Główny bohater afery reprywatyzacyjnej w Warszawie twierdzi,
że koordynator służb specjalnych, jego zastępca i szef CBA chcieli zrobić z
niego informatora, a wcześniej namawiali na wspólne interesy.
Wszystko zaczęło się od listu z aresztu śledczego z
Wrocławia. Cztery zapisane drobnym pismem kartki formatu A4 to właściwie
grypsy, bo nie ma na nich pieczątek więziennej cenzury czy prokuratora. Zresztą
według informacji prawników Jakuba R., byłego wiceszefa stołecznego Biura
Gospodarki Nieruchomościami, większość wysyłanej przez niego korespondencji
jest zatrzymywana „dla dobra śledztwa”. Nie wiadomo więc, jak te cztery kartki
wydostały się na zewnątrz.
Pierwsza kartka to list Jakuba R. do prezydent Warszawy
Hanny Gronkiewicz-Waltz, druga – zawiadomienie do prokuratury na koordynatora
służb specjalnych, posła PiS i wiceprezesa tej partii Mariusza Kamińskiego,
jego zastępcę Macieja Wąsika (też posła PiS) i szefa CBA Ernesta Bejdę.
Trzecia i czwarta to notatki: „Działania M. Kamińskiego,
M. Wąsika i E. Bejdy ws. reprywatyzacji” i „W sprawie działań mających na celu
skompromitowanie członków Platformy Obywatelskiej”. Jakub R. część z tych pism
wysłał też do kancelarii premiera, do Beaty Szydło.
Najważniejsze tezy
Jakuba R. są następujące:
- poprzez swojego brata Marcina od lat zna Kamińskiego, Wąsika i Bejdę, łączyły ich bliskie relacje towarzyskie;
- gdy w latach 2005-09 Kamiński z Wąsikiem kierowali CBA, Wąsik namawiał Jakuba R. do zbierania materiałów o nieprawidłowościach w związku z warszawskimi nieruchomościami;
- kiedy w czasach rządów PO-PSL Wąsik działał w opozycji i był szefem radnych PiS w Warszawie, chciał od Jakuba R. dostępu do informacji o roszczeniach ws. przedwojennych nieruchomości znacjonalizowanych tzw. dekretem Bieruta. Jakub R. miał usłyszeć od Wąsika, że w planach jest powołanie kancelarii, która weszłaby na rynek roszczeń i finansowała partię.
Jakubowi R. postawiono poważne zarzuty, w areszcie
pozostają jego rodzice. Wiadomo, że zrobi wszystko, by się bronić. Prawdą jest
jednak, że rzeczywiście miał dobre relacje z Kamińskim, Wąsikiem i ich
środowiskiem.
Lukratywne interesy wicedyrektora
Jakub R. przez lata odpowiadał za warszawską
reprywatyzację. Według prokuratury miał przyjmować potężne łapówki. Wśród ludzi
opłacających jego urzędową przychylność ważne miejsce zajmuje mecenas Robert
N., który praktycznie zmonopolizował stołeczną reprywatyzację: idące w
dziesiątki milionów odszkodowania, 120 spraw o zwrot nieruchomości, zazwyczaj w
doskonałych lokalizacjach.
To właśnie Robert N. doprowadził do zwrotu działki przy
Chmielnej 70, tuż obok Pałacu Kultury i Nauki, jednej z droższych w mieście,
szykowanej pod drapacz chmur.
Decyzję podpisał Jakub R. Gdy sprawę opisała w 2016 r.
„Wyborcza”, zaczęła się burza wokół reprywatyzacji – śledztwa, aresztowania,
zarzuty dla ponad 20 osób (urzędników, prawników, biznesmenów) zaangażowanych w
odzyskiwanie przedwojennych majątków. W Ministerstwie Sprawiedliwości
zdecydowano o powołaniu specjalnej grupy prokuratorów, a Sejm uchwalił ustawę o
komisji weryfikacyjnej Patryka Jakiego.
Według wrocławskiej prokuratury adwokat N. płacił za
przychylność R. ponad 1 mln zł od adresu, a miało ich być jedenaście.
Robert N. nie był tylko petentem. Z Jakubem R.
zainteresowali się dawną posiadłością gen. Kasprzyckiego w Zakopanem, słynną
przed wojną willą Salamandra. Rodzinę generała reprezentowała matka
wicedyrektora. Potem rodzice Jakuba R. sami zostali właścicielami części
roszczeń do posiadłości i m.in. w związku z tą transakcją zostali tymczasowo
aresztowani.
To nie seniorzy R. zarobili na sprzedaży Salamandry, ale
wicedyrektor z mecenasem. Jakub R. odkupił prawa rodziców, N. dobił targu ze
spadkobiercami. Salamandrę mieli na pół, ale po sprzedaży wicedyrektor dostał o
2,5 mln zł więcej niż mecenas. Według prokuratury „górka” była częścią łapówki
dla R. za jego podpis pod reprywatyzacją Chmielnej.
„Posprzeczaliśmy się z Bejdą”
Wąsik i Kamiński poznali się na studiach, razem działali
w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Po 1990 r. wraz
z Bejdą działali w Lidze Republikańskiej.
To też dawne środowisko Marcina Rudnickiego, który z
Wąsikiem studiował archeologię. Do towarzystwa dołączył potem brat Marcina
Jakub R. Jego żona i Wąsik to rodzice chrzestni dziecka Marcina Rudnickiego.
W liście były wicedyrektor opisuje relacje z Wąsikiem,
Kamińskim i Bejdą jako przyjacielskie, wręcz rodzinne: „Wspólnie obchodziliśmy
najważniejsze wydarzenia, jak chrzty kolejnych dzieci, urodziny, imprezy,
wyjazdy, w mieszkaniu jednego z przyjaciół na Ochocie często spotykaliśmy się z
Bejdą, P. [nazwisko funkcjonariusza CBA] i Kamińskim na tzw. wódkę”. W barze
przy ul. Foksal albo w klubie na tyłach ul. Nowy Świat „zbierało się większe
grono, z którego wielu zajmuje dziś eksponowane stanowiska”. Jakub R. wymienia
m.in. Piotra Pogonowskiego, od 2016 r. szefa ABW.
Po latach Jakub R. i Wąsik spotkali się w samorządzie,
gdy w Warszawie rządzili kolejni komisarze wyznaczani przez pierwszy rząd PiS:
Mirosław Kochalski i Kazimierz Marcinkiewicz.
Z listu Jakuba R.: „posprzeczaliśmy się na weselu Ernesta
Bejdy. Byliśmy wszyscy po alkoholu i Mariusz Kamiński w niewybrednych słowach
rugał mnie, że nic nie robię, że się nie przykładam do wspólnej sprawy, a
zapominam, dzięki komu mam tę pracę. Zdenerwowało mnie to, bo pracę znalazłem
sobie sam”. Miał usłyszeć, że umowę o pracę podpisał z nim komisarz Kochalski,
a nie dyrektor BGN Marcin Bajko i „bez rekomendacji PiS tego stanowiska bym nie
otrzymał”.
Jakub R. w lipcu 2006 r. najpierw został głównym
specjalistą pełniącym obowiązki wicedyrektora BGN, a jesienią, pomiędzy
pierwszą i drugą turą wyborów samorządowych, awansował na wicedyrektora Biura.
Wąsik samorządowcem jest od 2002 r. Był przez chwilę
burmistrzem dzielnicy Wawer, potem zastępcą komendanta straży miejskiej. Pod
koniec 2015 r. wymusił pierwszeństwo w centrum miasta, doszło do stłuczki. Gdy
policja wypisywała mandat, w fotelu pasażera czekał Kamiński, który kilka
miesięcy wcześniej przestał być szefem warszawskiego PiS, ale został ministrem
w kancelarii premiera.
Tworzy też CBA, staje na jego czele i ściąga do Biura
Wąsika i Bejdę. Mają przydomek „zakon sprawiedliwych”. Są ambitni, zapowiadają
wytępienie korupcji, a ten temat to oczko w głowie braci Kaczyńskich.
„Sprawa miała być duża”
Kolejna historia spisana przez Jakuba R. jest o tym, jak
„zakon sprawiedliwych” próbuje zrobić z niego agenta. CBA chce wykryć korupcję
w stolicy, w której rządzi już Gronkiewicz-Waltz i PO, krąży wokół
nieruchomości. R. twierdzi, że dostał gotowy scenariusz akcji: „Chodziło o
prowadzenie przeze mnie rodzaju gry operacyjnej, której początkiem miało być
wytypowanie (znalezienie) poprzez aktywne działania z mojej strony tzw. figuranta,
czyli osoby, która dzięki moim zabiegom miała mieć do załatwienia konkretną
sprawę w BGN”.
Wicedyrektor pisze, że dostał od szefów CBA kryteria
doboru „figurantów”: ktoś z otoczenia prezydent, najchętniej z legitymacją PO.
„Istotne z ich punktu widzenia było więc dopadnięcie »figury” możliwie najwyżej
postawionej w hierarchii PO (...), przy realizacji tego planu miałem korzystać
z wiedzy operacyjnej Kamińskiego, Wąsika, pomocy prawnej Bejdy” – twierdzi
Jakub R. Miał nawet dostać sprzęt CBA – nagrywający długopis i pamięć USB – ale
kolacje z „figurą” opłacać z własnej kieszeni „w ramach zaangażowania »we
wspólną sprawę«”. Było też ponoć zapewnienie, że jeśli historia się rozkręci,
współpraca z CBA stanie się formalna.
„Chodziło o
skorumpowanie członków PO w kontekście działań korupcyjnych przed wyborami
samorządowymi 2010 r. Sprawa miała być duża. A późniejsze zarzuty
prokuratorskie ciężkiego kalibru” – opisuje Jakub R.
W planie „figura” miała być pośrednikiem między BGN a
inwestującymi w stołeczne nieruchomości: „Było z ich strony oczekiwanie, że
wspólnie uda nam się rozpracować grupę osób, polityków PO mających powiązania z
tzw. wielkim biznesem”.
R. twierdzi, że zainteresowania CBA wykraczały poza jedną
akcję: „miałem także informować ich o wszelkich zdarzeniach z udziałem
polityków, księży [BGN odpowiadało także za regulowanie roszczeń Kościołów],
biznesmenów, osób publicznych, które dla mnie mogły nie mieć znaczenia,
natomiast dla M. Kamińskiego i pozostałych mogły stanowić istotne źródło
informacji, które być może w przyszłości będzie można wykorzystać. Końcowym
efektem operacji miało być przyjęcie przeze mnie kontrolowanej łapówki”,
rejestrowane, a potem ujawnione opinii publicznej.
W planie akcji – jak pisze Jakub R. – byli także
dwaj-trzej agenci CBA, którzy występowaliby w rolach „załatwiaczy” spraw w BGN.
Mieli doprowadzić CBA do osób, które próbują się powoływać na wpływy w
stołecznym urzędzie.
R. twierdzi, że szykowali dla agentów stosowną „legendę”,
czyli historię znajomości z wicedyrektorem – by byli wiarygodni dla osób
chętnych do załatwienia spraw w BGN.
Projekt padł, jak pisze Jakub R., bo premier Donald Tusk
odwołał Kamińskiego w 2009 r. z CBA, a wraz z nim odeszła reszta „zakonu
sprawiedliwych”.
Ale – zdaniem wiceszefa BGN – to nie koniec tej historii.
Wąsik i Jakub R. spotkali się ponownie w samorządzie, bo w wyborach 2010 r.
Kamiński wprowadził do Rady Warszawy dawnych współpracowników z CBA. Z racji
zasług Wąsik został szefem klubu PiS, a do opieki nad warszawskimi strukturami
partii powrócił Kamiński.
Jakub R. nadal odpowiadał za warszawską reprywatyzację:
miał pełnomocnictwa do podpisywania decyzji zwrotowych, przez jego biurko
przechodziły nieruchomości warte grube miliony złotych. Rynek opanowały już
wtedy wyspecjalizowane kancelarie – łowcy roszczeń. Sprawni, z koneksjami,
płacący za prawa do odebranych po wojnie nieruchomości.
R. informuje, że około 2011 r. Wąsik miał mu złożyć
zaskakującą propozycję wyszukiwania roszczeń dla kancelarii, która potem
odzyskiwałaby nieruchomości, zaś pieniądze zasilałyby konta PiS. Były
wicedyrektor pisze, że jego rozmówca twierdził, iż przychodzi w imieniu
„kierownictwa partii”.
Handel roszczeniami to biznes legalny. Przy braku ustawy
reprywatyzacyjnej wielu dawnych właścicieli decydowało się na sprzedaż praw.
Tyle że w Warszawie kluczem do sukcesu nie było samo posiadanie roszczeń, ale
m.in. przychylność Biura Gospodarki Nieruchomościami.
A na taką, jak twierdzi R., liczył Wąsik: „Ponieważ ja
byłem odpowiedzialny za wydawanie decyzji z dekretu warszawskiego, jak się
wyraził, »byłem u źródła« i nie można było sobie wyobrazić lepszych
okoliczności”.
W tych rozmowach Wąsik miał mówić, że ma to być
„działalność systemowa, a nie pojedynczy strzał (…) na moje pytanie, po co taka
działalność, skoro ma SKOK, Maciej Wąsik odpowiedział, że trzeba różnicować
źródła”.
Wąsik miał też prosić Jakuba R. o listę adwokatów
odzyskujących nieruchomości w BGN i trochę denerwować się przy niektórych
nazwiskach, tytułować ich „sk...”: „skoro oni dają radę, to my też”.
Jakub R. bał się, że sprawa wypłynie, ale Wąsik miał
uspokajać, że taka wiedza jest w wielu miejscach, np. w urzędach dzielnic, u
notariuszy.
Twierdzi też, że odesłał Wąsika do radnych, bo to do nich
przychodzą poszkodowani, więc mogą być naturalnym źródłem informacji: „Wąsik
skwitował tylko, że tyle to on sam wie. Więcej z Wąsikiem o kupowaniu roszczeń
nie rozmawiałem”.
„Wyborcza” ujawnia reprywatyzacyjne afery
W 2013 r. Jakub R. odchodzi ze stołecznego ratusza. Rok
później „Wyborcza” opisuje kulisy reprywatyzacji willi na warszawskim
Mokotowie, do której prawa skupili rodzice wicedyrektora. Sam R. zapewnia nas
wtedy, że nie miał pojęcia o biznesach mamy i taty oraz że powiedział im jedno:
do kiedy jestem w BGN, reprywatyzacji willi nie będzie. Opowiada, że teczka
wylądowała w szafie Biura i że napisał notatkę w tej sprawie do prezydent
Gronkiewicz-Waltz.
Pół roku po odejściu Jakuba R. z BGN willę zwraca jego
dawny podwładny. W akcie notarialnym nie ma już rodziców R., to już majątek
byłego wicedyrektora. Po raz pierwszy bohaterem reprywatyzacji – dzięki
tekstowi „Wyborczej” – jest wysoki urzędnik ratusza, który przez lata
odpowiadał za zwroty.
Na sesji rady miejskiej PiS domaga się wyjaśnień od
prezydent Warszawy. Ze stenogramu wynika, że w roli głównej występuje radna
Jarosława Maćkowiak. Wąsik tego dnia skupia się na innej sprawie – domaga się
informacji prezydent miasta o wprowadzaniu ustawy śmieciowej.
W sprawie willi Jakuba R. ratusz tłumaczy, że prowadził
kontrolę reprywatyzacji i że „prawa i roszczenia były przedmiotem kilkukrotnego
obrotu dokonywanego przez krewnych pracownika BGN i z tego też względu
nastąpiło wyłączenie tego pracownika”. Dokumenty reprywatyzacyjne były bez
skazy, urzędnicy podkreślają, że to problem etyki.
Prowadzący sesję pyta: „Czy są jakieś wystąpienia? Pan
przewodniczący [klubu] Wąsik, bardzo proszę”. Wąsik: „Nie”. Angażuje się, gdy
debata schodzi na standardy urzędników. Dorzuca ogólnie: „musimy doprowadzić do
takiej sytuacji, żebyśmy wiedzieli, kto odzyskuje te nieruchomości”.
Po sesji klub PiS do tematu willi wicedyrektora nie
wraca. O sprawdzenie kwitów prosi prokuraturę ratusz, śledczy nie widzą
złamania prawa.
W dniu publikacji tekstu „Wyborczej” zawiadomienie do CBA
składa Warszawska Wspólnota Samorządowa, grupa lokalnych działaczy, z którą
związany jest Piotr Guział, wtedy burmistrz Ursynowa opozycyjny wobec
Gronkiewicz-Waltz.
W sierpniu 2016 r., kilka miesięcy po przejęciu władzy
przez PiS, „Wyborcza” publikuje głośny tekst o Chmielnej 70.
Adres był czysty od roszczeń, i to od lat 50. XX w. –
dawnemu właścicielowi Polska wypłaciła międzynarodowe odszkodowanie. Mieszkał w
Polsce, ale miał duńskie obywatelstwo.
Ratusz mimo niejasnego statusu nieruchomości nie poczekał
na ustalenia MSZ i resortu finansów (odpowiada za międzynarodowe odszkodowania)
i oddał spłaconą lata wcześniej działkę.
Wąsik, wicekoordynator służb specjalnych w rządzie Beaty
Szydło, jest wtedy w szpicy krytyków postępowania warszawskiego ratusza. Mówi w
wywiadach: „Grupa ludzi, której celem było wyłudzanie milionów, miała
szklarniane warunki, aby się rozwijać”.
Zdradza, że CBA i prokuratura od miesięcy gromadzą dowody
w tej sprawie: „Oceniam, że niemal cała reprywatyzacja warszawska odbyła się na
skutek wielu nieprawidłowości. Ja nazywam ją wprost złodziejską. Moja wiedza
wynika z długoletniej obserwacji tego procesu oraz ze zgromadzonego niedawno
obszernego materiału dowodowego.
Cały proceder dzikiej reprywatyzacji wygląda jak bardzo
dobrze zorganizowany przemysł. Mam wrażenie, że grupy ludzi, do których
należeli m.in. ważni politycy i wpływowi prawnicy, stworzyły w Warszawie
pewnego rodzaju układ mafijny, którego celem było wyłudzanie milionowych kwot.
Ewidentnie istniał tu parasol ochronny”.
Zapewnia, że PiS wiele razy interweniował w sprawie
reprywatyzacji, ale dorobek Wąsika w tej sprawie to przez lata dwie
interpelacje i jedno zapytanie. Podkreśla: „Dopiero teraz, gdy organy ścigania
dostały zielone światło, aby sięgać tam, gdzie przez ostatnie osiem lat sięgać
nie można było, te sprawy wyszły na jaw”.
Opowiada też, że „za zarządów PO-PSL nie można było
doprosić się o żadne dokumenty czy materiały. Zawsze słyszeliśmy, że to
wszystko objęte jest tajemnicą”.
Faktycznie, miejscy radni byli odcięci od informacji. BGN
lubił tajemnicę, a ulubionym argumentem Biura była ustawa o ochronie danych
osobowych. Jednak to, że można wymagać więcej, pokazał klubowy kolega Wąsika ze
stołecznej rady, dziś poseł PiS Jarosław Krajewski. Poszedł na prywatną wojnę z
ratuszem i wygrał w sądzie – wymusił jawność umów podpisywanych przez urząd z
firmami zewnętrznymi.
Na początku 2017 r. prokuratura wystąpiła o aresztowanie
Jakuba R. i jego rodziców oraz kilku innych osób, w tym wspomnianego mecenasa
Roberta N.
Wąsik nie odbiera telefonów
Rodzina i przyjaciele byłego wicedyrektora boją się
rozmawiać, nawet anonimowo. Kilka razy, już po umówieniu się, różne osoby w
ostatniej chwili odwoływały spotkania.
– Rodzice Jakuba R. zostali aresztowani, m.in. pod
zarzutem mataczenia w śledztwie. Jego matka, mimo że ma 79 lat, siedzi do
dzisiaj. W środowisku Jakuba panuje przeświadczenie, że każda próba bronienia
go może być odebrana jako matactwo i stać się powodem do aresztowania – tłumaczy
jeden z prawników.
Wiedza o prywatnej znajomości Jakuba R. i Macieja Wąsika
nie jest powszechna wśród dawnych kolegów tego ostatniego z rady miasta. Byli
wyraźnie zdziwieni naszymi pytaniami.
Według naszych informacji Wąsik faktycznie poznał Jakuba
R. przez Marcina Rudnickiego. – Razem działali w NZS. Polegało to głównie na
tym, że siedzieli na Kopernika [mieściła się tam siedziba NZS Uniwersytetu
Warszawskiego], pili i frustrowali się, że koledzy ze „Zsypu” [slangowa nazwa
postkomunistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich] robią kariery i pieniądze, a
oni, mimo że niby pokonali komunizm, g... mają i g... znaczą – opowiada nasz
informator.
Rzeczywiście, początek lat 90. nie był dobrym czasem dla
prawicy i partii solidarnościowych. W 1993 r. SLD wygrał wybory do Sejmu, dwa
lata później prezydenckie. Prawica była rozbita, podzielona i sfrustrowana.
Antykomunistyczne akcje kierowane przez Kamińskiego Ligi Republikańskiej nie
zyskały społecznego poparcia.
Marcin Rudnicki związał się z NZS, ale z Ligą już mniej.
Z Kamińskim i Wąsikiem łączyły go głównie relacje towarzyskie. Gdy w 1997 r.
Kamiński po raz pierwszy został posłem z listy AWS, Marcin pomagał w jego
biurze, gdzie pracował też Wąsik. Jakub już wtedy studiował za granicą. Ponowny
kontakt z Wąsikiem nawiązał dopiero w czasie pierwszych rządów PiS, gdy dawni
działacze Ligi zakładali CBA.
– Czy Kamiński mógł mieć pretensje do Jakuba, że nie jest
lojalny wobec PiS, które załatwiło mu pracę w ratuszu? – pytamy osobę z kręgu
rodziny R.
– Bzdura. Mógł sobie nawet tak mówić, ale Kuba jest
absolwentem zagranicznych uczelni, skończył Sorbonę, szkołę dla dyplomatów w
Hiszpanii, pracował w MSZ. Ma kwalifikacje na każde stanowisko. Nikt niczego
nie musiał mu załatwiać – pada odpowiedź.
Ta sama osoba wspomina rozmowę z Jakubem R. tuż przed
jego zatrzymaniem. – Mówił, że „idą po niego”, skarżył się, że stawia się na
każde wezwanie i przesłuchania, ale „politycy potrzebują, by ktoś poszedł
siedzieć”. Nazwiska Wąsika i Kamińskiego nie padły – mówi nasz informator.
Zdaniem naszych rozmówców Wąsik od dłuższego czasu nie
odbiera telefonów od nikogo z rodziny R.
Pytania do Wąsika i Kamińskiego bez odpowiedzi
W środę, kończąc pracę nad tekstem, przekazaliśmy wiele
pytań do Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika przez Biuro Koordynatora Służb
Specjalnych, na ręce rzecznika Stanisława Żaryna. Pytaliśmy m.in., czy Wąsik
zlecał Jakubowi R. zbieranie materiałów w sprawie nieprawidłowości przy
reprywatyzacji warszawskich kamienic, czy wyposażał go w sprzęt do nagrywania,
czy w latach 2009-15 kontaktował się z Jakubem R. ws. przekazania adresów do
reprywatyzacji w celach biznesowych, czy prosił o pomoc w zdobyciu funduszy dla
PiS. Od Kamińskiego chcieliśmy się dowiedzieć, czy w latach 2005-15 widywał się
prywatnie z Jakubem R. i czy kiedykolwiek prosił go o materiały dotyczące
reprywatyzacji warszawskich kamienic.
Uznaliśmy, że nie można tych pytań odkładać na ostatnią
chwilę, dzień przed publikacją. Jak się okazało, był to błąd. Zamiast
odpowiedzi, których nie otrzymaliśmy do dziś, w czwartek rano na portalu
wPolityce.pl ukazał się tekst o tym, że „Wyborcza” przygotowuje materiał „na
podstawie insynuacji Jakuba R.”. Wypowiada się w nim... Żaryn, były dziennikarz
portalu braci Karnowskich będącego tubą propagandową obecnego rządu.
Żaryn mówi: „Dzięki staraniom ministra Kamińskiego, Wąsika i
Bejdy doszło do zatrzymań w aferze reprywatyzacyjnej. To bardzo częste
zjawisko, że osoby osadzone pomawiają tych, którzy doprowadzili do postawienia
ich przed wymiarem sprawiedliwość. Służby w chwili obecnej działają w sposób
skuteczny i sprawny, CBA ściga korupcję bez względu na powiązania i osoby.
Żadna znajomość z nikim nie uchroni nikogo przed odpowiedzialnością za
korupcję”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz