Prokuratura
ściga biegłych, którzy wydali ekspertyzy w procesie o śmierć ojca ministra
Ziobry, i robi wiele, aby zmienić kierunek dotychczasowych ustaleń. A on sam
zmienia prawo tak, aby sobie i swojej rodzinie w tym procesie pomóc
Nie
doszło do spodziewanego zamknięcia przewodu sądowego i wydania wyroku w
procesie czworga krakowskich lekarzy oskarżonych o nieumyślne spowodowanie
śmierci Jerzego Ziobry Zbigniew Ziobro, jego matka i brat od ponad 10 lat
próbują udowodnić winę lekarzy Krakowski sąd musiał przerwać rozprawę (odbyła
się 18-19 stycznia) z powodu złego samopoczucia Krystyny Kórnickiej-Ziobro, do
której wezwano karetkę. Oskarżyciele posiłkowi, czyli Ziobrowie, i prokurator
(oddelegowany z Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej),
który włączył się do procesu po ich stronie, kilkukrotnie podczas dwudniowej
rozprawy próbowali zawiesić ten proces, ale sąd oddalał ich wnioski. Najpierw
sędzia Agnieszka Pilarczyk nie zgodziła się na powołanie nowego zespołu zagranicznych
biegłych, który miałby wydać opinię w sprawie przebiegu leczenia Jerzego
Ziobry, czego domagała się rodzina skarżąca lekarzy. Z opiniami polskich
biegłych powołanych w tej sprawie, korzystnymi dla oskarżonych lekarzy, rodzina
kategorycznie się nie zgadza.
Biegli
nie biegną
Sędzia
nie zgodziła się też na dopuszczenie wniosku dowodowego prokuratora o dodatkowe przesłuchanie polskich biegłych, którzy
wypowiedzieli się w sprawie, a wobec których prokurator prowadzi śledztwo. W
tym na przesłuchanie koordynatora zespołu biegłych Czesława Ch., który usłyszał zarzut zawyżenia kosztów ekspertyzy w tej
sprawie. „Prokuratura prowadzi postępowania przeciwko biegłym i składa wniosek
o przesłuchanie ich w tym procesie jako świadków. To rodzi wątpliwość, czy nie
będzie na nich wywierała wpływu” - mówił na rozprawie mec. Krzysztof
Bachmiński, jeden z obrońców. Czy fakt, że szef zespołu biegłych ma zarzut
oszustwa w wycenie kosztów opinii, może być podstawą do obalenia tejże opinii
przed sądem? Według prof.
Zbigniewa Ćwiąkalskiego, niezaangażowanego w
proces, zarzut taki nie przekłada się na wiarygodność samej ekspertyzy.
Sędzia Pilarczyk uznaje tę opinię za rzetelną i pełną.
W
części prokuratorskich akt udostępnionych POLITYCE kilkaset stron zajmuje
batalia, jaką prokuratorzy stoczyli z biegłymi o wydanie opinii w sprawie
śmierci Jerzego Ziobry. Faktem jest, że biegli medycy nie palili się do tego
zadania. Prokurator z Ostrowca Świętokrzyskiego po raz pierwszy w 2008 r., dwa
lata po śmierci Ziobry seniora, umorzył śledztwo, podpierając się opinią
biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi (za 50 tys. zł). Krakowski sąd,
uznając zażalenie Ziobrów na to umorzenie, polecił prokuraturze zlecenie opinii
innym biegłym. Prokurator szukał najlepszych profesorów siedmiu specjalności:
medycyny sądowej, patomorfologii, kardiologii, kardiochirurgii, chorób
wewnętrznych, intensywnej terapii i farmakologii. Najwięcej utytułowanych
lekarzy znalazł na Śląskim Uniwersytecie Medycznym.
Ale Kierownik Zakładu Medycyny
Sądowej Czesław Ch. zwrócił akta prokuratorowi i w imieniu zespołu odmówił
odpowiedzi na „277 szczegółowych pytań i zagadnień”, z czego 250 zadała rodzina
Ziobrów. Tłumaczył się nadmiarem pracy i tym, że sprawa ta jest mocno
skomplikowana, co może sparaliżować pracę całego Zakładu.
Prokurator
nie odpuścił, wiedząc, że pierwsza, łódzka opinia, była kwestionowana przez
rodzinę. Sąd uznał także, że była niepełna. Prokurator nie dał więc za wygraną
i poprosił rektora ŚUM, by wpłynął na swoich pracowników. Rektor też odmówił i
dorzucił kolejny powód trudności skompletowania obiektywnego zespołu
opiniujących: „z uwagi na kontakty zawodowe jak i naukowo-badawcze” z
oskarżanymi przez Ziobrów lekarzami. Sprawa trafia na szczebel rządowy: idą pisma
do prokuratora generalnego z prośbą o pomoc i
do ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, aby wpłynęła na uczelnię. Jej
zastępca odpowiada prokuratorowi, że uczelnie są autonomiczne, i kropka. W
kolejnych pismach, do których dotarliśmy, prokurator stawia sprawę na ostrzu
noża i przywołuje Kodeks postępowania karnego. Straszy lekarzy karami do 10
tys. zł za odmowę wydania opinii. Atmosfera wokół sprawy robi się nieprzyjemna
i lekarze, choć niechętnie, przyjmują wyzwanie.
Po roku
starań, w lipcu 2010 r., zespół był kompletny: 12 lekarzy ze ŚUM i trzech ze
szpitala MSWiA z Warszawy, z Białegostoku i z Lublina. Dostali z prokuratury
13 tomów akt. Powstała opinia za 291 tys. zł, którą prokurator prowadzący
śledztwo nazwie „bezprecedensową”, bo ostatecznie odpowiada na wszystkie 277
pytań.
Na
początku 2012 r. krakowski sąd, bez rozpoczynania procesu, znów umorzył sprawę.
Wystarczyła mu opinia biegłych o tym, że
czwórka lekarzy nie naraziła Jerzego Ziobry na niebezpieczeństwo utraty życia.
Ziobrowie złożyli zażalenie. Sąd wyższej instancji uznał ich racje w
niewielkiej części. Nakazał wznowienie procesu, ale na ławie oskarżonych miał
zostać tylko jeden z lekarzy. Zarzuty wobec niego z kilkunastu okroił do
jednego (rzekomo miał odstawić pacjentowi lek przeciwzakrzepowy). To nie
satysfakcjonowało Ziobrów, bo chcieli procesu dla czwórki lekarzy, więc
poprosili prokuratora generalnego o wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego. SN
uznał, że krakowski sąd nie zbadał wnikliwie zarzutów rodziny i, umarzając
sprawę bez procesu, poszedł na skróty. I sprawa wróciła do krakowskiego sądu.
W
październiku 2014 r. sędzia Agnieszka Pilarczyk zamówiła uzupełniające ekspertyzy
u śląskich biegłych, tych samych, którzy wydali poprzednią opinię. Dołącza do
nich 766 pytań od rodziny Ziobrów. Koordynator zespołu opiniującego Czesław
Ch. poinformował, że to może kosztować nawet milion złotych, a wydanie opinii
zajmie dwa lata. Pilarczyk nie zgodziła się na takie koszty i wycofała pytania
rodziny. Uzasadniała decyzję tym, że odpowiedzi na te pytania nie mają
znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Cena opinii spadła do 372 tys. zł.
Zbigniew Ziobro dziwił się je- sienią w Sejmie, że biegli za „23 strony opracowania
zażądali 400 tys.”, co daje-jak wyliczał- „mniej więcej 16 tys. w przeliczeniu
na jedną stronę”. W środowisku biegłych krążą pogłoski, że śląscy lekarze i za
drugim razem chcieli odciąć się od sprawy. Może mieli nadzieję, że 372 tys. zł
(nie 400 tys., jak twierdzi Ziobro) za kolejną opinię odwiedzie sąd od
zamówienia. To nie liczbą stron mierzy się wartość takiej opinii.
Czy to
rzeczywiście najdroższa - jak twierdzi Ziobro - opinia w historii polskiego
wymiaru sprawiedliwości? Z danych resortu sprawiedliwości wiemy że w zeszłym
roku najdroższa kosztowała 127 tys. zł, ale nie wiadomo, ilu biegłych ją
pisało. W tej uzupełniającej w sprawie Ziobry na jednego opiniującego przypada
średnio po 24 tys. zł. Można też zapytać, czy musiało tę uzupełniającą opinię
pisać aż 15 biegłych? Tak, musiało, bo to opinia uzupełniająca, więc sędzia nie
miała wyjścia i musiała poprosić ten sam skład biegłych, do których o
podstawową opinię zwróciła się prokuratura w Ostrowcu Świętokrzyskim, w
postępowaniu przygotowawczym. Poza tym, jak mówi jeden z sędziów, gdyby sąd
skorzystał z mniejszej liczby biegłych, to od razu pojawiłyby się zarzuty, że
okroił skład opiniujący. To mógłby być kolejny argument dla Ziobrów na jej
podważenie. Rodzina dziś kwestionuje i tę ostateczną, uzupełniającą opinię.
Śledztwa pod sprawę
Tymczasem
w Małopolskim Wydziale Zamiejscowym Prokuratury Krajowej (MWZPK), którą
nadzoruje Ziobro, trwa śledztwo w sprawie zawyżenia kosztów tej uzupełniającej
opinii. Zarzuty w tej sprawie usłyszał na początku grudnia koordynator zespołu
opiniującego Czesław Ch. 27 stycznia sąd przychylił się do wniosku prokuratora,
aby sędzia Pilarczyk raz jeszcze przeanalizowała koszty tej opinii. We
wrześniu prokuratura weszła do mieszkań i gabinetów wszystkich biegłych,
którzy opiniowali w tej sprawie. Zarzut usłyszał też biegły kardiolog z
Lublina, a dotyczy on posiadania amunicji i broni bez zezwolenia. Dotarliśmy
do pisma, które w lipcu zeszłego roku Prokuratura Krajowa wysłała do wszystkich
sądów. Pyta, czy i jakie opinie wydawało tych 15 biegłych w czasie od
października 2014 r. aż do połowy zeszłego roku. „Wskazana [w opinii dot. śmierci Jerzego Ziobry] przez
biegłych liczba godzin zdaje się wykluczać możliwość opracowywania w tym samym
czasie innych opinii. Zachodzi potrzeba poczynienia ustaleń w zakresie
aktywności zawodowej określonych biegłych” - czytamy w piśmie.
I jest
jeszcze jedno śledztwo, którego nie można oderwać od kontekstu sprawy śmierci
Jerzego Ziobry, a które prowadzi również Małopolski Wydział Zamiejscowy
Prokuratury Krajowej. Chodzi o to, że Szpital Uniwersytecki w Krakowie (tam
leczony był Jerzy Ziobro) dostał od amerykańskiego producenta stenty
(urządzenia rozszerzające tętnice) warte prawie 600 tys. zł. Umowę o
darowiźnie zawarł jeden z lekarzy oskarżonych w sprawie Ziobry. Śledczy
podejrzewają, że sprzęt nie był wykorzystywany do leczenia pacjentów tej
placówki, ale do przeprowadzania tam nielegalnych odpłatnych zabiegów. Część z
tych stenów miała też trafić odpłatnie do prywatnych klinik, a pieniądze miał
pobierać właśnie jeden z oskarżonych. Dotarliśmy do umowy przekazania tych
stentów, zawartej między Amerykanami a kliniką, z której wynika, że mogły być
używane również w leczeniu pacjentów spoza Szpitala Uniwersyteckiego w
Krakowie (SU). Jednak jak zapewnia lekarz, stenty były zastosowane bezpłatnie
i wyłącznie w krakowskim szpitalu.
Podobno
śledczy są tak zdeterminowani, aby udowodnić przyjęcie korzyści majątkowej
lekarzowi, że przeprowadzono nawet sekcję zwłok. Prokuratorzy chcieli wykazać,
jaki stent miał wszczepiony nieżyjący już pacjent. Co ciekawe, śledztwo w tej
sprawie prowadzi prokurator Łukasz Żuradzki awansowany z najniższego szczebla
prokuratury rejonowej w Suchej Beskidzkiej do najwyższego w MWZPK.
Przypominają się tu słowa Ziobry, który miał kiedyś powiedzieć: „Musimy
przyjmować na stanowiska (prokuratorskie - red.) ludzi młodych i to do pierwszego szeregu, ponieważ tacy ludzie będą nam
całkowicie oddani”.
I wreszcie,
w kontekście sprawy śmierci Jerzego Ziobry, prokuratorzy z MWZPK postawili
zarzuty jeszcze trojgu lekarzom, w tym dwóm związanym z kliniką, w której
zmarł ojciec ministra. Dwóch z nich w dzień jego śmierci miało zamienić się dyżurami,
ale nie poinformowali o tym swoich przełożonych. Lekarz, który faktycznie
pełnił dyżur, nie podpisał się w książce raportów lekarskich, a podpisała się
za niego lekarka, za którą ten dyżur przejął. Usłyszał zarzut doprowadzania
Szpitala Uniwersyteckiego do niekorzystnego rozporządzania mieniem w kwocie
258,30 zł brutto, które zostało wypłacone lekarce, która tego dyżuru faktycznie
nie pełniła. Dotarliśmy do zażalenia pełnomocnika lekarza w tej sprawie (sąd
rozpozna je 20 lutego).
Okazuje się, że akurat w tym
czasie nie obowiązywały przepisy dotyczące prowadzenia tej dokumentacji
medycznej (w której widnieje jej podpis), bo uchylił je TK.
Trzecia
jest lekarka z Krynicy, która wpisała w dokumentacji dla NFZ wizytę Jerzego
Ziobry, a w rzeczywistości miało jej nie być. Lekarka była przyjaciółką rodziny
Ziobrów, to z nią udali się na wycieczkę na Jaworzynę, podczas której Jerzy
Ziobro źle się poczuł, a kilka dni później trafił do szpitala, w którym zmarł.
Cui bono?
W
listopadzie 2015 r. ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro, a kilka
miesięcy później dodatkowo prokuratorem generalnym. W Sejmie mówił, odnosząc
się do sprawy śmierci swego ojca, że prawo jest równe wobec wszystkich. Ale
dziś nikt, poza nim, nie może zmieniać tego prawa tak, by wpływać na bieg jego
prywatnej sprawy. A Ziobro korzysta z tej możliwości pełnymi garściami.
Dzień
po tym, jak prokuratorzy z Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury
Krajowej z Departamentu ds. Przedsiębiorczości Zorganizowanej weszli o szóstej
nad ranem do lekarzy, którzy wydali ekspertyzy w sprawie śmierci Jerzego
Ziobry, Zbigniew Ziobro stanął na mównicy sejmowej. Przekonywał, że wydali oni
najdroższą opinię w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości - uwaga - „w
prostej sprawie leczenia 9-dniowego jednego pacjenta w szpitalu”. Dlaczego
prokuratorzy z najwyższego szczebla (Prokuratury Krajowej) przystąpili do tej
prostej - jak mówi Ziobro - sprawy sądowej po jego stronie, jego matki i brata?
W ustawie ze stycznia 2016 r. Prawo o prokuraturze czytamy, że te zamiejscowe
wydziału Prokuratury Krajowej zajmują się sprawami „przestępczości
zorganizowanej, najpoważniejszej przestępczości korupcyjnej oraz przestępczości
o charakterze terrorystycznym”.
Ziobro
powiedział też w Sejmie, że wyłączył się z tej sprawy, ale fakty są inne. W
tej sądowej przeciwko czterem lekarzom, którzy leczyli jego ojca, występuje w
podwójnej roli: jako pokrzywdzony i oskarżyciel subsydiarny, a także jako
zwierzchnik prokuratorów, którzy do sprawy przystąpili. A przystąpili do niej
na nowych warunkach, które stworzyła im zmiana w Kodeksie postępowania karnego
(zmiana z inicjatywy ministra sprawiedliwości) z marca 2016 r. Do tej pory do
sprawy wniesionej do sądu przez pokrzywdzonego w każdej chwili mógł przystąpić
prokurator. Zmiana polega na tym, że teraz kiedy prokurator przystępuje do
takiej sprawy, to staje się głównym oskarżycielem. To ważne dla Ziobrów, bo
oznacza, że jeśli ostatecznie przegraliby sądową batalię z lekarzami, to Skarb
Państwa (w związku z przegraną prokuratora) ponosi wszystkie koszty, w tym
płaci wysokie rachunki za opinie biegłych sądowych. Pojawiła się jednak
wątpliwość, że prokurator przystąpił do sprawy sądowej dopiero w kwietniu, a
kosztowne opinie biegłych były zamówione wcześniej. Istniało więc jakieś
ryzyko, że Ziobrowie będą musieli płacić za te opinie.
PiS
przegłosował w czerwcu 2016 r. kolejne zmiany w Kodeksie postępowania karnego,
a dzięki poprawce wrzuconej na posiedzeniu podkomisji sąd nie może już zasądzić
od oskarżyciela posiłkowego w żadnym przypadku kosztów wyższych niż 300 zł.
Uzasadniając tę poprawkę, posłanka PiS mówiła, że chodzi o koszty, które „mogą
powstać w związku z koniecznością zasięgnięcia drogich opinii biegłych”.
Szefem komisji, w której rozgrywała się ta sprawa, jest zaprzyjaźniony z Ziobrą
poseł Arkadiusz Mularczyk. Minister Ziobro musiał o tej zmianie wiedzieć. I
dlatego znów można powiedzieć, że rozminął się z rzeczywistością, kiedy na
posiedzeniu Sejmu we wrześniu mówił, że „koszty pracy biegłych zostałyby przeniesione
w sposób bezpośredni na działania osób pokrzywdzonych, czyli właśnie w tym
przypadku mojej mamy i mojego brata, występujących w akcie jako oskarżający w
ramach prywatnego aktu oskarżenia” (nie dodał, że i on występuje tu jako
prywatny oskarżyciel). Nie zostałyby, bo w ciągu kilku miesięcy tak zmienił
prawo, że już we wrześniu miał pewność, że żadnych pieniędzy za opinie płacić
nie będą.
Jeszcze
w kwietniu 2016 r. minister sprawiedliwości podniósł w Kodeksie karnym górną
granicę kary za przedstawienie fałszywej opinii biegłych, która jest dowodem w
sprawie, z 3 do 10 lat pozbawienia wolności. Jeden z sędziów mówi, że wygląda
to na próbę „zmobilizowania” biegłych do określonych („słusznych”) opinii. Te w
sprawie śmierci Jerzego Ziobry rodzina uznaje za wybitnie nierzetelne. Minister
wpisał też do kodeksu nowe przestępstwo „nieumyślnie fałszywej opinii biegłego”
- choć trudno sobie wyobrazić, aby biegły mógł nieumyślnie taką fałszywą opinię
napisać. Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności. Może się zdarzyć tak, że to
ta prokuratura, która przyłączyła się do procesu po stronie Ziobrów, będzie
zamawiać nowe opinie biegłych dotyczące śmierci ojca Ziobry. Trudno im będzie
pisać kolejne opinie ze świadomością, że grożą im wysokie kary za napisanie
takich, które nie spodobają się prokuratorom, czyli podwładnym Ziobry.
Ziobrowie
próbują udowodnić przed sądem, że opinie biegłych, korzystne dla kardiologów,
którzy leczyli Ziobrę, są nic niewarte. Krystyna Kornicka-Ziobro pisała w
zażaleniu, że powinien on powołać
zagranicznych biegłych - takich, którzy z „niewątpliwie większym obiektywizmem”
sporządzą opinie. Co ciekawe, we wrześniu 2016 r. minister sprawiedliwości
podpisał rozporządzenie w sprawie nowych stawek wynagrodzenia dla biegłych zagranicznych.
To przygotowanie możliwości zlecenia opinii biegłym z zagranicy. Chodzi o to,
że biegli zagraniczni nie chcą wydawać opinii, bo w Polsce nie mogą zarobić
tyle, ile w swoich krajach. Rozporządzenie daje im możliwość zarobienia
dwukrotności tego, co dostają polscy biegli, a jeśli pracują w zespołach, to aż
czterokrotność polskiego wynagrodzenia.
Sędzia odmawia zeznań
I wreszcie
ostatnia zmiana napisana przez ministra sprawiedliwości, a przegłosowana przez
Sejm 30 listopada 2016 r. (obowiązuje od 23 grudnia), daje Ziobrze możliwość
wpływania na bieg sądowej batalii w sprawie śmierci jego ojca. A chodzi o
istotne wahnięcie w procedurze karnej. Jeśli prokurator będzie widział, że
sprawa idzie ku uniewinnieniu lekarzy, to może teraz zażądać od sądu wycofania
sprawy. Wystarczy, że powoła się na nowe okoliczności, które się pojawiły, na
przykład na zawyżone koszty tych opinii czy podważanie ich wiarygodności. Sąd
nie może już, jak wcześniej, nie zgodzić się na wycofanie sprawy. To daje prokuraturze
możliwość blokowania wydania wyroku przez krakowski sąd. Kolejna rozprawa już
6 lutego.
Jeśli
Zbigniew Ziobro przeprowadzi zapowiadaną na ten rok reformę sądownictwa, to
zdobędzie kolejne narzędzia, które pozwolą mu odebrać sprawę sędzi Agnieszce
Pilarczyk. Zresztą już dwukrotnie rodzina Ziobrów próbowała ją z tego procesu
wyłączyć. Jak się dowiadujemy, pod koniec grudnia została wezwana do MWZPK.
Prokurator chciał ją przesłuchać na okoliczność śledztwa w sprawie zawyżonych
kosztów opinii biegłych. To ewenement, aby przesłuchiwać sędziego w śledztwie,
które ma związek ze sprawą sądową, którą prowadzi. Sędzia Pilarczyk odmówiła
składania zeznań. Jeśliby j e złożyła i wyraziła w nich swoją opinię o
sprawie, to mogłoby być podstawą do wyłączenia jej z procesu.
Nie ma bezpośrednich dowodów na
to, że Ziobro wydał podwładnym prokuratorom polecenie, by przyłączyli się do
sprawy sądowej, w której on sam jest stroną, ani że nakazał im śledztwa w
sprawie biegłych. Choć klasyczna śledcza zasada każe zapytać cui bono?
A nawet jeśli wydawał służbowe polecenia, działając we własnej sprawie, to
napisane przez niego i obowiązujące przepisy dają mu pełne prawo do tego typu
działań. Ale czy moralne też?
Anna Dąbrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz