Prywatne lasy
ministra Szyszki są jak puszcza magiczna, w której jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki wart setki tysięcy złotych dom przemienia się w stodołę
bez wartości. Przynajmniej w oświadczeniach majątkowych ministra
Wojciech Cieśla
Wiosną
tego roku dziennikarze dopytują ministra środowiska o wycinkę Puszczy
Białowieskiej. Szyszko traci cierpliwość, zapowiada „specjalne szkolenia”, żeby
dziennikarze „wiedzieli, w jaki sposób zadawać pytania”.
I dotrzymuje słowa. Między 16
a 17 kwietnia urządza warsztaty dziennikarskie. Zawozi
kilku reporterów do Tuczna w woj. zachodniopomorskim. Uczestnik wyjazdu: - To
nie byli kandydaci do Pulitzera, raczej nieśmiała młodzież, trochę zbieranina.
Minister nie pouczał, jak zadawać pytania, opowiadał o lesie, czasem na użytek
publiczności rozpoznał i nazwał po łacinie jakiegoś robaka. W którymś momencie
wycieczka wylądowała w jego posiadłości: elegancka hacjenda w Tucznie, w
ogrodzie ludowe smętki, piękne poddasze. Cudowne miejsce. Szyszko najczęściej
pokazuje się w wyciągniętej, wędkarskiej kamizelce. Zdziwiłem się, że mieszka
tak bogato. Już w Warszawie chciałem sprawdzić, ile warta jest taka posiadłość.
Okazało się, że tego dom nie ma w jego oświadczeniach majątkowych. Dziwne.
Transport, nocleg i wyżywienie dziennikarzy na warsztatach w Tucznie
zapewniło Ministerstwo Środowiska. Przez dwa tygodnie pytaliśmy rzecznika
resortu i samego Szyszkę, ile kosztowała impreza - nie dostaliśmy odpowiedzi.
Dzisiejszy minister w latach 80. pracował w nadleśnictwie Tuczno. Jak
opowiada w wywiadach, na początku lat 90. (nawiasem
mówiąc, był wtedy działaczem Porozumienia Centrum), choć mieszkał i pracował w
Warszawie, zaczął dzierżawić, a następnie kupować od Agencji Własności Rolnej
Skarbu Państwa tereny zlikwidowanego PGR Marcinkowice. Określa je jako
nieużytki - te 170 ha
to teren pokryty w części lasem, w części łąkami. Od miejscowego księdza Jan
Szyszko kupuje za grosze działkę z murowanym budynkiem po starej stacji
pocztowej. Od gminy - przylegającą działkę z
urokliwą łąką. Również za grosze.
NIC SIĘ NIE ZGADZA
Należące do ministra
budynki z zabytkowej czerwonej cegły stoją w centrum Tuczna. Piękna
działka obok zabytkowego kościoła, murowane schody, drewutnia, obszerne
miejsce do grilla, rybacka łódź przerobiona na altanę. Okna i dach aż błyszczą
nowością. Chociaż miejscowość leży ponad 450 km od Warszawy, to
właśnie tutaj Szyszko chętnie spędza wolny czas. W malowniczo położonym na
Pojezierzu Wałecko-Myśliborskim Tucznie czuje się najlepiej. Zaprasza
dziennikarzy na plenerowe spotkania,
unijnych ministrów na obrady. Do
Tuczna na konferencje jeździł kilka tygodni temu wicepremier Morawiecki.
W oświadczeniach majątkowych prof. Szyszko od 11 lat podaje, że jest
właścicielem stodoły. Z lektury tych dokumentów można by sądzić, że chodzi o
budynek gospodarczy, niewiele wart. Tymczasem w rzeczywistości ta stodoła to
300-metrowa, zabytkowa dacza na atrakcyjnej działce niedaleko jeziora w
Tucznie.
Jan Szyszko precyzyjnie wylicza dom po rodzicach, hektary lasowi łąk. A
dacza w Tucznie? To „budynek stodoły (...) według obrysu zewnętrznego 168,69 metrów”. Minister
zawsze dokładnie podaje wartość wspomnianego rodzinnego domu (ok. 350 tys. zł),
precyzyjnie wylicza, za ile i kiedy kupił hektary - ale nigdy nie informuje,
ile jest warta stodoła. Tymczasem według agentów nieruchomości z pobliskiego
Wałcza czy Piły taka nieruchomość, malowniczo położona, warta jest co najmniej
pół miliona.
W oświadczeniach majątkowych ministra
zwracają uwagę sprzeczności: nie zgadza się ani cena, za jaką kupił liczne
działki, ani ich powierzchnia.
KOMISJA ŚCIGA SZYSZKĘ
Szyszko - mimo próśb
sejmowej komisji etyki - nigdy
nie ujawnił, ile jest wart cały jego majątek. Mówi jeden z posłów, w ubiegłej
kadencji zasiadający w komisji etyki:
- To, co w sprawie swojego majątku
wyrabia Szyszko, to skandal. Z początku nie podawał nawet źródeł dochodów.
Jedenaście lat temu w ogóle nie wpisywał wartości domu pod Warszawą, w którym
mieszka. Dopiero w trzecim z rzędu oświadczeniu, mocno przez nas przyciśnięty,
wpisał, że jest wart 350 tys. zł.
- A hektary pod Tucznem?
- Ma na to sposób. Ma
las w pięciu czy sześciu działkach i daczę na dwóch innych. Myśli pan, że
podaje ich wartość? Nie, wpisuje, kiedy i od kogo co kupił, a na dokładkę
podaje ceny sprzed denominacji. To powoduje, że na pierwszy rzut oka nikt nie
jest w stanie stwierdzić, czy Szyszko ma dużo ziemi, czy mało, czy kupił drogo,
czy tanio. Wpisuj e cenę działek, na których ma dom, a ceny domu już nie.
Przez cztery sejmowe kadencje majątkiem posła Szyszki kilka
razy zajmowała się komisja etyki. Po raz ostatni w marcu i we wrześniu
ubiegłego roku. Komisja jest zniecierpliwiona manewrami posła; chce w końcu
wiedzieć, ile są warte jego lasy?
23 września, tuż przed wyborami, do których PiS idzie po pewne
zwycięstwo, Jan Szyszko pisze do komisji: „Oświadczam, iż nie jestem w stanie
podać wartości aktualnej (...). Są to pola doświadczalne obejmujące nieużytki i
bagna poddane celowym działaniom na występowanie określonych gatunków. Mogę i
to zawsze podaję cenę zakupu, zgodnie z aktem notarialnym”.
W SZPONACH DENOMINACJI
Poseł z komisji
etyki: - Jak to czytać? Prosto.
Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?
Sprawdziliśmy, co i jak wpisuje
Szyszko w oświadczeniach. Przykład: choć działkę od gminy Tuczno (niemal dwa
tysiące metrów) kupił już kilka lat po denominacji złotego (była w roku 1995),
to podaje jako jej cenę kwotę 1302 500 zł, czyli sprzed denominacji. Na
dzisiejsze złote to 130,25 zł. Z kolei cenę działki kupionej od księdza w tym
samym roku podaje w walucie po denominacji (6 tys. zł).
Sprzeczności jest więcej i są
poważniejsze niż jedynie żonglowanie cenami sprzed i po denominacji. Weźmy
jedną z leśnych działek ministra, kupioną w grudniu 1994 r. W oświadczeniu z
2008 r. ma powierzchnię 313 546 metrów kwadratowych
(ok. 31 hektarów).
A w oświadczeniu z 2011 r. ma już powierzchnię 313 564 - ale nie metrów, tylko
dla odmiany hektarów właśnie! Wychodziłoby ponad 3 tys. kilometrów kwadratowych
- tyle, ile cała aglomeracja warszawska.
Różnice są też w cenach. W 2008 r.
Szyszko podaje, że kupił ten kawałek ziemi za 5 368 000 zł A w 2011 r. - że za
25 368 000 zł. Różnica? 20 mln starych złotych.
Kolejna działka w 2008 roku jest
warta 56 000 000 zł. W 2011 - już 72 565 000. Znów skok o kilkanaście milionów.
Powierzchnia w 2008 r. to 401884
metry (40 hektarów). W oświadczeniu złożonym trzy
lata później to aż... 401
884 hektary. W ostatnim oświadczeniu, z kwietnia tego
roku, Szyszko podaje, że jest właścicielem już ok. 100 mln hektarów!
Spytaliśmy ministra o te różnice.
Nie odpowiedział.
W czasie, gdy zbieraliśmy materiał
do tekstu, minister bez rozgłosu złożył korektę do oświadczenia majątkowego.
Przyznał, że co do jednej z działek pomylił się w dacie o dwa lata. A w cenie?
O prawie 3 mln starych złotych. Znów chaos.
POMNIK DLA KOLEGI
Profesor Jan Szyszko
podaje, że swoje lasy i łąki kupował za grosze, po 100 zł za hektar.
W ostatnich latach grunty pod zalesienie w okolicy Tuczna były wyceniane na 5-7
tys. zł za hektar. Cena ziemi ministra wzrosła więc przez ostatnie lata
wielokrotnie.
- Może dlatego tak opisuje to, co
ma - mówi nasz rozmówca z Sejmu. - Realnie jest posiadaczem ziemskim, milionerem.
W Tucznie to pan na włościach, a to w jego partii wygląda niedobrze.
Kawałek łąki Szyszko przekazał w
użytkowanie nadleśnictwu Tuczno, które zamierzało urządzić terenowe lotnisko
dla samolotów do oprysków.
Powiedzieć, że Szyszko jest
związany z miejscowym nadleśnictwem, to nic nie powiedzieć. Jego przyjacielem
i prawą ręką był Jan Krzyszkowski - od czasów PRL wieczny nieusuwalny nadleśniczy.
Gdy za rządów PO (po 33 latach pracy) został zwolniony, Szyszko napisał w jego
sprawie specjalną skargę do premiera i zatrudnił kolegę. W malutkim Tucznie
Szyszko stworzył swoje biuro poselskie, a Krzyszkowski był w nim zatrudniony -
aż do swej śmierci w ubiegłym roku - jako asystent posła.
W kwietniu tego roku przed
budynkiem nadleśnictwa odbyła się feta: odsłonięcie kamiennej tablicy
poświęconej dwóm leśnikom, wśród nich byłemu asystentowi. Jak podaje Magdalena
Lubińska z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Pile, tablica z napisem „Semper Fidelis. Bogu, Ojczyźnie, lasom” kosztowała nadleśnictwo
ponad 30 tys. zł. Tablicę odsłonił sam minister.
Profesor Szyszko o swojej
posiadłości w Tucznie w zeznaniach pisze „stodoła”, podaje też, że spełnia
funkcje mieszkalne i laboratoryjne. Stacja D&B - taką bowiem nazwę nosi
ten nieco dziwny twór - nie jest nigdzie zarejestrowana, jej adresu nie sposób
znaleźć (nie ma go urząd gminy), nie ma telefonu. Nie współpracuje z Polską
Akademią Nauk. Na pytanie o jej status nie odpowiedziało nam Ministerstwo
Nauki.
Warszawska Szkoła Główna
Gospodarstwa Wiejskiego reklamuje stację Szyszki na swoich stronach w
internecie. Jednak zapytany o jej działalność Krzysztof Szwejk, rzecznik SGGW,
ucina: - Stacja jest prywatną własnością
profesora Jana Szyszki.
PRYWATNA STACJA, PRYWATNE BADANIA
Jacek Krzemiński,
rzecznik ministra Szyszki, szybko kończy rozmowę przez telefon. Będziemy porozumiewać się e-mailami.
Ja: - Gdzie i od kiedy
zarejestrowana jest stacja badawcza D&B?
Rzecznik: - Nigdzie. Jest to znane
w wielu ośrodkach naukowych na świecie gospodarstwo domowe profesora Jana
Szyszki.
- Czy jest oficjalnie afiliowane przy
SGGW bądź innej placówce naukowej? Czy dostaje granty na badania?
- Z tego, co wiem, stacja D&B
świadczy jedynie nieodpłatnie usługi na rzecz tych, którzy chcą się zajmować
nauką.
Mówi jeden z pracowników naukowych
SGGW, macierzystej uczelni Jana Szyszki: - Janek ma w zachodniej Polsce
hektarów od czorta. Kawałek tego lasu nazwał Krzywda. Jak ktoś chce coś tam
pobadać, to jedzie i bada. Ale tak naprawdę„stacja badawcza” to nazwa na
wyrost. Stacja musi mieć jakiś cel, do czegoś muszą być wykorzystywane jej
wyniki. Powinna być włączona w struktury jakiegoś projektu, być częścią
systemu podobnych stacji, brać udział w projektach naukowo- badawczych.
Pytamy o dokonania stacji D&B
naukowców. - Krzywda? Owszem, pojawia się w publikacjach - mówi jeden z nich. -
Ale trzeba by sprawdzić, co to za publikacje.
Sprawdzamy: z 29 prac naukowych
wykonanych w okolicach Tuczna, na które lubi powoływać się profesor Szyszko, 23
to prace wydane poza głównym obiegiem naukowym, czyli poza czasopismami
naukowymi o międzynarodowym zasięgu. Pochodzą z okazjonalnych wydawnictw SGGW.
Wszystkie są albo współautoryzowane przez Szyszkę, albo wydane w zbiorach pod
jego redakcją.
Pracownik naukowy SGGW: - W ostatnich
latach Janek zafiksował się na tym, że lasy pochłaniają dwutlenek węgla. Od kilku
miesięcy z tego swojego konika uczynił oficjalną rządową politykę: prowadzić
taką gospodarkę, która umożliwi dodatkowe pochłanianie C02 przez
lasy. Takie „nadprogramowe” jednostki pochłoniętych emisji chłopaki z PiS chcą
sprzedawać. Zarobiłyby na tym Lasy Państwowe.
Kłopot polega na tym, że aby
zrównoważyć roczne emisje jednej elektrowni, trzeba by posadzić ponad 1,2
miliona hektarów lasu sosnowego, czyli zalesić kilka procent kraju. I go nie
ciąć, bo dwutlenek węgla najlepiej pochłania stary las. Ten sam, który Szyszko
pozwala teraz rżnąć w Puszczy Białowieskiej.
TU ZIEMIA, TU WIEŻA
W wywiadach, na
posiedzeniach sejmowych komisji Jan Szyszko często mówi o wieży Owa
wieża jest metalowa, wysoka i stoi w lesie pod Tucznem. Nie można na nią wejść,
bo wyposażona jest w bardzo drogie czujniki. Stacja to laboratorium, które
bada wymianę dwutlenku węgla między lasem sosnowym a atmosferą.
W Tucznie wszyscy wiedzą, że wieża
to ukochane dziecko ministra. Gdy za poprzednich rządów PiS żegnał się z
ministerialną posadą, podległy mu zarząd Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska
i Gospodarki Wodnej (NFOSiGW) rzutem na taśmę zatwierdził wniosek o dotację na
jej budowę.
Choć wyniki stacji opracowują
naukowcy z Poznania, a Szyszko w praktyce nie ma z nią nic wspólnego, minister
często nagrywa się dla telewizji na tle wieży. Całe Tuczno wie, że wieża
kosztowała dwa miliony dolarów. Albo może euro, bo minister, mówiąc o wieży,
czasem myli te waluty.
W ciągu ostatniego miesiąca w
Tucznie odbyły się dwie konferencje firmowane przez resort Szyszki. Ile
kosztowały? Ministerstwo nie ujawnia. E-mailowa rozmowa z rzecznikiem Szyszki
wygląda tak:
Ja: - Poproszę o listę gości i
panelistów obu konferencji oraz uczestników warsztatów dla dziennikarzy.
Rzecznik: - Gości i panelistów
było kilkuset.
- Jaką rolę w
konferencjach i warsztacie odegrała stacja D&B, w jaki sposób organizatorzy
kontaktowali się ze stacją, skoro adresu D&B nie ma w żadnym oficjalnym
rejestrze?
- W imieniu profesora
Jana Szyszki mogę powiedzieć, że jej rola była bardzo duża i wynikała z dorobku
naukowego stacji.
-
Kto zdecydował o
lokalizacji obu konferencji i warsztatu dla dziennikarzy w Tucznie?
- Lepiej zapytać, co
zdecydowało. Odpowiedź: unikatowy dorobek naukowy, wchodzący w zakres
konferencji.
- W jakich periodykach
można zapoznać się z wynikami tych badań? Dlaczego wyniki były publikowane
jedynie w wewnętrznych wydawnictwach SGGW, o małym zasięgu?
- Dlaczego pan uważa, że
publikacje w wydawnictwach SGGW są mniej wartościowe lub też o mniejszym
zasięgu? Czy to samo pan sądzi o pana piśmie?
Jeszcze raz pytam rzecznika o
stodołę i różnice w powierzchni i cenach lasów ministra. Odpowiedź: -
Profesor Jan Szyszko wszystkie dane zawarł w oświadczeniach majątkowych,
łącznie z ceną zakupu wszelkich nieruchomości.
CBA SPRAWDZI SZYSZKĘ?
Zatajenie informacji w
oświadczeniu majątkowym to przestępstwo, grozi za to do pięciu lat
więzienia. Za brak w oświadczeniu zegarka za kilkadziesiąt tysięcy minister
rządu PO Sławomir Nowak stanął przed sądem. Czy Jana Szyszkę, ministra
środowiska w rządzie PiS, czeka to samo?
W przypadku wątpliwości co do
majątku posłów ich oświadczenia sprawdza CBA. Spytaliśmy biuro, jakie
standardowe kroki podejmuje wobec posłów, którzy ukrywają wartość majątku lub
podają informacje niezgodne z prawdą. Nie dostaliśmy odpowiedzi.
W ostatnim oświadczeniu, z
kwietnia tego roku, Szyszko zrezygnował z tradycyjnego wpisu, jaki stosował
wcześniej (czyli długość stodoły po obrysie). Napisał, że budynek ma 304 metry
kwadratowe. I że zainwestował w niego w 2014 r. Ile? Nie wiadomo.
adres podaj
OdpowiedzUsuńadres
OdpowiedzUsuń