czwartek, 18 sierpnia 2016

Polska zaczyna się od Kaczyńskiego



Pomiędzy rocznicami wybuchu Powstania Warszawskiego, „cudu nad Wisłą” i początku II wojny światowej warto spojrzeć, jak wygląda praktyka polityki historycznej PiS. Jej funkcją nie jest budowanie wspólnoty, ale umacnianie partyjnego monopolu na patriotyzm

Jarosław Kaczyński lubi się porównywać do Piłsudskie­go, jednak ani on, ani jego środowisko nie mają porów­nywalnych ze środowiskiem piłsudczykowskim dokonań w odzyski­waniu niepodległości. Z faktycznego do­robku Marszałka kopiują jedynie jego zdolność do stworzenia własnej polity­ki historycznej i przejęcia niepodległoś­ciowego dorobku wszystkich środowisk walczących o suwerenność Polski (poza samym Piłsudskim także socjalistów, lu­dowców, endeków, Dmowskiego, Witosa, Daszyńskiego). Akurat ten „sukces” Pił­sudskiego miał negatywne konsekwen­cje zarówno dla życia politycznego II RP, jak też dla świadomości politycznej poko­lenia Kolumbów wychowanego w mitach piłsudczykowskiej polityki historycznej (Polska jako mocarstwo odbudowane ex nihil o wolą jednego człowieka i jego śro­dowiska, bez kontekstu geopolitycznego).
   To właśnie wychowankowie polityki historycznej Marszałka podjęli decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego, które przy całym heroizmie jego żołnie­rzy, przy całym męczeństwie cywilnych mieszkańców Warszawy było katastrofą.
   Dla Jarosława Kaczyńskiego kluczem do świadomości historycznej Polaków jest polityczna siła, mająca zastraszyć opornych, i państwowe pieniądze po­
zwalające skorumpować nieprzekonanych. Państwowa spółka Orlen pod nowym PiS-owskim zarządem wykupi­ła dla szkolnych bibliotek w całej Pol­sce tysiące prenumerat „wSieci Historii” i „Historia Do Rzeczy” (pluralizm ogra­nicza się tu wyłącznie do wspierającej Kaczyńskiego prawicy). Zarówno Orlen, jak i inne spółki skarbu państwa mają ten program wkrótce rozszerzyć. Przejęte przez PiS spółki skarbu państwa, Energia i Lotos, organizują 15 sierpnia w Gdań­sku gigantyczną inscenizację „cudu nad Wisłą”. Przy tej okazji nowy wiceprezes Energi Grzegorz Ksepko informuje Po­laków, że „przez kilkadziesiąt ostatnich lat patriotyzm był postawą naganną. Te­raz, dzięki Bogu, będzie inaczej”.
   PiS świadomie eskaluje kłamstwo, ja­koby upamiętnianie Powstania War­szawskiego, zwycięstwa w 1920 r. czy cierpienia Polaków podczas II wojny światowej było dotąd zakazane i dopiero obecna władza uczy Polaków ich historii. W rzeczywistości Powstanie Warszaw­skie i II wojna światowa (przedstawia­ne tak samo wybiórczo, jak dziś robią to prawicowi publicyści i politycy) były fundamentem polityki historycznej Go­mułki, Gierka i Jaruzelskiego. Komu­nistyczna władza legalizowała się w ten sposób w oczach Polaków, a w dodatku te karty polskiej historii miały w intencjach rządzących przekierować antyrosyjskie emocje obywateli PRL przeciw Niem­com, NATO i Zachodowi.
   Z kolei „cud nad Wisłą” jest upamięt­niany przez polskie państwo i władze sa­morządowe zarówno w Warszawie, jak i w Radzyminie czy Ostrołęce od roku 1989. Jednak pamięć PiS jest partyjna, a nie patriotyczna. Polska zaczyna się od Kaczyńskiego, a niepodległość od wygra­nych przez PiS wyborów i istnieje, póki ta partia rządzi, bo gdy PiS traci władzę, za­pada ciemna noc kondominium.
   Traktowana cynicznie polityka histo­ryczna jest też dla Kaczyńskiego narzę­dziem negocjowania z potencjalnymi lub faktycznymi koalicjantami - czyli z kon­serwatywną częścią Kościoła i naro­dowcami. Firmowany przez prezydenta Dudę, premier Szydło i ministra Waszczykowskiego, wydany na Światowe Dni Młodzieży informator o Polsce „Am­basador polskości” zawarł w pigułce tę nową wersję polityki historycznej. To ciekawy dokument, w swych wezwa­niach („nie skarż się!”, „nie narzekaj!”, „nie bądź malkontentem!”) przypomi­nający do złudzenia propagandowe bro­szurki z czasów stalinizmu.
   Jednak najciekawszy jest w nim krótki kurs najnowszej historii Polski: „Po roz­padzie systemu komunistycznego Polska odzyskała niepodległość, ale nie ustrze­gła się przed nowymi zagrożeniami. Nowym zagrożeniem była liberalna propaganda wspierająca konsumpcyj­ny styl życia, nazywająca mordowanie dzieci nienarodzonych »zabiegiem«, wspierająca niszczącą dla rodziny i społeczeństwa swobodę seksualną... Wśród tych, którzy na wezwanie papieża przeciwstawili się cywilizacji śmierci, były m.in.: Ruch Światło-Życie, Rodzi­na Radia Maryja, Droga Neokatechumenalna, Akcja Katolicka, Ruch Obrońców Życia Nienarodzonego”.

SMOLEŃSKA SZULERKA
Powstanie Warszawskie powinno być upamiętnieniem realnych ofiar i weteranów, a jednocześnie refleksją nad błędem politycznym i militarnym, który kosztował zagładę polskiej stolicy i 200 tys. ofiar (w większości cywilnych). Ta re­fleksja jest konieczna, by takich błędów w przyszłości nie powtarzać.
   Prawo i Sprawiedliwość wybrało od­wrotną strategię upamiętniania Powsta­nia. W narracji tej partii decyzja o jego rozpoczęciu jest pozytywnym przy­kładem działania „ponad potencjał” (ulubione sformułowanie braci Kaczyń­skich, które pozwalało im odrzucać za­rzuty, że ich polityka europejska czy wschodnia nie są realistyczne). Decy­zja o rozpoczęciu Powstania jest zresztą ostatnią decyzją AK i Państwa Podziem­nego, którą prawicowi twórcy polityki historycznej w ogóle akceptują. Później następuje „zdrada”, gdy kierownictwo polskiego państwa podziemnego wzywa po zakończeniu wojny do zaprzestania walki zbrojnej.
   Zatem kolejnym wzorem do naślado­wania stają się żołnierze wyklęci, któ­rzy tego rozkazu nie posłuchali. To swoją drogą groteskowe, że obóz par­tyjnego sędziego Kryże, który skazywał opozycjonistów wiatach 70., partyjnego prokuratora Piotrowicza, który ścigał i wsadzał do więzień dzieciaki rozlepia­jące ulotki w latach 80., ze wszystkich polskich tradycji wybrał tę najbardziej radykalną i antykomunistyczną. Podob­nie jak premier Beata Szydło, która jako studentka UJ w latach 80. była skraj­ną oportunistką ostrożnie „przycup­niętą pod kamieniem” w mieście, gdzie jej rówieśnicy masowo spiskowali i wy­chodzili na ulice. Jak widać, radykalizm w polityce historycznej nic nie kosztuje; może świetnie maskować realny biogra­ficzny oportunizm.
   Weterani AK i Powstania Warszawskie­go są realnym środowiskiem społecznym, podczas gdy żołnierze wyklęci to dziś już tylko społeczna fikcja wykreowana na użytek polityki historycznej prawicy. Przy okazji konfliktu prawicowej władzy z tym środowiskiem po raz kolejny zoba­czyliśmy że smoleński zamach jest przez Jarosława Kaczyńskiego i jego obóz uży­wany jak fałszywy as wyciągany z rękawa szulera. Jeśli się uda, rzucamy go na stół i jest apel poległych w Smoleńsku (jak w Poznaniu i Radomiu). Kiedy się jednak szulera na oszustwie przyłapie - a opo­ru weteranów Powstania Warszawskiego wobec kłamstwa o zamachu i poległych nie można było całkowicie zbagatelizo­wać - Kaczyński i Macierewicz chowają fałszywego asa do rękawa i przepycha­ją apel pamięci z ostrożniejszym okre­śleniem „zginęli”. W taki sposób można używać wyłącznie argumentów, w które sami nie wierzymy, traktujemy zupełnie cynicznie. Przez cały okres tych negocja­cji Macierewicz szantażował weteranów Powstania wycofaniem asysty wojsko­wej, a politycy PiS i PiS-owskie media zastraszały ich sugestiami, że środowi­sko weteranów, które „stało się przeciw­nikiem politycznym PiS-u”, może zostać zohydzone przez ujawnienie lustracyj­nych tajemnic.

WAŁĘSA JAK PUTIN
W miarę nakręcania się radykalizmu prawicowej polityki historycznej jej ofia­rą padają już nie Niemcy, Rosjanie, nawet nie komuniści, ale aktualni lub historycz­ni konkurenci Kaczyńskiego. Kiedy Jacek Kurski i jego drużyna zostali zaatakowa­ni przez drużynę Czabańskiego, Sakiewicza i Targalskiego, Kurski postanowił się w oczach Kaczyńskiego zasłużyć dociś­nięciem do dechy partyjnej polityki hi­storycznej. W TVP zobaczyliśmy pełną transmisję z PiS-owskiej mszy, upamięt­niającej miesięcznicę smoleńską, gdzie po raz kolejny kłamano o ofiarach tej tra­gicznej katastrofy jako „poległych”. Apo­geum partyjnej pracy nad historią stał się jednak kuriozalny materiał „Wiado­mości” o krwawym zamachu (chodziło o wybuch z 1995 r. w jednym z gdańskich wieżowców, kiedy to zginęły 22 osoby),
który miał być dokonany na rozkaz Lecha Wałęsy, aby zniszczyć lub przejąć papie­ry „Bolka”. Takie insynuacje pojawiają się w głównym programie informacyjnym telewizji publicznej, gdzie Wałęsa staje się polskim Putinem (także oskarżanym o wysadzenie bloku mieszkalnego, by zy­skać pretekst do wojny czeczeńskiej).
   Kurski tym sposobem chce się przy­podobać Kaczyńskiemu, który dotąd nie wybaczył Wałęsie, że po zdobyciu prezy­dentury w 1991 r. nie uczynił jego i jego brata swoimi namiestnikami, lecz próbo­wał odesłać ich w polityczny niebyt.
   Zarządzana w taki sposób historia najnowsza staje się partyjnym ściekiem. A prawicowy internetowy hejt staje się oficjalną polityką historyczną PiS-owskiego państwa i przejętych mediów publicznych.

JAK TO NA WOJENCE ŁADNIE
Ciekawą odsłoną prawicowej woj­ny o pamięć jest atak na Pawła Machcewicza, twórcę i dyrektora Muzeum II Wojny Światowej. Recenzujący jego pra­cę dla wicepremiera Glińskiego Piotr Semka, Jan Żaryn i Piotr Niwiński prze­ścigali się w zarzutach, że „muzeum nie­sie głównie przesłanie o wyjątkowym nieszczęściu, jakim jest wojna”, za­miast służyć promocji heroicznych cnót i zwracać uwagę na to, że wojna „kształ­tuje ludzkie charaktery”. W Polsce, która w wojennej hekatombie straciła 6 milionów zamordowanych i zamęczo­nych obywateli, jedną trzecią teryto­rium oraz na 45 lat przestała istnieć jako państwo niepodległe, czynienie z niej okazji do propagowania heroicznych cnót jest równie absurdalne, jak próba użycia muzeum w Hiroszimie do propa­gowania cnót wojennych Japończyków.
   Ta fascynacja wojną wskazuje na pod­stawowy błąd polityki historycznej Prawa i Sprawiedliwości, który daleko wykracza poza jej partyjną instrumen­talizację. Otóż mądrość polskich po­litycznych elit pomiędzy 1918 i 1921 rokiem, a następnie w roku 1989 pole­gała na tym, że umiały wykorzystać geo­polityczną koniunkturę. Bez wysiłków dyplomatycznych Dmowskiego w Wer­salu i Piłsudskiego wykorzystującego rewolucję w Berlinie do oswobodzenia Warszawy, bez patriotycznej mobilizacji podczas powstań śląskich i wojny 1920 roku nie byłoby Polski. Ale niepodległe państwo udało się po roku 1918 odbudo­wać także dlatego, że rozpadły się wów­czas wszystkie trzy mocarstwa zaborcze. Polacy walczyli z Niemcami pokonany­mi już w I wojnie światowej i tylko dla­tego mogli z nimi wygrać. A w 1920 roku walczyli z Rosją pogrążoną w wojnie do­mowej i tylko dlatego mogli ocalić swoją niepodległość.
   Także w 1989 roku wybijaliśmy się po­litycznie na niepodległość wobec ZSRR pokonanego już przez Amerykę i Zachód w zimnej wojnie. Kluczem do sukcesu było zawsze mądre powiązanie społecz­nej mobilizacji i pracy elit z geopolitycz­ną koniunkturą. Tymczasem katastrofy XIX-wiecznych powstań, niepotrzebna masakra Warszawy czy tragedia żołnie­rzy wyklętych - wszystko to było konse­kwencją braku realizmu, abstrahowania od historycznych i geopolitycznych ko­niunktur. Polityka historyczna PiS jest zbrodnią na polskiej pamięci, bo zakłamuje tę mądrość politycznego realizmu, za której zgromadzenie Polacy drogo zapłacili. Na podstawie zafałszowanej wizji polskiej historii promuje - szcze­gólnie w umysłach najmłodszych, któ­rzy o tym, jak było naprawdę, nie mają pojęcia - model polityki głupiej i śmier­telnie niebezpiecznej.
Cezary Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz