Rozmowa
z Kataryną, znaną blogerką i felietonistką „Do Rzeczy" o rozczarowujących
rządach PiS i walce pisożercówz pisofilami
RAFAŁ WOŚ: - Pani
podsumowanie półrocza rządów PiS?
KATARYNA: - Kojarzy mi
się z takim dowcipem. Jasiu, Jasiu, nie sikaj do basenu! Ale proszę pani,
przecież wszyscy sikają! Tak Jasiu, ale tylko ty z trampoliny.
Niech to pani opowie
Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Niestety, nie znam prezesa
osobiście.
Jak to? Sam pamiętam, jak prezes
Kaczyński mówił, że „całuje obie dłonie pani Kataryny i kłania się głęboko jej
inteligencji oraz odwadze". Innym znów razem deklarował, że „bardzo
chciałby panią Katarynę poznać".
I to były bardzo miłe deklaracje,
ale nigdy nie traktowałam ich dosłownie. Czasem lepiej sobie wyobrażać, niż
skonfrontować się z rzeczywistością.
Nie ciekawi pani Kaczyński?
Jasne, że ciekawi. Zwłaszcza
ostatnio. Bardzo bym chciała go zapytać, czy on nie widzi tego, co mnie wydaje
się tak fundamentalne i zupełnie oczywiste.
Czyli co?
Że odtrąca tych, którzy dali mu
władzę. Mnie na przykład.
Głosowała pani na PiS?
Tak.
I żałuje pani?
To jest trochę bardziej
skomplikowane.
Ja się nigdzie nie spieszę.
Nie wyprę się, że do PiS mi
najbliżej, ale głównie dlatego, że to jedyna partia, której przeszkadzają wady
III RP i - przynajmniej w deklaracjach – chce ją gruntownie naprawiać. A to
jest to, czego u polityków szukam - niezgoda na nierówną dystrybucję dóbr,
wpływów i prestiżu.
Czyli?
Przez lata z każdego, kto próbował
mieć inne niż mainstream
zdanie na temat czegokolwiek - kultury, spraw
zagranicznych albo gospodarki - robiono oszołoma, wstecznika, prawie faszystę,
który nie powinien mieć głosu w publicznej debacie. Elity III RP inaczej
myślących widziałyby najchętniej w niszach albo w jakichś jaskiniach. W tym
sensie PiS przez lata wydawało mi się najbardziej wiarygodną z
antyestablishmentowych sił politycznych. Jedyną partią, która chce ewidentne
patologie polskiej demokracji ukrócić i zbudować normalny kraj z normalną
debatą publiczną.
No to w końcu pani faworyci wzięli
pełnię władzy. Trzeba się cieszyć, a nie wątpić.
I wielu to wystarcza. Ja
głosowałam nie po to, żeby PiS spełniło swoje obietnice, ale po to, żeby
spełniło moje oczekiwania. Miała być „dobra zmiana”, jest - taka sobie. W
wielu obszarach PiS błyskawicznie weszło w buty poprzedników i zamiast
naprawiać państwo, ochoczo korzysta z jego słabości. Nie widzę różnicy pomiędzy
obsadzaniem swoimi państwowych spółek przez PO
a tym, co teraz robi PiS. Albo telewizja. Zawsze byłam za budową mediów
publicznych stojących na silnych podstawach. Ale sztandarowy produkt TVP Jacka Kurskiego, czyli „Wiadomości”, to porażka, której nie
da się obronić. Jeśli komuś się nie podobało przegięcie i nierzetelność
„Faktów” TVN, to nie może mu się podobać robienie tego samego - tylko że
w drugą stronę - w „Wiadomościach”. I tak jest, niestety, w wielu obszarach, zamiast
zmieniać to, co się krytykowało, konserwuje się patologie. Nadzieja przechodzi
w rozczarowanie, które z kolei stopniowo zmienia się w irytację. Nawet ważną
rzecz, jak audyt rządów poprzedników, można było ośmieszyć formą prezentacji i
złotym mercedesem, który wcale nie był złoty. Nie rozumiem, dlaczego Kaczyński
to robi.
Proszę pytać. Może prezes nas
czyta.
Spytałabym, czynie widzi, że jego
partia staje się obciachowa? Czy naprawdę sądzi, że wyborcy z powodu 500 plus
wybaczą mu te rozczarowania, te wszystkie małe i duże zdrady pewnych wartości,
na których obiecał oprzeć swoje rządy? Bo jeśli tak, to jest na dobrej drodze,
by pójść ścieżką, po której szły już i SLD, i Platforma, i PSL. Tylko
szybciej.
Jakie właściwie ideały porzucił
Kaczyński?
PiS było dla mnie przez lata
ugrupowaniem, które ujmowało się za słabymi i wyszydzanymi. Tymi wszystkimi
„moherami” i „oszołomami”. To mi się podobało. Widziałam w tym autentyczny
szacunek dla obywatela. Nie tylko tego, któremu się udało i który jest taki
nowoczesny i wyzwolony z tej rzekomo przaśnej polskości. Ale również dla tego
słabszego, czasem przegranego i sfrustrowanego.
Dlatego teraz tak bardzo mnie
razi, gdy Krystyna Pawłowicz atakuje organizację Watchdog Polska. I to za co? Za to, że ośmieliła się zapytać o
koszty spotkania Jarosława Kaczyńskiego z Viktorem Orbanem.
Akurat sama reprezentuję świat organizacji pozarządowych i wiem, że Watchdog Polska jest organizacją krystalicznie czystą. Ale
Pawłowicz to nie obchodziło. Ona zadziałała według zasady „kto nie z nami, ten
przeciw nam”. I wszelkie hamulce puściły. Tylko że to akurat dla mnie jest
bardzo ważne. Bo jakość rządzących mierzy się właśnie tym, jaki jest ich
stosunek do obywatela, a zwłaszcza do obywatela, który ma inne zdanie. Na
podobnej zasadzie nie mogę przejść obojętnie wobec pogardy, jaką politycy PiS
prezentują wobec KOD.
Uwaga, to chyba pierwszy raz,
gdy Kataryna będzie publicznie broniła KOD!
Wielu moich znajomych uczestniczy
w marszach KOD i w większości są to ludzie, którym bardzo zależy na państwie.
I wiem, że to właśnie ta troska o dobro wspólne ich na te marsze wygnała. Dlatego
za każdym razem, gdy słyszę obrażanie KOD przez rząd, to czuję, jakby mieszano
z błotem tych moich znajomych. Choć nie lubię ani Mateusza Kijowskiego, ani
polityków, którzy się pod KOD podłączyli, ani KOD jako ruchu. Ale jednocześnie
widzę, jak ta władza - z którą ciągle sympatyzuję - bez potrzeby obraża i
antagonizuje obywateli, którym zależy i którzy się autentycznie przejmują.
Wylały nam się żale. Coś
jeszcze?
Na jeszcze głębszym poziomie przeszkadza
mi stosunek PiS do państwa. To jest absolutne sprzeniewierzenie się wszystkim
zasadom głoszonym przez nich wcześniej. Miała być naprawa strukturalnych
słabości III RP, a widzę żerowanie na nich. Miało być wzmocnienie państwa, jest
pogarda wobec reguł.
Kiedy to się zaczęło?
Coś mi zgrzytało już w momencie,
gdy prezydent Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego. Całym sercem byłam z Kamińskim,
bo uważam, że to, co go spotkało ze strony poprzedniej władzy, było bardzo
niesprawiedliwe. I rozumiem wszystkie te argumenty, że gdyby go Duda nie ułaskawił,
to nie mógłby zostać ministrem. Ale oczekiwałam, że PiS uszanuje reguły.
Wedle zasady, że twarde prawo,
ale prawo?
Jakoś w ogóle nie widziałam w PiS
takich dylematów. A mówiąc szczerze, liczyłam, że - jako państwowcy - będą je
mieli. A nawet jeśli nie chcieli rezygnować z Kamińskiego, to mogli poczekać
pół roku na uprawomocnienie wyroku i dopiero wtedy przystąpić do ułaskawienia.
Ale oni postanowili iść na rympał. Zupełnie się nie przejmując tym, że to źle
wygląda. Takie pokazanie całemu światu: robimy, co chcemy, bo możemy.
Nie mamy pańskiego płaszcza i
co pan nam zrobi?
To znowu nie jest fair w stosunku
do obywatela. Ten obywatel nie miał w III RP przesadnie dużo zaufania do władzy
i poczucia takiej elementarnej pewności, na czym stoi. Każdy poprzedni rząd
naginał reguły, byle tylko wychodziło na ich. SLD, Platforma, PSL. Wszyscy to
pamiętamy. I przychodzi nowa władza, która tak mocno poprzedników krytykowała,
i co robi? Odbiera obywatelowi resztki tego zaufania. Tworzy wrażenie, że każdą
przeszkodę można obejść, każdą gwarancję cofnąć i odkręcić. Wszystko szybko
bez konsultacji przegłosować.
Jeszcze nawet nie doszliśmy do
Trybunału Konstytucyjnego.
Ja nie mam wątpliwości, że TK był
politycznie nieprzychylny PiS. I nie mam też wątpliwości, że to nie PiS jego
wygaszanie rozpoczęło. Ale nawet jeśli tak jest, to właśnie PiS powinno
ustąpić. A nie tłumaczyć - jak w tym dowcipie
z Jasiem, od którego zaczęliśmy - że skoro wszyscy sikają do basenu, to my to
możemy robić z trampoliny. A już zwłaszcza nie w sytuacji, gdy się szło po
władzę, krytykując sikanie poprzedników. Nie widzę najmniejszego powodu, żeby
tego bronić, zwłaszcza jeśli się szło po władzę pod hasłami odnowy, której
wielu z nas latami wyczekiwało.
PiS pewnie wierzy, że cel
uświęca środki.
Ale trzeba pamiętać, że czasami
„brudne środki uświniają cel”. Na dodatek to jest nieodpowiedzialne również
wobec swojego elektoratu. I to nawet tego twardego.
A to dlaczego? Może twardy
elektorat właśnie tego oczekiwał.
Nie sądzę. Przecież nawet dla
najwierniejszych sympatyków jest jasne, że PiS rozwala resztki reguł i
zostanie tak samo potraktowane przez następców. I to jest punkt w zasadzie
najważniejszy. Bo ja - sympatyk PiS - myślę
sobie tak: nawet jak od strony merytorycznej mi się podobają ich pomysły, to
przeszkadza mi świadomość, że to jest przepychane na siłę, bez konsultacji i
dbałości o reguły. Przecież zaraz przyjdzie nowa władza - z którą się pewnie
nie będę zgadzała - i wtedy będzie strasznie. Trzeba pamiętać, że dzisiaj PiS
wyznacza standardy i ustawia poprzeczkę dla każdej kolejnej władzy. Każda
kolejna władza będzie robiła to samo, tylko gorzej i bardziej.
Może PiS nie myśli w takich
kategoriach?
Tego właśnie nie rozumiem. Widzę
trzy możliwości. Albo założyli, że przychodzą na cztery lata i tyle. Albo
liczą, że ludzie będą tak wdzięczni za 500 plus i program mieszkaniowy, że ich
znowu wybiorą.
Chyba tak właśnie myślą.
Ale to jest głupie.
Kosiniak-Kamysz dał „kosiniakowe”, ale wyborcy mu się przy urnie nie
odwdzięczyli, Kopacz obiecała dopłacać ludziom do pensji, ale i tak jej władzę
odebrali. A to dlatego, że obywatele nie są głupi. Ani szczególnie wdzięczni.
I bardzo dobrze, bo na tym opiera się demokracja.
Jest jeszcze trzecia możliwość:
że PiS władzy raz zdobytej już nie odda.
Też mam z tym problem. Jako „prawicowa”
blogerka sama się przed sobą takiej myśli wstydzę. Gdy zaczynam podejrzewać PiS
o autorytarne zapędy, to zaraz się zaczynam zastanawiać, czy tego antypisizmu
we mnie nie wjazgotano. W końcu przez lata media głównego nurtu nie zajmowały
się niczym innym tylko straszeniem Kaczyńskimi. Trzeba było nieraz wielkiego
hartu ducha, żeby się temu oprzeć
Moja teza jest taka, że mamy tu
do czynienia z tzw. efektem Golema. To
znane empirycznie zjawisko, że jak się uczniowi albo pracownikowi konsekwentnie
powtarza, że jest beznadziejny, to faktycznie nic z niego nie będzie. Myślę, że
coś podobnego stało się z PiS. Teraz pytanie, czy to się jeszcze da cofnąć?
Nie wiem. W tej chwili nie jestem
sobie w stanie wyobrazić, by PiS miało utrzymać się przy władzy, otwarcie
łamiąc demokratyczne reguły Choć jakiejś formy gmerania przy ordynacji
wyborczej wykluczyć nie należy. Po takie triki sięgali już przecież
poprzednicy. Boję się jeszcze jednego.
Czego?
Niektórzy lubią idealizować historię
III RP Ale pamiętajmy, że jest to historia zaskoczeń i precedensów. Kto się
spodziewał, że postkomuniści wrócą do władzy zaledwie trzy lata po upadku
PZPR? Albo kto mógł przypuszczać, że są możliwe takie historie jak afera
Rywina? Właśnie dlatego tak bardzo się denerwuję o ten brak poszanowania dla
reguł i procedur po stronie PiS. Bo trzeba je zmieniać, a nie łamać.
Wróćmy jeszcze do Kaczyńskiego.
Załóżmy, że to on ma rację, a nie pani. Sondaże zdają się być na razie po jego
stronie.
Wskazując na sondaże, pomijamy to,
że obywatele są od polityki trochę dalej niż komentatorzy. Zjawiska i fakty
polityczne osadzają się wśród ludzi wolniej. Ale nie ma takiej siły, by się
nie osadziły. Na przykład spór o Trybunał. W tej chwili to ciągle spór toczony
na poziomie mediów. Ale wkrótce jego skutki zaczną być odczuwane. Bardzo wielu
z nas ma przecież do czynienia z interpretacjami podatkowymi albo
rozstrzygnięciami sądowymi. I wszyscy wiemy, jakie to jest niedobre, gdy
panuje chaos interpretacyjny. Irytuje nas to, bo tworzy wrażenie niepewności.
A przecież jeśli spór o TK nie zostanie rozstrzygnięty, to czekają nas jeszcze
większe komplikacje. Każdy urząd będzie za chwilę ogłaszał, że respektuje albo
nie respektuje wyroków. To się nie będzie mogło nikomu podobać.
Rząd powie, że to wina
opozycji.
Może sobie mówić, co chce. Ale fundamentalne
oczekiwanie obywatela jest przecież takie, że to rząd ma być dobrym gospodarzem
kraju. Nie wiem, jak politycy mogą być tak oderwani od rzeczywistości i nie
dostrzegać takich prostych rzeczy. Przecież obywatele nie żyją na jakiejś innej
planecie. Większość z nich na co dzień buduje jakieś własne firmy, instytucje,
organizacje. I rozumuje tak: dlaczego mnie się udało w mojej firmie albo moim
zespole zbudować jakiś porządek, a ci na górze nie potrafią, a może nawet nie
chcą?
To po co się tam pchali? Jeśli PiS
myśli, że jeszcze długo będzie mogło wszystko zwalać na Platformę, Trybunał czy
KOD, to się myli. Niestety.
Rozmawiamy tu sobie i narzekamy
na PiS. A ja się zastanawiam, dlaczego pani o tym wszystkim nie mówi prawicy?
Ma pani poczytny blog i felieton w czołowym prawicowym tygodniku „Do
Rzeczy". W Polsce mediów tożsamościowych mała przygana w „Do Rzeczy"
trafi dużo celniej niż sążnista krytyka w POLITYCE.
Krytykowałam Zbigniewa Ziobrę za
język, jakim prowadzi swój spór z Andrzejem Rzeplińskim, a Krystynę Pawłowicz
za jej nieuczciwy atak na Watchdog Polska.
To fakt, ale przeglądając pani
teksty w ostatnich miesiącach, ciągle widzę, że woli pani jednak walić w
opozycję. Sprzyjające rządowi media też wolą.
To prawda. Jestem tego świadoma.
Ale to znowu skomplikowane.
W czym problem?
Jasne, że w moich tekstach nie ma
równowagi. I w prawicowych mediach też nie ma równowagi. Ale ja czuję, że równowagi
nie ma również na poziomie całej debaty publicznej. Ciągle ton nadaje tzw.
główny nurt, a tam antypisowski jazgot jest przerażający. Prawicowe media mają
świadomość przegięcia, ale robią to w głębokim przekonaniu, że trzeba przywrócić
równowagę i pluralizm w całym systemie medialnym.
Ale to przecież przypadek Jasia
siusiającego z trampoliny.
Dlatego to jest takie trudne. Do
tego dochodzą jeszcze inne motywacje. Wolę się nie przyłączać do tego tłumu
ortodoksyjnych pisożerców. Nawet jak PiS robi źle. Mam wtedy trochę poczucie,
jakbym uczestniczyła w grupowym kopaniu słabego. Który - owszem - popełnia
masę błędów, ale jednak próbuje coś zmienić. Trudno mi też stanąć po stronie
tych wszystkich krytyków, którzy uderzali w PiS już na starcie. A teraz się
chełpią, że oni od początku wiedzieli. W wielu przypadkach mam poczucie, że im
nie chodzi o prawdę. Tylko o to, żeby skopać.
Żeby dowieść z góry założonej tezy, że PiS jest złe.
Mnie też to przeszkadza.
No, ale prawda jest też taka, że
wielu ludzi prawicy zamiast satysfakcji ze zwycięstwa, musi się straszliwie
miotać. Ciągle jeszcze mamy nadzieję, że PiS zmieni kurs. Trudno nam się
pogodzić z tym, jak jest. Bo to by znaczyło, że musimy stracić nadzieję. I udać
się na jakąś wewnętrzną emigrację.
Sytuacji nie poprawia fakt, że
obozy pisofobów i pisofilów stawiają kosy na sztorc. W POLITYCE był niedawno
tekst o pladze symetryzmu, z którego wynikało, że albo totalnie krytykujesz PiS,
albo jesteś jego pożytecznym idiotą. Trzeciej drogi nie ma.
Na prawicy też nikt nie chce być
drugą Jadwigą Staniszkis. Ja sama kilka razy mocno ścierałam się na Twitterze
z jedną posłanką PiS, która na moją krytykę działań rządu reagowała
zniecierpliwionym: „brawo, »Gazeta Wyborcza« panią za to na pewno pochwali!”.
Tylko że gdyby iść za tą logiką, to trzeba by albo wyłączyć krytyczne
myślenie, albo po prostu milczeć.
A może Kataryna wcale nie jest
prawicowa? Tylko się w tym środowisku przypadkiem zaplątała.
Możliwe. W Polsce panuje przekonanie,
że poglądy to taki stały pakiet przekonań, na końcu którego jest jakaś partia
albo siła polityczna. Właściwie nic już nie trzeba dalej mówić: jesteś kojarzony
z PiS, toś w oczach antykaczystów na pewno wróg demokracji, homofob i
narodowiec! A dla pisofilów też nie ma wątpliwości. Sympatyzujesz z prawicą? To
musisz bronić absurdalnej decyzji o zawieszeniu sprawozdawcy sportowego
Tomasza Zimocha za to, że skrytykował rząd. Tropienie odchylenia trwa w najlepsze.
Po obu stronach.
To może trzeba zwiewać?
Tylko dokąd?
Boja wiem? Jest Partia Razem,
która uparcie nie daje się wpisać w logikę wojny pisofilów z pisofobami.
W wielu sprawach nie jest mi z
nimi po drodze. Nie podobało mi się, gdy na 8 marca połączyli postulat
legalizacji aborcji z oknami życia. Ale mają też moją naturalną sympatię.
Właśnie za to, że nie idą w objęcia establishmentu. A ja wcale nie odrzucam
możliwości zagłosowania na partię, z którą się nie zgadzam. Tylko pod warunkiem
że będę miała gwarancję, że oni będą potrafili się uczciwie zachować i będą
gotowi słuchać obywateli.
A Kukiz?
Nie. To już wolę Razem albo coś,
co z tego albo obok tego wyrośnie.
Kataryna - blogerka polityczna. Rozgłos zdobyła,
publikując w Salonie24, i od tamtej pory kojarzona jest z prawicą. Przez długi
czas spekulowano, że za pseudonimem Kataryna kryje się prominentny dziennikarz
lub polityk. Jej tożsamość ujawnił „Dzieńnik" - okazało się, że Kataryna
jest szefową organizacji pozarządowej. Nadal jednak chroni swoją prywatność. Od
2013 r. jest felietonistką tygodnika „Do Rzeczy". Prowadzi też blog kataryna.blox.pl i jest aktywna na Twitterze @katarynaaa.
Kataryna to Katarzyna Sadło.
OdpowiedzUsuńZnakomite świadectwo mentalności fanatyka PiS o zablokowanej umysłowości, dowodzące, ze PiS mogą popierać tylko ludzie pozbawieni analitycznych zdolności. Dzięki takim osobom rozumiem mentalność komunistów, którzy do samego końca wielbili Stalina, WKP(b). Dziękuję, Redakcjo!
OdpowiedzUsuńBo trzeba być ślepym i głuchym, żeby łudzić się, że PiS objąwszy władzę, będzie „szanować reguły”. Kataryna w szoku, że PiS brnie w konflikty, żeruje na słabości państwa, niszczy prawo. Biedactwo nie rozumie, ze dla PiS-u liczy się tylko władza, nie jakaś przyzwoitość, moralność, reguły.. To partia typowo bolszewicka, zideologizowana do szpiku kości, pełna fobii, nienawidząc ludzi za ich samodzielność i indywidualność i jako taka ma własne kryteria, własne wizje, własne rozumienie dobra i zła. Jednocześnie do głowy jej nie przyjdzie, że ci, którzy „straszyli PiSe-em” i atakowali PiS „na starcie” mieli rację, a ona tylko idealizowała PiS. Straszenie PiSem nie wzięło się z niczego, bał się go każdy, komu drogie były takie wartości jak humanizm, prawa człowieka, demokracja, poszanowanie prawa, trójpodział władzy. Ale nienawiść do establishmentu nie pozwala jej zastanowić się, czy przypadkiem establishment, mimo wszystkich swoich wad, akurat co do PiS-u miał rację?
Kataryna całkowicie nie rozumie, że metodologia działalności PiS-u jest efektem tożsamości PiS-u. Czy partia, która bez cienia dowodów oskarża przeciwników o udział w zamachu albo sfałszowanie wyborów może szanwać reguły? Blogerka jest całym sercem za Kamiński, ale czy ktoś, kto w kampanii wyborczej organizuje prowokację przeciw posłance opozycji i organizuje konferencję, na której mówi: „Polacy powinni się zastanowić, na kogo głosują”, a jednocześnie nie zatrzymuje skorumpowanego PiS-owskiego ministra Tomasz Lipca może szanować reguły. Kataryna nie rozumie też osobowości prezesa, zakompleksionego władcy marionetek, który uwierzywszy w swoja rolę Zbawiciela, uważając się za żywego półboga, społeczność ludzką dzieli na bezwolnych wykonawców albo wrogów, „istoty animalne”, zdrajców, którymi ma zająć prokuratura. Śmiać mi się chce, kiedy Kataryna dziwi się postawie Kryśki Pawłowicz wobec Watchdog; dla tej posłanki, osoby o brutalnej a zarazem na wskroś infantylnej osobowości wszyscy, którzy nie wielbią prezesa i ośmiela się zadawać pytania to robactwo, które należy rozdeptać. Kataryna nie chce krytykować PiS, bo to służy jego przeciwnikom – toż to typowa bolszewicka mentalność, gdzie lojalność wobec własnego obozu każe milczeć, bo lojalność jest ważniejsza niż zdrowy rozsądek i uniwersalne wartości. Kataryna rezygnuje z własnej indywidualności, niezależności, osobowości. Dość żałosne. I te podwójne standardy – nie będzie krytykować PiS, bo to „kopanie słabszego”. Ale kiedy sfora wylewała kubły pomyj na Tuska, Komorowskiego, Kopacz, nie miała takich zahamowani.
No i teraz sfora rzuci się jej do gardła. Nie mam nic przeciwko.
Katrzyna sadło vel Kataryna jak ktoś chce zobaczyć jak wygląda
OdpowiedzUsuńhttps://s33.postimg.org/xevz5v31r/kataryna.jpg
lub na filmiku z otwarcia klubokawiarni życie jest piekne
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/warszawa/pierwsza-w-polsce-kawiarni
a-z-autystami/66cxp0r
https://d-w24.ppstatic.pl/g2/fb/72/c1/237509_1342038414_520a_p.jpeg
OdpowiedzUsuńhttp://www.wiadomosci24.pl/artykul/ngo_a_przeciwdzialanie_praniu_pieniedzy_i_finansowaniu_terroryzmu_237509.html
http://opinie.ngo.pl/wiadomosc/845386.html