Strony

piątek, 24 maja 2019

Wizerunkowi



Kampania wyborcza była nerwowa i chaotyczna. Najwięcej środków przeznaczyła na nią partia władzy. Jak działał sztab wyborczy PiS? Kto i jaką odgrywał w nim rolę? Jak wypadł test przed jesiennymi wyborami?

Sztab PiS przez wiele tygodni zbierał się codzien­nie rano przy ul. Nowogrodzkiej. To grupa, jak mówią o sobie, „bieżąco-reaktywna”. Czasem - raz, dwa razy w tygodniu - dołączali Jarosław Kaczyński i spec od badań Piotr Agatowski, by w szerszym gronie omówić strategię.
   - To dla nas bardzo trudna kampania, bo mamy z tyłu głowy, że nigdy eurowyborów nie wygraliśmy. Wiemy, że nasz elektorat nie bardzo interesuje się Europą, więc jeśli go nie zmobilizujemy, to pole­gniemy - ocenia polityk PiS. Prezes Kaczyński mówił w Szczecinie - jedyną szansą „tamtych” jest to, że „nasi” nie pójdą do wyborów. Mobilizował nawet w śniadaniówce TVP gdzie opowiadał o jedze­niu, kotach i o swoim odkryciu towarzyskim, czyli o Julii Przyłębskiej, prezes Trybunału Konstytucyjnego.
   Za kampanię - od kwestii strategicznych przez taktyczne i or­ganizacyjne aż po wizerunkowe odpowiada w PiS kilka, może kilkanaście osób. Kim są ci, którzy zastąpili dawnych spin dok­torów - Adama Bielana, Michała Kamińskiego, Adama Hofmana, Marcina Mastalerka czy Krzysztofa Łapińskiego?

Szef Poręba
Oficjalnie sztab nie został zaprezentowany. Kaczyński przed­stawił tylko szefa kampanii - Tomasza Porębę (rocznik 1973). On sam mawia, że prawie wszystko zawdzięcza prezesowi. Jego zna­jomy tak przedstawia go POLITYCE: - Tomek to baby-face killer - „zabójca” o twarzy dziecka, którego Jarosław Kaczyński spraw­dził w partyjnych bojach i którego rękami wycinał nielojalnych.
   Poręba jest europosłem już drugą kadencję, w Brukseli uchodzi za ucho prezesa. Dziś startuje z jedynki na Podkarpaciu, więc trzecią kadencję też ma w kieszeni. Jest z PiS od początku, zaczy­nał w biurze organizacyjnym partii i na wizytówce miał napisane „kierownik Działu ds. Informacji i Wizerunku”. W poprzedniej kampanii prezes mówił o nim: „Numerem jeden na naszej liście jest ten naprawdę sprawdzony człowiek. Zaczynał jako zwykły pracownik. Zobaczyliśmy, że jest niezwykle zdolny i lojalny”. Na tyle lojalny, że już w 2011 r. prezes powierzył mu kierowanie kampanią parlamentarną partii. Choć Platforma wygrała wów­czas wyraźnie, Poręba wyszedł z porażki bez szwanku. Został przy Kaczyńskim, gdy odchodzili Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski. „Miałem poczucie, że nie szliśmy w jedną stronę ze spójnym przekazem PiS. Nie wszyscy zaangażowali się w kampanię tak, jak należy” - oceniał niedawno w mediach tamtą walkę wyborczą.
   Ostatnio kierował kampanią samorządową, zasłynął w niej m.in. utarczką z dziennikarzem TVN (Poręba zwrócił się do nie­go „odejdź szczylu”). Mimo to utrzymuje się na partyjnym to­pie. W PiS można usłyszeć, że nie jest może gejzerem pomysłów, za to sprawnym organizatorem. Gwarantuje też Kaczyńskiemu spokój w partii, zawsze gra na prezesa.
   - Tomek szybko podejmuje na sztabach decyzje, a z prezesem omawia kluczowe posunięcia, jak to, kiedy przez Sejm przeprowa­dzić ustawy, na przykład te z naszej piątki. Ale też oddaje do jego decyzji personalne błahostki - jak to, która kandydatka - Beata Mazurek czy Elżbieta Kruk - miała pierwsza wystąpić na kon­wencji w Lublinie. Wiadomo, że panie za sobą nie przepadają i Tomek poprosił, aby to Jarosław rozstrzygnął - słyszymy w PiS.
I pierwsza przemówiła Kruk.

Agatowski rządzi badaniami
Kilku naszych rozmówców z PiS podkreśla rolę, jaką w tej kam­panii odgrywa Piotr Agatowski. Człowiek mocno chroniący swą prywatność (w internecie trudno znaleźć jego zdjęcie), właściciel firmy PA Marketing Group. Jak sprawdziliśmy w sprawozdaniu finansowym PiS, w zeszłym roku wystawił partii za badania opinii faktury na 822 tys. zł.
   Agatowskiego w 2014 r. ściągnął do PiS Andrzej Duda (panowie znają się z Krakowa), który wtedy kierował eurokampanią. Na ze­braniach sztabu przedstawiciele różnych partyjnych frakcji nie mogli się nadziwić, że Agatowski pokazuje badania, które wca­le nie muszą podobać się prezesowi. - Piotr nie jest politykiem i może sobie pozwolić, aby ignorować koterie. Konfrontuje prezesa z faktami i on to docenia - mówi sztabowiec PiS. Potem Agatowski został na kampanie prezydencką i parlamentarną - obie dla PiS zwycięskie. To go wzmocniło. - Andrzej miał przegrać, a wygrał, i to wielka zasługa Agatowskiego oraz Marcina Mastalerka, który popadł jednak w niełaskę prezesa, bo za bardzo chciał wybić się na niezależność - słyszymy w PiS.
   Agatowski zajmuje się przede wszystkim badaniami jakościo­wymi, tzw. fokusami. Wyciąga z nich wnioski, które później służą za inspirację do konkretnych kroków w kampanii.
   Badania pokazały, że słowem kluczem dla elektoratu PiS w kon­tekście europejskim jest równość. To dlatego prezes PiS mówił w Poznaniu, że chodzi nie tylko o równość w znaczeniu wielkiej polityki, czyli stawianiu czoła koncepcji Europy dwóch prędkości, ale też że ta równość odnosi się do „do aspektów polskiej co­dzienności”, czyli słynnej chemii z Niemiec i proszków tej samej marki, które w Polsce gorzej piorą. Na drugi dzień w Białymstoku mówił o „wspólnocie równych szans”. - Znaczenie tej równości wychodziło nam z badań, a Platforma bardzo nam pomogła, bo w PE podzieliła się w głosowaniu nad dyrektywą, która daje gwarancję równości jakości produktów w całej UE - słyszymy od polityka PiS.
   Europosłowie opozycji nie zdołali dotrzeć do opinii publicznej z jasnym przekazem, że część z nich była przeciw dyrektywie, bo wcale nie chroni ona dostatecznie konsumentów przed po­dwójną jakością produktów.
   W pracach sztabu teoretycznie uczestniczy też inny specjali­sta od badań - szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych, politolog Waldemar Paruch, ale nasi rozmówcy twierdzą, że nie odgrywa większej roli, a jego obecność wynika „z miękkiego ser­ca Jarosława”.

Kolejny comeback Plakwicz i Matczuka
Za opakowanie wizerunkowe działań PiS w kampanii odpo­wiada znany duet piarowców - Anna Plakwicz i Piotr Matczuk.
O ich zaangażowaniu opowiada nam kilku rozmówców z PiS.
Jak się dowiadujemy, Plakwicz, od stycznia dyrektorka w pod­ległym MON Wojskowym Centrum Edukacji Obywatelskiej, wzięła bezpłatny urlop, by pracować przy kampanii. Niewy­kluczone, że go przedłuży na czas batalii o Sejm. Wraz z Matczukiem chodzą na posiedzenia sztabu przy Nowogrodzkiej.
   - Anka zna prezesa od lat, ma z nim bardzo dobre rela­cje, widać, że bardzo zależy jej na tej kampanii - słyszymy od naszego rozmówcy. Plakwicz i Matczuk wykazali się w kampaniach najpierw Andrzeja Dudy, a potem w par­lamentarnej. Po zwycięstwie PiS w 2015 r. Plakwicz zo­stała dyrektorką departamentu obsługi medialnej Cen­trum Informacyjnego Rządu, a Matczuk - szefem CIR.
Nie umieli znaleźć wspólnego języka z Elżbietą Witek, ówcze­sną rzeczniczką Beaty Szydło i szefową jej gabinetu polityczne­go. W końcu odeszli z Kancelarii i założyli spółkę Solvere. Ści­ślej - najpierw założyli Solvere, a krótko potem odeszli z posad rządowych, co zaowocowało małym kryzysem wizerunkowym PiS, bo Plakwicz i Matczuk jako urzędnicy nie mogli prowa­dzić działalności gospodarczej. Ostatecznie prokuratura od­mówiła wszczęcia śledztwa. Dziś Solvere jest w likwidacji, ale wcześniej zrealizowała kampanię „Sprawiedliwe sądy”, która miała ukazywać rzekomą nieuczciwość „kasty sędziowskiej”. Plakwicz i Matczuk wystawili Polskiej Fundacji Narodowej za tę akcję faktury na 1 191 347 zł. Solvere była też na liście płac PiS od sierpnia do grudnia 2017 r . - 450 tys. zł, a także przez pierw­sze dwa miesiące 2018 r. - zarobiła wtedy 73 tys. zł.
   W marcu 2018 r. Plakwicz i Matczuk wrócili do KPRM i od­powiadali za wizerunek rządu. Po kampanii samorządowej, w listopadzie ubiegłego roku, odeszli od Morawieckiego. To oni wypuścili słynny antyuchodźczy spot, który miał pokazywać Polskę w 2020 r. pod rządami PO, pełną islamskich terrory­stów i uchodźców napastujących Polki. Nawet w PiS można usłyszeć, że klip raczej zmobilizował wyborców opozycji, co przyczyniło się do klęski kandydatów partii w dużych mia­stach. Od współpracowników premiera słyszymy, że choć oboje są sprawni technicznie i marketingowo, to brak im zdolności do strategicznego myślenia. W sztabie na eurowybory - jak już wspomniano - nie oni jednak zajmują się strategią.

Sobolewski dyryguje terenem...
PiS zdaje sobie sprawę - może nawet lepiej niż opozycja - że kampanię wygrywa się, jak mówią, „orząc w terenie”. Pra­cę struktur koordynuje Krzysztof Sobolewski (rocznik 1978, w PiS od 2003 r.), dziś jeden z najbliższych współpracowników Kaczyńskiego. Na konwencjach zajmuje zwykle miejsce obok prezesa. Sobolewski jest pełnomocnikiem wyborczym PiS i jednym z ważniejszych sztabowców. Na Nowogrodzkiej za­stąpił Joachima Brudzińskiego, gdy ten w styczniu 2018 r. został ministrem spraw wewnętrznych. Dziś to Sobolewski - zaufany Brudzińskiego - zawiaduje strukturami. Jest przewodniczącym Komitetu Wykonawczego PiS, czyli szefem wszystkich zarzą­dów okręgowych partii, organizuje ich pracę między wybora­mi, a także odpowiada za kampanie wyborcze w terenie.
   Kaczyński podkreślał po wyborze Krzysztofa Sobolewskiego, że to „człowiek, który świetnie się orientuje w sprawach partii, jest bardzo rzetelny, sprawny, pracowity, inteligentny”. - Wia­domo, że wygraną może nam dać przede wszystkim mobilizacja naszego elektoratu, więc Krzysztof ma wielkie zadanie dociskać struktury. Dobrze mu idzie - ocenia polityk PiS. Przez ostatnie dwa tygodnie kampanii nie tylko kandydaci, ale też wszyscy parlamentarzyści mieli za zadanie objechać swoje regiony, rozmawiać z ludźmi na ulicach, przekonywać do głosowania. Jak się dowiadujemy, każdy z kandydatów musiał przedstawić plan swojej aktywności na finisz kampanii: - To powinno ich zmobilizować. Będą skrupulatnie rozliczani - zapowiada nasz rozmówca. Sobolewski dostanie pewnie dobre miejsce na liście wyborczej jesienią i zadebiutuje jako poseł - na jego wejściu do Sejmu zależy ponoć Kaczyńskiemu.

...a Fogiel internetem
Również w tej kampanii PiS inwestuje w kampanię internetową. W dwóch ba­taliach w 2015 r. zgarnął tytuł króla sieci, bo partia zdołała zawładnąć interneto­wym przekazem politycznym. Robili naj­więcej i najszybciej. Za zarządzanie emo­cjami i kierowanie treściami w sieci tym razem odpowiedzialność wziął Radosław Fogiel (rocznik 1982). Oczywiście Paweł Szefernaker, jeden z najbliższych współ­pracowników Brudzińskiego, który do tej pory uchodził za magika internetowego partii, też przychodzi na zebrania sztabu, ale nie odgrywa już kluczowej roli.
   Fogiel znalazł się w bliskim otoczeniu prezesa PiS, od kilku lat jest dyrektorem jego biura poselskiego, a od 2014 r. radnym mazowieckiego sejmiku. - Szefer, jako za­stępca Joachima w MSWiA, ma pełne ręce roboty. Korzystamy z jego doświadczenia, wiedzy i intuicji, ale to Radek Fogiel będzie rozliczany z tego, jak nam idzie z przekazem w in ternecie - twier­dzi nasz rozmówca z PiS. Dodaje, że przez ostatnie cztery lata główna konkurencja doścignęła PiS w komunikacji na Twiterze i Facebooku (co pokazała kampania Rafała Trzaskowskiego w Warszawie), ale partia rządząca jeszcze nie powiedziała w tej kampanii ostatniego słowa.
   W pierwszej jej fazie co tydzień, po każdej weekendowej konwencji, odpalali w sieci nowy hasztag. Hasztagi pomagają zdobywać sieciową popularność. Teraz skupiają się na promo­waniu jednego, który jest głównym hasłem kampanii #PolskaSercemEuropy. Na ostatniej prostej - jak się dowiadujemy - sztabowcy uruchomią nowe, nieznane do tej pory w Polsce internetowe narzędzie. Będzie to zupełnie nowa forma komu­nikacji z sympatykami PiS. Pomysł przyszedł z USA, w kampa­nii europejskiej nie zdąży już odegrać większej roli, ale wróci w parlamentarnej.
   W kampanię bardzo mocno zaangażował się też Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera i łącznik między rządem a sztabem. To naturalne, gdy jedną z twarzy eurowyborów jest Mateusz Morawiecki, a paliwem politycznym są rządowe programy socjalne. Dworczyk, bardzo aktywny ostatnio w me­diach, bywa też wymieniany wśród kandydatów na ministrów konstytucyjnych w kolejnej rekonstrukcji rządu - albo już za chwilę, gdy zwolni się fotel Brudzińskiego, który przenosi się do Brukseli, albo w następnej kadencji - jeśli PiS wywal­czy reelekcję.

Plany na ostatnią prostą
Na razie przed sztabem końcówka kampanii europejskiej. Plany są takie, by nie atakować za ostro opozycji (nie z dobroci serca, tylko żeby nie mobilizować jej wyborców), ale w razie czego kontratakować. - Wiedzieliśmy, bo badania nie kłamią, że Koalicja Europejska wyciągnie ochronę zdrowia, bo i nam wychodziło, że to temat bardzo ważny społecznie. Już im przy­pomnieliśmy, zresztą bardzo dobry, spot PO z 2007 r., w którym Tusk mówił, że Polaków będą leczyć dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki - podkreśla nasz rozmówca z PiS. Własny prze­kaz PiS miał oprzeć na „europejskich wartościach”. - Europej­skość rozumiemy jako odpowiedni standard życia, a transfery socjalne, takie jak 500+, są na Zachodzie standardem. Chcemy zerwać z przekonaniem, że na nic nas nie stać i ciągle gonimy. Mówimy o wolności od biedy, a także o tym, że będziemy w PE bronić wartości chrześcijańskich - mówi ważny polityk PiS.
   - 75 proc. naszych działań jest zapla­nowanych, 25 proc. to spontan - szacuje jeden ze sztabowców. Z badań zamó­wionych przez PiS wychodzi, że jego najwierniejszemu elektoratowi zależy na tym, aby Polska się nie laicyzowała, ale trwała przy katolickich wartościach, że nie chce słyszeć o gender czy LGBT. Wielkim prezentem dla partii była więc warszawska karta LGBT i słynny wywiad wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja. PiS podchwycił - prezes zagrzmiał - „wara od naszych dzieci”. Od tygodnia promują się hasłem „Masz prawo do....”, a wśród sześciu punktów m.in.: decydowania o wychowywaniu dzieci (nie dla seksualizacji dzieci i adopcji przez pary homosek­sualne), a także „Masz prawo do szacunku i poszanowania wyznawanych wartości”.
   Oczywistym kłopotem dla PiS stał się film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”. W kontekście wielkiego społecznego poruszenia słowa Kaczyńskiego - „Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę” - stają się dla partii problemem. Ze sztabu PiS już dzień po premierze dobiegały głosy, że partia nie będzie stawać w roli adwokata Kościoła. Nie chcą na finiszu kampanii zbierać nieswoich ciosów. Z drugiej strony część najwierniejszego elektoratu PiS, trwająca przy partii i Kościele zawsze i mimo wszystko, oczekuje, że rzą­dzący nie zostawią Kościoła w opałach. Stąd ten dwugłos w prawicowym obozie. Z jednej strony Joachim Brudziński recenzuje film jako „mocny i poruszający”, a z drugiej wice­marszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówi o „jakimś tam filmie atakującym Kościół”. Pewne jest, że film podniesie frekwencję. Ze sztabu PiS: - Mamy ostatnio wrażenie, że to nasza partia, a nie instytucja Kościoła, staje się dla ludzi ostoją katolickich wartości. Może zmobilizować część elektoratu PiS do wyjścia z domu na wybory. Z drugiej strony istnieje ryzyko, że zmobilizu­je antyklerykalny elektorat opozycji. Na pewno film Sekielskich namieszał w kampanii.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz