Sojusz z Beatą
Szydło, Jackiem Kurskim i Grzegorzem Biereckim. Konflikt z Mateuszem
Morawieckim i karne wykonywanie poleceń Jarosława Kaczyńskiego.
Michał Krzymowski
Mówi ważny polityk PiS: - Zbyszek zbudował
sobie imponującą pozycję w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Rozprowadził
swoich ludzi w spółkach, pozamykał dawne fronty i umocnił dotychczasowe
sojusze. Prezes na razie przymyka na to oko, bo Ziobro jest mu potrzebny do
rozprawy z Trybunałem i sądami. Jarosław uważa, że atak na wymiar
sprawiedliwości idzie za wolno, i cały czas go popędza.
Miesiąc temu na
stronie internetowej Trybunału Konstytucyjnego znienacka pojawia się wniosek
Zbigniewa Ziobry. Minister domaga się w nim stwierdzenia niekonstytucyjności
sejmowej uchwały, na mocy której wybrano trzech sędziów TK. Sprawa jest
ośmieszająca, bo chodzi o głosowanie sprzed sześciu lat, a Ziobro jeszcze
kilkanaście miesięcy temu dowodził, że Trybunał nie może zajmować się uchwałami
parlamentarnymi.
Od inicjatywy
ministra szybko odcina się Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem wniosek wykracza
poza kompetencje TK.
- Chodzi o to, żeby Trybunał raz na zawsze stwierdził, że
nie ocenia uchwał Sejmu, co za kadencji Andrzeja Rzeplińskiego starano się
kwestionować. To taka pułapka. Ziobro oczywiście nie skierował tego wniosku z
własnej woli. Zrobił to na polecenie prezesa - ujawnia „Newsweekowi” źródło w
otoczeniu szefa PiS.
To nie pierwsze
zlecenie wykonane w ciągu ostatniego roku przez Ziobrę. Dwanaście miesięcy
temu minister słał na polecenie Kaczyńskiego ostre listy do unijnych komisarzy
Giinthera Oettingera i Fransa Timmermansa.
LEKCJA DLA WICEPREMIERA
W układzie Ziobry z
Kaczyńskim korzyści są obopólne. Minister posłusznie robi to, co mu
nakazuje prezes, a w zamian może poszerzać swoją strefę wpływów.
Jesień. W obozie
dobrej zmiany trwa sprzątanie po odwołanym ministrze skarbu Dawidzie
Jackiewiczu. Związani z nim prezesi państwowych spółek jeden po drugim tracą
posady. W połowie listopada przychodzi kolej na szefa Tauronu Remigiusza Nowakowskiego,
prywatnie zaprzyjaźnionego z byłym rzecznikiem PiS Adamem Hofmanem. Jego
miejsce zajmuje dotychczasowy wiceminister skarbu Filip Grzegorczyk, krakowski
wykładowca kojarzony z Witoldem Ziobrą, bratem lidera Solidarnej Polski. To
kolejny przyczółek zdobyty przez środowisko ministra sprawiedliwości. Jego
współpracownicy i znajomi zasiadają już we władzach PZU, PGNiG, PGE czy
Azotów.
- Ziobro jest w
dobrych relacjach z Beatą Szydło, którą sam kiedyś wprowadzał do PiS. Wspólnie
próbują się przeciwstawić ekspansji Mateusza Morawieckiego, kontrolującego
coraz większą część państwowego biznesu - opowiada źródło w PiS.
Minister
sprawiedliwości nie tylko wprowadza swoich ludzi do kolejnych firm, ale też
zamyka dawne fronty. Informatorzy z głównej siedziby PiS przy Nowogrodzkiej
twierdzą, że doszło do pojednania z szefem TVP Jackiem Kurskim. A przecież ten
jeszcze niedawno mówił publicznie, że musiał co chwilę zmieniać Ziobrze
pieluchę.
- Taką informację
przyniosła z telewizji Małgorzata Raczyńska, prywatnie zaufana prezesa. Według
jej relacji na Woronicza zaczął się pojawiać Witold Ziobro - twierdzi rozmówca
z PiS. Polityk zbliżony do szefa Solidarnej Polski potwierdza: - Relacje z
Kurskim odnowiła też żona ministra, Patrycja, która nie jest tak drażliwa i
pamiętliwa. Spotkali się na jakimś bankiecie i wszystko sobie wyjaśnili.
Początek grudnia.
PZU wydaje komunikat o zakupie akcji banku Pekao SA. Jeszcze tego samego dnia
zaprzyjaźniony z Ziobrą prezes ubezpieczeniowego giganta Michał Krupiński
występuje w głównym programie publicystycznym TVP, czyli „Gościu Wiadomości”,
nadawanym tuż po wieczornym wydaniu dziennika. Nazajutrz pojawia się w
radiowych „Sygnałach dnia” i udziela wywiadu „Rzeczpospolitej”, a trzy dni później
gości w Polsacie.
W rzeczywistości
zakup Pekao był pomysłem wicepremiera Mateusza Morawieckiego, ale twarzą
transakcji w ciągu kilkudziesięciu godzin staje się Krupiński.
Ludzie Ziobry ukradli Mateuszowi show. Ograli go jak
dzieciaka. Zanim się obejrzał, Krupiński zdążył oblecieć wszystkie redakcje i
ogłosić, że to jego sukces.
Dla Morawieckiego to była bolesna lekcja polityki twierdzi
rozmówca z PiS.
W tym czasie Ziobro
i Morawiecki są już na ostrym kursie kolizyjnym. Po raz pierwszy starli się na
wrześniowym posiedzeniu rządu dotyczącym projektu Ministerstwa Sprawiedliwości
wprowadzającego karę 25 lat więzienia za wyłudzenie VAT. Ustawa została
przyjęta, mimo krytyki ze strony Morawieckiego. Później spierali się jeszcze
kilkakrotnie. - W rządzie jest wyraźna linia podziału. Z jednej strony jest
Morawiecki wspierany przez Jarosława Gowina i Piotra Glińskiego, z drugiej
stoją Szydło i Ziobro - opowiada polityk PiS.
LEX BIERECKI
Kilka tygodni temu
senator PiS Grzegorz Bierecki przyznaje w prywatnej rozmowie, że jego
polityczne notowania nie stoją najlepiej. On sam rzadko bywa na Nowogrodzkiej, a
jego ludzi notorycznie pomija się przy obsadzie stanowisk. Nawet na Pomorzu,
czyli w jego mateczniku, są z tym trudności. - W sensie politycznym Grzegorz
jest trochę wycofany i ostatnio koncentruje się na innych sprawach. Jakich?
Przez rząd i parlament idzie kilka ustaw dotyczących SKOK-ów - mówi jeden z
posłów.
Początek grudnia.
Resort sprawiedliwości publikuje projekt ustawy anty lichwiarskiej,
przygotowany przez wiceministra Marcina Warchoła. Propozycja jest radykalna.
Jeśli wejdzie w życie, część firm pożyczkowych zniknie z rynku. Krytykują ją
jednak nie tylko organizacje branżowe i pracodawcy ale też instytucje obsadzone
przez ludzi partii rządzącej, takie jak Ministerstwo Rozwoju i Finansów,
Narodowy Bank Polski czy Komisja Nadzoru Finansowego. Zarzuty brzmią poważnie:
niezgodność projektu z konstytucją, uderzenie rykoszetem w banki i ich
klientów, niespójność przepisów. Najłagodniej z projektem obchodzi się Kasa
Krajowa SKOK, która wnosi nieznaczne poprawki, ale co do zasady popiera pomysł
resortu Ziobry.
- Inicjatorką
projektu była bezpartyjna senator Lidia Staroń, ale o ustawie przygotowanej
przez ministerstwo mówi się już „lex Bierecki” - przyznaje wpływowy polityki
PiS.
- Dlaczego?
- Bo ustawa w takim
kształcie zabije firmy pożyczkowe, a ich klientela nie zniknie. To ludzie,
którzy nie pójdą do banków. Część zacznie zastawiać kosztowności w lombardach,
a część przeniesie się do SKOK-ów. Dla kas to czysty zysk.
- Ale Bierecki jest
senatorem i nie pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości, które przygotowało
ustawę - zauważam.
- Projekt
konsultowano ze środowiskiem kas. Bierecki nie musiał jeździć do resortu
osobiście, mogli to robić jego współpracownicy. Proszę też pamiętać, że Ziobrę
i Biereckiego łączy silna więź. Gdy w 2011 roku Zbyszek został wyrzucony z PiS,
wiele osób odwróciło się od niego. Ale nie Grzesiek. Gdy Ziobro zmagał się z
Kaczyńskim jako szef Solidarnej Polski, jego żona Patrycja cały czas pracowała
w Apelli, agencji reklamowej należącej do systemu SKOK.
Senator Bierecki
zapewnia w rozmowie z „Newsweekiem”, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie
kontaktowało się z nim w sprawie ustawy antylichwiarskiej.
- A z panem konsultowano
ten projekt? - pytam posła PiS Janusza Szewczaka, byłego głównego ekonomistę
SKOK-ów.
- Nie wykluczam, że
mogłem być proszony o opinię - przyznaje Szewczak. - Od dawna podnoszę
publicznie problem lichwy.
- Z kim pan
rozmawiał o tej ustawie?
- Na pewno nie z
ministrem Ziobrą. Mam kontakt z jego zastępcami, Marcinem Warchołem i
Patrykiem Jakim.
- Pojawiają się
głosy, że ustawa jest korzystna dla SKOK-ów.
- Tu nie chodzi o
to, żeby komuś pomóc czy zaszkodzić. Rynek pożyczek trzeba po prostu
ucywilizować i w tym kierunku idzie ten projekt.
W dniu, w którym na
stronach Rządowego Centrum Legislacji ukazuje się ustawa antylichwiarska, do
parlamentu wpływa nowelizacja ustawy o SKOK-ach. Projekt przedstawia w Sejmie
poseł Tadeusz Cymański, człowiek Zbigniewa Ziobry. W teorii to realizacja
orzeczenia Trybunału, który półtora roku temu uznał nadzór KNF nad małymi
kasami za niezgodny z konstytucją. Ale w praktyce to coś więcej. W ustawie
znajduje się na przykład niejasne stwierdzenie, że Kasa Krajowa, czyli wielka
czapa całego systemu, podlega nadzorowi KNF „adekwatnie do stopnia
skomplikowania działalności oraz skali ryzyka”. A to otwiera pole do rozmaitych
spekulacji i wzmacnia pozycję SKOK-ów wobec nadzoru. - Ten przepis nie ma nic
wspólnego z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. Posłowie PiS dodali go od
siebie - mówi posłanka Izabela Leszczyna z Platformy, była wiceminister
finansów.
JUŻ SĄ GOTOWI
Koniec stycznia.
Jarosław Kaczyński kontynuuje objazd partyjnych struktur. Podczas
spotkania z małopolskimi działaczami PiS opowiada o relacjach w obozie
zjednoczonej prawicy. - Z Polską Razem bywa różnie, bo dzielą nas różnice
programowe - mówi. - Za to z Solidarną Polską współpraca układa się bez
zarzutu. Oni już dziś są gotowi, by wstąpić do PiS.
Poseł PiS: - Sens
tego wystąpienia był jasny. Jedno skinienie prezesa i cała partia Zbyszka
byłaby u nas, ale na takie decyzje jeszcze przyjdzie czas.
Lato zeszłego roku.
Tuż przed wyborem władz PiS na kolejną kadencję Ziobro jedzie na Nowogrodzką.
Proponuje Kaczyńskiemu zjednoczenie, w zamian żądając stanowiska wiceprezesa
partii dla siebie i miejsc we władzach dla swoich współpracowników. - Jeszcze
nie czas - ma mu odpowiedzieć Kaczyński. Do fuzji może dojść - wyjaśnia prezes
- ale dopiero przed wyborami samorządowymi. Ludzie Solidarnej otrzymają
miejsca na listach PiS, a zjednoczenie prawicy zostanie ogłoszone w kampanii.
Poseł związany z
Ziobrą: - Zbyszek przelicytował. Chociaż może Kaczyński i tak by go nie
przyjął? Przecież czas gra na jego korzyść. Solidarna Polska z miesiąca na
miesiąc słabnie. Przed wyborami samorządowymi, w których Ziobro będzie chciał
poupychać swoich ludzi na listach, jej cena jeszcze spadnie.
Inny członek
Solidarnej Polski: - Zbyszek próbuje integrować naszą grupę posłów. Ale partia
i tak roztapia się w PiS. To proces, którego już nic nie powstrzyma.
I który już trwa.
Na początku grudnia jeden z założycieli SP, poseł Arkadiusz Mularczyk,
wystąpił z partii i zgłosił akces do PiS. Choć rekomendację wystawili mu
wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki i szef komisji skarbu Marek Suski, to
komitet polityczny PiS od dwóch miesięcy zwleka z rozpatrzeniem sprawy. - Cały
czas czekam - przyznaje „Newsweekowi” Mularczyk, który najwidoczniej czuje się
już jednak pełnoprawnym członkiem Prawa i Sprawiedliwości, bo uczestniczył w
niedawnym spotkaniu partii z Jarosławem Kaczyńskim.
Marek Suski
zapewnia, że deklaracja Mularczyka zostanie rozpatrzona na najbliższym
posiedzeniu władz partii, ale identyczne zapowiedzi padały już w połowie
grudnia. - Prezes zwleka, bo nie chce, żeby przyjęcie Mularczyka wywołało falę
deklaracji pozostałych działaczy Solidarnej. Chodzi też o to, żeby bez sensu
nie zadrażniać relacji z Ziobrą - wyjaśnia polityk zbliżony do biura partii
przy Nowogrodzkiej.
Inny z rozmówców
dodaje: - Przyjęcie Solidarnej Polski dziś po prostu się nie opłaca. Ziobro
wie, że jest potrzebny i dlatego żąda wysokiej ceny. Ale gdy tylko doprowadzimy
reformę sądownictwa do końca, prezes ukróci jego wpływy. Wtedy zjednoczenie
będzie miało sens.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz