Kampania wyborcza
była nerwowa i chaotyczna. Najwięcej środków przeznaczyła na nią partia władzy.
Jak działał sztab wyborczy PiS? Kto i jaką odgrywał w nim rolę? Jak wypadł test
przed jesiennymi wyborami?
Sztab
PiS przez wiele tygodni zbierał się codziennie rano przy ul. Nowogrodzkiej. To
grupa, jak mówią o sobie, „bieżąco-reaktywna”. Czasem - raz, dwa razy w
tygodniu - dołączali Jarosław Kaczyński i spec od badań Piotr Agatowski, by w
szerszym gronie omówić strategię.
- To dla nas bardzo trudna kampania, bo mamy z tyłu głowy,
że nigdy eurowyborów nie wygraliśmy. Wiemy, że nasz elektorat nie bardzo
interesuje się Europą, więc jeśli go nie zmobilizujemy, to polegniemy - ocenia polityk PiS. Prezes Kaczyński mówił w
Szczecinie - jedyną szansą „tamtych” jest to, że „nasi” nie pójdą do
wyborów. Mobilizował nawet w śniadaniówce TVP gdzie
opowiadał o jedzeniu, kotach i o swoim odkryciu towarzyskim, czyli o Julii
Przyłębskiej, prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Za kampanię - od kwestii strategicznych przez taktyczne i
organizacyjne aż po wizerunkowe odpowiada w PiS kilka, może kilkanaście osób.
Kim są ci, którzy zastąpili dawnych spin doktorów - Adama Bielana, Michała
Kamińskiego, Adama Hofmana, Marcina Mastalerka czy Krzysztofa Łapińskiego?
Szef Poręba
Oficjalnie sztab nie został
zaprezentowany. Kaczyński przedstawił tylko szefa kampanii - Tomasza Porębę
(rocznik 1973). On sam mawia, że prawie wszystko zawdzięcza prezesowi. Jego znajomy
tak przedstawia go POLITYCE: - Tomek to baby-face killer - „zabójca” o twarzy dziecka, którego Jarosław Kaczyński
sprawdził w partyjnych bojach i którego rękami wycinał nielojalnych.
Poręba jest europosłem już drugą kadencję, w Brukseli
uchodzi za ucho prezesa. Dziś startuje z jedynki na Podkarpaciu, więc trzecią
kadencję też ma w kieszeni. Jest z PiS od początku, zaczynał w biurze
organizacyjnym partii i na wizytówce miał napisane „kierownik Działu ds.
Informacji i Wizerunku”. W poprzedniej kampanii prezes mówił o nim: „Numerem
jeden na naszej liście jest ten naprawdę sprawdzony człowiek. Zaczynał jako
zwykły pracownik. Zobaczyliśmy, że jest niezwykle zdolny i lojalny”. Na tyle
lojalny, że już w 2011 r. prezes powierzył mu kierowanie kampanią parlamentarną
partii. Choć Platforma wygrała wówczas wyraźnie, Poręba wyszedł z porażki bez
szwanku. Został przy Kaczyńskim, gdy odchodzili Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski.
„Miałem poczucie, że nie szliśmy w jedną stronę ze spójnym przekazem PiS. Nie
wszyscy zaangażowali się w kampanię tak, jak należy” - oceniał niedawno w
mediach tamtą walkę wyborczą.
Ostatnio kierował kampanią samorządową, zasłynął w niej
m.in. utarczką z dziennikarzem TVN (Poręba zwrócił się do niego
„odejdź szczylu”). Mimo to utrzymuje się na partyjnym topie. W PiS można
usłyszeć, że nie jest może gejzerem pomysłów, za to sprawnym organizatorem.
Gwarantuje też Kaczyńskiemu spokój w partii, zawsze gra na prezesa.
- Tomek szybko podejmuje na sztabach decyzje, a z prezesem
omawia kluczowe posunięcia, jak to, kiedy przez Sejm przeprowadzić ustawy, na
przykład te z naszej piątki. Ale też oddaje do jego decyzji personalne
błahostki - jak to, która kandydatka - Beata Mazurek czy Elżbieta Kruk - miała
pierwsza wystąpić na konwencji w Lublinie. Wiadomo, że panie za sobą nie
przepadają i Tomek poprosił, aby to Jarosław rozstrzygnął - słyszymy w PiS.
I pierwsza przemówiła Kruk.
Agatowski rządzi badaniami
Kilku naszych rozmówców z PiS
podkreśla rolę, jaką w tej kampanii odgrywa Piotr Agatowski. Człowiek mocno
chroniący swą prywatność (w internecie trudno znaleźć jego zdjęcie), właściciel
firmy PA Marketing Group. Jak sprawdziliśmy w sprawozdaniu finansowym PiS, w
zeszłym roku wystawił partii za badania opinii faktury na 822 tys. zł.
Agatowskiego w 2014 r. ściągnął do PiS Andrzej Duda
(panowie znają się z Krakowa), który wtedy kierował eurokampanią. Na zebraniach
sztabu przedstawiciele różnych partyjnych frakcji nie mogli się nadziwić, że
Agatowski pokazuje badania, które wcale nie muszą podobać się prezesowi. - Piotr
nie jest politykiem i może sobie pozwolić, aby
ignorować koterie. Konfrontuje prezesa z faktami i on to docenia - mówi sztabowiec PiS. Potem Agatowski został na kampanie
prezydencką i parlamentarną - obie dla PiS zwycięskie. To go wzmocniło. - Andrzej
miał przegrać, a wygrał, i to wielka zasługa Agatowskiego oraz Marcina
Mastalerka, który popadł jednak w niełaskę prezesa, bo za bardzo chciał wybić
się na niezależność - słyszymy w PiS.
Agatowski zajmuje się przede wszystkim badaniami jakościowymi,
tzw. fokusami. Wyciąga z nich wnioski, które później służą za inspirację do
konkretnych kroków w kampanii.
Badania pokazały, że słowem kluczem dla elektoratu PiS w
kontekście europejskim jest równość. To dlatego prezes PiS mówił w Poznaniu,
że chodzi nie tylko o równość w znaczeniu wielkiej polityki, czyli stawianiu
czoła koncepcji Europy dwóch prędkości, ale też że ta równość odnosi się do „do
aspektów polskiej codzienności”, czyli słynnej chemii z Niemiec i proszków tej
samej marki, które w Polsce gorzej piorą. Na
drugi dzień w Białymstoku mówił o „wspólnocie równych szans”. - Znaczenie
tej równości wychodziło nam z badań, a Platforma bardzo nam pomogła, bo w PE
podzieliła się w głosowaniu nad dyrektywą, która daje gwarancję równości
jakości produktów w całej UE - słyszymy od polityka PiS.
Europosłowie opozycji nie zdołali dotrzeć do opinii
publicznej z jasnym przekazem, że część z nich była przeciw dyrektywie, bo
wcale nie chroni ona dostatecznie konsumentów przed podwójną jakością
produktów.
W pracach sztabu teoretycznie uczestniczy też inny
specjalista od badań - szef rządowego Centrum Analiz Strategicznych, politolog
Waldemar Paruch, ale
nasi rozmówcy twierdzą, że nie odgrywa
większej roli, a jego obecność wynika „z miękkiego serca Jarosława”.
Kolejny comeback Plakwicz i Matczuka
Za opakowanie wizerunkowe
działań PiS w kampanii odpowiada znany duet piarowców - Anna Plakwicz i Piotr
Matczuk.
O ich zaangażowaniu opowiada nam
kilku rozmówców z PiS.
Jak się dowiadujemy, Plakwicz,
od stycznia dyrektorka w podległym MON Wojskowym Centrum Edukacji
Obywatelskiej, wzięła bezpłatny urlop, by pracować przy kampanii. Niewykluczone,
że go przedłuży na czas batalii o Sejm. Wraz z Matczukiem chodzą na posiedzenia
sztabu przy Nowogrodzkiej.
- Anka zna prezesa od lat, ma z nim bardzo dobre relacje,
widać, że bardzo zależy jej na tej kampanii - słyszymy od naszego rozmówcy. Plakwicz i Matczuk wykazali się w
kampaniach najpierw Andrzeja Dudy, a potem w parlamentarnej. Po zwycięstwie
PiS w 2015 r. Plakwicz została dyrektorką departamentu obsługi medialnej Centrum
Informacyjnego Rządu, a Matczuk - szefem CIR.
Nie umieli znaleźć wspólnego
języka z Elżbietą Witek, ówczesną rzeczniczką Beaty Szydło i szefową jej
gabinetu politycznego. W końcu odeszli z Kancelarii i założyli spółkę Solvere. Ściślej - najpierw założyli Solvere, a krótko potem odeszli z posad rządowych, co zaowocowało
małym kryzysem wizerunkowym PiS, bo Plakwicz i Matczuk jako urzędnicy nie mogli
prowadzić działalności gospodarczej. Ostatecznie prokuratura odmówiła
wszczęcia śledztwa. Dziś Solvere jest w likwidacji, ale
wcześniej zrealizowała kampanię „Sprawiedliwe sądy”, która miała ukazywać
rzekomą nieuczciwość „kasty sędziowskiej”. Plakwicz i Matczuk wystawili
Polskiej Fundacji Narodowej za tę akcję faktury na 1 191 347 zł. Solvere była też na liście płac PiS od sierpnia do grudnia 2017 r
. - 450 tys. zł, a także przez pierwsze dwa miesiące 2018 r. - zarobiła wtedy
73 tys. zł.
W marcu 2018 r. Plakwicz i Matczuk wrócili do KPRM i odpowiadali
za wizerunek rządu. Po kampanii samorządowej, w listopadzie ubiegłego roku,
odeszli od Morawieckiego. To oni wypuścili słynny antyuchodźczy spot, który
miał pokazywać Polskę w 2020 r. pod rządami PO, pełną islamskich terrorystów i
uchodźców napastujących Polki. Nawet w PiS można usłyszeć, że klip raczej
zmobilizował wyborców opozycji, co przyczyniło się do klęski kandydatów partii
w dużych miastach. Od współpracowników premiera słyszymy, że choć oboje są
sprawni technicznie i marketingowo, to brak im zdolności do strategicznego
myślenia. W sztabie na eurowybory - jak już wspomniano - nie oni jednak zajmują
się strategią.
Sobolewski dyryguje terenem...
PiS zdaje sobie sprawę - może
nawet lepiej niż opozycja - że kampanię
wygrywa się, jak mówią, „orząc w terenie”. Pracę struktur koordynuje Krzysztof
Sobolewski (rocznik 1978, w PiS od 2003 r.), dziś jeden z najbliższych
współpracowników Kaczyńskiego. Na konwencjach zajmuje zwykle miejsce obok
prezesa. Sobolewski jest pełnomocnikiem wyborczym PiS i jednym z ważniejszych sztabowców. Na Nowogrodzkiej zastąpił
Joachima Brudzińskiego, gdy ten w styczniu 2018 r. został ministrem spraw
wewnętrznych. Dziś to Sobolewski - zaufany Brudzińskiego - zawiaduje
strukturami. Jest przewodniczącym Komitetu Wykonawczego PiS, czyli szefem
wszystkich zarządów okręgowych partii, organizuje ich pracę między wyborami,
a także odpowiada za kampanie wyborcze w terenie.
Kaczyński podkreślał po wyborze Krzysztofa Sobolewskiego,
że to „człowiek, który świetnie się orientuje w sprawach partii, jest bardzo
rzetelny, sprawny, pracowity, inteligentny”. - Wiadomo, że wygraną może nam
dać przede wszystkim mobilizacja naszego elektoratu, więc Krzysztof ma wielkie
zadanie dociskać struktury. Dobrze mu idzie - ocenia polityk PiS. Przez
ostatnie dwa tygodnie kampanii nie tylko kandydaci, ale też wszyscy
parlamentarzyści mieli za zadanie objechać swoje regiony, rozmawiać z ludźmi na
ulicach, przekonywać do głosowania. Jak się dowiadujemy, każdy z kandydatów
musiał przedstawić plan swojej aktywności na finisz kampanii: - To powinno
ich zmobilizować. Będą skrupulatnie rozliczani - zapowiada nasz rozmówca.
Sobolewski dostanie pewnie dobre miejsce na liście wyborczej jesienią i
zadebiutuje jako poseł - na jego wejściu do Sejmu zależy ponoć Kaczyńskiemu.
...a Fogiel internetem
Również w tej kampanii PiS
inwestuje w kampanię internetową. W dwóch bataliach w 2015 r. zgarnął tytuł
króla sieci, bo partia zdołała zawładnąć internetowym przekazem politycznym.
Robili najwięcej i najszybciej. Za zarządzanie emocjami i kierowanie
treściami w sieci tym razem odpowiedzialność wziął Radosław Fogiel (rocznik
1982). Oczywiście Paweł Szefernaker, jeden z najbliższych współpracowników
Brudzińskiego, który do tej pory uchodził za magika internetowego partii, też
przychodzi na zebrania sztabu, ale nie odgrywa już kluczowej roli.
Fogiel znalazł się w bliskim otoczeniu prezesa PiS, od
kilku lat jest dyrektorem jego biura poselskiego, a od 2014 r. radnym
mazowieckiego sejmiku. - Szefer, jako zastępca Joachima w MSWiA, ma pełne
ręce roboty. Korzystamy z jego doświadczenia, wiedzy i intuicji, ale to Radek
Fogiel będzie rozliczany z tego, jak nam idzie z przekazem w in ternecie - twierdzi
nasz rozmówca z PiS. Dodaje, że przez ostatnie cztery lata główna konkurencja
doścignęła PiS w komunikacji na Twiterze i Facebooku
(co pokazała kampania Rafała Trzaskowskiego w Warszawie), ale partia rządząca
jeszcze nie powiedziała w tej kampanii ostatniego słowa.
W pierwszej jej fazie co tydzień, po każdej weekendowej
konwencji, odpalali w sieci nowy hasztag. Hasztagi pomagają zdobywać sieciową
popularność. Teraz skupiają się na promowaniu jednego, który jest głównym
hasłem kampanii #PolskaSercemEuropy. Na ostatniej prostej - jak się dowiadujemy
- sztabowcy uruchomią nowe, nieznane do tej pory w
Polsce internetowe narzędzie. Będzie to zupełnie nowa forma komunikacji z
sympatykami PiS. Pomysł przyszedł z USA, w kampanii europejskiej nie zdąży już
odegrać większej roli, ale wróci w parlamentarnej.
W kampanię bardzo mocno zaangażował się też Michał
Dworczyk, szef Kancelarii Premiera i łącznik między rządem a sztabem. To
naturalne, gdy jedną z twarzy eurowyborów jest Mateusz Morawiecki, a paliwem
politycznym są rządowe programy socjalne.
Dworczyk, bardzo aktywny ostatnio w mediach, bywa też wymieniany wśród
kandydatów na ministrów konstytucyjnych w kolejnej rekonstrukcji rządu - albo
już za chwilę, gdy zwolni się fotel Brudzińskiego, który przenosi się do
Brukseli, albo w następnej kadencji - jeśli PiS wywalczy reelekcję.
Plany na ostatnią prostą
Na razie przed sztabem końcówka
kampanii europejskiej. Plany są takie, by nie atakować za ostro opozycji (nie z
dobroci serca, tylko żeby nie mobilizować jej wyborców), ale w razie czego
kontratakować. - Wiedzieliśmy, bo badania nie kłamią, że Koalicja Europejska
wyciągnie ochronę zdrowia, bo i nam wychodziło, że to temat bardzo ważny
społecznie. Już im przypomnieliśmy, zresztą bardzo dobry, spot PO z 2007 r., w
którym Tusk mówił, że Polaków będą leczyć dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki - podkreśla nasz
rozmówca z PiS. Własny przekaz PiS miał oprzeć na „europejskich wartościach”.
- Europejskość rozumiemy jako odpowiedni standard życia, a transfery
socjalne, takie jak 500+, są na Zachodzie standardem. Chcemy zerwać z
przekonaniem, że na nic nas nie stać i ciągle gonimy. Mówimy o wolności od
biedy, a także o tym, że będziemy w PE bronić wartości chrześcijańskich -
mówi ważny polityk PiS.
- 75 proc. naszych działań jest zaplanowanych, 25 proc. to
spontan - szacuje jeden ze sztabowców. Z
badań zamówionych przez PiS wychodzi, że jego najwierniejszemu elektoratowi
zależy na tym, aby Polska się nie laicyzowała, ale trwała przy katolickich
wartościach, że nie chce słyszeć o gender czy LGBT.
Wielkim prezentem dla partii była więc warszawska karta LGBT i słynny wywiad
wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja. PiS podchwycił - prezes zagrzmiał -
„wara od naszych dzieci”. Od tygodnia promują się hasłem „Masz prawo do....”, a
wśród sześciu punktów m.in.: decydowania o wychowywaniu dzieci (nie dla
seksualizacji dzieci i adopcji przez pary homoseksualne), a także „Masz prawo
do szacunku i poszanowania
wyznawanych wartości”.
Oczywistym kłopotem dla PiS stał się film braci
Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”. W kontekście wielkiego społecznego
poruszenia słowa Kaczyńskiego - „Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka
podniesiona na Polskę” - stają się dla partii problemem. Ze sztabu PiS już
dzień po premierze dobiegały głosy, że partia nie będzie stawać w roli adwokata
Kościoła. Nie chcą na finiszu kampanii zbierać nieswoich ciosów. Z drugiej
strony część najwierniejszego elektoratu PiS, trwająca przy partii i Kościele
zawsze i mimo wszystko, oczekuje, że rządzący nie zostawią Kościoła w opałach.
Stąd ten dwugłos w prawicowym obozie. Z jednej strony Joachim Brudziński
recenzuje film jako „mocny i poruszający”, a z drugiej wicemarszałek Sejmu
Ryszard Terlecki mówi o „jakimś tam filmie atakującym Kościół”. Pewne jest, że
film podniesie frekwencję. Ze sztabu PiS: - Mamy ostatnio wrażenie, że to
nasza partia, a nie instytucja Kościoła, staje się dla ludzi ostoją katolickich
wartości. Może zmobilizować część elektoratu PiS do wyjścia z domu na wybory. Z
drugiej strony istnieje ryzyko, że zmobilizuje antyklerykalny elektorat
opozycji. Na pewno film Sekielskich namieszał w kampanii.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz