Populiści na całym
świecie zorientowali się, że kłamstwo w polityce nie tylko uchodzi bezkarnie,
ale wręcz popłaca. Także populiści znad Wisły. Mateusz Morawiecki kłamie przy
każdej okazji i bez najmniejszego wstydu
Kłamstwo stało się regułą populistycznej
narracji na całym świecie. Według portalu Politi-Fact Donald Trump kłamie cztery razy dziennie.
Na każdych 100 jego politycznych wypowiedzi 70 okazuje się kłamstwem. Ale to
nie robi na wyborcach żadnego wrażenia.
Ludzie chcą być oszukiwani
Współczesny człowiek przyjmuje ogromne ilości
informacji. Więcej
w ciągu jednego dnia niż 500 lat temu przez całe życie. Media społecznościowe
spowodowały swoisty egalitaryzm informacyjny. Trudno uszeregować fakty według
ich wagi, doniosłości czy zaufania do źródła - wszystko płynie jednym wielkim
strumieniem. Z tej masy wybieramy informacje, fakty lub opinie, które
odpowiadają naszym przekonaniom.
Kłamiący politycy wykorzystują fakt, że fundamentalną potrzebą ludzkiego
mózgu jest spójność przekonań. Chcemy mieć w głowach niezmienny obraz świata,
który systematyzuje i tłumaczy rzeczywistość. Naruszenie tego ładu - w psychologii nazywane dysonansem poznawczym - wywołuje
silną reakcję obronną, polegającą na wyparciu faktów, informacji i obrazów,
które nie pasują do obecnego układu postaw, przekonań, wierzeń i zachowań. Ten
mechanizm dotyczy wszystkich, niezależnie od przekonań politycznych. „Oni”
mają inne filtry niż „my”, ale filtry mamy w głowach wszyscy.
Ludzie po prostu chcą być oszukani po to, by nie zachwiała się ich
wiara. W tym celu są w stanie podważyć każdy kontrargument; kwestionując
wiarygodność źródła, przypisując złe intencje autorowi lub osobie, od której go
słyszą. Z drugiej strony przyjmują bezkrytycznie argumenty lub pseudofakty
potwierdzające ich poglądy - dlatego tak popularne stały się fake newsy.
Populiści świetnie zdają sobie z tego sprawę. Wypchnięci z mediów głównego
nurtu nauczyli się skutecznie korzystać ze społecznościowych. A w nich nikt
nie weryfikuje prawdy i fałszu. Mało tego - kłamstwo
sprzedaje się lepiej. Ma więcej cytowań, lajków i udostępnień, bo często jest
bardziej atrakcyjne niż prawda. Dlatego stało się naturalnym elementem
propagandy. To, co kiedyś było wstydliwą wpadką - złapanie wysokiego rangą
funkcjonariusza publicznego na łgarstwie - stało się normą.
Wymyślone liczby
Mistrzem mówienia nieprawdy, notorycznym kłamcą jest
polski premier Mateusz Morawiecki. Oto
tylko niektóre z kłamstw, jakie opowiadał w ciągu ostatnich dwóch miesięcy.
Podczas wystąpienia w czasie Europejskiego
Kongresu Gospodarczego w Katowicach Morawiecki oświadczył, że „Polska jest
płatnikiem netto. Polska dostaje z UE 25 mld zł, a zagraniczny kapitał czerpie od nas ok. 100 mld zł”.
W tym krótkim zdaniu zawarł jedno wprowadzenie w błąd i dwa jawne
kłamstwa. Wprowadzenie w błąd polega na tym, że premier użył sformułowania
(„płatnik netto”), które jest w unijnej nomenklaturze ściśle zdefiniowane
i oznacza bilans wpłat i korzyści z unijnego
budżetu. Ujęcie w tym równaniu przepływów finansowych z innych źródeł jest po
prostu nadużyciem, mającym na celu wprowadzenie słuchaczy w błąd - wywołanie
wrażenia, że Polska traci finansowo na członkostwie w Unii Europejskiej.
Jawne kłamstwa dotyczą podanych przez Morawieckiego liczb. Otóż Polska
dostała nie 25 miliardów złotych netto, lecz 31,9 miliarda. Zagraniczni inwestorzy
nie wytransferowali w formie dywidend 100 miliardów złotych, lecz jedynie 31,4
mld. Morawiecki pominął przy tym fakt, że w tym samym czasie zagraniczne firmy
zainwestowały w Polsce 32,6 mld zł. A to znaczy, że nawet jeśli przyjąć
fałszywe równanie premiera, to Polska nadal jest beneficjentem netto w sensie
bilansowym przepływów finansowych. I to nie biorąc pod uwagę podatków płaconych
przez zagraniczne firmy w Polsce!
Morawiecki stale stosuje też kreatywną księgowość, podając
zmanipulowane liczby dotyczące deficytu budżetowego. Ministerstwo Finansów
notorycznie nie księguje rezerwy na poczet zobowiązań wobec firm, dotyczących
zwrotu nadpłaconego VAT.
W efekcie premier chwali się nadwyżką
budżetową w kolejnych miesiącach, która magicznie zamienia się w deficyt pod
koniec roku. Zarazem - przypisując sobie zmyślone sukcesy - obarcza
przeciwników politycznych wielokrotnie przesadzonymi szacunkami ich błędów:
„Wyłudzenia VAT pozbawiły nasze państwo ok. 200-250 mld zł. Polakom należy
się wyjaśnienie”.
To nieprawda. Raport firmy doradczej PwC szacuje straty w ściągalności VAT na 53 mld złotych - czyli sumę czterokrotnie mniejszą.
Słowa kłamią faktom
Rzeczywistość w ustach premiera jest niebywale
plastyczna. Morawiecki kompletnie nie trzyma się faktów, gdy mówi o swoim
programie gospodarczym. Program ten nie ma bowiem nic wspólnego z realizowaną
polityką rządu.
Podstawowym założeniem jego wizji modernizacji Polski było zwiększenie
inwestycji. Tymczasem te gwałtownie spadają. Stopa inwestycji jest
dramatycznie niska i wynosi 17 procent PKB - to najmniej od 21 lat! Poziom
inwestycji w czasach rządów Mateusza Morawieckiego
jest jednym z najniższych w Europie, nie przeszkadza to jednak premierowi
udawać, że plan nazwany jego nazwiskiem jest realizowany. A przecież to jedna
wielka propagandowa blaga!
Polityka rządu opiera się na
rozdawnictwie i pompowaniu wzrostu gospodarczego przez konsumpcję. O
modernizacji Polski przy takim poziomie inwestycji można zapomnieć.
Morawiecki z upodobaniem kłamie w sprawach gospodarczych. Przemawiając
w Parlamencie Europejskim, stawiał rządzony przez siebie kraj za wzór: „Dług
publiczny w Polsce spadł najmocniej od 30 lat”. Kolejne kłamstwo. Dług
publiczny systematycznie rośnie.
Ale polski premier kłamie też często w sprawie uchodźców. Publicznie
twierdzi (za Beatą Szydło - jest to chyba obowiązujące stanowisko partii), że
Polska przyjęła milion uchodźców z Ukrainy To kolejne kłamstwo. Polska przyjęła
pod koniec 2017 roku dokładnie 183 ukraińskich uchodźców. Na pobyt czasowy lub
stały (dane MSWiA) zarejestrowano 149 196 osób, a 15 877 udowodniono
nielegalny pobyt w Polsce. Oświadczenia premiera nie mają zatem nic wspólnego z
rzeczywistością.
Co gorsza, kłamstwa premiera nie ograniczają się do wystąpień publicznych.
Morawiecki mija się z prawdą także w trakcie oficjalnych spotkań i rozmów z
innymi głowami państw. Podczas ostatniego spotkania z Angelą Merkel twierdził, że w Polsce mieszka 25 tys. uchodźców z
Czeczenii i że jest to dwa razy więcej niż w Niemczech. Twierdzenia te są
kompromitująco fałszywe, bo prawdziwa liczba Czeczenów mieszkających w naszym
kraju wynosi cztery tysiące. Blisko 70 tys. z tych, którzy kiedyś do Polski
wyemigrowali, przeprowadziło się - właśnie do Niemiec.
Czysta brudna propaganda
Poza jawnymi kłamstwami mówionymi na spotkaniach w
mediach lub prosto w oczy Morawiecki uprawia także propagandę niemającą nic
wspólnego z rzeczywistością. Przy ostatniej nowelizacji ustawy o IPN
oświadczył, że ustawa, którą właśnie w ekspresowym tempie wyrzuca do kosza,
była wielkim międzynarodowym sukcesem.
Ale to jawna nieprawda! Była klęską. USA i Izrael zastosowały sankcje dyplomatyczne,
a ukraiński rząd wyraził oburzenie. W Polsce
kilkadziesiąt osób dokonało autodonosu, chcąc wywołać reakcję prokuratury.
Chodziło im o to, by ośmieszyć przepisy.
W obawie przed międzynarodowymi reperkusjami działanie nowelizacji zostało
w praktyce przez rząd zawieszone. Twierdzenie, że dyskusja wokół ustawy
podniosła świadomość polskich racji w świecie, jest jawnie fałszywe. Fraza
„polskie obozy śmierci” była wyszukiwana w internecie około stu razy częściej
niż poprzednio i dotarła do milionów ludzi na całym globie.
Morawiecki posługuje się kłamstwem także taktycznie, w doraźnych celach
politycznych. Podczas dyskusji o zagrożeniu praworządności w Polsce, do której
doszło w Parlamencie Europejskim, powiedział do europosłów: „Czy wiecie, że ci
sędziowie z czasów stanu wojennego, którzy wydawali haniebne wyroki, są w bronionym
przez was Sądzie Najwyższym?”.
To kłamstwo, któremu wielokrotnie zaprzeczał profesor Adam Strzembosz
- twórca i pierwszy sędzia Sądu Najwyższego: „(...)
znalazła się w tym sądzie niewielka grupka sędziów, głównie cywilistów, wobec
których nie było zarzutów dotyczących ich wcześniejszego orzecznictwa.
Sędziowie ci, ze względu na wiek, już odeszli z SN, a ich miejsce zajęli profesorowie i sędziowie z karierą po 1989 roku, w
tym absolwenci KUL. Wszyscy byli objęci lustracją i są nią nadal obejmowani,
jeśli urodzili się przed 1973 r. Wszyscy sędziowie w Polsce zostali przed laty
zlustrowani, tak jak prokuratorzy i adwokaci”. To oświadczenie jest z marca
zeszłego roku i z pewnością Morawiecki je zna. Znów kłamie z premedytacją.
W tej samej dyskusji premier stwierdził: „Sędziowie są dzisiaj o wiele
bardziej niezależni, niż byli wcześniej”. Nie trzeba być prawnikiem, żeby
rozpoznać kłamstwo. W nowej ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa politycy
wybierają jej członków, a ci z kolei mianują sędziów. Zależność sędziów od polityków jest oczywista.
W tym kontekście nie mogę pojąć głębokiego paraliżu polskiej opozycji w
Parlamencie Europejskim. Nie tylko nie broni praworządności, domagając się
sankcji na rząd w Warszawie (sześciu posłów PO, którzy mieli odwagę się
wyłamać z narzuconej przez PiS „pedagogiki zdrajcy”, zostało ukaranych), ale
przede wszystkim nie obnaża ewidentnych publicznych kłamstw Morawieckiego. A
przecież ma do tego i czas, i trybunę -
Parlament Europejski. Dlaczego pozwalają Morawieckiemu bezkarnie kłamać?
Dlaczego nie weryfikują jego kłamstw na bieżąco? Za co europosłowie PO biorą
niemałe wszak wynagrodzenia, skoro nie spełniają swoich podstawowych
obowiązków opozycji - patrzenia władzy na ręce i weryfikacji prawdziwości jej
twierdzeń?
* * *
Rodzimi polscy populiści szybko uczą się od swego mistrza Donalda
Trumpa. To prawda, już nie są na kolanach. Są na moralnym dnie.
Mateusz Morawiecki, notorycznie kłamiąc, kompromituje siebie, urząd,
który piastuje, a przede wszystkim kraj, który reprezentuje. Obawiam się, że
kłamstwo stanie się wizytówką polskiej kultury politycznej na lata. Reputację
szybko się traci, lecz odbudowuje latami.
Jakub Bierzyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz