób, ale dziewięć sekcji przeprowa­dzono już wcześniej, a cztery ciała na życzenie rodzin spopielono. W sekcjach z 2012 r. uczestniczyli m.in. eksperci z Wrocławia. Przeprowadzono je na wnioski rodzin, które chciały potwier­dzenia, że w trumnach faktycznie znajdują się ciała bliskich. W trzech grobach zwłoki były pomylone. Zamiast Anny Walen­tynowicz pochowano Teresę Walewską-Przypiałkowską, zwłoki Ryszarda Kaczorowskiego zamieniono ze szczątkami Tadeusza Lutoborskiego, a Ryszarda Rumianka ze Zdzisławem Królem. Nie stwierdzono pomyłki w przypadku ciał Zbigniewa Wassermanna, Przemysława Gosiewskiego i Janusza Kurtyki. Przeprowadzono nie tylko badania genetyczne, ale też oględziny zwłok dotyczą­ce odniesionych obrażeń, śladów eksplozji i pobrano materiał do badań toksykologicznych. Nie stwierdzono innych przyczyn zgonów od tych już znanych. Obrażenia były typowe dla ofiar wypadków lotniczych. Liczne złamania kości i rozczłonkowanie części ciał. Śladów materiałów wybuchowych nie znaleziono. Nie stwierdzono też, że badane osoby zostały zastrzelone albo otrute.
   Rodziny 17 ofiar katastrofy smoleńskiej nie chcą, aby odko­pywano groby ich bliskich i zakłócano spokój zmarłych. Wysto­sowały w tej sprawie petycję podpisaną przez 238 osób. „Apelu­jemy do hierarchów Kościołów, których kapłani odprowadzali naszych Ukochanych na cmentarze: brońcie ich grobów przed zbezczeszczeniem! Apelujemy do ludzi władzy: nie pozwólcie, aby dokonał się ten akt, któremu sprzeciwiają się nasze serca! Apelujemy do wszystkich ludzi dobrej woli z prośbą o pomoc!”.
   Kościół katolicki nie zajął w sprawie ekshumacji jednoznacz­nego stanowiska. Flierarchowie wspominają co prawda, że nie powinno się postępować wbrew woli rodzin ofiar, ale jeżeli tak stanowi prawo, to nie ma wyjścia. Prokuratury zaś żadna petycja nie wzrusza. Ekshumacje odbędą się w zaplanowanym terminie i będą dotyczyć wszystkich wskazanych w postanowieniu grobów

   Cena ekshumacji
   Ekshumacje przeprowadza się w Polsce w tzw. okresie zimo­wym, między 16 października a 15 kwietnia, we wczesnych godzi­nach rannych. W wyjątkowych, wymagających natychmiastowej reakcji sytuacjach zdarzają się odstępstwa od tej reguły. Nadzór nad otwieraniem grobów i wyjmowaniem trumien pełni właści­wy powiatowy inspektor sanitarny. Ekshumacji musi towarzyszyć przedstawiciel zarządu cmentarza i ekipa grabarzy. Jeżeli otwar­cie grobu następuje na życzenie prokuratury lub sądu, na miejscu musi być prokurator i przeważnie technik kryminalistyki. Teren zabezpieczają policjanci.
   Podczas ekshumacji mogą asystować członkowie rodzin osób zmarłych oraz wskazani pełnomocnicy prawni. Na życzenie ro­dzin w czynności może brać udział ksiądz właściwego wyzna­nia. Pierwszą ekshumację planuje się przeprowadzić na Wawelu, gdzie zostanie otwarty grobowiec pary prezydenckiej. Zdzisław Sochacki, proboszcz tamtejszej katedry, zapowiada, że będzie asystował czynnościom, modlił się i pilnował, aby nie doszło do zniszczenia krypty.
   Po wyjęciu z grobów trumny zgodnie z procedurą zostaną wło­żone do drewnianych skrzyń i umieszczone w workach z tworzy­wa sztucznego. Do poszczególnych zakładów medycyny sądowej zostaną przewiezione specjalistycznymi pojazdami do przewozu zwłok, prawdopodobnie karawanami zamówionymi w firmach pogrzebowych. Tam oględzinami szczątków zajmą się medycy sądowi pod nadzorem prokuratora i w obecności protokolanta. Cała czynność zostanie utrwalona kamerą i opisana w protokole. Po sekcji szczątki ponownie trafią do trumien i zostaną odwie­zione na cmentarze. O ile rodziny nie zdecydują inaczej, złożo­ne będą do tych samych grobów, z których je wcześniej wyjęto. Po sześciu latach pod ziemią trumny mogą być w złym stanie, wtedy konieczna będzie ich wymiana na nowe, prawdopodob­nie na koszt Skarbu Państwa, chociaż przepisy tego nie regulują.
   Operację wyjęcia z grobów 83 trumien, sekcji zwłok i ponowne­go pochówku sfinansuje z budżetowych pieniędzy prokuratura. Koszt ekshumacji z grobu ziemnego osoby pochowanej do 10 lat wcześniej wynosi ok. 2200 zł. Jeżeli grób jest pogłębiony, cena sięga 2600 zł. Przełożenie szczątków do innej trumny kosztu je 500 zł. Do tego dochodzą koszty transportu. Zaplanowane ekshumacje będą kosztować od 250 do 300 tys. zł. Znacznie kosz­towniejsze będą sekcje zwłok i wydane na podstawie oględzin ekspertyzy biegłych, tym bardziej że zaangażowano specjalistów z renomowanych zagranicznych uczelni. To już mogą być koszty sięgające wielu milionów złotych.
   Jak mówi ks. Andrzej Luter, ponownemu złożeniu zwłok w gro­bach na życzenie rodzin może towarzyszyć ceremoniał pogrze­bowy włącznie z ponowną mszą żałobną. Nie jest jednak jasne, kto za drugi pogrzeb będzie musiał zapłacić. Prawdopodobnie ten wydatek obciąży rodziny zmarłych.

   Do urny nie zajrzą
   Otwartą kwestią pozostają efekty zaplanowanych ekshumacji. (Poza spodziewanymi efektami „natury politycznej”; wśród nich wymienia się m.in. ponowny uroczysty pogrzeb pary prezydenc­kiej, nagłaśnianie ewentualnych pomyłek w pochówkach ofiar, a nawet możliwość preparowania dowodów na zamach). Co moż­na znaleźć na szczątkach ludzkich po sześciu latach od pochów­ku? Według warszawskiego specjalisty medycyny sądowej raczej wątpliwe jest, aby dało się potwierdzić lub zaprzeczyć teorii za­machu. - Ślady materiałów wybuchowych zostają przez jakiś czas na odzieży ofiar, ale w tym przypadku zmarłych pod Smoleńskiem chowano przecież w innych ubraniach i obuwiu niż te, w których odbywali lot- mówi i prosi o anonimowość. - Nie wiem, czy nie zostanę dokooptowany do grona biegłych w tej sprawie. Lepiej nie błyszczeć w mediach.
   Szef Zakładu Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie prof. Mirosław Parafiniuk nie ma takich obaw, bo jego placówkę ominęły wskazania prokuratury. -Po sze­ściu latach niewiele można znaleźć-mówi. - Niekiedy zostaje tylko szkielet, a wtedy można jedynie ustalić, jak w przypadku zbrodni katyńskiej, wlot i wylot kuli albo charakter odniesionych urazów.
   Jednym z celów ekshumacji mają być badania toksykologiczne, czyli zbadanie, czy ofiar katastrofy nie otruto albo nie odurzono środkami chemicznymi. Jak mówi prof. Parafiniuk, trucizny prze­chowują się w ludzkich szczątkach różnie. Arsen i jego pochodne mogą przetrwać wiele lat, ale alkaloidy, na przykład strychnina, znikają szybko.
   Jeden z prokuratorów mówi nam, że gdyby miał podejrzenia, iż doszło do zamachu, to nawet wiedząc, że po sześciu latach szan­se na znalezienie dowodów w grobach są minimalne, też podjąłby decyzję o przeprowadzeniu ekshumacji wszystkich ciał. - Taka jest pragmatyka zawodowa, nie można przeprowadzać czynności wy­biórczo - mówi. - Problem polega jednak na tym, że prokuratorzy zajmujący się teraz tym śledztwem nie mają nawet najmniejszego dowodu wskazującego na zamach. Dobrze znają przyczyny kata­strofy i powody, dla których 96 osób straciło życie.
   Ekshumacje zwłok po wielu latach od pochówku dokonywane na zlecenie prokuratury zdarzają się rzadko i są podyktowane po­jawieniem się nowych okoliczności. Tak było w Hajnówce, gdzie prokurator zarządził ekshumację mężczyzny, który, jak sądzono, zmarł w wyniku wypadku. Po latach jego syn złożył zeznanie, że ojca zabiła matka, uderzając go w głowę drewnianym polanem. Po wydobyciu zwłok biegli orzekli, że na czaszce ofiary pozostał trwały ślad od uderzenia. Na tej podstawie prokurator oskarżył żonę denata, a sąd ją skazał.
   Wielkie emocje wzbudziła w 2010 r. ekshumacja Krzysztofa Olewnika, ofiary słynnego porwania dla okupu. Przeprowadzo­no ją, aby potwierdzić, że to na pewno jego szczątki znajdują się w grobie. Prokuratura uznała, że jest taka konieczność, bo biegła z Olsztyna, która na podstawie badania DNA ustaliła jego tożsa­mość, popełniła kardynalne błędy w sztuce.
   Jednym z wymienianych przez prok. Roberta Bednarka z Zespo­łu Śledczego nr 1 celów zaplanowanych ekshumacji jest ponowne ustalenie tożsamości ofiar. Przyjęto bowiem za pewne, że rosyjscy biegli dokonujący sekcji zaraz po katastrofie popełnili wiele pomy­łek. Tożsamość ofiar katastrofy jest w gruncie rzeczy istotna dla ich rodzin. Dla prokuratora nie ma znaczenia, kto leży w jakim grobie. Miałoby to znaczenie jedynie w przypadku, gdyby podejrzewał, że pochowano szczątki osób nielecących feralnym samolotem, a prawdziwe ofiary gdzieś ukryto. Na razie o takiej hipotezie nie było mowy, chociaż w tej sprawie można spodziewać się jeszcze niejednej sensacyjnej teorii.
   Rodziny 17 ofiar smoleńskich nie chcą otwierania grobów ich bliskich i sprawdzania, czy nie pomylono ciał. Po tylu latach pra­gną jedynie, aby nad trumnami zapadła wreszcie cisza. Zapowia­dają, jak Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, zaskarżenie postanowienia prokuratury do sądów Niektóre z rodzin zasta­nawiają się, czy jeżeli, mimo wszystko, dojdzie do ekshumacji, po zakończeniu czynności nie spopielić szczątków. - Przecież za jakiś czas prokuratorzy mogą znów wpaść na szatański po­mysł, aby ponownie przeprowadzić oględziny i znów sprofanować zwłoki bliskiej mi osoby - mówi jeden ze smoleńskich wdowców. -A do urny z prochami nie zajrzą, bo i po co.
Piotr Pytlakowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz