Strony

czwartek, 9 maja 2019

Kiedyś pisali książki zamiast je palić



Chciałbym przypomnieć, że polski katolicyzm nie zawsze był taki jak dzisiaj. I ocalić także we mnie samym nadzieję, że nie musi takim pozostać

To był jeden z najsmutniej­szych miesięcy i jedna z najsmutniejszych Wiel­kanocy w historii polskie­go Kościoła. Najpierw w gdańskiej parafii spalono książki, potem biskupi i księża przyłączyli się do hejtu na strajkujących nauczycieli. W Pruchniku przywrócono średniowieczną antysemi­cką tradycję mordowania Żyda Judasza (przy tej okazji wyszło na jaw, jak wielu polskich katolików nie wie, że Jezus i jego apostołowie wywodzą się z rodu Dawi­da, więc i oni powinni być przedstawiani z pejsami i garbatymi nosami).
   Jeden z najpotężniejszych hierar­chów Marek Jędraszewski uznał ka­płanów winnych pedofilii za nowych męczenników chrześcijaństwa. Biskup Andrzej Jeż w wielkoczwartkowej ho­milii cytował antysemicką fałszywkę sprzed ponad wieku, o której dowiedział się z Internetu. Wreszcie Sławoj Le­szek Głódź i Wiesław Mering serwowa­li wiernym PiS-owskie „przekazy dnia” o konieczności walki z ideologią LGBT i gender.
   W ostatnich trzydziestu latach znacz­na część księży przeszła drogę od pisania książek do ich palenia. Od cywilizowania Polaków do pozbawiania ich cywilizacji. Chciałbym opowiedzieć tę historię, by przypomnieć, że polski katolicyzm nie zawsze był taki jak dzisiaj. I ocalić - tak­że we mnie samym - nadzieję, że nie musi takim pozostać.

ZŁOTE CZASY
Endek Roman Dmowski i socjalista Stanisław Brzozowski niezależnie od siebie sformułowali u progu XX wie­ku podobną diagnozę - Polacy zawsze mieli problem z budowaniem świeckiej cywilizacji i to Kościół katolicki był na­rzędziem modernizacji, która jak zwy­kle przyszła z Zachodu. Uczył Polaków idei prawa, pokazywał wartość insty­tucji, patronował pierwszym szkołom i uniwersytetom.
   Po drugiej wojnie światowej „nad­wyżkę cywilizacyjną” w stosunku do świeckiej władzy Bieruta, Gomułki, Moczara symbolizował prymas Ste­fan Wyszyński, wrocławski biskup Bolesław Kominek, wreszcie poeta, aktor, a później profesor filozofii biskup Ka­rol Wojtyła. Wszyscy oni byli uczest­nikami Soboru Watykańskiego II i nie siedzieli tam w ostatnich rzędach, psio­cząc, że „to zdrada Kościoła wobec cy­wilizacji śmierci”. Pisali najważniejsze dokumenty, a w 1965 r. właśnie w atmo­sferze soboru powstał słynny list bisku­pów polskich do biskupów niemieckich, zawierający słowa „udzielamy wybacze­nia i prosimy o nie”.
   W tym samym czasie odtrutką dla propagandy ziejącej z łamów „Trybuny Ludu” była publicystyka Stefa­na Kisielewskiego w redagowanym przez Jerzego Turowicza „Tygodni­ku Powszechnym”. I teksty katolików świeckich publikowane w „Znaku” czy „Więzi”.
   Ksiądz Józef Tischner był partnerem dla najwybitniejszych świeckich filozo­fów - Leszka Kołakowskiego i Krzysz­tofa Michalskiego. A kiedy ten ostatni, wypychany przez komunistów z pol­skich instytucji akademickich, zakłada w Wiedniu Instytut Wiedzy o Człowieku - najżywsze w latach 80. i 90. centrum dyskusji o religii, polityce, nawet o femi­nizmie - to dzięki pieniądzom zorgani­zowanym przez episkopat niemiecki na osobistą prośbę Jana Pawła II.
   Po upadku komunizmu godnymi na­stępcami Wojtyły byli biskup Józef Życiński, uczestnik najważniejszych świeckich i teologicznych debat lat 90., oraz dominikanin Maciej Zięba, który prezentował Polakom tradycję współ­czesnego amerykańskiego liberalnego konserwatyzmu. Na organizowanych przez niego seminariach dla młodej in­teligencji spotykali się ludzie tak dziś od siebie odlegli jak Jarosław Gowin i Janusz Palikot.

UPADEK
Dzisiaj z tamtego Kościoła nie zo­stało wiele. Zachłyśnięty władzą, pychą i bogactwem nie jest w stanie zmagać się z całą serią skandali - pedofilskich, lu­stracyjnych i finansowych. Gdyby pod­dał się powszechnie obowiązującym regułom prawnym, zostałby zmuszo­ny do samooczyszczenia - tak jak Koś­cioły w Irlandii czy USA. Nie chce tego zrobić, korzystając ze wsparcia władzy, a nawet „nawróconych” po 1989 roku PRL-owskich esbeków i prokuratorów, którzy gwarantowali biskupom i księ­żom postawienie ich ponad prawem. Pierwszym przykładem takiego sojuszu była Tylawa, gdzie biskup Józef Micha­lik i prokurator stanu wojennego Stani­sław Piotrowicz ramię w ramię bronili księdza pedofila. Podobnie było w Komi­sji Majątkowej, gdzie przy odzyskiwaniu należnych i nienależnych dóbr biskupi zupełnie oficjalnie skorzystali z pomocy wysokiego funkcjonariusza SB zajmują­cego się w PRL werbunkiem i niszcze­niem księży.
   Włączenie się Radia Maryja do bezwa­runkowej obrony hierarchów i księży ma­jących problemy z wykorzystywaniem seksualnym kleryków (afera biskupa Paetza) czy z lustracją (afera biskupa Wielgusa) zapewniło Tadeuszowi Rydzykowi centralną pozycję w polskim Kościele. Dno upadku możemy zobaczyć na upub­licznionej przez OKO.press „konferen­cji naukowej” zorganizowanej przez uczelnię Rydzyka. Ksiądz profesor Ta­deusz Guz z KUL wygłasza tam wykład o „udziale Żydów niemieckich w unice­stwieniu narodu polskiego”. A studentka uczelni apeluje o usunięcie z polskiego hymnu słów „dał nam przykład Bona­parte”, gdyż „Bonaparte był satanistą”.
   Kolejnym powodem kryzysu jest, wsparcie przez całe pokolenie prawico­wej młodzieży. Środowiska „brulionu” i „pampersów” (roczniki lat 60.) oraz „Frondy” (urodzeni w latach 70.) po­traktowały Kościół całkowicie instru­mentalnie, próbując przy jego pomocy odegrać się za własne porażki w świe­ckich sporach politycznych i ideologicz­nych. Zaczynaliśmy (uczestniczyłem bowiem w obu tych środowiskach i brałem udział w ich ewolucji w stro­nę instrumentalnego katolicyzmu) jako zupełnie świeccy antykomuniści. By­liśmy wściekli, że obóz postsolidar­nościowy tak szybko przegrał z SLD, a Wałęsa z Kwaśniewskim. Kościół wy­dał nam się instytucją nieporówna­nie silniejszą od skłóconej i wiecznie przegrywającej Solidarności. Wyrzuce­nie „pampersów” i „Frondy” z telewizji publicznej sprawiło, że zaczęliśmy bu­dować media dla Kościoła. Jednak nie jako media naprawdę religijne, tylko narzędzie zemsty na postkomunistach i liberalnej inteligencji, której przedsta­wiciele zbyt się naszym zdaniem z post­komunistami bratali.
   Robert Tekieli z „brulionu” i Grzegorz Górny z „Frondy” zarazili polski kato­licyzm obsesją i dali mu narzędzia pro­wadzenia kulturowej wojny z „liberalną cywilizacją śmierci”. Redaktorzy „Fron­dy” jeździli do USA, skąd importowali teorie spiskowe i paniki moralne ame­rykańskiej prawicy z „pasa biblijnego”. To wtedy pojawił się w polskim Kościele pomysł na wojnę z aborcją jako najważ­niejszy konflikt organizujący religię i po­litykę, przekonanie, że „Harry Potter” to promocja magii, a nawet „odkrycia”, że płyty zespołów rockowych puszcza­ne od tyłu zawierają ukryty przekaz satanistyczny.
Wydawana przez Roberta Tekielego „Popularna encyklopedia New Age” stała się nieformalnym podręcznikiem w seminariach duchownych. Tekie­li i Górny formują księży, którzy dzisiaj palą książki Joanne K. Rowling albo wy­wieszają w swoich parafiach listę sata­nistycznych znaków, wśród których jest hipisowska pacyfka, logo znanych ze­społów muzycznych, a nawet serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Ten wirus przyszedł z zewnątrz, jednak to, że w Kościele tak łatwo się przyjął, wynikało z intelektualnej bezradno­ści sporej części biskupów, księży, kle­ryków, wykładowców seminariów. Oni naprawdę potraktowali teorie spiskowe „nawróconego” Tekielego czy autorów „Frondy” jako naukową wiedzę o współ­czesnym świecie, bo żadnej innej wiedzy nie mieli.

POLITYCY W KRUCHCIE
Intelektualny upadek Kościoła wykorzystali najwięksi polityczni cynicy. Jarosław Kaczyński zapropo­nował polskim biskupom układ analo­giczny do tego, który Putin zaoferował rosyjskiej Cerkwi. Gigantyczne pub­liczne pieniądze, pełna ochrona pań­stwa (także przed zarzutami o pedofilię czy finansowe nadużycia), a wreszcie zagwarantowanie katolicyzmowi po­zycji oficjalnej ideologii państwowej w zamian za bezwarunkowe poparcie Kościoła dla PiS-wskiej władzy.
   Także Mateusz Morawiecki, który cy­nizmu nauczył się w globalnej banko­wości, potrafi dziś z sejmowej mównicy wygłosić sentymentalną opowieść o pani Halinie, która dzięki darom PiS będzie mogła wyjechać na pielgrzymkę do Medziugorie. Watykańska Kongregacja Nauki Wiary Kościoła wiele razy oświadczała, że nigdy nie stwierdzono w tej wiosce faktów nadprzyrodzonych, a bi­skup Mostaru Ratko Perić, któremu Medziugorie duszpastersko podlega, mówi o oszustwie, magii, rzekomych objawie­niach i ostrzega wiernych, że „zachowa­nia ludzi uważających się za narzędzia Boskiego przekazu jawnie kłócą się z po­stawą Matki Bożej”.
   Morawiecki wybrał Medziugorie pewnie na tej samej zasadzie, na jakiej wcześniej użył Chucka Norrisa do re­klamowania banku, którego był preze­sem. „Nie wiedziałem, że ludzie są aż tak głupi, że to zadziała” - przyznał. Dziś premier wie doskonale, że część
polskiego Kościoła tak głęboko upadła w głupotę i magię, że można wobec tych ludzi bezkarnie stosować piarowy po­mysł z Medziugorie.

KOŚCIÓŁ PRZED WYBOREM
Czy jest to jednak ostateczny kształt polskiego katolicyzmu? Bieguny napięcia w dzisiejszym Koście­le symbolizują postacie biskupów Ry­sia i Jędraszewskiego, Nycza i Głódzia, księdza Lemańskiego i biskupa Hosera. Do tego sporu nie pasuje ani podział na „liberałów” i „konserwatystów” (na­zywanie fanatyzmu i głupoty konserwa­tyzmem jest nieuczciwością wobec tego pojęcia). Nie jest to także spór Kościoła zamkniętego z otwartym.
   Chrześcijaństwo jest otwarte i uni­wersalne z natury. Mieszanie go z na­cjonalizmem (jak to robią Jędraszewski i Rydzyk) lub wręcz z rasizmem (Hoser uważa, że „Kościół broni białej Euro­py”) jest oszustwem terminologicznym, a z punktu widzenia teologicznego po prostu bluźnierstwem.
   Nadzieją dla wielu polskich katoli­ków jest Franciszek, dzięki niemu nie zostali jeszcze spacyfikowani do koń­ca. Ale papież z Watykanu sam wszyst­kiego nie załatwi. Polacy muszą wybrać sami.
   Wcale nie jest pewne, na co się zdecy­dują. Może na fundamentalizm i pychę, za którymi zawsze jednak podąża upa­dek Kościoła? We Francji, gdzie katoli­cyzm stał się wyłącznie podporą tronu świeckiego władcy, laicyzacja okazała się najbardziej agresywna i jednocześ­nie najgłupsza na całym europejskim kontynencie.
   A może polski Kościół przestanie na­zywać liberalizm „cywilizacją śmierci”, „Harry’ego Pottera” uważać za dzieło szatana, a Judasza uważać za jedynego Żyda w całej ewangelii. Może też zrozu­mie, że świeckie instytucje, pomagając ludziom, są bliskie chrześcijańskiej mi­łości bliźniego, czasem nawet się do tego przyznając.
   Wierzę, że polski Kościół wciąż ma przed sobą wybór.
CezaryMichalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz