Rozmowa
z JAROSŁAWEM KACZYŃSKIM
Nie było listu Wachowskiego
Warszawska
prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie inwigilacji prawicy przez służby
specjalne w latach 1992-1993. Jak Pan ocenia
przebieg tego śledztwa?
- Podpisałem w trakcie przesłuchań
zobowiązanie do zachowania ścisłej tajemnicy. Mogę tylko powiedzieć, że
śledztwo idzie bardzo szeroko, dużo szerzej niż się tego spodziewałem.
Ale
jako obserwator życia politycznego może Pan przecież ocenić rozmiar działania
służb specjalnych tamtych latach.
- Ogromny
obszar życia politycznego poddany byt działalności tych służb. Sporządzano
materiały kompromitujące polityków (takie w stylu Anastazji P.), przygotowywano operacje rozbijania
partii politycznych, a wiele wskazuje na to, że chciano sfałszować wybory.
Skąd
takie podejrzenia?
- W lipcu 1993 r. odbyła się
narada rządowa, na której mówiono o „zabezpieczeniu demokratycznego przebiegu
wyborów”. Co to mogło oznaczać w tamtych warunkach - nietrudno zgadnąć.
W
kogo te działania były wymierzone?
- W nas, czyli w PC i Porozumienie
Ludowe, którego z różnych przyczyn wtedy też się obawiano, chyba również w
KPN.
Kto
prowadzi to śledztwo?
- Dwóch młodych, energicznych
prokuratorów wojewódzkich.
Czy
przepowiada Pan szybki finał?
- Myślę, że śledztwo jest prowadzone
energicznie, ale czy skończy się konkluzywnie, nie wiem.
Dlaczego
Pan tak sądzi?
- Wszystko wskazuje na to, że
chciano sterować polskim życiem publicznym poprzez służby specjalne I
znajdowano w tych staraniach partnerów. Swego czasu mówiło się o liście
Wachowskiego tj. spisie polityków uwikłanych w niejasne sprawy i dzięki temu
szantażowanych przez Belweder. Dziś można sądzić, że nie chodziło o jedną listę
i jednego Wachowskiego, a o stalą pracę operacyjną i to z sukcesami. Wyjście
tego na jaw byłoby ciężką kompromitacją niemałej części klasy politycznej.
I dlatego sądzę, że kontrakcja będzie
mocna, bardzo mocna.
Które
partie skompromitowały się najbardziej?
- Zaplecze rządu premier
Suchockiej.
Gdzie
znajdowało się centrum działania tych służb?
- Nie mam wątpliwości, że w Belwederze.
Podobno
prokuratura nie może do tej pory przesłuchać pana brata, Lecha Kaczyńskiego.
- Nie może, bo trzeba go najpierw
zwolnić z tajemnicy państwowej. Powinien to zrobić Marszałek Sejmu. Tymczasem
marszałek odesłał papiery do premiera, a premier zwrócił je marszałkowi.
Zresztą przeszkody dziwnie się mnożą. W tej sprawie istotnym elementem jest
przebieg posiedzeń rządu z roku 1993, w czasie których - mam na ten temat własne
informacje - naradzano się nad sposobami zwalczania „niekonstruktywnej
opozycji”. Z tych posiedzeń są przecież protokóły. Lecz o ile wiem, nie można
do nich dotrzeć.
A co
na to Rząd?
- Panowie żyjecie złudzeniami, że
w obecnym układzie można coś zmienić. Ja takich złudzeń nie mam. Tu trzeba
ludzi, którzy zechcą zaryzykować karierę. Nie widzę takich ludzi na
decydujących stanowiskach w tym rządzie. Prof. Szyszko coś
zmienia, to już stał się bohaterem nie ty lico „Trybuny” ale i „Wprost”.
Bardzo dziwny człowiek
A
jak Pan ocenia obecną sytuację w służbach
specjalnych?
- Dla mnie realną zmianą byłoby
przyjęcie opcji zero, a skóro tej opcji, nie przyjęto, to widocznie ma być
kontynuowany, stan obecny. Ale naprawdę istotne jest co innego. Zdecydowanie
się na opcję zerową i w ogóle na jakiekolwiek radykalne rozwiązanie zagrażające
obecnemu układowi wymagałoby oparcia się przez władze na jakimś elemencie siły
(np. powołana specjalnie w tym celu gwardia narodowa).
Nic nie
wyjdzie z jakichkolwiek projektów zmian, jeśli realną siłą (wyższa kadra
oficerska, policja, wojskowe służby informacyjne) dysponuje polityczny
przeciwnik i jeśli ten przeciwnik nie ukrywa, że gotów jest kontratakować przy
pomocy SB i WSI. Metodą tą („spadanie aureol") generał Jaruzelski
posługiwał się przecież wielokrotnie.
A co
Pan powie o Pałubickim?
- To bardzo dziwny człowiek, przypadek.
zupełnie indywidualny. Jest bardzo interesujące, na ile będzie umiał wyłamać
się z grupy, w ramach której doszedł do swego stanowiska. Na pewno ta nowa rola
go bardzo wciąga. Pałubicki chciałby dokonać jakichś zmian, tylko pytanie, czy
jest to determinacja stuprocentowa, czy jest gotów podważać układ, który go
powołał, i działać wbrew wszystkiemu. Jest bardzo uparty i dlatego niesłychanie
trudno z nim dyskutować. Ta cecha umożliwiła mu działanie w warunkach
zagrożenia życia. Jeżeli w podziemiu był jakiś bohater, a za bohaterstwo
uważam ryzykowanie własnym życiem, to był nim właśnie Pałubicki. Sam słuchałem
nagrań SB, na których wyraźnie słychać, że zakazano udzielania mu pomocy, gdy
leżał xv. parku-nieprzytomny; to- się wtedy mogło skończyć; śmiercią. Pałubicki
ma w głowie mnóstwo „liberalnych schematów”; z drugiej strony deklaruje, że
aby wykończyć bezpieczniackie układy, gotów jest na sojusz z diabłem.
Kiedy
mówimy o służbach specjalnych, mamy na
myśli głównie UOP Ale przecież jest jeszcze WSI...
- Rola WSI musiała być bardzo duża
już w latach osiemdziesiątych. Jaruzelski, Kiszczak, Siwicki, Janiszewski,
Dankowski, Baryła to przecież ludzie LWP,
to oni rządzili schyłkowym PRL-em. Wszystko wskazuje na to, że i później rola
tej służby była ogromna. Także przy Wałęsie. Przypominam, nie poddano je}
żadnej weryfikacji - jakiekolwiek zamachy na nią źle się kończyły dla
sprawców. Nie. należy jednak me doceniać również roli ludzi I Departamentu
MSW, czyli wywiadu. Dla takiej operacji, jak, powołanie i działalność „Nie”
wielkie znaczenie mieli funkcjonariusze tzw. czwórki, czyli departamentu
kościelnego (w pewnym uproszczeniu, gdyż jego akcje były bardzo skomplikowane)
. Sądzę, że takie operacje jak „Tymińszczyzna", „Wachowszczyzna” można bez
obawy błędu wiązać ze służbami. Dla dziejów Polski miały one wielkie znaczenie,
tak jak i inne operacje. Można rzec, iż w naszej, polityce istnieje część nadziemna
i podziemna, a to podziemie to jest właśnie układ służb.
To
naprawdę wciąż działa?
- Mówiłem już: Wałęsa postawił na ten układ. Nie wiem do
końca, czy musiał, czy chciał. Dawało mu to sukcesy, ale, można rzec, tylko częściowe.
W pełni zadowolony mógł być tylko z rządu Bieleckiego, a i wtedy miał kłopoty, tyle że z kancelarią. Potem było
tak: w 1991 roku chciał rządu Bieleckiego, a powstał gabinet Olszewskiego. Po
części przegra! w roku 1992, bo chciał rządu Pawlaka w pełni dyspozycyjnego, a
powstał rząd Suchockiej, który wprawdzie leżał przednim plackiem, ale jednak to
nie był jego rząd. Rozwiązał parlament, a następnie przegrał koncepcję, że
poprze koalicję Suchockiej w zamian za poparcie na prezydenta. Przegrał też z
pomysłem BBWR. Dogadał się z Pawlakiem i próbował go rozgrywać. W roku 1994
chciał po raz pierwszy rozwiązać parlament Wykorzystał do tego strajk w
Bełchatowie. Nie podpisał też budżetu. Strajki się załamały, a Wałęsa się
wycofał. Na przełomie 1994/95 próbował ponownie rozwiązać parlament-nie udało
się. Później była bezpośrednia perspektywa wyborów prezydenckich. MSW wypuściło
na wabia panią Gronkiewicz-Waltz, która wymiotła Wałęsie drogę. Pomysł był
rzeczywiście doskonały. W tym czasie większość prawicy robiła w spodnie, bojąc
się popierać kogoś innego niż Wałęsę, ale Wałęsa miał też słabe notowania, więc
też bali się go poprzeć. No i pojawia się kandydatka, na którą zgadza się
Wałęsa! Wałęsa, jak pamiętamy, tego początkowo wcale nie dezawuował. A potem
było się jej bardzo łatwo pozbyć. Przy pomocy telefonów do Radia Maryja
spuszczono z niej powietrze, sugerując, że to „Żydówka” itp. A jednak mimo to
przegrali. Przeliczyli się z pomysłem „podawania lewej nogi”. Nie wiadomo, czy
Wałęsę ktoś specjalnie na ten pomysł napuścił, czy po prostu nie przemyśleli
sprawy. W każdym razie zabrakło laiku procent, a środowiska wspierające Wałęsę
(mówię o tych poważnych jak wywiad, WSI itd.) musiały przecież jakoś żyć, wiadomo:
pieniądze, władza, cały układ...
A po
odejściu Wałęsy?
- Mieli
powody do niepokoju. Szczególnie, gdy ROP zaczął rosnąć W siłę. Na pewno mieli
tam własnych ludzi, ale czy to oni spowodowali, że ROP, zamiast umacniać się i
tworzyć szerszy sojusz, kopał wszystkich naokoło, łącznie z Krzaklewskim,
trudno powiedzieć. Wtedy wymyślono AWS. Ta idea wisiała w powietrzu, gdyby jej
nie zgłoszono w połowie czerwca, to tydzień później zgłosiłoby ją PC. Nie wiem, czy to był ich pomysł,
ale to oni rozdawali karty.
Totalny eksperyment
A co
Pan powie o rządzie Buzka?
- To, szczególnie po stronie awuesowskiej,
jeden .wielki eksperyment. Można sobie pozwolić na jeden, dwa eksperymenty,
ale nie wolno robić doświadczenia z całym rządem. Sympatyczny jest premier Buzek,
ale doświadczenia przecież nie ma. Prawica nie ma zbyt wielu ludzi, którzy
potrafią rządzić, ale jednak trochę by się ich znalazło. Zresztą umiejętność
rządzenia nie jest u nas w ogóle specjalnie rozpowszechniona. Trzeba'
pamiętać, że „Solidarność” zawsze po 1989 r. miała kłopoty z konstruowaniem
racjonalnego programu politycznego, ci którzy mieli jakieś przydatne dla tego
celu kwalifikacje, przegrywali. Z czasem było więc coraz gorzej. Polski nie da się
rozwijać przy pomocy 40-godzinnego tygodnia pracy, umacniania roli związków
zawodowych i pomysłu, powszechnego uwłaszczenia, którego nawet na papierze nie
daje się złożyć do kupy.
Ale
czy nie jest tak, że właśnie taki rząd, ugodowy, nie bojowy, nieruchawy’, ma
największe szanse przetrwania?
- Tak, ale pod jednym warunkiem:
że po drodze nie będzie żadnych progów i żadnych groźnych inicjatyw. To
prawda, samą siłą inercji ten rząd mógłby trwać bardzo długo: nic się przecież
nie wali, gospodarka jakoś się odbija od dna, źle działa to, co i tak do tej
pory źle działało. No, ale progi właśnie są, po drodze mamy wybory
samorządowe, wybory prezydenckie. Kiedy we Francji wybory lokalne wygra lewica,
a w kraju rządzi prawica, problemu nie ma. Rodzi się pytanie, jak w Polsce
może się ułożyć współpraca awuesowskiego wojewody z postkomunistycznym marszałkiem
sejmiku wojewódzkiego.
Jeżeli
zaś chodzi o inicjatywy,
to np. ta, o której
dziś się mówi, tzn. o połączeniu ROP-u, tzw. Zespołu dla realizacji programu
AWS, czyli Radia Maryja, KPN-u Słomki i PSL-u w osobny klub. Może to stworzyć
zupełnie nową sytuację. Nie wiem, na ile jest to realne, ale wiem, że z całą
pewnością jest to pomysł nie dziennikarzy, ale polityków. Powodzenie tej
inicjatywy oznaczałoby koniec rządu w obecnym kształcie.
posłem niezależnym
Jak
to możliwe, ze ugrupowania antykomunistyczne w ogóle rozpatrują możliwość
wchodzenia w koalicję z PSL ?
- Ja w tej kwestii nie podjąłem
żadnej decyzji nie rozumiem, dlaczego mnie o to pan pyta.
No
to porozmawiajmy o reformie administracyjnej.
- Trudno tu szczegółowo opisywać
mechanizmy, jakie uruchomi reforma. W skrócie można powiedzieć tak: skutkiem
będzie swego rodzaju chaotyczna i anarchiczna „landyzacja” i prawdopodobnie
pogłębienie zjawisk składających się na obecny w naszym życiu kryzys polonizmu.
Można powiedzieć iż kryzys ten może w nowej sytuacji znacznie łatwiej niż dziś
znaleźć wyraz polityczny. Jeśli np. w pewnych środowiskach gdańskich panuje
moda na niemczyznę jeśli zupełnie neutralne nazwy ulic zmienia się na przedwojenne,
gdy Gdańsk był niemiecki, to jest to zjawisko folklorystyczne, acz warte
zastanowienia. Czy będzie tak jednak także wtedy, gdy zmieni się kształt
Rzeczyspospolitej, gdy wpływ takich, środowisk może bardzo się rozszerzyć,
uzyskać inny ciężar, tego nie wiem. Wiem natomiast, ze nawet bez takich
zjawisk na Mazowszu, Podlasiu, czy w Lublinie tradycja typu szlachcic na zagrodzie
równy wojewodzie, uzupełniona o antywarszawskie kompleksy i wsparta o
naturalne mechanizmy konkurencji biurokratycznych aparatów, będzie miała fatalne
skutki. Można im zapobiec, czyniąc z wojewody rzeczywistego przedstawiciela
rządu, a nie reprezentanta miejscowej elity (stworzyć sytuację podobną do
Francji), można ustalić kryteria, jakim powinni odpowiadać kandydaci na
starostów, można wprowadzić jeszcze szereg innych udoskonaleń i zabezpieczeń.
Jest wiele pomysłów, by reformę poprawić, ale na razie niemal wszystkie
zostały odrzucone.
Ale
AWS uważa, że reforma to pomyślna lokalną, skuteczną dekomunizację.
- Prawdziwa dekomunizacja wymaga,
rzecz jasna, budowy nowego aparatu państwowego. I reforma mogłaby temu służyć,
gdyby towarzyszyły jej takie przedsięwzięcia, jak ustawy dekomunizacyjne,
uniemożliwiające, między innymi wchodzenie PRL-owskich kadr - (aparat PZPR,
skompromitowani urzędnicy innych działów administracji) do nowych urzędów
wojewódzkich, marszałkowskich i powiatowych, lustracja, ostra walka z
korupcją i w ogóle przestępczością. A co będziemy mieli? W niemałej części
województw i powiatów rządy SdRP, prawie wszędzie współrządy dalekiej ciągle od
dekomunizacji Unii Wolności.
O czym tu mówić. Poza tym, że marnujemy
kolejną okazję. Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy, ekonomiczny. Wydaje się,
że są tacy, którzy żywią złudzenie następujące: finansowe możliwości
samorządów, szczególnie wojewódzkich ułatwią, kreowanie i wspieranie
nienomenklaturowego kapitału. Otóż jest to właśnie złudzenie. Po pierwsze ze
wskazanego już wyżej względu. Po drugie dlatego, że tam, gdzie prawica ma
największe szanse, paradoksalnie najmniejsze są możliwości
znalezienia poważnych partnerów dla takiej operacji (może z wyjątkiem krakowskiego).
A nie o fundowanie kolejnych BMW tu przecież chodzi. Trzeba kreować i
wspierać nienomenklaturowy kapitał, ale można to robić tylko centralnie.
Fundusze publiczne, z których korzystają dziś układy SLD i PSL, trzeba po
prostu odebrać, zreformować i uczciwie, ale jednocześnie z głową, wykorzystać.
Ale. może dzięki temu uda się przynajmniej zmniejszyć .wpływ
biznesu na politykę?
- Stanie się dokładnie odwrotnie.
Skoro pieniądze będą dzielone lokalnie, to zacznie się opłacać kupowanie
stanowisk w samorządach i walka w parlamencie o przydział funduszy dla danego
regionu. Miejsce radnego albo. posła stanie się intratną inwestycją i wkrótce
wejście do parlamentu będzie zależało tylko i wyłącznie od ilości zainwestowanych
pieniędzy, szczególnie jeśli będzie obowiązywała ordynacja większościowa. A
wątpię, żeby nasze elity polityczne zechciały uchwalić ograniczenia wydatków
na kampanie wyborcze i inne obostrzenia, choć będziemy to proponować.
No
to co miał rząd zrobić z tą reformą?
- Wszystko trzeba było przeprowadzać
inaczej. Porozumieć się z ROP i PSL, a potem dopiero z Unią, przeprowadzić
ofensywę antykomunistyczną (odpowiednie uchwały i ustawy), podjąć ostrą walkę
z przestępczością, a potem reformy w kolejności dyktowanej przez względy
merytoryczne i finansowe, ale także taktyczne. Ostra zdecydowana gra mogła dać
AWS-owi przewagę nawet tam, gdzie wydaje się, że o 60 proc. (Kwaśniewski)
trudno. Jest też w polityce zasada (stosowana wszędzie, choć może niezbyt
piękna) coś za coś. 26 głosów PSL jest dziś cenne, ale trudno na nie liczyć,
jeżeli w tym kierunku wymierzone są tylko razy. Takich działań jednak nie
podjęto i skończyło się wobec tego tak, jak się musiało skończyć - w Pałacu
Prezydenckim.
Trzy
tygodnie temu dyskutowaliśmy nad uchwałami oceniającymi PRL i komunizm. SLD
wyszło z sali, wydawało się, że coś się w końcu zaczyna. Skończyło się
współpracą ponad podziałami nad źle zaplanowaną reformą, która odda niemałą
część władzy publicznej i grosza publicznego W ręce SLD, i która pod innym względem przypomina
próbę opatrzenia rannego bez oczyszczenia rany.
Jeszcze raz wrócę do walki z przestępczością.
Ona musi być na początku wszystkiego. Sprawy zaszły za daleko, by sądzić, że
da się coś naprawdę zdziałać bez tego.
Chodzi
o przywrócenie kary śmierci?
- Przywrócenie kary śmierci poprzez dodanie jej do istniejących przepisów to nonsens. Trzeba zaostrzyć kary
za wszystkie najcięższe przestępstwa i wprowadzić, tak jak to zrobiono w Nowym
Jorku, program „zero tolerancji dla przestępstw”. Jest nadzieja, że jak
zaczniemy ostro karać, to obniży się poziom pewności siebie przestępców, a
wzrośnie poziom pewności siebie policji i całego społeczeństwa. Będzie
nieporównanie łatwiej infiltrować środowiska przestępcze. Odbuduje się siatkę
współpracowników policji, która rozleciała się w latach 80., w momencie, gdy
milicja przestała się zajmować przestępstwami, a zajęła się „Solidarnością”.
Nie może być tak, że facet po trzech zabójstwach wychodzi po kilku miesiącach
ż więzienia, i wszyscy widzą, jak tańczy sobie spokojnie na zabawie.
Dlaczego
Pan uważa, że hasło walki z przestępczością będzie, atrakcyjne dla wyborców?
PC od kilku lat
lansuje ten pomysł - i to przechodzi bez echa.
- Kilka lat temu nie było do tego
odpowiedniej atmosfery. Teraz zaczynają się pojawiać pozytywne sygnały:
dożywocie dla trzech zabójców z Warszawy, w Radomiu 25 lat dla
siedemnastolatka za zabójstwo kijem baseballowym; to najwyższy wyrok, jaki mógł
zapaść wobec niepełnoletniego - jeszcze niedawno jego rówieśnicy za to samo mogli
dostać co najwyżej 10 lat i to przy protestach prasy.
Podobno
duże wrażenie zrobił na Panu artykuł „Gazety Polskiej” o korupcji w szczecińskiej policji?
- Pokazaliście coś, czego niestety
nie można powiedzieć na zebraniu komisji administracji i spraw wewnętrznych,
bez popadnięcia w polityczny ostracyzm: że struktury państwa znajdują się w
stanie rozkładu. De Gaulle
twierdził, że nie da się zbudować państwa bez
odrobiny krwi. Albo będziemy żyli w społeczeństwie, którym rządzić będą bandy
wyrostków, albo zdecydujemy się na drastyczne posunięcia.
A
czy nie widzi Pan sprzeczności w swoich poglądach? Chce Pan tej samej skorumpowanej
policji oddać władzę na ulicach poprzez akcję „Małolat”?
- Gdyby kierować się takim rozumowaniem,
to należałoby uznać, że nie da się zrobić nic. Akcja „Małolat” może
zapoczątkować coś dobrego. Parę lat temu takie propozycje w ogóle nie byłyby
możliwe bez posądzenia o jakieś fatalne skłonności. W tej chwili brakuje tylko
jednego: siły politycznej, która mogłaby podjąć i pokierować systematyczną walką
z przestępczością. Jeżeli nie znajdzie się racjonalny podmiot polityczny,
który wypłynie na fali-oburzenia' przestępczością, to wykorzystają to jakieś
siły spod ciemnej gwiazdy.
Targowica i inne rzeczy dziwne
Czy
istnieje jeszcze w Polsce tradycyjny antykomunistyczny elektorat? Czy nie
został on
wchłonięty
przez prorosyjski obóz wiązany z Radiem Maryja?
- Olszewski popełnił błąd zakładając,
że każdy, kto mówi, że nie lubi Unii Wolności, jest w porządku. Tworząc partię
antykomunistyczną, powinien był jednak dokonać jakiejś selekcji przychodzących
do niego ludzi. Nie mam wątpliwości co do tego, że po naszej stronie działają aktywnie
rosyjskie służby specjalne.
Radio
Maryja jest dziś głęboko antyzachodnie, niechętnie nastawione do hierarchii
kościelnej, prorosyjskie, wcale nie nieżyczliwe PRL. Ma nadajnik na Uralu. W
Rosji panuje wprawdzie bałagan, ale niektórych rzeczy tam jednak pilnują dość
dobrze. Sytuacja jest rzeczywiście bardzo trudna, bo próby przekonywania
elektoratu Radia Maryja są całkowicie skazane na porażkę.
W jakiejś mierze został tu
zrealizowany scenariusz Michnika. Chciał mieć taką prawicę. Na początku wmawiał
nam, że tacy właśnie jesteśmy, a teraz ma już to naprawdę.
Powiedział
Pan kiedyś: „Dzisiaj Łubianka działa na prawicy ”
- Są dwa modele działalności rosyjskiej
w Polsce. Pierwszy, pepeerowski, całkowitego podporządkowania Moskwie:
uzasadniany ideą postępu. Zresztą ten model miał swoje tradycje i przed 1917
rokiem w postaci słowianofilstwa, Górowskiego itp. Drugi wzorzec nazywam
targowic- kim. Charakteryzuje go odwoływanie się do wartości tradycyjnych, katolickich,
narodowych. Prorosyjskość ubrana jest tam w maskę patriotyczną. Czyż Targowica
nie była właśnie narodowa, katolicka, czyż nie pałała szacunkiem do polskiej
przeszłości? Rok temu, kiedy jawnie prorosyjskie Stronnictwo Polityki Realnej
brylowało w AWS, przestrzegałem przed tym zjawiskiem na kongresie PC. Dzisiaj
SPR trochę ucichło’ ale ich oświadczenia drukowane są w „Naszym Dzienniku”
Problem w tym, w którym miejscu kończą się pospolici głupcy, a zaczyna się
zwykła agentura.
Nie przez przypadek z taką furią
walczono właśnie z prawicą racjonalną i prozachodnią, z PC w szczególności;
przecież to my mogliśmy zagospodarować elektorat przejmowany dziś przez Radio
Maryja.
Scenariusz
Czy warto
było rezygnować z prezesostwa w PC, by prowadzić walkę
polityczną w pojedynkę?
- Po wyborach proponowałem mojej
partii działania zmierzające do reintegracji milionowego elektoratu
antykomunistycznego, który został rozbity, ale można go było zjednoczyć,
tymczasem niektórzy koledzy nie mieli dość woli politycznej, żeby przy
powstawaniu rządu Buzka zagrozić nawet wstrzymaniem się od głosu.
Zorientowałem się, że nie ma co zmuszać mych kolegów na siłę do
czegoś, na co nie mają ochoty. Tym bardziej, że rozumiałem, iż są zmęczeni. Ja
się liczę z tym, że to jest moja ostatnia kadencja w parlamencie i przyjmuję
to spokojnie. Inni tego przyjąć nie chcą i trudno mieć o to pretensję.
Czy
Krzaklewski ma szansę w
wyborach prezydenckich?
- Nie sądzę. W tej chwili
realizowany jest scenariusz ponownego przejęcia władzy, przez komunistów. Od
wyborów parlamentarnych Kwaśniewski ma gotowy projekt alternatywnego
rozwiązania. Ten projekt alternatywny zakłada, tak sądzę, przejęcie przez
prezydenta inicjatywy w tworzeniu rządu pod hasłem oddania władzy ludziom,
którzy po prostu potrafią rządzić. Otóż jeżeli będą się powtarzały takie błędy
i takie wpadki jak ’ dotychczas, to w pewnym momencie Kwaśniewskiemu może się
udać przeprowadzenie tego planu.
Jak
Pan sądzi, co obecnie planuje Unia Wolności?
- UW ma teraz doskonałą sytuację.
W wyborach samorządowych AWS' osiągnie pewnie niezły wynik (choć są podobno
badania zapowiadające . dotkliwą porażkę i wielki sukces UW), ale z tego nic
dla niej nie wyniknie. To jest zgromadzenie bardzo różnych ludzi bez szerszej
koncepcji, w dodatku jeszcze mocno skłóconych. W wielu miejscach może być
tak, że ludzie AWS będą konkurowali ze sobą. Tymczasem. Unia w wyborach
samorządowych nie tylko osiągnie dobry wynik* nie tylko w stosunku do wyborów
parlamentarnych go poprawi, nie tylko wszędzie wprowadzi swoich ludzi, ale to
rzeczywiście będą jej ludzie. Poza kilkoma zupełnie czerwonymi okręgami, gdzie
wszystko wezmą postkomuniści, i kilkoma naszymi, Unia będzie miała swoich
przedstawicieli wszędzie - albo w sojuszu z AWS, albo w sojuszu z SLD.
Problem pewnie nie będzie w tym,
że AWS nie będzie miała poparcia, ale że tego poparcia nie będzie potrafiła
skonsumować.
Liczni
ludzie w Polsce wciąż są zadowoleni po prostu z tego, że nie rządzą komuniści.
Gdyby Wałęsa wygrał wybory, a w Polsce rządzili Jasik z Czempińskim, którzy by
nas wsadzili za kratki, to i tak wielu cieszyłoby się, że to jednak rządzą nasi, a jakieś łobuzy,
czyli my, im tylko w tym przeszkadzamy. Do dziś dostaję listy, że jestem
żydowskim agentem komuny w AWS.
Rozmawiał Tomasz Sakiewicz i Piotr Wierzbicki
29 Kwiecień 1998
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz