Udział w pobiciu
kijami i metalowym prętem, kopanie leżącego - taką kartę w życiorysie ma
człowiek, którego właśnie mianowała burmistrzem premier Beata Szydło
Michał Krzymowski, Wojciech Cieśla
Jacek Kowalewski to przykładny działacz Prawa
i Sprawiedliwości. Na Facebooku chwali się zdjęciami z Jarosławem Kaczyńskim i
Antonim Macierewiczem, ma wsparcie posła PiS i byłego wiceministra rolnictwa
Jana Ardanowskiego. A kilkanaście dni temu pani premier wyznaczyła go na
burmistrza Lubrańca, miasteczka w województwie kujawsko-pomorskim (poprzednik
zmarł).
Gdy decyzja Beaty
Szydło dotarła do Lubrańca, wśród mieszkańców zapanowała konsternacja.
Przecież ten Kowalewski przed laty uczestniczył w brutalnym pobiciu, widocznie
ma plecy w rządzie!
SŁYNNA ULICA W
WARSZAWIE
To, co wydarzyło się w sierpniu 1997 roku przed
lubraniecką dyskoteką, trudno nazwać honorowym pojedynkiem. Włodzimierz
L. jest sam i ucieka przed pięcioma napastnikami. Gdy pada na ziemię, mężczyźni
wymierzają mu kopy. W ruch idą kije, drewniane kątówki i metalowy pręt.
Jednym z bijących jest Jacek Kowalewski. Trzy lata później sąd we Włocławku
skaże go na dziewięć miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata (wyrok jest
już zatarty).
Jakim cudem
człowiek z taką plamą w życiorysie dostał nominację od pani premier? Gdy we
wrześniu zmarł poprzedni burmistrz Lubrańca, wojewoda kujawsko-pomorski
Mikołaj Bogdanowicz wystąpił do rządu o powołanie Kowalewskiego na jego tymczasowego
następcę (przedterminowe wybory w miasteczku mają się odbyć 18 grudnia). Wybór
odbył się po linii partyjnej, bo wojewoda i jego kandydat razem działają w
PiS. Beata Szydło podpisała nominację 6 października. Z prawnego punktu
widzenia sprawa jest czysta, bo od zatarcia skazania napastnik spod
lubranieckiej dyskoteki może się posługiwać zaświadczeniem o niekaralności.
„Pan Jacek Kowalewski spełnił wszystkie wymogi, w tym przedstawił oryginał
dokumentu z Krajowego Rejestru Karnego potwierdzający, iż na dzień 21 września
2016 r. nie figuruje w Kartotece Karnej tego rejestru” - podkreśla rzecznik
prasowy wojewody Adrian Mól w e-mailu przesłanym do „Newsweeka”.
Lubraniec, małe
miasto pół godziny jazdy samochodem od Włocławka, liczy niespełna trzy tysiące
mieszkańców. Każdy zna tu każdego i każdy wie, kim jest Jacek Kowalewski. Jego
historia też jest tu dobrze znana. Tym bardziej że do pobicia doszło w
centralnym punkcie miasteczka, przed domem kultury mieszczącym się w
XVIII-wiecznym budynku synagogi. To tu odbywała się dyskoteka. Mimo to
mieszkańcy boją się mówić o Kowalewskim pod nazwiskiem, bo nikt nie chce się
narazić nowemu burmistrzowi. Włodzimierz L., pobity dziewięć lat temu przed
dyskoteką, nie zgadza się nawet na anonimową rozmowę.
Lokalny działacz
PiS: - Sprawa pobicia była w Lubrańcu głośna, ludzie o niej nie zapomnieli.
Kiedy w mieście rozeszło się, że wojewoda szykuje Kowalewskiego na nowego
burmistrza, do Bydgoszczy zaczęto słać anonimy o pobiciu. Wojewoda wiedział o
przeszłości swojego kandydata i wpuścił panią premier na minę. Pytanie tylko,
czy Beata Szydło wdepnęła na nią świadomie.
Lubraniecki
samorządowiec: - Nominacja Kowalewskiego wzbudziła kontrowersje nawet w PiS.
Ale przeważyło wsparcie, którego udzielił mu poseł Jan Ardanowski, były
wiceminister rolnictwa i doradca nieżyjącego prezydenta. W jego sprawie mógł
też lobbować zaufany prezesa PiS Krzysztof Czabański, wstawiony do naszego
okręgu jako spadochroniarz z Warszawy. Kowalewski kręcił się przy nim jakiś
czas, poseł przedstawiał go mieszkańcom Lubrańca jako asystenta społecznego.
Sprawa ważyła się wysoko, podobno w samej Warszawie, na tej słynnej ulicy u Jarosława
Kaczyńskiego. O, tak, właśnie tam! Na Nowogrodzkiej.
INNI BILI, JA NIE
To, czy premier szydło wiedziała przeszłości swojego
nominata, nie jest pewne, bo Kancelaria Premiera nie odpowiedziała na
nasze pytania. Ale już przedstawiciel rządu w Kujawsko-Pomorskiem musiał znać
historię spod dyskoteki. Chociażby z anonimów słanych z Lubrańca.
- Wojewoda podjął
decyzję po analizie wyjaśnień złożonych przez kandydata na burmistrza -
przyznaje w rozmowie z „Newsweekiem” poseł Ardanowski, który najwyraźniej
uczestniczył w naradach dotyczących Kowalewskiego. - Sprawa jest stara, wyrok
się zatarł. Chłopak miał wtedy 23 lata został w tę bójkę wkręcony.
- Jak to?
- W tamtym czasie
Lubrańcem rządził SLD, a Jacek był działaczem prawicy i występował przeciw
tej partii. Jego aktywność mogła być nie w smak działaczom Sojuszu, został
wmanewrowany.
- Ma pan na to
dowody?
- Widziałem
obdukcję tego niby pobitego. Kilka dni po zdarzeniu stwierdzono u niego
otarcie o długości 15 mm
szerokości 7 mm.
Czy tak wygląda człowiek pobity kijami? Zwróćcie się do Kowalewskiego, to
zobaczycie, jak było.
Zanim swoje dowody
wyłoży burmistrz z rządowego nadania, dostajemy odpowiedź z włocławskiego sądu:
Kowalewski działał wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, uczestniczył w pobiciu
z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Czy jego ofiara rzeczywiście wyszła z bójki z drobnym zadrapaniem? Rzecznik sądu pisze,
że Kowalewskiego skazano za „spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu lub
spowodowanie obrażeń ciała naruszających czynności narządów ciała na okres
trwający powyżej 7 dni”.
Kowalewski nie chce
rozmawiać przez telefon o wydarzeniach spod lubranieckiej dyskoteki, wymawia
się obowiązkami w urzędzie. E-mailem przysyła uprzejme, kilkuzdaniowe wyjaśnienia:
„Nie wiedziałem, jak się w tej sprawie bronić przed oskarżeniami. Nie brałem
udziału w bójce, o którą Pan pyta, zostałem niesłusznie oskarżony i skazany. Z
wyrokami sądu nie dyskutuję, a konsekwencje tego wyroku ponoszę do dnia
dzisiejszego, pomimo że upłynęło prawie 20 lat od tamtej pory Sprawę tę
konsekwentnie wyciąga mi się każdorazowo, gdy kandyduję na funkcje publiczne
lub zmieniam pracę. Prawo polskie przewiduje instytucję zatarcia skazania, z
którego korzystam wspólnie z innymi obywatelami Polski”.
Dzwonimy raz
jeszcze.
- Możemy zobaczyć
tę obdukcję?
- Pokażę dowody na
swoją niewinność, jak przyjdzie na to czas - ucina. I mówi, że podczas
procesu dwóch świadków zeznało, że Włodzimierza L. bili inni. Nie on.
- Ale sąd pana
skazał, a o pobiciu pisały też lokalne gazety. Pozywał pan dziennikarzy?
- Oczywiście.
Niektóre z tych spraw wygrałem.
O linczu na
Włodzimierzu L. najszerzej pisała w 2005 roku Małgorzata Goździalska z „Gazety
Pomorskiej”. Według jej relacji Kowalewski dołączył do awantury dopiero wtedy,
gdy L. wylądował na ziemi. Miał go kopać, a bójkę podobno przerwali
świadkowie. „Gdyby nie interwencja obserwatorów zajścia, nie wiadomo, jaki
byłby finał” - czytamy w artykule.
- Czy Kowalewski
pozwał panią za ten tekst? - pytamy.
- Nie.
- A czy występował
przeciwko innym dziennikarzom piszącym o sprawie?
- Nic o tym nie
wiem.
U KARKÓW Z KĄKOWEJ
WOLI
Gdy pytamy w Lubrańcu o nowego burmistrza, padają
hasła: Tuptuś, kick-boxing, dyskoteka w Kąkowej Woli, praca w bibliotece i
brat Tomasz.
Tuptuś to - jak
słyszymy - pseudonim, pod którym Kowalewski od lat jest znany w Lubrańcu. Kto
go wymyślił, nie wiadomo. Wiadomo, że szybko się przyjął.
- Ksywka wzięła się
stąd, że Jacek jest bardzo niski. Skromną posturę zawsze sobie rekompensował
dużą sprawnością. Długo trenował kick-boxing, zdaje się, że miał nawet
sukcesy. Startował w zawodach, zdobywał medale. Później przerzucił się na boks
w Starcie Włocławek, pamiętam, że ze względu na niski wzrost walczył w bardzo
niskiej kategorii wagowej i cały czas musiał zbijać wagę - wspomina znajomy
Kowalewskiego.
Inny z mieszkańców
dodaje: - Kojarzę Jacka z dyskoteką w Kąkowej Woli [12 km od Lubrańca - przyp.
red.]. Tylko nie wiem, czy stał tam na bramce, czy tylko przychodził
towarzysko do karków, którzy pracowali w ochronie.
Po incydencie z
Włodzimierzem L. - wspominają ludzie z Lubrańca - Kowalewski zatrudnia się w bibliotece. Stoi za kontuarem
i wydaje mieszkańcom lektury. Jest grzeczny, pracuje bez zarzutu. Ostatnie
lata spędza na stanowisku szefa Zarządu Dróg Powiatowych w Aleksandrowie
Kujawskim, dodatkowo sprawuje mandat radnego w Lubrańcu.
Jak twierdzą nasi
rozmówcy, Kowalewski od jakiegoś czasu mieszka we Włocławku, ale meldunek ze
względów wyborczych ma w mieszkaniu mamy w Lubrańcu (ustawa mówi, że kandydat
musi być zameldowany na terenie okręgu, w którym startuje). Pod tym samym
adresem figuruje jego brat Tomasz. On jednak w rodzinnych stronach nie pokazuje
się od lat, jest poszukiwany przez policję za „przywłaszczenie”. Kowalewski
zapytany, czy to prawda, że adres jego meldunku można znaleźć w liście gończym
za bratem, zasłania się ochroną danych osobowych. Jak mówi, brata nie widział
od dziesięciu lat.
* * *
Mieszkańcy Lubrańca od kilkunastu dni głowią się, czy
ostatecznie PiS wystawi Jacka Kowalewskiego w grudniowych wyborach na
burmistrza Lubrańca. On sam mówi, że decyzja w tej sprawie jeszcze nie
zapadła. Ale poseł Ardanowski już wie: - Powinien kandydować. To najlepszy
kandydat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz