poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Złote dzieci, CBA i brzytwa



Skończył się etap donosów. Teraz czas na rewizje i wizyty tajnych agentów. W walce o władzę szefowie PZU sięgnęli po służby specjalne

Wojciech Cieśla, Michał Krzymowski

Świeży żarcik pracowników PZU: wystarczy napisać e-mail do prezesa PZU, żeby nadawcą zajęło się CBA.
   Jest letnia noc, gdy S. wysyła wiado­mość na prywatną skrzynkę prezesa PZU Michała Krupińskiego. - Wysła­łem, bo znamy się od lat. To mój były przyjaciel - opowiada S. [inicjał zmieniony - przyp. red.].
   E-mail wysłany 18 czerwca jest krótki i niezbyt miły: „Dzisiaj po te­lefonie z CBA Sonia prawie poroniła. Pytali ją o sprawę sprzed 9 lat. Lepiej, żeby to nie była twoja robota”.
   Mówi S.: - Pięć lat temu moja żona pracowała w spółce prześwietlanej przez CBA. Sprawa zakończyła się wy­rokiem sądowym, a tu nagle, po latach, agent służb wydzwania do kobiety w zaawansowanej ciąży i pyta o tam­te wydarzenia. Mówi, że jest z CBA, ale się nie przedstawia. Nie wzywa na przesłuchanie, tylko nagabuje. Gdzie pani mieszka? Z czego się utrzymuje? Wkurzyłem się. Telefon był według mnie sygnałem: mamy cię na oku. Na­brałem podejrzeń, że to szef PZU na­słał na Sonię CBA. Stąd e-mail. I co? Mija kilka tygodni i agenci CBA znów się zgłaszają, tym razem do mnie. Mają prokuratorski nakaz wydania telefonu, z którego wysłałem e-mail.

BULDOGI POD DYWANEM
Dlaczego Michał Krupiński miałby wysyłać kolegom sygnały przez CBA? Od stycznia jest prezesem naj­większego polskiego ubezpieczyciela, ma mnóstwo pracy i przede wszyst­kim nie powinien mieć możliwości wpływania na to, co robi CBA. Kie­dy o to pytamy, S. głośno się śmie­je: - Bez żartów. W PZU od miesięcy trwa wojna o władzę. Pod dywanem walczą buldogi związane z PiS, któ­rymi partia obsadziła radę nadzor­czą i zarząd. Krupiński uważa, że ryję pod nim i donosi do prokuratury. A ja nagle słyszę na mieście: jesteś w tym, jesteś w jakiejś ciemnej sprawie zwią­zanej z PZU. Potem był telefon z CBA do żony. Połączyłem fakty. Michał zaczął używać służb w wojnie o władzę w spółce. Jakim cudem nagle CBA bie­rze na celownik moją żonę?
   Czy prezes Krupiński nasłał CBA na dawnego kolegę? Jeśli tak, to w jaki sposób? Ponownie doniósł do proku­ratury, złożył wniosek dowodowy? Biuro prasowe PZU twierdzi, że „nie ma takiej wiedzy”. Sam prezes milczy.
   Sprawdzamy: S. i Michał Krupiń­ski faktycznie byli kolegami. - Znają się z czasów, gdy obaj nosili w Brukse­li teczki za politykami - opowiada ich wspólny znajomy.
   Kilkanaście lat temu w Brukseli S. pracował dla PO, Krupiński dla PiS. To pierwszy rzut Polaków w Parla­mencie Europejskim. Młodzi, przebo­jowi, głodni sukcesów. Raz w miesiącu w jednym z pubów Krupiński organi­zuje spotkania Polaków pracujących w PE. Bywa tam S., bywa i Witold Zio­bro, brat Zbigniewa, dziś jeden z jego zaufanych w PZU.
   Po 2005 r. Krupiński zostanie wi­ceministrem skarbu w rządzie PiS, po zmianie władzy do resortu trafi z kolei (na krótko) S. - O obu mówiło się „zło­te dzieci”. Jeden był „złotym chłop­cem PiS”, drugi „złotym chłopcem PO” - opowiada ich wspólny znajomy.
   S. i Krupiński nie lubią tych ksywek.

KTO SIĘ NIE BAŁ
Przez ostatnie lata „złoci chłop­cy” żyją w różnych Światach. S. ko­rzysta z kontaktów z działaczami PO, prowadzi interesy. Krupiński wyjeż­dża na jakiś czas, inwestuje w studia menedżerskie w Nowym Jorku, jest szefem banku Merrill Lynch w Polsce.
   W 2013 r. Anna Zdrzalik, żona Kru­pińskiego, obejmuje udziały w spół­ce D&L Investments. Prezesem firmy jest wtedy S. W Warszawie jest o nim głośno - jego firma robi interesy ze spółkami skarbu państwa, a konku­rencja S. opowiada dziennikarzom, że jest „załatwiaczem Platformy”, któ­rego działalność może skompromito­wać rządzących. Po informacjach na jego temat część znajomych się odsu­wa, S. traci kilka biznesów. - Zainwe­stować w biznes z S.? Trzy lata temu? Trzeba było mieć odwagę - cmoka jeden z naszych rozmówców.
   Żona Krupińskiego inwestuje w spółkę S. A jeszcze w 2015 r. S. prze­lewa na konto żony prezesa PZU 25 tys. zł cesji zwrotu pożyczki. S.: - Na tym urwały się nasze kontakty. Pogratulo­wałem jeszcze Michałowi, gdy został prezesem PZU. Potem zapadła cisza.
   CBA wchodzi do mieszkania „zło­tego chłopca PO” 19 lipca, na zlecenie łódzkiej delegatury Prokuratury Kra­jowej. Agenci szukają „telefonu ko­mórkowego, laptopa, komputera lub innego urządzenia, z którego 17 czerw­ca 2016 r. o godzinie 23.01 mogły być przesłane maile” do Krupińskiego. Ro­bią rewizję, ale niczego nie znajdują.
S. twierdzi, że zgubił telefon, z którego pi­sał, ale e-maila się nie wypiera. Zeznaje, że pisał w emocjach.
   Dlaczego Prokuratura Krajowa wysyła CBA w sprawie nocnego e-maila? Biuro prasowe prokuratury wyjaśnia: śledczy badają sprawę systemu informatycznego GraphTalk zakupionego przed laty przez PZU. Doniesienie w tej sprawie złożył Krupiński, jego zdaniem spółka mogła stracić na tym projekcie 200 min zł. Czy ma to związek z S. i jego e-mailem? Nie, ale prokuratura połączyła obie sprawy wielomilionowych nadużyć i e-maila.

AGENT ŚLEDZI FACEBOOK
Opowiada nasz rozmówca: - Nie znam sprawy S., ale to, co dzieje się w PZU, to wyjątkowa sytuacja. Wojna wszystkich ze wszystkimi. Donosy, za­wieszanie członków zarządu, konflik­ty interesów. Coś jak wojna o telewizję publiczną, czyli PiS pożarł się z PiS-em. Tylko tu jest naprawdę krwawo, bo obie strony używają prokuratury i służb.
   Czerwiec, do walki o władzę w firmie wkracza „Gazeta Polska Codziennie”. Uderza w członka zarządu Sebastia­na Klimka. Trafił do PZU z Philipsa, ale w spółce wszyscy wiedzą, że to człowiek ministra skarbu. I że ma na pieńku z Kru­pińskim. „GPC” publikuje zdjęcie Klim­ka wyjeżdżającego z firmowego parkingu PZU pożyczonym ferrari. Samochód na­leży do kancelarii odszkodowawczej EuCO. Wygląda to fatalnie: członek za­rządu PZU przyjeżdża do pracy luk­susowym autem należącym do firmy procesującej się z PZU o miliony.
   Jak ustalił „Newsweek”, z niewia­domych powodów sprawa konfliktu interesów Klimka trafia do tej samej pro­kuratury, która prowadzi postępowa­nie dotyczące projektu GraphTalk. Dalej wszystko toczy się wartko. W lipcu Kli­mek trafia na wielogodzinne przesłucha­nie. W sierpniu przed szóstą rano do jego domu pukają agenci CBA z żądaniem wy­dania telefonów i komputerów. CBA od­wiedza też myjnię samochodową. Agenci chcą wiedzieć, czy Klimek płacił firmo­wymi pieniędzmi za umycie ferrari.
   W międzyczasie sprawą zajmuje się też rada nadzorcza. Klimek zapewnia, że nie ma nic wspólnego z kancelarią odszkodo­wawczą: samochodem jeździł tylko przez kilka godzin. Miał odprowadzić go zna­jomemu, który dzień wcześniej gościł u niego na przyjęciu.
   Ale na radzie pojawia się też Krupiń­ski. Jest z nim dyrektor biura bezpie­czeństwa Tomasz Cichoń, były oficer CBA, który prezentuje kolejne zdjęcie: Klimek przy kieliszku szampana, po pra­wej Ryszard Petru (członek rady nadzor­czej EuCO), po lewej - satyryk Krzysztof Materna.
   Członek władz Zakładu: - Ściągnę­li to zdjęcie z Facebooka Klimka, który przypadkowo spotkał Petru i Maternę na balu charytatywnym. Fotografię zro­biła mu żona. Rada wyśmiała Krupiń­skiego, bo zdjęcie pochodzi z czasów, gdy Klimek sprzedawał miksery w Philipsie.
   Pracownik spółki: - Za czasów Krupiń­skiego w PZU pojawiło się dwóch ludzi kojarzonych z CBA. Pierwszy to Cichoń, a drugi - Grzegorz Janas, protegowany szefa CBA Ernesta Bejdy. To mała grupa dochodzeniowo-śledcza w spółce. Wer­tują papiery, szperają w internecie. To oni wygrzebali zdjęcie z Facebooka.
   Znajomy Klimka: - Cichoń obserwu­je Sebastiana, ale zachowuje się jak ama­tor. Jakiś czas temu Klimek dostał od żony na służbową skrzynkę rachunek za prywatną komórkę, miał go opłacić. Po jakimś czasie Cichoń przysłał mu emotikon, taką buzię puszczającą oko. Chyba się zorientował, że przesadził, bo potem dzwonił z przeprosinami.

PREZES DONOSI, NA PREZESA DONOSZĄ
Zarząd PZU od kilku miesięcy jest w klinczu. Menedżerowie, mijając się na korytarzu, nie podają sobie ręki.
- Krupiński spotyka się z Witoldem Ziobrą i knuje przeciwko reszcie zarządu, czyli Beacie Kozłowskiej-Chyle, Seba­stianowi Klimkowi, Maciejowi Rapkiewiczowi i Andrzejowi Jaworskiemu. Reszta w tym czasie w innym pokoju knuje prze­ciw Krupińskiemu. Atmosfera jest taka, że gdy prezes kilka tygodni temu popro­sił do siebie Kozłowską-Chyłę, ta przyszła w obstawie Jaworskiego. Powiedziała, że nie będzie rozmawiać z prezesem bez świadka - opowiada pracownik spółki.
   1 sierpnia minister skarbu wzywa do resortu władze PZU. Stawia ultimatum: jeśli w ciągu miesiąca zarząd nie zacznie pracować, trzeba będzie wprowadzić opcję zero. Wszyscy stracą pracę. Spot­kanie ma oczyścić atmosferę, ale szyb­ko przeradza się w awanturę o ręczne sterowanie PZU.
   Krupiński w ciągu czterech miesię­cy pozbawił kompetencji troje członków zarządu. Maciej Rapkiewicz (były czło­nek zarządu Instytutu Sobieskiego; do spółki trafił z rekomendacji Beaty Szyd­ło) stracił inwestycje, Sebastian Klimek finanse, a Beata Kozłowska-Chyła (rad­ca prawny; była doradczyni Przemysława Gosiewskiego) - zakupy, administrację i dział prawny.
   Jedynym członkiem zarządu, które­go Krupiński zostawił w spokoju, jest Andrzej Jaworski odpowiedzialny za nieruchomości i operacje zagranicz­ne. - To były poseł, podniesienie na nie­go ręki jest zbyt ryzykowne. Poza tym Andrzej się nie patyczkuje. Ma kontak­ty w CBA i sam donosi na Krupińskiego opowiada nasz rozmówca z PZU.

ODZNAKA Z CBA
Jaworski nie robi tajemnicy ze swo­ich kontaktów w służbach. Na ścia­nie jego gabinetu w centrali PZU wisi odznaka CBA, prezent od agentów.
   - Andrzej gościł ich już dwukrotnie opowiada menedżer z PZU. - Raz złożył wyjaśnienia w sprawie próby sprzedaży hal magazynowych przez spółkę. Kru­piński parł do tej transakcji, ale ostatecz­nie się wstrzymał, bo audytorzy ujawnili, że pośrednik i kupujący są powiązani. In­nym razem doniósł na bezprawny tryb podejmowania uchwał przez zarząd.
   - Co to znaczy?
   - Krupiński ma w zarządzie tylko jed­nego sprzymierzeńca, Brytyjczyka Roge­ra Hodgkissa. Sympatyczny człowiek, ale słabo mówi po polsku i nie bardzo kuma cza-czę. Nie wie, o co chodzi w tej wojnie. Reszta dla zasady stawia mu weto. Na to Krupiński posługuje się fortelem. Pusz­cza uchwały obiegiem i wyznacza błyska­wiczny termin głosowania, licząc, że nikt poza nim i Rogerem nie zdąży oddać gło­su. Tym sposobem w sześcioosobowym zarządzie Krupiński przepycha sprawy większością dwóch głosów.
   - Przecież to nie jest sprawa dla CBA.
­   - Pełna zgoda, ale Andrzej wali na oślep. I, jak się okazuje, to skuteczna metoda. Bo Krupiński omija go szerokim łukiem.

PA, MAM SPOTKANIE Z PREMIEREM!
Mówi pracownik PZU: - Krupiński jest mistrzem w roztaczaniu aury. Bank Światowy, londyńskie City, Nowy Jork, wszędzie był, wszystko wie. Lubi rzucić „Przepraszam, muszę le­cieć, mam spotkanie z ministrem skar­bu”. Albo - jeszcze lepiej - „z okolicami głównego akcjonariusza” (według ludzi z zarządu spółki oznacza to Jarosława Kaczyńskiego).
   Krupiński roztacza aurę człowieka bi­znesu, ale z wyczuciem porusza się też w świecie polityki. Zawsze wie, który z mi­nistrów PiS idzie w górę, a który w dół.
- Dzięki temu może grać na tego silniej­szego - uważa jeden z członków rady nadzorczej PZU. Kiedy kilka miesięcy temu wydawało się, że karty w państwo­wych spółkach będzie rozdawać mini­ster skarbu Dawid Jackiewicz, Krupiński chwalił się kontaktami z Jackiewiczem. Gdy notowania ministra zaczęły spadać, przestawił się na kontakty z Mateuszem Morawieckim, wicepremierem i mini­strem rozwoju.
   Posiedzenie rady nadzorczej, tydzień temu. Krupiński bierze szefa rady nad­zorczej na stronę: - Przepraszam, ale muszę wyjść. Mam spotkanie z wicepre­mierem Morawieckim. Zresztą spółka niedługo ma przejść pod nadzór Mini­sterstwa Rozwoju.
   Według ludzi ze spółki Krupiński cza­sem przesadza. Miesiąc temu opuścił radę, tłumacząc, że został wezwany przez panią premier. Wrócił po ponad godzinie.
Miał pecha, bo w zarządzie siedzi były poseł PiS Andrzej Jaworski, prywatnie znajomy Beaty Szydło. Andrzej zadzwo­nił do pani premier. Okazało się, że Kru­piński nie został wezwany. Spotkanie było umówione wcześniej, trwało kilka minut. Krupiński mógł poprosić o przesunięcie rady, ale wolał odegrać teatr - opowiada członek rady nadzorczej.

ODCHODZĘ I CICHO SZA
Sytuacja kadrowa w PZU pod rządami Krupińskiego jest dynamiczna. Przy­kład: wiosną dyrektorem biura audytu w PZU zostaje Mariusz Warych. W sie­dzibie spółki roznosi się, że to zaufany człowiek Krupińskiego. Choć nie za­siada we władzach spółki, to bez prob­lemu wchodzi na posiedzenia zarządu. Ma dostęp do najbardziej poufnych informacji.
   Po jakimś czasie jeden z menedżerów sygnalizuje, że Warych zasiada jednocześ­nie w radzie nadzorczej banku BGŻ BNP Paribas. To kłopot, bo grupa PZU od cza­su przejęcia Alior Banku i BPH rywalizu­je z BGŻ o tego samego klienta. Zazębiają się też inwestycje: BGŻ może dokonywać transakcji na akcjach PZU, a PZU na ak­cjach BGŻ. Na rynku krąży informacja, że BGŻ lada moment włączy się do walki z PZU o zakup Raiffeisen Polbanku.
   Sprawa trafia do prawników PZU. Dy­rektor Marcin Góral 25 maja wysy­ła do zarządu ostrzeżenie. Potwierdza: to konflikt interesów. Na dokładkę za­strzeżenia do zatrudnienia Warycha w każdej chwili może zgłosić KNF. Praw­nik ocenia: podwójna rola dyrektora wiąże się z „maksymalnie wysoką skalą ryzyk” - i dla spółki, i dla pracownika.
   W lipcu Warych rezygnuje z pracy w PZU. Rada nadzorcza chce wiedzieć, co się stało, ale dyrektor odmawia wy­jaśnień. Na posiedzeniu rady głos zabie­ra za to prezes Krupiński. Stwierdza, że dyrektor czuł się mobbingowany przez Beatę Kozłowską-Chyłę z zarządu PZU.
Warych miał w kontrakcie zapisy o zakazie konkurencji i sutej odprawie, w sumie prawie pół miliona. Ciekawe, w jakim trybie odszedł i czy wypłacono mu te pieniądze? - zastanawia się jeden z menedżerów grupy.
   Biuro prasowe spółki pytane o warunki odejścia Warycha milczy. O powodach re­zygnacji pisze jednym słowem: osobiste.

PAMIĘTAM WIECZERZAKA
Mówi członek rady nadzorczej: - To wszystko przypomina czasy Wieczerzaka i Jamrożego. Piętnaście lat temu byli tacy prezesi w PZU i PZU Życie. Mam deja vu. Tam też były oskarżenia, podcho­dy, audyty. Wszystko skończyło się gigan­tyczną aferą i sejmową komisją śledczą. A Wieczerzak do dziś odpowiada przed sądem za sprawy sprzed lat.
   Przyjaciel prezesa PZU: - Michał stracił kontrolę nad sytuacją. Zamiast zajmować się spółką, zajmuje się inkwizycją. Poma­ga mu grupa pościgowa. O co tu w ogóle chodzi? W środku Europy służby specjal­ne ganiają za nadawcami e-maili do pre­zesa PZU? Znacie powiedzenie o małpie z brzytwą. Michał dziś walczy ze wszyst­kimi. Myślę, że porani wielu, zanim sam poderżnie sobie gardło.
ŹRÓDŁO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz