Wkrótce minie rok
współrządzenia PiS i Andrzeja Dudy. W trójkącie partia-rząd-prezydent Andrzej
Duda miał być postacią znaczącą, bo nieodwoływalną.
A jest elementem
najsłabszym.
Mieliśmy w historii Polski Sejm niemy,
teraz mamy niemego prezydenta. Nie dlatego, że rzadko się odzywa - tego akurat
zarzucić mu nie sposób - ale dlatego, że wiele ważnych tematów przemilcza, a
to, co mówi, nie ma mocy sprawczej ani nie układa się nawet w spójną całość.
Przemilczenia?
Gdzie był Andrzej Duda, gdy wybuchł skandal z Bartłomiejem Misiewiczem,
26-letnim asystentem Antoniego Macierewicza, który bez wymaganych kwalifikacji
wszedł do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej?
Dlaczego
przemilczał Czarny Protest, gdy 100 tys. osób (a zapewne kilkaset tysięcy) w
ponad 100 miejscowościach i tysiącach zakładów pracy manifestowało przeciw
zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego?
Brak mocy? Już
prawie rok leżakuje w Sejmie prezydencki projekt ustawy podwyższającej kwotę
wolną od podatku. Podobnie sprawa pomocy dla frankowiczów czy obniżenie wieku
emerytalnego. To były ważne obietnice w kampanii prezydenckiej, a wychodzi na
to, że PiS wymaga od Dudy taśmowego podpisywania własnych ustaw, a do projektów
z Pałacu podchodzi lekceważąco. Nie chodzi zresztą tylko o ustawy, lecz i o
miękką politykę. 10 kwietnia Duda w szóstą rocznicę katastrofy smoleńskiej
wzywał do „wzajemnego wybaczenia”, żeby po paru godzinach usłyszeć od Jarosława
Kaczyńskiego, że nie ma o tym mowy. Z prezydenckiej zapowiedzi rozwiązania kryzysu
konstytucyjnego przy udziale Narodowej Rady Rozwoju też nic nie wyszło, Duda
ani o piędź nie odstępuje od linii PiS.
Niespójność? „O ile
do 1989 r. można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy
zamordowali »Inkę« i »Zagończyka«, to przecież po 1989 r. teoretycznie nie” -
mówił prezydent pod koniec sierpnia na pogrzebie żołnierzy wyklętych, kładąc
akcent na słowie „teoretycznie”. A w październiku na uroczystościach z okazji
ćwierćwiecza giełdy słychać było inną melodię: „Giełda Papierów Wartościowych
w Warszawie jest symbolem polskiego sukcesu przemian”. I tak jest w niemal
każdej sprawie: chaos, miękkość, niepowaga.
„Zwracamy się do Pana, jako reprezentanta
godności naszej ojczyzny. Chcemy wierzyć, że znajdzie Pan w sobie siłę i stanie
Pan ponad podziałami, że podejmie Pan działania, które sporom politycznym
przywrócą cywilizowane ramy” - napisało 32 byłych znanych działaczy opozycji
(z KOR i Solidarności) do Dudy Jednak prezydent nie odpowie na list - jak stwierdził
jego rzecznik - zawierający sformułowania „odbiegające od norm cywilizowanej
debaty”; Pałacowi nie spodobało się porównanie rządów PiS do faszyzmu. Duda
będzie więc milczał, tak jak w kwestii zawłaszczania apeli poległych przez PiS
czy w sprawie mordu w Jedwabnem. Prezydent nic nie powiedział po głośnym
wywiadzie minister edukacji Anny Zalewskiej, która w „Kropce nad i” udawała, że
nie wie, co zdarzyło się w Jedwabnem.
Czy jest z
nami prezydent
Prof. Jan
Zimmermann, promotor pracy doktorskiej Dudy, kilka miesięcy temu mówił w
wywiadzie dla „Kultury Liberalnej”: „Prezydent ma taki charakter, że kiedy
przyjdzie mu o czymś rozstrzygać, woli ustąpić, nie chce lub nie umie wiązać
się odpowiedzialnością”. Wspomniał też kunszcie prezesa PiS, „że człowieka o takich
predyspozycjach przewidział na prezydenta”. Zimmermann bezskutecznie namawiał
Dudę w prywatnych rozmowach, aby zachował się jak należy, by przestał łamać
konstytucję. - Po tamtym wywiadzie napisałem do prezydenta kilka maili, ale nie
odpisał. Trudno dziś mówić o nadziei - mówi prof. Zimmermann.
Na niedawne
uroczystości rocznicowe KOR do Pałacu nie przyszło wielu opozycjonistów,
którzy dziś są przeciwnikami rządzącej partii. Jednym z nielicznych obecnych
był Zbigniew Janas. - Prezydent miał dobre przemówienie, w duchu KOR.
Pogratulowałem mu tego wystąpienia. Dodałem, że ma olbrzymi wpływ na język
debaty, że od niego wiele zależy. Wysłuchał, ale nie skomentował - mówi Janas.
Kaczyński na
lipcowym kongresie PiS nazwał się „realnym liderem obozu zmian” nie ma wątpliwości, że do tego obozu zalicza także
mieszkańca Pałacu Prezydenckiego. Jeśli PiS wyciągnął lekcję z klęski
Bronisława Komorowskiego, to taką, że bez realnego wsparcia partii nie da się
wywalczyć reelekcji. Prezydent, jak się zdaje, też to dostrzega. Dlatego unika
gestów, które mogłyby dowodzić nielojalności wobec Nowogrodzkiej, dlatego
zaczął prezydenturę od hołdu dla prezesa: „Jest pan wielkim człowiekiem,
politykiem, strategiem”.
Współpracownicy
Dudy bagatelizują pytania o podporządkowanie prezydenta PiS. Wojciech
Kolarski, prezydencki minister: - Sukces tego obozu, którego częścią jest prezydent, zależy od współpracy, od za- | chowania jedności.
Małgorzata Sadurska, fi szefowa Kancelarii: - Pan prezydent nie £ ma powodu
rywalizować z rządem i partią, z której się wywodzi. To komfortowa sytuacja,
że reprezentujemy ten sam obóz.
To zwiększa skuteczność funkcjonowania państwa. A co z
reprezentacją tych, którzy na PiS i Dudę nie głosowali? Przecież im też
przysięgał służyć, po to właśnie prezydent oddaje partyjną legitymację.
Wyrazem uległości
wobec Nowogrodzkiej jest brak ambicji budowy prezydenckiego ośrodka
politycznego. Lech Wałęsa (wprawdzie pod inną konstytucją) i Aleksander
Kwaśniewski starali się rozpychać na urzędzie, Lech Kaczyński robił, co mógł,
żeby obalić Kazimierza Marcinkiewicza i posadzić brata w fotelu premiera, nawet
Komorowski tworzył wokół siebie środowisko niechętne wobec PO i potrafił
kierować ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.
A obecny prezydent?
Z prawa weta nie korzysta, do Trybunału niczego nie posyła, sprawia wrażenie
nieustannie zadowolonego z działań partii i rządu.
- To, że niewiele wiadomo o spotkaniach zaplecza z
prezydentem, poczytuję za atut. odbywają się one regularnie, są bardzo merytoryczne.
Zajmujemy się rzetelną pracą, a nie rozgrywkami politycznymi - mówi Sadurska.
Inny uczestnik pałacowego życia mówi, że to spotkania raczej organizacyjne i
urzędowe, a nie takie, na których planuje się polityczne ruchy i omawia wizje.
Ulubieńcy
szefa
Sadurska, szefowa
Kancelarii, kiedyś posłanka z pierwszego szeregu PiS, po ogłoszeniu wyników
audytu, który miał skompromitować poprzednich lokatorów Pałacu (śledztwo w
prokuraturze trwa), praktycznie zniknęła z mediów Sprawnie kieruje
kancelaryjnymi papierami, ale nie wyznacza kierunków prezydentury. Jej relacje
z prezydentem nasz rozmówca określa jako zaledwie poprawne: - Może dlatego,
że była kandydatką na szefa Kancelarii drugiego wyboru, z rekomendacji
partyjnej. Szefem miał zostać Adam Kwiatkowski.
Jego przyjaźń z
Dudą rozwinęła się, gdy pracowali w Pałacu za Lecha Kaczyńskiego. Jednak w PiS,
z epizodem w Unii Wolności w życiorysie, zawsze był traktowany jako ciało obce.
Nie pomagał mu też konflikt z wiceprezesem partii Mariuszem Kamińskim. Zamiast
kierować więc całą administracją pałacową, został szefem gabinetu Dudy.
Wcześniej prezes powrót na to stanowisko obiecał Maciejowi Łopińskiemu (jak za
czasów Lecha Kaczyńskiego), ale Łopiński zadowolił się kierownictwem w
zespole prezydenckich doradców.
Prezydenccy
ministrowie chodzą do mediów, ale trudno powiedzieć, by w nich brylowali. A
jeśli nawet powiedzą coś oryginalnego, to prezes szybko reaguje. Tak jak na
wypowiedź rzecznika prezydenta Marka Magierowskiego, o tym, że nie ma
potrzeby, by Sejm pracował do trzeciej w nocy nad ustawą o Trybunale. Kaczyński
przywołał Magierowskiego do porządku słowami, że „chyba późno wstał i nie
wiedział, że tempo prac nie wynikało z żadnych planów PiS, tylko z tego powodu,
że KOD wycofał swój projekt”. - To był wyraźny znak dezaprobaty prezesa - mówi
polityk PiS.
Prezes nie pała
może sympatią do Magierowskiego, ale w Pałacu mówią, że były dziennikarz
władający pięcioma językami jest dla nich błogosławieństwem, bo opanował
informacyjny chaos. Magierowski przyszedł tu jako ekspert do spraw dyplomacji.
Poleciał z Dudą na kilka zagranicznych wizyt, złapali dobry kontakt i z doradcy
został rzecznikiem. Media nie mogą narzekać na kontakty z samym rzecznikiem,
ale Magierowski nie zdołał - albo nie chciał - przekonać Dudy, że warto rozmawiać
również z tymi dziennikarzami, którzy mogą zadać mu kilka niewygodnych pytań. W
klubie PiS nie jest szczególnie łubiany, ktoś wypomina mu nadaktywność, a inny
nasz rozmówca mówi, że z roli rzecznika wchodzi w polityka i zbyt często zdarza
mu się zaczynać zdanie od „ja myślę”, a powinien od „prezydent uważa”.
Następca
Dudy
W tym ostatnim
wyspecjalizował się za to prezydencki minister Andrzej Dera. To on wziął na
siebie obwieszczenie decyzji o ułaskawieniu byłego szefa CBA, bo jak mówił „w
odczuciu prezydenta sprawa Mariusza Kamińskiego miała wymiar polityczny”.
Zdał w ten sposób test u prezesa. - Kaczyński nie był zachwycony, że ziobrysta
zostaje ministrem u prezydenta, ale Dera zachowuje się lojalnie - ocenia polityk
PiS. Także wobec Dudy, bo jako jedyny wziął go w obronę, gdy „Super Express”
podał, że Morawiecki jest szykowany na zastępcę Dudy w kolejnej kampanii
prezydenckiej (ten przeciek wiele zresztą mówi o relacjach PiS z Pałacem). U
Moniki Olejnik Dera interpretował: „Prezydent jeszcze ma przed sobą 9 lat i już
w tej chwili trzeba myśleć, kto będzie następnym kandydatem po Andrzeju
Dudzie”.
Również Narodowa
Rada Rozwoju nie wzmacnia tej prezydentury. Prezydent był chwalony za powołanie
pluralistycznej Rady. Ale dziś słychać o Radzie tylko przy okazji głośnych
odejść. Ryszard Bugaj i Adam Rotfeld szybko się zorientowali, że zasiadając w
Radzie, mają taki wpływ na politykę co prezydent, czyli nikły.
Nawet na polach, na których prezydent powinien mieć coś do
powiedzenia, Duda odpuścił, dał się sprowadzić do roli reprezentacyjnej.
Krzysztof Szczerski miał odpowiadać za politykę zagraniczną, a oddał pole szefowi
MSZ Witoldowi Waszczykowskiemu. - Szczerski i Waszczykowski się nie znoszą, ale
nawet to nie zmobilizowało Szczerskiego do zaznaczenia swoich wpływów - mówi
poseł PiS. - Proszę spojrzeć na nominacje ambasadorskie; na komisji spraw
zagranicznych, która je przegłosowuje, chyba ani razu nie stanęła kandydatura
od Dudy, tylko ludzie Waszczykowskiego.
Podobnie z
obronnością - Biuro Bezpieczeństwa Narodowego właściwie nie zabiera głosu.
Temat zawłaszczył Antoni Macierewicz, a nawet za sukces szczytu NATO prezes PiS
w pierwszej kolejności dziękował szefowi MON.
A czy ktoś bez
korzystania z internetu umiałby powiedzieć, jak się nazywa prezydencka
prawniczka? Jej kompletna anonimowość budzi zdumienie w czasie wojny o Trybunał
Konstytucyjny Ministra ds. gospodarczych prezydent zaś do tej pory nie powołał.
Do najbliższych
ludzi głowy państwa należą natomiast Marcin Kędryna, przyjaciel z podstawówki
i harcerstwa, oraz Wojciech Kolarski, kiedyś szef biura poselskiego Dudy. O
ile status w Kancelarii tego drugiego jest jasny - minister od kultury, to
Kędryna jest uważany za szarą eminencję. - Pan Kędryna jeździ z prezydentem,
nagrywa wystąpienia i publikuje na Facebooku, ludzie bardzo nam za te relacje
dziękują - mówi szefowa Kancelarii. Kędryna odpowiada za komunikację w mediach
społecznościowych, ale nie podlega Magierowskiemu, usytuowany jest w gabinecie
prezydenckim. I nie chodzi tylko o to, że między panami Kędryną i Magierowskim
nie ma sympatii, ale raczej o to, że Kędryna jest dla Dudy kimś bardzo
zaufanym.
Przed rokiem można
się było zastanawiać, czy Duda nie będzie próbował stworzyć jakiejś
przeciwwagi dla prezesa w sojuszu z Szydło, z którą miał świetne relacje z
czasów kampanii. Ale złudzenia prysły tuż po wyborach do Sejmu, gdy z Nowogrodzkiej zaczęły dochodzić
sygnały, że Szydło niekoniecznie zostanie premierem. Jej otoczenie zachęcało
Dudę, by przeciął te spekulacje oświadczeniem, że zgodnie z zapowiedziami z
kampanii desygnuje Szydło na premiera. Duda nie chciał jednak zadrzeć z
Kaczyńskim i milczał, czego premier mu nie zapomniała. - Premier nie ufa
Dudzie, wie, że jeśli Kaczyński podsunie mu wniosek o jej odwołanie, to ręka mu
nie zadrży - opowiada polityk PiS.
Prezydentura
bez pomysłu
Można by rzec, że
dziś prezydent i premier, jednakowo osłabieni, jadą na jednym wózku, ale to
tylko część prawdy-premier ma mimo wszystko więcej władzy, ale można ją łatwo
odwołać; prezydentura Dudy jest ceremonialna, ale przez najbliższe cztery lata
jest nie do ruszenia.
Jego kapitałem
pozostają notowania, które są nawet nieco lepsze niż na początku prezydentury
Duda prowadzi w sondażu zaufania do polityków (we wrześniowym badaniu CBOS miał
59 proc. wskazań), a Polacy raczej go chwalą (53 proc. aprobaty, 37 proc.
krytyki, także CBOS). Z sondaży wynika zarazem, że prezydent jest najlepiej
oceniany przez mieszkańców wsi i małych miast, słabiej wykształconych
mniej zamożnych. A im większe miasto, lepsze wykształcenie i
wyższy dochód, tym z notowaniami prezydenta gorzej.
Może dlatego Duda
najlepiej czuje się podczas wizyt w mniejszych ośrodkach, gdzie witają go
uśmiechnięte twarze i ręce wyciągnięte do uścisków. Dobrze odnajduje się w
kontaktach z ludźmi, z uśmiechem pozuje do zdjęć i co rusz przypomina o
programie 500 plus.
O sukcesy Dudy
pytamy w PiS. -Poprawa relacji z Chinami i nawiązanie przyjaznych kontaktów z
prezydentami państw Europy Środkowej - wylicza nasz rozmówca.
Prezydent poświęcił
się też relacjom polsko-żydowskim, ale będzie mu coraz trudniej osiągać sukcesy
na tym polu, gdy szefem IPN zostaje człowiek podważający ustalenia śledztwa
Instytutu w sprawie polskiego sprawstwa pogromu w Jedwab nem.
Trudno nie odnieść
wrażenia, że z tej prezydentury niewiele wynika, że dorobek Dudy w tej roli
jest niewielki i że nie znalazł żadnej niszy, w której odgrywałby naprawdę
ważną rolę; że był znacznie lepszym kandydatem na najwyższy urząd niż jest
prezydentem. Tyle że zabezpiecza PiS na odcinku prezydentury. Jest i ma godnie
stać, żeby użyć określenia prezesa.
Jeśli ta
prezydentura się nie zmieni, trudno będzie za kilka lat twierdzić, że to ważny
urząd, o który powinni walczyć najwięksi w polskiej polityce.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz