Co się dzieje z PiS
po niespełna roku u władzy? Ze słów Jarosława Kaczyńskiego wynika, że sytuacja
jest niepokojąca.
Na posiedzeniu rady politycznej działacze
usłyszeli od prezesa, że Platforma miała po roku wyższe notowania, że PiS
zdobył większość w Sejmie dzięki szczęściu i że wokół partii kręci się wiele
osób, które myślą tylko o sobie i o tym, jak zarobić dzięki znajomościom z
politykami u władzy Że w partii - jak relacjonowała „Gazeta Wyborcza”
„są różne spiski”, a on wie, „kto z kim”. Kaczyński kolejny
też raz - choć nie wprost - ponaglił Beatę Szydło, by wreszcie oddała
Mateuszowi Morawieckiemu władzę nad gospodarką. Prezes PiS powtarza to
publicznie od kwietnia, wciąż bez widocznych rezultatów. Być może w
najbliższych tygodniach się to zmieni. Wśród stronników Morawieckiego kiełkuje
pomysł, by niedecyzyjną Radę Rozwoju zastąpić Komitetem Ekonomicznym Rady
Ministrów, którego szefem z realną władzą zostałby minister rozwoju.
Zabawnym, choć
zapewne nie dla wszystkich, przykładem, jak władca PiS steruje krajem, są losy
odwołanego w zeszłym tygodniu członka zarządu PKP Jarosława Kołodziejczyka.
Został zdymisjonowany za brak współpracy przy rządowym projekcie Mieszkanie
plus. - Dzisiejsza decyzja jest niezbędna do usprawnienia i przyspieszenia
realizacji jednego z najważniejszych programów rządu - tłumaczył minister
infrastruktury Andrzej Adamczyk. Ale był tylko wykonawcą - spóźnionym - woli
Kaczyńskiego, który parę dni wcześniej na posiedzeniu rady politycznej zżymał
się, dlaczego zarząd PKP nie został jeszcze odwołany.
Kluczowe w wystąpieniu prezesa na radzie politycznej było
jednak uderzenie w Dawida Jackiewicza, będące zapowiedzią jego dymisji. Los
ministra skarbu został przypieczętowany przed kilkoma tygodniami. Gdy na Forum
Ekonomicznym w Krynicy rozmawialiśmy z jednym z polityków i rzuciliśmy że
chcemy zrobić wywiad z ministrem Jackiewiczem, nasz rozmówca odparł: - Z
Jackiewiczem? To musicie się spieszyć.
To do Jackiewicza odnosiły się słowa Kaczyńskiego o ludziach
kręcących się wokół partii, zjawisku, które „trzeba wypalić gorącym żelazem”.
Podobno na biurku Kaczyńskiego znalazł się raport o powiązaniach Adama Hofmana,
byłego rzecznika partii, z firmami piarowymi i lobbingowymi związanymi z
poprzednią władzą. A Hofman to jeden z najbliższych przyjaciół Jackiewicza.
Odejście ministra Szydło ogłosiła „na miękko”. Minister odszedł,
powiada premier, bo wykonał zadanie likwidacji resortu. Techniczne sprawy
załatwi już coraz mocniejszy w rządzie Henryk Kowalczyk. Ale to tylko zasłona
dymna; likwidację resortu miał od A do Z przeprowadzić Jackiewicz. A następnie
albo objąć inny resort, albo wejść do ważnej spółki.
Dziś jego przyszłość rysuje się ponuro. W piątek do boju ruszyło
CBA: agenci mają skontrolować kluczowe spółki Skarbu Państwa pod kątem umów o
doradztwo, marketing czy usługi prawnicze z lat 2015-16. A więc już za „dobrej
zmiany”. Dowiedzieliśmy się, że firma zaprzyjaźniona biznesowo i towarzysko z
Adamem Hofmanem - R4S - którą założyli Michał Wiórkiewicz (asystent byłych
premierów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego) i były rzecznik policji Mariusz
Sokołowski, organizowała szkolenia z wystąpień publicznych dla członków
zarządu dla Grupy Azoty. Kilka dni przed wyborami KGHM też podpisała z R4S
umowę na doradztwo, obowiązywała ona do końca zeszłego roku. Nasi rozmówcy
spodziewają się czystki w zarządach.
Brudziński rośnie, Lipiński słabnie
- Rada polityczna wybrała tych, których należało wybrać - podsumował
jej ostatnie posiedzenie Kaczyński, skromnie przemilczając fakt, że żadnych
wyborów nie było, bo sam wskazał zarówno wiceszefów partii, jak i członków
komitetu politycznego.
Kandydaci Kaczyńskiego nie mieli problemów, każdy z sześciorga
wiceprezesów dostał ponad 90 proc. głosów. Najwięcej przeciwników miał Adam
Lipiński - 22 na ponad 300 głosujących.
Oprócz niego stanowiska wiceprezesów utrzymali Beata Szydło
(4 głosy na „nie”), Mariusz Kamiński (7) i Antoni Macierewicz (16). Nowi w tym
gronie to Mariusz Błaszczak (przy 6 głosach przeciwnych) i Joachim Brudziński
(przy 16).
Brudziński pozostał szefem komitetu wykonawczego, czyli
nadal kieruje partyjnymi strukturami. Jeśli stanowisko wiceprezesa to
dodatkowa gwiazdka na pagonie - jak żartował Kaczyński - to Brudziński ma ich
dziś najwięcej. - Awans Joachima był oczywistą oczywistością. Od lat jest
prawą ręką prezesa, a najlepszym na to dowodem jest to, że nie poszedł do
rządu, ale został w centrum dowodzenia przy Nowogrodzkiej -mówi polityk
PiS. Nasi rozmówcy nazywają go pierwszym wiceprezesem, choć w statucie PiS nie
ma takiego stanowiska. Rzeczniczka partii Beata Mazurek: - To najważniejsza
osoba w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego. Mówiąc wprost, na statku PiS jest
pierwszy po Bogu.
Brudziński zawdzięcza tę wyjątkową pozycję lojalności wobec
prezesa oraz, eufemistycznie mówiąc, specyficznemu temperamentowi. Mówi wprost
to, czego nie wypada powiedzieć Kaczyńskiemu. Prezes mówi jednego dnia, że
wokół PiS zarzucane są brudne sieci, a chwilę potem Brudziński w wywiadzie
„wSieci” zaostrza: „Wielu poubierało się w gacie z napisem PiS i udaje o
sieroznych działaczy, a interesuje ich jedno - własne interesy”.
Umie też, co niezbędne do
przeżycia w tej partii, kadzić szefowi.
O pieniądzach wypłacanych w ramach
programu 500 plus mówi „kaczor owe”.
Brudziński czuje się na tyle pewnie, że udzielił wywiadów
dla „wSieci” i „Do Rzeczy”, w których mówił o przyszłości rządu, w tym premier
Beaty Szydło. Do tej pory takie strategiczne wywiady były zarezerwowane dla
Kaczyńskiego.
Jeśli Brudziński górą, to Lipiński doliną. Najbliższy przez
ostatnie lata człowiek Kaczyńskiego wyraźnie osłabł. Nie chodzi tylko o
to, że szkodzą mu dobre relacje z pogonionymi z partii
hofmanowcami, w tym Jackiewiczem. Lipiński - jak twierdzą nasi rozmówcy -
miewa coraz częstsze okresy emigracji wewnętrznej. Unika mediów, nie walczy o
swoje.
Kaczyński nie wprowadził do ścisłego kierownictwa wiceprezesów
dwóch wicepremierów: Piotra Glińskiego i Mateusza Morawieckiego, choć przed
wakacjami wydawało się to niemal pewne. - Prezes czuje klimat w partii. Zbyt
szybki awans wicepremierów działacze komentowali bardzo krytycznie. Prezes
uspokoił działaczy, że docenia przede wszystkim tych, którzy już się wykazali -
mówi poseł PiS. Inny dorzuca, że o ile Glińskiego jakoś można było jeszcze
przełknąć, bo dał się wystawić na premiera technicznego, o tyle plan
Morawieckiego widać na razie tylko w PowerPoincie: - Niech się panowie
jeszcze trochę wykażą.
Na osłodę obaj wicepremierzy weszli do prezydium 32-osobowego
komitetu politycznego. To nowe ciało, które ma usprawnić działania partii i
zapewnić większą szczelność - komitet często przeciekał. W prezydium zasiada 11
kluczowych w partii osób: prezes, wiceprezesi, marszałkowie Sejmu i Senatu oraz
wicepremierzy. To grono, jeśli będzie się regularnie spotykało, jeszcze
bardziej zmarginalizuje komitet polityczny.
Nowym rozdaniem w komitecie prezes wskazał, kto popadł w
niełaskę, a kto ma szansę urosnąć. Poza Jackiewiczem podpadł Kazimierz
Ujazdowski, europoseł, który nie zgadza się z linią PiS w konflikcie o Trybunał
Konstytucyjny. Jak uzasadniał Kaczyński, w partii można myśleć inaczej niż
prezes, ale nie gdy jest się w jej władzach. Ujazdowski zostaje na razie w PiS,
ale nie jest wykluczone, że - jak już pisaliśmy w POLITYCE - przymierza się do
startu w wyborach do Senatu jako kandydat niezależny. Z komitetu wypadli też
Wojciech Jasiński i Marcin Mastalerek (bo przeszli do Orlenu).
Odcięcie Ujazdowskiego i wyrzucenie Jackiewicza najpierw z
komitetu, a kilka dni później z resortu, to sygnały, że partia zwiera szeregi.
Ma mówić jednym głosem. A „cwaniaczki” mają się mieć na baczności. Prezes wie o
wszystkim i ma na wszystko oko.
Z
życia partii
Kaczyński mówił o „nowym etapie w działaniu partii”. Do 25
października, czyli do ostatnich wyborów, do PiS należało 28 tys. członków.
Nowych danych nie ma. Po wyborach fraza „jak wstąpić do PiS” w
najpopularniejszej wyszukiwarce podpowiadała się wśród trzech najczęściej
wyszukiwanych haseł. Chętnych jest całe morze, ale przystąpić nie jest łatwo.
Okres weryfikacji się wydłużył, bo wielu wraz z deklaracją wysyłało CV z
zapewnieniem o gotowości do pracy w
państwowych spółkach i instytucjach.
Zanim na dobre centrala zajmie się przyjmowaniem nowych,
wybierze władze w okręgach. W 2014 r., aby uchronić się przed konfliktami tuż
przed wyborami samorządowymi, PiS przełożył wybory szefów lokalnych struktur.
Do dziś rządzą powołani na czas nieokreślony pełnomocnicy. Kolejni też będą
rekomendowani przez prezesa i przyklepani „demokratycznie”. Teraz centrala na
nowo rysuje okręgi: - Wybory przeprowadzimy do końca roku. Okręgi
podzielimy tak, aby przeciąć konflikty, bo niektórzy posłowie traktują regiony
jak własne księstwa, blokują innych, aby nie wyrosła im konkurencja - mówi
polityk z komitetu politycznego.
Jeden z posłów przekonuje, że podziały i frakcyjne walki
(m.in. zakon PC, rydzykowcy, ziobryści, gowinowcy, młoda gwardia, grupa
smoleńska czy samorządowa) już się zdezaktualizowały -Hierarchia jest jasno
ustalona, wiadomo, kto jest najbliżej prezesa, apetyty każdej grupy zostały z
grubsza zaspokojone - przekonuje polityk PiS. Ale rozmowa z prezesem
zawsze jest w cenie. Wielu wciąż liczy, że choćby parę minut tete a tete
pomoże w załatwieniu jakiejś sprawy albo chociaż doda prestiżu.
Ci, którzy nie mają swobodnego dostępu do gabinetu Kaczyńskiego,
czyli prawie wszyscy, mają kilka metod dotarcia do niego. Najbardziej popularna
jest metoda sejmowa. Najczęściej po głosowaniach, bo wtedy Kaczyński
prawie zawsze jest w sali obrad, ustawia się przed nim kolejka. W zeszłym
tygodniu przy sejmowym fotelu swe sprawy przedstawiały, czekając na swoją
kolej, posłanki: Józefina Hrynkiewicz, Anna Sobecka (przekazała jakieś
dokumenty) i Jolanta Szczypińska. Często przy tych rozmowach prezes wzrusza
ramionami, czasami machnie ręką, zawsze ucałuje dłoń rozmówczyni. A w świat
idą zdjęcia z prezesem. Trzeba przy tym podkreślić, że prawo towarzyszenia
prezesowi w czasie wychodzenia z kuluarów jest zarezerwowane dla najwyższych
rangą (najczęściej szef klubu Ryszard Terlecki, Błaszczak, Brudziński, często
udaje się też Suskiemu).
Dziesiątego każdego miesiąca posłowie starają się z kolei
być blisko prezesa na miesięcznicach smoleńskich. I jest wreszcie metoda na
Nowogrodzką, polegająca na cierpliwym, czasami kilkugodzinnym wyczekiwaniu
pod gabinetem prezesa. Szczęśliwcom udaje się dostać na audiencję.
Ostatnio posłom nadarzyła się nowa okazja, aby się wykazać.
10 sierpnia zaczęła się publiczna zbiórka na budowę pomników: ofiar tragedii
smoleńskiej oraz prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mają stanąć przy Krakowskim
Przedmieściu. Przed gabinetem wiceszefa klubu Suskiego po zakończeniu obrad
ustawiła się kolejka po cegiełki (o wartości od 10 do 1 tys. zł). - Nie ma
obowiązku, ale myślę, że każdy poseł rozprowadzi co najmniej kilkanaście
cegiełek. W końcu to narodowa sprawa - mówi Suski. Każdy pisemnie kwituje
odbiór cegiełek, nazwiska zostaną zapamiętane. Jeden z posłów debiutantów
obiecuje w naszej obecności, że przyniesie z cegiełek co najmniej tysiąc
złotych. Do kasy komitetu pomnikowego wpłynęło ponad 120 tys. zł.
Gowin
się buduje, Ziobro wygasza partię
PiS nie miałby większości, gdyby nie kilkunastu posłów z
Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Polski Razem Jarosława Gowina. Obaj
lojalnie wspierają rząd, ale nie zrezygnowali z własnych ambicji. Gowin stara
się budować struktury PR i wciąż, jak się zdaje, myśli o tym, co się stanie po
odejściu Kaczyńskiego z polityki. - Rozbudowa Polski Razem odbywa się za milczącą
zgodą Kaczyńskiego, który nie widzi w tym zagrożenia dla PiS, lecz dla PO -
mówi polityk z partii Gowina.
W rządzie minister nauki liberałem jest raczej
bezobjawowym, otwarcie nie występuje przeciw socjalnej polityce Beaty Szydło,
choć po cichu krytykuje resort rodziny Elżbiety Rafalskiej za zbytnią
prozwiązkowość i wraz z Mateuszem Morawieckim oraz Pawłem Szałamachą chciałby
wprowadzić bezpieczniki do ustawy o obniżeniu
wieku emerytalnego w postaci kryterium stażu pracy.
Ziobro przyjął inną strategię.
Solidarną Polskę wprowadził w stan hibernacji, ochotników nie przyjmuje.
Aktywność partii, która powstała w wyniku buntu przeciw Kaczyńskiemu, nie spodobałaby
się na Nowogrodzkiej. Zamiast tego Ziobro występuje z pozycji „radykalnego
pisowca”, czasem narażając się na delikatne prztyczki od większego koalicjanta.
Jego projekt ustawy o konfiskacie majątków przedsiębiorców napotkał opór w
rządzie i zapewne nie wejdzie w życie. Gdy zaś zastępca Ziobry w Ministerstwie
Sprawiedliwości Patryk Jaki pogroził sędzi dyscyplinarką na swej rozprawie,
Kaczyński uznał to za niezręczność, a Jaki przeprosił.
Ziobro podpadł też umiarkowanemu skrzydłu PiS za eskalację
konfliktu z Trybunałem Konstytucyjnym. - Kompromis z Komisją Europejską był
bliski i to minister sprawiedliwości go podważył - mówi POLITYCE polityk z rządu.
Z naszych informacji wynika również, że partia Ziobry
toczyła rozmowy o wejściu do PiS, ale Kaczyński je przewlekał. - Ziobro miał
nadzieję, że wróci do PiS i zostanie wiceprezesem, ale Jarosław wolał go
zwodzić. Teraz może powiedzieć: Zbyszku, chętnie powitamy cię z powrotem, ale
sam widzisz, wybraliśmy już władze i nie możesz zostać wiceprezesem - słyszymy od ważnego polityka obozu rządzącego. Ziobro
pozostaje więc w stanie zawieszenia; trochę w PiS, trochę poza PiS,
niespecjalnie na dodatek łubiany przez działaczy tej partii.
Osobnym przypadkiem jest Prawica RP Marka Jurka, która przeszła
do półopozycji. Jej jedyny poseł Jan Klawiter nie wszedł do klubu PiS i czasem
głosuje wraz z opozycją - ostatnio nie poparł wniosku o nieprzyjęcie corocznego sprawozdania Najwyższej Izby
Kontroli.
„Prawica RP została
wykluczona z koalicji rządowej, bo było jasne, że nie zrezygnujemy dla żadnych
korzyści z naszej odpowiedzialności politycznej. Prawdopodobnie dlatego
kierownictwo PiS złamało porozumienie wyborcze z Prawicą RP i dopuściło się
pogwałcenia wolności wyborów” - głosi oświadczenie partii Jurka z czerwca tego
roku. Byłemu marszałkowi, a obecnie europosłowi z list PiS nie spodobało się
to, że Kaczyński tak ułożył listy wyborcze, że tylko jeden kandydat Prawicy RP
wszedł do Sejmu. Spór jego partii z PiS może się zaognić wraz z debatą
aborcyjną - w Sejmie jest projekt zaostrzający ustawę o przerywaniu ciąży,
który dla PiS jest bardzo niewygodny, bo zaktywizuje opozycję, a Jurek będzie
go popierał z nadzieją na pomoc Kościoła.
Misiewicze
PiS i dylemat Kaczyńskiego
PiS nastawia się już na wybory samorządowe, konkurencję, w
której nigdy nie był mocny. Do większej aktywności zostali wezwani posłowie
debiutanci, a prezes zapowiedział utworzenie „struktury wyborczej związanej z
wyborami samorządowymi”. Jeśli za dwa lata PiS nie przejmie co najmniej połowy
sejmików, to będzie klęska.
Wcześniej jeszcze PiS przejdzie poważny test. Dymisja
Jackiewicza rzuciła światło na sytuację w spółkach Skarbu Państwa, w których
zaroiło się od partyjnych działaczy, z których nie wszyscy radzą sobie na
swych stanowiskach. Partia Kaczyńskiego opuściła gardę i zaliczy kilka mocnych
ciosów. Do rangi symbolu urasta sprawa asystenta Macierewicza. Bartłomiej
Misiewicz, lat 26, został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej,
choć nie ma ani wyższego wykształcenia, ani nie skończył kursu dla członków rad
nadzorczych.
Chmury zbierają się też nad gospodarką. Co trzeźwiejsi
członkowie rządu doskonale wiedzą, że pieniędzy w końcu zabraknie, a wtedy
zaczną się cięcia. Kilku ministrów już chce majstrować przy projekcie obniżenia
wieku emerytalnego, tak by uwzględniał sytuację gospodarczą i demograficzną.
Pozostaje pytanie, czy Kaczyński powinien zastąpić Szydło.
Jego dominacja nad formalną szefową rządu jest na tyle ewidentna, że system
staje się niefunkcjonalny; w każdej ważnej sprawie arbitrem jest prezes PiS.
No i ostatnia kwestia: czy PiS szykuj e się do rozprawy z
opozycją? Nie ustają plotki o planowanych aresztowaniach, partia rządząca
przymierza się do odzyskania NIK, w Sejmie zbierane są podpisy pod wnioskiem o
odwołanie rzecznika praw obywatelskich.
Jeśli rzeczywiście PiS postanowił
zaatakować opozycję, to zrozumiała jest rozprawa ze swoimi; szeregi muszą być
zwarte jak pięść.
Anna Dąbrowska, Wojciech Szacki
Markowi Jurkowi nie spodobało się to, że PiS nie dotrzymał umowy z jego partią, potraktował Prawicę Rz. nieuczciwie. To, o czym jest napisane w powyższym tekście to łagodnie ujmując manipulacja, a mniej oględnie - ohydne kłamstwo.
OdpowiedzUsuń