Mówią o nim, że jest
autokratą. On o sobie, że jest patriotą. Marek Jakubiak wspiera narodowców,
gejami gardzi. Nie chce pamiętać, że jego browar stawał: na nogi dzięki
pieniądzom gdańskiej mafii.
WOJCIECH CIEŚLA
Komórka
prezesa Jakubiaka zawiesiła się w poniedziałek. Na amen. Miła pani z agencji
PR, z którą Jakubiak przychodzi na spotkania, tłumaczy dziennikarzom, że
telefon padł, bo w jednej chwili zaczęli dzwonić dziennikarze. Wszyscy chcieli
wiedzieć, co właściwie myślał prezes, gdy 17 września wrzucał na Facebook wpis
pod adresem boksera Dariusza Michalczewskiego: „Boks podobno szkodzi i to
jest niepodważalny dowód na to! Wiem, że to już niemożliwe, ale życzę ci
Dariuszu mamusi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać!
Prezes Jakubiak, producent piwa
Ciechan, w ten sposób skomentował fakt, że bokser publicznie wsparł
homoseksualistów. Już dwa dni później prezes przeprosił. Za późno. Jedni
rzucili się wylewać ciechana, inni - kupować.
Jakubiak jest właścicielem sześciu
niedużych browarów w całej Polsce. Perłą w koronie pozostaje ten pierwszy, w
Ciechanowie. Kupił go w 2002 r. za równowartość dwóch mieszkań. - Chodziłem i
szukałem pomocy - wspomina. - Stanąłem przed lustrem i powiedziałem: jak chcesz
sobie pomóc, pomóż sobie sam.
Jakubiak szczerze opowiada o
rozmowie z lustrem i o tym, jak przychody jego grapy w ostatnich latach rosną
po kilkaset procent rocznie. Nieco mniej chętnie mówi o tym, jak wyglądały jego
piwne początki.
- To była masakra. W 2004 r.
sytuacja była żałosna - wspomina jeden z byłych pracowników. - Marek jest
trudny. Dyktator, były żołnierz, miłośnik koszar. W tym czasie rozstawał się z
żoną, udziały w browarze w Ciechanowie przepisał na rodziców. Banki odmawiały
nam kredytów, nie było z czego finansować produkcji. Wtedy pojawili się oni.
Ludzie z Gdańska. Przyprowadził ich browarniany spec od marketingu. Jeden z
gdańszczan, Robert, przedstawił nam wiarygodne źródło pieniędzy - był
właścicielem legalnej firmy. Jaka branża? Automaty do gier hazardowych.
Ludzie z Gdańska to Robert N. i
Grzegorz N. (zbieżność inicjałów przypadkowa). Robert, z wykształcenia monter
rurociągów okrętowych, ma kilka firm. Podobnie Grzegorz. Deweloperka, handel
hurtowy, eksport, import, ciuchy, restauracje.
Jak ustalą później policjanci z
CBS i prokuratorzy, Robert odpowiada za legalizowanie pieniędzy gangu
Jarosława K., pseudonim Kola. Grzegorz działa na mniejszą skalę - ma drobne,
choć nieraz mętne interesy.
Płynie ropa po Stogach
Stogi, zaniedbana dzielnica
Gdańska. Jej środek wyznacza rurociąg, którym z Portu Północnego płynie ropa
do rafinerii Lotosu. Odcinek, który idzie przez Stogi, ma 12 kilometrów i
biegnie środkiem lasu.
Jest początek XXI wieku. Miejscowy
gang Jarosława K. „Koli” robi w rurociągu odwierty i kradnie paliwo. W
kilkadziesiąt minut gang potrafi zainstalować przewód, którym można pompować
ponad tysiąc litrów paliwa na minutę. Majstersztyk to ułożenie własnego
rurociągu po dnie Wisły do współpracującej z gangiem bazy samochodowej. Mafia
zarabia krocie.
Gang „Koli” to jedna z
najgroźniejszych grup przestępczych w Trójmieście. Ludzie Jarosława K. handlują
też narkotykami: wprowadzają na rynek ćwierć tony amfetaminy, kokainy,
marihuany i haszyszu.
Przez ich ręce przechodzą miliony.
Część pieniędzy wprowadzają do legalnych interesów. Człowiekiem, który
inwestuje w imieniu mafii, jest Robert N.
„Kola” wpada, Robert znika
- Do spółki wprowadził go ówczesny
prezes zarządu - wspomina Roberta N. Marek Jakubiak. - Wydawał się sympatycznym
człowiekiem. O jego wcześniejszej działalności dowiedziałem się dopiero, gdy
zniknął.
Były wspólnik Jakubiaka: - Robert
z Gdańska uratował nam biznes. Firma była w rękach Jakubiaków i to oni
zdecydowali, żeby go wpuścić do spółki. Wykupił udziały za taką sumę, że banki
się odblokowały, zgodziły na dodatkowe kredyty. Ruszyliśmy z miejsca. Oprócz
niego udziały wykupił Grzesiek N. i wprowadził swoją dziewczynę do rady
nadzorczej.
W 2006 r. Robert znika. To czas,
gdy „Kola” wpada w ręce policji (próbuje sprzedać pięć tysięcy działek
amfetaminy wartej 170 tys. zł).
CBS uważa Roberta za mózg gangu. Tropi go, ten wymyka się z obławy. Po blisko
roki wpada w hotelu Gołębiewski na Mazurach.
Odnajdujemy dokument z tamtych czasów
- pismo, w którym wydział do spraw przestępczości zorganizowanej gdańskiej
prokuratury zajmuje 30 procent udziałów Browaru Ciechanów należących do Roberta
N. Podejrzewa, że to udziały „Koli”. Zajmuje je do wysokości 2 min zł - na
konto ewentualnych kar finansowych, które na członków gangu może nałożyć sąd.
Prokuratura nigdy nie zobaczy tych
pieniędzy. Poprzez serię sprytnych operacji Marek Jakubiak przejmuje pełną
kontrolę nad spółką i zostawia z niej wydmuszkę (dziś w upadłości). Majątek -
budynek i maszyny browaru - trafia do nowej firmy. Jakubiak tłumaczy to jako
„alokację długu”. I że miał 450 wierzycieli, ale przeżył: - Sąd upadłościowy
wezwał spółkę do uzupełnienia danych adresowych dotyczących dłużników tejże
spółki. Wykonanie polecenia sądu było niemożliwe z przyczyn ode mnie
niezależnych - tłumaczy prezes w e-mailu.
Były wspólnik: - Klasyczna
ucieczka z majątkiem spółki. Pozostały po niej długi i niezapłacone podatki.
Długi nieistniejącej już spółki
Browar Ciechanów do dziś goszczą na różnych giełdach wierzytelności. Sprawę
upadłości spółki wciąż bada warszawski sąd.
Grzegorza N., kolejnego z
gdańskich „inwestorów”, w 2009 r. zatrzymuje CBA, gdy próbuje załatwić za
łapówkę warunki zabudowy dla swojej działki. Jarosław K. „Kola” w 2010 r.
zostaje skazany za zorganizowanie gangu i pranie pieniędzy na 14 lat więzienia.
Robert N. w 2008 r. dostaje blisko dwa lata za udział w gangu, oszustwa i pranie
pieniędzy.
Pracownicy mówią „wodzu”
W Ciechanowie nikt już dziś nie
pamięta o mafii z Gdańska. 53-letni Marek Jakubiak jest osobą znaną i
poważaną. Bez niego i Ciechana nie istniałby miejscowy klub sportowy oraz
zawody w wyciskaniu sztangi leżąc. Nie byłoby gazety „Extra Ciechanów”, którą prezes kupił w ubiegłym roku, żeby
spełniać misję. - Chcę ludziom przekazywać treści - szkicuje swój pomysł na media.
Żwawy, dowcipny, wąsaty.
Były współpracownik z początków
biznesu: - Bardzo kreatywny, czasem trudno za nim nadążyć. Uwodzi i porywa.
- Pracownicy mówią do mnie „wodzu”
- przyznaje skromnie Jakubiak.
O tym, jak porywa i uwodzi, najlepiej
świadczy to, jak za rządów Jakubiaka zmienił się „Extra Ciechanów”.
Ze zwykłej lokalnej gazety w ciągu niecałego roku przekształcił się w periodyk
polityczny. Cecha szczególna - całe strony gawęd o żołnierzach wyklętych. Żadne tam dziury w jezdni. Czy
miejscowa szkoła powinna nosić imię Oskara Langego, ekonomisty, którego
„działalność służyła imperialnym interesom Moskwy”? Oto do Ciechanowa przybywa
Mariusz Kukowski, „pośrednik w stosunkach bilateralnych pomiędzy hiszpańską
Narodową Demokracją a polskim Ruchem Narodowym”. Okazuje się, że „od dawna są
mu znane walory smakowe ciechanowskiego piwa oraz patriotyczna działalność
właściciela - Marka Jakubiaka”.
Półpancerz praktyczny
Gdyby tylko mógł, Jakubiak
przyczepiłby sobie na plecy dwa skrzydła i pomknął bić pohańca. - Dobrze się
czuję w zbroi - przyznaje. Ma ich kilka, husarskich.
Znajomi mówią, że od dekady mentalnie
jest husarzem. Husarię kocha, historią oddycha. Tym, którzy zgodzą się słuchać,
Jakubiak tłumaczy, że husarze byli kimś w rodzaju komandosów: - Po prostu byli
do wszystkiego. Coś pomiędzy rycerstwem a ciężką jazdą. Nie było na nich
mocnych.
Jakubiak do dziś ma żal o to, jak
w socjalizmie poniżano husarię: - W czasach komuny deprecjonowano pamięć o
husarii, która jest naszym dobrem narodowym.
Husaria jest ważna z jeszcze jednego
powodu: jest jak poręcz w czasach, gdy wszyscy wokół robią wszystko, żeby naszą
historię zbrukać. Bo mamy takich obywateli w rodzaju piątej kolumny, która
deprecjonuje to, co jest naszym dobrem narodowym. Dlatego polskie władze
powinny krzewić takie postawy, które prowadzą do unaocznienia potęgi husarii -
tak mówi prezes.
Jakubiak od lat zamęcza Kancelarię
Prezydenta, żeby przed pałacem wystawić wartę: dwóch pieszych husarzy. Bez
koni - koń to wariat, wiadomo, mógłby kogoś zdeptać. Lub zrobić kupę.
Prezes opowiada, że jest w stałym
kontakcie z prezydentem. I nie tylko. Podobno kompania honorowa już mu
przekazała przez jednego z oficerów, że to się rozeszło i każdy by tam chciał zostać husarzem.
- Czyli husaria jest w nas - mówi
Jakubiak.
Zboczeńcy z UB i ich dzieci
Jedna z sentencji prezesa: -
Drzewo jest zdrowe, jak ma korzeń zdrowy. Musimy wrócić do korzeni.
Ten powrót to między innymi
wspieranie lokalnych narodowców. Na łamach gazety jakubiaka lansowani są
ludzie związani z grupą o nazwie Narodowy Ciechanów.
Przed wyborami do europarlamentu
gazeta promuje kandydatów z Ruchu Narodowego: Dorotę Smosarską (byłą
sztangistkę) oraz Przemysława Czyżewskiego (niegdyś szefa szkolenia Straży
Marszu Niepodległości). Czyżewski to wszechpolak, były pracownik TVP z czasów prezesa Piotra Farfała. Powiedzieć o nim
prawicowiec to nic nie powiedzieć. Próbka poglądów na temat PiS: - Gdybym był
złośliwy, tobym z przekąsem wspomniał, że „sukcesem” PiS była największa liczba
warszawskich nieruchomości zwróconych środowiskom żydowskim, wielokrotnie
prywatnym spółkom, w czasie prezydentury Kaczyńskiego.
Grudzień 2013 r., Ciechanów.
Prezentacja „fabularnego filmu o tematyce patriotycznej”, czyli „Historii
Roja”. To hagiografia „wyklętego” Mieczysława Dziemieszkiewicza, ps. Rój,
świętego rycerza endecji.
Za imprezę płaci Jakubiak, w sali
m.in. Artur Zawisza z Ruchu Narodowego.
Jakubiak: - Film wywołał emocje,
bo „Rój” walczył w tym regionie.
Według niego takich jak „Rój” mordowali
zboczeńcy z UB. A zboczeńcy mieli dzieci, to
one się dziś burzą przeciwko projekcji. Prezes nie chce o tym mówić zbyt długo,
bo – jak powiada - „wpada w dygotki”.
Ze wstępniaka Jakubiaka w „Extra Ciechanowie”: „Pytam sam siebie - kim jestem? Odpowiedź
jest jedna - odpowiedzialnym patriotą narodowym, w skrócie narodowcem. Jestem
pewien, że polscy przedsiębiorcy tak jak ja są narodowcami - bo jak inaczej nazwać codzienną walkę o byt polskich firm i utrzymanie miejsc pracy dla Polaków?”.
Przysięga i kaszel
Marek Jakubiak wpada w dygotki,
gdy mowa o zbrodniach UB oraz Wołyniu i Katyniu.
Ruszają go historie z tamtych lat Sam politycznie przeszedł długą drogę od lat
80., gdy pracował jako zawodowy żołnierz. W PRL, gdy jego rówieśnicy lądowali
w więzieniach za odmowę przysięgi na wierność ZSRR, on - tak jak wcześniej ojciec
- wybrał karierę w armii.
- W latach 80. jakoś nie stać pana
było na trudne wybory. Słyszał pan o rówieśnikach, którzy siedzieli za odmowę
służby? - pytam.
- To była kontynuacja tradycji
rodzinnych, do wojska wstąpiłem dobrowolnie, zdałem egzaminy i zostałem
kadetem.
- Na wierność ZSRR pan przysięgał?
- Podczas przysięgi w miejscu
dotyczącym bratniej Armii Radzieckiej w naszych szeregach pojawiał się kaszel.
Potem i tak kazali nam podpisywać treść tej przysięgi na kartce. Polska nie
miała innego wojska, a w moim lotniczym orzełku, choć nie było korony, były
husarskie skrzydła. Pamiętam, że Jaruzelski w wojsku miał szacunek.
Marek Jakubiak zapisuje się do
PZPR. Przez 15 lat dochrapuje się jedynie stopnia starszego chorążego. Po
latach spędzonych na obsłudze lotniska w Mińsku Mazowieckim zniechęcony armią
w 1991 r. idzie do cywila. Czasem żałuje, że już nie ma takiego wojska jak
kiedyś. - Uczyło odporności psychicznej, szedł dzieciak, a wracał mężczyzna -
tłumaczy na spotkaniach z młodzieżą.
Książę na zamku Czocha
Znajomy Jakubiaka: - Kiedy Marek
wzmógł się narodowo? W ostatnich dwóch, trzech latach. Wcześniej brałem to za
pasję historyka amatora, taki rekonstrukcyjny patriotyzm. Teraz widzę, że to
coś więcej.
W 2011 r. Jakubiak kupuje browar w
Lwówku Śląskim. Rok później w pobliskim zamku Czocha odbiera tytuł księcia
księstwa Czocha. Władzę przekazuje następcy, kabareciarzowi Janowi Pietrzakowi.
Nowy książę mówi, że trzeba doceniać to wszystko, co nam w Polsce próbują odebrać
różne wraże siły - prawdę o naszych bohaterach. Trzeba prowadzić redutę obrony
dobrego imienia Polski, ponieważ jesteśmy napadani przez różnych wrogów.
Prezes Jakubiak w zbroi, ze
skrzydłami na plecach, klaszcze.
Kiedy dziś pytam go o politykę,
kluczy. - Och, poglądy - macha ręką. - Dziś polityka wymaga aktorstwa, a mnie
interesują realne sprawy. Z Michalczewskim już naprawiłem komunikację - zerka
na panią od PR, która przysłuchuje się rozmowie.
Prezes od roku z własnej kieszeni
wspiera portal Kresy.pl
- prorosyjski, antyukraiński. Część prawicy
twierdzi, że portal podszywa się pod tradycje patriotyczne, jest echem
propagandy Putina. Jakubiak uważa, że portal wykonuje dobrą robotę. Ot,
pojechali chłopacy ostatnio na Ukrainę, znaleźli grób z rzezi wołyńskiej, dwieście
osób zabitych młotkiem. I ten mord trwa dalej. Teraz też dwie kobiety znaleźli
bez głów w Doniecku. Tam się nic nie zmieniło. Na szczęście Jakubiak zaraz się
uspokaja, żeby nie wpaść w dygotki. Kiedy się rozstajemy, prezes rzuca, że za
trzy, cztery lata idzie do polityki. Zajmie się ulepszaniem warunków biznesu.
- Jak Palikot.
- Nie, skąd. Ja mam stałe poglądy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz