niedziela, 6 listopada 2016

Ja wam dobrze radz,Jazda bez hamulców,Siła bezsilnych wobec cynizmu, hipokryzji i obsesji,Właściwy skręt,Ex oriente lux i Naród pomagierów



Ja wam dobrze radzę

Obywatelki i Obywatele. Rok po narodzinach do­brej zmiany wielu z Was wciąż stoi w rozkroku, nie wiedząc, jak się do niej odnieść. Chcę Was przeko­nać, że warto się odnieść pozytywnie, tym bardziej teraz, gdy nastał czas dokonania jednoznacznego wyboru.
   Wielu z Was myśli zapewne, że dobra zmiana to kwestia jeszcze góra trzech lat. Pobudka. Nie po to zdobywaliśmy wła­dzę, że by ją za chwilę oddawać. Taki Erdogan rządzi już 13 lat, Orban - 6, a przecież porządzi jeszcze kolejnych 6. My też nie jesteśmy tu na chwilę. Możecie oczywiście stać z boku, bo­czyć się i grymasić albo nawet robić nam wbrew, ale tak zwy­czajnie, po prostu, Wam się to nie opłaca. Tym, którzy będą z nami, będzie się żyło łatwiej, tym, którzy przejdą na pozycje nam wrogie, będzie ciężko - co mówimy otwarcie.
   Ekscytujecie się obecnymi protestami i uważacie, że będzie ich więcej, że będą większe. Mrzonki. Ten Wasz KOD jest już niemal trupem, a gdy do końca rozjedziemy cały ten Trybunał, trupem będzie. Czarny protest też dogorywa. Drugi raz się nie wystawimy i nie będziemy prowokować pań. Protesty przeciw likwidacji gimnazjów są marne i nic tego nie zmieni. Wiemy, jest niby ta opozycja. I co z tego? Krzyczą, gardłują, a walec jedzie i na końcu ich rozjedzie, jeśli do tego momentu sami się nie pożrą. Bez sensu jest obstawianie w wyścigu konia, który na pewno nie wygra. Tak czy owak, przed nami i przed Wami wiele lat. A my wcale nie oczekujemy tak wiele. Nie musicie nas głośno popierać. Wystarczy że nie będziecie głośno się nam przeciwstawiać albo po cichu przeciw nam knuć.
   Budujemy IV RP. To wielkie dzieło, wspierane wolą suwerena. Owszem, napotykamy pewne przeszkody, ale stopnio­wo je usuwamy. Trybunał za chwilę będzie nasz, sądy też, media częściowo mamy, resztę zmarginalizujemy albo za­straszymy. Nie będzie już żadnych punktów oporu. Wszelka kontestacja będzie więc zupełnie jałowa. Nie lepiej nas w tej sytuacji wesprzeć, choćby życzliwą neutralnością?
   Nie mówimy na przykład, że macie popierać cele naszego programu gospodarczego, prezentowane przez wicepremie­ra Morawieckiego. Wystarczy, jak powiecie, że trzeba nam dać szansę. To tak wiele? Nie musicie nam klaskać, gdy przej­mujemy wymiar sprawiedliwości. Wystarczy, jak powie­cie, że sądy rzeczywiście źle działają i zmiany są konieczne. Nie musicie twierdzić, że w Smoleńsku był zamach. Wy­starczy, jak powiecie, że macie wątpliwości, że do końca nie wiadomo, jak było, i trzeba wszystko dogłębnie zbadać. To chyba nic złego, że człowiek zgłasza wątpliwości. Inteligentny człowiek ma prawo mieć wątpliwości.
   Wielu z Was to prawnicy. Wiemy, jesteście przywiązani do pewnych reguł, o których słuszności przekonywano Was na studiach. Ale każdy prawnik wie, że istnieją spory w doktry­nie i na wszystko można spojrzeć z różnych punktów widze­nia. My za chwilę będzie my musieli podejmować wiele decyzji personalnych. Ktoś w tych sądach musi być awansowany, ktoś inny pominięty albo nawet zdegradowany. Na pewno nie jest Wam obojętne, kto to będzie. Sympatyczne gesty wobec nas ze strony każdego z Was będą dostrzeżone i docenione.
   To samo prokuratorzy. Przeciwstawialiśmy się nieprawid­łowościom w prokuraturze i dalej będziemy to czynić. Nasze państwo ma swoją politykę karną, którą prokuratorzy mają realizować. Możecie oczywiście powiedzieć, że nie ma zna­czenia, czy będziecie w prokuraturze apelacyjnej w Warsza­wie, czy rejonowej w Ustrzykach Dolnych. Ale wiemy i my, i Wy, że to nieprawda.
   Dalej, pracownicy naukowi. Wiemy, wiemy, cenicie sobie swoją niezależność i krytycyzm. My też w Was to cenimy. Ale od gestów życzliwości wobec nas korona Wam z głowy nie spadnie. Wy też chcecie awansów i grantów. A my w tym możemy pomóc.
Dziennikarze. Wielu z Was myśli, że może gadać i pisać, co chce. Czas pokaże. Jak Was przyciśniemy i lekko wystraszy­my także prywatnych reklamodawców, to nagle z kasą będzie krucho. Wasi wydawcy sami do Was przyjdą, żebyście zdjęli nogę z gazu. A my i tu nie prosimy o wiele. O równowagę pro­simy. Krytykujcie nas, ale i opozycję. Po aptekarsku. My też jesteśmy przeciw wypaczeniom. Redaktor Ziemiec nawet je skrytykował. I słusznie, bo to nam pomaga. Włos mu z gło­wy nie spadł. Nam wystarczy, żebyście nie mówili, że niszczy­my demokrację i pozycję Polski. Tylko tyle. A jeśli krytyka, to konstruktywna, a nie totalna, wszystko w czambuł.
   Nasza oferta wydaje się naprawdę rozsądna i powinniście ją poważnie rozważyć. Poza wszystkim, nie lepiej być wśród zwycięzców, którzy realnie decydują o losach kraju? Nie lepiej włączyć się w proces przemian?
   Możecie na tę ofertę patrzeć krzywo i wzdychać: „gdyby nas lepiej i piękniej kuszono”. Ale my nie uwodzimy ani nie kusi­my. My sugerujemy i proponujemy. Wybór jest Wasz. Wy po­niesiecie jego konsekwencje. Liczymy na Wasz rozsądek.
MePiStofeles
Tomasz Lis

Jazda bez hamulców

Po roku od zwycięstwa wyborczego PiS (uczczonego przez ministra obrony salwą z mistrali) w kraju jest - jak mówi lud - śmiesznie, ale niewesoło. Marna to satysfakcja, że ostrzegaliśmy wtedy (Janicki/Włady­ka), co może oznaczać oddanie pełni władzy osobie tak nieprze­niknionej, żyjącej od dawna w jakimś własnym świecie żalów, obsesji, urojeń, ambicji, jak Jarosław Kaczyński. Demokratycznie cóż z tego, że minimalną większością - przekazaliśmy panu Kaczyńskiemu prawo stanowienia prawa. To ogromne ryzyko, skrajna nieostrożność, przed którymi w ciągu 25 lat praktykowa­nia nowo nabytej demokracji udało się nam uchronić. Już nie­ważne dziś, jak do tego doszło, choć sam uważam, że nadmiernie dowartościowujemy PiS, traktując jego dość przypadkowe i szczęśliwe zwycięstwo jako wynik głębokich procesów spo­łecznych i historycznych. Niemniej, za wybór z 25 października 2015 r. przyjdzie nam pewnie zapłacić bardzo wysoką cenę. Jaką? Rok jeszcze nie wyrok, o wszystkim nie przesądza, ale większość prognoz rozciąga się dziś między przejściowym dwu-trzyletnim chaosem a dewastacją kraju, z której nie pozbieramy się przez dziesięciolecia.

Kto ma jakieś wahania dotyczące najgłębszych intencji nowej władzy, powinien zwrócić uwagę na list rządu RP do Komisji Europejskiej, zawierający odpowiedź na unijne rekomendacje w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Korespondencji towarzyszą rutynowe zapewnienia partyjnej propagandy, że„Polacy są już zmęczeni" jałowym sporem o Trybunał, a zalecenia Komisji Euro­pejskiej i Komisji Weneckiej są niezgodne z polskim prawem oraz „interesem państwa i jego obywateli" (to premier Szydło). Prawni­cy, z którymi rozmawiamy, uważają to pismo za merytoryczne i lo­giczne horrendum (przy okazji polecam analizę w OKO.press). Typ przedstawionej argumentacji znamy z poprzednich kilku ustaw o Trybunale: jeśli jest napisane w konstytucji, że prezydent zaprzysięga wybranych sędziów, to znaczy, że zaprzysięga lub nie; jeśli jest zapisane, że rząd publikuje wyroki Trybunału, to znaczy publi­kuje lub nie; jeśli wyroki „są ostateczne i powszechnie obowiązują­ce", to wcale nie znaczy, że obowiązują wprost instytucje państwa itd. Zamiast 10 stron takich wywodów wystarczyłaby jedna fraza skierowana do unijnych instytucji (cytuję szefową „Wiadomości" TVP): Walcie się!

Oczywiście Komisja Europejska może teraz wdrożyć, nigdy wcze­śniej niestosowane, procedury tzw. trzeciego etapu kontroli praworządności w państwie członkowskim i skierować do Rady Europejskiej wniosek o ukaranie Polski. Brukselscy urzędnicy i europarlamentarzyści uważają, że prawdopodobnie żadne oficjalne sankcje nałożone nie będą (bo np. zawetują je Węgry), ale za to spo­dziewają się sankcji nieformalnych: ignorowania stanowiska Polski w ważnych dla nas sprawach, jak np. reguły delegowania pracow­ników, regulacje rynku gazowego, pomoc publiczna, aż po kwestie bezpieczeństwa, unijnych dopłat czy przyszłości europejskich insty­tucji. Z ludźmi PiS w Brukseli już się praktycznie nie rozmawia, poza gestami formalnymi i kurtuazyjnymi (minister Macierewicz cieszył się, że z francuskim odpowiednikiem „pomachali sobie przez stół"). Jeśli władzy ta faktyczna izolacja i dyplomatyczne afronty nie prze­szkadzają, a widać, że nie, to znaczy, że psychologicznie i politycznie PiS traktuje Unię jako twór obcy i schyłkowy, a każdy konflikt z „brukselską biurokracją" będzie propagandowo wykorzystywany do przy­cinania wciąż ogromnego w Polsce poparcia dla UE. Już prawie połowa Polaków przyjmuje pisowską narrację, że nie potrzebujemy silniejszej integracji, tylko„sojuszu suwerennych państw". Jeszcze kil­ka lat propagandy i w referendum zagłosujemy za „polexitem".

Ale sprawa Trybunału jest nie tylko wykładnią intencji PiS wobec Europy, lecz także, a właściwie przede wszystkim, wobec nas, tu, w kraju. Właśnie zgłoszono kolejny projekt ustawy o TK, który już nie reguluje całości procedur sądowych, a jedynie tryb wyboru pre­zesa TK po grudniowej dymisji prezesa Rzeplińskiego. Ustawa tak śmiesznie opisuje warunki, jakie ma spełnić nowy prezes, że może nim zostać tylko powołana przez PiS pani Julia Przyłębska. A po włą­czeniu do orzekania trójki nielegalnie powołanych pisowskich sędziów władza zmieni Trybunał Konstytucyjny w ustrojową wy­dmuszkę. Parafrazując słynne powiedzenie Joanny Szczepkowskiej, należałoby ogłosić: proszę państwa, za kilka tygodni zacznie się w Polsce autorytaryzm. Będziemy budować jakąś wersję wschod­nioeuropejskiej dyktatury, lokalnego sułtanatu, geopolitycznie i ustrojowo bliższego Rosji niż Zachodowi.

Pięknie. Lud tak chciał. Ale jedno ostrzeżenie. Kontrola prawo­rządności, sprawowana przez Unię Europejską i poprzez nasz Trybunał, służy nie tylko bezpieczeństwu obywateli, ale także bez­pieczeństwu władzy. Bez ograniczników każda władza stacza się w stronę korupcji, pychy i ryzykownej arogancji. A obywatele, po­zbawieni prawa głosu i szacunku ze strony rządzących, poddawani opresji i woluntarystycznym decyzjom, obrażani przez propagandę i partyjnych kacyków, nie mają innego wyboru, niż wyjść na ulice przeciw władzy, która łamiąc konstytucję, sama odbiera sobie de­mokratyczny mandat. Można się śmiać, jak to robią komentatorzy TVP z „gasnących, żałosnych protestów KOD" czy marszów kobiet, „którym mózg wpadł do macicy" (cytat z „wSieci"), liczyć na ludzki strach i oportunizm, ale nigdy nie wiadomo, kiedy i od jakiej iskry wybuchnie pożar. Nie pytajcie więc, drodzy pisowcy, komu potrzeb­ne są Trybunał i Komisja Wenecka, bo także - i może zwłaszcza
potrzebne są wam.
Jerzy Baczyński

Siła bezsilnych wobec cynizmu, hipokryzji i obsesji

Szczątki ofiar katastrofy smoleńskiej będą ekshumowane, nawet wbrew woli rodzin. Twarde prawo, ale prawo - mówią władze. I tylko ktoś, kto nie ma najmniejszego pojęcia o polityce obozu rządzącego, mógłby to wziąć za dobrą monetę.

Wkrótce po opublikowaniu listu otwartego Małgorzaty Rybickiej do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, w którym apelowała o wycofanie się z decyzji o ekshumacji szcząt­ków jej męża Arama Rybickiego, w tym samym duchu wypowiedzia­ło się wspólnie ponad 200 osób z grona 17 rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Ich list otwarty został skierowany do hierarchów Ko­ściołów, do których należeli zmarli, do ludzi władzy i wszystkich ludzi dobrej woli.
   Reakcję ludzi władzy na ten list już znamy. Pani premier stwierdziła:„jeśli prokuratura podjęła decyzję o konieczności przeprowadzenia ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej, to ani politycy, ani nikt inny nie może tutaj ingerować (...) takie jest polskie prawo". Beacie Szydło wtórował wicepremier Jarosław Gowin.
W programie Moniki Olejnik „Kropka nad i" deklarował, że szczerze współczuje wszystkim rodzinom ofiar, ale jako ministrowi nie wypada mu komentować działań prokuratury, póki nie zostały one zakończone.

Przedstawiciele władzy dają jednoznacznie do zrozumienia, że re­spektują zasadę dura lex sed lex. Ale oba komentarze za dobrą monetę mógłby wziąć tylko ktoś, kto nie ma najmniejszego pojęcia faktycznej strukturze władzy w Polsce i wyobraża sobie, że pro­kuratura kieruje się merytorycznymi przesłankami i jest niezależna w swych decyzjach.
   Pani premier i pan wicepremier wiedzą przecież doskonale, że gdy prokuratura wojskowa była rzeczywiście niezależna, brakowało jej już niewiele czasu do zamknięcia śledztwa smoleńskiego z konkluzjami pokrywającymi się z ustaleniami komisji Millera. Jednak prokuratorzy, którzy prowadzili to śledztwo, już dawno zostali od niego odsunięci i poddani upokarzającym szykanom przez obecną władzę.

Zgodnie z prawem wprowadzonym przez PiS po objęciu rzą­du prokuratura została zorganizowana na wzór despotycznej monarchii. Panem zawodowego życia i śmierci prokuratorów jest prokurator generalny, będący zarazem ministrem sprawiedliwości ważnym politykiem obozu rządzącego. Zbigniew Ziobro może zmienić każdą decyzję prokuratorów i wydać im każde polecenie. Jest ważną postacią obecnej władzy, ale nie na tyle, aby nie mógł stracić swego stanowiska i wpływów politycznych jedną decyzją Jarosława Kaczyńskiego. Zapewne liczy, że nadejdzie czas, gdy ten układ sił się zmieni, ale dobrze wie, jakie są realia, w których funkcjo­nuje. W sprawie śledztwa smoleńskiego robi więc to, czego oczekuje od niego prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Odpowiedzi Beaty Szydło i Jarosława Gowina na apel rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej nie mogą być traktowane inaczej niż jako przejaw skrajnej hipokryzji, wynikającej zapewne z obawy o za­chowanie swych stanowisk i łask u politycznego pryncypała. Wiem, czym kierują się Zbigniew Ziobro, Beata Szydło i Jarosław Gowin.
Nie wiem natomiast, czym kieruje się Jarosław Kaczyński. Czy jest to osobista natrętna obsesja? Czy cyniczna kalkulacja, że jego obo­zowi politycznemu opłaca się jak najdłużej grać dramatem smo­leńskim i wokół niego polaryzować emocje Polaków? A może jakaś mieszanina tych motywacji?
   Nieważne. Istotny jest skutek. A jest on dramatyczny w wymiarze narodowym, bo utrwala i pogłębia podział między nami.
Jest także dramatyczny w wymiarze indywidualnym i rodzinnym, gdyż przynosi cierpienie bliskim ofiar i nie pozwala goić się ich duchowym ranom.

Jaką postawę przyjąć w tej sytuacji? Małgosia Rybicka w wywiadzie udzielonym w minionym tygodniu „Tygodnikowi Powszechnemu" w następujący sposób odpowiedziała na pytanie, co będzie robić, jeśli minister Ziobro się nie wycofa:„W latach naszej działalności opo­zycyjnej, w czasach PRL-u pisaliśmy wiele listów otwartych przeciw bezprawiu komunistycznych władz, np. protestując przeciw wpisaniu do konstytucji kierowniczej roli PZPR-u czy żądając uwolnienia więź­niów politycznych. Uważaliśmy, że naszym moralnym obowiązkiem jest publiczne wyrażenie sprzeciwu, niezależnie od tego, czy władza nas wysłucha. Teraz uważam podobnie".
   Małgosia reprezentuje postawę, jaką Vaclav Havel w eseju „Siła bezsilnych" zalecał w latach 70. ludziom opozycji demokratycznej formującej się w„demoludach". Bez względu na szanse powodzenia, trzeba dawać świadectwo prawdzie. Ta postawa okazała się całkiem skuteczną strategią polityczną, przyczyniając się do upadku systemu komunistycznego w naszej części Europy. Wierzę, że ma ona głęboki sens także w naszej obecnej sytuacji, gdy wielu ludzi zajmujących odpowiedzialne stanowiska przybiera „barwy ochronne", nie chcąc narazić się obecnej władzy.

Odwaga cywilna znowu jest w cenie. Sądzę jednak, że postawa Małgosi Rybickiej i innych rodzin sprzeciwiających się ekshuma­cjom bliskich, którzy zginęli pod Smoleńskiem, jest nie tylko słuszna moralnie i może przynieść owoce w dłuższej perspektywie, ale ma realne szanse zapobiec wykonaniu okrutnej decyzji. Aby tak się sta­ło, ważny jest odzew społeczny na apel rodzin ze strony ludzi dobrej woli i autorytetów religijnych. Zwłaszcza hierarchowie kościelni nie powinni wykonać gestu Piłata.
   Ksiądz profesor Alfred Wierzbicki, kierownik Katedry Etyki KUL, powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej": „Kościół powinien bronić człowieka. Każdego indywidualnie. Jeżeli komuś delikatność wrażliwość nie pozwala na takie czy inne działania, trzeba to uszanować. To jest też problem odpowiedzialności za niemały ból zadawany rodzinom. Ja się z nimi solidaryzuję - z każdym, kto nie życzy sobie, by jego bliskich wydobywano z grobów".
Nic dodać, nic ująć.

Dr hab. Aleksander Hall - historyk, polityk, profesor w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. W PRL jeden z liderów opozycyjnego Ruchu Młodej Polski. Minister ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Zasiadał w Sejmie I i III kadencji. Autor licznych publikacji o tematyce politycznej i historycznej. Kawaler Orderu Orła Białego.
W listopadzie 2015 r. w proteście przeciwko ułaskawieniu przez prezydenta Dudę Mariusza Kamińskiego zrezygnował z członkostwa w kapitule Orderu.

Właściwy skręt

Niezależność naszego Try­bunału Konstytucyjnego za chwilę przejdzie do hi­storii. Jego miejsce zajmie pisowski budyń malino­wy Od tej pory wszystkie ustawy oraz inne buble prawne będą z założenia zgodne z konstytucją. Ustawa zasadnicza przestanie obowiązywać i bardzo możliwe, że przejdziemy na szersze tory kolejowe.
   Malinowy model próbujemy też rozpowszechniać w Eu­ropie. Tej trudnej misji podjął się ambasador PiS w Berlinie prof. Andrzej Przyłębski. Najpierw dyplomatycznie na­wrzucał prezydentowi Gauckowi, że ma „zawężone hory­zonty” i dlatego nie rozumie, co się u nas dzieje. Potem od­mówił prezesowi Federalnego Trybunału Konstytucyjnego prawa do wypowiadania się na temat Polski. Ciągle nas się piętnuje, stawia w kącie, a przecież rząd „robi właściwy skręt” - argumentował. Ambasador zagroził też, że zba­da związki pomiędzy politykami a niemieckimi mediami, które mają nasz kraj za hetlcę-pętelkę.
   To zresztą dopiero początek ofensywy przeciwko twardogłowym z Berlina. Prof. Przyłębski dwoi się i troi. Wszystkich mieszkańców kraju za Odrą i Nysą Łużycką wezwał do obejrzenia filmu „Smoleńsk”, bo przecież „mimo ekspertyz ro­syjskich ekip dochodzeniowych, przyczyn katastrofy smo­leńskiej do dziś nie wyjaśniono” - czytamy w zaproszeniu.
   No właśnie. Od sześciu lat trwa upiorny pisowski taniec na trumnach. Bezlitosnej pary Macierewicz-Kaczyński służącego im Ziobry nic nie może zatrzymać. Rodziny ofiar smoleńskiej katastrofy które proszą o wstrzymanie ekshumacji ich bliskich, nie mają żadnych szans. Piszą listy do Szydło, Dudy, prokuratury i episkopatu. Pani premier pocieszyła krewnych ciepłymi słowami: „Taka jest decyzja prokuratury i nikt nie ma prawa ingerować”. Zaś prezes RP niczym niezłomny ojciec narodu, dał piękny przykład: „Mój brat będzie pierwszy ekshumowany”. Powiało szacunkiem suwerena. Druga żona Przemysława Gosiewskiego też nie ma nic przeciwko decyzjom proku­ratury. Przy okazji za śmierć męża zażądała od MON 5 min zł. I znów powiało...
   O spokój dla zmarłych prosi pra­wosławna Cerkiew, prosi rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Tego drugiego posłanka PiS Pawłowicz po­stanowiła choć trochę obedrzeć z autorytetu. Oskarżyła go w Sejmie o marnotrawstwo pieniędzy bo postanowił zain­stalować w swoim urzędzie windę dla niepełnosprawnych. Nie wiedziała przy tym, że winda to koszt ok. 300 tys. zł, więc krzyczała o 30 min. Ośmielony tą sumą jej kolega par­tyjny dołożył rzecznikowi za otwarcie filii biura w Słupsku. „Przechył lewicowy na sprawy tak zwane równościowe” jest bowiem niedopuszczalny. Taką właśnie troską o pu­bliczne pieniądze mamy wytapetowany cały Sejm.
   Co prawda trochę tapety odpadło z wrażenia, gdy Antoni Macierewicz przeznaczył 5 mld zł (czyli 20 caracali) na Wojska Obrony Terytorialnej, ale za to w grudniu będziemy mieć wielką defiladę. 16 batalionów przemaszeruje ulicami Warszawy śpiewając „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. Za­miast śmigłowców przefrunie im nad głowami Baba Jaga na miotle.

Dobrze, że mój ulubiony Błaszczak odwołał trzecią wojnę światową. Uczciwie przy tym wspomniał, że ludz­kość pokój zawdzięcza Antoniemu Macierewiczowi. To on nie dopuścił, by rosyjskiej armii sprzedano mistrale. Nasz wielki strateg bezbłędnie rozstrzygnął, że bez tych okrętów Putin jest bezbronny.
   Z ostatniej chwili: znane kino berlińskie Delphi Filmpalast wycofało się ze współpracy z polską ambasadą i „Smoleńska” nie wyświetli. Nasi dyplomaci poszukują in­nego kina. W ostateczności są gotowi pokazać film w ogro­dzie - na prześcieradle. Tylko jak się w sklepie dowiedzą, po co im ono potrzebne, to go mogą nie sprzedać.
Stanisław Tym
Ex oriente lux

Pokutuje na Zachodzie opinia, że Polacy są rusofobami, Rosji niechętni są odruchowo i bezrefleksyjnie. Co bardziej wykształceni obserwatorzy zdają sobie oczywiście sprawę z historycz­nych zaszłości, ale i tak uważają, że często reagujemy na poczynania wschodniego sąsiada zbyt emocjonalnie, by nie powiedzieć - histerycznie. I w efekcie gdy jest praw­dziwy powód do krzyku, nikt nas za bardzo nie słucha.
   Sporo w tym prawdy, ale na szczęście odchodzącej w przeszłość. Faktycznie większość rządów w III RP, wliczając, o ironio, postkomunistów, charakteryzowa­ła się daleko posuniętym moskwosceptycyzmem, by rzecz elegancko neologizmem określić. Kolejne eki­py za punkt honoru poczytywały sobie ciągnięcie Pol­ski jak najszybciej i jak najdalej na Zachód, do którego - jak twierdziły - w sposób naturalny, wynikający z hi­storii przesłanek cywilizacyjnych, przynależymy. Po­laków tak naprawdę nie zapytano, tak jakby to była oczywista oczywistość, czy bliskie nam są mocno kon­trowersyjne wartości tak zwanego Zachodu, często - nie bójmy się prawdy - promujące przeróżne zboczenia, de­wiacje i patologie społeczne. Trzeba było dopiero „do­brej zmiany” i pierwszej po 1989 roku władzy, która nie bała się podnieść Polaków z kolan, a po tym podniesie­niu, obróceniu ich o 180 stopni, skierowała się żwawym krokiem na Wschód.
   Rosjanie mawiali: „Kurica nie ptica, Polsza nie za­granica”, a już na pewno nie Zachód, i tę niespecjalnie skomplikowaną prawdę ku pożytkowi naszej wspólnej Ojczyzny rozumie ekipa „dobrej zmiany”, a efekty swe­go rozumienia wciela w życie. Od roku z pasją budujemy demokrację suwerenną, system testowany i z sukcesa­mi rozwijany choćby w Rosji, na Węgrzech i Białorusi czy w Turcji i Kazachstanie. Panowie politycy z Zacho­du o mentalności kolonialnych alfonsów nie są w sta­nie zrozumieć tego, że 40-milionowy kraj idzie własną drogą i nie wiedzie ona przez chylące się ku upadkowi uliczki Brukseli, Strasburga, Paryża, Berlina i Wenecji.
   Niech tam przestępczy Tusk popija szampanem swo­je ostrygi i kawiory, to miejsce dobre dla jego niepolskiej mentalności. Najlepiej niech nie wraca, przynajmniej nie będziemy musieli go izolować za obrażanie Pol­ski i dwóch wielkich Polaków, Ojców Niepodległości, Antoniego i Jarosława. Być może nadejdzie jeszcze czas, kiedy ludzie, którzy wprowadzili naszą Ojczyznę do Unii Europejskiej, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności
karnej za próbę zmiany Przeznaczenia Narodu. Byłby to piękny przykład sprawiedliwości dziejowej, cała ta feraj­na na jednym spacerniaku, najlepiej z przestępczym Tu­skiem. Pragmatyzm podpowiada jednak, że elektorat nie dojrzał jeszcze do tak śmiałych rozwiązań, trzeba trosz­kę nad obywatelem popracować, a Unię jeszcze podoić.
   Natomiast na pewno można już się pozbywać pęt ograniczających polską wolność i suwerenność: wszel­kich trybunałów, konstytucji, sądów, mediów, reguł pożycia społecznego. Wszystkie one są dziełem komu­nistów, UE albo jej agentów, co w sumie na jedno wycho­dzi. I po kolei je usuwamy. W zamian ocieplamy stosunki z bliskimi nam kulturowo Białorusią i Rosją, nie boczy­my się na naszych słowiańskich braci, tak jak to czynił germański kulturowo przestępca Tusk. No i oczywiście podtrzymujemy żelazny sojusz z najbardziej prorosyjskim państwem w Europie - najukochańszymi Węgrami.
   Opłacani w ojro krzykacze gardłują, że luzowanie związków z Unią Europejską, ochładzanie stosunków z Berlinem czy Paryżem to de facto zbliżanie się do Ro­sji, tertium non datur, nie ma trwania pomiędzy. I mają rację: nasze miejsce jest na Wschodzie, to nasza kultura, cywilizacja, polityka i interesy. Czy wielkiemu rosyjskie­mu patriocie, który podniósł swój kraj z kolan, Władimi­rowi Putinowi, jakaś komisja dupecka, wenecka, czort wie, jak zwą tych wodnych dziadków, mówi, jak ma rzą­dzić krajem, któremu poświęca się nie mniej niż Pol­sce Antoni i Jarosław? Czy jacyś opłacani za zachodnie srebrniki agenci wpływu z rosyjskimi paszportami po­uczają go, jak ma dbać o swych obywateli? Znaczy pró­bują pouczać, ale wtedy ich pożal się Boże organizacyjki pozarządowe się zamyka, a oni sami jadą szukać szczęś­cia tam, gdzie przestępca Tusk spożywa ostrygi pole­wane szampanem i gdzie ich miejsce. W ogóle samo to określenie „organizacja pozarządowa” sugeruje pogar­dę i nienawiść do demokracji suwerennej, bo przecież każdy, komu leży na sercu dobro Ojczyzny, powinien być pro rządowy i na rzecz rządu działać.
   Więc pomyślcie tylko, kochani rodacy: tak daleko uda­ło nam się zajść w jeden mały roczek. Jesteście w stanie sobie wyobrazić, gdzie będziemy za trzy? Serce rośnie!
Marcin Meller

Naród pomagierów

Uwaga! Uwaga! Jedyny w kraju i w okolicach fe­lieton, który wyjaśnia, jak to jest możliwe, że najpo­tężniejszym człowiekiem na świecie może zostać taka kreatura jak Donald Trump, a także czy jest możliwy polski Trump? W tym celu warto nie tylko zresztą z tego powodu - zapoznać się z tragedią Williama Szekspira „Żywot i śmierć Ryszarda Trzeciego” (korzystam z przekładu Macieja Słomczyńskiego). Sztu­ka była tłumaczona na polski i wystawiana wielokrotnie, więc teoretycznie nasi czytelnicy, czyli elita intelektualna kraju, powinni ją dobrze znać, ale na wszelki wypadek warto przypomnieć. („Wiem, że »Pana Tadeusza« napisał Słowacki, ale na wszelki wypadek zawsze sprawdzam” mawiał legendarny redaktor Grydzewski).
   Chociaż „Ryszard III” był napisany pod koniec XVI w. (1592-93), to pozostaje nadal niezmiernie aktualny. Bo­hater utworu Ryszard III panował w II połowie XV w., czyli ponad pół tysiąca lat temu, żył tylko 33 lata, poległ na polu bitwy, a jego szczątki, odnalezione niedawno, wskazują na 11 ran, jakie zadali mu śmiertelni wrogowie.
   A teraz tło: w sferach kierowniczych XV-wiecznej Anglii przeważała wówczas opinia, że kraj jest w ruinie i po­trzebuje dobrej zmiany. „Widzę, że dom nasz upada”
mówiła królowa Elżbieta. „Uciekaj z tej rzeźni” - ostrze­gała syna.
    „Świat się kołysze i nie stanie prosto,/Póki to państwo nie uwieńczy skroni/Ryszarda” - wtórował sir William Catesby, speaker Izby Gmin, jeden z głównych doradców króla. Skończył równie źle jak jego pan.
   Sztuka Szekspira napisana jest zgodnie z przywłasz­czoną potem przez Hitchcocka formułą: Najpierw Ry­szard, kanalia nad kanalie, zabija swojego brata, potem kolejnych członków rodziny, nawet dzieci, i napięcie stopniowo rośnie.
   Zmierzający po trupach do władzy Ryszard od daw­na nie cieszył się najlepszą opinią. Królowa Małgorzata mówiła do niego: „Wrzodzie natury i bękarcie piekieł/ Ty, który jesteś hańbą łona matki/Ścierko czci ludzkiej”. Natomiast sam Ryszard miał o sobie znacznie lepsze mniemanie, uważał się za chodzącą dobroć, niewinną jak „dziecko dzisiejszej nocy narodzone”. „Nie znam żadnego Anglika - mówił - z którym pragnęłaby kłótni ma dusza”.
   Kiedy już zasiadł na tronie, Ryszard III nadal czuł się wielce niepewnie, wszędzie węszył zdradę i upatrywał zagrożenia, a że był pozbawiony skrupułów, bez zaha­mowań pytał pazia, czy nie zna kogoś, „kto skuszony zło­tem zechciałby skrycie zadać śmierć innemu”. Nie trze­ba dodawać, że chętni się znajdowali. Obyczaje w ogóle panowały wówczas podłe. Koniec dramatu jest znany, nikczemny król Ryszard ostatecznie przegrywa, bezsku­tecznie oferując na polu bitwy królestwo za konia.
   Czytelnika polskiego na pewno zainteresuje, że Anglia była wówczas głęboko podzielona na dwa rody, jak gdyby dwa plemiona: Yorków i Lancasterów. W końcowym mo­nologu zwycięski przywódca tych drugich, Richmond, podsumowuje:
   Anglia nazbyt długo Tkwiła w szaleństwie, raniąc sama siebie;
   Bracia na oślep krew swą przelewali,
   Ojciec zdziczały spełniał mord na synu,
   A syn na rozkaz był rzeźnikiem ojca.
   Waśń między rodem Yorków i Lancasterów
   Była przyczyną tej strasznej niezgody.

Los Ryszarda i Anglii pokazuje, do czego prowadzi po­dział kraju pomiędzy dwa rody, dwa obozy, dwie armie. Do dziś pozostają aktualne dyskusje o tym, w jaki sposób tak wielu ludzi nabrało się na propagandę Ryszarda i jak taki potwór mógł zyskać tylu zwolenników, by przy ich pomocy zostać królem Anglii. Pytanie to jest dziś szcze­gólnie aktualne w Stanach Zjednoczonych (ale nie tylko), gdzie człowiek będący parodią polityka znajduje się o krok od Białego Domu. Niedawno „New York Times” zamie­ścił artykuł wybitnego szekspirologa, profesora Stephena Greenblatta z Uniwersytetu Harvarda pt. „Szekspir wyja­śnia wybory 2016”.
    „W początku lat 1590 Szekspir napisał sztukę o tym, jak wielki kraj mógł skończyć pod rządami socjopaty- czyta­my. Ryszard był niekochanym dzieckiem, cierpiał na kom­pleks niższości, który nadrabiał poczuciem wyższości, był świadom swojego kalectwa i brzydoty, od której ludzie się odwracali. »Krzywdzą mnie, dłużej już tego nie zniosę« - mówił. Wszystko to powodowało, że stawiał sobie cele wygórowane, pozornie nieosiągalne i zmierzał do nich, nie przebierając w środkach”. Ale najciekawsza jest reakcja jego współczesnych, których profesor Greenblatt uważa za „naród pomagierów” i to z ich postawy płyną wnioski na dzisiaj. Autor dzieli społeczeństwo na pięć kategorii.
   Pierwsi to ci, którzy uważają, że wszystko będzie tak, jak było dotychczas, umowy będą dotrzymywane, a insty­tucje szanowane. Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że to, co wczoraj było niewyobrażalne, dzisiaj już się dzieje. Drudzy to ci, którzy nie wierzą, że Ryszard jest tak zły, jak się wydaje. Wiedzą o świństwach, jakie popełnił, ale mają skłonność o nich zapominać, jak gdyby dobra pamięć wy­magała ciężkiej pracy. To zwolennicy normalizacji. Skłonni uznawać za normalne to, co normalne nie jest.
   Trzecia grupa to ci, którzy się po prostu boją lub czu­ją się bezsilni i zrezygnowani wobec brutalności księcia, a później króla. Opozycja się kurczy, wiedząc, jak Ryszard łamie wszelkie normy moralne, jaki jest bogaty, stanowczy bezwzględny. Czwarta grupa to ci, którzy liczą, że skorzy­stają na rządach Ryszarda. Zdają sobie sprawę, jakim jest łajdakiem, ale pozostają obojętni na los jego ofiar, liczą, że im się uda, a nawet na tym skorzystają.
   Wreszcie kategoria piąta, to ci, którzy zacierają ręce, czerpią przyjemność i satysfakcję z okrucieństwa Ry­szarda. „Podobacie mi się, chłopaki” - mówi król Ryszard do płatnych morderców, którzy wykonali jego zlecenie. W tej grupie są także beneficjenci prywatyzacji - jak byśmy dziś powiedzieli. „Panie mój, chcę prosić (...) o Hrabstwo Hereford i te ruchomości/Mające przypaść mi zgodnie z twym słowem” - upomina się książę Buckingham.
Jeżeli Trump wygra, to dzięki pomagierom.
Daniel Passent

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz