Ja wam dobrze radzę
Obywatelki
i Obywatele. Rok po narodzinach dobrej zmiany wielu z Was wciąż stoi w
rozkroku, nie wiedząc, jak się do niej odnieść. Chcę Was przekonać, że warto
się odnieść pozytywnie, tym bardziej teraz, gdy nastał czas dokonania jednoznacznego
wyboru.
Wielu z Was myśli zapewne, że dobra zmiana to kwestia jeszcze góra
trzech lat. Pobudka. Nie po to zdobywaliśmy władzę, że by ją za chwilę
oddawać. Taki Erdogan rządzi już 13 lat, Orban - 6, a przecież porządzi jeszcze
kolejnych 6. My też nie jesteśmy tu na chwilę. Możecie oczywiście stać z boku,
boczyć się i grymasić albo nawet robić nam wbrew, ale tak zwyczajnie, po
prostu, Wam się to nie opłaca. Tym, którzy będą z nami, będzie się żyło
łatwiej, tym, którzy przejdą na pozycje nam wrogie, będzie ciężko - co mówimy
otwarcie.
Ekscytujecie się obecnymi protestami i uważacie, że będzie ich więcej,
że będą większe. Mrzonki. Ten Wasz KOD jest już niemal trupem, a gdy do końca
rozjedziemy cały ten Trybunał, trupem będzie. Czarny protest też dogorywa.
Drugi raz się nie wystawimy i nie będziemy prowokować pań. Protesty przeciw
likwidacji gimnazjów są marne i nic tego nie zmieni. Wiemy, jest niby ta
opozycja. I co z tego? Krzyczą, gardłują, a walec jedzie i na końcu ich
rozjedzie, jeśli do tego momentu sami się nie pożrą. Bez sensu jest obstawianie
w wyścigu konia, który na pewno nie wygra. Tak czy owak, przed nami i przed
Wami wiele lat. A my wcale nie oczekujemy tak wiele. Nie musicie nas głośno
popierać. Wystarczy że nie będziecie głośno się nam przeciwstawiać albo po
cichu przeciw nam knuć.
Budujemy IV RP. To wielkie dzieło, wspierane wolą suwerena. Owszem,
napotykamy pewne przeszkody, ale stopniowo je usuwamy. Trybunał za chwilę
będzie nasz, sądy też, media częściowo mamy, resztę zmarginalizujemy albo zastraszymy.
Nie będzie już żadnych punktów oporu. Wszelka kontestacja będzie więc zupełnie
jałowa. Nie lepiej nas w tej sytuacji wesprzeć, choćby życzliwą neutralnością?
Nie mówimy na przykład, że macie popierać cele naszego programu
gospodarczego, prezentowane przez wicepremiera Morawieckiego. Wystarczy, jak
powiecie, że trzeba nam dać szansę. To tak wiele? Nie musicie nam klaskać, gdy
przejmujemy wymiar sprawiedliwości. Wystarczy, jak powiecie, że sądy
rzeczywiście źle działają i zmiany są konieczne. Nie musicie twierdzić, że w
Smoleńsku był zamach. Wystarczy, jak powiecie, że macie wątpliwości, że do
końca nie wiadomo, jak było, i trzeba wszystko dogłębnie zbadać. To chyba nic
złego, że człowiek zgłasza wątpliwości. Inteligentny człowiek ma prawo mieć
wątpliwości.
Wielu z Was to prawnicy. Wiemy, jesteście przywiązani do pewnych reguł,
o których słuszności przekonywano Was na studiach.
Ale każdy prawnik wie, że istnieją spory w doktrynie i na wszystko można
spojrzeć z różnych punktów widzenia. My za chwilę będzie my musieli podejmować
wiele decyzji personalnych. Ktoś w tych sądach musi być awansowany, ktoś inny
pominięty albo nawet zdegradowany. Na pewno nie jest Wam obojętne, kto to
będzie. Sympatyczne gesty wobec nas ze strony każdego z Was będą dostrzeżone i
docenione.
To samo prokuratorzy. Przeciwstawialiśmy się nieprawidłowościom w
prokuraturze i dalej będziemy to czynić. Nasze państwo ma swoją politykę karną,
którą prokuratorzy mają realizować. Możecie oczywiście powiedzieć, że nie ma
znaczenia, czy będziecie w prokuraturze apelacyjnej w Warszawie, czy
rejonowej w Ustrzykach Dolnych. Ale wiemy i my, i Wy, że to nieprawda.
Dalej, pracownicy naukowi. Wiemy, wiemy, cenicie sobie swoją
niezależność i krytycyzm. My też w Was to cenimy. Ale od gestów życzliwości
wobec nas korona Wam z głowy nie spadnie. Wy też chcecie awansów i grantów. A
my w tym możemy pomóc.
Dziennikarze. Wielu z Was myśli,
że może gadać i pisać, co chce. Czas pokaże. Jak Was przyciśniemy i lekko wystraszymy
także prywatnych reklamodawców, to nagle z kasą będzie krucho. Wasi wydawcy
sami do Was przyjdą, żebyście zdjęli nogę z gazu. A my i tu nie prosimy o
wiele. O równowagę prosimy. Krytykujcie nas, ale i opozycję. Po aptekarsku. My
też jesteśmy przeciw wypaczeniom. Redaktor Ziemiec nawet je skrytykował. I
słusznie, bo to nam pomaga. Włos mu z głowy nie spadł. Nam wystarczy, żebyście
nie mówili, że niszczymy demokrację i pozycję Polski. Tylko tyle. A jeśli
krytyka, to konstruktywna, a nie totalna, wszystko w czambuł.
Nasza oferta wydaje się naprawdę rozsądna i powinniście ją poważnie
rozważyć. Poza wszystkim, nie lepiej być wśród zwycięzców, którzy realnie
decydują o losach kraju? Nie lepiej włączyć się w proces przemian?
Możecie na tę ofertę patrzeć krzywo i wzdychać: „gdyby nas lepiej i
piękniej kuszono”. Ale my nie uwodzimy ani nie kusimy. My sugerujemy i
proponujemy. Wybór jest Wasz. Wy poniesiecie jego konsekwencje. Liczymy na
Wasz rozsądek.
MePiStofeles
Tomasz Lis
Jazda bez hamulców
Po roku od zwycięstwa wyborczego PiS
(uczczonego przez ministra obrony salwą z mistrali) w kraju jest - jak mówi lud
- śmiesznie, ale niewesoło. Marna to satysfakcja, że ostrzegaliśmy wtedy
(Janicki/Władyka), co może oznaczać oddanie pełni władzy osobie tak nieprzeniknionej,
żyjącej od dawna w jakimś własnym świecie żalów, obsesji, urojeń, ambicji, jak
Jarosław Kaczyński. Demokratycznie cóż z tego, że minimalną większością -
przekazaliśmy panu Kaczyńskiemu prawo stanowienia prawa. To ogromne ryzyko,
skrajna nieostrożność, przed którymi w ciągu 25 lat praktykowania nowo nabytej
demokracji udało się nam uchronić. Już nieważne dziś, jak do tego doszło, choć
sam uważam, że nadmiernie dowartościowujemy PiS, traktując jego dość
przypadkowe i szczęśliwe zwycięstwo jako wynik głębokich procesów społecznych
i historycznych. Niemniej, za wybór z 25 października 2015 r. przyjdzie nam
pewnie zapłacić bardzo wysoką cenę. Jaką? Rok jeszcze nie wyrok, o wszystkim
nie przesądza, ale większość prognoz rozciąga się dziś między przejściowym
dwu-trzyletnim chaosem a dewastacją kraju, z której nie pozbieramy się przez
dziesięciolecia.
Kto ma jakieś wahania dotyczące
najgłębszych intencji nowej władzy, powinien zwrócić uwagę na list rządu RP do
Komisji Europejskiej, zawierający odpowiedź na unijne rekomendacje w sprawie Trybunału
Konstytucyjnego. Korespondencji towarzyszą rutynowe zapewnienia partyjnej
propagandy, że„Polacy są już zmęczeni" jałowym sporem o Trybunał, a
zalecenia Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej są niezgodne z polskim
prawem oraz „interesem państwa i jego obywateli" (to premier Szydło).
Prawnicy, z którymi rozmawiamy, uważają to pismo za merytoryczne i logiczne
horrendum (przy okazji polecam analizę w OKO.press). Typ przedstawionej
argumentacji znamy z poprzednich kilku ustaw o Trybunale: jeśli jest napisane w
konstytucji, że prezydent zaprzysięga wybranych sędziów, to znaczy, że
zaprzysięga lub nie; jeśli jest zapisane, że rząd publikuje wyroki Trybunału,
to znaczy publikuje lub nie; jeśli wyroki „są ostateczne i powszechnie
obowiązujące", to wcale nie znaczy, że obowiązują wprost instytucje
państwa itd. Zamiast 10 stron takich wywodów wystarczyłaby jedna fraza
skierowana do unijnych instytucji (cytuję szefową „Wiadomości" TVP):
Walcie się!
Oczywiście Komisja Europejska może teraz
wdrożyć, nigdy wcześniej niestosowane, procedury tzw. trzeciego etapu kontroli
praworządności w państwie członkowskim i skierować do Rady Europejskiej wniosek
o ukaranie Polski. Brukselscy urzędnicy i europarlamentarzyści uważają, że
prawdopodobnie żadne oficjalne sankcje nałożone nie będą (bo np. zawetują je
Węgry), ale za to spodziewają się sankcji nieformalnych: ignorowania
stanowiska Polski w ważnych dla nas sprawach, jak np. reguły delegowania pracowników,
regulacje rynku gazowego, pomoc publiczna, aż po kwestie bezpieczeństwa,
unijnych dopłat czy przyszłości europejskich instytucji. Z ludźmi PiS w
Brukseli już się praktycznie nie rozmawia, poza gestami formalnymi i kurtuazyjnymi
(minister Macierewicz cieszył się, że z francuskim odpowiednikiem „pomachali
sobie przez stół"). Jeśli władzy ta faktyczna izolacja i dyplomatyczne
afronty nie przeszkadzają, a widać, że nie, to znaczy, że psychologicznie i
politycznie PiS traktuje Unię jako twór obcy i schyłkowy, a każdy konflikt z „brukselską
biurokracją" będzie propagandowo wykorzystywany do przycinania wciąż
ogromnego w Polsce poparcia dla UE. Już prawie połowa Polaków przyjmuje
pisowską narrację, że nie potrzebujemy silniejszej integracji, tylko„sojuszu
suwerennych państw". Jeszcze kilka lat propagandy i w referendum
zagłosujemy za „polexitem".
Ale sprawa Trybunału jest nie tylko
wykładnią intencji PiS wobec Europy, lecz także, a właściwie przede wszystkim,
wobec nas, tu, w kraju. Właśnie zgłoszono kolejny projekt ustawy o TK, który
już nie reguluje całości procedur sądowych, a jedynie tryb wyboru prezesa TK
po grudniowej dymisji prezesa Rzeplińskiego. Ustawa tak śmiesznie opisuje
warunki, jakie ma spełnić nowy prezes, że może nim zostać tylko powołana przez
PiS pani Julia Przyłębska. A po włączeniu do orzekania trójki nielegalnie
powołanych pisowskich sędziów władza zmieni Trybunał Konstytucyjny w ustrojową
wydmuszkę. Parafrazując słynne powiedzenie Joanny Szczepkowskiej, należałoby
ogłosić: proszę państwa, za kilka tygodni zacznie się w Polsce autorytaryzm.
Będziemy budować jakąś wersję wschodnioeuropejskiej dyktatury, lokalnego
sułtanatu, geopolitycznie i ustrojowo bliższego Rosji niż Zachodowi.
Pięknie. Lud tak chciał. Ale jedno
ostrzeżenie. Kontrola praworządności, sprawowana przez Unię Europejską i
poprzez nasz Trybunał, służy nie tylko bezpieczeństwu obywateli, ale także bezpieczeństwu
władzy. Bez ograniczników każda władza stacza się w stronę korupcji, pychy i
ryzykownej arogancji. A obywatele, pozbawieni prawa głosu i szacunku ze strony
rządzących, poddawani opresji i woluntarystycznym decyzjom, obrażani przez
propagandę i partyjnych kacyków, nie mają innego wyboru, niż wyjść na ulice
przeciw władzy, która łamiąc konstytucję, sama odbiera sobie demokratyczny
mandat. Można się śmiać, jak to robią komentatorzy TVP z „gasnących, żałosnych
protestów KOD" czy marszów kobiet, „którym mózg wpadł do macicy"
(cytat z „wSieci"), liczyć na ludzki strach i oportunizm, ale nigdy nie
wiadomo, kiedy i od jakiej iskry wybuchnie pożar. Nie pytajcie więc, drodzy
pisowcy, komu potrzebne są Trybunał i Komisja Wenecka, bo także - i może
zwłaszcza
potrzebne są wam.
Jerzy Baczyński
Siła bezsilnych wobec cynizmu, hipokryzji i obsesji
Szczątki
ofiar katastrofy smoleńskiej będą ekshumowane, nawet wbrew woli rodzin. Twarde
prawo, ale prawo - mówią władze. I tylko ktoś, kto nie ma najmniejszego pojęcia
o polityce obozu rządzącego, mógłby to wziąć za dobrą monetę.
Wkrótce po opublikowaniu listu otwartego
Małgorzaty Rybickiej do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, w którym
apelowała o wycofanie się z decyzji o ekshumacji szczątków jej męża Arama
Rybickiego, w tym samym duchu wypowiedziało się wspólnie ponad 200 osób z
grona 17 rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Ich list otwarty został
skierowany do hierarchów Kościołów, do których należeli zmarli, do ludzi
władzy i wszystkich ludzi dobrej woli.
Reakcję ludzi
władzy na ten list już znamy. Pani premier stwierdziła:„jeśli prokuratura
podjęła decyzję o konieczności przeprowadzenia ekshumacji ofiar katastrofy
smoleńskiej, to ani politycy, ani nikt inny nie może tutaj ingerować (...)
takie jest polskie prawo". Beacie Szydło wtórował wicepremier Jarosław
Gowin.
W programie Moniki Olejnik „Kropka nad i" deklarował,
że szczerze współczuje wszystkim rodzinom ofiar, ale jako ministrowi nie wypada
mu komentować działań prokuratury, póki nie zostały one zakończone.
Przedstawiciele władzy dają jednoznacznie
do zrozumienia, że respektują zasadę dura lex sed lex. Ale oba komentarze za
dobrą monetę mógłby wziąć tylko ktoś, kto nie ma najmniejszego pojęcia faktycznej
strukturze władzy w Polsce i wyobraża sobie, że prokuratura kieruje się
merytorycznymi przesłankami i jest niezależna w swych decyzjach.
Pani premier i pan
wicepremier wiedzą przecież doskonale, że gdy prokuratura wojskowa była
rzeczywiście niezależna, brakowało jej już niewiele czasu do zamknięcia
śledztwa smoleńskiego z konkluzjami pokrywającymi się z ustaleniami komisji
Millera. Jednak prokuratorzy, którzy prowadzili to śledztwo, już dawno zostali
od niego odsunięci i poddani upokarzającym szykanom przez obecną władzę.
Zgodnie z prawem wprowadzonym przez PiS po
objęciu rządu prokuratura została zorganizowana na wzór despotycznej
monarchii. Panem zawodowego życia i śmierci prokuratorów jest prokurator
generalny, będący zarazem ministrem sprawiedliwości ważnym politykiem obozu rządzącego. Zbigniew Ziobro może
zmienić każdą decyzję prokuratorów i wydać im każde polecenie. Jest ważną
postacią obecnej władzy, ale nie na tyle, aby nie mógł stracić swego stanowiska
i wpływów politycznych jedną decyzją Jarosława Kaczyńskiego. Zapewne liczy, że
nadejdzie czas, gdy ten układ sił się zmieni, ale dobrze wie, jakie są realia,
w których funkcjonuje. W sprawie śledztwa smoleńskiego robi więc to, czego
oczekuje od niego prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Odpowiedzi Beaty Szydło i Jarosława Gowina
na apel rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej nie mogą być traktowane inaczej niż
jako przejaw skrajnej hipokryzji, wynikającej zapewne z obawy o zachowanie
swych stanowisk i łask u politycznego pryncypała. Wiem, czym kierują się
Zbigniew Ziobro, Beata Szydło i Jarosław Gowin.
Nie wiem natomiast, czym kieruje się Jarosław Kaczyński. Czy
jest to osobista natrętna obsesja? Czy cyniczna kalkulacja, że jego obozowi
politycznemu opłaca się jak najdłużej grać dramatem smoleńskim i wokół niego
polaryzować emocje Polaków? A może jakaś mieszanina tych motywacji?
Nieważne. Istotny
jest skutek. A jest on dramatyczny w wymiarze narodowym, bo utrwala i pogłębia
podział między nami.
Jest także dramatyczny w wymiarze indywidualnym i rodzinnym,
gdyż przynosi cierpienie bliskim ofiar i nie pozwala goić się ich duchowym
ranom.
Jaką postawę przyjąć w tej sytuacji?
Małgosia Rybicka w wywiadzie udzielonym w minionym tygodniu „Tygodnikowi
Powszechnemu" w następujący sposób odpowiedziała na pytanie, co będzie
robić, jeśli minister Ziobro się nie wycofa:„W latach naszej działalności opozycyjnej,
w czasach PRL-u pisaliśmy wiele listów otwartych przeciw bezprawiu
komunistycznych władz, np. protestując przeciw wpisaniu do konstytucji
kierowniczej roli PZPR-u czy żądając uwolnienia więźniów politycznych.
Uważaliśmy, że naszym moralnym obowiązkiem jest publiczne wyrażenie sprzeciwu,
niezależnie od tego, czy władza nas wysłucha. Teraz uważam podobnie".
Małgosia
reprezentuje postawę, jaką Vaclav Havel w eseju „Siła bezsilnych" zalecał
w latach 70. ludziom opozycji demokratycznej formującej się w„demoludach".
Bez względu na szanse powodzenia, trzeba dawać świadectwo prawdzie. Ta postawa
okazała się całkiem skuteczną strategią polityczną, przyczyniając się do upadku
systemu komunistycznego w naszej części Europy. Wierzę, że ma ona głęboki sens także
w naszej obecnej sytuacji, gdy wielu ludzi zajmujących odpowiedzialne
stanowiska przybiera „barwy ochronne", nie chcąc narazić się obecnej
władzy.
Odwaga cywilna znowu jest w cenie. Sądzę
jednak, że postawa Małgosi Rybickiej i innych rodzin sprzeciwiających się
ekshumacjom bliskich, którzy zginęli pod Smoleńskiem, jest nie tylko słuszna
moralnie i może przynieść owoce w dłuższej perspektywie, ale ma realne szanse
zapobiec wykonaniu okrutnej decyzji. Aby tak się stało, ważny jest odzew
społeczny na apel rodzin ze strony ludzi dobrej woli i autorytetów religijnych.
Zwłaszcza hierarchowie kościelni nie powinni wykonać gestu Piłata.
Ksiądz profesor
Alfred Wierzbicki, kierownik Katedry Etyki KUL, powiedział w wywiadzie dla
„Gazety Wyborczej": „Kościół powinien bronić człowieka. Każdego
indywidualnie. Jeżeli komuś delikatność wrażliwość nie pozwala na takie czy
inne działania, trzeba to uszanować. To jest też problem odpowiedzialności za
niemały ból zadawany rodzinom. Ja się z nimi solidaryzuję - z każdym, kto nie
życzy sobie, by jego bliskich wydobywano z grobów".
Nic dodać, nic ująć.
Dr hab. Aleksander Hall - historyk, polityk, profesor w Wyższej Szkole
Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. W PRL jeden z liderów opozycyjnego Ruchu
Młodej Polski. Minister ds. współpracy z organizacjami politycznymi i
stowarzyszeniami w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Zasiadał w Sejmie I i III
kadencji. Autor licznych publikacji o tematyce politycznej i historycznej.
Kawaler Orderu Orła Białego.
W listopadzie 2015 r. w
proteście przeciwko ułaskawieniu przez prezydenta Dudę Mariusza Kamińskiego
zrezygnował z członkostwa w kapitule Orderu.
Właściwy skręt
Niezależność naszego Trybunału
Konstytucyjnego za chwilę przejdzie do historii. Jego miejsce zajmie pisowski
budyń malinowy Od tej pory wszystkie ustawy oraz inne buble prawne będą z
założenia zgodne z konstytucją. Ustawa zasadnicza przestanie obowiązywać i
bardzo możliwe, że przejdziemy na szersze tory kolejowe.
Malinowy model
próbujemy też rozpowszechniać w Europie. Tej trudnej misji podjął się
ambasador PiS w Berlinie prof. Andrzej Przyłębski. Najpierw dyplomatycznie nawrzucał
prezydentowi Gauckowi, że ma „zawężone horyzonty” i dlatego nie rozumie, co
się u nas dzieje. Potem odmówił prezesowi Federalnego Trybunału
Konstytucyjnego prawa do wypowiadania się na temat Polski. Ciągle nas się
piętnuje, stawia w kącie, a przecież rząd „robi właściwy skręt” - argumentował.
Ambasador zagroził też, że zbada związki pomiędzy politykami a niemieckimi
mediami, które mają nasz kraj za hetlcę-pętelkę.
To zresztą dopiero
początek ofensywy przeciwko twardogłowym z Berlina. Prof. Przyłębski dwoi się i
troi. Wszystkich mieszkańców kraju za Odrą i Nysą Łużycką wezwał do obejrzenia
filmu „Smoleńsk”, bo przecież „mimo ekspertyz rosyjskich ekip dochodzeniowych,
przyczyn katastrofy smoleńskiej do dziś nie wyjaśniono” - czytamy w
zaproszeniu.
No właśnie. Od sześciu
lat trwa upiorny pisowski taniec na trumnach. Bezlitosnej pary
Macierewicz-Kaczyński służącego im Ziobry nic nie może zatrzymać. Rodziny ofiar
smoleńskiej katastrofy które proszą o wstrzymanie ekshumacji ich bliskich, nie
mają żadnych szans. Piszą listy do Szydło, Dudy, prokuratury i episkopatu. Pani
premier pocieszyła krewnych ciepłymi słowami: „Taka jest decyzja prokuratury i
nikt nie ma prawa ingerować”. Zaś prezes RP niczym niezłomny ojciec narodu, dał
piękny przykład: „Mój brat będzie pierwszy ekshumowany”. Powiało szacunkiem
suwerena. Druga żona Przemysława Gosiewskiego też nie ma nic przeciwko decyzjom
prokuratury. Przy okazji za śmierć męża zażądała od MON 5 min zł. I znów
powiało...
O spokój dla
zmarłych prosi prawosławna Cerkiew, prosi rzecznik praw obywatelskich Adam
Bodnar. Tego drugiego posłanka PiS Pawłowicz postanowiła choć trochę obedrzeć
z autorytetu. Oskarżyła go w Sejmie o marnotrawstwo pieniędzy bo postanowił
zainstalować w swoim urzędzie windę dla niepełnosprawnych. Nie wiedziała przy
tym, że winda to koszt ok. 300 tys. zł, więc krzyczała o 30 min. Ośmielony tą
sumą jej kolega partyjny dołożył rzecznikowi za otwarcie filii biura w
Słupsku. „Przechył lewicowy na sprawy tak zwane równościowe” jest bowiem
niedopuszczalny. Taką właśnie troską o publiczne pieniądze mamy wytapetowany
cały Sejm.
Co prawda trochę
tapety odpadło z wrażenia, gdy Antoni Macierewicz przeznaczył 5 mld zł (czyli
20 caracali) na Wojska Obrony Terytorialnej, ale za to w grudniu będziemy mieć
wielką defiladę. 16 batalionów przemaszeruje ulicami Warszawy śpiewając
„Pójdźmy wszyscy do stajenki”. Zamiast śmigłowców przefrunie im nad głowami
Baba Jaga na miotle.
Dobrze, że mój ulubiony Błaszczak odwołał
trzecią wojnę światową. Uczciwie przy tym wspomniał, że ludzkość pokój
zawdzięcza Antoniemu Macierewiczowi. To on nie dopuścił, by rosyjskiej armii
sprzedano mistrale. Nasz wielki strateg bezbłędnie rozstrzygnął, że bez tych
okrętów Putin jest bezbronny.
Z ostatniej chwili:
znane kino berlińskie Delphi Filmpalast wycofało się ze współpracy z polską
ambasadą i „Smoleńska” nie wyświetli. Nasi dyplomaci poszukują innego kina. W
ostateczności są gotowi pokazać film w ogrodzie - na prześcieradle. Tylko jak
się w sklepie dowiedzą, po co im ono potrzebne, to go mogą nie sprzedać.
Stanisław Tym
Ex oriente lux
Pokutuje
na Zachodzie opinia, że Polacy są rusofobami, Rosji niechętni są odruchowo i
bezrefleksyjnie. Co bardziej wykształceni obserwatorzy zdają sobie oczywiście
sprawę z historycznych zaszłości, ale i tak uważają, że często reagujemy na
poczynania wschodniego sąsiada zbyt emocjonalnie, by nie powiedzieć -
histerycznie. I w efekcie gdy jest prawdziwy powód do krzyku, nikt nas za
bardzo nie słucha.
Sporo w tym prawdy, ale na szczęście odchodzącej w przeszłość.
Faktycznie większość rządów w III RP, wliczając, o ironio, postkomunistów,
charakteryzowała się daleko posuniętym moskwosceptycyzmem, by rzecz elegancko
neologizmem określić. Kolejne ekipy za punkt honoru poczytywały sobie
ciągnięcie Polski jak najszybciej i jak najdalej na Zachód, do którego - jak
twierdziły - w sposób naturalny, wynikający z historii przesłanek
cywilizacyjnych, przynależymy. Polaków tak naprawdę nie zapytano, tak jakby to
była oczywista oczywistość, czy bliskie nam są mocno kontrowersyjne wartości
tak zwanego Zachodu, często - nie bójmy się prawdy - promujące przeróżne
zboczenia, dewiacje i patologie społeczne. Trzeba było dopiero „dobrej
zmiany” i pierwszej po 1989 roku władzy, która nie bała się podnieść Polaków z
kolan, a po tym podniesieniu, obróceniu ich o 180 stopni, skierowała się
żwawym krokiem na Wschód.
Rosjanie mawiali: „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”, a już na
pewno nie Zachód, i tę niespecjalnie skomplikowaną prawdę ku pożytkowi naszej
wspólnej Ojczyzny rozumie ekipa „dobrej zmiany”, a efekty swego rozumienia
wciela w życie. Od roku z pasją budujemy demokrację suwerenną, system testowany
i z sukcesami rozwijany choćby w Rosji, na Węgrzech i Białorusi czy w Turcji i
Kazachstanie. Panowie politycy z Zachodu o mentalności kolonialnych alfonsów
nie są w stanie zrozumieć tego, że 40-milionowy kraj idzie własną drogą i nie
wiedzie ona przez chylące się ku upadkowi uliczki Brukseli, Strasburga, Paryża,
Berlina i Wenecji.
Niech tam przestępczy Tusk popija szampanem swoje ostrygi i kawiory, to
miejsce dobre dla jego niepolskiej mentalności. Najlepiej niech nie wraca,
przynajmniej nie będziemy musieli go izolować za obrażanie Polski i dwóch
wielkich Polaków, Ojców Niepodległości, Antoniego i Jarosława. Być może
nadejdzie jeszcze czas, kiedy ludzie, którzy wprowadzili naszą Ojczyznę do Unii
Europejskiej, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności
karnej za próbę zmiany
Przeznaczenia Narodu. Byłby to piękny przykład sprawiedliwości dziejowej, cała
ta ferajna na jednym spacerniaku, najlepiej z przestępczym Tuskiem.
Pragmatyzm podpowiada jednak, że elektorat nie dojrzał jeszcze do tak śmiałych
rozwiązań, trzeba troszkę nad obywatelem popracować, a Unię jeszcze podoić.
Natomiast na pewno można już się pozbywać pęt ograniczających polską
wolność i suwerenność: wszelkich trybunałów, konstytucji, sądów, mediów, reguł
pożycia społecznego. Wszystkie one są dziełem komunistów, UE albo jej agentów,
co w sumie na jedno wychodzi. I po kolei je usuwamy. W zamian ocieplamy
stosunki z bliskimi nam kulturowo Białorusią i Rosją, nie boczymy się na
naszych słowiańskich braci, tak jak to czynił germański kulturowo przestępca
Tusk. No i oczywiście podtrzymujemy żelazny
sojusz z najbardziej prorosyjskim państwem w Europie - najukochańszymi Węgrami.
Opłacani w ojro krzykacze gardłują, że luzowanie związków z Unią
Europejską, ochładzanie stosunków z Berlinem czy Paryżem to de facto zbliżanie
się do Rosji, tertium non datur, nie ma trwania pomiędzy. I mają rację: nasze
miejsce jest na Wschodzie, to nasza kultura, cywilizacja, polityka i interesy.
Czy wielkiemu rosyjskiemu patriocie, który podniósł swój kraj z kolan, Władimirowi
Putinowi, jakaś komisja dupecka, wenecka, czort wie, jak zwą tych wodnych
dziadków, mówi, jak ma rządzić krajem, któremu poświęca się nie mniej niż Polsce
Antoni i Jarosław? Czy jacyś opłacani za zachodnie srebrniki agenci wpływu z
rosyjskimi paszportami pouczają go, jak ma dbać o swych obywateli? Znaczy próbują
pouczać, ale wtedy ich pożal się Boże organizacyjki pozarządowe się zamyka, a
oni sami jadą szukać szczęścia tam, gdzie przestępca Tusk spożywa ostrygi polewane
szampanem i gdzie ich miejsce. W ogóle samo to określenie „organizacja pozarządowa”
sugeruje pogardę i nienawiść do demokracji suwerennej, bo przecież każdy, komu
leży na sercu dobro Ojczyzny, powinien być pro rządowy i na rzecz rządu
działać.
Więc pomyślcie tylko, kochani rodacy: tak daleko udało nam się zajść w
jeden mały roczek. Jesteście w stanie sobie wyobrazić, gdzie będziemy za trzy?
Serce rośnie!
Marcin Meller
Naród pomagierów
Uwaga! Uwaga! Jedyny w kraju i w okolicach
felieton, który wyjaśnia, jak to jest możliwe, że najpotężniejszym
człowiekiem na świecie może zostać taka kreatura jak Donald Trump, a także czy
jest możliwy polski Trump? W tym celu warto
nie tylko zresztą z tego powodu - zapoznać się z tragedią Williama
Szekspira „Żywot i śmierć Ryszarda Trzeciego” (korzystam z przekładu Macieja
Słomczyńskiego). Sztuka była tłumaczona na polski i wystawiana wielokrotnie,
więc teoretycznie nasi czytelnicy, czyli elita intelektualna kraju, powinni ją
dobrze znać, ale na wszelki wypadek warto przypomnieć. („Wiem, że »Pana Tadeusza«
napisał Słowacki, ale na wszelki wypadek zawsze sprawdzam” mawiał legendarny redaktor Grydzewski).
Chociaż „Ryszard
III” był napisany pod koniec XVI w. (1592-93), to pozostaje nadal niezmiernie
aktualny. Bohater utworu Ryszard III panował w II połowie XV w., czyli ponad
pół tysiąca lat temu, żył tylko 33 lata, poległ na polu bitwy, a jego szczątki,
odnalezione niedawno, wskazują na 11 ran, jakie zadali mu śmiertelni wrogowie.
A teraz tło: w
sferach kierowniczych XV-wiecznej Anglii przeważała wówczas opinia, że kraj
jest w ruinie i potrzebuje dobrej zmiany. „Widzę, że dom nasz upada”
mówiła królowa Elżbieta. „Uciekaj z tej rzeźni” - ostrzegała
syna.
„Świat się kołysze i nie stanie prosto,/Póki
to państwo nie uwieńczy skroni/Ryszarda” - wtórował sir William Catesby,
speaker Izby Gmin, jeden z głównych doradców króla. Skończył równie źle jak
jego pan.
Sztuka Szekspira
napisana jest zgodnie z przywłaszczoną potem przez Hitchcocka formułą:
Najpierw Ryszard, kanalia nad kanalie, zabija swojego brata, potem kolejnych
członków rodziny, nawet dzieci, i napięcie stopniowo rośnie.
Zmierzający po
trupach do władzy Ryszard od dawna nie cieszył się najlepszą opinią. Królowa
Małgorzata mówiła do niego: „Wrzodzie natury i bękarcie piekieł/ Ty, który
jesteś hańbą łona matki/Ścierko czci ludzkiej”. Natomiast sam Ryszard miał o
sobie znacznie lepsze mniemanie, uważał się za chodzącą dobroć, niewinną jak
„dziecko dzisiejszej nocy narodzone”. „Nie znam żadnego Anglika - mówił - z
którym pragnęłaby kłótni ma dusza”.
Kiedy już zasiadł
na tronie, Ryszard III nadal czuł się wielce niepewnie, wszędzie węszył zdradę
i upatrywał zagrożenia, a że był pozbawiony skrupułów, bez zahamowań pytał
pazia, czy nie zna kogoś, „kto skuszony złotem zechciałby skrycie zadać śmierć
innemu”. Nie trzeba dodawać, że chętni się znajdowali. Obyczaje w ogóle
panowały wówczas podłe. Koniec dramatu jest znany, nikczemny król Ryszard
ostatecznie przegrywa, bezskutecznie oferując na polu bitwy królestwo za
konia.
Czytelnika polskiego
na pewno zainteresuje, że Anglia była wówczas głęboko podzielona na dwa rody,
jak gdyby dwa plemiona: Yorków i Lancasterów. W końcowym monologu zwycięski
przywódca tych drugich, Richmond, podsumowuje:
Anglia nazbyt długo
Tkwiła w szaleństwie, raniąc sama siebie;
Bracia na oślep
krew swą przelewali,
Ojciec zdziczały
spełniał mord na synu,
A syn na rozkaz był
rzeźnikiem ojca.
Waśń między rodem
Yorków i Lancasterów
Była przyczyną tej
strasznej niezgody.
Los Ryszarda i Anglii pokazuje, do czego
prowadzi podział kraju pomiędzy dwa rody, dwa obozy, dwie armie. Do dziś
pozostają aktualne dyskusje o tym, w jaki sposób tak wielu ludzi nabrało się na
propagandę Ryszarda i jak taki potwór mógł zyskać tylu zwolenników, by przy ich
pomocy zostać królem Anglii. Pytanie to jest dziś szczególnie aktualne w
Stanach Zjednoczonych (ale nie tylko), gdzie człowiek będący parodią polityka
znajduje się o krok od Białego Domu. Niedawno „New York Times” zamieścił
artykuł wybitnego szekspirologa, profesora Stephena Greenblatta z Uniwersytetu
Harvarda pt. „Szekspir wyjaśnia wybory 2016”.
„W początku lat 1590 Szekspir napisał sztukę o
tym, jak wielki kraj mógł skończyć pod rządami socjopaty- czytamy. Ryszard był
niekochanym dzieckiem, cierpiał na kompleks niższości, który nadrabiał
poczuciem wyższości, był świadom swojego kalectwa i brzydoty, od której ludzie
się odwracali. »Krzywdzą mnie, dłużej już tego nie zniosę« - mówił. Wszystko to
powodowało, że stawiał sobie cele wygórowane, pozornie nieosiągalne i zmierzał
do nich, nie przebierając w środkach”. Ale najciekawsza jest reakcja jego
współczesnych, których profesor Greenblatt uważa za „naród pomagierów” i to z
ich postawy płyną wnioski na dzisiaj. Autor dzieli społeczeństwo na pięć
kategorii.
Pierwsi to ci,
którzy uważają, że wszystko będzie tak, jak było dotychczas, umowy będą
dotrzymywane, a instytucje szanowane. Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że to,
co wczoraj było niewyobrażalne, dzisiaj już się dzieje. Drudzy to ci, którzy
nie wierzą, że Ryszard jest tak zły, jak się wydaje. Wiedzą o świństwach, jakie
popełnił, ale mają skłonność o nich zapominać, jak gdyby dobra pamięć wymagała
ciężkiej pracy. To zwolennicy normalizacji. Skłonni uznawać za normalne to, co
normalne nie jest.
Trzecia grupa to
ci, którzy się po prostu boją lub czują się bezsilni i zrezygnowani wobec
brutalności księcia, a później króla. Opozycja się kurczy, wiedząc, jak Ryszard
łamie wszelkie normy moralne, jaki jest bogaty, stanowczy bezwzględny. Czwarta grupa to ci, którzy liczą, że skorzystają
na rządach Ryszarda. Zdają sobie sprawę, jakim jest łajdakiem, ale pozostają
obojętni na los jego ofiar, liczą, że im się uda, a nawet na tym skorzystają.
Wreszcie kategoria
piąta, to ci, którzy zacierają ręce, czerpią przyjemność i satysfakcję z
okrucieństwa Ryszarda. „Podobacie mi się, chłopaki” - mówi król Ryszard do
płatnych morderców, którzy wykonali jego zlecenie. W tej grupie są także
beneficjenci prywatyzacji - jak byśmy dziś powiedzieli. „Panie mój, chcę prosić
(...) o Hrabstwo Hereford i te ruchomości/Mające przypaść mi zgodnie z twym
słowem” - upomina się książę Buckingham.
Jeżeli Trump wygra, to dzięki pomagierom.
Daniel Passent
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz