Z jednej strony
przecenia i idealizuje swój wizerunek, z drugiej deprecjonuje to, czym w
istocie jest. Bez końca sam siebie karze
i nagradza. Rozpięty pomiędzy biegunami, popada w skrajności - ale zawsze na
najwyższych emocjach
Narcyz
skoncentrowany jest wyłącznie na sobie. Ku sobie koncentruje całe swe libido
- zainteresowanie, ciekawość, miłość, pragnienie nieustannego kontaktu z własną
osobą, ale także destrudo - agresję, sadyzm, złość. Stąd silne wahania nastroju
- od miłości i samouwielbienia do samoponiżenia, depresji, poczucia niższości.
Narcystyczny bordeline to osoba niepewna, paraliżowana przez spojrzenia
innych. Czuje się stale obserwowana i oceniana. Każda krytyka jest klęską.
Każda rysa na idealnym wizerunku - katastrofą i powodem do gwałtownej zmiany:
z niepewności do agresji. Z agresji do euforii i uwielbienia. Pozornie chorobliwie
pewny siebie, nie zważa na opinie innych, wywyższa się, buduje poczucie własnej
wartości, poniżając wszystkich dookoła. W wyniku bolesnych doświadczeń z
przeszłości schował swoje prawdziwe ja i zastąpił je kompensującym braki,
fałszywym wizerunkiem, który zastępuje mu właściwą osobowość. W głębi duszy
czuje się brzydki, głupi, słaby, niegodny szacunku. Żyje w nieustającym lęku
przed demaskacją. Lęk uruchamia mechanizmy obronne: agresję i pychę. Koło się
zamyka. Poznajecie?
NARCYZ BEZ SKAZY
Tak - to Polak. Część tego obrazu nosi na dnie serca każdy z nas. Jest jak
piętno, którego nie umiemy się pozbyć.
Wspaniałomyślny i bohaterski (patriotyczne
zrywy, za wolność waszą i naszą) bywa egoistyczny i podły (zarazki i drobnoustroje,
Jude Raus). Raz siebie wielbi (husaria, naród bohaterów, pierwsza demokracja,
konstytucja), by jednocześnie nienawidzić (ludzie kradną, są źli z natury, Polacy
nie zasłużyli na wolność). Na co dzień czerpie satysfakcję z przypominania, że
w różnych drobnych kwestiach jest/był lepszy niż inni (nauczyliśmy Francuzów
jeść widelcem). Bywa oceniający, krytyczny, sarkastyczny, posługuje się
stereotypami (Niemcy to naziści, Czesi to tchórze). Żyje w przekonaniu, że
własne obietnice do niczego go nie zobowiązują. Skupienie na sobie sprawia, że
wypełnia je jedynie wtedy, jeśli służy to jego interesom. Zasady są dla innych.
Nie liczy się z regułami: nie przestrzega przepisów drogowych, prawo lekceważy.
Krzywdy wobec innych skutecznie wypiera (Zaolzie, Wilno, kolonizacja Kresów).
Nie tylko łamie zasady, ale wręcz
się tym szczyci. Jest przecież wyjątkowy, więc wolno mu więcej. Złapany, ma
gotowe wytłumaczenie - „zmieszczę się”, „będzie dobrze”. Machinacje i
egocentryzm chronicznego narcyza często kończą się źle, lecz narcyz nie bierze
za nic odpowiedzialności; obarcza winą własne ofiary, szuka niezliczonych
wymówek. W skrajnej formie potrafi oznajmić światu, że jest bez skazy,
idealny, poza podejrzeniem, bo sama jego wyjątkowość o tym świadczy, po czym
uchwala stosowną ustawę.
Potrafi czarować (tradycyjna gościnność, Euro 2012), lecz reaguje
agresją na najdrobniejszą nawet krytykę (spór z Izraelem, Ukrainą, UE, całym
światem). Na zewnątrz zakochany w sobie, w głębi duszy sam siebie nie znosi.
Wydaje mu się, że sam już nie istnieje poza rolą, którą gra. Tej grze
towarzyszy stałe napięcie i lęk przed zdemaskowaniem. Z jednej strony
przecenia i idealizuje swój wizerunek, z drugiej bezpodstawnie deprecjonuje
to, czym w istocie jest. Bez końca się karze i nagradza. Rozpięty pomiędzy biegunami,
popada w skrajności. Jest stale na najwyższych emocjach: od triumfu po klęskę,
od euforii po apatię, od samouwielbienia po autoagresję.
NARCYZ WSTAJE Z KOLAN
Anna Zajenkowska z grupą
psychologów położyła „Polskę na kozetce”,
próbując opisać nasz narodowy charakter językiem psychologii. Moim zdaniem
kliniczny portret narcyza pasuje jak ulał. Mamy przecież fundamentalny problem
z tożsamością. Definiując wyidealizowaną tożsamość w kontrze do wyimaginowanej
tożsamości innych, obcych, sami miotamy się pomiędzy poczuciem wyższości a
postpańszczyźnianymi, feudalnymi kompleksami. Tworzymy pojęcie zbiorowego
podmiotu - mitycznego Narodu Polskiego - uogólniając przypisane mu w ten sposób
cechy na całą zbiorowość. I tak to Polska jest upokorzona w Brukseli, a nie
Beata Szydło. To Polska wstaje z kolan. Polskę obrażają obcy i tak dalej...
Ustawa o IPN jest skrajnym przykładem myślenia magicznego. Bronimy wyidealizowanego
wizerunku wyśnionego Narodu, grożąc karami więzienia każdemu, kto mógłby na
owym wizerunku zrobić najmniejszą rysę.
Winni są zawsze inni. My uciekamy przed odpowiedzialnością za własną historię,
za niepowodzenia, za błędy. Gdy ocaleni z Zagłady mówią o szmalcownikach,
donosicielach i polskich policjantach w czasie okupacji, to dopuszczają się
szkalowania Narodu Polskiego. Gdy zdarza się katastrofa, to musi być zamach,
bo Polak jest pilotem idealnym. Nie popełnia błędów. Gdy Unia Europejska zwraca
uwagę, że rząd nie przestrzega zasad i wartości wspólnoty, do której dobrowolnie
należy, podnosimy krzyk o zamachu na suwerenność, na godności narodowe.
Wstajemy z kolan - stale. Jak
byśmy byli bez przerwy czymś/przez kogoś upokarzani. Symptomatyczne: nie
umiemy wskazać źródła upokorzeń, ale jesteśmy pewni ich istnienia. Dlaczego? Bo
one są w nas samych. Nigdy nie przestaniemy wstawać z kolan, bo na kolanach
jesteśmy w głębi własnej duszy.
NARCYZ NA NANGA PARBAT
Język debaty publicznej nasączony jest agresją, przemocą, groźbą i pogardą. Gdy na
Nanga Parbat dzieje się tragedia wspinaczy, fakt ten interpretowany jest
natychmiast w kategoriach narodowych mitów: bohaterscy Polacy idą na ratunek.
Kiedy „New York Times” publikuje artykuł, w którym nie wymienia narodowości
członków wyprawy ratunkowej, wybucha w mediach społecznościowych histeria i
nikomu nie przeszkadza, że jednym z nich jest Rosjanin Denis Urubko, a polskie
media notorycznie ten fakt ignorują. Rosjanin nie pasuje to toposu bohaterskich
Polaków poświęcających życie dla druha - Polaka w dowodzie narodowej
solidarności.
W sieci pojawiają się komentarze atakujące Elizabeth Revol za to, że ratowała się sama, nie pomogła POLAKOWI! Na fali
patriotycznego wzmożenia bohaterem staje się nikomu wcześniej nieznany
wspinacz, a główną jego cechą jest narodowość. I tu uruchamia się równie narcystyczna
autoagresja. I tak bez końca.
W ten sposób dyskutujemy na każdy
temat. Niezależnie od tego, czy to kwestia historycznej wagi (rozbiory, powstania),
czy bieżące wydarzenia (tragedia na Nanga Parbat). Nieważne, czy to katastrofa
smoleńska, czy polityka międzynarodowa. Emocje narastają.
Z czasem stan pacjenta szybko się pogarsza. Gdy rozum śpi, budzą się
demony; obracamy się wśród zwidów, trupów, symboli, narodowych fantasmagorii -
coraz gorzej odróżniamy rzeczywistość od urojeń chorego umysłu.
W ten sposób nie tylko nie rozwiążemy żadnego problemu, ale także nie jesteśmy w stanie niczego się nauczyć. Ani z
własnych sukcesów, ani z błędów. To jest jak chocholi taniec w pokoju krzywych
luster, tyle że nie jest śmiesznie - jest coraz straszniej. Agresja rośnie
nieprzerwanie, emocje sięgają zenitu. Pytanie - kiedy pojawi się przemoc.
PRZEBUDZENIE NARCYZA
Dobra wiadomość jest
taka, że nawet tak głębokie zaburzenia
osobowości podlegają leczeniu. To wymaga czasu, cierpliwości i pracy, ale
przede wszystkim dobrej woli. Po pierwsze, musimy zdać sobie sprawę ze smutnej
diagnozy. Jak w leczeniu alkoholizmu. Przyznanie się do choroby jest
koniecznym krokiem jej leczenia: „jestem Polakiem i jestem narcyzem”.
Po drugie, pogodzić się z tą diagnozą.
Po trzecie, zacząć nad sobą pracować. Wojciech Eichelberger: „Tylko
istotne duchowe przebudzenie może narcyza uratować. Odnalezienie tożsamości
najgłębszej i prawdziwej - niedającej się zakwestionować i niewymagającej
żadnego lustra ani potwierdzenia. Zwykle punktem wyjścia do takich poszukiwań
jest jakieś poważne życiowe niepowodzenie i wynikająca z niego ciężka
depresja”.
Czy już jesteśmy w tym punkcie? Zbiorowość, która ustawicznie wypiera
prawdę o samej sobie, żyje w ciągłym strachu, że prawda ta zostanie ujawniona
i w formie koszmaru powróci. Polski współczesny antysemityzm ma korzenie w tym
pierwotnym lęku. Trudno żyć ze świadomością, że pokolenie naszych dziadów
dopuściło się zbrodni ohydnej; rabunku na trupach
trzech milionów zamordowanych przez nazistów sąsiadów - polskich Żydów. To
dlatego temat roszczeń majątkowych wraca jako czysta projekcja nieczystego
sumienia - główny motyw dyskusji o Zagładzie.
Mamy wielki kompleks niższości wobec Zachodu, który swym dobrobytem,
cywilizacyjnym rozwojem, zamożnością, ale też stopniem społecznej organizacji
i poziomem codziennej kultury onieśmiela nas i jednocześnie upokarza.
Mamy kompleks niewolnika - pańszczyźnianego chłopa żyjącego na granicy
biologicznego przetrwania. Silne podskórne przekonanie, że jesteśmy kimś
gorszym i ciągła potrzeba porównań. Stąd nieustające konfrontacje, budowanie
dumy narodowej - pokraczne, żałosne i wypaczone, bo wypływające nie z triumfów,
lecz z wielbienia własnych klęsk, poległych i tragicznych bohaterów.
Żeby wyrwać się z choroby, musimy zaakceptować siebie, jakimi jesteśmy.
Pogodzić się z narodowymi wadami. Skonfrontować z najgłębszymi kompleksami.
Poszukać wartości najważniejszych, fundamentalnych i na nich zacząć budować.
Zaprzyjaźnić szczerze z sąsiadami. Rozliczyć się z tego, czego się wstydzimy.
Porzucić toksyczną i dla świata groteskową martyrologię, która zatruwa nasze
dusze jak heroina - dając krótkie ukojenie uzależnionemu.
Musimy odrzucić wielki kwantyfikator i słowo „naród” zarezerwować dla
fundamentalnych symboli.
I najważniejsze - czas pokochać samego siebie. Tak naprawdę, głęboko,
szczerze. W ciągu ostatnich 29 lat bez przemocy, w zgodzie, ciężką pracą dokonaliśmy
cudu. Nadrobiliśmy setki lat cywilizacyjnych opóźnień. Zrealizowaliśmy nasz
największy narodowy sen. Odzyskaliśmy miejsce na mapie, które było marzeniem
pokoleń. Nauczmy się budować na sukcesach, nie klęskach. Polacy - jesteśmy
przecież wspaniali!
Jakub Bierzyński
Autor jest socjologiem, przedsiębiorcą,
publicystą. w latach 2015-2016 był doradcą Nowoczesnej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz