Strony

poniedziałek, 27 maja 2019

Cień

Kardynał Stanisław Dziwisz milczy w sprawie afery pedofilskiej w polskim Kościele, choć to on zna odpowiedź na pytanie, czy Jan Paweł II był świadom problemu. Czy sekretarz papieża ma coś do ukrycia?

Aleksandra Pawlicka

W prywatnej kaplicy warszawskie­go metropolity kard. Kazimie­rza Nycza 8 kwietnia odbyła się dziwna ceremonia. Andrea Nar­dotto, świecki sekretarz kard. Stanisława Dziwisza, został diako­nem. W nieoficjalnej uroczystości wzięło udział dwóch kardynałów i nuncjusz papieski abp Salva­tore Pennacchio. Splendor, jaki nie trafia się zwykłym kandyda­tom do pracy duchownej.
   Nardotto jest Włochem. Mieszka w Krakowie w tej samej ka­mienicy co kard. Dziwisz. Do Polski przyjechał, gdy papieski se­kretarz po śmierci Jana Pawła II wrócił z Watykanu na Wawel.

KAMERDYNER W KOLORATCE
Sprawa ujrzała światło dzienne tylko dlatego, że rodzice Włocha pochwali­li się zdjęciami w lokalnych włoskich me­diach. Ktoś przesłał zdjęcia ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu.
   - Wystosowałem pytanie do diece­zji warszawskiej i krakowskiej. Pierwsza nie odpowiedziała, druga potwierdziła, że nowy diakon jest przypisany do diece­zji warszawskiej. Dziwne to, bo mieszka w Krakowie - mówi „Newsweekowi” ks. Isakowicz-Zaleski. Przy okazji dowiedział się, że szef krakowskiej diecezji abp Marek Jędraszewski nie wydał zgody na święcenia pana Nardotto. Czemu więc zgodził się me­tropolita warszawski?
   - Święcenia osób świeckich należą do rzadkości i odbywają się tylko w paru die­cezjach w Polsce - tłumaczy rzecznik kard. Nycza, ks. Przemysław Śliwiński, ale nie wyjaśnia, dlaczego kuria nie poinformo­wała o wydarzeniu.
   - Urządzanie święceń po kryjomu nie było praktykowane w Polsce nawet w cza­sach komunizmu, choć zdarzało się w innych krajach bloku, gdzie trzeba było chronić kandydatów na osoby duchowne - twierdzi ks. Isakowicz-Zaleski. Uroczystość zafundowaną sekretarzowi kard. Dziwisza nazywa „pompa magna”.
   O Andrei Nardotto wiadomo niewiele. Po przyjeździe do Polski zarejestrował firmę handlującą cytrusami, jednak od początku był widywany u boku kard. Dziwisza. - Zawsze w garniturku, elegan­cki, uprzejmy, słabo mówiący po polsku. Nazywaliśmy go żartob­liwie kamerdynerem - opowiada krakowski dziennikarz mediów katolickich. Gdy kard. Dziwisz przeszedł na emeryturę i przepro­wadził się z ul. Franciszkańskiej 3 na Kanoniczą 18, nazwisko An­drei po raz pierwszy pojawiło się przy dzwonku do drzwi.
   - Pierwszy raz w koloratce zobaczyłem go podczas święconki wielkanocnej w kościele Mariackim. Przyjechał z kardynałem. To było kompletne zaskoczenie, ale skoro prezes zabiera w Sejmie głos „bez żadnego trybu”, to kardynał święci swoich też bez trybu - opowiada mój rozmówca. Potem razem pojawili się w Łagiewni­kach. Obaj w złotych ornatach.
   Andrea jest osobą, która odwiedza kardynała, gdy ten trafia do szpitala, fotografuje go podczas uroczystości, na które jest zapra­szany (np. na zjeździe szkół im. Jana Pawła II), wykonuje zdjęcia relikwii Jana Pawła II, które ma kard. Dziwisz.

IMPREZA SPONSOROWANA PRZEZ DEGOLLADO
Tuż przed kwietniowymi święceniami kard. Dziwisz miał uczestniczyć w promocji nowego wydania dzieł literackich Ka­rola Wojtyły na targach książki wydawców katolickich w War­szawie. Na zaproszeniach widniało jego nazwisko. Zrezygnował w ostatniej chwili, bo dowiedział się, że to uroczystość otwarta dla mediów. Kilka dni wcześniej na krakowskiej promocji dziennika­rze pytali go głównie o książkę Frederica Martela „Sodoma” opisującą skandale sek­sualne watykańskich hierarchów.
   - Czy kard. Dziwisz wiedział o aferach pedofilskich w czasach pontyfikatu Jana Pawła II? - pytam Frederica Martela.
   - Wiemy na pewno, że dwaj najwięksi pedofile, Marcial Maciel i Fernando Karadima, byli chronieni przez Watykan. Tar­czą ochronną mogli być sekretarz stanu, kard. Angelo Sodano i/lub osobisty sekre­tarz papieża, bp Stanisław Dziwisz, dziś kardynał. Byli doskonale zorientowani, co dzieje się w Meksyku (Dziwisz) i Chile (So­dano), choć nie ma na to oficjalnych doku­mentów - odpowiada autor „Sodomy”.
   Angelo Sodano, zanim został sekreta­rzem stanu w Watykanie, czyli numer dwa po papieżu, przez dziesięć lat był nuncju­szem apostolskim w Chile. Wspierał re­żim Pinocheta i chronił największego chilijskiego pedofila w sutannie Fernan­do Karadimę, który przez pół wieku wyko­rzystywał seksualnie dziesiątki chłopców. Równocześnie jednak Karadima pomagał denuncjować księży o lewicowych poglądach, a walka z komunizmem była wówczas priorytetem dla Watykanu. Ważniejszym niż walka z pedofilią.
   Podobnie było z meksykańskim pedofilem Marcialem Macielem, bardziej znanym jako Degollado. W powołanych przez sie­bie Legionach Chrystusa wprowadził oprócz ślubu czystości, ubóstwa i posłuszeństwa dodatkowy ślub dyskrecji, co przez lata pozwoliło mu wykorzystywać seminarzystów, ale nie tylko ich.
O molestowanie oskarżyły Degollado także jego dzieci, które miał z dwiema kobietami. Był jednak „bankomatem Watykanu”, fi­nansował remonty biskupich rezydencji i imprezy hierarchów. Między innymi imprezę po święceniach Stanisława Dziwisza na biskupa w .1998 roku, która odbyła się w Rzymie. - Świeżo miano­wany biskup nie ukrywał, że imprezę na blisko tysiąc osób zorga­nizowali mu Legioniści Degollado. Mówił o tym wprost, z dumą, zresztą trzeba przyznać, że była to niebywała pompa. Dziś pew­nie woli o tym nie pamiętać - opowiada uczestnik tego przyjęcia.
   Degollado wkradł się w łaski bogatych wdów, w tym dwóch sióstr prezydenta Meksyku. - W Meksyku obowiązywały wtedy bardzo restrykcyjne ustawy antykatolickie, księża byli prześlado­wani. Degollado za wstawiennictwem sióstr przekonał prezyden­ta do zmiany prawa, co okazało się pierwszym spektakularnym sukcesem papieża Wojtyły. Do Meksyku udał się w 1979 roku z pierwszą zagraniczną pielgrzymką - opowiada Jacek Moskwa, wieloletni korespondent w Watykanie i autor książek biograficz­nych o Janie Pawle II,
   - Odbudowa prestiżu państwa watykańskiego w relacjach mię­dzynarodowych była ważniejsza niż obyczajowe skandale. Gdy Jan Paweł II zaczynał pontyfikat, Watykan utrzymywał relacje z około 60 krajami. Gdy kończył - z ponad 160 - tłumaczy jeden z watykańskich dyplomatów.
   Z kolei do Chile papież pojechał w 1987 r. Pojawił się na balko­nie pałacu prezydenckiego z Pinochetem. Po tej pielgrzymce An­gelo Sodano, podobno za wstawiennictwem Stanisława Dziwisza, awansował z nuncjusza na sekretarza stanu w Watykanie.
   - Dobrze się uzupełniali. Machiaweliczny Sodano i opętany mi­sją ochrony papieża przed złymi informacjami Dziwisz - wspo­mina watykański dyplomata. - Gdy papież był już bardzo chory, Sodano sugerował w rozmowach z dyplomatami, że to on powi­nien zostać następcą Jana Pawła II, aby twardą ręką przeprowa­dzić Kościół przez czas rewolucji. Dziwisz był w tym czasie zajęty głównie zabezpieczaniem pamiątek po papieżu.

ŁĄCZNIK I KAPITAN CIEMNOŚCI
Filtr, łącznik, duch, cień - to tylko niektóre z określeń używanych w stosunku do Stanisława Dziwisza. Zresztą On sam mówił tak o sobie. Kiedyś w rozmowie z bp. Pieronkiem po­wiedział: „Mnie nie ma. Rozumiesz? Nie ma. Ja nie istnieję. Ja je­stem jak cień”.
   Ten cień miał jednak wiele do powiedzenia. To jemu zawdzię­czają audiencje, specjalne błogosławieństwa i sakramenty udzie­lane przez papieża poza protokołem ci, których darzył sympatią.
- Pietro Marini, ceremoniarz papieża, twierdził, że limit chrztów jest w danym roku wyczerpany, a po interweneji sekretarza dzwo­nił ponownie i mówił, że don Stanisław potrafi czynić cuda - opo­wiada osoba, której dziecko dzięki wstawiennictwu Dziwisza zostało ochrzczone przez papieża.
   Stawiał jednak warunki: - Przed każdą audiencją powtarzał, żeby nie mówić papieżowi smutnych rzeczy, że nie wolno zawra­cać mu głowy - opowiada katolicki publicysta, który wielokrotnie bywał u papieża. - Pod koniec życia, gdy papież coraz gorzej mó­wił, a zwłaszcza po tracheotomii, sekretarz stał się wyrazicielem papieskiej woli. „II papa vuole” - „papież chce” - stało się przy­domkiem Dziwisza w kręgach watykańskich.
   - Zamykał bramę przed każdym, kto miał papieżowi coś waż­nego do powiedzenia. Był kapitanem ciemności - twierdzi Robert Mickens, dziennikarz Radia Watykańskiego i naczelny katolickie­go dziennika „La Croix”, w rozmowie z Mirosławem Wlekłym, au­torem ukazującej się właśnie książki „Rebelia”.
   - Czy bp Dziwisz chronił papieża przed wiedzą o skandalach pedofilskich? Moja hipoteza jest taka, że o ile najbliżsi współpra­cownicy Jana Pawła II doskonale o nich wiedzieli, o tyle on sam nie był dobrze poinformowany. Dlatego uważam, że zarówno So­dano, jak i Dziwisz powinni zostać oficjalnie przesłuchani przez Watykan. Nie twierdzę, że są winni, ale mamy prawo wiedzieć, co mówili papieżowi - opowiada „Newsweekowi” autor „Sodomy”. Frederic Martel wspomina, że kiedy pracował nad książką, spot­kał ofiary Degollado, które chcąc dotrzeć do Jana Pawła II, przy­gotowały specjalny list po polsku i przekazały go Dziwiszowi.
- Czy ten list trafił do papieża? Bez śledztwa i procesu w tej spra­wie trudno będzie bronić pontyfikatu Jana Pawła II przed zarzu­tem chronienia księży pedofilów - dodaje Frederic Martel.
   Lista chronionych przez Watykan pedofilów nie kończy się na Degollado i Karadimie. Jest też kolumbijski kard. Alfonso Lopez Trujillo nominowany przez Jana Pawła II na szefa Papieskiej Rady ds. Rodziny. Są amerykańscy biskupi, Theodore McCarrick i Bernard Law, który mimo oskarżeń o krycie księży pedofilów został z woli papieża Polaka prezbitrem rzymskiej bazyliki San­ta Maria Maggiore z pensją 12 tys. dolarów. Jest austriacki kard. Hans Hermann Groer, którego Jan Paweł II zmusił do rezygnacji z przywilejów biskupich, ale nie wszczął przeciwko niemu śledz­twa. Jest australijski kard. George Pell i wielu innych.

KŁAMSTWO I BECZKI Z KAPUSTĄ
Gdy zapytano kard. Dziwisza o książkę Frederica Martela „Sodoma”, wyparł się rozmowy z pisarzem. „Przypadkowo były drzwi otwarte. Ale w ogóle nie było żadnego wywiadu. Nie było żadnej rozmowy. On mi podarował jakąś inną książkę” - zapew­niał kardynał.
   - Spotkałem go dwukrotnie w Krakowie - opowiada „Newsweekowi” Martel. - Wiedział, że jestem dziennikarzem i pi­sarzem. Zrobiliśmy selfie i został nagrany za jego zgodą. Jeśli temu zaprzecza, to znaczy, że jest kłamcą. I jeśli kłamie w tak banalnej sprawie jak nasze spotkanie, to może kłamać we wszystkim, po­czynając od pieniędzy, przez relacje z pedofilami i ich ochronę, aż po życie prywatne.
   - Życie prywatne?
   - Moja książka wyjaśnia złożone związki między hierarchami z otoczenia Jana Pawła II, którzy byli aktywnymi homoseksuali­stami, i politykami, związki między władzą Watykanu i sprawca­mi przemocy seksualnej. To wszystko się ze sobą wiąże, zazębia, tworzy siatkę uwarunkowań, których wspólnym mianownikiem jest krycie tego, co zakazane. Dobrze byłoby się wreszcie dowie­dzieć, jaką rolę w tym środowisku odgrywał bp Dziwisz - odpowia­da Martel.
   Już jako metropolita krakowski kard. Dziwisz zablokował proces lustracji księży. - Nie dlatego, że bał się ujawnienia skali współpracy duchownych ze służbami specjalnymi, ale ujawnie­nia tego, co było powodem tej współpracy. Znaczna część została zwerbowana na podstawie tzw. kompromatów, m.in. materiałów potwierdzających skłonność do młodych chłopców - opowiada ks. Isakowicz-Zaleski.
Kard. Dziwisz dwukrotnie zakazał ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu upubliczniania efektów badań lustracyjnych, twierdząc, że „nadużył zaufania, a jego działalność wypacza obraz kapłana”. Ostatecznie Dziwisz powołał własną komisję do zbadania inwigi­lacji krakowskiego duchowieństwa w okresie PRL, którą nazwał Pamięć i Troska. W Krakowie szybko zaczęto nazywać ją Nie­pamięć i Beztroska. Gdy w 2012 roku Isakowicz-Zaleski udzielił wywiadu rzeki, w którym ponownie poruszył temat homolobby w kręgach kleru, kard. Dziwisz wezwał go na dywanik.
   - Tłumaczyłem, że ta sprawa jest jak beczka ze zgniłą kapustą w piwnicy i jeśli się jej nie wystawi na zewnątrz, to eksploduje i będzie w domu dużo smrodu. Przyznał mi rację, ale nic nie zrobił - opowiada ks. Isakowicz-Zaleski. - Gdy widzi się zło i mu się nie przeciwstawia, to tak, jakby pozwalało mu się dalej rozwijać. Naj­większym błędem kardynała jest błąd zaniechania.

RYWAL PÓŁTAWSKIEJ, OJCIEC CHRZESTNY GŁÓDZIA
Dziwisz obejmował metropolię krakowską w glorii wicepapieża. Jego ingres z przejściem z Wawelu do kościoła Mariackie­go był największym tego typu wydarzeniem w Polsce. Na Rynku witały go tysiące ludzi. W pochodzie kroczył także abp Paetz, odsunięty przez Jana Pawła II od wielu czynności kapłańskich w związku z oskarżeniem o molestowanie kleryków. Dziwisz dłu­go próbował ukrywać sprawę Paetza przed Janem Pawłem II, ale o skandalu doniosła papieżowi wieloletnia przyjaciółka Wanda Półtawska. Przez lata Dziwisz i Półtawska rywalizowali o dostęp do ucha papieża. Półtawska chciała wpływać na to, kogo papież nominuje na biskupów, jednak skutecznie zmonopolizowali to Stanisław Dziwisz i Józef Kowalczyk, który po 1989 roku został nuncjuszem papieskim w Polsce.
   - W Watykanie zawsze trzymali się razem. To jest duet odpo­wiedzialny za ukształtowanie polskiego episkopatu. Pamiętam, jak razem wymyślili karierę Sławoja Leszka Głódzia, który był w Waty­kanie szykowany na nuncjusza w Kanadzie, bo jego specjalnością byli grekokatolicy - opowiada watykański dyplomata. - Tymcza­sem w wolnej Polsce reaktywowano ordynariat połowy i Dziwisz przypomniał sobie, jak Głódź przy kolacji opowiadał o swoim powołaniu do wojska. Zadzwonił do Kowalczyka i razem usta­lili, że niedoszły nuncjusz w Kanadzie zostanie biskupem polowym nad Wisłą. Zatwierdzenie tego przez Wojtyłę było tylko formalnością.
   Rywalizacja z Półtawską przetrwała nawet śmierć Jana Pawła II. Gdy przyjaciółka papieża wydała „Rekolekcje beskidz­kie”, czyli upubliczniła swoją korespondencję z Karolem Wojtyłą, Dziwisz oskarżył ją, że „uzurpuje sobie wyjątkowość relacji z pa­pieżem”. Zarzut wydaje się wątpliwy, biorąc pod uwagę, że kard. Dziwisz rok wcześniej opowiedział w długim wywiadzie („Świa­dectwo”) o swoich relacjach z Janem Pawłem II, a następnie opublikował prywatne notatki papieża, które zgodnie z jego testa­mentem miały być spalone. Zarzut przestaje jednak dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że „Świadectwo” sprzedało się w nakładzie kilkuset tysięcy egzemplarzy, wydana na miesiąc przed śmiercią papieża jego ostatnia książka „Pamięć i tożsamość” rozeszła się w ponadmilionowym nakładzie, a za prawa do publikacji notatek kard. Dziwisz zainkasował ponad 300 tys. zł. Zawsze przy tym za­pewnia, że wszystkie honoraria przeznacza na budowę Centrum Jana Pawła II w krakowskich Łagiewnikach.

KROPLE, PALE I PIRAMIDA
Budowę Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się” rozpoczę­to jesienią 2008 roku na hałdach powstałych z odpadów fabryki Solvay (produkującej sodę, zlikwidowanej w 1996 roku, w czasie II wojny pracował tam Karol Wojtyła, wtedy młody kleryk). - Żeby potężna bryła nie spowodowała osunięcia hałdy, wbito w nią 800 pali na głębokość 30 metrów - opowiada osoba zaangażowana w budowę. Najważniejszą częścią kompleksu jest monumentalne Sanktuarium Jana Pawła II wzorowane na świątyniach bizantyj­skich. W górnym kościele znajduje się szklana gablota z sutanną splamiona krwią, którą Wojtyła miał na sobie w dniu zamachu. W dolnym kościele ampułka z kroplą krwi Jana Pawła II.
   W 2012 roku Katolicka Agencja Informacyjna podała, że papie­skie krople krwi znajdują się w blisko 100 kościołach w Polsce. Poza tym trafiły także do USA, Austrii, Włoch, Francji, Meksyku, Kana­dy i Niemiec. Taką kroplę otrzymał od Dziwisza również kierowca Formuły 1 Robert Kubica, gdy uległ poważnemu wypadkowi.
   Osoba związana z krakowską kurią: - Stanisław Dziwisz dostał w ostatnich dniach życia Jana Pawła II dwa opakowania krwi po­branej w czasie transfuzji. Początkowo zapewniał, że „nie będzie rozszerzać za bardzo czci krwi Jana Pawła II”, ale życie pokaza­ło co innego.
Osobisty sekretarz papieża ma też włosy i ząb Jana Pawła II, a także relikwie drugiego stopnia, czyli przedmioty używane przez papieża.
   W sanktuarium w Łagiewnikach oprócz relikwii znajduje się płyta z grobu Jana Pa­wła II pochodząca z Grot Watykańskich Bazyliki św. Piotra. Umieszczono ją w ka­plicy kapłańskiej zaprojektowanej na wzór krypty na Wawelu. - Centrum JP II, choć poświęcone papieżowi, jest przede wszyst­kim pomnikiem ku czci kardynała Dzi­wisza. To jego piramida i zabezpieczenie na wypadek, gdyby po śmierci nie znala­zło się dla niego miejsce na Wawelu obok kard. Franciszka Macharskiego - mówi krakowski ksiądz i dodaje: - Centrum JP II w Łagiewnikach powstało, aby przy­ćmić pierwotne sanktuarium, w którym znajduje się grób św. Faustyny i gdzie kard. Macharski podejmował Jana Pawła II.
   Oba kompleksy dzieli 750 metrów.

WANNA I RAMA OKNA
Relacja kardynałów Macharskiego i Dziwisza to więcej niż szorstka przyjaźń. Gdy Dziwisz nastał w Krakowie, Ma­charski niemal z dnia na dzień przeprowadził się do zakonu sióstr albertynek. - Kard. Dziwisz odwiedzał go okazjonalnie, czasami zapytał, czy czegoś nie potrzeba, ale nie zabezpieczył stałego utrzymania poprzednikowi. Ostatecznie Macharski prze­szedł na całkowite utrzymanie zakonnic - mówi osoba związana z kardynałem.
   - Różniło ich wszystko - dodaje katolicki publicysta. - Jeden to krakowski inteligent, gruntownie wykształcony, kontynuator wielkich kardynałów Sapiehy i Wojtyły. Drugi to syn małopolskiej wsi, hołdujący ludowej pobożności. Macharskiego można było spotkać na Plantach, lubił spacerować. Był tak szczupły, że żar­towaliśmy w Krakowie: jak umrze, to napiszą mu na klepsydrze „zasechł w Panu”. Dziwisz porusza się zawsze limuzyną. Jest jak papieska kremówka.
   Były pracownik kurii, pamiętający czasy Macharskiego, opowiada, że gdy przejął on diecezję po Karolu Wojtyle, nie zmienił na Franciszkańskiej nic: - Gdy papież przyjeżdżał do Kra­kowa, wracał jakby do siebie. Powiedział nawet: „Jestem ci bar­dzo wdzięczny, że wszystko zachowałeś, ale tę wannę to mógłbyś już wymienić”.
   Gdy urzędowanie rozpoczął Stanisław Dziwisz, zaczął od gene­ralnego remontu. Ocalała tylko rama papieskiego okna i to też po interwencjach wiernych - dodaje mój rozmówca.

CZY TY SIE, STASIU, NIE DZIWISZ
Ostatnim przedsięwzięciem kard. Dziwisza jako metropoli­ty krakowskiego była organizacja Światowych Dni Młodzieży. To wtedy papież Franciszek pobłogosławił Centrum JP II w Ła­giewnikach. Dziwisz był przekonany, że jego następcą będzie czło­wiek z Krakowa. - Wszystkich o tym zapewniał. Gdy okazało się, że przyjeżdża abp Marek Jędraszewski, był w szoku. A dla nas było jasne, że to wotum nieufności papieża Franciszka wobec kard. Dziwisza - mówi krakowski ksiądz.
   Relacje Dziwisza z następcą są jesz­cze chłodniejsze niż z poprzednikiem. Wspólne wystąpienia ograniczają do mini­mum. Kardynał przeniósł się do kamieni­cy należącej do kurii, naprzeciwko domu, w którym mieszkał Wojtyła, zanim został biskupem Krakowa. Z okien rezydencji Dziwisza widać Wawel.
   - Czy kardynał żałuje decyzji o pochów­ku na Wawelu Lecha i Marii Kaczyńskich, która podzieliła Polaków? - pytam osobę znającą Stanisława Dziwisza.
   - Sądzę, że wyczuł w żałobie po katastro­fie smoleńskiej ten sam narodowy zryw co po śmierci Jana Pawła II. Podobne emocje, podobny nastrój i uznał, że tą decyzją może przejść do historii. Nawet wtedy gdy pojawiły się wątpliwości, tłu­maczył, że przecież pochówek Piłsudskiego na Wawelu też budził wątpliwości.
Urzędowanie w Krakowie zaczynał jako przywódca Kościoła otwartego, organizował rekolekcje dla polityków PO, krytykował Rydzyka. Skończył jako zwolennik PiS wygłaszający płomienne kazanie na urodzinach Radia Maryja.
   - Gdyby Dziwisz trzy lata po ukończeniu seminarium nie spot­kał na swojej drodze Karola Wojtyły, dziś byłby emerytowanym proboszczem w którejś z podhalańskich parafii - twierdzi jeden z moich rozmówców. Biskup Wojtyła zatrudnił Dziwisza jako swego kapelana. Gdy został papieżem, kapelan był pierwszą oso­bą, którą wezwał do siebie po konklawe. Powitał go w progu pyta­niem: „Czy ty się, Stasiu, nie dziwisz?”.
Kardynał Dziwisz nie odpowiedział na prośbę o spotkanie i rozmowę

2 komentarze:

  1. Stek bzdur w które uwierzy tylko ktoś, kto nie zna kardynała Dziwisza. Ci zaś co Go poznali określają kardynała mianem "Anioł Dobroci".

    OdpowiedzUsuń
  2. ale nienawiść do wszystkiego co polskie i katolickie

    OdpowiedzUsuń