Zbigniew
Ziobro, jego matka i brat zrobili prawie wszystko, by udowodnić, że ich ojciec
i mąż zmarł 10 lat temu przez błędy lekarzy. Nie udowodnili. Teraz syn, jako
minister sprawiedliwości i prokurator generalny, zyskał nowe narzędzia.
Jest
22 czerwca 2006 r. Jerzy Ziobro - 71-letni lekarz z Krynicy - przyjeżdża do
kliniki kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Jego syn Zbigniew
jest ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w pierwszym rządzie
PiS. Atmosfera jest napięta: politycy grożą lekarzom, że weźmie się ich „w
kamasze”. Ojciec ministra jest dla krakowskich lekarzy pacjentem szczególnym.
Biegają wokół niego, starają się.
Choć z Krynicy na oddział kardiochirurgii w Nowym Sączu jedzie się
najwyżej pół godziny, rodzina decyduje się jednak na Kraków. Nalegają na skierowanie do tej właśnie
krakowskiej kliniki, bo mają tu znajomego lekarza.
2 lipca, po północy, Jerzy Ziobro umiera. Co się wydarzyło przez te 10
dni? Pacjent choruje na serce. Lekarze przeprowadzają koronarografię (badanie
drożności tętnic w sercu). W trzech tętnicach stwierdzają zwężenia.
Kardiolodzy mają do wyboru dwie drogi: stentowanie, czyli wszczepienie sprężyny
rozszerzającej tętnicę, albo wszczepienie by-passów. Wybierają to pierwsze. W
czasie tego pobytu w szpitalu chory miał cztery koronarografię i dwa zabiegi
stentowania. Za drugim razem dochodzi do powikłań. Tuż przed północą wezwani na
pomoc oskarżeni dziś lekarze, którzy mieli wtedy wolne, jeden z Rzeszowa, drugi
zaraz po dyżurze, przyjeżdżają do krakowskiego szpitala. Zdążyli, jednak Jerzy
Ziobro umiera w drodze z oddziału do pracowni hemodynamiki. Lekarze stwierdzają, że zamknięte przez skrzepy stenty doprowadziły
do zawału.
Miesiąc później brat ministra sprawiedliwości Witold Ziobro składa
doniesienie do prokuratur na czterech lekarzy Zarzut: narażenie ojca na
bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Polityczna atmosfera wokół lekarzy
gęstnieje. Siedem miesięcy po śmierci Jerzego Ziobry CBA zatrzymuje dr. Mirosława
Garlickiego, pochodzącego z Krakowa kardiochirurga, który leczył w warszawskim
szpitalu MSWiA (akcja ma kryptonim Mengele). Ziobro na słynnej konferencji
wygłasza słowa: „Nikt nigdy nie będzie już pozbawiony życia przez tego pana”.
Garlicki po sądowych bataliach doczekał się nakazanych publicznych przeprosin
od Ziobry. Rodzina Ziobrów, oskarżając krakowskich lekarzy o śmierć, nie zamierza nikogo przepraszać.
Umorzenia
i reanimacja
Kiedy dr Garlicki jeszcze siedzi w areszcie, śledztwo w sprawie śmierci
ojca ministra trafia do krakowskiej prokuratury, ale potem przejmuje je
prokuratura w Ostrowcu Świętokrzyskim. Oficjalnie z powodu „niezależnych
przyczyn losowych”. Ale w Krakowie słychać, że prokuratorzy byli zbyt odporni
na naciski szefa. Było im trudno, bo prowadzili przecież śledztwo w sprawie
śmierci jego ojca. - Ziobrowie uważali, że krakowscy prokuratorzy leczą
serca u oskarżanych kardiologów. Nie mieli do nich zaufania - mówi nasz
informator. Po przeanalizowaniu opinii kilkunastu biegłych sądowych lekarzy z
kilku ośrodków medycznych śledczy z Ostrowca umarzają sprawę. Biegli musieli
odpowiedzieć na 277 pytań, z czego ponad 200 zadała im rodzina zmarłego.
Ziobrowie nie zgadzają się z takim zakończeniem sprawy i zamawiają prywatne opinie w ośmiu ośrodkach na świecie:
czterech w USA oraz w Izraelu, Niemczech, Szwecji i we Włoszech. Razem z
tłumaczami kosztowały ich prawie 100 tys. zł. Że te opinie są sprzeczne z
opiniami polskich biegłych - to mało powiedziane. Z tych zagranicznych wynika,
że na każdym etapie leczenia Jerzego Ziobry były błędy. Zaczynając od wyboru
metody terapii (zamiast stentów lekarze powinni zastosować zabieg kardiochirurgiczny)
, przez dobór leków, sposób wykonania zabiegu, a na nierozpoznaniu w porę
zawału serca kończąc. Rodzina Ziobrów na stronie internetowej jerzyziobro.pl zamieszcza po polsku i przetłumaczone na angielski
wszystkie te opinie, dokumenty z leczenia Jerzego, wyniki badań, całą historię
pobytu w szpitalu.
Ziobrowie skarżą się do sądu na to pierwsze umorzenie, reprezentuje ich
Piotr Pszczółkowski, wybrany później przez PiS na sędziego Trybunału
Konstytucyjnego. Krakowski sąd przyznaje im rację. Uzasadnia, że opinia z
Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi nie jest spójna i niebudząca żadnych wątpliwości,
jak sądził prokurator. Sąd upomina też śledczych, że nie powinni zignorować
tych prywatnych opinii lekarskich zamówionych przez rodzinę. Oczywiście ten
wyrok nie przesądza kwestii winy. Prokuratorzy znów biorą się do
pracy i po raz drugi, już prawomocnie, umarzają sprawę. Ziobrom przysługuje
już tylko prawo do wniesienia prywatnego aktu oskarżenia przeciwko lekarzom,
już na własną rękę idą do sądu. Teraz to na nich ciąży udowodnienie winy lekarzy.
Na 10 stronach wypisane zarzuty. Do oskarżycieli Krystyny Kórnickiej-Ziobro i
Witolda Ziobry dołącza Zbigniew Ziobro (jest wtedy europosłem). Wcześniej,
kiedy był prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości,
oficjalnie odcinał się od sprawy Dziś ponownie jest ministrem, ale ze sprawy
się nie wycofuje.
Na początku 2012 r. krakowski sąd kolejny raz umorzył sprawę, nie
rozpoczynając procesu. Uznał, na podstawie nowej opinii biegłych, że czworo
lekarzy nie naraziło pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia. Ale Ziobrowie
walczą dalej i sąd wyższej n instancji
zażalenie rodziny uwzględnia - w niewielkiej części. Trzech lekarzy całkowicie oczyścił z zarzutów. Sądzony miał
być jedynie prof. Dariusz
Dudek, bo to on miał zdecydować o odstawieniu leku przeciwzakrzepowego.
Rodzina Ziobrów chwyta się ostatniej deski ratunku. Prosi o pomoc prokuratora
generalnego Andrzeja Seremeta, już tylko on może zwrócić się o kasację do Sądu
Najwyższego. Ziobrowie chcą doprowadzić do procesu całej czwórki lekarzy. Pod
kasacją podpisuje się zastępca Seremeta Marek Jamrogowicz (zastępca PG
zatwierdzony przez Lecha Kaczyńskiego). Do sądu wpływa w prawie ostatnim
możliwym terminie, dzień po świętach Bożego Narodzenia 2012 r.
We wniosku kasacyjnym zastępca Seremeta pisze, że krakowskie sądy
bezkrytycznie przyjęły opinię biegłych, choć nie jest spójna i jasna, że sąd
nie powinien umarzać sprawy bez procesu. Obrońcy lekarzy pytali, dlaczego
prokurator generalny dezawuuje dwie decyzje podległych mu prokuratorów. Jednak
SN uznał, że krakowscy sędziowie nie zbadali wnikliwie zarzutów rodziny i
poszli na skróty, łamiąc procedurę. Co ciekawe - jak się dowiedzieliśmy - do
Warszawy do rozpatrzenia przez SN przyjechało tylko sześć tomów akt, i to nie w
oryginałach, ale kserokopiach. Jak to możliwe? - pytamy. „Takie sytuacje nie
zdarzają się często, ale nie jest to odosobniony przypadek” - usłyszeliśmy w
SN. Sąd wydał korzystne dla Ziobrów postanowienie kasacyjne. I tak sprawa
wróciła do krakowskiego sądu, by ten rozpoznał argumenty rodziny i zdecydował,
czy umarza sprawę, czy też przekazuje ją do przeprowadzenia rozprawy. Krakowski
sąd zamawia kolejne opinie. Wskazuje polskim biegłym sądowym, by odnieśli się
do zebranych po świecie przez Ziobrów, a tak bardzo niekorzystnych dla
krakowskich kardiologów, opinii.
Światowi
lekarze
O co chodzi z tymi opiniami, dlaczego te zagraniczne tak bardzo różnią
się od opinii polskich biegłych medyków? Jeden z biegłych mówi, że zagraniczni
lekarze, którzy odpowiedzieli na apel Ziobrów, nie do końca zdają sobie
sprawę, jak wyglądał w Polsce dekadę temu proces leczenia. Dodaje, że pytania
zadane przez Ziobrów też nie były obiektywne: - Jednak, co ważniejsze, tamci
lekarze nie mieli dostępu do całej dokumentacji medycznej zmarłego. Jeden
z krynickich lekarzy niezaangażowany w całą sprawę mówi, że prześledził na
stronie internetowej wnioski zagranicznych lekarzy. - Widać, że nie do
końca znali polskie realia i nie mieli pełnej wiedzy o tym przypadku. Mam
wrażenie, że rodzina państwa Ziobrów, walcząc od tylu lat, zwyczajnie nie umie
poradzić sobie z tą niezawinioną przez nikogo śmiercią - opowiada.
Prof. Georg Nickenig, szef kliniki uniwersyteckiej w Bonn, na prośbę
Ziobrów pisze, że podczas przyjęcia do szpitala „ogólna czynność mięśnia
sercowego była prawidłowa. Badanie enzymów nie wskazywało na świeży zawał
mięśnia sercowego”. Inaczej widzi to oskarżony prof. Dudek, który
podczas pierwszego badania implementuje dwa stenty: „Pacjent został skierowany
do kliniki z ostrym zespołem wieńcowym, zmianami niedokrwiennymi w EKG oraz
podwyższoną aktywnością markerów uszkodzenia serca. Rutynowym postępowaniem w
takim przypadku jest pilna koronarografia i stentowanie. Robiliśmy wszystko,
żeby ratować mu życie” - mówił sześć lat temu krakowskiej „Gazecie Wyborczej”.
Tłumaczył też, że w Polsce rutynowo wykonuje się takie zabiegi jak u Jerzego
Ziobry, a on sam wykonał ich ponad 5 tys. Powstanie skrzepu w stencie po
zabiegu to powikłanie statystyczne. Na stu pacjentów dotknie jednego. „Śmierć
tego człowieka kilka dni po zabiegu to tragiczne zrządzenie losu, a nie wynik
naszych błędów” - mówił Dudek „GW”. Wstępnie umówił się z nami na spotkanie,
ale zrezygnował, tłumacząc się wykładem w Barcelonie.
Przypomnijmy, że dwa dni przed ostatnią Wigilią, o szóstej rano,
funkcjonariusze CBA wkroczyli do domu prof. psychiatrii
Dominiki Dudek. Działali na zlecenie katowickiej prokuratury. Ma to związek ze
śledztwem w sprawie wypisywania fałszywych recept na leki refundowane.
Prywatnie Dominika Dudek jest żoną prof. Dudka i córką prof. Dubiela. Obaj siedzą na ławie oskarżonych przez Ziobrów.
Nieoficjalnie wiemy że odkąd ministrem sprawiedliwości został Ziobro, oskarżeni
publicznie milczą.
Najbardziej kategoryczny w opiniach zamówionych przez rodzinę Ziobrów
jest prof.
Ferdinand Leya, szef kliniki kardiologii interwencyjnej
Uniwersytetu w Chicago: „W Stanach Zjednoczonych operatorów postępujących w
ten sposób - przedkładających brawurę kliniczną nad przemyślaną ostrożność
- nazywa się czasami »kowbojami pracowni hemodynamicznej.
Oskarżony prof. Jacek Dubiel, kardiolog, nauczyciel akademicki, twórca i
wieloletni szef II Kliniki Kardiologii Collegium Medicum, mówił na jednej z
rozpraw, że Leya to jego były uczeń, góral z Podhala, jego dorobek naukowy przy
prof. Dariuszu Dudku blednie, i że jak będzie „widzieć się z
Fredkiem”, to mu powie, co o tym wszystkim myśli.
Na stronie PubMed (angielskojęzycznej internetowej bazy danych z
artykułami z medycyny z największej na świecie biblioteki medycznej,
prowadzonej przez rząd federalny USA) wpisujemy nazwiska ekspertów od rodziny
Ziobrów. Lekarze mówią, że publikacje tam zebrane świadczą o dorobku i kwalifikacjach.
Ferdinand Leya - 30 pozycji; Jan W. Borowiec ze Szwecji - 5; lekarze
z Niemiec: Georg Nickenig - 314; Jorg Otto Schwab - 18; Cornelius Muller - 11; Jonathan Marmur z USA - 72; Gaetano Contegiacomo z Włoch - 8; Khaskia Abid z Izraela - 2;
Robert N. Schnitzler z Teksasu - 1; Carmelo Otero z San Antonio w USA - nie ma
tu żadnych publikacji.
Dla porównania sprawdziliśmy w PubMed dorobek oskarżonych lekarzy z
Krakowa: Dariusz Dudek, przewodniczący Rady Instytutu Kardiologii UJ, ordynator
II Kliniki Kardiologii, ma 369 publikacji (bije na głowę wszystkich wyżej wymienionych);
Jacek Dubiel, emerytowany kierownik II Kliniki Kardiologii - przez 23 lata 141
publikacji; Katarzyna Styczkiewicz, kardiolog (w dniu śmierci Jerzego Ziobry
była lekarzem dyżurnym) - 18; Andrzej Kmita, kardiolog (ordynator sali
monitorowania) - 3. W internecie wśród opinii o tych krakowskich lekarzach same
ochy i achy: świetny, wybitny, wspaniały człowiek, dzięki niemu żyję. Prof. Dudek dostał w czerwcu - jak mówi się w środowisku -
kardiologicznego Oscara. Nagroda przyznawana jest za wybitne osiągnięcia wleczeniu
zawału na międzynarodowej konferencji kardiologicznej w Zabrzu. Od lat do
ośrodka, w którym leczony był Jerzy Ziobro, przyjeżdżają kardiolodzy z całego
świata, żeby uczyć się leczenia inwazyjnego. Lekarze krakowskiej kliniki
wykładają o tym w całej Europie i USA.
Układ
rządzi
Ale dla rodziny Ziobrów to wszystko wydaje się nie mieć znaczenia.
Krystyna Kornicka-Ziobro pisała w zażaleniu do sądu, że sąd powinien powołać
zagranicznych biegłych - takich, którzy z „niewątpliwie większym
obiektywizmem” od tych krajowych sporządzą opinie. W Krynicy kolportowana jest
wieść o spisku powoływanych przez sąd biegłych, którzy ponad składaną przysięgę
stawiają lojalność wobec kolegów lekarzy.
Mówi się tu o układzie i spisku
ludzi w kitlach i togach przeciwko rodzinie
Ziobrów.
Czy środowisko biegłych lekarzy jest aż tak solidarne? - Opinia
biegłego, szczególnie w sądowych sprawach medycznych, jest bardzo istotna.
Biegły ma wiedzę specjalistyczną, ale nie wskazuje winnych, tylko ocenia
rzetelnie fakty - mówi doktor nauk
prawnych Anna Płatkowska, która od ponad 12 lat zajmuje się w swojej
kancelarii sądowymi procesami medycznymi. Nie zgadza się z opinią, że biegli
solidaryzują się z lekarzami i ukrywają ich
błędy: - Być może wiele lat temu to się zdarzało, ale z mojej praktyki wiem,
że opinie biegłych są bezstronne.
Kilka miesięcy temu krakowski sąd, zobowiązany przez SN, zamawia kolejne
opinie biegłych. W większości u tych samych co wcześniej, ale doprasza też
nowych. W lipcu zeszłego roku zmieniły się przepisy i opinie prywatne
zagranicznych ekspertów też mogą być dołączone do sprawy. Jeden z obrońców
oskarżonych poprosił, aby biegli zapoznali się z opiniami zagranicznych
ekspertów zamówionymi przez Ziobrów. Nie boi się konfrontacji z tamtymi
opiniami, choć nie są dla oskarżonych korzystne, wiedzą, że nie były oparte na
pełnej dokumentacji medycznej. Polscy biegli dostali te zagraniczne opinie, ale
zdania nie zmienili. Podtrzymują wszystkie fakty, na podstawie których sądy i
prokuratorzy umarzali postępowania wobec kardiologów. Oskarżeni nie składają do
ostatniej opinii żadnych uwag. Ale Ziobrowie znów kompletnie się z nią nie
zgadzają. Kilkanaście dni temu wysyłają do sądu wniosek dowodowy, w którym
zawarto zastrzeżenie do opinii uzyskanej przez sąd.
- Oskarżyciele wnoszą
o nową opinię zagranicznego ośrodka medycznego.
Sąd jeszcze się do tego wniosku nie ustosunkował - mówi sędzia Beata Górszczyk, rzecznik prasowy Sądu
Okręgowego w Krakowie.
Środowisko
kryminogenne
W ostatnich miesiącach Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości
podejmuje decyzje, które - jak się wydaje - nie pozostają bez wpływu na proces
w sprawie jego ojca. Z czterech powodów.
Po pierwsze, z inicjatywy Ministerstwa Sprawiedliwości od kwietnia w
Kodeksie karnym podniesiono górną granicę kary za przedstawienie fałszywej
opinii biegłych, która jest dowodem w sprawie, z 3 do 10 lat pozbawienia
wolności. Ma to chyba „zmobilizować” biegłych do rzetelnych opinii. Te w
sprawie Jerzego Ziobry rodzina uznaje za wybitnie nierzetelne, wręcz fałszywe.
Mamy też w kodeksie nowe przestępstwo „nieumyślnie fałszywej opinii biegłego” -
choć trudno sobie wyobrazić, aby biegły mógł nieumyślnie taką fałszywą opinię
napisać - grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności.
Po drugie, w kwietniu Ziobro powołuje w prokuraturach regionalnych i
rejonowych w całym kraju komórki zajmujące się sprawami karnymi związanymi z
błędami lekarskimi. - Przeanalizowaliśmy około stu spraw prowadzonych w
prokuraturach dotyczących podejrzenia popełnienia błędów lekarskich. Okazało
się, że w 60 z nich stwierdzono większe lub mniejsze niedociągnięcia - mówi
prokurator Maciej Kujawa, rzecznik Prokuratury Krajowej. Prezes Naczelnej Izby
Lekarskiej dr Maciej Hamankiewicz jednoznacznie ocenia te decyzje: - Pomysł
jest zły. Podważa zaufanie do lekarzy, a wręcz sugeruje, że my zamiast leczyć
pacjentów, doprowadzamy do ich śmierci, że nasze środowisko jest kryminogenne.
Dodaje, że lekarze już dziś odpowiadają przed sądami cywilnymi, karnymi,
wojewódzkimi komisjami ds. zdarzeń medycznych, a także przed rzecznikiem
dyscyplinarnym. A Hipokrates mówił, że istotą sukcesu jest pełne zaufanie
pacjenta do lekarza. Ziobro mówił kiedyś, że proces dotyczący śmierci Jerzego
Ziobry ma doprowadzić do tego, „by inne osoby nie musiały przeżywać tragedii,
tracić najbliższych”. Analogia ze słowami, które wypowiedział o prof. Garlickim, jakoś się nasuwa.
Po trzecie - jak się dowiedzieliśmy - sprawą Jerzego Ziobry nie będzie
się zajmował właśnie taki wydział ds. błędów lekarskich. Doszła już na najwyższy
szczebel. W Małopolskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości
Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej, bezpośrednio podlegającym
Ziobrze, dwóch prokuratorów, Pawła Bacę i Barbarę
Haj, oddelegowano do sprawy jego ojca. Prokurator Baca dołączył do procesu
sądowego przeciwko czterem kardiologom, po stronie Ziobrów. Wcześniej
prokuratorzy bronili przed sądem swoich decyzji o umorzeniu sprawy tej śmierci.
Przypomnijmy, że Zbigniew Ziobro występuje tu jako pokrzywdzony i oskarżyciel.
Ale jest i kolejna sprawa. - Na wniosek Prokuratury Okręgowej w
Krakowie zgodziliśmy się przejąć śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy w
dokumentacji medycznej, a także składania fałszywych zeznań w toku
postępowania przygotowawczego i przed sądem,
jako jedną z 5 spraw. Przesłanką tej decyzji była szczególna zawiłość i złożony
charakter sprawy oraz to, że dokumentacja ta była prowadzona przez ośrodki
zdrowia, w tym ośrodek uniwersytecki -
mówi prok. Piotr Krupiński, naczelnik tego wydziału. Zawiadomienie o
przestępstwie złożyła matka ministra Ziobry. Napisała w nim, że chodzi o
działania prokuratorów, które mogły mieć na celu pomoc w uniknięciu odpowiedzialności
karnej ewentualnym sprawcom przestępstwa.
Jednak bardziej pasuje tu zwrot „przejęcie obowiązkowe” niż „na
wniosek”. - Sprawa ta została przekazana w ślad za referentem sprawy, który
został delegowany do tego wydziału Prokuratury Krajowej - mówi rzecznik
prasowy krakowskiej Prokuratury Okręgowej Janusz Hnatko. Za to śledztwo odpowiada
prok. Barbara Haj. Jej awans z Prokuratury Rejonowej w Chrzanowie do Krajowej
komentowany jest w środowisku jako spektakularny. Ziobro miał kiedyś
powiedzieć: „Musimy przyjmować na stanowiska (prokuratorskie - red.) ludzi młodych
i to do pierwszego szeregu, ponieważ tacy ludzie będą nam całkowicie oddani”. W
gabinecie prok. Krupińskiego na ścianie wiszą
wycinki prasowe dotyczące czterech spraw, które przejął od innych jednostek:
sprawa zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary; sprawa „Skóry” z 1999 r. -
zamordowanej brutalnie i odartej ze skóry studentki; zabójstwo Iwony Cygan
sprzed 17 lat i sprawa śmierci Jerzego Ziobry. Trzy dotyczące zabójstwa... a
ostatnia? Najlepsze świadectwo, które sprawy są tu najważniejsze.
I wreszcie, po czwarte, jeśli potwierdzą się przecieki z prac nad ustawą
o ustroju sądów, to minister sprawiedliwości w „stanach wyższej konieczności”
mógłby wskazywać sędziego, który rozpatrzy ważną sprawę. To, że ta sprawa jest
ważna, już wiadomo. Dodatkowo, i to już jest przesądzone, będą surowe kary dla
sędziów i prokuratorów łamiących zasady etyki. Na przedwyborczym panelu w
Katowicach Ziobro mówił o sędziach: „Musimy znaleźć sposób, aby z niektórymi z
nich porozmawiać inaczej, za ich chamstwo i butę”. I wymienił kilku z nazwiska,
w tym sędzię Agnieszkę Pilarczyk z krakowskiego sądu, która dziś orzeka w
sprawie Jerzego Ziobry. Już raz bezskutecznie Ziobrowie próbowali wyłączyć ją z
orzekania w tym procesie.
Czyja
to była wola?
W krótkiej rozmowie z POLITYKĄ Krystyna Kórnicka-Ziobro, kilka dni przed
10. rocznicą śmierci męża, przed jej krynickim domem mówi: - Mam nadzieję,
że po tylu latach sądy wreszcie staną na wysokości zadania i winni poniosą
odpowiedzialność.
Nie będę rozmawiać z POLITYKĄ,
bo politycznie mi z państwem nie po drodze.
Ci, którzy ją znają, mówią, że do dziś nie pogodziła się ze śmiercią męża.
Ktoś inny dodaje, że cała ta sprawa przypomina mu trochę w klimacie sprawę
Smoleńska.
Podobno całe życie Kornicka-Ziobro, stomatolog, zbudowała sobie wokół
męża, w ostatnich latach przed emeryturą - zastępcy dyrektora krynickiego
uzdrowiska. Był jej kierowcą, kucharzem, organizatorem życia. Był członkiem
PZPR do chwili wyprowadzenia sztandaru, ale nie zrobił partyjnej kariery. Mieli
niewielu przyjaciół. Podobno dziś kilku z tej krótkiej listy skreśliła. Do
kogoś ma pretensje, że nie wspierał jej w sądzie. Może chodzi o znajomego
lekarza Macieja Klimę. Kiedyś zeznał niezbyt korzystnie dla rodziny, ale potem
się z tego wycofał. Był senatorem PiS, to on interweniował w sprawie przyjęcia
Jerzego Ziobry właśnie do tej krakowskiej kliniki. - Nie chcę na ten temat
rozmawiać, wycofałem się z polityki, nie startowałem już na senatora, nie mam
nic do powiedzenia - odpowiedział Klima na prośbę o rozmowę. Ktoś rzucił w
Krynicy, że może Ziobrom chodzi o pieniądze. Brat ministra i matka pozwali
szpital o 250 tys. zł odszkodowania za „spowodowany błędem w sztuce lekarskiej
zgon”. Mówili, że chcą przekazać te pieniądze na pomoc poszkodowanym w wyniku
błędów lekarskich i na cele Fundacji Brata Alberta w Krakowie, której prezesuje
ks. Tadeusz Zaleski. Pod koniec zeszłego roku fundacja ta przyznała doroczną
społeczną nagrodę ministrowi Ziobrze.
Jeśli czterem kardiologom sąd udowodni winę, to nawet na 5 lat mogą iść
do więzienia, a najpewniej też będzie im odebrane prawo wykonywania zawodu.
Zawodowo mogą być uśmierceni za życia. Krystyna Kornicka-Ziobro mówiła kiedyś,
że usłyszała słowa Jana Pawła II o tym, że przed każdym człowiekiem stoi takie
małe Westerplatte: „Ja uważam, że to jest właśnie takie moje Westerplatte,
które mnie w życiu spotkało”.
Nie wiadomo, kto tu zwycięży:
lekarze czy rodzina Ziobrów. Pewne jest, że nic nie przywróci życia Jerzemu
Ziobrze, któremu rodzina wyryła na grobowcu „Bądź wola Twoja...”.
Anna Dąbrowska
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń