piątek, 2 września 2016

Nie tylko gospodarka, głupcze,Biuro sprostowań,Betonowe koryto i Prognoza na jesień



Nie tylko gospodarka, głupcze

Trzecią RP rządził księgowy. W którymś momen­cie musiał przegrać w starciu z wygłodniałym władzy bezczelnym populistą.
   Brytyjczycy są w stanie euforii. Dwadzieścia lat temu eki­pa Wielkiej Brytanii wypadła w Atlancie mniej więcej tak jak nasza w Rio, czyli biorąc pod uwagę wielkość i potencjał kraju - znacznie gorzej. Stworzono system, zwiększono na­kłady i po 20 latach Brytyjczycy w klasyfikacji medalowej wylądowali za Amerykanami. Zazdroszcząc im, pomyśla­łem, że w ostatnich latach wypadaliśmy jednak o wiele lepiej niż Brytyjczycy w dużo ważniejszej klasyfikacji - gospodar­czego wzrostu. Jak wiemy, nie uchroniło nas to jednak przed zwycięstwem demagogów i populistów.
   W Polsce trwa nie pełzająca, lecz sunąca całkiem żwawo rewolucja. W szkole, w pamięci, w kulturze, w stosunku do prawa, w mediach publicznych itd. Jeśli stała się możliwa i jeśli tak trudno ją powstrzymać, to w dużej mierze ze wzglę­du na zaniechania III RP. I niekoniecznie te w dziedzinie gospodarki i polityki społecznej. Przez 25 lat mieliśmy dyk­tat księgowego. Państwem, szczególnie w czasie nieznanego wcześniej eksperymentu przejścia od komunizmu do demo­kracji, nie da się jednak skutecznie rządzić za pomocą tabel­ki z Excela. Tak można nim co najwyżej zarządzać. I dlatego największe deficyty III RP widzę, mówiąc językiem marksowskim, nie w bazie, ale w nadbudowie, w tym wszystkim, co jest tkanką miękką życia państwa i narodu. Zadbaliśmy o portfele, zapominając o duszach. Byliśmy więc - to modna ostatnio formuła - rzeczywiście głupi, ale ową głupotę lokuję nie tam, gdzie większość.
   Przez lata chwaliliśmy się wielką liczbą nowych uczelni. Zapomnieliśmy tylko zadbać o ich jakość. Ostatnio chwalili­śmy się sprawnością, z jaką nasze dzieci rozwiązują testy, ale nie zapytaliśmy, czy wychowujemy prawdziwych obywateli. Cieszyliśmy się pluralizmem w mediach, ale nie zadbaliśmy o najważniejsze z nich, publiczne, z jakichś przedziwnych względów niezwykle silne w najważniejszych europejskich krajach. Do wyborczych, honorowych komitetów kandyda­tów i partii wciągano wybitnych ludzi kultury, ale samą kulturę traktowano per noga. Kłanialiśmy się nauczycielom, dając im goździki, a nawet podwyżki, ale nie daliśmy im narzędzi, by szkoła uczyła nowoczesnego patriotyzmu, obywatelskich postaw, funkcjonowania we wspólnocie i odpowiedzialności za innych. Gospodarka rosła, ale w tym samym czasie nasze intelektualne potrzeby karlały, bo zamiast sensu i myśli ser­wowano nam biesiady i noce kabaretowe.
   Czy nie jest intrygujące, że w czasie gdy liczba absolwen­tów wyższych uczelni błyskawicznie rosła, sprzedaż ksią­żek i poważnych gazet błyskawicznie malała? Platforma Obywatelska z owych zaniechań próbowała nawet czynić cnotę. Po co zawracać ludziom głowę ideą, skoro zajęci są grillowaniem? Po co kłopotać ich wizją, skoro zajęci są bo­gaceniem się. Kultura? Ci wszyscy artyści to przecież natrę­ci, a ile realnie mają głosów? Te wszystkie kongresy kultury i apele o upublicznienie telewizji - a co się będziemy na po­ważnie zajmować publicznymi mediami, wystarczy, że nam nie szkodzą? Ilu ludzi chodzi do teatrów? Nowy już lider PO mówi, że wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilano­wie. Wygrywa się je i tu, i tu. Ale przede wszystkim wygry­wa się je pomysłem na Polskę, wizją, obietnicą wykraczającą poza oczywiście niezwykle ważny socjal.
   W sferze duchowej III RP pozostawiła po sobie ugór. Aż pojawił się bezceremonialny demagog, który postanowił to wykorzystać. Pamięć stała się polem walki, historia - ofiarą kłamliwej dekonstrukcji, media publiczne zostały zgwałco­ne, polityce kulturalnej nadano rys żdanowszczyzny, szkoła zaś, jak w epoce minionej, za chwilę zostanie wzięta w jasyr partii i jej ideologii. To wcale nie było nieuchronne, a nawet gdy już się stało, mogło napotkać twardszy opór. Dziś w obli­czu społecznej inżynierii i wielkiej manipulacji a la rewolu­cja kulturalna społeczeństwo jest w dużej mierze bezradne.
Właśnie płacimy wielkie rachunki z bilansu, którego głów­ny księgowy rządzący III RP nawet nie dostrzegł. Albo któ­ry zignorował.
   Naprawienie szkód w tej sferze może być nawet trudniej­sze niż odbudowanie tego, co obecna władza psuje „na in­nych odcinkach”. Wielu rodziców i nauczycieli ocali dzieci przed skutkami PiS-owskiej indoktrynacji, która za chwilę się zacznie. Ale wielu nie. PiS chce wychować „nowego czło­wieka”, Polaka „prawdziwego”. Całkiem skutecznie robił to, będąc w opozycji. Będzie to czynił jeszcze skuteczniej, dzier­żąc władzę.
   Tuż po przełomie 1989 roku jak mantrę powtarzano, że prawdziwa nowa Polska nadejdzie, gdy przeminą skażone PRL-em pokolenia, a w dorosłe życie wejdzie generacja wy­chowana przez nową Polskę. I weszła. Generacja, której ta nowa Polska wychować nawet nie spróbowała.
Tomasz Lis

Biuro sprostowań

W tym roku nie było wakacji od polityki. Rewo­lucja nie bierze urlopu. Jeśli już, to na wakacje pojechała opozycja. I teraz zaczyna powoli wracać do rzeczywistości. Przykry powrót zaliczył Mateusz Kijowski i grupa jego współpracowników z KOD. Pojechali do Gdańska na symboliczny pogrzeb„lnki" i „Zagończyka", bohaterów powojennego podziemia antykomunistycznego, i zostali potraktowani z buta. Poniekąd słusznie, bo działacze KOD, sądząc, że jadą na uroczystości państwowe, znaleźli się w cen­trum partyjnego zgromadzenia. Przemówienia prezydenta, pani premier, ministra obrony nie pozostawiały wątpliwości, jaki ma być polityczny przekaz tego podniosłego wydarzenia. Otóż III RP tylko „teoretycznie" zerwała z dziedzictwem ubeckich oprawców, odmawiając przez 27 lat oddania hołdu oraz godnego pochówku poległym bohaterom. Dziedzictwo zdrady trwa przez pokolenia - dodawał prezydent. Dopiero PiS przywraca godność polskiemu państwu - to się miało zapamiętać.

Oczywiście, pan prezydent, mówiąc, że „dopiero my", bardzo daleko omijał prawdę. To„za rządów PO" rozpoczęto po­szukiwania miejsca pochówku „Inki" i „Zagończyka"; to minister sprawiedliwości niepatriotycznego rządu Tuska, i to już przed kil­ku laty, rozpoczął procedurę sądowego unieważnienia wyroków śmierci na setki „żołnierzy wyklętych", w tym dwoje gdańskich bo­haterów; to prezydent Komorowski doprowadził do ustanowienia Dnia Żołnierzy Wyklętych; a symboliczny pogrzeb odbył się teraz nie dlatego, że„byli tacy", którzy przez 27 lat chcieli wymazać z pa­mięci narodu ofiary powojennego terroru, ale dlatego, że dopiero przed kilkunastoma miesiącami zidentyfikowano szczątki dwojga rozstrzelanych, zaś uroczysty pogrzeb miał się odbyć w 70. rocz­nicę egzekucji. Tyle kłamstw na pogrzebie i to z ust prezydenta. Smutny dzień.
    Dla KOD to ważna lekcja, a może nauczka. Mateusz Kijowski deklarował ostatnio, że KOD nie zamierza wchodzić w spór polityczny, że będzie pilnował jedynie przestrzegania demokratycznych reguł i procedur. To zrozumiałe, że liderzy rodzącego się (w organizacyjnych bólach) ruchu społecznego chcą uniknąć ryzyka zbyt wczesnych podziałów. Jednak sprawa Trybunału Konstytucyjnego, jako jedyny dziś wspólny temat KOD, to za mało. Za kilka miesięcy po Trybunale będzie już pewnie pozamiatane i KOD, jeśli ma przetrwać i mieć sens, musi zmienić się w jakiś Komitet Samoobrony Społecznej, nie tylko przed opresją, także przed nadużyciami, kłamstwami, manipulacjami władzy. Mateusz Kijowski mógł się przekonać, że propaganda PiS już postawiła znak równości między KOD i UB, a szlachetna powściągliwość KOD nie została doceniona. Gdybyśmy mieli normalną parlamentarną i partyjną opozycję, KOD mógłby pełnić rolę szerokiej - przepraszam za określenie - platformy obywatelskiej, ale tu niestety jest dramat.

PO i Nowoczesna są słabe organizacyjnie, uwikłane w ambi­cjonalne i personalne spory, wiecznie spóźnione w reakcjach. Nowoczesnej grozi dodatkowo utrata wielomilionowych dotacji, a PO tkwi w głębokiej defensywie w związku z zarzutami wobec warszawskich reprywatyzacji (czytaj s. 18), a za moment w sprawie Amber Gold. To PiS zapełnia całą polityczną agendę, jest jedno­cześnie partią władzy i„brutalnie atakowaną" opozycją (wobec zdrajców, elit, salonów, Brukseli, kapitału itd.). Jak na stopień codziennej agresji ze strony władzy opozycja partyjna jest bez­czynna i niema. Czy w sprawie gdańskiego pogrzebu była jakaś natychmiastowa reakcja? Nie zauważyłem, bo pewnie w niedzielę działacze opozycji są„na weekendzie". Czy była jakaś konferencja prasowa PO (a niechby i SLD) po skandalicznych wypowiedziach polityków PiS podczas lotniczego święta w Krzesinach? Nie tylko nakłamali, przypisując sobie zasługę zakupu dla polskiej armii my­śliwców F-16, ale znów podgrzewali kłamstwo smoleńskie, obłud­nie broniąc honoru„niezłomnych polskich lotników" z rozbitego Tu-154 przed pomówieniami. Bo jeśli piloci nie mogli popełnić błędów, to znaczy był zamach.

Opozycja musi się zacząć porozumiewać, tworzyć jakieś wspólne instytucje oporu. Powtarza się kilka postulatów. Przydałoby się całodobowe„biuro sprostowań", reagujące na kłamstwa władzy (żadna gazeta ani nawet niezależny portal OKO.press za politykami PiS nie nadążą). Jakieś biuro prawne, służące pomocą osobom krzywdzonym przez nową władzę, ale też gotowe napisać skargę do Trybunału Konstytucyjnego czy do Trybunału Stanu. Biuro zagraniczne, pośredniczące w kontaktach z instytucjami europejskimi. Słyszałem o pomy­śle powołania stowarzyszenia, które zajęłoby się przyszłością pomników stawianych dziś przez PiS. Może, była taka propo­zycja senatora Borowskiego, powinny powstać tematyczne zespoły ekspertów przygotowujących alternatywne, prawne i merytoryczne rozwiązania na czas„po PiS"(w edukacji, służbie zdrowia, mediach publicznych, opiece społecznej, wymiarze sprawiedliwości itd.).
   Mając naprzeciwko siebie tak totalną, dynamiczną, agresywną władzę, opozycja musi się jakoś zebrać i ogarnąć. Jeśli nie, cała nadzieja w tym, że aparat państwa tak ją przyciśnie, że nie będzie miała wyboru.
Jerzy Baczyński

Betonowe koryto

Rząd nie zasypia gruszek w popiele, raczej gruszki za­sypiają popiół w rządzie. Tę­gie pisowskie łby wymyśliły właśnie, żeby z Wisły zrobić wspaniałe betonowe koryto. Uregulować ją znaczy A przy okazji naszą modrą wstęgę wyprostować. Szczegółów jesz­cze nie znamy ale sama idea, by każdy Polak mógł prosto z mostu rzucić się do prostej rzeki, wydaje mi się piękna. Mało tego, Odra też się załapała. Ukamienują ją, cementem wzmocnią i jak przy linijce, wyprężoną niczym struny gło­sowe Antoniego Macierewicza, poprowadzą do morza. Ale nie mówmy o ministrze. Wracajmy do rzeczy - do rzek znaczy. Tak mi się od dzieciństwa wydawało, że Wisła wygląda na mapie jak garbata wiedźma, a Odra jak w kąt rzucone stare sznurowadło. Rząd ich tak nie zostawi, zamierza więc do 2030 r. wydać 75 mld na „rewitalizację” wodnego trans­portu w Polsce. Samo wyprostowanie rzek nie wystarczy, wykopie się więc Kanał Śląski, który je połączy, postawi kilka zapór, zbuduje zbiorniki wodne i liczne przeprawy mostowe. Barki z ładunkami spłyną niesione prądem rzek, czyli za darmo. Z pewnością pierwszy znajdzie się na nich drogi polski węgiel, nasze czarne złoto, nasiąknięte historią i tradycją. Każdy wagon z narodową kopaliną będzie że­gnany na Śląsku apelem smoleńskim. Gdy dotrze do portu w Gdyni, gdzie nikt go nie kupi, zostanie załadowany na tiry i wysłany do elektrowni, w których pali się ostatnio ekolo­gicznie Puszczą Białowieską. Ważnym towarem na barkach będzie też sól z Wieliczki. Nawet jeśli w czasie transportu trochę się wysypie, to jeszcze lepiej. Słona woda w Wiśle i Odrze przyciągnie ławice morskich ryb - flądry, śledzie i dorsze same przypłyną do Sandomierza czy Wrocławia. Dla stolicy Dolnego Śląska będzie to swoisty ekwiwalent za brak Teatru Polskiego.
   Oczywiście po tej wielkiej rewolucji w transporcie wodnym piaszczyste plaże nadrzeczne będą znane już tylko z filmów i opowieści dziad­ków. W dodatku uregulowanie rzek wielkie sztuczne zbiorniki wodne zwiększą zagrożenie powodziowe.
Ale po co hołubić czarne myśli? Naj­ważniejsze, że główne źródło naszych pieniędzy, Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, nie utonie. Po pierw­sze - co i rusz jest tam odprawiana msza święta, przypusz­czalnie w intencji upadku „Gazety Wyborczej”, a po drugie rządzi nią Antoni Macierewicz w osobie swojego przy­jaciela prezesa Piotra Woyciechowskiego. Stąd też w mi­niony weekend wokół siedziby PWPW grzmiała, strzelała dymiła cała Zakroczymska oraz Sanguszki. To był piknik powstańczy, czyli rekonstrukcja walk o Redutę wytwórni w 1944 r. Muzealne eksponaty broni i sprzętu ściągnięto z całej Polski, a 150 osób (bo tylko tyle, niestety, się zmie­ściło), przebranych za Niemców lub powstańców, strzelało do siebie na oczach zachwyconego prezesa.

Wrócę jeszcze na chwilę do pisowskiego „Założenia do planów rozwoju śródlądowych dróg wodnych”, przyjętego przez rząd w czerwcu tego roku. Europa Za­chodnia dawno już od takich pomysłów odeszła. Tam człowiek dostosowuje się do tego, jakie są rzeki - wyjaśnia dr Marta Wiśniewska z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. To pozwala zachować równowagę środo­wiska naturalnego, o czym PiS nie wie i nigdy się nie dowie.
Do 2030 r. mamy 13 lat z ogonkiem. Na razie na patel­ni obywatelskiej skwierczy prezydent Warszawy, Andrzej Duda klęczy i modli się pod pomnikiem generała Błasika, a na pogrzebie Inki Siedzikówny główną atrakcją są race wypuszczane przez kiboli i innych ogolonych... Patrz, pol­ski patrioto, jak niedorzecze naszej Wisły się prostuje.
   PS Dziękuję Adamowi Wajrakowi za inspirację do tego, co powyżej.
Stanisław Tym

Prognoza na jesień

Zmalała obojętność wobec tego, jaki mamy ustrój. Silny jest też sprzeciw wobec rządów niedemokratycznych. Poparcie dla PiS zacznie topnieć.

Zastanawiałam się ostatnio, o co Janka Paradowska dziś by mnie zapytała. Zapewne chciałaby wiedzieć, jak moim zdaniem będzie się kształtowało poparcie dla rządu i PiS w ciągu najbliższych miesięcy? Dlaczego, pomimo wielu konfliktów, które prowokuje rządzące ugrupowanie, jego sondaże od wyborów utrzymują się na zbliżonym poziomie? Co będzie dalej? Czy PiS bę­dzie rządził tylko tę kadencję? A może kolejne osiem lat?
   Powiedziałabym, że zwykle poparcie dla zwycięzców, bez większych zmian, utrzymuje się około dwóch lat. To naturalny kre­dyt zaufania. Tym razem może być inaczej. Jesień będzie bowiem obfitować w wiele wydarzeń politycznych, które odcisną swoje piętno na poglądach Polaków. Duży i ważny program 500+ został doceniony. Dla wielu rodzin to spory zastrzyk materialny, wyborcy mają więc poczucie, że rząd realizuje obietnice. Ale możliwości budżetu się kurczą, a szanse na spełnienie kolejnych zapowiedzi wyborczych stają pod znakiem zapytania. Kiedy jesienią zacznie się mówić o dziurze budżetowej, nie tylko wśród inwestorów i przed­siębiorców pojawi się obawa o przyszłość kraju.
   Warto pamiętać, że program 500+ zahamował zaczynający się spadek poparcia dla PiS spowodowany konfliktem z Trybunałem Konstytucyjnym. Po ogłoszeniu 500+ poparcie dla partii rządzącej wzrosło do 38 proc., czyli do poziomu, który PiS udało się osiągnąć w wyborach. Niekorzystne skutki awantury wokół TK zostały zneu­tralizowane. Jednak na jesieni program zacznie być traktowany jako norma, jako coś, co„nam się należy". W sierpniu, mimo że wzrosło poparcie dla rządu, oceny negatywne jego działań przeważają (48 proc., TNS Polska). Z tego punktu widzenia wydaje się, że sier­pień był najlepszym miesiącem dla rządu.

Jesienią PiS planuje rozliczenia z opozycją. Przez ekrany telewizo­rów będą się przewijały transmisje z różnych komisji śledczych. CBA, ABW i CBS w spektakularnym stylu będą wchodziły do biur i mieszkań. Pamiętamy to z czasów poprzednich rządów PiS. Nie budziło to zaufania do władzy, a raczej wywoływało obawy o wyko­rzystywanie instytucji publicznych do politycznych celów.
   Ciąg dalszy będzie też miała gra rządu w kotka i myszkę z Komi­sją Europejską. KE jest już znużona, nie odpuści kolejnego „myku" z opublikowaniem tylko części wyroków Trybunału i udawaniem, że wszystko jest w porządku. Nikt nie lubi być kiwany i ośmieszany przez „częściowo praworządny" rząd. Konflikt z Komisją będzie się nasilał, oddalając od nas dotychczasowych sojuszników w UE, a nowe relacje z Kazachstanem czy Turcją nie zastąpią oparcia, jakie zapewnia silne osadzenie w Unii i dobre stosunki z USA. Trzeba być samobójcą, żeby wchodzić w otwarty spór z KE, tym bardziej w tak proeuropejskim kraju, gdzie integrację popiera 80 proc. społeczeń­stwa. Unia dla Polaków to nie tylko źródło różnych funduszy, ale też gwarant bezpieczeństwa międzynarodowego.
   Nowe rozdziały konfliktu z TK i KE nie będą korzystne dla rządu i PiS. Większość Polaków przyznaje rację Trybunałowi, a nie rządowi. Badania pokazują, że jesteśmy społeczeństwem ceniącym praworządność. I choć sami nie zawsze przestrzegamy prawa, oczekujemy tego od polityków. A tu szykuje się jeszcze jeden konflikt z rzecznikiem praw obywatelskich, czyli instytucją stojącą na straży praw i swobód obywateli. Dla wielu młodych oraz działaczy NGO to może być ten jeden krok za daleko.
   Polacy nie zawsze są gotowi masowo wychodzić na ulice w obronie pryncypiów. Jednak ich przywiązanie do demokracji jest większe, niż nam się wydaje. Potwierdzają to badania opinii publicznej. Często słyszę, że od obrony abstrakcyjnych zasad pań­stwa prawa i demokracji Polacy wolą grilla. Cóż, obojętność narasta, kiedy wkoło nie dzieje się nic złego. Ale po wyborach w 2015 r. nastąpiły wyraźne zmiany w postrzeganiu ustroju demokratycz­nego (dane CBOS). Przede wszystkim zmalała obojętność wobec tego, jaki mamy ustrój. Jest ona najniższa od 25 lat (spadek w ciągu roku z 40 do 28 proc.). Wzrosło też poparcie dla samej demokracji.
W 2016 r. więcej (niż w latach ubiegłych) Polaków wierzy, że de­mokracja ma przewagę nad innymi formami rządów (69 proc.). Dzieje się tak, pomimo że jakość dzisiejszej demokracji w Polsce jest oceniana gorzej niż wcześniej. Silny jest też sprzeciw wobec rzą­dów niedemokratycznych.

Rośnie także aktywność i mobilizacja różnych grup zawodowych, a chaotyczna polityka PiS tylko je napędza. Już nie wiadomo, czy i jaka będzie reforma edukacji, czy rząd się z niej wycofuje, a może tylko zawiesił niektóre jej elementy? Ludzie nie wiedzą, jaka będzie nowelizacja ustaw regulujących obrót ziemią, kto i co bę­dzie repolonizował, nacjonalizował czy wspomagał pieniędzmi z budżetu. Prawnicy, samorządowcy, nauczyciele, górnicy, ludzie kultury, środowiska medyczne to tylko niektóre z ważnych grup zawodowych zaniepokojonych decyzjami rządu (albo ich brakiem). Grupy te organizują się, zwierają szereg, i w najbliższych miesiącach będzie o nich słychać.
   Polacy, głosując na PiS, chcieli zmian, lepszego rządzenia, re­alizowania nowego programu. Otrzymali rozprzestrzeniający się chaos i często niezrozumiałe, zupełnie niepotrzebne konflikty. Zwłaszcza że obóz rządzący zaczyna być rozsadzany od środka przez różne frakcje i grupy interesu. Dotychczas Jarosław Kaczyński swoimi decyzjami i słowami polaryzował scenę polityczną i mobili­zował swoich wyborców. Jednak entuzjazm i cierpliwość elektoratu też mają swoje granice. Władza zaczyna odbiegać od oczekiwań i coraz częściej okazuje się pazerna i arogancka. Poparcie dla PiS zacznie niedługo topnieć. Tak uważam, Pani Redaktor.

Lena Kolarska-Bobińska - socjolog, profesor nauk humanistycznych, była dyrektor CBOS oraz ISP. W latach 2009-13 posłanka do Parlamentu Europejskiego z ramienia PO, później minister nauki i szkolnictwa wyższego w rządzie Donalda Tuska, a następnie w gabinecie Ewy Kopacz. Członkini rady programowej Kongresu Kobiet oraz rady Instytutu Obywatelskiego. Autorka licznych publikacji naukowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz