W
warszawskim ratuszu panika. Po korytarzach od tygodni krążą plotki, że na
jesieni wkroczy do urzędu komisarz i zastąpi prezydent Gronkiewicz-Waltz oraz
radę miasta
Renata Kim, Wojciech Cieśla
Warszawa,
modny lokal na Powiślu. - Grillowanie - mówi znany działacz samorządowy
- to przypiekanie na ruszcie, podsmażanie, żeby
zmiękczyć. A ścinanie - dłoń działacza opada w powietrzu jak gilotyna - to krótkie zakończenie tematu przed podaniem na talerz. Nie
wiem, którą opcję wybierze PiS. Ale ten kucharz, cha, cha, lubi ostre
narzędzia.
POPADAM W PARANOJĘ?
Rada Warszawy, jesień
2015 r., jedna z ostatnich sesji przed wyborami. Już wiadomo, że PiS idzie po władzę. Do
prezydialnego stołu podchodzi radny Maciej Wąsik, były wiceszef CBA (dziś
sekretarz stanu w kancelarii premiera).
- Wyciągał palec i do ludzi z PO
za stołem mówił: „Wkrótce po pana przyjdziemy. Po pana też. Nad panem
pomyślimy. Pan może spać spokojnie. Taki żarcik, bardzo w jego stylu - opowiada
jeden z naszych rozmówców.
- Maciej Wąsik prowadził batalię, żeby ujawnić wyciągi ze służbowych
kart kredytowych urzędników ratusza. Zdziwił się, bo okazało się, że służbową
kartą kredytową płaciliśmy wyłącznie za hotele. Nie znalazł ośmiorniczek,
restauracji, Sowy i Przyjaciół - dodaje Jarosław Jóźwiak, wiceprezydent
Warszawy.
Teraz ratusz od miesięcy żyje plotką, że na jesieni wkroczy do urzędu
komisarz i zastąpi prezydent Gronkiewicz-Waltz oraz radę miasta. Że PiS tylko
czeka, żeby skończył się szczyt NATO i z Polski wyjechał papież. Że jesienią
przyjdzie CBA i kogoś zabierze. Że za częścią urzędników już chodzi CBA.
- Kontrole były zawsze, ale nigdy tak intensywne w jednym czasie i tak
bardzo nagłaśniane medialnie. Kiedyś były merytoryczne, a dzisiaj raczej
chodzi o wywołanie wrażenia, że w ratuszu dochodzi do nieprawidłowości.
Spodziewać się można wszystkiego, bo skoro złe są Trybunał Konstytucyjny,
Komisja Europejska, Komisja Wenecka, zły jest Barack Obama i
cały świat, to dlaczego prezydent Warszawy ma być dobry? Trudno przewidzieć
przyszłość, jeśli dziś ustawy można zmieniać w jedną noc - mówi Jacek
Wojciechowicz, pierwszy zastępca prezydenta Warszawy.
Wiceprezydent Jóźwiak rzuca okiem na redakcyjny dyktafon: - Proszę nagrywać,
i tak nas podsłuchują. Popadam w paranoję? Oni nie cofną się przed niczym.
Ostatnio nasz rzecznik prasowy rozmawiał z panią prezydent, która była na
urlopie. Skończyli, rozłączył się. Nagle oddzwania do niego telefon pani prezydent,
a on słyszy drugi raz tę samą rozmowę - opowiada.
Uważa, że warszawski ratusz jest solą w oku działaczy PiS. - To ostatni
bastion oporu przeciwko ich wszechwładzy. Sprzeciwia się pomnikowi smoleńskiemu,
źle liczy marsze KOD. Ci bardziej twardogłowi PiS-owcy chcieliby ten opór
złamać. Żeby to zrobić, trzeba oczywiście stworzyć wrażenie, że wszyscy dookoła
kradną, że ten ratusz to stajnia Augiasza. To jest ich stary scenariusz, już
raz go przećwiczyli przy referendum w sprawie odwołania pani prezydent. Liczą
na to, że w takiej atmosferze ludzie zaczną donosić, przynosić różne dokumenty
Nie mamy się czego obawiać, ale nerwowość jest. Kilku dyrektorów pytało mnie,
jak to będzie. Pytają nawet kierowcy. Ja odpowiadam prosto: nic się nie
zmienia, pracujemy dalej.
- Jest nerwówka. Nie wiadomo, co się zdarzy. Gdy pracownicy idą na
spotkanie i ktoś mówi, że zrobimy jakiś projekt w przyszłym roku,
odpowiadają: nie wiadomo, czy w przyszłym roku będziemy tu pracować. Wszyscy
czują, że coś się wydarzy - dodaje urzędniczka jednego z biur w ratuszu. - Nie
mają niczego na sumieniu, ale na wszelki wypadek nie podejmują żadnych decyzji.
Boją się, że ktoś przyjdzie i przyczepi się do jakiejś faktury. Dziś do rangi
problemu urasta to, w jakiej firmie zamówić worki na śmieci, nie mówiąc już o
ważniejszych sprawach. Urzędnicy boją się aresztowania, mówią: co z tego, że
mnie wypuszczą po kilku godzinach? Nic nie zrobiłem, ale wszyscy zobaczą w
telewizji, jak mnie prowadzą w kajdankach.
BOMBA NIE DO ROZBROJENIA
- PiS-owcy odgrażali się
zawsze, traktowaliśmy to jako coś normalnego, zwykłe gadulstwo. Ale od kiedy
za-częli rządzić naszym krajem, przeszli od słów do czynów. Przewodniczący
klubu PiS w radzie Warszawy, Cezary Jurkiewicz, straszy, że będą kontrole, po
czym one są - mówi dr Michał Czaykowski, warszawski radny PO.
Działacz warszawskiej PO: - CBA trałuje teraz urzędy marszałkowskie, coś
ciekawego zawsze znajdzie. Wtedy ta wiedza będzie - cytując klasyka - porażająca.
Atmosfera wokół ratusza rzeczywiście gęstnieje. Od początku roku CBA
bada kwestię reprywatyzacji stołecznych nieruchomości, analizuje oświadczenia
majątkowe najważniejszych urzędników. Kolejna kontrola działa w Miejskim
Przedsiębiorstwie Oczyszczania (chodzi o działanie systemu gospodarowania
odpadami). Czwarta zajmuje się leasingiem samochodów dla ratusza.
Urzędnicy najbardziej boją się sprawy zwrotów nieruchomości. To tykająca
bomba, której nie da się rozbroić. Dlaczego?
Na warszawskim rynku cena metra mieszkania w dobrym miejscu zaczyna się
od kilkunastu tysięcy. Na rynku wtórnym najlepsze kąski to przedwojenne
kamienice. Jest ich mało (bo wojna i powstanie), więc nawet zniszczone trzymają
cenę. W 1945 roku niemal wszystkie zostały odebrane właścicielom na mocy
dekretu Bieruta. Po 1989 roku o zwrot kamienic zaczęli się starać spadkobiercy
właścicieli i ci, którzy odkupili od nich roszczenia. Dziś najczęściej wygrywają
z miastem w sądzie sprawy o zwrot budynków (w Warszawie jest ich wciąż niemal 2
tysiące). Lekko licząc, chodzi o jakieś 20-40
miliardów złotych.
Warszawski radny: - Reprywatyzacja?
Dziwna koincydencja zdarzeń,
miejsc i osób. Wie pan, jakie jest
najcenniejsze dzieło sztuki w Warszawie? Przedwojenny papier z bazaru na Kole.
Taki, na którym nieuczciwi „roszczeniowcy” mogą sfałszować dowolny dokument.
PANI ZIUTA, LAT 140
Urzędnik z ratusza: - Na zwrotach kamienic najczęściej
nie zarabiają spadkobiercy, ale ci, którzy
skupują roszczenia za śmieszne pieniądze.
Radny PO z Warszawy: - Działają w grupie: ktoś skupuje roszczenia, ktoś
inny podpisuje protokół zwrotu, ktoś inny zarządza odzyskaną nieruchomością,
ktoś inny sprzedażą. Te same nazwiska: pan M., pan F., bracia N., mecenas X.
Całe miasto wie, że na reprywatyzacji korzystają najczęściej ci, którzy kupili
prawa do nieruchomości. Że to nie ma nic wspólnego z wyrównywaniem krzywd. Że
ktoś z ratusza przez lata im pomagał. Ktoś z podwładnych Gronkiewicz.
Czarne chmury nad sprawą roszczeń zbierają się przez lata. Dłużej, niż
urzęduje ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Urzędnicy po cichu opowiadają
dziennikarzom, że z ratusza wyciekają informacje, dzięki którym różni ludzie
docierają do spadkobierców kamienic w prestiżowych punktach. Że miasto zwraca
lekką ręką kamienice w czasie woj ny doszczętnie zniszczone i potem
odbudowane. Że prokuratury w skandaliczny sposób umarzają sprawę
„roszczeniowców”.
Wysoki rangą urzędnik ratusza: - My w roszczeniach jesteśmy ostatnim
ogniwem, które dostaje po plecach. Nie ma na przykład wszystkich właścicieli,
do sądu idzie ktoś, kto ma udziały w kamienicy i mówi, że pani Ziuta ma
resztę, ale nie jest znane jej miejsce pobytu i prosi o ustanowienie dla niej
kuratora. Sąd to łyka jak pelikan. Mimo że pani Ziuta ma 140 lat i nie ma szans, by
jeszcze żyła, przyznaje jej kuratora. My jesteśmy tą decyzją związani, a oni ruszają
do nas po kamienicę.
- Wiedza o tych numerach jest powszechna - uważa jeden z radnych PO.
- Część z tych cwaniaczków
prześwietlały policja, prokuratury, CBA. I nic. Albo umorzenie, albo cisza.
Ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że przez lata służby w Warszawie były
bierne. To jest nagonka PiS? Tak. W sprawie reprywatyzacji państwo nie zadziałało?
Tak.
NARZĘDZIE W RĘKACH
PIS
Pierwsza zmiana nastrojów w ratuszu następuje
jesienią 2015 r., gdy PO przegrywa wybory. Jeden z warszawskich radnych
rozrysowuje sytuację długopisem na bibułkowej serwetce. Strzałki i inicjały
jak szkic z pola bitwy:
- To moment, w którym już wiadomo,
że w partii zmienia się władza, Schetyna (strzałka) zaraz zaatakuje, a HGW, z
którą się nie cierpią (strzałka), straci parasol ochronny. Wtedy po raz
pierwszy pojawia się plotka, że PiS będzie chciał rozwiązać samorząd, Że
stworzy województwo warszawskie. To nie przechodzi, na jakiś czas jest
spokój. Ale na początku tego roku (strzałka) do ratusza wchodzi CBA. Zaczynają
się kontrole. I wtedy (kolejna strzałka) robi się głośno o działce Duńczyka.
„Działka Duńczyka” - tak w
ratuszu określa się działkę tuż obok Pałacu Kultury, na której miał stanąć
245-metrowy wieżowiec. Miasto oddało ją w prywatne ręce, choć nie powinno.
Kupiec, który w czasie wojny nabył od warszawianki dwie trzecie kamienicy przy
Chmielnej 70, był obcokrajowcem, obywatelem Danii. I skarb państwa nie był mu
nic winien.
Radny, znad serwetki: - W tym momencie zaczął się strach. Gdy wiosną
tego roku numer z Duńczykiem opisała „Gazeta Wyborcza”, nagle ktoś się
zorientował, że skandale reprywatyzacyjne uderzają w najważniejszych
urzędników. Gdy dwa lata temu próbowano odwołać HGW, pracował dla niej sztab
PR-owców. Dziś jest sama. Dlatego ratusz próbuje sprawę przeczekać. Ale pomysł, który działał przez 10 lat, tym razem nie zadziała.
Mleko się rozlało.
W ratuszu boją się CBA, ale nienawidzą Jana Śpiewaka. To enfant terrible warszawskiej polityki. Radny, szef niedużego
stowarzyszenia Miasto Jest Nasze (MJN). - Przy nim PiS-owcy to potulne, niezbyt
bystre misie - wzdycha jeden z urzędników. - Gdyby ludzie z jego otoczenia nie
byli z nim, byliby w Partii Razem lub u Korwina. Dwudziestolatkowie serwujący
proste recepty, jak oczyścić miasto ze zła.
Rzeczywiście: to nie PiS, ale Śpiewak wraz z ludźmi ze stowarzyszenia
bombardują ratusz trudnymi pytaniami. To Miasto Jest Nasze donosi na
urzędników do prokuratury. Organizuje happeningi, pikiety, konferencje.
Wyciąga, że na 36 dyrektorów biur w stołecznym ratuszu tylko 23 składa
oświadczenia majątkowe. I tylko 67 z 254 naczelników. Że przez dwie kadencje
rządów PO nie uchwaliła ustawy o zwrotach nieruchomości.
Jan Śpiewak bezpardonowo atakuje Biuro Gospodarowania Nieruchomościami
(BGN). To przez BGN przechodzą sprawy podejrzanych roszczeń. Śpiewak oskarża:
szef BGN nie składa oświadczeń majątkowych, ma firmę na boku, a jego były
zastępca sam sobie oddał kamienicę.
- Śpiewak korzysta z nimbu gościa, który może powiedzieć wszystko. Może
robi to świadomie, a być może jest pożytecznym idiotą PiS. Ale jak nikt
wystawia piłki dla CBA - mówi jeden z warszawskich urzędników. - Bez przerwy
oskarża ludzi o to, że biorą łapówki. Manipuluje danymi. Mówi o lobby
roszczeniowo-deweloperskim, które nie istnieje, bo deweloperzy i
„roszczeniowcy” mają różne interesy. To tak, jakby powiedzieć, że złodziej samochodów
i dealer samochodów to ta sama banda, bo na koniec i tak obaj zarabiają na
samochodach.
Wysoki rangą urzędnik ratusza: - Śpiewak kiedyś był stażystą w sztabie
pani prezydent, potem coś mu się przekręciło. W czasie kampanii samorządowej
PiS obiecywało mu, że zostanie wiceprezydentem z ramienia ruchów miejskich. To
się nie udało. Ale wciąż ma ambicje. Czasem myślę, że jest mniej lub bardziej
świadomym narzędziem w rękach PiS.
- Ratusz mnie nie cierpi? Miło mi to słyszeć - żartuje Jan Śpiewak. -
To, co robi Miasto Jest Nasze, to nie wystawianie piłek PiS. To troska o to,
kto i jak rządzi Warszawą. Pamiętacie film „Spotlight”? Tam
przez lata w dużym mieście wszyscy wiedzieli oraz wszyscy milczeli na temat
pedofilii. W Warszawie wszyscy wiedzieli i wszyscy milczeli o reprywatyzacji i
zwrotach nieruchomości. My jako pierwsi ruszyliśmy do przodu tę sprawę.
PIĘĆ MYKÓW
- Myków na przejęcie miasta jest kilka. A
dokładnie pięć - w modnym lokalu działacz samorządowy z każdym mykiem odgina po
jednym palcu. - Jeden: śmierć prezydenta. Dwa: rezygnacja. Dziś wydaje się
niemożliwa, ale gdy będą areszty, być może odejdzie. HGW raczej nie zatrzymają,
ale przecież osobiście nadzorowała BGN. Trzy: odwołanie za notoryczne łamanie
prawa. To da się zrobić wyrokami w sądach administracyjnych, choć to potrwa.
Cztery: zmiana ustawą ustroju Warszawy. PiS ogłosi, że wchodzi w życie z dniem
dzisiejszym, w związku z czym wynik poprzednich wyborów nie obowiązuje.
Powód? Znajdzie się. Pięć: referendum za odwołaniem prezydenta. Też da się
zrobić. Możliwości jest wiele.
- Teraz krąży historia o komisarzu, który wejdzie do ratusza jesienią -
dodaje wiceprezydent Jóźwiak. - Najgorszy scenariusz? Że aresztują panią prezydent
i cały zarząd miasta. Ale o zatrzymaniu decyduje sąd, muszą być jakieś powody.
Ale oni są na tyle szaleni, że nie mogę tego wykluczyć.
Działacz PiS znający kulisy partii na Nowogrodzkiej: - Nakręcanie się na
HGW to oddolna inicjatywa. Prezes nie chce frontalnego ataku, na razie nie ma
kandydata na prezydenta. Potencjalnego kandydata Jacka Sasina trzyma krótko
frakcja Mariusza Kamińskiego z CBA, właśnie wszczęli mu kontrolę oświadczeń
majątkowych. Poza tym Sasin nie ma swoich ludzi, to wódz bez wojska. Mówi się,
że być może postawimy na Jarka Krajewskiego, młodego posła PiS z Warszawy. Ma
być w komisji śledczej do sprawy Amber Gold, gęba się opatrzy, dziennikarze go lubią, zawsze
odbiera telefon. Jeśli się wykaże, może być naszą młodą twarzą w stolicy.
Poseł PO: - Są różne plotki, w większości pochodzą od działaczy PiS bardzo
niskiego szczebla. Ja myślę, że im po prostu polecono, by szerzyli dezinformację,
tworzyli atmosferę zagrożenia, wszechogarniającego spisku, tajnych informacji,
które zaraz się pojawią. Ale z drugiej strony chodzi o podniesienie morale
własnych działaczy. Pokazanie im, że lada chwila pojawią się nowe stanowiska,
które będzie można objąć.
DNI SĄ POLICZONE
Jeden z radnych: - Zgodnie z terminarzem wybory w
Warszawie są za dwa lata, PiS-owcy wiedzą, że nie mają szans wygrać w
bastionie PO. Próbują więc stworzyć atmosferę, że wszyscy z obecnej ekipy w
ratuszu kradną, mają nadzieję, że w społeczeństwie pojawi się pragnienie
sanacji, ludzie będą chcieli zmiany. Na to grają, będą opowiadać, że odrodził
się układ warszawski.
Radny opozycji: - Pytanie, czy PiS uchwali ustawę reprywatyzacyjną. To
będzie sprawdzian, czy w Warszawie chodzi jedynie o nagonkę polityczną.
I czy przepchną ustawę o oświadczeniach
majątkowych. Tak, żeby stołeczni urzędnicy musieli złożyć oświadczenia o swoim
majątku na trzy lata wstecz.
Grill rozpalony przez CBA skwierczy. Urzędnicy cierpią z powodu grilla,
ale bardziej boją się gilotyny. Czwartek 21 lipca, popołudnie. Sezon ogórkowy.
Hanna Gronkiewicz-Waltz na urlopie poza Warszawą. Prokuratura rejonowa wszczyna
śledztwo dotyczące bezprzetargowej sprzedaży lokali użytkowych w dzielnicy
Śródmieście, zawiadomienie składają działacze Miasto Jest Nasze.
Warszawski radny: - W dzielnicach zdajemy sobie sprawę, że nasze dni są
policzone. Pytanie tylko, kiedy i w jaki sposób to zrobią.
Współpraca Weronika Bruździak-Gębura,
Rafał Gębura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz