Koledzy z partii
mówią, że ma pecha i giętki kręgosłup. Dlatego dał twarz ustawie
metropolitalnej? Jacek Sasin w sprawie pecha nie powiedział jeszcze ostatniego
słowa
Wojciech Cieśla
Podobno nawet nie wiedział, że jako
wnioskodawca będzie firmował PiS-owski projekt ustawy metropolitalnej. Gdy na
Nowogrodzkiej zapadała decyzja w tej sprawie, Jacek Sasin akurat był w
delegacji. Nie wiedział, co dokładnie przygotowali ludzie ministra Mariusza
Błaszczaka w MSWiA. A szykowali dwa projekty ustaw o metropolii - jedną dla
Śląska, drugą dla Warszawy. Ta druga wyszła z resortu z błędami, bez zasad
finansowania i dobrego uzasadnienia. Sasin został wypchnięty, żeby jej bronić.
Przez ponad tydzień opozycja niszczyła i ustawę, i Sasina.
OŻARÓW GWIŻDŻE
Na czym polega zło ustawy metropolitalnej?
Przewiduje przyłączenie do Warszawy 32 okolicznych gmin, tzw. obwarzanka. Gdyby
weszła w życie, powstałby megapowiat zamieszkany przez ponad dwa miliony
ludzi. Po co PiS „obwarzanek”? W 30 z 32 podwarszawskich gmin w ostatnich
wyborach wygrało PiS.
Dlaczego zbuntowali się mieszkańcy Warszawy i okolic? Bo
projekt pojawił się bez konsultacji społecznych, miał przejść szybką ścieżkę
legislacyjną. Bo stolica dostarczałaby większości dochodów aglomeracji, ale
dzieliłaby je rada, w której aż dwie trzecie miejsc miałyby podwarszawskie
miejscowości. Na spotkaniu w Ożarowie poseł Sasin został wygwizdany.
- Jak można wypuszczać do Sejmu bubel, opatrując go napisem
„pilne”?
śmieje się jeden ze współpracowników Hanny
Gronkiewicz-Waltz. - PiS wystawiło 2,5 miliona ludzi poza nawias, mówiąc: teraz
za was zdecydujemy. I ludzie się wnerwili. Zjeżdżając po poręczy, czasem można
trafić na gwóźdź.
Mówi osoba zbliżona do kierownictwa PiS: - Na komitecie
politycznym po świętach powiedziano wyraźnie: grzejemy dwa tematy -
rozliczanie sędziów i reforma edukacji, żadnych pobocznych wątków. Nie udało
się.
JAK MARIUSZ JACKA
ZNIELUBIŁ
Jacek Sasin do polityki przyszedł z urzędu. Całe
dorosłe życie spędził na etatach: albo na państwowym, albo w samorządzie. Na
konspirację się nie załapał - rocznik 1969, studiował na Wydziale Historii UW.
W połowie lat 90. został urzędnikiem. Mozolnie piął się w górę, przez Urząd ds.
Kombatantów i Osób Represjonowanych aż po posadę dyrektora urzędu stanu
cywilnego. - W tym czasie w ratuszu rządziła ekipa Lecha Kaczyńskiego -
wspomina jeden z posłów PiS.
Ludzi brakowało, a Sasina rekomendowała Ela Jakubiak.
Został wiceburmistrzem dzielnicy Śródmieście. Właściwie mógłby też pójść do
wodociągów czy MPO. Nie chce władzy, nie ma swojego zdania i wymagań. Dla
partii ideał.
W 2004 r. burmistrzem Śródmieścia jest Mariusz Błaszczak.
Mają podobne korzenie: Sasin mieszka w Ząbkach pod Wołominem, Błaszczak w
Legionowie. Kariera obu nabiera tempa. Ale to pozornie mniej ważny Sasin ma
lepsze kontakty z otoczeniem Lecha Kaczyńskiego.
Zanim Błaszczak zostanie zaufanym Kaczyńskiego, przez lata
będzie tkwił w cieniu prezesa - sztywny i irytujący urzędnik Kancelarii
Premiera za czasów pierwszego rządu PiS. Za to Sasin zostaje wicewojewodą,
potem wojewodą, a w 2009 r. wiceszefem Kancelarii Prezydenta. - Już w
Śródmieściu Mariusz znielubił Jacka - mówi jeden z działaczy PiS. - Potem udało
mu się przyblokować na krótko awans Sasina na wojewodę. Do dziś ma go na
celowniku.
W 2014 r. Sasin wystartuje w wyborach na prezydenta
Warszawy. Choć przegra, uzyska dobry wynik. To nie ucieszy jego przeciwników w
partii.
CZŁOWIEK Z „MGŁY”
- Jako wojewoda był ujmująco bezczelny - wspomina
jeden z warszawskich urzędników. - Potrafił przyjść z kwiatami do Hanny
Gronkiewicz-Waltz, całować w rączkę i mówić, że wygasi jej mandat. Miły,
uśmiechnięty, partyjny funkcjonariusz.
Po raz pierwszy startuje w wyborach w 2007 r. Na senatora.
Reklamuje się kontrowersyjnie, ropą naftową sprowadzaną z Azerbejdżanu w
cysternach chce leczyć choroby cywilizacyjne. Do Senatu nie wchodzi.
10 kwietnia 2010 r. jako wiceszef Kancelarii Prezydenta ma
witać delegację państwową w Katyniu. To on musi powiedzieć zebranym, że „pana
prezydenta nie ma”, bo pod Smoleńskiem doszło do katastrofy.
Po katastrofie zajmuje się organizacją pogrzebów,
sprowadzaniem ciał. - Tylko on wtedy był przytomny, tylko on naprawdę
pracował - mówi z uznaniem jeden z obecnych urzędników Kancelarii Prezydenta.
Czerwiec 2010 r. Prawicowy Klub Ronina. Sasin z przejęciem
opowiada garstce słuchaczy o przygotowaniach do wizyty w Katyniu, mówi, że
Donald Tusk grał z Władimirem Putinem przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. Na sali
słucha go Joanna Lichocka, prawicowa dziennikarka (dziś posłanka PiS). Tak
rodzi się pomysł na „Mgłę”, dokument o Smoleńsku. Sasin będzie jednym z
ważniejszych bohaterów filmu.
W 2011 roku startuje w wyborach z hasłem „Kandyduję, żeby
rozgonić mgłę niekompetencji i arogancji”.
ŻYZNA ZIEMIA
WOŁOMIŃSKA
W partii cały czas uważnie obserwuje go dwóch ludzi -
Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński, były szef CBA. Rosnąca pozycja Jacka
Sasina jest dla nich solą w oku. Ekipa Kamińskiego nie cierpi ludzi z
kancelarii Lecha Kaczyńskiego.
- To w sumie zabawne - uważa jeden z polityków prawicy,
który dobrze zna posła PiS. - Od lat Jacek tkwi między dwoma Mariuszami jak
kartka w nożycach. Każdy z Mariuszów chciałby, żeby się wykrwawił. Gdy obaj
działali w Warszawie, Kamiński ostentacyjnie usuwał ludzi Sasina z list wyborczych.
Między katastrofą smoleńską a wyborami 2011 r. Sasin
zaczepia się w Wołominie. Jest radnym wojewódzkim, zostaje doradcą burmistrza.
Ziemia wołomińska zamienia się w bastion PiS. W urzędzie mówią o nim
„nadburmistrz”. Pomaga w awansie ludziom związanym z partią, na fuchę załapuje
się krewny Antoniego Macierewicza. O zapleczu Sasina w powiecie złośliwi mówią
„rodzina Addamsów”.
- Weterani wołomińskiej polityki - charakteryzuje ich z
przekąsem jeden z działaczy. - Józef Wierzbowski, były współpracownik
Macierewicza, Tadeusz Deszkiewicz, były szef promocji ratusza, Maksym Gołoś,
były asystent Sasina. Ludzie, o których nikt poza Wołominem nie słyszał. Prawą
ręką posła do dziś jest Piotr Uściński, były starosta, w tej kadencji poseł
PiS.
W latach 2010-2014 politycy PiS działają w symbiozie z
władzami wołomińskiego SKOK. Nie ma imprezy wspieranej przez SKOK Wołomin, na
której nie byłoby działaczy PiS.
Jacek Sasin swoje biuro poselskie otwiera w Wołominie przy
ulicy Ogrodowej, tuż obok ratusza, rzut beretem od piętrowego budynku, w
którym urzęduje SKOK Wołomin.
BUKIET OD SKOK
WOŁOMIN
A szefowie SKOK Wołomin - dziś trzeba nazywać ich
Mariusz G., Janusz P. i Joanna P. - w symbiozie z PiS wyrastają na lokalnych
dobroczyńców. W 2010 r. Mariusz G. dostaje tytuł Anioła Stróża Ziemi
Wołomińskiej. W odsłonięciu pamiątkowej figurki anioła na rondzie Solidarności
pomagają mu Jacek Sasin i starosta Piotr Uściński.
Naliczyliśmy kilka udokumentowanych zdjęciami bankietów, na
których widać Sasina i Uścińskiego w towarzystwie Mariusza G. Na kolejnych
rocznicach SKOK Wołomin Sasin witany jest kwiatami. Gdy w Wołominie otwiera
się basen, na filmie zamieszczonym przez lokalny portal widać, jak poseł Sasin
ciepło rozmawia z Mariuszem G. Na innym filmie Piotr Uściński, prawa ręka
Sasina, poufale wprowadza prezesa SKOK do wołomińskiego kościoła.
Dziś Mariusz G. jest jednym z głównych podejrzanych o
udział w gangu, który w ciągu kilku lat wyłudził ze SKOK Wołomin niemal 800 min
zł.
Afera wybucha, gdy w lutym 2015 r. warszawski sąd ogłasza
upadłość SKOK Wołomin. Okazuje się, że kilka prokuratur prowadzi śledztwa
dotyczące „doprowadzenia SKOK w Wołominie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem
wielkiej wartości”. Że wołomiński SKOK pod bokiem współpracowników Macierewicza
zorganizował były oficer WSI. Że to jedna z najpoważniejszych afer
finansowych po 1989 r. I nie tylko finansowych: podejrzany o kierowanie grupą
przestępczą Piotr P. z rady nadzorczej SKOK jest oskarżony o zlecenie pobicia
wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka.
Z BANKIETU SKOK DO
KOMISJI
Z dnia na dzień uczestnicy bankietów odcinają się
od ludzi ze SKOK. Sasin twierdzi, że Mariusza G. znał słabo. Właściwie wcale.
„Pan G. był gościem na wszystkich publicznych wydarzeniach” - tłumaczy.
Rok po upadku SKOK znika druga instytucja finansowa z
Wołomina. KNF ogłasza upadłość SK Banku. Okazuje się, że połowa wszystkich
kredytów, ok. 1,4 mld zł, wypłynęła do grupy ok. 50 firm nieformalnie
powiązanych z firmą Dolcan. Na imprezach SK Banku bywał Sasin.
Poseł Sasin jest dziś szefem sejmowej komisji finansów
publicznych. Pomaga mu wierny druh z Wołomina, Piotr Uściński. To konflikt
interesów: obaj, Uściński i Sasin, brylowali na imprezach SKOK Wołomin. Znali
towarzysko podejrzanych Janusza P. i Mariusza G. Dziś komisja zajmuje się
m.in. sprawą upadłości SKOK Wołomin i SK Banku.
26 stycznia, posiedzenie komisji. Marcin Karliński,
przedstawiciel poszkodowanych przez SKOK (syndyk wezwał już kilka tysięcy
członków SKOK do pokrycia strat Kasy), skarży się komisji: - Prezydent
Komorowski obściskiwał się z G. i P. Pamiętacie państwo te zdjęcia? Czy można
sobie wyobrazić, że taka afera nie miała błogosławieństwa najwyższych urzędników
w tamtym czasie? Musiała mieć.
Na koniec obrad posłowie domagają się komisji śledczej,
która zbada SKOK Wołomin. Sasin: - W tej chwili, przypominam, pracuje jedna
komisja śledcza, dotycząca tak zwanej afery Amber Gold. Myślę, że po
zakończeniu prac tamtej komisji przyjdzie czas ewentualnie na powołanie
kolejnej komisji śledczej.
Jeden z wołomińskich samorządowców: - Sasin publicznie
pojawiał się nieraz z G. i burmistrzem Madziarem. I co, teraz jest szefem
komisji, która ma się zajmować przekrętami G.? To jakiś żart.
POSEŁ POŻYCZA NA SCHODY
- Jacek ma pecha - uważa jeden z jego dawnych
współpracowników.
- I giętki kręgosłup. Służy wiernie, gdy trzeba coś
powiedzieć, zawsze powie.
Kto dałby twarz nieuchronnej porażce? Tylko on. Przy
układaniu list wyborczych zaczyna od jedynki, ale jedynkę dostaje w końcu
Błaszczak, a Jacek zadowala się piątym miejscem.
Poseł PiS znający Sasina: - Był przymierzany do
wiceministra spraw wewnętrznych. W ostatniej chwili wstrzymano tę nominację.
Okazało się, że w prokuraturze toczy się jakaś jego sprawa.
Doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez
Sasina złożyło CB A jeszcze pod rządami Pawła Wojtunika. Z podsłuchów CBA miało
wynikać, że przyjął pieniądze na kupno schodów do domu oraz na remont. I że
pieniądze ze SKOK Wołomin zasilały wołomiński PiS.
Latem 2016 r. prokuratura umarza tę sprawę. Sasin tłumaczy:
nie wziął łapówki, tylko pożyczył od znajomych (nie ujawnił tego w
oświadczeniu majątkowym, bo posłowie muszą wpisywać tam umowy od 10 tys. zł).
Nazwisk znajomych nie ujawnia. Tymczasem CBA - już pod rządami Mariusza
Kamińskiego - wciąż kontroluje jego oświadczenia. Pod koniec stycznia kolejny
news: RMF podaje, że prokuratura znów prowadzi śledztwo w sprawie oświadczeń
majątkowych posła.
Chciałem się spotkać z posłem Sasinem. Udało mi się jedynie
zadać pytania o konflikt interesów, o spotkania z podejrzanymi w aferze SKOK
Wołomin i SK Banku. O nazwiska ludzi, od których pożyczał pieniądze na schody.
Poseł obiecał odpowiedzieć, potem się rozmyślił. Odpisał: „(...) Doskonale
(...) Pan wie, że sprawy, o które Pan pyta, są zwykłą próbą manipulacji, a
pytania zdradzaj ą z góry założoną tezę. Nie ma więc powodu, aby się do nich
odnosić (...)”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz