Tuż przed premierą
książki o Mateuszu Morawieckim jeden z dystrybutorów, prowadzący interesy z
państwowymi spółkami, się wycofał. Czy premier obawia się „Delfina”?
Radosław Omachel
Piątek 10 maja. Tabloid „Super Express” kłuje
w oczy czerwonym tytułem „Morawiecki adoptował dwoje dzieci”. Z tekstu
wynika, że ten sensacyjny fakt ujawnili w książce „Delfin” Piotr i Jakub N.
Gajdzińscy. Upublicznienie tak delikatnej informacji oburzyło dziesiątki
dziennikarzy o solidarności z Morawieckim i jego rodziną zapewniali poruszeni
politycy z obydwu stron sceny. Gromy posypały się na „SE”, ale przede wszystkim
na autorów „Delfina”.
Dzień później
bliźniacza okładka z familią premiera. I tytuł: „Morawieccy mają wielkie serca,
stworzyli dzieciom dom pełen miłości”. I dalej: „Miliony osób są pod wrażeniem
i chylą czoła przed Mateuszem Morawieckim”. Minister w Kancelarii Premiera
Michał Dworczyk wyjaśnia, że dzieci premiera wiedziały wcześniej, że są
adoptowane. Informacja pojawiała się już zresztą w mediach, tyle że mało kto
ją zauważył.
- A więc ustawka.
Gra na emocjach współczucia i oburzenia. Ściek - skomentował Jan Pawlicki,
były dziennikarz TV Republika, który za rządów PiS został szefem TVP1.
OJCIEC MATEUSZ
Na jednym ogniu Morawiecki upiekł dwie pieczenie: ocieplił
wizerunek i rzucił mocny cień na książkę „Delfin”. - Nie mam wątpliwości, że
ustawka z tabloidem była próbą zdyskredytowania nas i książki - mówi Piotr
Gajdziński.
Przypomina, że nie
pierwszy raz Morawiecki alergicznie reaguje na publikacje o sobie. W czerwcu
2007 roku, kilka tygodni po objęciu przez niego funkcji prezesa Banku
Zachodniego WBK, miesięcznik „Forbes” zamieścił artykuł o błyskotliwej karierze
młodego menedżera. Kiedy wydanie trafiło do kiosków, wściekły Morawiecki
zadzwonił wieczorem do Gajdzińskiego, w owym czasie rzecznika BZ WBK Nie
spodobał mu się opis jego ojca Kornela, który w latach 80. tworzył Solidarność
Walczącą. Zasugerował Gajdzińskiemu wykupienie z kiosków całego nakładu
„Forbesa”.
DWIE BIOGRAFIE
Po publikacji w „SE” Gajdziński, obecnie piarowiec i
pisarz, odebrał kilkaset niemal identycznych wiadomości od
oburzonych czytelników. Zaś w ubiegłą środę, kiedy ruszała dystrybucja
biografii premiera, jeden z dystrybutorów, uzależniony biznesowo od kontraktów
ze spółkami skarbu państwa, wycofał się z jej sprzedaży
Równolegle ukazują się dwie książki o Morawieckim. „Mateusz Morawiecki i jego tajemnice” Tomasza Piątka traktuje o możliwych
powiązaniach biznesowych premiera, a także o prywatnych inwestycjach
małżeństwa Morawieckich w nieruchomości. Gajdzińscy snują opowieść o bankowej
karierze obecnego premiera. Rozdmuchana przez „SE” sprawa adopcji to w książce
jedno zdanie w krótkim akapicie. Jej trzon stanowią historie przypomniane
przez byłych współpracowników Morawieckiego.
Wśród osób znających go bliżej panuje przekonanie, że
funkcja premiera nie jest ukoronowaniem kariery. Już około 2009 roku miał
wspominać półgębkiem, że widzi się w roli prezydenta.
AWANS
W banku BZ WBK odpowiadał za administrację,
informatykę i zapewnienie czystości w biurach. Nie wymieniano go w gronie faworytów do objęcia schedy po
wieloletnim szefie Jacku Kseniu. Morawiecki, który świetnie zna angielski,
protektora znalazł w Irlandczyku Liamie Horganie, wiceprezesie z ramienia
irlandzkiej grupy AIB, głównego akcjonariusza. Był jego tłumaczeni i
powiernikiem, w ramach obowiązków dbał też o wynajętą willę Horgana we
Wrocławiu. Trafiły do niej wyselekcjonowane, stare meble, które żona Horgana
bardzo ceniła (kiedy wyjeżdżali do Irlandii, BZ WBK sprzedał im sporą część
wyposażenia, jak twierdzą Gajdzińscy - za bezcen). W konkursie na prezesa
Horgan miał duży wpływ na decyzję rady nadzorczej. - Prowadzący jej obrady tak
się gimnastykował, żeby uzasadnić wybór Morawieckiego, że trzy razy zmieniał
koszule - mówi były członek zarządu.
Morawiecki uchodził w banku za kompetentnego i pracowitego
technokratę. Ale wkrótce po objęciu schedy po Kseniu zaczął zdradzać
zamiłowanie do kwestii historycznych. Nigdy nie cenił rocznicy wyborów 4
czerwca, za to był mocno przywiązany do mitu powstania warszawskiego. Rok w rok
od 1 sierpnia do 2 października nie pije alkoholu. Na jego służbowym audi
zawisła tablica rejestracyjna W2 AK44 - oczywiste nawiązanie do II wojny światowej i powstania. W 2007 roku ogłosił, że w
godzinę W wszystkie placówki BZ WBK zostaną zamknięte. Dopiero interwencja
ludzi od sprzedaży zmusiła go do zmiany decyzji.
Jak twierdzą cytowani w „Delfinie” byli pracownicy, prezes
z poglądami się nie obnosił. Choć zdarzało się, że konserwatywny światopogląd
brał górę. Kiedy na jednej z korporacyjnych wigilii miała zaśpiewać Kayah,
Morawiecki najpierw kręcił nosem, a potem zażądał listy utworów wraz ze
słowami. Wyrzucił z repertuaru kilka piosenek, które jego zdaniem miały
nihilistyczny wydźwięk. W innych próbował zastępować pojedyncze słowa.
Zmienił się także profil fundacji BZ WBK, która za czasów
Ksenia miała charakter czysto filantropijny. Morawiecki obsadził ją swoimi
ludźmi, którzy dofinansowywali inicjatywy związane z edukacją patriotyczną i
żołnierzami wyklętymi. Byli współpracownicy Morawieckiego twierdzą, że momentami
ostentacyjnie wspierał „Rzeczpospolitą”, obsadzoną wtedy przez tzw.
dziennikarzy niepokornych. Proponował też zamieszczanie reklam w Radiu Maryja,
ale nie udało się, bo to nadawca społeczny.
LIBERAŁ
Latem 2007 roku, jak piszą autorzy „Delfina”, w lobby poznańskiego Sheratona Morawiecki spotkał się na kolacji z Piotrem
Gajdzińskim. Tematem miała być napisana przez rzecznika BZ WBK książka o
nieukaranych zbrodniach systemu komunistycznego. Morawieckiemu wyraźnie
przypadła do gustu. W pewnym momencie, jak relacjonuje Gajdziński, do lobby
weszła grupa Azjatów. – Jak ja ich nienawidzę. Wszystkich ich bym wymordował -
miał wypalić prezes BZ WBK. Co nie zmienia faktu, że kilka lat później na
jednym ze spotkań roboczych w banku Mateusz Morawiecki proponował systemowe
sprowadzanie robotników z biednych kraj ów Afryki wraz z rodzinami.
Jako prezes banku udzielił kilku wywiadów, w których wiało
wyraźnie liberalnymi poglądami. W 2009 roku w „Rzeczpospolitej” mówił: „Polityka,
którą prowadzi premier i polski rząd, jest dobrą polityką gospodarczą i fiskalną.
Obietnica stabilności i nieuginania się przed krzykliwymi żądaniami płynącymi
z różnych stron to dobra polityka.” Dwa lata później Morawiecki apelował o
przyspieszenie prywatyzacji, choćby zmniejszenie udziału państwa w KGHM, który
od lat stanowi bazę setek atrakcyjnych etatów dla polityków. Po latach
Morawiecki okazał się całkiem sprawnym graczem w podziale politycznych łupów,
także w KGHM.
Dziś walczy z przypisywanym mu stereotypem zimnego
bankstera. Ale, nie licząc fundacji, bankiem kierował jak każdy inny prezes - patrząc na wyniki. Jeszcze zanim został
prezesem, jeden z podmiotów powiązanych z irlandzkim akcjonariuszem
zaproponował zakup pewnego produktu inwestycyjnego.
- To był skomplikowany instrument
wymyślony i sprzedawany przez bank Goldman Sachs - mówi były członek zarządu BZ
WBK. - W dużym skrócie: umożliwiał zaniżanie wyniku finansowego. Rok finansowy
bank rozpoczynał ze stratą, ale potem z nawiązką odbijał to sobie na podatkach
- tłumaczy nasz rozmówca. Zarabiał na tym Goldman Sachs i pośrednik. Miał
zarobić także BZ WBK, tyle że kosztem fiskusa. Ówczesny prezes Jacek Kseń
namówił polskich członków zarządu do odrzucenia tej propozycji, co nie spodobało
się Irlandczykom. - Nie mam nic przeciwko optymalizacji podatkowej, ale ten
instrument na dłuższą metę mógł się okazać ryzykowny i niebezpieczny dla banku
- mówi były członek zarządu BZ WBK. Polacy w zarządzie zagłosowali przeciw. Z
jednym wyjątkiem - Mateusz Morawiecki był za.
Jako premier Morawiecki twierdził, że BZ WBK był jednym z
niewielu banków, które nie sprzedawały toksycznych kredytów frankowych. To
prawda - nie sprzedawał, póki prezesem był Kseń. Do 2007 roku kredyty walutowe
w BZ WBK były dostępne jedynie dla klientów zarabiających w walutach obcych.
Jak piszą autorzy „Delfina”, pół banku klęło na tę strategię, bo handlowcom z
BZ WBK potężne premie przechodziły koło nosa. Rządzący wtedy
jeszcze PiS apelował do KNF, by nie ograniczała dostępności takich kredytów. -
Gramy na połowie boiska - miał mówić Morawiecki na zebraniach zarządu. Słał
e-maile do centrali AIB w Dublinie o zgodę na zmianę strategii.
Z raportów BZ WBK wynika, że w 2007 roku (Morawiecki
rządził wtedy bankiem siedem miesięcy) portfel kredytów walutowych wynosił
nieco ponad 500 mln zł. Rok później - już 2,6 mld zł. W 2018 roku jedna z
byłych klientek BZ WBK na antenie TVP oskarżyła Morawieckiego o moralną
odpowiedzialność za finansową tragedię jej rodziny.
Z „Delfina” wyłania się obraz pracowitego menedżera, który
zasypywał podwładnych e-mailami w godzinach odbiegających od biurowych standardów
- Potrafił w kilka dni zapamiętać 80 proc. liczb z opasłego raportu kwartalnego
- mówi jeden z rozmówców w książce. Ale miał problemy w kontaktach z ludźmi. Na
firmowych imprezach nie brylował, z umiarem korzystał z alkoholu. Nie miał też
pamięci do nazwisk.
Według autorów „Delfina” na kluczowe stanowiska upychał
ludzi, do których miał zaufanie, często dzieci byłych działaczy Solidarności
Walczącej albo członków harcerstwa (zatrudnił m.in. dwóch harcerzy, którzy w
2010 roku ustawili krzyż na Krakowskim Przedmieściu). Piotr Gajdziński
wspomina domową imprezę u Jacka Ksenia, byłego już wtedy prezesa, z którym
Morawiecki się nie znosił. Morawiecki miał potem wypytywać, kto z obecnych pracowników
BZ WBK stawił się u byłego szefa.
DOBRZY ZNAJOMI
Zawarta jeszcze w połowie lat 90. znajomość z
prominentnym wtedy politykiem Krzysztofem Kilianem pomogła Morawieckiemu zaistnieć w kilku radach nadzorczych i zdobyć
pierwsze stanowisko w BZ WBK. Kiedy Kilian, dobry znajomy Donalda Tuska, za
rządów PO zasiadł w fotelu prezesa państwowej firmy PGE, stara znajomość
zaczęła procentować.
Kilian poznał Morawieckiego z Janem Krzysztofem Bieleckim,
byłym premierem i byłym szefem banku Pekao, wyraźnie rozczarowanym zagranicznymi
inwestorami w tym sektorze. Morawiecki dostał zaproszenie do Rady Gospodarczej
przy Tusku, którą kierował Bielecki i ponoć regularnie się z Bieleckim
spotykał. To wtedy narodziła się idea repolonizacji sektora bankowego.
Morawiecki zręcznie lawirował w rozgrywkach ówczesnego
obozu władzy. Dobrze znał się np. z Mirosławem Drzewieckim. Kiedy w trakcie
afery hazardowej - jak piszą autorzy „Delfina” -
Drzewieckiemu zmarła matka, prezes BZ WBK polecił zamówić nekrolog. Kiedy
nagle okazało się, że wskutek afery Drzewiecki wyleciał z rządu, Morawiecki
kazał nekrolog zdjąć.
NA PODSŁUCHU
W 2016 roku „Newsweek” ujawnił część nagranej w
kwietniu 2013 roku w restauracji Sowa i Przyjaciele rozmowy z Kilianem oraz
Zbigniewem Jagiełłą, prezesem PKO BP i kolegą Morawieckiego ze studiów. W 2018
r. Onet opublikował całe nagranie, na którym Morawiecki komplementuje Tuska, Angelę
Merkel i wypowiada słynne słowa o tym, jak po II wojnie światowej
„ludzie zapierdalali za miskę ryżu i gospodarka się odbudowywała”. W innym
miejscu rzuca pomysł finansowego wsparcia dla Aleksandra Grada, byłego
ministra skarbu z pierwszego rządu Tuska. Morawiecki ma u niego dług
wdzięczności, w luźnej rozmowie rozmyśla, że mógłby mu zaoferować
kilkadziesiąt tysięcy za lipne usługi analityczne (co oznaczałoby zgodę na
przyjęcie lewej faktury, za co dziś jako premier bezlitośnie ściga). Jeden ze
skazanych w aferze podsłuchowej kelnerów twierdził, że nagrań z Morawieckim
jest więcej. „Kiedy po wyborach 2015 roku ogłoszono, że Morawiecki wejdzie do
rządu PiS, członkowie byłej Rady Gospodarczej przy Tusku uznali tę wieść za fake newsa” - piszą autorzy „Delfina”.
Po trzech latach w obozie władzy Morawiecki zdołał przejąć
kontrolę nad częścią ministerstw i spółek skarbu państwa, ale własnej pozycji
politycznej nadal nie zbudował. W rządzie może liczyć na poparcie Jarosława
Gowina, Piotra Glińskiego i kilku mniej znaczących ministrów. Ze środowiskiem
Zbigniewa Ziobry i byłej premier Beaty Szydło nadal więcej go dzieli, niż
łączy, a dla zakonu PC pozostaje obcym ciałem. Jak konstatują autorzy
biografii, tak jak wcześniej w banku, dziś jego los także zależy od woli
protektora. Kiedyś był nim Liam Horgan, teraz - Jarosław Kaczyński. Publikacja
kulis pracy w banku z pewnością pozycji Morawieckiego nie wzmocni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz