Zaczynała od błahych
artykułów w tabloidzie, potem była wpływową szefową w TVP. Dziś kieruje
marketingiem wielkiej firmy ubezpieczeniowej. Nazywa się Patrycja Kotecka.
Kotecka-Ziobro.
Jak
trzeba będzie, to zmienię branżę - mówiła w
2008 r. dziennikarzom „Polska The Times” Patrycja Kotecka (rocznik 1978),
atakowana za to, że w TVP pełni funkcję komisarza
politycznego. Dodawała „Można np. otworzyć budkę z zapiekankami. Jak się
ciężko pracuje, to po dwóch latach będą dwie i starczy do końca miesiąca.
Najważniejsze, by żyć uczciwie i w zgodzie z własnym sumieniem”. Nie rozkręciła
biznesu z zapiekankami. Osiem lat od tamtej rozmowy, w marcu 2016 r., została
dyrektorką marketingu Towarzystwa Ubezpieczeń Link4, zależnego od PZU. Według
zgodnej oceny politycznych obserwatorów spółka ta należy (obok prokuratury i
części mediów) do imperium ministra sprawiedliwości, prywatnie męża Patrycji
Koteckiej-Ziobro, starszego od niej o osiem lat. W 2017 r. ekipa Morawieckiego
na chwilę odebrała z rąk przyjaciela Ziobry PZU. Ale szybko, dzięki poparciu
Beaty Szydło, minister sprawiedliwości odzyskał swoje pozycje w największej
spółce ubezpieczeniowej. Szefem PZU został, także kojarzony z Ziobrą, Paweł
Surówka. W PiS można usłyszeć, że Kotecka ciągnie dwa etaty marketingowca - w
Link4 i w domu, dla swojego męża.
O ważne dyrektorskie stanowisko nie musiała zabiegać w
konkursie. „Wpływ na decyzję o zatrudnieniu p. Koteckiej miały przesłanki
merytoryczne. Pani Kotecka ukończyła studia MBA w Polskiej Akademii Nauk. Jest
też absolwentką dziennikarstwa na UW i
Public Relations w SGH” - odpowiedziało nam biuro prasowe spółki. I
chwaliło, że Kotecka „posiada unikatową wiedzę o rynku mediów. Przez wiele lat
kreowała z sukcesem kampanie medialne dużej instytucji finansowej w agencji
reklamowej”. Tą instytucją finansową są SKOK-i. Kiedy w 2009 r. odchodziła z TVP znalazła przystań w firmie Apella założonej przez Media
SKOK. Apella jest też głównym udziałowcem Fratrii, która wydaje tygodnik
„Sieci” i portal wPolityce.pl
założony przez braci Jacka i Michała
Karnowskich.
Nie popsuła
W maju rok temu portal
niezależna.pl Tomasza Sakiewicza ogłosił: „Prestiżowa nagroda dla Patrycji
Koteckiej, szefowej marketingu Link4”. Sukces, i to drugi rok z rzędu -
odnotowuje też „Do Rzeczy”. Pomysł zaangażowania do reklam uczestników telewizyjnych
talent show powstał w 2014 r. Link4 znany jest z reklam w stylistyce
największych przebojów muzycznych, które w specjalnej aranżacji wyśpiewuje
Kasia Moś i za tę kreację spółka zgarnia nagrody. Platformę komunikacji
stworzyła agencja Brasil,
z którą Link4, już za rządów Koteckiej,
zakończył współpracę. Nowa agencja kontynuowała tę strategię. - To
faktycznie sukces, ale marka nie zawdzięcza go Koteckiej, która przyszła na
gotowe - opowiada specjalista od marketingu. Za największą zasługę
Koteckiej uznaje, że nie zrobiła w zespole czystki. Zostawiła w Link4 ekipę,
którą zastała, i pozwoliła kontynuować wcześniejszą strategię.
- Kiedy przyszła do Link, nie wiedziała nawet za
bardzo, jakie produkty sprzedaje firma. Trzeba jej oddać, że nie udaje, że się
jakoś szczególnie na tym zna; zespół ją polubił. Może to za mało jak na
pensję, podobno, około 30 tys. zł, ale daje ludziom robić swoje. Ma potencjał,
jednak za szybko awansowała na dyrektorkę - relacjonuje osoba z branży.
Zirytowała branżę wywiadem, którego udzieliła na początku
stycznia 2018 r. serwisowi money.pl. „Kiedy półtora roku temu
trafiłam do Link4, suma wszystkich sprzedanych ubezpieczeń wynosiła około 460
mln zł rocznie. Potrzebna była nowa strategia marketingowa. Zdecydowałam
radykalnie zmienić dotychczasowe kampanie, wykorzystując swoje doświadczenie
telewizyjne i dziennikarskie. Postawiłam na emisję reklam przy hitach ramówek
telewizyjnych, sprzedaż polis przez Internet i współpracę z amerykańskim
gigantem Google” - chwaliła się Kotecka. I dodała: „Nowe podejście do
marketingu, zaangażowanie i wsparcie zarządu przyniosło efekty”. Tylko że, jak
twierdzą nasi rozmówcy, doświadczenie dziennikarskie przydaje się bardziej w
piarze, a jej brakowało kluczowych kompetencji marketingowych. - Podwojenie
sumy przypisu składki to efekt: wzrostu cen ubezpieczeń, wzrostu rynku
internetowego, w którym Link sprzedaje ubezpieczenia i rozwoju sieci agentów. I
oczywiście strategia marketingowa marki, której Kotecka z pewnością radykalnie
nie zmieniła, tylko pozwoliła kontynuować - mówi ekspert z branży.
Trochę zmian jednak wprowadziła. Jak sprawdził Kantar dla
POLITYKI, w 2014 r. Link4 sporo inwestował w reklamy w TVN, w 2018 r. już nie. Choć jak twierdzą znawcy branży, to
właśnie wśród widowni TVN Link4 powinien szukać klientów.
Wycięcie reklam z tej stacji niektórzy nazywają wprost działaniem na szkodę
Link4. Za to bardzo dobrze układa się współpraca z TVP (rynkowa wartość reklam w 2018 r. ponad 7,5 mln) i
Polsatem (prawie 10 mln zł), który ostatnimi czasy skręcił w stronę władzy. Te
dwa kanały telewizyjne zgarniają lwią część budżetu reklamowego Link4.
Jeden z naszych rozmówców zwraca uwagę, jak bardzo
łaskawy jest dla Zbigniewa Ziobry tabloid „Fakt”. - Morawieckiemu co
rusz się tu obrywa, a jego główny konkurent wewnątrz PiS ma taryfę ulgową, i to
zdecydowanie większą niż w „Super Expressie”. Ciekawe,
jak Link4 inwestuje w reklamy w tych tabloidach? Agencja Publicis Media Poland przygotowała
na naszą prośbę takie zestawienie: rynkowa wartość promocji ubezpieczyciela w
„Fakcie” wyniosła w 2018 r. 734 tys. zł, a u wydawcy „SE” 144 tys. zł. Różnica
w rozdziale funduszy jest więc ogromna.
Szpilki i bojówki
Kotecka i Ziobro wyrośli na
aferze Rywina. Choć Leszek Miller przed komisją śledczą mówił do Ziobry „Pan
jest zerem”, ten wykreował się podczas tych przesłuchań na jednego z czołowych
polityków PiS. Kotecka zaś wyrosła na dziennikarkę śledczą. Wtedy też zaczęła
się ich zażyłość. - Dość szybko zorientowaliśmy się, że źródłem rewelacji,
które przynosiła Kotecka, był Ziobro, ale jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że
są parą - słyszymy od dziennikarki. Była uparta, pracowita i chętnie
korzystała z niekonwencjonalnych metod. W 2003 r. prokuratura postawiła
Koteckiej zarzut podżegania do ujawnienia tajemnicy służbowej. Miała oferować
pracownikowi sieci komórkowej Plus GSM pieniądze w zamian za billingi Lwa
Rywina. Ona wypiera się, że chciała za nie zapłacić. Ostatecznie sąd umorzył
sprawę ze względu na znikomą szkodliwość czynu. Ziobro twierdził, że to
absurdalne oskarżenie to zemsta „grupy trzymającej władzę”. W „Życiu Warszawy”
(tam wtedy pracowała) mówili, że gdzie redaktor nie może, tam Patrycję pośle.
Bo kto inny, aby dostać się w szpitalu do sali, w której leżał Rywin,
przebrałby siebie i fotoreportera w fartuch lekarski?
Choć niechętnie dzieliła się w redakcji swoimi prywatnymi
sprawami, nie ukrywała, że najbardziej chciałaby pracować w telewizji.
Pierwsze szlify miała już za sobą. Jeszcze na studiach była researcherką w „Sensacjach XX wieku” - programie
Bogusława Wołoszańskiego. W2005 r. Paweł Kwaśniewski szukał prowadzącej do
interwencyjnego programu „Detektor” w TV4. - Szukaliśmy
dziennikarki ze śledczym zacięciem. Kiedy przyszła na spotkanie w szpilkach i falbankach,
pomyślałem, że nie czuje tematu. Szybko jednak wymieniła te ciuchy na bojówki,
ruszyła w teren, by z kamerą rozbijać lokalne układy - mówi Kwaśniewski.
Dodaje, że pracowała z bardzo doświadczonym redaktorem, słuchała, szybko się
uczyła, zawsze dotrzymywała terminów. Program zdobył publikę.
- Współpracowaliśmy przez
mniej więcej dwa lata i nieraz przecierałem oczy ze zdziwienia, jakie papiery
przynosi do redakcji. Wiele z nich było poza zasięgiem doświadczonych dziennikarzy
śledczych. Kiedy ktoś zauważył ją na placu Konstytucji w towarzystwie Ziobry,
sprawa stała się dla nas jasna -
wspomina Kwaśniewski. W tamtym czasie blisko współpracowała też z Krzysztofem
Rutkowskim. Kontrowersyjny detektyw zabrał ją nawet do Egiptu na zdjęcia do
serialu „Detektyw”. Według Rutkowskiego Ziobro był o nią zazdrosny. Żali
się, że go znienawidził, a kiedy pierwszy raz został ministrem, postanowił
upokorzyć i wsadził do aresztu pod zarzutem prania brudnych pieniędzy.
W 2005 r. PiS pierwszy raz przejął władzę, Ziobro został
ministrem sprawiedliwości. Kariera Koteckiej nabrała zawrotnego tempa. Kiedy
prezesem telewizji został Andrzej Urbański, wcześniej szef kancelarii
prezydenta Lecha Kaczyńskiego, awansowała na zastępcę dyrektora Agencji
Informacji TVP. W ciągu sześciu lat z początkującej dziennikarki tabloidu
wyrosła na wiceszefową AI, która tworzy wszystkie programy informacyjne dla
telewizji publicznej. W tym też czasie zaczęto nazywać ją Pati Koti.
Silna osobowość
Janusz Kaczmarek, były minister
spraw wewnętrznych w rządzie PiS, w swojej książce relacjonował, jak Ziobro
przekonywał Urbańskiego do Koteckiej. „Będzie pan potrzebował ludzi, ja mam
taką osobę, jest nią redaktor, za którą mogę poręczyć, Patrycja Kotecka. To
osoba, która będzie działała na naszą rzecz”. Ona wywiązywała się z zadania.
Podobno mawiała - jak twierdzili reporterzy „Wiadomości” - że coś nie będzie
pokazane, „bo może zaszkodzić PiS-owi”. Miała przynieść do newsroomu zeznania
świadków w sprawie doktora Garlickiego, którego Ziobro oskarżył o uśmiercanie
pacjentów. W dzień przed tragiczną akcją ABW w domu Barbary Blidy flagowy
program TVP pokazał materiał o mafii węglowej. Blida miała być
zatrzymana właśnie za przekręty w handlu węglem.
Dziennikarzom „Polski Press” Kotecka żaliła się, że jest
atakowana: „Mam silną osobowość. Angażuję się w to, co robię. To może się
wielu osobom nie podobać”. - Problem w tym, że nie angażowała się w pracę
dziennikarską, tylko w promocję polityka, a prywatnie swojego partnera -
mówi jej były współpracownik. Roman Kurkiewicz wspomina rozmowę z nią na temat
jej awansu: - Ona szczerze wierzyła, że ciężko zapracowała na to stanowisko.
Chyba zabrakło jej doświadczenia życiowego, by obiektywnie spojrzeć na to, że
nie był to awans dziennikarski, tylko polityczny. Kotecka nie zaprzeczała,
kiedy wyszło na jaw,
że scenariusze telewizyjnych programów o
sprawie dr. Garlickiego pisała na służbowym laptopie ministra sprawiedliwości,
bo „są dobrymi znajomymi”. Kiedy po jej spektakularnym awansie w sieci wylały
się złośliwe komentarze, na pomoc przyszli... pracownicy Ministerstwa
Sprawiedliwości. Na forum „Press” z ministerialnych komputerów, ale jak
tłumaczyli, „poza godzinami pracy, wyrazili swój osobisty pogląd”, że Kotecka
to „najlepszy człowiek na to stanowisko. Profesjonalna dziennikarka,
niezależna od komuszych układów”. Kiedy PiS przegrał w 2007 r. wybory, Ziobro
przestał być ministrem sprawiedliwości. Kotecka przetrwała w TVP jeszcze do początku 2009 r., kiedy PiS stracił wpływy w
telewizji.
Karierę zaczynała w 2001 r. W wieku 22 lat zapukała do
drzwi „Super Expressu”.
Została reporterką warszawskiego oddziału.
Kiedy w 2007 r. za sprawą dyrektorskiego awansu zrobiło się o niej głośno, tabloid tak opisywał jej pracę: „W naszym archiwum zostało po
niej kilkadziesiąt tekstów w stylu »Narodziny małpki«. Patrycja nie zagrzała u
nas długo miejsca”. Dziesięć lat temu żaliła się w „Przekroju”, że „SE” spłycił
jej dorobek tylko do narodzin małpki. Potem znalazła etat w „Życiu Warszawy”.
- Była młodą, ambitną dziennikarką, bardzo jej zależało i ciężko pracowała.
Jej teksty często trafiały na czołówkę. Miała predyspozycje do
śledczo-policyjnego dziennikarstwa - wspomina Roman Kurkiewicz, jej były
szef, ówczesny wicenaczelny „ŻW”. - Materiały Patrycji były porządnie
udokumentowane i nie mieliśmy z ich wiarygodnością takich problemów jak z
materiałami Doroty Kani. Chętnie pisała w duecie z doświadczonym
dziennikarzem, bo choć przynosiła gorące newsy, to nie wyrobiła pióra. - Miała
newsy i świadomość kobiecych atutów, które chętnie podkreślała strojami. To też
wspierało ją w zdobywaniu informatorów - dodaje dziennikarz, który kiedyś z
nią pracował.
Dziś niewielu chce mówić o niej pod nazwiskiem. Tych,
którzy wypowiadali się na jej temat i autorów publikacji z uporem ciągała po
sądach. W „Gazecie Polskiej” pod koniec 2007 r. dała ostrzeżenie: „Chwilami
naprawdę mam już dość. Piszę dziesiątki sprostowań, mam przed sobą kilka
procesów, które wytoczę o naruszenie dóbr osobistych”. Wygrała proces z
„Dziennikiem”, który opublikował relację byłego dziennikarza „Wiadomości”
Łukasza Słapka o tym, że Kotecka godnie zapłaci mu za materiały szkalujące
polityków PO. Wygrała też proces z „Super Expressem”. Wydawca
musiał zapłacić Koteckiej 50 tys. zł odszkodowania za to, że na pierwszej
stronie opublikował jej zdjęcie, na którym widać wkłuwaną w nagą pierś igłę
strzykawki. Fotografia była opatrzona tytułami: „Naga prawda o Koteckiej”.
Zdjęcie zostało opublikowane bez kontekstu - jako modelka włączyła się w akcję
profilaktyki raka. Wygrała też z tabloidem, kiedy napisał, że „taszczy” plakaty
eurowyborcze za Ziobrą. Nie kryła satysfakcji z wyroku: „Jako dziennikarka z
wieloletnim stażem uważam, że należy walczyć z patologiami w świecie mediów.
Publikowanie informacji bez rozmowy z bohaterem tekstu nie może być normą, a w
tak nierzetelny sposób postąpili wobec mnie reporterzy Super Expressu”. - Te procesy można interpretować jako przestrogę, aby
się nie interesować i nie opisywać życia zawodowego i prywatnego państwa
Ziobrów - uważa nasz rozmówca, radca prawny. POLITYKA poprosiła Patrycję
Kotecką o spotkanie, a z biura prasowego Link4 przyszła odpowiedź, że
„niestety, ale nie będzie mogła się w najbliższym czasie spotkać”.
Państwo Ziobrowie
W 2011 r. „Fakt” opublikował
zdjęcia z cywilnego ślubu Ziobrów. Kilka miesięcy wcześniej Ziobro stanął na
czele Solidarnej Polski. - Zbyszek przez wiele lat przekonywał prezesa, że
on też nie zakłada rodziny, bo chce się poświęcić Polsce. Ale po rozstaniu z
nami chciał na kontrze do prezesa budować wizerunek odpowiedzialnego męża i
ojca - mówi osoba z Nowogrodzkiej. Dodaje, że to był sprytnie
wyreżyserowany spektakl na potrzeby czytelników tabloidów.
Kotecka nie tylko uzupełniła rodzinny obrazek Ziobry, ale
małżeństwo z nią miało uciąć intensywne spekulacje na temat jego orientacji
seksualnej.
Wśród znajomych nie ma zgody co do charakteru ich
związku: niektórzy mówią, że to układ czysto polityczny, inni, że darzą się
szczerym uczuciem. Mają dwóch synów, siedmioletniego Jana i trzylatka Andrzeja.
Ziobro twierdzi, że ślub kościelny wzięli kilka miesięcy przed cywilnym.
Tłumaczył, że kościelny był dla obojga ważniejszy niż cywilny. Podobno
wiedziało o nim tylko kilka osób. Niektórzy w ten sakramentalny związek
powątpiewają, nikt nie widział z tej ceremonii ani jednego zdjęcia. Kościół
dopuszcza zawarcie małżeństwa bez skutków cywilnych, ale trzeba mieć na to
zgodę ordynariusza diecezji. Jest udzielana w wyjątkowych przypadkach.
- To małżeństwo bardzo Zbyszka wzmocniło. Pani Kotecka jest
dobrze zorientowana w polityce, doradza mężowi. Na pewno jest dla niego
wielkim wsparciem, dba o niego - mówi
Tadeusz Cymański. Podobno Kotecka chciała, aby Ziobro został prezydentem, a ona
pierwszą damą, jak Claire
Underwood z „House of Cards”. Chyba
już pożegnała się z tymi marzeniami. Jest jednak bardzo czujna, błyskawicznie
reaguje na sytuacje kryzysowe. W listopadzie minionego roku w przerwie programu
„Kawa na ławę” zadzwoniła do TVN24 i zaprzeczyła, że jej mąż
zna radcę prawnego zamieszanego w aferę z KNF. Teraz wspólnie przeszli do
realizacji planu - przejęcia schedy po Kaczyńskim, który za chwilę skończy 70
lat. Kiedyś Andrzej Rosiewicz śpiewał, że wystarczą Cztery Ziobra i Polska
będzie dobra. Na razie muszą wystarczyć dwa: Państwo Ziobrowie.
Anna Dąbrowska
...a ja się pytam jakie są bądź były relacje niejakiej Pati Koti - Kosteckiej z mafią, w szczególności z Brodą? Jest to dosyć istotne mając na uwadze dobro i bezpieczeństwo naszego państwa
OdpowiedzUsuń