PiS musi bronić
Kościoła, bo mobilizuje on jego elektorat. Jednak nie może bronić pedofilów w
sutannach, próbuje więc problem rozmyć
Renata Grochal
Piątka
Kaczyńskiego, która miała być lokomotywą kampanii do europarlamentu, nie
zadziałała. Emeryci dostają właśnie od PiS trzynastą emeryturę, ale nikt o tym
nie mówi. Wszyscy rozmawiają o pedofilach w sutannach. Film braci Sekielskich
„Tylko nie mów nikomu” do piątku miał 18 milionów wyświetleń w internecie.
Chociaż posłowie PiS dostali przekazy dnia z jasnymi wskazówkami, że
pedofilii nie można bagatelizować, to nie udało się zapanować nad spójnością
przekazu. Jacek Saryusz-Wolski, warszawska jedynka PiS do PE, stwierdził, że
pedofilia w Kościele „to jest problem wydumany, specjalnie wymyślony, żeby
jątrzyć”. Ryszard Legutko ocenił, że wykorzystywanie 12-17-letnich chłopców to
nie pedofilia, tylko pederastia.
Pogubienie partii Jarosława Kaczyńskiego pokazuje to, co się działo w
Sejmie wokół Stanisława Piotrowicza. - Ustawa [podwyższająca karę za pedofilię
- red.] ma być procedowana w komisji kierowanej przez człowieka, który
bagatelizował, rozmydlą! winę księdza z Tylawy, później skazanego za
pedofilię - przypomina posłanka Gasiuk-Pihowicz.
Piotrowicz, szef komisji sprawiedliwości i praw człowieka, choć jego
nazwisko nie pada, wchodzi na mównicę. - Nie prowadziłem śledztwa w tej
sprawie. Nie wykonywałem żadnych czynności procesowych i nie podejmowałem merytorycznych decyzji - mówił
Piotrowicz. - Nadużyciem jest przypisywanie mi sformułowań, które nie są
sformułowaniami mojego autorstwa. To jest wierne cytowanie zeznań świadków -
przekonywał.
W ławach PiS konsternacja. Prowadzący obrady marszałek Marek Kuchciński
próbuje przerwać Piotrowiczowi, ale poseł nie chce zejść z mównicy.
- To był błąd, że w ogóle dopuszczono go do mównicy. Ale Kaczyńskiego
nie było na sali i nie miał kto go powstrzymać - mówi znany polityk PiS. Dodaje,
że prezes zdaje sobie sprawę, że poseł jest dziś obciążeniem dla partii.
W internecie krąży film z 2001 roku, na którym Piotrowicz, wówczas szef
Prokuratury Rejonowej w Krośnie, uzasadnia umorzenie śledztwa w sprawie księdza
z Tylawy. „Ksiądz brał dzieci na kolana, przytulał do siebie, głaskał, zdarzało
się, że i pocałował. Dzieci były szczęśliwe, zadowolone. Nie było w tym żadnego
podtekstu seksualnego”. Zeznania ofiar o dotykaniu przez księdza intymnych
miejsc tłumaczy tym, że „ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne i są też
zeznania, że jeśli dziecko bolał brzuszek, to po dotknięciu przez księdza ból
znikał”. A całowanie dzieci w usta było na zasadzie „daj ciumka”. Trzy lata
później ksiądz został skazany na dwa lata w zawieszeniu za molestowanie
sześciu dziewczynek.
Żeby uniknąć ataków opozycji, projekt podwyższający kary dla pedofilów
skierowano do komisji kodyfikacyjnej, a nie do komisji Piotrowicza.
- Emocje po filmie Sekielskich są ogromne - mówi wiceszef PO Tomasz
Siemoniak. - Biskupi, którzy są najbliżej PiS, jak Sławoj Leszek Głódź, stali
się twarzami Kościoła kryjącego pedofilów, bagatelizującego problem. PiS jest
w tym wszystkim jak sparaliżowane. Jak do tego dodać plakaty polityków PiS na
ogrodzeniach kościołów, spotkania kandydatów do PE w salkach parafialnych, to
PiS w roli walczącego z pedofilią w Kościele jest niewiarygodne.
BŁĘDY W SZTABIE PIS
Politycy Zjednoczonej
Prawicy przyznają, że film Sekielskich kompletnie
zaskoczył partię. Jeszcze w sobotę, tuż przed premierą w internecie „Tylko nie
mów nikomu”, Kaczyński mówił w Pułtusku: „Kto podnosi rękę na Kościół, podnosi
rękę na Polskę”. To miała być odpowiedź na wystąpienie Leszka Jażdżewskiego,
który przed wykładem Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim zaatakował
Kościół.
- Gołym okiem widać błędy i całkowite nieprzygotowanie sztabu na bombę
emocjonalną, jaką okazał się film Sekielskich. Ktoś ewidentnie zaspał. Od
stycznia było wiadomo, że film zostanie pokazany 11 maja. Po „Klerze”
Smarzowskiego, który obejrzało kilka milionów osób, dla nikogo nie powinno być
zaskoczeniem, że film Sekielskich będzie grzał. A prezes swoim przemówieniem
rozjechał się z emocjami społecznymi - zżyma się ważny polityk Zjednoczonej
Prawicy.
Mimo że Kaczyński zwykle mówi z
głowy, to w kampanii główne tematy przemówień konsultuje ze sztabem. Jak
ustalił „Newsweek”, pierwsze skrzypce - oprócz jego szefa, europosła Tomasza
Poręby - grają w nim Anna Plakwicz i Piotr Matczuk, szefowie słynnej spółki Solvere, autorzy kłamliwej kampanii atakującej sędziów. Odeszli z
Kancelarii Premiera, ale wciąż współpracują z Nowogrodzką, To oni
podpowiedzieli Kaczyńskiemu obronę Kościoła, która dziś może zaszkodzić PiS.
- Jeśli ludzie uznają, że Kościół w sprawie walki z pedofilią zawiódł,
to mogą przez skojarzenie obarczyć winą PiS. To może zdemobilizować naszych
wyborców w małych miastach oraz na wsiach, a zmobilizować drugą stronę i możemy
przegrać wybory - przyznaje bliski współpracownik Kaczyńskiego.
OPOZYCJA WSKAKUJE NA FALĘ
Gdy Grzegorz Schetyna
zapowiedział, że PO złoży w Sejmie projekt ustawy likwidujący
przedawnienie przestępstwa pedofilii, Kaczyński, żeby przelicytować opozycję,
zapowiedział, że PiS ma projekt podwyższający kary za pedofilię do 30 lat pozbawienia
wolności. Zaskoczył tym nawet swoich koalicjantów - Jarosława Gowina oraz
Zbigniewa Ziobrę. Jeszcze w poniedziałek rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości
Jan Kanthak na pytanie „Newsweeka”, czy projekt jest już gotowy, mówił, że nie.
Ziobro miał co prawda od stycznia przygotowany projekt zaostrzenia kodeksu
karnego, ale przewidywał on podwyższenie kar za pedofilię do 20 lat więzienia.
W nowelizacji proponowano także podwyższenie kar za inne przestępstwa, co nie
budziło entuzjazmu w PiS. Dlatego konsultacje międzyresortowe ciągnęły się aż
do maja. Film Sekielskich i potrzeba szybkiej reakcji sprawiły, że projekt
został poprawiony i wylądował w Sejmie.
Jednak zdaniem szefa klubu PO Sławomira Neumanna, jeśli PiS rzeczywiście
chce walczyć z pedofilią, to powinno powołać państwową komisję, która wyjaśni
zamiatanie afer pod dywan przez biskupów.
- Zaostrzanie kar za pedofilię to jest pic, a nie walka z pedofilią. Jeśli
Kościół nadal będzie mógł chronić pedofilów i prokuratura nie będzie działać,
to podwyższanie kar nic nie da - argumentuje Neumann. Ziobro
zapowiedział powołanie zespołu prokuratorów, którzy mają zająć się wyjaśnieniem
przypadków chronienia księży pedofilów przez
biskupów, ale rzecznik resortu nie potrafi odpowiedzieć, kiedy będą pierwsze
przesłuchania po filmie Sekielskich. Ważny polityk PiS nie pozostawia złudzeń.
- Na wojnę z biskupami pójść nie możemy, bo koszty wyborcze byłyby zbyt
duże - przyznaje z rozbrajającą szczerością.
ZMIENIŁ SIE KOD DNA PIS I PO
Proces zbliżania się
PiS i Kościoła zaczął się, gdy przewodniczącym Konferencji
Episkopatu został w 2004 roku arcybiskup Józef Michalik. To jeden z
najbardziej konserwatywnych biskupów, obrońca księdza pedofila z Tylawy oraz
Radia Maryja. To on o ofiarach mówił, że „wiele z tych molestowań udałoby się
uniknąć, gdyby relacje między rodzicami były zdrowe. Słyszymy nieraz, że to
często wyzwala się ta niewłaściwa postawa czy nadużycie, kiedy dziecko szuka
miłości. Ono lgnie, ono szuka, I zagubi się samo i jeszcze drugiego człowieka
wciąga”.
Były wiceprezes PiS Ludwik Dorn, dziś niezależny analityk i publicysta, przypomina, że jeszcze za czasów prymasa Glempa
w episkopacie powołano zespół duszpasterskiej troski ds. Radia Maryja i hierarchowie
mówili, że z Radiem Maryja jest problem. Dziś zespół wciąż działa, ale - według
Dorna - powinien zmienić nazwę na zespół ds. duszpasterskiej troski o tych
katolików, którzy nie słuchają Radia Maryja. Z szefem rozgłośni Tadeuszem
Rydzykiem PiS zawarło bliski sojusz już wiele lat temu. Politycy tej partii
regularnie goszczą na falach radia. Po wygranych wyborach cały rząd jeździ na
urodziny rozgłośni, a inicjatywy Rydzyka otrzymują rekordowe wsparcie z
budżetu państwa.
- Nastąpiła bardzo wyraźna ewolucja episkopatu w stronę konserwatywną,
a także ewolucja PiS. Obie strony do siebie szły, szły, doszły i w końcu się
objęły, ale ten uścisk okazał się lepki. Powrót do zdrowej zasady przyjaznego
rozdziału Kościoła i państwa byłby wprowadzeniem chłodu do tej przyjaźni. Jak
jest za ciepło, to bakterie gnilne się mnożą, a chłód dezynfekuje - mówi
obrazowo Dorn.
Według niego to w 2007 roku, gdy PiS straciło władzę, ale zdobyło kilka
punktów procentowych więcej niż w 2005 roku, nastąpiła zmiana kodu
genetycznego partii z konserwatywnego na tradycjonalno-katolicki. W 2019 roku
głosowanie na PiS deklaruje blisko 60 procent regularnie praktykujących
katolików, chodzących na wybory. Poparcie PO wśród tych, którzy nie praktykują
w ogóle lub praktykują okazjonalnie, w 2005 roku deklarowało 31 procent, a w
2017 roku już 51 proc. Dlatego nastąpiła też zmiana kodu PO.
- Proboszczowie i hierarchowie czują, że ich otoczenie parafialne i
diecezjalne pod względem politycznym to jest PiS. Biskup włocławski Wiesław
Mering, mówiąc do pana Kaczyńskiego, że „pańskie sukcesy są naszymi
sukcesami”, wyraził to, co myśli większość biskupów - ocenia Dorn.
Dlatego PiS rozmydlą przekaz w sprawie pedofilii. Wicemarszałek Sejmu
Ryszard Terlecki mówił, że film Sekielskich jest atakiem na Kościół, a termin
jego publikacji dziwnie zbiegł się z wyborami.
Beata Kempa i Joachim Brudziński
dowodzili, że pedofilia nie jest tylko problemem księży, ale także - jak
podkreślała Kempa w TVP
- celebrytów. Politycy PiS przypomnieli
sprawę Romana Polańskiego oskarżonego o molestowanie 13-latki w USA.
Premier Mateusz Morawiecki z
sejmowej trybuny winił za pedofilię w Kościele brak lustracji księży, a Jacek
Karnowski z prorządowego portalu wPolityce.pl wzywał swoich czytelników,
by „nie zagrali w scenariuszu Sorosa” - amerykańskiego inwestora i filantropa,
który wspiera rozwój demokracji liberalnej na świecie, i poszli w niedzielę na
mszę.
PIS TRACI ATUTY
Aleksander Smolar,
prezes Fundacji Batorego, uważa, że PiS może wpaść w
poważne tarapaty, bo dwa atuty, którymi dysponowało - socjalny i kulturowy -
zostały mocno osłabione. Obietnice nie zadziałały tak, jak PiS oczekiwało.
Partia miała odpalić piątkę Kaczyńskiego, czyli m.in. 500 plus na pierwsze
dziecko oraz 13. emeryturę, dopiero jesienią przed wyborami parlamentarnymi.
Trzeba było jednak przykryć aferę z dwiema wieżami. A kiedy okazało się, że piątka nie
działa, Kaczyński wystąpił w obronie tradycji i Kościoła.
- W ciągu ostatniego dziesięciolecia nie tylko w Polsce, ale i w Stanach
Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii wyodrębniły się dwie podkultury. Z jednej
strony mamy mentalność bardziej otwartą, nastawioną na rozwój, dynamikę, a z
drugiej bardziej zamkniętą, nastawioną na zakorzenienie, tradycję, naród. Kaczyński
świetnie to czuje - mówi mi Smolar. Jednak film Sekielskich, który w
przeciwieństwie do „Kleru” jest dokumentem, sprawił, że PiS znalazło się w
pułapce.
- PiS musi bronić Kościoła, bo on jest ostoją tradycji i główną instytucją
mobilizującą wyborców tam, gdzie partia jest najsilniejsza, czyli na wsi i w małych
miasteczkach. Ale z drugiej strony nie może bronić Kościoła wtedy, kiedy głównym
problemem jest pedofilia, bo to będzie odbierane jako obrona pedofilii -
podkreśla Smolar. Według niego film Sekielskich spowoduje głębokie zmiany
kulturowe, zwłaszcza w młodym pokoleniu, Czy będzie miał wpływ na wynik
eurowyborów?
Sondaże są rozbieżne. Przeprowadzony już po publikacji filmu Sekielskich
sondaż dla „Newsweeka” i Radia Zet przez Instytut Badań Spraw Publicznych
pokazuje, że po raz pierwszy odkąd PiS doszło do władzy, partia przegrywa z
Koalicją Europejską prawie 11 punktami procentowymi (43,6 do 32,9 proc.).
Wiosna dostałaby w eurowyborach 9 proc., a skrajnie prawicowa Konfederacja -
6,86 proc. Za to z sondażu firmy Kantar wynika, że gdyby dziś odbyły się eurowybory,
to wygrywa w nich PiS z poparciem 43 procent. Na Koalicję Europejską
zagłosowałoby 28 proc., a na Wiosnę 8 proc.
Zdaniem Aleksandra Smolara opozycja nie powinna iść w antyklerykalizm. -
Powinna atakować konkretne osoby za tolerowanie patologii, mentalności
klerykalnej i za pyszałkowatość kleru. A
jednocześnie mówić, jak ważny jest Kościół w Polsce, że to jest nie tylko instytucja
uniwersalna, ale także narodowa i w żadnym stopniu tu nie chodzi o walkę z
Kościołem czy religią - podkreśla Smolar.
Po filmie Sekielskich dyskusja o oddzieleniu państwa i Kościoła wydaje
się nieunikniona. Jednak zdaniem Ludwika Dorna opozycja nie powinna dążyć do
wprowadzenia zasady wrogiej separacji, jak we Francji.
- Współdziałanie wymaga dobrej woli, ale także umiarkowania i
powściągliwości od obu stron. Natomiast próba wprowadzenia wrogiej separacji
przez większość sejmową to jest recepta na wielką awanturę, która nie wiadomo,
czym się skończy - ostrzega Dorn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz