Od
Jaruzelskiego do Kaczyńskiego
W sferze języka
telewizja publiczna, a zwłaszcza „Wiadomości”, osiągnęły standardy stanu
wojennego. To jest „Dziennik Telewizyjny” w czystej postaci! - mówi dziennikarz i
bloger Krzysztof Leski
Aleksandra Pawlicka rozmawia z Krzysztofem Leskim
Aleksandra Pawlicka rozmawia z Krzysztofem Leskim
NEWSWEEK: Napisałeś ostatnio na Twitterze po obejrzeniu „Wiadomości”
TVP: „Dziennikarz myśli. Funkcjonariusz służy”.
KRZYSZTOF LESKI: Jeśli media publiczne służą wyłącznie propagandzie rządu,
to na dobrą sprawę każdy, kto wykonuje tę robotę, jest takim samym
funkcjonariuszem rządowym jak minister czy policjant. Pół biedy, że dobór
informacji jest mocno stronniczy, że drastycznie stronniczy jest dobór
rozmówców, ale język jest nie do zaakceptowania. W sferze języka telewizja
publiczna, a zwłaszcza „Wiadomości”, osiągnęły standardy stanu wojennego. To
jest „Dziennik Telewizyjny” w czystej postaci!
Jakiś przykład?
- Kariera słowa „antypolski”.
Cokolwiek robi opozycja, jest antypolskie. Przecież to jest czysty Gomułka
naśladowany przez Jaruzelskiego w stanie wojennym! Niedawno w „Wiadomościach”
puszczono materiał o występach wrocławskiego teatru za granicą, opatrzony
paskiem „Antypolski występ aktorów”. Gomułka też cynicznie stawiał znak
równości między „antyrządowy” a „antypolski”; krytyka rządu to zawsze była
krytyka własnego kraju.
Jakie są tego skutki?
- To, co robi propaganda PiS, a co
w pigułce zawarte jest w „Wiadomościach”, to wykluczenie dyskusji poprzez odebranie
opozycji argumentów. Opozycja z definicji nie ma racji - o nic konkretnego nie
walczy, tylko „jątrzy, próbuje wzniecać niepokój, bo nie może się pogodzić z
utratą władzy”. Atakuje rząd „wściekle, agresywnie, wrogo”; jest opłacana przez
jakieś tajemnicze źródła w kraju bądź - co gorsza - za granicą. I dalej idąc
tym tropem: opozycja to zdrajcy.
Zdrajcy, którzy szukają pomocy
w Brukseli.
- Każde odwołanie się do
instytucji europejskich traktowane jest jak zdrada narodowa. Choć gdy robiło
to PiS za rządów Platformy, to nazywało się to obroną interesów narodowych.
PiS składało interpelacje w sprawach superbłahych w porównaniu z obroną
niezależności Trybunału Konstytucyjnego. Na przykład rzekomego krzywdzenia
Radomia w podziale funduszy europejskich przez rząd PO.
Napisałeś na Twitterze: „Gdy
podlą się miernoty, chrzań to. (...) Gdy podlą się dawni przyjaciele, boli”.
- To było o kimś spoza kręgu
dziennikarskiego, ale en masse dotyczy także ludzi w mediach
publicznych. Większość osób, które są po tamtej stronie, znam od dawna. Z Jackiem
Karnowskim spędziliśmy parę lat w BBC. Bardzo go lubiłem, prosił mnie często o
radę, ufaliśmy sobie. Dlatego trudno jest mi zrozumieć, jak może robić to, co
robi.
Robi, bo wierzy, czy jest
cynikiem?
- Cynikiem to jest Jacek Kurski.
Zawsze grał o swą pozycję w PiS wszelkimi sposobami. To facet równie
inteligentny, co pozbawiony skrupułów. Wciąż ma nadzieję, że wielka kariera
przed nim, że dogodzi prezesowi i zostanie mu to wynagrodzone.
A pozostali?
- Część chyba wierzy, że walczy z
postkomunistycznym złem, które rozlało się po Platformie, Nowoczesnej, KOD i
tak dalej... Ich zdaniem to my służymy złej sprawie. Żyją w przekonaniu, że nie
robią niczego innego niż poprzednicy, tylko na odwyrtkę.
Pracowałeś w telewizji
publicznej, podpisałbyś się pod materiałem, jaki serwuje Danuta Holecka czy Ewa
Bugała?
- Jasne, że nie. Dlatego pozwalam
sobie czasami na tweety w rodzaju: „A komu ty służysz, Danusiu?” Albo „Jak ty
to robisz, że się nie czerwienisz na wizji?” - to do Adriana Klarenbacha. I
jestem gotów powtórzyć im to w twarz. Zaczynamy obserwować zjawisko podobne do
tego, jakie miało miejsce na początku stanu wojennego, kiedy na tle politycznym
masowo pękały przyjaźnie, a nawet małżeństwa. Ktoś, kto mniej lub bardziej
czynnie poparł Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, stawał się persona non
grata. Przestawało się mu podawać rękę. Dziś jest podobnie. Tracę wspólny
język, ba! - tracę szacunek dla ludzi, z którymi się przyjaźniłem.
To kwestia braku przyzwoitości
czy po prostu dziennikarskie partactwo?
- To zależy, jakie przyjmiemy
kryteria oceny. Jeśli skuteczność, to nie nazwałbym roboty „Wiadomości”
partactwem, bo są cholernie skuteczni. Robią to, czego oczekuje spora część
odbiorców. I to działa, utwierdza elektorat PiS w słuszności swoich przekonań,
mobilizuje zarówno do agresji słownej w internecie, jak i coraz częściej
agresji fizycznej na ulicy.
Czy skuteczność jest jedynym
wyznacznikiem profesjonalizmu?
- Nie. Ale jeśli media publiczne
są rozumiane wyłącznie jako narzędzie utrwalania poglądów jednej partii i jej
wyborców, to skuteczność jest najważniejsza. Platforma czy SLD też zawłaszczały
telewizję publiczną, ale pozostawiały miejsce dla opozycji. Jej racje były
prezentowane. Prezentowane, a nie omawiane, interpretowane czy oceniane. A
dziś w roli zwolennika rządu występuje Karnowski, a w roli reprezentanta
opozycji Ziemkiewicz, bo niegdyś skrytykował coś w działaniu PiS. Kiedyś byłoby
to nie do pomyślenia, a dziś niemal przestaje dziwić.
To jest jeszcze dziennikarstwo?
- Z dziennikarstwem w ogóle jest
problem. Nieustająca presja upraszczania wszystkiego sprawia, że informacja
ociera się coraz częściej o prostactwo. Mój ukochany „The Daily Telegraph”, w którym przepracowałem kilka lat, bardziej przypomina
„The Daily Mail” z lat 90. Tabloidyzacja jest powszechna, choć oczywiście wśród
psujących się mediów są złe i gorsze.
W Polsce dno osiągnęły
„Wiadomości” przez swą nachalną i prostacką propagandę. Żadna inna forma
komunikowania się, może pomijając kłótnię małżeńską, nie posługuje się w takim
stopniu epitetami jak propaganda.
Jakie to epitety?
- „Antypolski”, „jątrzący”,
„kosmopolityczne kreatury”, „awanturnicy”... Język PiS i „Wiadomości” to język
PZPR. Epitety nie są nośnikiem informacji, tylko emocji, i o to chodzi. Ci,
którzy oglądają „Wiadomości”, nie szukają w nich informacji, lecz
potwierdzenia swych nastrojów i przekonań. Dziennikarz nie mówi, jak jest, ale
daje dowód na potwierdzenie racji. Józef Stalin w 1929 r. mówił o „walce klas,
która zaostrza się w miarę postępu rewolucji”. Minęło 87 lat i okazuje się, że
dla PiS to teza jak najbardziej prawidłowa. Jarosław Kaczyński powiedział
ostatnio, że walka o wolność i suwerenność jeszcze się nie zakończyła, są na
niej przeszkody i będą coraz większe. Czyli „walka klas” zaostrza się...
Pamiętasz, jaka była ulubiona fraza Jerzego Urbana?
?
- „Tak zwany”. „Tak zwana
opozycja”, „tak zwana podziemna Solidarność”. Na każdej cotygodniowej konferencji
Urban powtarzał to iks razy. Dziś mamy „tak zwany KOD”, „tak zwaną opozycję”,
„tak zwane elity”, „tak zwane autorytety”. Do niedawna był to język TV Republika czy portalu wPolityce, a dziś stał się językiem
telewizji publicznej.
Skoro „Wiadomości” to
propaganda, to czy funkcjonuje w nich cenzura?
- Myślę, że nie jest to potrzebne.
Ci, którzy tam zostali albo przyszli, potrafią sami spełniać oczekiwania.
Nie boja się tego, że po
„stanie wojennym” PiS nikt ich w mediach nie zatrudni?
- Przed nimi jeszcze co najmniej
trzy lata rządów PiS. Jeśli w kolejnych wyborach będzie zmiana, to na gorsze.
Wygra ugrupowanie, które na fali krytyki PiS zaproponuje jeszcze bardziej
populistyczne rozwiązania. Ci od propagandy spokojnie znajdą pracę, a kto się
nie załapie, wróci do dobrze zabezpieczonych finansowo przez lata rządów PiS
tzw. mediów niepokornych. Jestem przekonany, że zdążą zabezpieczyć swoje
interesy na lata posuchy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz