Strony

piątek, 17 października 2014

Huśtawka dla dwojga



Platforma i PiS są wyraźnie zmęczone dotychczasowym modelem dzielącego je konfliktu. Choć spór trwa nadal i nie stracił nic ze swojego fundamentalnego charakteru, to jego uczestnicy próbują zagrać w nową grę.

Głównym motywem, wspólnym dla obu partii, jest „pójście do ludzi”, co szczególnie pasuje do roz­poczętej z przytupem kampanii przed wyborami samorządowymi. Platforma chce rozdać nowe unijne pieniądze i zapytać obywateli w terenie, czego najbardziej potrzebują. PiS zaś - jak stwierdził jego lider - chce ominąć wrogie mu mainstreamowe media i zwró­cić się bezpośrednio do elektoratu, aby poinformować, na czym polega całe zło rządzącego układu.
Ale zmiany idą głębiej. Rozpad politycznego duopolu Tusk-Kaczyński w formie, w której dotąd funkcjonował, objęcie rządów przez Ewę Kopacz, nowa rola prezydenta Komorowskiego oznaczały konieczność wprowadzenia wyraźnych zmian do politycznych strategii zarówno PiS, jak i Platformy. Bo pierwsza para polskiej polityki jest teraz zupełnie inna: Kopacz i Kaczyński. Te modyfi­kacje już widać, a będą się zapewne pogłębiać. W jakim kierunku poszły i w jakim pójdą?

PiS unieważnia Platformę
PiS powoli wychodzi z potuskowego szoku. Widać, jaką strategię wybrał Jarosław Kaczyński. Już raz z niej skorzystał, kiedy w 2007 r. długo nie zgadzał się na debatę wyborczą z Donaldem Tuskiem (jak się okazało - słusznie), argumen­tując, że nie będzie się spotykał z podwładnym, ale tylko z „kierownikiem Tuska”, czyli Aleksandrem Kwaśniewskim. Teraz widać podobny chwyt wobec Ewy Kopacz.
W debacie po expose nowej premier nie tylko sam nie wystąpił, ale nie delegował nawet szefa klubu parlamen­tarnego ani choćby Beaty Szydło, specjalistki PiS od spraw gospodarczych, ale mniej znaną posłankę Zalewską. Jak potem komentowano, „na lekarkę wysłał nauczycielkę”.
Potem ze strony PiS padły słowa, że Kopacz nie ma kwa­lifikacji moralnych do pełnienia funkcji premiera, a o jej brakach merytorycznych prawica już wcześniej obficie informowała. Tą moralnością będzie dręczyć nową pre­mier bez pardonu.
Także wzruszający dla wielu komentatorów gest z po­daniem ręki Donaldowi Tuskowi wpisuje się w tę nową strategię: Tusk był katastrofą, ale Kopacz to już dno. Tusk, mimo swoich znanych win, był jeszcze dla Kaczyńskiego jakimś politycznym partnerem w zasadniczym sporze o Polskę, to był format, do którego lider PiS jeszcze mógł się odnosić. Kaczyński zatem symbolicznie w dniu expose Kopacz pożegnał swojego głównego przeciwnika. Kopacz takim przeciwnikiem już nie będzie, bo to „kilka pozio­mów niżej od prezesa PiS”.
To ma być taka zabawna zażywna pani, która będzie nieudolnie udawać prezesa Rady Ministrów, ku uciesze polityków PiS. Zasadnicza walka polityczna zatem już się z wyjazdem Tuska kończy, teraz jest tylko czas przejścio­wy do zwycięskich wyborów w przyszłym roku. „Wiele wskazuje na schyłkowy charakter tego rządu - powiedział niedawno Kaczyński w TV Republika - Kopacz jest mniej sprawna propagandowo od Tuska, (...) Platforma jest nie­zdolna kulturowo do rządzenia”. Na konwencji wyborczej użył jeszcze innego określenia: „oni są organicznie nie­zdolni do rządzenia”.
Kopacz będzie zatem ostentacyjnie lekceważona i wyśmiewana jako „ciocia z Radomia”, „prowincjonalna lekarka z Szydłowca” i „kłamczucha”. Będzie nieustannie pomniejszana i w miarę możliwości niezauważana. PiS będzie teraz, jeśli nerwy nikomu nie puszczą, grał rolę trochę zblazowanej i rozbawionej partii, która patrzy na konwulsje Platformy i śmieszne ruchy nowej premier. Bo prawdziwa polityka w Polsce właśnie się skończyła, racja ostatecznie została przyznana PiS, główny wróg w istocie zrejterował, a Platforma jest w ostatnim sta­dium rozsypki. Taki jest główny przekaz.

Premier polskich rodzin
Paradoksalnie Platforma i nowa premier przyjmują po­dobną „apolityczną” perspektywę: koniec politycznych wojenek, którymi naród wyraźnie nie jest zainteresowany. Te akcenty były widoczne w expose Ewy Kopacz i później w wypowiedziach polityków Platformy. Dają oni do zrozu­mienia, że klincz Tusk-Kaczyński zmęczył już wyborców i z odejścia byłego premiera należy skorzystać. Przekaz wyrażany przez nową premier jest następujący: nie in­teresuje mnie dawny konflikt dwóch panów, choć może miał on podstawy. Kopacz zamierza lansować swój wize­runek „konkretnej kobiety”, która nie ma czasu na ideo­logiczne głupstwa mężczyzn. Kaczyński jej nie widzi, ale też pani premier w rewanżu może nie dostrzegać i nie słyszeć starych min i okrzyków płynących ze strony PiS. Następuje rozdzielenie konkurencji: Kaczyński pcha kulą, a Kopacz skacze w dal.
Minister Cezary Grabarczyk nazwał Kopacz „premie­rem polskich rodzin’’. Nawet niemiecka prasa użyła ter­minu „matka narodu”. Matka ma codzienne zadania: dzieci, urlopy wychowawcze, żłobki, przedszkola, szkoły, wyższe uczelnie, potem praca. To są ważne sprawy, a nie programowe wymysły czy ideologiczne projekty, bo ich się do garnka nie włoży. Matka, a wraz z nią Platforma w takiej sytuacji przesuwają się do centrum, bo polskie rodziny, kombinujące jak przeżyć do pierwszego, jak spła­cić kredyty i wyposażyć dzieci do szkoły, nie zajmują się obyczajowymi ekstrawagancjami, ale też nie obchodzą ich historyczne fantazmaty, mocarstwowe mrzonki czy spiskowe teorie. Kopacz wprowadza reset i opcję zero.
Platforma i ekipa władzy pod rządami Kopacz sta­je się jeszcze bardziej niż dotąd partią mieszczańską, która pragnie być głównym nurtem głównego nurtu. Widać już, że Ewa Kopacz chce być jak dobry ordynator szpitala, który rano wchodzi na oddział, ma coś miłego dla każdego pacjenta, tu każe posprzątać, tam wypo­lerować, zapisze nowe leki i obsztorcuje niesumien­nego lekarza. Ale nie zamierza filozofować. Donald Tusk jeszcze czasami, choć rzadko, silił się na szerszą refleksję systemową. Próbował przywoływać liberalne pryncypia, swoje rozumienie roli władzy. Tłumaczył się z własnej ewolucji ideowej. Ewa Kopacz - jak się wyda­je - takie rozważania i refleksje usuwa ze swojego pola widzenia, przyjęła radykalnie pragmatyczną opcję: za­kasać rękawy i do roboty. Prawica się naśmiewa i pyta, czy w tym entuzjazmie Ewa Kopacz zdąży taczki zała­dować. Ale jak na razie nie ma dobrej odpowiedzi na tę przyziemną krzątaninę pani premier.
Nowa premier zaczęła się lekko dystansować nie tyle od Tuska, co od Platformy z jej dotychczasowym wize­runkiem partii gnuśnej i leniwej. Na konwencji wybor­czej stwierdziła, że partia (trochę) oddaliła się od ludzi.
Wcześniej w expose wytknęła to całej klasie politycz­nej. Wyraźnie zamierza skorzystać z lekko populistycznej nuty, czyli negatywnego stereotypu polityki jako takiej, wyrażanej w często używanej formule-to nie jest mery­toryczne, to czysta polityka. Polityka jako zaprzeczenie inerytoryczności odpowiada obecnej strategii Kopacz. Zarazem celebra rządzenia ma być skromniejsza, a „rozpasanie władzy” widowiskowo ukrócane. To są wszystko zamierzenia, praktyka jest jeszcze nieznana.

Sympatia zamiast polityki
Widać zatem, że obie strony próbują grać w postpolitykę w przekonaniu, że dotychczasowy model konfliktu PiS z PO wyczerpuje się. Ideologiczne programy schodzą na dalszy plan, co w jakimś sensie służy obu partiom, bo Platforma nigdy nie była na tym polu silna, a partia Kaczyńskiego może ukryć swoje zapędy do wprowadzenia „suwerennej demokracji’’. PiS będzie przekonywał, że Plat­forma zbankrutowała moralnie. Platforma natomiast spróbuje dowieść, że PiS nie jest zdolny do pozytywistycznej pracy dla ludzi, bo ma na oczach ideologiczne, spiskowe klap­ki. Że Kaczyńskiego w istocie nie interesuje ani gospodarka, bo się na niej nie zna, ani szcze­gółowe kwestie społeczne, bo nie ma do nich cierpliwości, zajęty urzeczywistnianiem wła­snej wizji wodzowskiej demokracji, która chce mieć kontrolę nad sumieniami obywateli.
W jeszcze większym zatem stopniu progra­mem władzy będą „europejskie pieniądze”, zdrowy rozsądek i konkretne sprawy, taki trochę „pawlakizm”, bo to były lider PSL za­wsze głosił takie hasła. To jest rachuba na to, że warstwa symboliczna będzie tracić na zna­czeniu, a Kopacz, naśladująca trochę kanclerz Merkel, zdobędzie bardziej ludzką niż stricte polityczną sympatię społeczeństwa.
Niemniej słychać w PO, że to jest jeden strzał, bo jeśli nowej premier wyborcy po ludzku nie polubią, to już nie ma nic, żadnego ideowego odwodu, ideologicznego wspomagania. Tusk jeszcze jakoś uosa­biał stronę w wojnie kultur, był strażnikiem zachodniego rozumienia demokracji, silnej podbudowanej teoretycz­nie proeuropejskości, którą zwieńczył swoją nową funkcją. Uratował kraj od IV RĘ miał zatem kombatanckie zasługi. Kopacz tego zapasowego spadochronu nie ma. Jest tylko ona. W jej ugrupowaniu istnieje obawa, czy lemingi przyjeżdżające kiedyś z Mazur w niedzielny wyborczy wieczór, aby zagłosować na Platformę Tuska, przybędą również we­zwani przez Platformę Kopacz.
Problemem PiS jest natomiast to, że mimo narasta­jącego w społeczeństwie krytycyzmu wobec Platformy nie ma jednocześnie w nim powszechnej wiary, nie ma oczekiwania, iż nowa ekipa rządowa rozwiąże za sprawą jakiegoś nadprzyrodzonego cudu problemy, z którymi nie dał sobie rady Tusk. Nie zdobyły powszechnego uzna­nia argumenty, że rząd Tuska z jakichś diabelskich powo­dów z premedytacją szkodził krajowi albo że akurat w tej ekipie z niewiadomych przyczyn skupili się najbardziej nieudolni politycy czy eksperci.
PiS nie udowodnił, że ma lepszych, zdolniejszych, bardziej kompetentnych ludzi od gospodarki, finansów, rynków kapitałowych, bankowości, polityki zagranicz­nej, spraw społecznych i zawiłości brukselskich spraw. Po prawdzie nie ma tam nikogo choć w niewielkim stopniu tak sprawnego i giętkiego, jak hołubiony przez prawicę wę­gierski premier Viktor Orban. W Platformie można usłyszeć opinię, że dopóki twarzami PiS będą Hofman, Pawłowicz i Macierewicz, partia ta nie wygra. Strategia lekceważenia Kopacz, wyśmiewania jej, może się w końcu odwrócić przeciwko PiS, kiedy publiczność odczyta to jako przejaw męskiego szowinizmu lub wręcz chamstwa. Tak się stanie zwłaszcza, jeśli Kopacz zyska ową „ludzką” sympatię.

Nowa gra, stare błędy
Obie strony konfliktu chcą prowadzić nową grę, ale zarazem czekają na stare błędy swoich przeciwników. PiS liczy na jakąś kolejną aferę Platformy; pokłada też pewne nadzieje w Tusku, że się skompromituje, a jeśli nie, to się go rozliczy z tego, że na nowej funkcji nicze­go Polsce nie załatwia (a zadania mogą być tu tyleż nie­ograniczone, co absurdalne). Platforma natomiast liczy na rozbuchane obchody pięciolecia katastrofy smoleń­skiej w kwietniu przyszłego roku, i z tej okazji ostateczne wnioski zespołu Macierewicza. Spodziewa się, że prezes Kaczyński niechybnie coś chlap­nie. Ale też będzie próbowała wygrać emo­cjonalny dystans między emocją smoleńską a spokojnym stylem rządu kierowanego przez Ewę Kopacz.
Pojawiło się oczekiwanie, iż polska poli­tyka po rozerwaniu układu Tusk-Kaczyński zmieni się. Ale temu oczekiwaniu towarzyszy inne: niech wreszcie ta wojna się rozstrzygnie, niech ktoś wygra ostatecznie i bezapelacyjnie, bo tak jest postrzegana próba sił w 2015 r. W tle i w związku z tą próbą sił obie formacje coraz bardziej uważnie muszą rozglądać się po oko­licy, zwłaszcza że inne partie także prowadzą swoje batalie, układają strategie. PiS jak zawsze odkłada kalkulacje koalicyjne na zaś, po wygra­nych ewentualnie wyborach.
Teraz na przykład, przed wyborami samo­rządowymi, zaczepia dość agresywnie liderów PSL, bo ma apetyt na elektorat wiejski, choć w przyszłości wśród nich mógłby teoretycznie szukać sprzymierzeńców. Na razie zadowala się swoją prze­wagą i hegemonią na samej prawicy. Tak jakby Jarosław Kaczyński zakładał, że porażka Platformy doprowadziłaby do jej pęknięć i blok prawicowy zostałby w ten sposób za­silony przez frakcję konserwatywną PO.
Jest to możliwe, jeśli Platforma rzeczywiście zbliży się do lewicy. Między Leszkiem Millerem a Ewą Kopacz roz­począł się flirt polityczny, wdać jakieś zabiegi i układanie intercyzy. Miller jest krytyczny, kąśliwy, domaga się wizji i prospołecznego programu, ale faktycznie postulaty SLD, zgłoszone w ostatnich tygodniach, da się niezwykle łatwo przemienić w listę spraw do uzgodnienia, jako podstawę do kompromisu na po wyborach. A obyczajowym rewo­lucjonistą Miller nigdy nie był, co Ewie Kopacz musi od­powiadać. Prospołeczny wizerunek, jaki chce mieć nowa premier, czyni przyszłą koalicję z SLD - jeśli PSL nie wy­starczy- bardziej prawdopodobną. Ale najpierw Platforma musi odzyskać pole tam, gdzie je straciła.
Niektórych dziwi to, że do tak decydującego rozstrzy­gnięcia, jakie nadejdzie za rok, Platformę prowadzi Ewa Kopacz, skoro na drugim biegunie wciąż zasiada „cha­ryzmatyczny” Jarosław' Kaczyński. Ale inni uważają, że właśnie ta dysproporcja pozytywnie zachwieje ukła­dem, a prezes straci grunt pod nogami i jak na huśtawce, z której ktoś zsiadł, rąbnie o ziemię. Paradoksalne jest to, że po ćwierćwieczu nowej polskiej demokracji, kiedy wydawało się, że już okrzepła i ustatkowała się w iście brytyjskim stylu, wszyscy oczekują zmiany wszystkiego.

Mariusz Janicki, Wiesław Władyka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz