Prawnicy od lat
reprezentujący prezesa PiS i partię, była minister sportu w jego rządzie i
zaprzyjaźniony z nią kontrowersyjny deweloper, a w tle firmy powiązane z
rosyjskimi oligarchami. Taki team w atmosferze ostrego konfliktu z prezydentem
Sopotu chce przejąć atrakcyjne grunty tenisowe, na których może powstać
apartamentowiec.
To historia związana z miejscem, które szczyci się 120-letnią
tradycją i jest uważane niekiedy za jeden z symboli Sopotu wraz z molo,
hipodromem i Operą Leśną. Trudno znaleźć w Polsce podobne miejsce, w dodatku
tak atrakcyjnie położone - spacer z kortu centralnego do plaży zajmuje nie
więcej niż pięć minut. Korty oraz hala widowiskowa Sopockiego Klubu Tenisowego
gościły największe międzynarodowe turnieje, grały na nich sławy światowego
tenisa - od Wojciecha Fibaka po Rafaela Nada- la i Agnieszkę Radwańską. Dziś to
przeszłość. Kort centralny, na którym bywał niegdyś prezydent Aleksander
Kwaśniewski oglądający mecze w towarzystwie
miliardera Ryszarda Krauze, dawno nie gościł żadnej istotnej imprezy tenisowej.
Po wycofaniu się Krauzego ze wspierania SKT pod koniec ubiegłej dekady
klub podupadł. Stał się miejscem, w którym spotkały się interesy ludzi
związanych niegdyś z SLD, skazanych za wykorzystywanie pieniędzy klubu
tenisowego na prywatne cele, z postaciami mającymi wpływy nie tylko w PiS, ale
i kontakty na Kremlu. Jest tu również syndyk wyspecjalizowany w prowadzeniu
upadłości SKOK, w tym owianego złą sławą SKOK Wołomin, i deweloper z Poznania
znany tam m.in. ze sprzedaży mieszkań, do których nabywcy nie mogli się
wprowadzić. To historia przypominająca matrioszkę - pod każdą kolejną kryje się
następna, o równie wątpliwej reputacji. Prześledźmy tę biznesowo-polityczną
układankę.
Nadmorskie manewry
SKT jest teraz o krok od przejęcia
liczącego kilka hektarów miejskiego terenu obejmującego przede wszystkim halę
widowiskowo-sportową, kort centralny, 13 kortów towarzyszących oraz budynki
klubowe. Działaczy klubu wspiera kancelaria prawna GKK obsługująca PiS i
Jarosława Kaczyńskiego oraz była minister sportu w jego rządzie Elżbieta
Jakubiak. W tle są firmy powiązane z rosyjskimi oligarchami, tymi samymi,
których ślady można znaleźć w aferach reprywatyzacyjnej i podsłuchowej. Co
ciekawe, prawnicy GKK współpracowali również z firmami Marka Falenty, głównego
organizatora nagrywania polityków w stołecznych restauracjach.
W sprawie także występują inni ciekawi aktorzy, np. Kornel Morawiecki,
który w ostatnich wyborach firmował swoim nazwiskiem lokalny komitet,
popierający SKT w walce o korty. Materiały pokazujące władze Sopotu jako
głównego winowajcę sporu, który od trzech lat toczy się w wojennej atmosferze,
regularnie przedstawia TVP, m.in. w programie Anity Gargas.
Po drugiej stronie barykady stoi sopocki urząd miasta, kierowany od 20
lat przez prezydenta Jacka Karnowskiego, który właśnie przedłużył swoje
urzędowanie o kolejne pięć lat już w pierwszej turze wyborów.
Gra idzie o atrakcyjne tereny, których wartość inwestycyjna szacowana
jest na co najmniej 80 mln zł. Aby zrozumieć, dlaczego tak cenne miejsce może
zostać przejęte z pomocą koalicji złożonej z ludzi bliskich PiS, trzeba cofnąć
się o 18 lat.
To była akcja ponad politycznymi podziałami. Najpierw w sierpniu 1997 r.
Sejm zdominowany przez SLD i PSL uchwalił, a w styczniu 2000 r. pod rządami
koalicji AWS-UW poprawił ustawę o gospodarce nieruchomościami (po tym gdy część
jej zapisów Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z ustawą zasadniczą).
Jednym z nich był art.
207. Po poprawkach przewidywał on, że osoby,
które 5 grudnia 1990 r. posiadały nieruchomości państwowe lub gminne i nadal
je dzierżyły do 1 stycznia 1998 r., otrzymały prawo żądania oddania ich w
użytkowanie wieczyste, zaś w przypadku budynków - nieodpłatnego przekazania na
własność.
Z tego tzw. małego uwłaszczenia skorzystało wiele podmiotów, także
sportowych. W Sopocie było trochę inaczej. Prezydent miasta, chcąc uniknąć
oddania w inne ręce cennych i ważnych dla kurortu nieruchomości, porozumiał się
z działającymi na jego terenie stowarzyszeniami i podpisał z nimi nowe umowy
dzierżawy na 30 lat. Władze SKT, który od czasów powojennych zarządzał terenami
kortów, miały jednak inny pomysł. Niedługo po wejściu w życie ustawy z 1997 r.
postanowiły skorzystać z jej dobrodziejstw i jednak przejąć grunty w
użytkowanie wieczyste, budynki zaś na własność. Ponieważ Jacek Karnowski nie
wyrażał zgody, sprawa trafiła do sądu. Spór po wieloletniej batalii ostatecznie
rozstrzygnął dopiero w 2009 r. Sąd Najwyższy. Korty z reprezentacyjnym kortem
centralnym włącznie, budynkiem klubowym i halą
widowiskową przypadły SKT w formie wieczystego użytkowania, czyli na 99 lat.
Mniejsza część terenu, z nowszą, ale mniejszą halą tenisową została w rękach
gminy Sopot. Stało się tak dlatego, że halę wybudowała gmina, nie SKT.
Sądowe potyczki
Prawomocne rozstrzygnięcie nie
kończyło jednak sporu, który z czasem przerodził się w gorący konflikt, gdzie
obie strony sięgają po różne instrumenty, by zatrzymać przeciwnika.
SKT długo nie mógł przejąć przyznanych nieruchomości z braku pieniędzy.
Aby stać się wieczystym użytkownikiem kortów, musiał uregulować opłatę w
wysokości 700 tys. zł. Kapitulować nie
zamierzał również Jacek Karnowski, który jako prezydent był na mocy prawa o
stowarzyszeniach organem nadzorującym SKT. W walce o zachowanie kortów dla
miasta zyskał niedawno jednogłośne wsparcie rady miejskiej. „Istnieje duże
zagrożenie, że zabytkowe korty utracą funkcję sportowo-rekreacyjną. Dlatego
apelujemy, aby obiekty i tereny sopockich kortów zawsze były własnością Miasta
Sopotu oraz aby nie było możliwości uwłaszczenia się na nich w przyszłości i
zabudowy” - orzekli radni.
Karnowski zaczął walczyć ostro, nawet przeciwstawiając się prawomocnym
wyrokom sądów. Jak wtedy, gdy mimo orzeczenia sądów, z SN włącznie, postanowił
nie wydawać wypisu i wy- rysu z rejestru gruntów, co na jakiś czas zablokowało
możliwość przejęcia kortów przez SKT w użytkowanie wieczyste. Klub zawiadomił
prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez Karnowskiego -
postępowanie prowadzi gdańska „okrę- gówka”. Władze SKT domagają się
postawienia mu zarzutów za „niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia
korzyści majątkowej”, a nawet aresztowania.
W październiku 2015 r. Karnowski sięgnął po inną „broń atomową” -
złożył wniosek do sądu o zawieszenie zarządu klubu oraz o rozwiązanie
stowarzyszenia SKT, natomiast wiosną 2016 r. - wniosek
o postawienie go w stan upadłości, m.in. z powodu zadłużenia. Sąd zarząd
zawiesił i ogłosił upadłość klubu. Sprawa o rozwiązanie nadal się toczy.
Prezydent doprowadził również do usunięcia klubu z kortów jako ich dzierżawcy i
przekazał je w kolejną dzierżawę na 20 lat nowo powołanemu Sopot Tenis Klubowi
(STK). Twierdzi, że robi to, by korty nie wyszły spod władzy miasta.
Tymczasem SKT jest już o krok od przejęcia kortów. Mimo braku wypisu i
wyrysu z rejestru gruntów syndyk stowarzyszenia uzyskał w październiku tego
roku akt notarialny, w którym stwierdził przyjęcie ich w użytkowanie wieczyste,
zaś budynków na własność. Złożył go w wydziale ksiąg wieczystych sopockiego
sądu rejonowego razem z gwarancją finansową, dzięki której będzie można
uregulować opłatę wpisową. Jeśli sąd zatwierdzi wniosek, SKT dopnie swego. To
właściwie formalność.
Dwaj panowie B.
Najważniejszymi osobami w klubie
są 67-letni Waldemar Bia- łaszczyk, który jest w nim „od zawsze”, i jego syn
Bartłomiej. Pierwszy to wieloletni wiceprezes zarządu SKT oraz jego dyrektor,
a także wiceprezes Polskiego Związku Tenisowego w latach 2001-03. Jego szefem
był tam wówczas Lew Rywin. Co ciekawe, to właśnie Waldemar Białaszczyk
zastąpił go na stanowisku prezesa związku, gdy Rywin podał się do dymisji po
wybuchu pamiętnej afery.
Działaczem PZT był również Bartłomiej Białaszczyk, czyli ostatni prezes
zawieszonego przez sąd zarządu SKT, a zarazem dyrektor do spraw sportowych.
Obaj rządzili klubem w sposób co najmniej kontrowersyjny.
W październiku 2016 r. sąd prawomocnie skazał Waldemara Białaszczyka na
rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Była to kara za
poświadczenie nieprawdy w dokumentach finansowych i wyłudzenie z kasy klubu
niemal 30 tys. zł, które wydał na budowę domu pod Kościerzyną oraz wykończenie
mieszkania w Sopocie.
Problemy z prawem ma też 44-letni Bartłomiej Białaszczyk, który za
rządów PO-PSL zajmował lukratywne posady w państwowych spółkach (był m.in.
doradcą prezesa Krajowej Spółki Cukrowej oraz członkiem zarządu
Przedsiębiorstwa Zbożowo-Młynarskiego PZZ w Stoisławiu). Prokuratura oskarżyła
go o to, że powoływał się na wpływy w resorcie skarbu w rozmowach ze znajomym
biznesmenem, który chciał kupić jedną z państwowych spółek. Wiceministrem w tym
resorcie był kolega Bartłomieja ze studiów Tomasz L. (on z kolei ma zarzuty
m.in. o płatną protekcję). Białaszczyk był wówczas kimś w rodzaju jego
doradcy. Sprawę wykryła ABW jeszcze przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi,
co w 2013 r. doprowadziło do dymisji Tomasza L. Trzy lata później do sądu
trafił akt oskarżenia. Do tego duetu w kontekście prywatyzacji prowadzonych
przez resort skarbu jeszcze wrócimy.
To nie jedyne osobliwości w działaniach Białaszczyków i traktowaniu
przez nich SKT. Obaj pobierali wysokie prowizje z umów sponsorskich zawieranych
przez klub - „od znalezionego sponsora” - sięgające nawet 25 proc. Waldemar
Białaszczyk tylko w 2013 r. przyjął ponad 100 tys. zł. Inny członek zarządu -
65 tys.
Tymczasem klub miał poważne problemy finansowe. Tylko na koniec 2012 r.
strata klubu wynosiła 134 tys. zł, a więc o 31
tys. mniej, niż wynosiły prowizje, które niedługo potem dostali dwaj
członkowie zarządu SKT. W 2014 r. strata przekroczyła już pół miliona złotych.
Niedługo przed przesłaniem do sądu przez miasto Sopot wniosku o zawieszenie zarządu część działaczy SKT zaalarmowała
ratusz, że jego władze szukają inwestora, z którym chcieliby zbudować
aparthotel w miejscu, gdzie stoi dziś hala widowiskowa.
To kilkudziesięcioletni obiekt, który choć z zewnątrz prezentuje się
mało okazale, wewnątrz robi wrażenie głównie ze względu na drewniany sufit i
wykończenia.
Jeszcze osiem lat temu grała tu
Agnieszka Radwańska, dziś trenują w niej młodzi tenisiści. Z kolei aparthotel
to po prostu apartamentowiec z mieszkaniami na wynajem krótkoterminowy - na
doby, a nawet na godziny.
Z oligarchami w tle
Z dokumentów, do których zyskaliśmy
dostęp od zawieszonych władz SKT, wynika, że ze sprzedażą części majątku klubu
zarząd nosił się co najmniej od 2013 r., gdy pisał do prezydenta Sopotu, że
jeśli ten nie wesprze SKT (m.in. umarzając podatek od nieruchomości za lata
2003-04), będzie musiał rozważyć „zbycie części nieruchomości”. W marcu 2015 r.
władze SKT skonkretyzowały swój pomysł. Na spotkaniu zarządu prezes Białaszczyk
poinformował o trwających poszukiwaniach „partnera strategicznego” i dwóch
opcjach znalezienia dodatkowego finansowania klubu - dobudowaniu aparthotelu
do hali widowiskowej (miasto zgadzało się jedynie na hotel) lub na jej miejscu,
po uprzedniej rozbiórce, co było dla ratusza nie do przyjęcia.
Ten sam plan zarząd klubu przyjął w maju 2015 r. Rekomendował walnemu
zebraniu członków SKT podpisanie „umowy z przyszłym inwestorem na budowę
aparthotelu w miejsce Hali Widowiskowej w celu zabezpieczenia środków
finansowych na funkcjonowanie działalności Klubu i pokrycie strat”.
Jeden z członków zarządu, bliski współpracownik prezesa Białaszczyka,
zaproponował zorganizowanie spotkania inwestora z zarządem. Jego nazwa nie
padła. Z dokumentów, do których POLITYKA uzyskała dostęp, wynika, że chodziło o
grupę Radius, która specjalizuje się w nieruchomościach, a konkretnie o
powiązaną z nią spółkę DK Investment Holding. Jak można
przeczytać w piśmie prawnika klubu z końca 2015 r., „grupa kapitałowa Radius Projekt od 2012 r. przekazuje corocznie wsparcie finansowe
dla stowarzyszenia w kwocie 500 tys. zł”. A więc sponsorowała klub. Wiele
wskazuje na to, że nie tylko. Sopocki ratusz przyznaje, że to informacja o
możliwości podjęcia współpracy tej firmy z SKT ostatecznie zdecydowała o
złożeniu wniosku o rozwiązanie klubu.
Za Radiusem stoi multimilioner z rosyjskimi koneksjami i gambijskim paszportem Robert Szustkowski. Miesiąc przed
zawieszeniem zarządu klubu przez sąd jeden ze współpracowników Szustkowskiego
Maciej Falkowski wysłał do SKT propozycję zawarcia umowy inwestycyjnej
przewidującej powołanie spółki celowej. Połowę udziałów miał mieć w niej klub,
połowę reprezentowany przez Falkowskiego inwestor. Przy czym SKT pokryłaby
udziały wniesieniem do spółki gruntu. Na nim powstałaby niedookreślona „inwestycja
budowlana”.
Wiele wskazuje na to, że partnerem klubu w tej inwestycji miała być DK
Investment Holding. Pierwszym właścicielem firmy był Jerzy Kuprijaniuk, czyli
jeden z dwóch najbliższych współpracowników Szustkowskiego w Polsce (obok
Macieja Domżały). Prezesem DK IH wtedy i teraz jest ta sama osoba - Anna Buczyńska, która zasiadała również we władzach innych
spółek grupy, m.in. była prokurentem w Radius Projekt SPV 1. Tu ciekawostka - kilka lat temu prezesem tej firmy był,
nazwany przez media ze względu na związki z grupą Radius „rosyjskim łącznikiem”, Jacek Kotas, czyli wiceminister
obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Co najmniej jedna firma z
grupy Radius brała zaś udział w warszawskiej reprywatyzacji.
Ciekawy jest obecny skład właścicielski DK IH. Spółka
należy do trzech firm, w których władzach znajdziemy wspomnianego
Kuprijaniuka, bliskich Macieja Domżały (m.in. syna). Jedną z tych firm jest
kolejna firma z kręgu Radiusa, zarejestrowana na Cyprze Ringwood Financial Limited. Ta sama, która w 2012 r. chciała kupić w ramach
prywatyzacji państwowy Polski Holding Nieruchomości. W czasie gdy decydowały
się losy PHN, wiceministrem w resorcie skarbu odpowiedzialnym m.in. za
prywatyzację był Tomasz L., z którym znał się i współpracował młodszy
Białaszczyk. Jak pamiętamy, w tym samym też czasie grupa Radius wspierała SKT.
Ostatecznie do kupna PHN przez Radiusa nie doszło. Według naszych
informacji mogły mieć na to wpływ zastrzeżenia zgłoszone przez służby
specjalne podczas procesu prywatyzacyjnego.
Ale skąd się wzięła DK Investment Holding w Sopockim Klubie Tenisowym?
Odpowiedź jest prosta - przejmując dług w wysokości 250 tys. zł, jaki SKT miał
wobec innej spółki związanej z Robertem Szustkowskim, czyli R-SixTeam. Firma
powstała w 2014 r. Jej właścicielką i prezeską w czasie, gdy pożyczki trafiały
na konto SKT, była Agnieszka Szustkowska, czyli była żona Roberta. Ale firma jest mocniej z nim związana, niż wynika to ze struktury
właścicielskiej i składu zarządu. Na stronie internetowej R-SixTeam można
przeczytać, że „to zespół sportowy założony przez Roberta Szustkowskiego,
startujący w licznych rajdach samochodowych oraz regatach żeglarskich”, a
„nazwa jest grą słów nawiązującą do nazwiska założyciela”.
Kto pożycza
Szustkowski to pochodzący z
Piaseczna, a mieszkający na stałe w Szwajcarii multimilioner, który stoi za
interesami grupy Radius
i od co najmniej 20 lat robi interesy z
Rosjanami. Ma powiązania z bliskimi Kremlowi oligarchami. Jego najważniejszymi
kontaktami w Rosji są Andriej Skocz i Lew Kwietnoj. Według rankingu rosyjskiej
edycji magazynu „Forbes” pierwszy zajmuje 23. miejsce wśród najbogatszych
Rosjan, drugi - 102.
Obaj działają w przemyśle ciężkim,
Skocz jest deputowanym do rosyjskiej Dumy z ramienia putinowskiej partii Jedna
Rosja. USA umieściły ich na liście oligarchów objętych sankcjami po agresji
Rosji na Ukrainę.
Spółka R-SixTeam pożyczyła SKT pieniądze w pięciu transzach, wypłacanych
od października 2014 do czerwca 2015 r. Dodatkowo w 2013 r. powstała umowa
pożyczki między nim a nieistniejącą już dziś inną spółką z grupy Radius o nazwie Jerozolimskie 200. Na jej podstawie SKT miało
dostać od niej na rok 100 tys. zł. Kto był jednym z prezesów tej spółki? Jacek
Kotas. Kto prokurentem? Syn Roberta Szustkowskiego.
Do czego były potrzebne SKT te pożyczki? Czy po to, by uregulować
najbardziej palące długi, które mocno obciążały klub? Czy też by móc wreszcie
przejąć korty w użytkowanie wieczyste, co bez wpłacenia 700 tys. zł nie jest
możliwe?
SKT
twierdzi, że od kiedy zostało postawione w stan upadłości, nie współpracuje z
firmami z grupy Radius,
a pożyczki były wyłącznie kwotami związanymi
ze sponsoringiem sportowych przedsięwzięć klubu. Umów sponsorskich nie
potrafi jednak przedstawić.
Faktem
jest, że o sprawie pożyczek po zawiadomieniu prezydenta Sopotu wiedziała ABW,
dziś bada ją gdańska prokuratura okręgowa.To mogło zniechęcić firmy związane z
Szustkowskim do dalszej współpracy z SKT. Pytanie, czy ostatecznie.
Rok temu prezes Bartłomiej Białaszczyk wraz z drugim członkiem zarządu
klubu w liście do sędzi komisarza nadzorującej jego proces upadłościowy
napisał, że klub nie tylko ma pieniądze na spłatę wierzytelności, ale również
na pokrycie kosztów postępowania upadłościowego. Trzy miesiące później w
liście do tej samej sędzi komisarz piszą już o tajemniczym „darczyńcy” gotowym
pokryć nie tylko te wydatki, ale również koszt wpisu dzierżawy wieczystej do
ksiąg wieczystych. Warunkiem zrealizowania tej obietnicy było dokonanie wpisu.
Z Sopotu do Siedlec
Nowym „donatorem”, który ma pokryć
pierwszą ratę wymaganą przy wpisie użytkowania wieczystego i prawdopodobnym
partnerem w inwestycjach SKT jest Dariusz Wechta, właściciel firm
deweloperskich z Wielkopolski. Działalność biznesmena jest często opisywana
przez poznańskie media. Tamtejsza „Gazeta Wyborcza” przedstawiała go jako
osobę niecieszącą się dobrą opinią, „często działającą na granicy prawa”.
Zasłynął ostatnio m.in. z tego, że na wybudowanych przez swoją firmę osiedlach
nabywcy wielu mieszkań nie mogli się wprowadzić, bo nie było dla nich miejsc
parkingowych, które przewidywało pozwolenie na budowę. Także w sprawach SKT
Wechta dał się poznać z dość zaskakującej strony. Jedna z jego firm kupiła od
syndyka należącą do klubu 18-hektarową działkę pod Starogardem Gdańskim za
1,25 mln zł. To około dwóch razy więcej, niż określała wycena gruntu.
Zaskakująca hojność.
Wechta to bliski znajomy Elżbiety Jakubiak, przedstawicielki SKT od maja
2017 r. (powołanej przez sąd), a wcześniej minister sportu w rządzie Jarosława
Kaczyńskiego. To właśnie Jakubiak namówiła go do pomocy klubowi. Stała też za
inną decyzją podjętą przez klub. Chodzi o przeniesienie jego siedziby do...
Siedlec, do mieszkań w jednym z bloków. Stało się to zaledwie miesiąc po
objęciu przez nią funkcji. Skąd te Siedlce? Elżbieta Jakubiak przyznaje wprost,
że chodziło o wyjście spod nadzoru prezydenta Sopotu.
Prawnicy Kaczyńskiego
Z finansami SKT jest jeszcze jedna
zagadka - wynajęcie renomowanej kancelarii do obsługi prawnej. Chodzi o znaną
nie tylko w Trójmieście gdańską GKK, której adwokaci co najmniej od stycznia
2014 r. reprezentowali SKT, także w sporach z sopockim samorządem i rozmowach
z syndykiem dotyczących spłaty zadłużenia i pokrycia kosztów wpisu do ksiąg
wieczystych. Jednym z prawników, którzy zajmowali się tą sprawą na rzecz klubu,
był adwokat Grzegorz Kuczyński, który kiedyś reprezentował samego Jarosława
Kaczyńskiego. GKK bywa nazywana „zaufaną kancelarią PiS”, gdyż od kilku lat
odpowiada za obsługę prawną partii i jej najważniejszych polityków z prezesem
włącznie. GKK osiem lat temu reprezentowała Elżbietę Jakubiak w przegranym
przez nią procesie, jaki wytoczył jej TVN za słowa, że
stacja „dostała pół miliarda na stadion w Warszawie”. Ostatnio prawnicy tej
kancelarii - m.in. Bogusław Kosmus - reprezentowali premiera Mateusza
Morawieckiego w dwóch głośnych procesach wyborczych, wytoczonych przez
Koalicję Obywatelską, a później przez prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskie-
go. Oba premier przegrał. Mec. Kosmus jest pełnomocnikiem prezesa PiS w jego
ostatnim procesie z Lechem Wałęsą.
Prawnicy GKK znani są również ze współpracy z firmami Marka Falenty,
głównego organizatora podsłuchów. Warto przypomnieć, że nagrania powstały m.in.
w restauracji Sowa i Przyjaciele, założonej przez firmy, którymi kierowali dwaj
menedżerowie występujący we władzach. firm z grupy Radius.
Kuczyński zasiadał w radach nadzorczych trzech spółek, których był
udziałowcem Falenta. W jednej z nich członkami rady byli również siostra i
szwagier Falenty, Krzysztof Rybka, skazany w sprawie podsłuchowej na 10
miesięcy więzienia w zawieszeniu.
W kolejnej - ojciec Falenty
Waldemar. Z naszych informacji wynika, że Kuczyńskiego z Falentą oprócz
biznesowych łączą do dziś bliskie relacje koleżeńskie.
W radach spółek Falenty byli również inni adwokaci i radcowie z GKK,
czyli adwokaci Łukasz Syldatk, który prowadzi sprawy SKT, i Krzysztof Kufel.
Ten ostatni reprezentował premiera Morawieckiego w procesie wytoczonym mu za
słowa o tym, że prezydent Krakowa nic nie zrobił w walce ze smogiem. To mecenas
Kufel był autorem głośnych słów, że „nic to nie to samo co zero”.
Dziś SKT zaprzecza, by chciał na terenach kortów wznosić jakiekolwiek
inwestycje typu aparthotel, twierdząc, że z tego pomysłu wycofał się już w
październiku 2015 r. Dowo dem ma być protokół z posiedzenia zarządu, który taką
decyzję podjął. Tyle że nikt spoza SKT istnienia tego dokumentu nie potwierdza.
Były sądowy przedstawiciel klubu Wiesław Pedrycz twierdził nawet, że takiego
zapisu nie było. Elżbieta Jakubiak zapewnia, że Dariusz Wechta nie zamierza
niczego budować na terenach kortów, chce być tylko sponsorem klubu.
Ale co innego o planach SKT można się dowiedzieć z pisma pełnomocnika
klubu mec. Syldatka. W grudniu 2015 r. napisał do sądu, że „budowa aparthotelu
(...) byłaby korzystna z finansowego punktu widzenia”, bo klub pokryłby długi,
miałby pieniądze na działalność, uniezależniłby się od dotacji miejskich
i „zdezaktualizowałaby się potrzeba szukania
sponsorów” (sic!).
Tak czy inaczej, przy takim polityczno-biznesowo-prawnym wsparciu władze
SKT ze spokojem mogą patrzeć w przyszłość: gdy już zdobędą grunty, nikt ich
realizacji raczej nie zagrozi.
Grzegorz Rzeczkowski
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńChciałbym podziękować firmie Della Taylor za pożyczkę o wartości 40 000 euro. jeśli potrzebujesz pilnej pożyczki, unikaj oszustwa ze strony fałszywych pożyczkodawców i złóż wniosek za pośrednictwem prawdziwej firmy pożyczkowej za pośrednictwem poczty elektronicznej yawnerstaylor@gmail.com lub WhatsApp +1 (876) 398-8103
OdpowiedzUsuń