Kardynał Stanisław
Dziwisz milczy w sprawie afery pedofilskiej w polskim Kościele, choć to on zna
odpowiedź na pytanie, czy Jan Paweł II był świadom problemu. Czy sekretarz
papieża ma coś do ukrycia?
Aleksandra Pawlicka
W prywatnej
kaplicy warszawskiego metropolity kard. Kazimierza Nycza 8 kwietnia odbyła
się dziwna ceremonia. Andrea Nardotto, świecki sekretarz
kard. Stanisława Dziwisza, został diakonem. W nieoficjalnej uroczystości
wzięło udział dwóch kardynałów i nuncjusz papieski abp Salvatore Pennacchio. Splendor, jaki nie trafia się zwykłym kandydatom
do pracy duchownej.
Nardotto jest Włochem. Mieszka w Krakowie w tej samej kamienicy co
kard. Dziwisz. Do Polski przyjechał, gdy papieski sekretarz po śmierci Jana
Pawła II wrócił z Watykanu na Wawel.
KAMERDYNER W KOLORATCE
Sprawa ujrzała
światło dzienne tylko dlatego, że
rodzice Włocha pochwalili się zdjęciami w lokalnych włoskich mediach. Ktoś
przesłał zdjęcia ks. Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu.
- Wystosowałem pytanie do diecezji warszawskiej i krakowskiej. Pierwsza
nie odpowiedziała, druga potwierdziła, że nowy diakon jest przypisany do diecezji
warszawskiej. Dziwne to, bo mieszka w Krakowie - mówi „Newsweekowi” ks. Isakowicz-Zaleski.
Przy okazji dowiedział się, że szef krakowskiej diecezji abp Marek Jędraszewski
nie wydał zgody na święcenia pana Nardotto. Czemu więc zgodził się metropolita
warszawski?
- Święcenia osób świeckich należą do rzadkości i odbywają się tylko w
paru diecezjach w Polsce - tłumaczy rzecznik kard. Nycza, ks. Przemysław
Śliwiński, ale nie wyjaśnia, dlaczego kuria nie poinformowała o wydarzeniu.
- Urządzanie święceń po kryjomu nie było praktykowane w Polsce nawet w
czasach komunizmu, choć zdarzało się w innych krajach bloku, gdzie trzeba było
chronić kandydatów na osoby duchowne - twierdzi ks. Isakowicz-Zaleski.
Uroczystość zafundowaną sekretarzowi kard. Dziwisza nazywa „pompa magna”.
O Andrei Nardotto wiadomo niewiele. Po przyjeździe do Polski
zarejestrował firmę handlującą cytrusami, jednak od początku był widywany u
boku kard. Dziwisza. - Zawsze w garniturku, elegancki, uprzejmy, słabo
mówiący po polsku. Nazywaliśmy go żartobliwie kamerdynerem - opowiada
krakowski dziennikarz mediów katolickich. Gdy kard. Dziwisz przeszedł na
emeryturę i przeprowadził się z ul. Franciszkańskiej 3 na Kanoniczą 18, nazwisko
Andrei po raz pierwszy pojawiło się przy dzwonku do drzwi.
- Pierwszy raz w koloratce zobaczyłem go podczas święconki wielkanocnej
w kościele Mariackim. Przyjechał z kardynałem. To było kompletne zaskoczenie,
ale skoro prezes zabiera w Sejmie głos „bez żadnego trybu”, to kardynał święci
swoich też bez trybu - opowiada mój rozmówca. Potem razem pojawili się w
Łagiewnikach. Obaj w złotych ornatach.
Andrea jest osobą, która odwiedza kardynała, gdy ten trafia do
szpitala, fotografuje go podczas uroczystości, na które jest zapraszany (np.
na zjeździe szkół im. Jana Pawła II), wykonuje zdjęcia relikwii Jana Pawła II,
które ma kard. Dziwisz.
IMPREZA SPONSOROWANA PRZEZ DEGOLLADO
Tuż przed
kwietniowymi święceniami kard. Dziwisz miał uczestniczyć w promocji nowego wydania dzieł literackich Karola
Wojtyły na targach książki wydawców katolickich w Warszawie. Na zaproszeniach
widniało jego nazwisko. Zrezygnował w ostatniej chwili, bo dowiedział się, że
to uroczystość otwarta dla mediów. Kilka dni wcześniej na krakowskiej promocji
dziennikarze pytali go głównie o książkę Frederica Martela „Sodoma” opisującą skandale seksualne
watykańskich hierarchów.
- Czy kard. Dziwisz wiedział o aferach pedofilskich w czasach
pontyfikatu Jana Pawła II? - pytam Frederica Martela.
- Wiemy na pewno, że dwaj najwięksi pedofile, Marcial Maciel i Fernando
Karadima, byli chronieni przez Watykan. Tarczą ochronną mogli być sekretarz
stanu, kard. Angelo
Sodano i/lub osobisty sekretarz papieża, bp
Stanisław Dziwisz, dziś kardynał. Byli doskonale zorientowani, co dzieje się w
Meksyku (Dziwisz) i Chile (Sodano), choć nie ma na to oficjalnych dokumentów
- odpowiada autor „Sodomy”.
Angelo Sodano, zanim został sekretarzem stanu w Watykanie, czyli
numer dwa po papieżu, przez dziesięć lat był nuncjuszem apostolskim w Chile.
Wspierał reżim Pinocheta i chronił największego chilijskiego pedofila w
sutannie Fernando Karadimę, który przez pół wieku wykorzystywał seksualnie
dziesiątki chłopców. Równocześnie jednak Karadima pomagał denuncjować księży
o lewicowych poglądach, a walka z komunizmem była
wówczas priorytetem dla Watykanu. Ważniejszym niż walka z pedofilią.
Podobnie było z meksykańskim pedofilem Marcialem Macielem, bardziej
znanym jako Degollado. W powołanych przez siebie Legionach Chrystusa
wprowadził oprócz ślubu czystości, ubóstwa i posłuszeństwa dodatkowy ślub
dyskrecji, co przez lata pozwoliło mu wykorzystywać seminarzystów, ale nie
tylko ich.
O molestowanie oskarżyły Degollado
także jego dzieci, które miał z dwiema kobietami. Był jednak „bankomatem
Watykanu”, finansował remonty biskupich rezydencji i imprezy hierarchów.
Między innymi imprezę po święceniach Stanisława Dziwisza na biskupa w .1998
roku, która odbyła się w Rzymie. - Świeżo mianowany biskup nie ukrywał, że
imprezę na blisko tysiąc osób zorganizowali mu Legioniści Degollado. Mówił o
tym wprost, z dumą, zresztą trzeba przyznać, że była to niebywała pompa. Dziś
pewnie woli o tym nie pamiętać - opowiada uczestnik tego przyjęcia.
Degollado wkradł się w łaski bogatych wdów, w tym dwóch sióstr
prezydenta Meksyku. - W Meksyku obowiązywały wtedy bardzo restrykcyjne ustawy
antykatolickie, księża byli prześladowani. Degollado za wstawiennictwem sióstr
przekonał prezydenta do zmiany prawa, co okazało się pierwszym spektakularnym
sukcesem papieża Wojtyły. Do Meksyku udał się w 1979 roku z pierwszą
zagraniczną pielgrzymką - opowiada Jacek Moskwa, wieloletni korespondent w
Watykanie i autor książek biograficznych o Janie Pawle II,
- Odbudowa prestiżu państwa watykańskiego w relacjach międzynarodowych
była ważniejsza niż obyczajowe skandale. Gdy Jan Paweł II zaczynał pontyfikat,
Watykan utrzymywał relacje z około 60 krajami. Gdy kończył - z ponad 160 -
tłumaczy jeden z watykańskich dyplomatów.
Z kolei do Chile papież pojechał w 1987 r. Pojawił się na balkonie
pałacu prezydenckiego z Pinochetem. Po tej pielgrzymce Angelo Sodano, podobno za wstawiennictwem Stanisława Dziwisza,
awansował z nuncjusza na sekretarza stanu w Watykanie.
- Dobrze się uzupełniali. Machiaweliczny Sodano i opętany misją ochrony
papieża przed złymi informacjami Dziwisz - wspomina watykański dyplomata. -
Gdy papież był już bardzo chory, Sodano sugerował w rozmowach z dyplomatami, że
to on powinien zostać następcą Jana Pawła II, aby twardą ręką przeprowadzić
Kościół przez czas rewolucji. Dziwisz był w tym czasie zajęty głównie
zabezpieczaniem pamiątek po papieżu.
ŁĄCZNIK I KAPITAN CIEMNOŚCI
Filtr, łącznik, duch,
cień - to tylko niektóre z określeń używanych w stosunku do Stanisława Dziwisza. Zresztą On sam mówił tak o sobie. Kiedyś w rozmowie z bp.
Pieronkiem powiedział: „Mnie nie ma. Rozumiesz? Nie ma. Ja nie istnieję. Ja jestem
jak cień”.
Ten cień miał jednak wiele do powiedzenia. To jemu zawdzięczają
audiencje, specjalne błogosławieństwa i sakramenty udzielane przez papieża
poza protokołem ci, których darzył sympatią.
- Pietro
Marini, ceremoniarz papieża, twierdził, że
limit chrztów jest w danym roku wyczerpany, a po interweneji sekretarza dzwonił
ponownie i mówił, że don Stanisław potrafi czynić cuda - opowiada osoba,
której dziecko dzięki wstawiennictwu Dziwisza zostało ochrzczone przez papieża.
Stawiał jednak warunki: - Przed każdą audiencją powtarzał, żeby nie
mówić papieżowi smutnych rzeczy, że nie wolno zawracać mu głowy - opowiada
katolicki publicysta, który wielokrotnie bywał u papieża. - Pod koniec życia,
gdy papież coraz gorzej mówił, a zwłaszcza po tracheotomii, sekretarz stał się
wyrazicielem papieskiej woli. „II papa vuole” - „papież
chce” - stało się przydomkiem Dziwisza w kręgach watykańskich.
- Zamykał bramę przed każdym, kto miał papieżowi coś ważnego do
powiedzenia. Był kapitanem ciemności - twierdzi Robert Mickens, dziennikarz Radia
Watykańskiego i naczelny katolickiego dziennika „La Croix”, w rozmowie z Mirosławem Wlekłym,
autorem ukazującej się właśnie książki „Rebelia”.
- Czy bp Dziwisz chronił papieża przed wiedzą o skandalach pedofilskich?
Moja hipoteza jest taka, że o ile najbliżsi współpracownicy Jana Pawła II
doskonale o nich wiedzieli, o tyle on sam nie był dobrze poinformowany. Dlatego
uważam, że zarówno Sodano, jak i Dziwisz powinni zostać oficjalnie
przesłuchani przez Watykan. Nie twierdzę, że są winni, ale mamy prawo wiedzieć,
co mówili papieżowi - opowiada „Newsweekowi” autor „Sodomy”. Frederic Martel wspomina, że kiedy pracował nad książką, spotkał ofiary
Degollado, które chcąc dotrzeć do Jana Pawła II, przygotowały specjalny list
po polsku i przekazały go Dziwiszowi.
- Czy ten list trafił do papieża?
Bez śledztwa i procesu w tej sprawie trudno będzie bronić pontyfikatu Jana
Pawła II przed zarzutem chronienia księży pedofilów - dodaje Frederic Martel.
Lista chronionych przez Watykan pedofilów nie kończy się na Degollado i
Karadimie. Jest też kolumbijski kard. Alfonso Lopez Trujillo nominowany przez Jana Pawła II na szefa Papieskiej Rady ds.
Rodziny. Są amerykańscy biskupi, Theodore McCarrick i Bernard Law, który mimo oskarżeń o krycie księży pedofilów
został z woli papieża Polaka prezbitrem rzymskiej bazyliki Santa Maria
Maggiore z pensją 12 tys. dolarów. Jest austriacki kard. Hans Hermann Groer,
którego Jan Paweł II zmusił do rezygnacji z przywilejów biskupich, ale nie
wszczął przeciwko niemu śledztwa. Jest australijski kard. George Pell i wielu innych.
KŁAMSTWO I BECZKI Z KAPUSTĄ
Gdy zapytano kard.
Dziwisza o książkę Frederica Martela „Sodoma”, wyparł się rozmowy z
pisarzem. „Przypadkowo były drzwi otwarte. Ale w ogóle nie było żadnego
wywiadu. Nie było żadnej rozmowy. On mi podarował jakąś inną książkę” - zapewniał
kardynał.
- Spotkałem go dwukrotnie w Krakowie - opowiada „Newsweekowi” Martel. - Wiedział, że jestem dziennikarzem i pisarzem. Zrobiliśmy
selfie i został nagrany za jego zgodą. Jeśli temu zaprzecza, to znaczy, że jest
kłamcą. I jeśli kłamie w tak banalnej sprawie jak nasze spotkanie, to może
kłamać we wszystkim, poczynając od pieniędzy, przez relacje z pedofilami i ich
ochronę, aż po życie prywatne.
- Życie prywatne?
- Moja książka wyjaśnia złożone związki między hierarchami z otoczenia
Jana Pawła II, którzy byli aktywnymi homoseksualistami, i politykami, związki
między władzą Watykanu i sprawcami przemocy seksualnej. To wszystko się ze
sobą wiąże, zazębia, tworzy siatkę uwarunkowań, których wspólnym mianownikiem
jest krycie tego, co zakazane. Dobrze byłoby się wreszcie dowiedzieć, jaką
rolę w tym środowisku odgrywał bp Dziwisz - odpowiada Martel.
Już jako metropolita krakowski kard. Dziwisz zablokował proces lustracji
księży. - Nie dlatego, że bał się ujawnienia skali współpracy duchownych ze
służbami specjalnymi, ale ujawnienia tego, co było powodem tej współpracy. Znaczna
część została zwerbowana na podstawie tzw. kompromatów, m.in. materiałów
potwierdzających skłonność do młodych chłopców - opowiada ks.
Isakowicz-Zaleski.
Kard. Dziwisz dwukrotnie zakazał
ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu upubliczniania efektów badań lustracyjnych,
twierdząc, że „nadużył zaufania, a jego działalność wypacza obraz kapłana”.
Ostatecznie Dziwisz powołał własną komisję do zbadania inwigilacji
krakowskiego duchowieństwa w okresie PRL, którą nazwał Pamięć i Troska. W
Krakowie szybko zaczęto nazywać ją Niepamięć i Beztroska. Gdy w 2012 roku Isakowicz-Zaleski
udzielił wywiadu rzeki, w którym ponownie poruszył temat homolobby w kręgach
kleru, kard. Dziwisz wezwał go na dywanik.
- Tłumaczyłem, że ta sprawa jest jak beczka ze zgniłą kapustą w piwnicy
i jeśli się jej nie wystawi na zewnątrz, to eksploduje i będzie w domu dużo
smrodu. Przyznał mi rację, ale nic nie zrobił - opowiada ks. Isakowicz-Zaleski.
- Gdy widzi się zło i mu się nie przeciwstawia, to tak, jakby pozwalało mu się
dalej rozwijać. Największym błędem kardynała jest błąd zaniechania.
RYWAL PÓŁTAWSKIEJ, OJCIEC CHRZESTNY GŁÓDZIA
Dziwisz obejmował
metropolię krakowską w glorii wicepapieża. Jego ingres z przejściem z
Wawelu do kościoła Mariackiego był największym tego typu wydarzeniem w Polsce.
Na Rynku witały go tysiące ludzi. W pochodzie kroczył także abp Paetz,
odsunięty przez Jana Pawła II od wielu czynności kapłańskich w związku z
oskarżeniem o molestowanie kleryków. Dziwisz długo próbował ukrywać sprawę
Paetza przed Janem Pawłem II, ale o skandalu doniosła papieżowi wieloletnia
przyjaciółka Wanda Półtawska. Przez lata Dziwisz i Półtawska rywalizowali o
dostęp do ucha papieża. Półtawska chciała wpływać na to, kogo papież nominuje
na biskupów, jednak skutecznie zmonopolizowali to Stanisław Dziwisz i Józef
Kowalczyk, który po 1989 roku został nuncjuszem papieskim w Polsce.
- W Watykanie zawsze trzymali się razem. To jest duet odpowiedzialny za
ukształtowanie polskiego episkopatu. Pamiętam, jak razem wymyślili karierę
Sławoja Leszka Głódzia, który był w Watykanie szykowany na nuncjusza w
Kanadzie, bo jego specjalnością byli grekokatolicy - opowiada watykański
dyplomata. - Tymczasem w wolnej Polsce reaktywowano ordynariat połowy i
Dziwisz przypomniał sobie, jak Głódź przy kolacji opowiadał o swoim powołaniu
do wojska. Zadzwonił do Kowalczyka i razem ustalili, że niedoszły nuncjusz w
Kanadzie zostanie biskupem polowym nad Wisłą. Zatwierdzenie tego przez Wojtyłę
było tylko formalnością.
Rywalizacja z Półtawską przetrwała nawet śmierć Jana Pawła II. Gdy
przyjaciółka papieża wydała „Rekolekcje beskidzkie”, czyli upubliczniła swoją
korespondencję z Karolem Wojtyłą, Dziwisz oskarżył ją, że „uzurpuje sobie
wyjątkowość relacji z papieżem”. Zarzut wydaje się wątpliwy, biorąc pod uwagę,
że kard. Dziwisz rok wcześniej opowiedział w długim wywiadzie („Świadectwo”) o
swoich relacjach z Janem Pawłem II, a następnie opublikował prywatne notatki
papieża, które zgodnie z jego testamentem miały być spalone. Zarzut przestaje
jednak dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że „Świadectwo” sprzedało się w
nakładzie kilkuset tysięcy egzemplarzy, wydana na miesiąc przed śmiercią
papieża jego ostatnia książka „Pamięć i tożsamość” rozeszła się w
ponadmilionowym nakładzie, a za prawa do publikacji notatek kard. Dziwisz
zainkasował ponad 300 tys. zł. Zawsze przy tym zapewnia, że wszystkie
honoraria przeznacza na budowę Centrum Jana Pawła II w krakowskich
Łagiewnikach.
KROPLE, PALE I PIRAMIDA
Budowę Centrum Jana
Pawła II „Nie lękajcie się” rozpoczęto jesienią 2008 roku na hałdach powstałych z
odpadów fabryki Solvay
(produkującej sodę, zlikwidowanej w 1996 roku,
w czasie II wojny pracował tam Karol Wojtyła,
wtedy młody kleryk). - Żeby potężna bryła nie spowodowała osunięcia hałdy,
wbito w nią 800 pali na głębokość 30 metrów - opowiada osoba zaangażowana w budowę. Najważniejszą częścią
kompleksu jest monumentalne Sanktuarium Jana Pawła II wzorowane na świątyniach
bizantyjskich. W górnym kościele znajduje się szklana gablota z sutanną
splamiona krwią, którą Wojtyła miał na sobie w dniu zamachu. W dolnym kościele
ampułka z kroplą krwi Jana Pawła II.
W 2012 roku Katolicka Agencja Informacyjna podała, że papieskie krople
krwi znajdują się w blisko 100
kościołach w Polsce. Poza tym trafiły także do USA, Austrii, Włoch, Francji,
Meksyku, Kanady i Niemiec. Taką kroplę otrzymał od Dziwisza również kierowca
Formuły 1 Robert Kubica, gdy uległ poważnemu wypadkowi.
Osoba związana z krakowską kurią: - Stanisław Dziwisz dostał w ostatnich
dniach życia Jana Pawła II dwa opakowania krwi pobranej w czasie transfuzji.
Początkowo zapewniał, że „nie będzie rozszerzać za bardzo czci krwi Jana Pawła
II”, ale życie pokazało co innego.
Osobisty sekretarz papieża ma też
włosy i ząb Jana Pawła II, a także relikwie drugiego stopnia, czyli przedmioty
używane przez papieża.
W sanktuarium w Łagiewnikach oprócz relikwii znajduje się płyta z grobu
Jana Pawła II pochodząca z Grot Watykańskich Bazyliki św. Piotra. Umieszczono
ją w kaplicy kapłańskiej zaprojektowanej na wzór krypty na Wawelu. - Centrum
JP II, choć poświęcone papieżowi, jest przede wszystkim pomnikiem ku czci
kardynała Dziwisza. To jego piramida i zabezpieczenie na wypadek, gdyby po
śmierci nie znalazło się dla niego miejsce na Wawelu obok kard. Franciszka
Macharskiego - mówi krakowski ksiądz i dodaje: - Centrum JP II w Łagiewnikach
powstało, aby przyćmić pierwotne sanktuarium, w którym znajduje się grób św.
Faustyny i gdzie kard. Macharski podejmował
Jana Pawła II.
Oba kompleksy dzieli 750
metrów.
WANNA I RAMA OKNA
Relacja kardynałów
Macharskiego i Dziwisza to więcej niż szorstka przyjaźń. Gdy
Dziwisz nastał w Krakowie, Macharski niemal z dnia na dzień przeprowadził się
do zakonu sióstr albertynek. - Kard. Dziwisz odwiedzał go okazjonalnie, czasami
zapytał, czy czegoś nie potrzeba, ale nie zabezpieczył stałego utrzymania
poprzednikowi. Ostatecznie Macharski przeszedł na całkowite utrzymanie
zakonnic - mówi osoba związana z kardynałem.
- Różniło ich wszystko - dodaje katolicki publicysta. - Jeden to
krakowski inteligent, gruntownie wykształcony, kontynuator wielkich kardynałów
Sapiehy i Wojtyły. Drugi to syn małopolskiej wsi, hołdujący ludowej pobożności.
Macharskiego można było spotkać na Plantach, lubił spacerować. Był tak
szczupły, że żartowaliśmy w Krakowie: jak umrze, to napiszą mu na klepsydrze
„zasechł w Panu”. Dziwisz porusza się zawsze limuzyną. Jest jak papieska
kremówka.
Były pracownik kurii, pamiętający czasy Macharskiego, opowiada, że gdy
przejął on diecezję po Karolu Wojtyle, nie zmienił na Franciszkańskiej nic: -
Gdy papież przyjeżdżał do Krakowa, wracał jakby do siebie. Powiedział nawet:
„Jestem ci bardzo wdzięczny, że wszystko zachowałeś, ale tę wannę to mógłbyś
już wymienić”.
Gdy urzędowanie rozpoczął Stanisław Dziwisz, zaczął od generalnego
remontu. Ocalała tylko rama papieskiego okna i to też po interwencjach wiernych
- dodaje mój rozmówca.
CZY TY SIE, STASIU, NIE DZIWISZ
Ostatnim
przedsięwzięciem kard. Dziwisza jako metropolity krakowskiego była
organizacja Światowych Dni Młodzieży. To wtedy papież Franciszek pobłogosławił
Centrum JP II w Łagiewnikach. Dziwisz był przekonany, że jego następcą będzie
człowiek z Krakowa. - Wszystkich o tym zapewniał. Gdy okazało się, że
przyjeżdża abp Marek Jędraszewski, był w szoku. A dla nas było jasne, że to
wotum nieufności papieża Franciszka wobec kard. Dziwisza - mówi krakowski
ksiądz.
Relacje Dziwisza z następcą są jeszcze chłodniejsze niż z
poprzednikiem. Wspólne wystąpienia ograniczają do minimum. Kardynał przeniósł
się do kamienicy należącej do kurii, naprzeciwko domu, w którym mieszkał Wojtyła,
zanim został biskupem Krakowa. Z okien rezydencji Dziwisza widać Wawel.
- Czy kardynał
żałuje decyzji o pochówku na Wawelu Lecha i Marii Kaczyńskich, która
podzieliła Polaków? - pytam osobę znającą Stanisława Dziwisza.
- Sądzę, że wyczuł
w żałobie po katastrofie smoleńskiej ten sam narodowy zryw co po śmierci Jana
Pawła II. Podobne emocje, podobny nastrój i uznał, że tą decyzją może przejść
do historii. Nawet wtedy gdy pojawiły się wątpliwości, tłumaczył, że przecież
pochówek Piłsudskiego na Wawelu też budził wątpliwości.
Urzędowanie w Krakowie zaczynał jako przywódca Kościoła
otwartego, organizował rekolekcje dla polityków PO, krytykował Rydzyka.
Skończył jako zwolennik PiS wygłaszający płomienne kazanie na urodzinach Radia
Maryja.
- Gdyby Dziwisz
trzy lata po ukończeniu seminarium nie spotkał na swojej drodze Karola
Wojtyły, dziś byłby emerytowanym proboszczem w którejś z podhalańskich parafii
- twierdzi jeden z moich rozmówców. Biskup Wojtyła zatrudnił Dziwisza jako
swego kapelana. Gdy został papieżem, kapelan był pierwszą osobą, którą wezwał
do siebie po konklawe. Powitał go w progu pytaniem: „Czy ty się, Stasiu, nie
dziwisz?”.
Kardynał Dziwisz nie odpowiedział na prośbę o spotkanie i rozmowę
Stek bzdur w które uwierzy tylko ktoś, kto nie zna kardynała Dziwisza. Ci zaś co Go poznali określają kardynała mianem "Anioł Dobroci".
OdpowiedzUsuńale nienawiść do wszystkiego co polskie i katolickie
OdpowiedzUsuń