Nie tylko gospodarka, głupcze
Trzecią
RP rządził księgowy. W którymś momencie musiał przegrać w starciu z
wygłodniałym władzy bezczelnym populistą.
Brytyjczycy są w stanie euforii. Dwadzieścia lat temu ekipa Wielkiej
Brytanii wypadła w Atlancie mniej więcej tak jak nasza w Rio, czyli biorąc pod
uwagę wielkość i potencjał kraju - znacznie gorzej. Stworzono system,
zwiększono nakłady i po 20 latach Brytyjczycy w klasyfikacji medalowej
wylądowali za Amerykanami. Zazdroszcząc im, pomyślałem, że w ostatnich latach
wypadaliśmy jednak o wiele lepiej niż Brytyjczycy w dużo ważniejszej
klasyfikacji - gospodarczego wzrostu. Jak wiemy, nie uchroniło nas to jednak
przed zwycięstwem demagogów i populistów.
W Polsce trwa nie pełzająca, lecz sunąca całkiem żwawo rewolucja. W
szkole, w pamięci, w kulturze, w stosunku do prawa, w mediach publicznych itd.
Jeśli stała się możliwa i jeśli tak trudno ją powstrzymać, to w dużej mierze ze
względu na zaniechania III RP. I niekoniecznie te w dziedzinie gospodarki i
polityki społecznej. Przez 25 lat mieliśmy dyktat księgowego. Państwem,
szczególnie w czasie nieznanego wcześniej eksperymentu przejścia od komunizmu
do demokracji, nie da się jednak skutecznie rządzić za pomocą tabelki z Excela. Tak można nim co najwyżej zarządzać. I dlatego największe
deficyty III RP widzę, mówiąc językiem marksowskim, nie w bazie, ale w
nadbudowie, w tym wszystkim, co jest tkanką miękką życia państwa i narodu.
Zadbaliśmy o portfele, zapominając o duszach.
Byliśmy więc - to modna ostatnio formuła - rzeczywiście głupi, ale ową głupotę
lokuję nie tam, gdzie większość.
Przez lata chwaliliśmy się wielką liczbą nowych uczelni. Zapomnieliśmy
tylko zadbać o ich jakość. Ostatnio chwaliliśmy się sprawnością, z jaką nasze
dzieci rozwiązują testy, ale nie zapytaliśmy, czy wychowujemy prawdziwych
obywateli. Cieszyliśmy się pluralizmem w mediach, ale nie zadbaliśmy o najważniejsze z nich, publiczne, z jakichś przedziwnych
względów niezwykle silne w najważniejszych europejskich krajach. Do wyborczych,
honorowych komitetów kandydatów i partii wciągano wybitnych ludzi kultury, ale
samą kulturę traktowano per noga. Kłanialiśmy się nauczycielom, dając im
goździki, a nawet podwyżki, ale nie daliśmy im narzędzi, by szkoła uczyła
nowoczesnego patriotyzmu, obywatelskich postaw, funkcjonowania we wspólnocie i
odpowiedzialności za innych. Gospodarka rosła, ale w tym samym czasie nasze
intelektualne potrzeby karlały, bo zamiast sensu i myśli serwowano nam
biesiady i noce kabaretowe.
Czy nie jest intrygujące, że w czasie gdy liczba absolwentów wyższych
uczelni błyskawicznie rosła, sprzedaż książek i poważnych gazet błyskawicznie
malała? Platforma Obywatelska z owych zaniechań próbowała nawet czynić cnotę.
Po co zawracać ludziom głowę ideą, skoro zajęci są grillowaniem? Po co kłopotać
ich wizją, skoro zajęci są bogaceniem się. Kultura? Ci wszyscy artyści to
przecież natręci, a ile realnie mają głosów? Te wszystkie kongresy kultury i
apele o upublicznienie telewizji - a co się będziemy na poważnie zajmować publicznymi
mediami, wystarczy, że nam nie szkodzą? Ilu ludzi chodzi do teatrów? Nowy już
lider PO mówi, że wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilanowie. Wygrywa
się je i tu, i tu. Ale przede wszystkim wygrywa się je pomysłem na Polskę,
wizją, obietnicą wykraczającą poza oczywiście niezwykle ważny socjal.
W sferze duchowej III RP pozostawiła po sobie ugór. Aż pojawił się
bezceremonialny demagog, który postanowił to wykorzystać. Pamięć stała się
polem walki, historia - ofiarą kłamliwej dekonstrukcji, media publiczne zostały
zgwałcone, polityce kulturalnej nadano rys żdanowszczyzny, szkoła zaś, jak w
epoce minionej, za chwilę zostanie wzięta w jasyr partii i jej ideologii. To
wcale nie było nieuchronne, a nawet gdy już się stało, mogło napotkać twardszy
opór. Dziś w obliczu społecznej inżynierii i wielkiej manipulacji a la rewolucja
kulturalna społeczeństwo jest w dużej mierze bezradne.
Właśnie płacimy wielkie rachunki z
bilansu, którego główny księgowy rządzący III RP nawet nie dostrzegł. Albo który
zignorował.
Naprawienie szkód w tej sferze może być nawet trudniejsze niż
odbudowanie tego, co obecna władza psuje „na innych odcinkach”. Wielu rodziców
i nauczycieli ocali dzieci przed skutkami PiS-owskiej indoktrynacji, która za
chwilę się zacznie. Ale wielu nie. PiS chce wychować „nowego człowieka”,
Polaka „prawdziwego”. Całkiem skutecznie robił to, będąc w opozycji. Będzie to
czynił jeszcze skuteczniej, dzierżąc władzę.
Tuż po przełomie 1989 roku jak mantrę powtarzano, że prawdziwa nowa
Polska nadejdzie, gdy przeminą skażone PRL-em pokolenia, a w dorosłe życie
wejdzie generacja wychowana przez nową Polskę. I weszła. Generacja, której ta
nowa Polska wychować nawet nie spróbowała.
Tomasz Lis
Biuro sprostowań
W tym roku nie było wakacji od polityki. Rewolucja nie
bierze urlopu. Jeśli już, to na wakacje pojechała opozycja. I teraz zaczyna powoli
wracać do rzeczywistości. Przykry powrót zaliczył Mateusz Kijowski i grupa jego
współpracowników z KOD. Pojechali do Gdańska na symboliczny pogrzeb„lnki" i
„Zagończyka", bohaterów powojennego podziemia antykomunistycznego, i
zostali potraktowani z buta. Poniekąd słusznie, bo działacze KOD, sądząc, że
jadą na uroczystości państwowe, znaleźli się w centrum partyjnego
zgromadzenia. Przemówienia prezydenta, pani premier, ministra obrony nie
pozostawiały wątpliwości, jaki ma być polityczny przekaz tego podniosłego
wydarzenia. Otóż III RP tylko „teoretycznie" zerwała z dziedzictwem
ubeckich oprawców, odmawiając przez 27 lat oddania hołdu oraz godnego pochówku
poległym bohaterom. Dziedzictwo zdrady trwa przez pokolenia - dodawał prezydent. Dopiero PiS przywraca godność polskiemu
państwu - to się miało zapamiętać.
Oczywiście,
pan prezydent, mówiąc, że „dopiero my", bardzo daleko omijał prawdę. To„za
rządów PO" rozpoczęto poszukiwania miejsca pochówku „Inki" i
„Zagończyka"; to minister sprawiedliwości niepatriotycznego rządu Tuska, i
to już przed kilku laty, rozpoczął procedurę sądowego unieważnienia wyroków
śmierci na setki „żołnierzy wyklętych", w tym dwoje gdańskich bohaterów;
to prezydent Komorowski doprowadził do ustanowienia Dnia Żołnierzy Wyklętych; a
symboliczny pogrzeb odbył się teraz nie dlatego, że„byli tacy", którzy
przez 27 lat chcieli wymazać z pamięci narodu ofiary powojennego terroru, ale
dlatego, że dopiero przed kilkunastoma miesiącami zidentyfikowano szczątki
dwojga rozstrzelanych, zaś uroczysty pogrzeb miał się odbyć w 70. rocznicę
egzekucji. Tyle kłamstw na pogrzebie i to z ust prezydenta. Smutny dzień.
Dla KOD to ważna lekcja, a może nauczka. Mateusz Kijowski deklarował
ostatnio, że KOD nie zamierza wchodzić w spór polityczny, że będzie pilnował
jedynie przestrzegania demokratycznych reguł i procedur. To zrozumiałe, że
liderzy rodzącego się (w organizacyjnych bólach) ruchu społecznego chcą uniknąć
ryzyka zbyt wczesnych podziałów. Jednak sprawa Trybunału
Konstytucyjnego, jako jedyny dziś wspólny temat KOD, to za mało. Za kilka
miesięcy po Trybunale będzie już pewnie pozamiatane i KOD, jeśli ma przetrwać i
mieć sens, musi zmienić się w jakiś Komitet Samoobrony Społecznej, nie tylko
przed opresją, także przed nadużyciami, kłamstwami, manipulacjami władzy.
Mateusz Kijowski mógł się przekonać, że propaganda PiS już postawiła znak
równości między KOD i UB, a szlachetna powściągliwość KOD nie została
doceniona. Gdybyśmy mieli normalną parlamentarną i partyjną opozycję, KOD
mógłby pełnić rolę szerokiej - przepraszam za określenie - platformy obywatelskiej, ale tu niestety jest dramat.
PO i
Nowoczesna są słabe organizacyjnie, uwikłane w ambicjonalne i personalne
spory, wiecznie spóźnione w reakcjach. Nowoczesnej grozi dodatkowo utrata
wielomilionowych dotacji, a PO tkwi w głębokiej defensywie w związku z
zarzutami wobec warszawskich reprywatyzacji (czytaj s. 18), a za moment w sprawie Amber Gold. To PiS
zapełnia całą polityczną agendę, jest jednocześnie partią władzy i„brutalnie
atakowaną" opozycją (wobec zdrajców, elit, salonów, Brukseli, kapitału
itd.). Jak na stopień codziennej agresji ze strony władzy opozycja partyjna
jest bezczynna i niema. Czy w sprawie gdańskiego pogrzebu była jakaś
natychmiastowa reakcja? Nie zauważyłem, bo pewnie w niedzielę działacze
opozycji są„na weekendzie". Czy była jakaś konferencja prasowa PO (a
niechby i SLD) po skandalicznych wypowiedziach polityków PiS podczas lotniczego
święta w Krzesinach? Nie tylko nakłamali, przypisując sobie zasługę zakupu dla
polskiej armii myśliwców F-16, ale znów podgrzewali kłamstwo smoleńskie, obłudnie
broniąc honoru„niezłomnych polskich lotników" z rozbitego Tu-154 przed
pomówieniami. Bo jeśli piloci nie mogli popełnić błędów, to znaczy był zamach.
Opozycja
musi się zacząć porozumiewać, tworzyć jakieś wspólne instytucje oporu. Powtarza
się kilka postulatów. Przydałoby się całodobowe„biuro sprostowań",
reagujące na kłamstwa władzy (żadna gazeta ani nawet niezależny portal
OKO.press za politykami PiS nie nadążą). Jakieś biuro prawne, służące pomocą
osobom krzywdzonym przez nową władzę, ale też gotowe napisać skargę do
Trybunału Konstytucyjnego czy do Trybunału Stanu. Biuro zagraniczne,
pośredniczące w kontaktach z instytucjami europejskimi. Słyszałem o pomyśle
powołania stowarzyszenia, które zajęłoby się przyszłością pomników stawianych
dziś przez PiS. Może, była taka propozycja senatora Borowskiego, powinny
powstać tematyczne zespoły ekspertów przygotowujących alternatywne, prawne i
merytoryczne rozwiązania na czas„po PiS"(w edukacji, służbie zdrowia,
mediach publicznych, opiece społecznej, wymiarze sprawiedliwości itd.).
Mając naprzeciwko siebie tak totalną, dynamiczną, agresywną władzę,
opozycja musi się jakoś zebrać i ogarnąć. Jeśli nie, cała nadzieja w tym, że
aparat państwa tak ją przyciśnie, że nie będzie miała wyboru.
Jerzy Baczyński
Betonowe koryto
Rząd nie zasypia gruszek w popiele, raczej
gruszki zasypiają popiół w rządzie. Tęgie pisowskie łby wymyśliły właśnie,
żeby z Wisły zrobić wspaniałe betonowe koryto. Uregulować ją znaczy A przy
okazji naszą modrą wstęgę wyprostować. Szczegółów jeszcze nie znamy ale sama
idea, by każdy Polak mógł prosto z mostu rzucić się do prostej rzeki, wydaje mi
się piękna. Mało tego, Odra też się załapała. Ukamienują ją, cementem wzmocnią
i jak przy linijce, wyprężoną niczym struny głosowe Antoniego Macierewicza,
poprowadzą do morza. Ale nie mówmy o ministrze. Wracajmy do rzeczy - do rzek
znaczy. Tak mi się od dzieciństwa wydawało, że Wisła wygląda na mapie jak
garbata wiedźma, a Odra jak w kąt rzucone stare sznurowadło. Rząd ich tak nie
zostawi, zamierza więc do 2030 r. wydać 75 mld na „rewitalizację” wodnego transportu
w Polsce. Samo wyprostowanie rzek nie wystarczy, wykopie się więc Kanał Śląski,
który je połączy, postawi kilka zapór, zbuduje zbiorniki wodne i liczne
przeprawy mostowe. Barki z ładunkami spłyną niesione prądem rzek, czyli za
darmo. Z pewnością pierwszy znajdzie się na nich drogi polski węgiel, nasze
czarne złoto, nasiąknięte historią i tradycją. Każdy wagon z narodową kopaliną
będzie żegnany na Śląsku apelem smoleńskim. Gdy dotrze do portu w Gdyni, gdzie
nikt go nie kupi, zostanie załadowany na tiry i wysłany do elektrowni, w
których pali się ostatnio ekologicznie Puszczą Białowieską. Ważnym towarem na
barkach będzie też sól z Wieliczki. Nawet jeśli w czasie transportu trochę się
wysypie, to jeszcze lepiej. Słona woda w Wiśle i Odrze przyciągnie ławice
morskich ryb - flądry, śledzie i dorsze same przypłyną do Sandomierza czy
Wrocławia. Dla stolicy Dolnego Śląska będzie to swoisty ekwiwalent za brak
Teatru Polskiego.
Oczywiście po tej
wielkiej rewolucji w transporcie wodnym piaszczyste plaże nadrzeczne będą znane
już tylko z filmów i opowieści dziadków. W dodatku uregulowanie rzek wielkie sztuczne zbiorniki wodne zwiększą zagrożenie
powodziowe.
Ale po co hołubić czarne myśli? Najważniejsze, że główne
źródło naszych pieniędzy, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, nie utonie.
Po pierwsze - co i rusz jest tam odprawiana msza święta, przypuszczalnie w
intencji upadku „Gazety Wyborczej”, a po drugie rządzi nią Antoni Macierewicz w osobie swojego przyjaciela
prezesa Piotra Woyciechowskiego. Stąd też w miniony weekend wokół siedziby
PWPW grzmiała, strzelała dymiła cała Zakroczymska oraz Sanguszki. To był piknik
powstańczy, czyli rekonstrukcja walk o Redutę wytwórni w 1944 r. Muzealne
eksponaty broni i sprzętu ściągnięto z całej Polski, a 150 osób (bo tylko tyle,
niestety, się zmieściło), przebranych za Niemców lub powstańców, strzelało do
siebie na oczach zachwyconego prezesa.
Wrócę jeszcze na chwilę do pisowskiego
„Założenia do planów rozwoju śródlądowych dróg wodnych”, przyjętego przez rząd
w czerwcu tego roku. Europa Zachodnia dawno już od takich pomysłów odeszła.
Tam człowiek dostosowuje się do tego, jakie są rzeki - wyjaśnia dr Marta
Wiśniewska z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. To pozwala zachować
równowagę środowiska naturalnego, o czym PiS nie wie i nigdy się nie dowie.
Do 2030 r. mamy 13 lat z ogonkiem. Na razie na patelni
obywatelskiej skwierczy prezydent Warszawy, Andrzej Duda klęczy i modli się pod
pomnikiem generała Błasika, a na pogrzebie Inki Siedzikówny główną atrakcją są
race wypuszczane przez kiboli i innych ogolonych... Patrz, polski patrioto,
jak niedorzecze naszej Wisły się prostuje.
PS Dziękuję Adamowi
Wajrakowi za inspirację do tego, co powyżej.
Stanisław Tym
Prognoza na jesień
Zmalała obojętność wobec tego, jaki mamy ustrój. Silny jest
też sprzeciw wobec rządów niedemokratycznych. Poparcie dla PiS zacznie topnieć.
Zastanawiałam
się ostatnio, o co Janka Paradowska dziś by mnie zapytała. Zapewne chciałaby
wiedzieć, jak moim zdaniem będzie się kształtowało poparcie dla rządu i PiS w
ciągu najbliższych miesięcy? Dlaczego, pomimo wielu konfliktów, które prowokuje
rządzące ugrupowanie, jego sondaże od wyborów utrzymują się na zbliżonym
poziomie? Co będzie dalej? Czy PiS będzie rządził tylko tę kadencję? A może
kolejne osiem lat?
Powiedziałabym, że zwykle poparcie dla zwycięzców, bez większych zmian,
utrzymuje się około dwóch lat. To naturalny kredyt zaufania. Tym razem może
być inaczej. Jesień będzie bowiem obfitować w wiele wydarzeń politycznych,
które odcisną swoje piętno na poglądach Polaków. Duży i ważny program 500+
został doceniony. Dla wielu rodzin to spory zastrzyk materialny, wyborcy mają
więc poczucie, że rząd realizuje obietnice. Ale możliwości budżetu się kurczą,
a szanse na spełnienie kolejnych zapowiedzi wyborczych stają pod znakiem
zapytania. Kiedy jesienią zacznie się mówić o dziurze budżetowej, nie tylko
wśród inwestorów i przedsiębiorców pojawi się obawa o przyszłość kraju.
Warto pamiętać, że program 500+ zahamował zaczynający się spadek
poparcia dla PiS spowodowany konfliktem z Trybunałem Konstytucyjnym. Po
ogłoszeniu 500+ poparcie dla partii rządzącej wzrosło do 38 proc., czyli do
poziomu, który PiS udało się osiągnąć w wyborach. Niekorzystne skutki awantury
wokół TK zostały zneutralizowane. Jednak na jesieni program zacznie być
traktowany jako norma, jako coś, co„nam się należy". W sierpniu, mimo że
wzrosło poparcie dla rządu, oceny negatywne jego działań przeważają (48 proc.,
TNS Polska). Z tego punktu widzenia wydaje się, że sierpień był najlepszym
miesiącem dla rządu.
Jesienią
PiS planuje rozliczenia z opozycją. Przez ekrany telewizorów będą się
przewijały transmisje z różnych komisji śledczych. CBA, ABW i CBS w
spektakularnym stylu będą wchodziły do biur i mieszkań. Pamiętamy to z czasów
poprzednich rządów PiS. Nie budziło to zaufania do władzy, a raczej wywoływało
obawy o wykorzystywanie instytucji publicznych do politycznych celów.
Ciąg dalszy będzie też miała gra rządu w kotka i myszkę z Komisją
Europejską. KE jest już znużona, nie odpuści kolejnego „myku" z
opublikowaniem tylko części wyroków Trybunału i udawaniem, że wszystko jest w
porządku. Nikt nie lubi być kiwany i ośmieszany przez „częściowo
praworządny" rząd. Konflikt z Komisją będzie się nasilał, oddalając od nas
dotychczasowych sojuszników w UE, a nowe relacje z Kazachstanem czy Turcją nie
zastąpią oparcia, jakie zapewnia silne osadzenie w Unii i dobre stosunki z USA.
Trzeba być samobójcą, żeby wchodzić w otwarty spór z KE, tym bardziej w tak
proeuropejskim kraju, gdzie integrację popiera 80 proc. społeczeństwa. Unia
dla Polaków to nie tylko źródło różnych funduszy, ale też gwarant
bezpieczeństwa międzynarodowego.
Nowe rozdziały konfliktu z TK i KE nie będą korzystne dla rządu i PiS.
Większość Polaków przyznaje rację Trybunałowi, a nie rządowi. Badania pokazują,
że jesteśmy społeczeństwem ceniącym
praworządność. I choć sami nie zawsze przestrzegamy prawa, oczekujemy tego od
polityków. A tu szykuje się jeszcze jeden konflikt z rzecznikiem praw
obywatelskich, czyli instytucją stojącą na straży praw i swobód obywateli. Dla
wielu młodych oraz działaczy NGO to może być ten jeden krok za daleko.
Polacy nie zawsze są gotowi masowo wychodzić na ulice w obronie
pryncypiów. Jednak ich przywiązanie do demokracji jest większe, niż nam się
wydaje. Potwierdzają to badania opinii publicznej. Często słyszę, że od obrony
abstrakcyjnych zasad państwa prawa i demokracji Polacy wolą grilla. Cóż,
obojętność narasta, kiedy wkoło nie dzieje się nic złego. Ale po wyborach w
2015 r. nastąpiły wyraźne zmiany w postrzeganiu ustroju demokratycznego (dane
CBOS). Przede wszystkim zmalała obojętność wobec tego, jaki mamy ustrój. Jest
ona najniższa od 25 lat (spadek w ciągu roku z 40 do 28 proc.). Wzrosło też
poparcie dla samej demokracji.
W 2016 r. więcej (niż w latach
ubiegłych) Polaków wierzy, że demokracja ma przewagę nad innymi formami rządów
(69 proc.). Dzieje się tak, pomimo że jakość dzisiejszej demokracji w Polsce
jest oceniana gorzej niż wcześniej. Silny jest też sprzeciw wobec rządów
niedemokratycznych.
Rośnie
także aktywność i mobilizacja różnych grup zawodowych, a chaotyczna polityka
PiS tylko je napędza. Już nie wiadomo, czy i jaka będzie reforma edukacji, czy
rząd się z niej wycofuje, a może tylko zawiesił niektóre jej elementy? Ludzie
nie wiedzą, jaka będzie nowelizacja ustaw regulujących obrót ziemią, kto i co
będzie repolonizował, nacjonalizował czy wspomagał pieniędzmi z budżetu.
Prawnicy, samorządowcy, nauczyciele, górnicy, ludzie kultury, środowiska
medyczne to tylko niektóre z ważnych grup zawodowych zaniepokojonych decyzjami
rządu (albo ich brakiem). Grupy te organizują się, zwierają szereg, i w
najbliższych miesiącach będzie o nich słychać.
Polacy, głosując na PiS, chcieli zmian, lepszego rządzenia, realizowania
nowego programu. Otrzymali rozprzestrzeniający się chaos i często
niezrozumiałe, zupełnie niepotrzebne konflikty. Zwłaszcza że obóz rządzący
zaczyna być rozsadzany od środka przez różne frakcje i grupy interesu.
Dotychczas Jarosław Kaczyński swoimi decyzjami i słowami polaryzował scenę
polityczną i mobilizował swoich wyborców. Jednak entuzjazm i cierpliwość
elektoratu też mają swoje granice. Władza zaczyna odbiegać od oczekiwań i coraz
częściej okazuje się pazerna i arogancka. Poparcie dla PiS zacznie niedługo
topnieć. Tak uważam, Pani Redaktor.
Lena Kolarska-Bobińska -
socjolog, profesor nauk humanistycznych,
była dyrektor CBOS oraz ISP. W latach 2009-13 posłanka do Parlamentu
Europejskiego z ramienia PO, później minister nauki i szkolnictwa wyższego w
rządzie Donalda Tuska, a następnie w gabinecie Ewy Kopacz. Członkini rady
programowej Kongresu Kobiet oraz rady Instytutu Obywatelskiego. Autorka
licznych publikacji naukowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz