Na pierwszym
przesłuchaniu kapitan Romuald Rajs „Bury” wydał swego najdzielniejszego
żołnierza. Winę za puszczenie z dymem białoruskich wsi i mordy na cywilach
zrzucał na podkomendnych. Oferował UB współpracę
Paweł Reszka
Ta ciemna część biografii Romualda Rajsa
niezbyt pasuje do opowieści o niezłomnym żołnierzu AK i NZW. Bohaterze
operacji „Ostra Brama”, dowódcy, który zwycięsko wychodził z bitew z Niemcami,
Sowietami i ekspedycjami karnymi Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. O
kawalerze Krzyża Walecznych i dwóch orderów Virtuti Militari. Tę opowieść
lubią apologeci kapitana.
Tyle że jej druga,
ciemna strona jest tak samo prawdziwa.
I
Chatka mała, drewniana. Życie staruszki koncentruje się wokół
pieca kaflowego w kuchni. Zaraz będzie drożdżowe, makowiec i delicje.
Zastanawiam się, czy cokolwiek pamięta z tamtego dnia. Eugenia z rodziny
Olszewskich ma 81 lat. A ja chcę pytać o wydarzenia z początku 1946 roku.
- Z 2 lutego - uściśla. Potem opowiada - minuta po minucie, z
fotograficzną precyzją.
Wieś, całe Zanie otoczone przez wojsko. Ojciec krzyczy: „Już po
naszym życiu!” i ucieka do lasu.
Mama, Olga, zbiera dzieci. Brat Antoni, jeszcze w brzuchu, urodzi
się za niecałe dwa miesiące. Brat Józef (5 lat) na jej plecach. Wala (11 lat) z
jednej strony i ona, Eugenia, 9 lat, z drugiej. Za nimi jeszcze najstarsza
siostra Mania - czternastolatka.
Dom płonie. Wychodzą.
Eugenia: - Zatrzymuje nas żołnierz. Do mamy się zwraca: Słuchaj!
Taka owaka! Z powrotem do domu.
Za piątym razem udało się wyjść. Eugenia widzi ojca. Wraca z
lasu na podwórze otworzyć stajnię, oborę, chlewik: „żeby się bydlaki nie
popaliły”. Najstarsza, Mania, pomaga: uwiązali konia, krowy na postronku.
Ojciec wynosi jeszcze kożuch. Pada strzał.
- Widziała pani?
- Bandzior strzelił. Tato się przewrócił. Położył głowę na kożuchu
i tak... - Eugenia podkłada złożone ręce pod policzek. - I doszedł. A siostra
Mania szła za tatusiem. Zaczęła krzyczeć. Wtedy ją kulka trafiła w usta -
Eugenia pokazuje. - I wyszła z tyłu głowy. O tu. Gdyby dostała w serce, to
szybko. A tak? Siostra przebiegła przez ulicę, upadła pod wierzbą. Z bólu nogami
powybijała w ziemi jamy, głębokie aż do kolan. Paznokcie u palców poogryzała
wszystkie. Dopiero sąsiadka katoliczka powiedziała tamtym, że siostra bardzo
się męczy. Wtedy ją dobili.
W Zaniach zginęły 24 osoby - najmłodsza ofiara miała trzy lata.
Najstarsza 83. W Szpakach żołnierze Rajsa zabili 5 osób, w Zaleszanach 16, w
Wólce Wygonowskiej 2. W Puchałach Starych rozstrzelali 30 cywilów - furmanów,
którzy najpierw ich transportowali, a potem przestali być potrzebni. W archiwum
państwowym w Białymstoku zachowała się notatka starosty powiatowego z Bielska
Podlaskiego do wojewody: „16 lutego 1946. We wsi Szpaki znaleziono ulotkę
zawierającą następujące wyrazy: »Za strzelanie do żołnierzy polskich i
oddziałów partyzanckich!«, »Smierć zdrajcom ojczyzny« oraz wezwanie, ażeby
ludność białoruska w ciągu 14 dni opuściła tereny polskie, gdyż w przeciwnym
razie zostanie zniszczona”.
II
Romuald Rajs bał się tej historii.
Wszystko można było jakoś wytłumaczyć - rekwizycje, strzelanie
do Sowietów, nawet walkę z ludźmi z AK. Ale jak wyjaśnić rajd oddziału na
białoruskie wsie? Zwłoki dzieci, które popaliły się żywcem? Ciała wozaków
leżące w płytkim rowie? Ziemia była zmarznięta, więc nawet nie było jak ukryć
dowodów mordu.
Komendant bielskiego obwodu zrzeszania Wolność i Niezawisłość
(organizacja kontynuowała tradycje AK i podlegała rządowi w Londynie) pisał, że
„ludność polska jest oburzona i przerażona” postępkiem oddziału „Burego”. Nawet
w szeregach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego - nacjonalistycznej formacji
partyzanckiej, w której w 1946 r. służył Rajs - odzywały się głosy potępiające
rajd kapitana. Propaganda nie przestawała mówić o zbrodni. Żadna akcja nie
zaszkodziła bardziej podziemnym oddziałom.
III
Przeglądam akta
procesu Romualda Rajsa. Pożółkłe strony. Protokoły utrwalone równym pismem
stalinowskich śledczych. Zamaszyste wyznania własnoręcznie spisane przez
„Burego”.
Zastanawiam się, jaką taktykę przyjął kapitan, by się bronić?
Zatrzymany w Jeleniej Górze o drugiej w nocy 13 listopada 1948
roku. Przewieziono go autem do wrocławskiego UB, a potem do Warszawy, do
Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Pierwsze przesłuchanie nastąpiło 18
listopada:
„Stan rodzinny - żona, jedno dziecko, stan majątkowy - nie
posiada, stopień wojskowy - kapitan z AK, wykształcenie - średnie”.
Już po kilku stronach lektury zauważam, że fragmenty monotonnych
protokołów co jakiś czas podkreślane są niebieską albo czerwoną kredką.
Stalinowscy śledczy zaznaczają momenty, w których kapitan Rajs mówi o towarzyszach
broni. Wyłuskują informacje, dzięki którym mogą dokonać następnych aresztowań.
W zeznaniach Rajsa podkreślonych na niebiesko i czerwono kawałków
jest bardzo dużo. Już na pierwszym przesłuchaniu, na siódmej stronie protokołu
jest czerwona kreska. Zaznacza moment, w którym Rajs wydał swojego zastępcę:
„»Rekin«, prawdziwe nazwisko Chmielowski Kazimierz, pochodzi z Wileńszczyzny,
lat obecnie 24-26, wzrostu średniego, brunet, oczy ciemne, nogi krzywe (...)
pięciokrotnie ranny, w tym dwa razy w lewe płuco. Obecnie przebywa na
politechnice w Bytomiu (...) »Rekin« wydał rozkaz rozstrzelania 14 milicjantów
złapanych przez jego ludzi”.
Opis dokładny. Nie zgadzały się dwie rzeczy. Po pierwsze, „Rekin”
miał jedynie 23 lata. Po drugie, w Bytomiu nie było politechniki; Politechnika
Śląska była w Gliwicach. UB bez kłopotu poradził sobie z nieścisłościami. Już 3
grudnia 1948 roku podporucznik Chmielowski został „zdjęty”.
IV
W tej historii ważny
jest czas. Kiedy w 1949 roku doszło do pokazowego procesu w białostockim
kinie Ton, Romuald Rajs był już skatowany. Historycy mówią, że na salę
wniesiono go na noszach. Syn kapitana (także Romuald) opowiadał rodzinne
przesłanie, że „Bury”, przedstawiając się sędziom, powiedział: „Ja jestem Polak
i katolik, a wy jesteście pieski stalinowskie!” (ONR sprzedawał nawet koszulki
z podobizną kapitana tym cytatem).
Ale to było rok później. Jednak my tutaj mówimy o pierwszym dniu
przesłuchania. A jak napisał Jerzy Kułak, historyk, autor monografii
„Rozstrzelany oddział”, na samym początku „prawdopodobnie nie stosowano wobec
niego przymusu fizycznego”. Miało to wynikać z gry UB. Śledczy udawali, że są
gotowi przystać na propozycję „Burego”, by wyszedł i ze swoimi ludźmi zaczął
zwalczać UPA.
„Bury” wydaje kolejne
osoby. Drugiego dnia przesłuchania opowiada o „Tońku”, czyli Adamie Boryczce,
kapitanie AK i WiN, cichociemnym. „Bury” informuje, że „Tońko” utrzymuje
„łączność z dr. Dowgierdem zamieszkałym w Hajnówce”. Chodziło o Adama Dowgirda,
żołnierza AK, który od 1946 roku organizował szpital w Hajnówce. Trudno o
bardziej precyzyjny namiar.
W końcu - po kolejnych tygodniach - „Bury” pisze własnoręcznie
obszerne „Sprawozdanie z mojej działalności partyzanckiej”. Podaje nazwiska i
rysopisy swoich żołnierzy. Zamieszcza charakterystyki oficerów komendy
okręgowej NZW. Kończy propozycją współpracy: „Od pierwszego zetknięcia się z
Urzędem Bezpieczeństwa prosiłem o pozostawienie faktu mego aresztowania w
tajemnicy. Mam tu na myśli współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa, na który złożę
przysięgę, w zamian za opiekę nad moją żoną i dzieckiem. Znajomość moja terenu
i ludzi będzie skierowana przeciwko dalszym siewcom paniki i niezgody,
przeciwko bandom grasującym i wszystkim tym, którzy mackami nienawiści,
reakcji poza krajem będą bruździć i starać się uprawiać dywersję wewnątrz
kraju”.
W sumie Romuald Rajs był świadkiem oskarżenia w kilku procesach
przeciwko swoim podkomendnym i ludziom zaangażowanym w konspirację. Dzięki
jego zeznaniom aresztowano m.in. Maksymiliana Chmielowskiego, ojca „Rekina”
(zmarł w więzieniu), „Bury” opowiedział też, że siostra „Rekina” miała
kontakty z podziemiem.
Jednak najsmutniejsza historia wiąże się z samym „Rekinem” który
zasiadł obok Rajsa na ławie oskarżonych. Dostał dożywocie, zmienione potem na
karę śmierci - którą wykonano.
V
„Rekin” był ulubionym żołnierzem „Burego”. Do konspiracji
trafił jako 15-latek. Najpierw był łącznikiem, ale przy „Burym” nauczył się
prawdziwej wojaczki. Kapitan był z niego dumny. Przedstawił do Krzyża
Walecznych, uczynił swoim zastępcą. Gdy Chmielowski został ranny, osobiście
asystował przy jego operacji. Wyciągnięty z ciała podwładnego pocisk wziął
sobie jako amulet na pamiątkę.
„Rekin” musiał być
zdziwiony, że Urząd Bezpieczeństwa wpadł na jego trop. Ukrył się zręcznie.
Ujawnił się jako zwykły, szeregowy żołnierz AK. Nie pisnął słowa, mówił o
walkach w ramach NZW. Nie wspominał o znajomości z „Burym”. I władze to
kupiły. Zaczął studiować na Politechnice Śląskiej, z dala od rodzinnych stron,
w miejscu, w którym nikt go nie znał.
Był przystojny i wysportowany. Nigdy nie mógł usiedzieć na
miejscu. W partyzantce ciągle namawiał innych żołnierzy na konne przejażdżki.
Na studiach szalał w kółku narciarskim. Miał dziewczynę. W nauce szło mu
nieźle. Zachowało się zestawienie ocen semestralnych Kazimierza Chmielowskiego:
„algebra 4, geometria 4, geometria wykreślna 5, fizyka 5, chemia 4, rysunek
techniczny 5, język polski 5, historia 5, nauka o Polsce współczesnej 5,
propedeutyka filozofii 4”.
W sumie - gdyby nie zeznania dowódcy - to mogło mu się udać.
Kazimierz Chmielowski szybko zorientował się, że to Rajs go
obciąża. Zachowało się kilka grypsów wysłanych z więzienia do rodziny.
Rozżalony „Rekin” opisuje w nich swoje położenie:
„»Bury« poszedł na
współpracę z UB i całą winę zwala na mnie mówiąc na mnie rzeczy, które były i
których w ogóle nie było”.
„Sytuacja, która się u
mnie wytworzyła, jest co najmniej niemiła, bowiem mój były dowódca »Bury«
poszedł na współpracę z UB (...) cały ciężar odpowiedzialności zwala na mnie, a
sam »w ogóle nic«. Wsypał setki ludzi”.
„Tak »świnia« dziękuje za
to, że przez tyle lat razem, wspólnie biliśmy się - no trudno, od karierowiczów
i kaprali sprzed wojny [Rajs przed wojną był zawodowym podoficerem] trudno
czego innego wymagać”.
VI
„Cały ciężar odpowiedzialności zwala na mnie, a sam »w ogóle
nic«. Wsypał setki ludzi” - te słowa Chmielowskiego opisują chyba najlepiej
linię obrony kapitana Rajsa.
Kiedy „Bury” pierwszy raz opowiada o pacyfikacji białoruskich
wsi, utrzymuje, że w ogóle go wówczas nie było z oddziałem. Dowiedział się po
dwóch dniach. Skąd? „Rekin” złożył mu ustny meldunek. „W tejże wsi [chodziło o
Zaleszany] doszło do buntowania się i cała wieś, jak mi meldował »Rekin«, nie
dała jeść członkom grup (...) Przed odjazdem jeden z wyrostków uderzył »Rekina«
kamieniem. Przed odjazdem [Rekin] nakazał spalenie wsi. Co do strzelania do
ludzi nadmienił, że strzelania do ludzi nie było, tylko w górę, żeby nie
ratowali swojego mienia”.
I mówi dalej: „Z przedstawionych mi meldunków ustnych wyciągnąłem
wniosek, że spalono jedną wieś, zastrzelono 12 gospodarzy z polecenia Rekina”.
Dodaje, że wyrok ten wykonał „Modrzew”.
Wszyscy, którzy znali Romualda Rajsa, wiedzieli, że to bzdura. W
oddziale nic nie działo się bez jego wiedzy. Nie znosił sprzeciwu. Za
niewykonanie rozkazu groziła kula w łeb. Tak samo za dezercję. Kiedyś z
oddziału uciekł młody żołnierz. Dopiero co wstąpił do partyzantki, widać nie
wiedział, jak ciężka jest służba. Szybko został ujęty. Bury spytał, czy chce
się modlić, odczytał rozkaz i kazał kopać grób. Wyrok wykonywał ochotnik na
oczach wojska. Jeden z żołnierzy po latach tak wspominał: „[ochotnik] wymierzył
z pistoletu w głowę i pociągnął za spust, ale strzał nie nastąpił. Odciągnął
więc zamek, wyrzucił łuskę i ponownie zarepetował. Pociągnął za spust i znów to
samo”.
„Bury” nie odpuścił. Kazał
próbować dalej. Za trzecim razem broń wypaliła.
VII
Postawa Romualda
Rajsa w śledztwie musiała być bardzo przykra dla jego żołnierzy.
Dla nich był przecież bohaterem i żywą legendą. Zwyciężał w
beznadziejnych sytuacjach. Dzięki znajomości wojskowego rzemiosła wiele razy
wyprowadzał oddział z opresji. I dzięki niemu byli wyszkoleni jak mało który
oddział. Zawsze mogli na niego liczyć. W zamian wymagał posłuszeństwa.
We wrześniu 1945 roku słynny major Zygmunt Szendzielarz
„Łupaszka” demobilizował 5. Wileńską Brygadę AK. „Bury”, nie pytając nikogo o
zdanie, po prostu zabrał swój szwadron. Był już dogadany z Komendą Okręgową
Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, założoną przez działaczy Stronnictwa
Narodowego.
Oficer z oddziałów „Łupaszki”, porucznik Zygmunt Błażejewicz,
powie potem: - Osobiście jestem pewny, że nikt z jego szwadronu o zamiarze
przejścia do NZW nie wiedział.
Kiedy jeden z podkomendnych wyraził wątpliwość, „Bury” chciał go
zastrzelić na miejscu.
Od tej pory wojowanie było już inne. Sowieci wracali z frontu,
tak samo jak jednostki LWP: ostrzelane, dobrze uzbrojone, moździerze,
ciężarówki, działka, tankietki. Czas wielkich oddziałów partyzanckich się
kończył. Trzeba było zmienić taktykę. Jednak „Bury” i jego nowi dowódcy z NZW
nie chcieli o tym słyszeć. Ich zdaniem należało walczyć o pełne wyzwolenie spod
wpływów sowieckich. O Polskę w granicach z 1939 roku. A tych z AK uznawali za
zdrajców. Oznaczało to, że dawni dowódcy, koledzy z konspiracji mieli się stać
teraz wrogami? - Nie możemy słuchać tych, którzy każą nam zaprzestać walki.
Musimy iść z tymi, którzy są zdolni do poświęceń, do których cały naród polski
ma zaufanie - tak powie „Bury” swoim partyzantom.
VIII
Jeden z żołnierzy z
oddziału „Łupaszki” zezna potem: „Z rozkazu »Burego« w końcu października
względnie na początku listopada 1945 mroku zostało rozstrzelanych czterech
członków AK z V Brygady Wileńskiej przebywających na terenie powiatu Wysokie
Mazowieckie”.
To nie wszystko. W archiwum IPN odnalazłem dokumenty Komendy
Okręgowej WiN.
Chciałem zobaczyć, co sądzili o „Burym” i NZW przywódcy tej
poakowskiej formacji.
Obraz jest mroczny: „19 grudnia oddział NZW pod dowództwem
Lisa, Stalowego, Burego zastrzelił w miejscowości Bacze Mokre gmina Łomża
Ziółkowskiego Jana, kawalera Virtuti Militari V klasy”.
„Oddział NZW Burego wynosi
około 100 ludzi i dokonuje nadal niesłychanych rabunków”.
„15/16 grudnia w jednej ze
wsi powiatu Bielskiego zrabował 6 wieprzy wagi od 150 do 200 kg, 10 koni, kilka
wozów, sań, ubrania cywilne, buty męskie i damskie, wałki płótna, burki i
beczkę miodu. Jeden z obrabowanych idąc za oddziałem został ujęty i na miejscu
rozstrzelany”.
„W listopadzie w zasadzce
w powiecie bielskim został ciężko ranny dowódca naszego oddziału podporucznik
rezerwy Ostoja, w dwóch żołnierzy zabitych”.
„W propagandzie [NZW] na tym terenie używane jest określenie,
że dowódcy AK to komuniści i (...) na wypadek schwytania będą rozstrzelani”.
Z tygodnia na tydzień wszystko było coraz bardziej skomplikowane.
Trzeba było mierzyć do swoich, rekwirować, miejsca do wojowania było coraz
mniej. „Bury” wieczorami opowiadał żołnierzom, że już niebawem wybuchnie III
wojna światowa. I po wygranej okaże się, że to oni są prawdziwym, wiernym
wojskiem. Nie będą już więcej tułali się po lasach, ale dostaną swoje miejsce w
koszarach.
IX
W styczniu 1946 r.
„Bury” poprowadził swój oddział, który przyjął nazwę 3. Wileńskiej Brygady
NZW, do powiatu Bielsk Podlaski. Tak rozpoczęła się najczarniejsza karta w
jego życiu i w życiu jego żołnierzy.
Te tereny były kompletnie różne od miejsc, w których na co dzień
operował „Bury”.
„Cholera. Gdzie człowiek
nie zajdzie to wszędzie tylko po rusko gadajo. Wszędzie tylko prawosławne. A ja
głodny porządnie i palić się chce” - relacjonował jeden z żołnierzy, który w
walce oddzielił się od reszty i maszerował samotnie.
Najpierw „Bury” zaatakował Hajnówkę. Potem ruszył ku białoruskim
wsiom. Po co?
Miał z dowództwa NZW stary rozkaz, wydany jeszcze we wrześniu
1945 r. Mówił on o przeprowadzeniu „pacyfikacji” terenów południowo-wschodnich
powiatu bielskiego i „odwecie na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej”. Za
co odwet? Za to, że tutejsi chętnie wstępowali do partii komunistycznej,
organizowali oddziały samoobrony, źle odnosili się do polskiej partyzantki.
Czy odwet miał oznaczać zabijanie cywilów, w tym kobiet i dzieci?
Czy „Bury” kazał wykonać żołnierzom właśnie taki rozkaz?
Tego nie wiemy. Bo Rajs - jak pamiętamy - wszystko zrzucał na
samowolę „Rekina”. Jednak winę kapitana potwierdzali jego żołnierze, m.in.
Marian Maliszewski „Wyrwa”. Tak zeznawał o spaleniu wsi Zaleszany: „»Bury« i
»Rekin« byli z nami. (...) Drużynowi z odprawy od »Burego« przywieźli zapałki i
rozdali nam. Następnie dostaliśmy rozkaz spalenia wsi. (...) W dniu 2 lutego
zostały spalone jeszcze 3 wsie, który nazw nie przypominam sobie”.
Także świadkowie rozpoznali kapitana Rajsa. Na przykład Eugenia
Bazyluk z Zaleszan mówiła: „Wszedł Rajs, poznaję go w tej chwili na sali,
wyczytał wyrok śmieci i powiedział: »wieś Z meldunków WiN nie będzie istnieć i
my wszyscy pójdziemy z dymem«. Wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Potem
wszystko zaczęło płonąć”.
Romuald Rajs „Bury” został skazany na karę śmierci. Wyrok
wykonano 31 grudnia 1949 roku.
W aktach procesu, w jednym z ostatnich tomów, jest szara koperta
z napisem „Do sprawy RSr 539/49 Rajsa Romualda i tow.”. Trzymano w niej rzeczy
osobiste „Burego” zgodnie ze spisem: „Dwie odznaki 3 Brygady Wileńskiej, 2 krzyże
Virtuti Militari, jeden krzyż „Na polu chwały”, jedna odznaka, zdjęć 82,
klisza 96, pęczek włosów (blond)”.
Nie wiemy, do kogo należały włosy. Do żony? Syna? Ich „Bury”
chciał chronić najbardziej. Czy to z tego powodu tak się zachowywał w śledztwie?
X
Siedzimy w kuchni,
opodal pieca. Dopijamy herbatę. Rozmawiamy o żołnierzach „Burego”, o tym,
że ich rajd zostawił ślad na całym życiu pani Eugenii. Ojciec i siostra Mania
zginęli na miejscu. Matka zmarła cztery lata później. Eugenia została sama z
rodzeństwem. Płacze, kiedy mnie pyta: - Proszę pana, co to było za wojsko,
które wojowało z dziećmi?
Co odpowiedzieć?
Pakuję rzeczy. Odruchowo sprawdzam notatki, nagrania z rozmowy.
Nagle orientuję się, że opowieść o śmierci Mani Olszewskiej źle się zapisała.
Muszę zadać pytanie jeszcze raz.
Eugenia znów tłumaczy cierpliwie, jak straciła siostrę: „kulka
weszła tędy” (palec wskazuje w otwarte usta), „wyszła tędy” (pokazuje na tył
głowy).
Przez mój błąd 14-letnia Mania znów musi pobiec do wierzby. Za
chwilę upadnie. Nogami wybije dziury do kolan. Z bólu ogryzie wszystkie
paznokcie. Uratuje ją dopiero sąsiadka katoliczka, która poprosi żołnierzy
„Burego”, żeby dobili dziewczynę, „bo bardzo się męczy”. I dopiero wtedy, jak
mówi Eugenia, „Mania w końcu dojdzie”.
Czuję, że muszę przeprosić, że kazałem Eugenii znów wrócić do
najczarniejszych wspomnień.
- To nic. Wie pan, mnie się i tak to śni.
- Często?
- Właściwie to co noc.
***
14 lutego 2018 roku o godzinie 14 ulicami Hajnówki ruszy III
Hajnowski Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Na manifestację patriotyczną
zaprasza ONR Brygada Podlaska, Patriotyczna Jagiellonia oraz Narodowa Hajnówka.
Wydarzenie na Facebooku jest promowane zdjęciami żołnierzy wyklętych - w
centralnym miejscu jest podobizna kapitana Romualda Rajsa.
Uroczystość zostanie uświetniona projekcją filmu „Bury - Podwójnie
Wyklęty” w reżyserii Ewy Szakalickiej. Film ten jest promowany przez IPN.
Niedawno na antenie polskiego radia Szakalicka mówiła o filmie i postaci
kapitana: - To był bardzo dobry żołnierz i dowódca. Brał na siebie
odpowiedzialność i wykonywał rozkaz. Najczęściej jest atakowany za pacyfikację
skomunizowanych, białoruskich wsi, nie zapominajmy jednak o tym, że ludność,
jaka tam mieszkała, współpracowała z sowieckim okupantem, z którym walczyło z
kolei polskie wojsko.
Korzystałem z zasobów archiwalnych IPN, z dokumentów Archiwum
Państwowego w Białymstoku, książki Jerzego Kułaka „Rozstrzelany oddział”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz