PiS rozpoczęło
polowanie na Adama Hofmana. A przecież jeszcze niedawno były rzecznik ustawiał
z ministrem skarbu zarządy spółek i chodził do Jarosława Kaczyńskiego
Michał Krzymowski
Minister skarbu Dawid Jackiewicz zniknął z rządu z dnia na
dzień. Równie niespodziewanie zatrzasnęły się drzwi do najważniejszego
gabinetu w siedzibie PiS, Partia odcięła się od Adama Hofmana - nagle, bez
ostrzeżenia.
OSTATNIE SPOTKANIE Z PREZESEM
Decyzja o dymisji
Dawida Jackiewicza zapada na Nowogrodzkiej jeszcze w sierpniu. W tym czasie minister skarbu
opowiada w wywiadach, że na początku przyszłego roku jego resort ulegnie
likwidacji, a państwowe spółki zostaną przekazane agencji rządowej podległej
szefowej rządu Beacie Szydło lub państwowemu holdingowi pod wicepremierem
Mateuszem Morawieckim.
Minister nie wie, która z opcji zwycięży, bo od kilku tygodni nie może
się dostać do Jarosława Kaczyńskiego. Jeszcze niczego nie podejrzewa.
Dla Jackiewicza przyszłość państwowych spółek jest kwestią palącą.
Minister nie sprawuje mandatu poselskiego, więc po likwidacji resortu będzie
musiał szukać pracy. Teoretycznie ma trzy opcje: może stanąć na czele agencji,
zostać szefem holdingu lub objąć prezesurę w którejś z dużych spółek skarbu
państwa, na przykład w dolnośląskim KGHM.
- Dla Jackiewicza najkorzystniejszy był wariant trzeci, czyli duże
pieniądze i spokojna praca blisko rodziny. Jednak to, co było dobre dla niego,
dla Adama Hofmana oznaczałoby abdykację protektora i koniec wpływów w
państwowych spółkach - opowiada ważny polityk PiS.
Od losów Jackiewicza zależy przyszłość byłego rzecznika PiS, ale też
kilku prezesów spółek. Na jednym wózku z ministrem jadą: Robert Pietryszyn z
Lotosu, Krzysztof Skóra z KGHM, Remigiusz Nowakowski z Tauronu, Mariusz Bober
z Azotów i Łukasz Łazarewicz z Totalizatora, do tego kilkunastu członków zarządów
i rad nadzorczych. Hofman nalega więc, by Jackiewicz podjął walkę o stanowisko
szefa agencji mającej skupić państwowe firmy.
Sęk w tym, że minister podchodzi do sprawy honorowo, nie chce kierować
agencją podległą Morawieckiemu, z którym od kilku miesięcy jest w sporze. A to
oznacza, że rozgrywka toczy się o stanowisko szefa instytucji nadzorowanej
przez panią premier. Decyzję o takim umocowaniu agencji musiałby podjąć
Jarosław Kaczyński.
Początek września, kilka dni przed Forum Ekonomicznym w Krynicy. Adam
Hofman jedzie na Nowogrodzką, gdzie zostaje przyjęty przez Jarosława
Kaczyńskiego. Jest zbity z tropu. Po powrocie z siedziby PiS przyzna znajomemu,
że rozmowa potoczyła się niepomyślnie, a wokół niego oraz Jackiewicza dzieje
się „coś złego”. Będzie to jego ostatnie spotkanie z prezesem.
BRUDNE SIECI, BRUDNA FALA
W Krynicy przeczucie
Hofmana się potwierdza. -
Dawid widział się na Forum z Jarosławem, ale trudno powiedzieć, by miał z nim
dobrą rozmowę. Został ofukany - opowiada znajomy ministra. Poseł PiS, który
był na Forum, dodaje: - To, co Jarosław zobaczył i usłyszał w Krynicy, na
pewno nie pomogło Jackiewiczowi. Pietryszyn, prezes Lotosu, wydał wielkie przyjęcie.
Kaczyńskiemu oczywiście doniesiono, jak wystawny był raut i kto się na nim
bawił. Zwaliło się tyle ludzi, że obsługa hotelu, w którym odbywała się impreza,
w pewnym momencie przestała wpuszczać gości, przez co na wejściu utknął prezes
dużej giełdowej spółki.
Kilka dni później Kaczyński jest już z powrotem w Warszawie, gdzie
obraduje rada polityczna PiS. Zgłaszając kandydatów do władz partii, pomija Jackiewicza.
Ostrzega też posłów, że wokół ugrupowania zarzucono „brudne sieci”, a przy
państwowych firmach kręcą się różne „cwaniaczki”.
Gdy media zaczynają spekulować o dymisji, minister jedzie na
Nowogrodzką. Po sześciu godzinach w poczekalni zostaje odprawiony z kwitkiem.
Kaczyński przyjmie go dopiero nazajutrz. Rozmowa jest krótka i niczego nie
zmienia. Jackiewicz żegna się z rządem, z Nowogrodzkiej wylewa się brudna
fala. Pojawiają się spekulacje, że Centralne Biuro Antykorupcyjne ma nagranie
obciążające Hofmana. Według jednej z plotek na taśmie jest rozmowa z
biznesmenem, który robi interesy ze spółką skarbu państwa. Według innej -
doszło do kontrolowanego wręczenia łapówki znajomemu Hofmana w zamian za miejsce
w radzie nadzorczej. A może chodzi o to, że firma z nim powiązana zdobyła
intratne zlecenie od jednej z państwowych firm? Na Twitterze pojawiają się
nawet inicjały sześciu osób, które rzekomo znalazły się na celownikach CBA.
Zanim wpis zniknie z sieci, politycy PiS zdążą zgadnąć: - Przecież to Hofman i
przyjaciele!
Na 26. piętrze warszawskiego biurowca, gdzie mieści się firma byłego
rzecznika PiS - psychoza. Hofman głowi się, o co chodzi. Przypomina sobie, że
kilka tygodni temu znajomy polityk zbliżony do służb specjalnych nad podziw
wiernie zrelacjonował mu telefoniczną rozmowę, w której on powoływał się na
Jarosława Kaczyńskiego. A to znaczy, że był podsłuchiwany. Ktoś inny
przypomina Hofmanowi, że pod koniec czerwca Jackiewicz doprowadził do odwołania
z zarządu spółki azotowej w Policach osoby kojarzonej z Joachimem Brudzińskim.
I donosi, że Brudziński uznał to za zniewagę. Na zamkniętym spotkaniu miał
zapowiedzieć, że zrobi wszystko, by doprowadzić do dymisji Jackiewicza.
A nagonka na Hofmana i Jackiewicza zaczęła się od razu po powrocie
prezesa PiS z urlopu spędzonego właśnie w towarzystwie Brudzińskiego. Z
donosami na ministra chodzili i inni - ludzie związani z Morawieckim,
sfrustrowani posłowie, prezesi spółek, którym Jackiewicz wszedł w szkodę. Ale
czy z takiego powodu Kaczyński mógłby urządzić polowanie z udziałem służb
specjalnych?
ADAM WIE, ŻE BYŁ PODSŁUCHIWANY
Bywalec 26. piętra: - Adam od
kilku dni siedzi i odbiera
głupie telefony. Kilka dni temu zadzwonił do niego znajomy z pytaniem, czy to
prawda, że jego firma kontroluje szwalnię na Śląsku, która szyje mundury dla
armii. Gdyby ludzie nie wierzyli w te bzdury, byłoby to nawet zabawne. Ale to
się dzieje naprawdę! Ludzie w to wierzą!
Inny znajomy Hofmana: - Co mają na Adama? Niewiele. Rozmowy
telefoniczne, w których padały sformułowania w rodzaju: „byłem u naczelnika,
mam akceptację”, „prezes dał zgodę”. No i cztery-pięć faktur wystawionych na
firmę Michała Wiórkiewicza, jego biznesowego partnera. Ale to drobiazgi, po
15-20 tys. zł. W porównaniu z tłustymi kontraktami, które dostawały agencje
reklamowe kojarzone z Morawieckim i kancelarie prawne, to pryszcz. A znajomi
wstawieni do spółek przez Adama? Błagam, przecież nawet ludzie CBA latali po
mieście z karteczkami pełnymi nazwisk! I nie chodzi mi o „bezpieczniaków”,
czyli dyrektorów bezpieczeństwa w spółkach, którzy oficjalnie mają patrzeć
prezesom na ręce. To środowisko, tak samo jak wszystkie inne, też forsuje
swoich ludzi do zarządów firm.
Człowiek z 26. piętra: - Hofman od początku działał z założeniem, że
CBA prewencyjnie go podsłuchuje. W takiej sytuacji tylko idiota by kradł. A
przecież Adam nie jest głupi. Poza tym on miał mnóstwo możliwości legalnego
zarobku, po co miałby robić lewe deale?
Gdy kilka dni temu CBA zleca kontrolę umów zawieranych przez największe
spółki skarbu państwa, Hofman nie wytrzymuje i udziela oficjalnego
komentarza portalowi Onet. pl: „Wszystkie decyzje personalne odnośnie do
obsadzania spółek zapadały na najwyższym szczeblu na Nowogrodzkiej. Innej
możliwości nie było”.
W kierownictwie PiS wypowiedź Hofmana zostaje odebrana jako pogróżka pod
adresem Kaczyńskiego. Na Nowogrodzkiej nie ma innego „najwyższego szczebla”.
Człowiek z 26. piętra: - To nie pogróżka, to fakt. Dawid Jackiewicz
przedstawiał Jarosławowi wszystkie nazwiska do akceptacji. Zresztą Adam też
regularnie jeździł na Nowogrodzką.
Gdyby Hofman miał trafić na ławę oskarżonych, to Kaczyński musiałby
zostać jednym z głównych świadków w jego sprawie.
ANIOŁEK SPRAWDZA SIĘ W GAZOWNICTWIE
W wynikach kontroli CBA
ma się znaleźć lista firm PR-owskich obsługujących państwowe spółki. Jak
się dowiedział „Newsweek”, na „dobrej zmianie” w skarbie państwa skorzystała
między innymi należąca do SKOK Holdingu agencja reklamowa Apella, która
w przeszłości brała udział w kampaniach wyborczych PiS.
W jej radzie nadzorczej są zresztą
senator PiS Grzegorz Bierecki i jego brat Jarosław.
W lutym 2016 roku Apella nawiązała „długoterminową współpracę” z PGNiG,
w którego władzach zasiadają współautor biografii Lecha Kaczyńskiego Jakub
Kowalski i były działacz Solidarnej Polski Łukasz Kroplewski. W ramach umowy
Apella „odświeżyła księgi identyfikacji wizualnej” i zrealizowała kampanię pod
hasłem „Ludzie. Najcenniejsze zasoby”. W jaki
sposób PGNiG wybrało Apellę? Ile wyniósł kontrakt agencji? Spółka nie odpowiedziała
na nasze pytania.
Kontrakty agencji reklamowych i kancelarii prawnych też nie są dla PiS
wygodne, ale dziś główne polityczne problemy partii Jarosława Kaczyńskiego to
nepotyzm i kolesiostwo. Z tego, że „dobra zmiana” wymknęła się spod kontroli,
zdaje sobie sprawę sam prezes, który podczas rady politycznej PiS stwierdził,
że niektóre nominacje w spółkach skarbu państwa są „skandaliczne” i że część z
nich należy wycofać.
Symbolem tych zmian stał się były rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz,
którego w zeszłym tygodniu po tekście „Newsweeka” pozbawiono stanowisk w MON i
w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. - Jarosław naciskał na
wyrzucenie Misiewicza od dłuższego czasu. Gdy okazało się, że Beata Szydło nie
radzi sobie z załatwieniem tej sprawy, osobiście, już po waszym artykule,
zdyscyplinował Antoniego Macierewicza - opowiada człowiek z Nowogrodzkiej.
Wstydliwych nominacji jest jednak więcej. W Polskiej Spółce Gazownictwa,
spółce córce PGNiG, dyrektorskie posady dostali na przykład Marcin Szczudło,
były asystent Jacka Kurskiego z czasów Solidarnej Polski, oraz Joanna Wanot-Stauffer, bliska współpracownica Jakuba Kowalskiego, która do
niedawna kierowała kortami tenisowymi i boiskiem Orlik w Opolu. W gazownictwie
od niedawna sprawdza się też Magdalena Wiciak, była pracownica centrali PiS na
Nowogrodzkiej, jedna z „aniołków Kaczyńskiego” z czasów kampanii parlamentarnej
w 2011 roku. Dyrektorem ds. badań w PGNiG został z kolei Michał Szota, radny
PiS, do niedawna właściciel baru z kebabem.
Z kolei w zarządzie PGZ System, spółce córce Polskiej Grupy
Zbrojeniowej, znalazło się miejsce dla Edwarda Połaskiego, współwłaściciela
warsztatu samochodowego z warszawskiej Pragi. A w radzie nadzorczej spółki
Armatura Kraków, należącej do grupy PZU, zasiadają Emilia Hermaszewska, żona
eurodeputowanego PiS Ryszarda Czarneckiego, oraz Zdzisław Nisztor, ojciec
Piotra, dziennikarza „Gazety Polskiej”.
Z formalnego punktu widzenia wszystko odbyło się zgodnie z przepisami
- Hermaszewską i Nisztora powołało do Armatury walne
zgromadzenie właściciela spółki, czyli TFI PZU. Ona już kiedyś zasiadała w
organie nadzorczym prywatnej firmy zajmującej się produkcją płytek
ceramicznych, a on jeszcze za rządów Platformy Obywatelskiej został prezesem
Siarkpolu Gdańsk, małej spółki należącej do skarbu państwa. W jaki sposób
fundusz inwestycyjny ubezpieczyciela natrafił na te kandydatury? Jak
przebiegał nabór do rady nadzorczej Armatury?
Gdy o to spytaliśmy, Ryszard Czarnecki odesłał nas do swojej żony, która
w przesłanym e-mailu wyjaśniła jedynie, że jest radcą prawnym i w przeszłości
świadczyła usługi dla spółek z branży wyposażenia wnętrz.
Z kolei Piotr Nisztor stwierdził, że „nie bardzo rozumie, dlaczego ma
komentować działalność zawodową swojego taty” i odesłał nas do niego. Jednak
mimo pozostawionej w Armaturze prośby o kontakt Zdzisław Nisztor się nie
odezwał.
Informacja o zmianach personalnych w spółkach skarbu raczej nie
znajdzie się we wnioskach kontroli CBA. Niemniej - jeśli wierzyć zapowiedziom
Adama Hofmana - i tak będzie ciekawie. Według byłego rzecznika partii
Jarosława Kaczyńskiego „raport wykaże rzeczywiste powiązania i afery, które
będą poważnym problemem dla PiS”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz