Na domu księdza
Franciszka Cybuli w Gowidlinie, jeszcze gdy żył, ktoś regularnie malował
czerwoną farbą słowo: PEDOFIL. Hierarchowie kościelni wiedzieli dlaczego, ale
pochowali księdza z honorami, przy kościele. Teraz coraz więcej tu głosów, żeby
grób przenieść
Małgorzata Swięchowicz
Przemysław
Łagosz, jak tyko zobaczył zapowiedź filmu braci Sekielskich, nie mógł zasnąć.
A gdy już zaczął oglądać, dotrwał do wątku z księdzem Cybulą i musiał
przerwać, żeby dojść do siebie. On, niezwykłej wytrzymałości facet, który
pokonuje na rowerze kraje i zdobywa góry, tego filmu nie mógł wziąć za jednym
podejściem.
Jest dyrektorem niepublicznej szkoły w Szopie, ale mieszka w Gowidlinie,
blisko kościoła. Ksiądz Cybula pochowany został w lutym na dziedzińcu świątyni.
Celebrował abp. Sławoj Głódź.
- Poza biskupami było 60 księży - Lagosz wspomina pogrzeb z niesmakiem,
bo już wtedy metropolita Głódź wiedział, a mieszkańcy mogli coś przeczuwać. Na
domu prałata Cybuli, na wiele miesięcy przed jego śmiercią, ktoś regularnie
malował czerwoną farbą słowo: PEDOFIL. A jednak położono go na najbardziej
prestiżowym miejscu - z drogi na Kartuzy skręca się przy ogromnym krzyżu w uli
- cę Prymasa Wyszyńskiego, mija szkołę imienia Jana Pawła II i już się jest
przy Kościelnej, gdzie - poza neogotyckim kościołem - jest pięknie
wyremontowana plebania i specjalnie zbudowana papieska ściana w kształcie
fali, z mozaiką ułożoną tak, by każdy, kto podejdzie do ściany, miał wrażenie,
że patrzy na niego sam Ojciec Święty. I teraz, przy tym wszystkim, grób księdza
Cybuli. Jeszcze nieubrany w pomnik, tylko krzyż, wypalone znicze, kilka
zeschłych wiązanek, doniczka bratków.
- On tu nie może leżeć - mówi Łagosz. Jest za przeniesieniem grobu.
Rozmawiamy piątego dnia od premiery filmu Sekielskich. - Trudno się pozbierać.
Zresztą innym też. Rozmawia się o tym w pracy, w domu, i kogokolwiek spotka się
na wsi, to pierwsze pytanie brzmi: „oglądałeś”?
Łagosz od małego był bardzo blisko Kościoła. - Zostałem ministrantem w
1985 roku i byłem przez 13 lat. Na Kaszubach zawsze rodzice i dziadkowie byli
niezwykle dumni z chłopca, który służył do mszy, był przy księdzu. Uznanie dla
kapłanów było tu ogromne, ksiądz to najwyższy autorytet.
W filmie „Tylko nie mów nikomu” wątek księdza Cybuli odnosi się do
czasów, gdy Łagosz był ministrantem, a Cybula, wychowany w Gowidlinie, wpadał
tu na weekendy albo w wakacje.
- Pamiętam, że przytulał nas, głaskał po głowie, ale tak robiła
większość księży. Od innych wyróżniało go to, że przychodził nad jezioro,
rozbierał się i kąpał z nami - mówi Łagosz. Patrzył na księdza Franciszka bez
żadnych podejrzeń, wręcz z wielkim uznaniem. Imponowało mu, że ktoś tak ważny,
wręcz namiestnik Chrystusa, nie izoluje się i chce być wśród takich zwykłych
chłopaków jak oni.
- To tragiczne, że myśmy nic nie zauważyli. On tu przyjeżdżał, uśmiechał
się do nas, a później w domu... Teraz już wiemy, co robił. Pamiętam, że
przyjeżdżało razem z nim dwóch chłopców, czasami trzech. Byłem przekonany, że
to synowie jakiejś pani, która mu
pomaga, może kucharki, może
sprzątaczki. Odnowił dom, a przy nim jeszcze wybudował zaplecze i gdy był
młodszy, to przyjeżdżały też do niego całe grupy rekolekcyjne. Myśmy wszyscy
widzieli najpierw grupy dzieci, a później młodzieńców. To trwało latami.
CHODŹ, ZOBACZ!
Jedna ze scen filmu
(ofiara księdza Cybuli wspomina
swój pierwszy pobyt w Gowidlinie, ma wtedy 12 lat, ksiądz - 56):
- Pojechaliśmy na weekend sam na sam. Ja chyba odpoczywałem wtedy
bodajże w jednym pokoju. No i... zawołał mnie. Do tej pory pamiętam. „Chodź,
zobacz, coś się stało”. Ja zaniepokojony biegnę. „Co się dzieje”. A on stoi ze
spuszczonymi spodniami.
I mówi: „Zobacz, nie chce mi
opaść. Co mam zrobić?”. I ma penisa sterczącego na wierzchu. Śmierdzącego. No
i ściągnął mi też spodnie... Powiedział, że dopóki nie ma wytrysku, to nie ma
grzechu. Kazał mi wziąć do ręki swojego penisa. On mojego... I uklęknął
jeszcze przede mną i wziął mojego penisa do swojej, powiem tak, gęby...
Wmawiałem sobie, że to jeden raz i na pewno więcej nic takiego się nie stanie.
- Ale zdarzyły się kolejne razy? - pyta Tomasz Sekielski.
- Tak, kolejne razy. I to dosyć często.
Następna scena: konfrontacja. 2018 rok,
ksiądz Cybula ma 78 lat,
schorowany, przygięty do ziemi. Od dawna mieszka w Gowidlinie na stałe, w tym
samym piętrowym domu, do którego przyjeżdżał z chłopcami. Przed wejściem
kolumny podpierające balkon, nad balkonem kapliczka z figurą Matki Boskiej.
Ludzie do księdza Cybuli przychodzili się modlić, odprawiał w domu msze w
różnych intencjach.
Mężczyzna, który był jako dwunastolatek molestowany, puka do drzwi,
Cybula wpuszcza.
- Tutaj, przy tej łazience. Pamięta ksiądz? Zawołał mnie ksiądz: „Coś
mi sterczy”.
Starzec zgarbiony, poruszający się
o kulach, prowadzi dawną ofiarę do kuchni - na ścianie nad drzwiami krzyż.
Mówi: - No było trochę dla humoru. Trochę dowcipu, trochę, ale... Ty zresztą
też, śmiejąc się, podjąłeś tak jakby... to nie szło w jakimś złym kierunku. To
nie było coś, że cię przywiązałem, i teraz to jesteś niewolnik. Nie, to nie w
tym kierunku szło.
Ofiara: - Chodzi mi o ten kontakt
fizyczny. Bo ja mówię, to mi zepsuło... to, co żeśmy tu na łóżku robili, czy
całowanie się po genitaliach, no to naprawdę to... ja chciałbym, by ksiądz
wiedział, że to... - szuka słów, które by
mogły oddać całe zło, którego tu doświadczył.
A ksiądz szuka słów, by zrzucić winę na tamtego dwunastoletniego
chłopca: - No bo byłeś męski...i... Za przeproszeniem... miałeś apetyt...
myślę, że równorzędnie żeśmy się tym darzyli... A co ty, ja mówię, chcesz?
„Żeby mnie ksiądz trochę popieścił”. Była chwilka pieszczenia i... wracaliśmy
do swoich spraw.
Na koniec ksiądz proponuje: - To ja ci dam trochę pieniędzy, żebyś se
schował.
Ofiara: - Ja nie chcę pieniędzy. Nie chcę, dziękuję.
0 JEZU, ON?
Ludzie są w szoku. Jeszcze chyba nie wiedzą, jak
poukładać sobie to, co zobaczyli. Iść na mszę czy już przestać chodzić? Dziecko
nadal ma być ministrantem czy już go nie posyłać? To tu, na Kaszubach, naprawdę
straszne dylematy, bo to region bardzo religijny - mówi Wojciech Drewka,
redaktor naczelny „Expressu Kaszubskiego”.
Gdy dzwonię, żeby się z nim umówić na rozmowę o reakcji ludzi na film
Sekielsldch, jest akurat we wsi niedaleko Gowidlina, na uroczystości nadania
szkole patrona. Kto nim został? Dawny proboszcz. - To nie przypadek - mówi
Drewka. - Tak tu zawsze było. Patronów szukało się wśród duchowieństwa, z tego
klucza nadawano też nazwy ulicom.
Tym właśnie sposobem w Gowidlinie, gdy chce się dotrzeć do domu, w
którym mieszkał ksiądz Cybula, wystarczy z Wyszyńskiego wejść w ulicę, która
biegnie do Jana Pawła II.
- Kiedyś, gdy wracałyśmy z mamą z kościoła, ksiądz Cybula zaprosił nas
na kawę - wspomina Danuta Stenka, która pochodzi z Gowidlina. Była u niego
tylko ten jeden raz, on już był wtedy schorowany. Z dzieciństwa w ogóle go nie
pamięta, miała kilka lat, gdy wyjechał do seminarium, a później do dużych
gdańskich parafii. - Po podstawówce wybyłam z domu i wpadałam już tylko od
czasu do czasu, najczęściej w wakacje, wtedy słyszałam: „dziś mszę odprawiał
ksiądz Cybula”, stąd wiem, że przyjeżdżał. Jednak z kim i czy ktoś we wsi miał
jakieś podejrzenia, nie wiem. Do mnie żadne głosy nie docierały - mówi aktorka.
Dlatego, gdy - tuż przed premierą filmu Sekielskich - usłyszała, że ksiądz
Cybula będzie w nim jednym z antybohaterów, zareagowała: O Jezu..
Jak to? On?
- Wydawało się: ksiądz z piękną kartą. Wzór. Wiedzieliśmy, że miał
ciężkie dzieciństwo, rodzice zginęli w czasie wojny, był adoptowany. Tak wiele
doświadczył, a tak daleko zaszedł, patrzyliśmy na jego karierę jak na godną
podziwu, uczciwą - mówi Łagosz. Cybula był najpierw katechetą i
rekolekcjonistą, od 1980 spowiednikiem Lecha Wałęsy, później kapelanem
prezydenta RP.
Teraz Wałęsa mówi, że gdyby wiedział o nim to, co wie w tej chwili,
zrzuciłby go ze schodów. Ale wtedy zaledwie coś przeczuwał: „Widziałem, że
mimo jego dobroci kapłańskiej nie robił wszystkiego, jak należy. Nie
uporządkował spraw kapelana prezydenta, za dużo gdzieś wychodził. Do końca nie
wiem, co to było, wyczuwałem to podświadomie”. - A my tu nic - mówi Łagosz.
- Nic nie wyczuliśmy. I teraz, gdy
wychodzą te wszystkie straszne rzeczy które widać na filmie, ale i to, co
zostało nagłośnione przy okazji, czyli że ksiądz współpracował z SB, to jest
dla wielu takim ciosem, że trudno się po nim nie zachwiać.
UTARŁO SIĘ
Wieś jest duża, 1300
mieszkańców. Domy zadbane, kobiety pielą w ogródkach. Każda, do której
podchodzę, najpierw mówi, że rozmawiać nie ma o czym. - Film? - mówią - Nie
miałam okazji. A później od słowa do słowa: - To znaczy trochę widziałam. No
dobrze, powiem: widziałam cały. Straszny. Myśmy co prawda zdawali sobie
sprawę, że on tu kogoś przywozi, ale mówiło się, że studentów. Teraz, jak
zobaczyłam, co on tam, to... no... jestem w szoku.
Druga: - Ksiądz Cybula to była nasza duma, jak od jakiegoś gospodarza
przyjął zaproszenie na obiad, to się później ten gospodarz wszystkim chwalił,
że go sam ksiądz prałat zaszczycił. A teraz, gdy zobaczyłam go, jak w tym
filmie mówi o apetycie, było mi niedobrze.
Trzecia: - Niektórzy myślą, że to zmontowane, zmanipulowane.
- A pani co myśli?
- Że może ksiądz proboszcz powie, jak ten film odebrać. Ciekawa byłam,
czy będzie coś o tym na mszy. Ale cisza.
Rodziców, którzy odbierają dzieci ze szkoły, pytam: czy widzieli film? I czy rozmawia się o tym w domu? A może na lekcjach religii
czy wychowawczych? Patrzą przestraszeni i popędzają dzieci, żeby szybciej
wsiadały do samochodu.
Gdy pytam sołtyskę, co się teraz dzieje we wsi, bagatelizuje: - A co
miałoby się dziać? I ciągnie zdziwionym tonem: - A tak w ogóle to o jaki film
chodzi? Jaka pedofilia? Nie zamierzam oglądać. Teraz z każdego można zrobić
pedofila. Wszystko idzie zmontować.
Z proboszczem nie udaje się nawet słowa zamienić - na plebanię nie
można ani się dodzwonić, ani dostać - na domofonie są trzy przyciski, ale nikt
nie odzywa się ani po wciśnięciu tego z napisem „proboszcz ani „kuchnia”, ani
„gospodyni”.
- No tak - słyszę później w piekarni, w centrum wsi. - Co miałby
powiedzieć?
Wielu tu jeszcze robi uniki, mówi:
nie oglądałem. Albo: to manipulacja. Albo mówią: mnie ksiądz Cybula nic złego
nie zrobił.
- Tak to widzą: skoro im nie, to o co chodzi - mówi sprzedawczyni. -
Jednak jakaś zmiana chyba w ludziach się zaczyna. Jest maj, a u nas dużo
kapliczek, tak pięknie odnowionych, że grzech przejść i się nie pomodlić. A
jednak coraz mniej się modli.
Takich, co wychodzą z domu pod
kapliczkę, garstka w porównaniu z tym co kiedyś. - Nawet w tych, którzy
jeszcze mówią o manipulacji i przybierają szaty obrońców księdza Cybuli, już
kiełkuje bunt - mówi Przemysław Łagosz.
Ludzie zaczynają sobie różne rzeczy przypominać. Łagoszowi przypomniało
się, że do Cybuli często przyjeżdżał ksiądz Eugeniusz Makulski, twórca
licheńskiej potęgi, teraz podejrzewany i o nadużycia finansowe, i seksualne.
Ten, który jest w Lichemu na pomniku razem z Janem Pawłem II, i obydwaj teraz zasłonięci przed oczami
wiernych białą płachtą. - Pamiętam go z czasów, gdy byłem ministrantem, ale później
też tu bywał. Nie wiem: przypadek czy nie. Teraz to mi się zaczyna układać w
jakąś dziwaczną historię - mówi Łagosz.
Z kolei w piekarni słyszę: - Już się tu nie mówi tylko o księdzu
Cybuli, ale też o tym, co się działo tu niedaleko, w parafii w S., a także w M. - Przypominam sobie - mówi jedna z kobiet,
która w dzieciństwie mieszkała kilka wsi dalej - że u nas żadne dziecko nie
chciało zostać z księdzem sam na sam. Lubił wsadzać do swojego samochodu,
mówił, że podwiezie. Nikt, za nic w świecie, nie chciał być przez niego
podwożony.
Sięga się teraz pamięcią do takich historii i z ludzi zaczynają wylewać
się pretensje, wściekłość. Jeśli nie w rozmowach, między sobą, to w sieci. W
komentarzach na portalu „Expressu Kaszubskiego” wrzenie.
Ksiądz, to już dla części nie ksiądz, tylko zwyrol, brudna szmata, gnój. O
prałacie Cybuli zaczyna się pisać „Cebula”, bo jak się zobaczyło, co robił, to
oczy szczypały. Czasami znajdzie się ktoś, kto stanie w jego obronie, że
przecież już nie żyje, trzeba dać zmarłemu
spokój. Albo napisze, że film Sekielskich powstał dla kasy, i że to kampania
wyborcza, dzieło szatana oraz ciemnych ateistycznych mocy. Ale w większości są
głosy ostro oceniające i księdza, i Kościół. Żąda się, żeby przenieść jego
grób, „nie cackać się, wykopać i pod płot jako NX!”, „usunąć z
terenu parafii”, „uhonorować napisem. »Tu spoczywa pedofil«”. A jeśli nie
ruszać, to „powiadomić parafian, że od teraz obok kościoła będą chowani tylko
wyjątkowi, zboczeńcy, krzywdziciele innych oraz przebierańcy, którzy przez
całe życie udawali księży”.
- To wrzenie - jak przypuszcza Wojciech Drewka, naczelny „Expressu” - jest tak duże, bo film Sekielskich obnażył nie tylko to,
co robili tacy księża jak Cybula, i że Kościół ukrywa przestępstwa pedofilii.
Ludzie zdali sobie sprawę z tego, jak różną miarą mierzy się w Kościele grzech.
Ksiądz, choćby popełnił największy, to mu się podaruje. A wierny ma się bać, że
będzie ukarany za wszystko. - W ubiegłym roku pisałem o niezwykłym pogrzebie w
Gowidlinie. Zmarł człowiek, który pod koniec życia był tak schorowany, że nie
był w stanie chodzić na msze. W dzień pogrzebu proboszcz - za karę - nie
pozwolił wnieść trumny do kaplicy. Rodzina żegnała się ze zmarłym pod bramą
cmentarza - mówi Drewka. To był wstrząsający widok: bliscy stojący w bramie nad
otwartą trumną. Innym razem, gdy młody chłopak odebrał sobie życie, ksiądz
odmówił mszy. - Ludzie, mając to w pamięci, widzą później, z jakimi honorami
chowany jest ksiądz Cybula, o którym przecież hierarchowie kościelni już wtedy
wszystko wiedzieli.
CHCIAŁ PRZY KOŚCIELE
Na domu, w którym
mieszkał ksiądz Cybula, wciąż
odcinają się jasne kwadraty farby - wyraźne ślady po
zamalowywaniu napisów PEDOFIL.Ludzie kierują mnie do tego, który zamalowywał.
On - mówią - opiekował się księdzem.
- Przychodziłem codziennie wieczorem, żeby trochę ogarnąć, pomóc. Gdy
pojawiły się te napisy, wziąłem farbę, bo co było robić? Oczywiście widział
je. Duże, czerwone litery, wszędzie - na każdej ścianie domu, na budynku
gospodarczym. Powiem szczerze, te napisy go przygniotły. Zgarbił się jeszcze
bardziej. Przygasł.
- Zgłosił to policji? - pytam.
- Nie chciał nagłaśniać.
- Są teraz żądania, żeby przenieść jego grób i takie plotki, że pod
koniec życia prosił, aby go nie chować przy kościele. Jakby chciał zniknąć
ludziom z oczu.
- Bzdury. Zawsze chciał właśnie przy kościele. Uważał, że tam jego
miejsce. Wśród zasłużonych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz