Jak patrzę na polską
prawicę, która cieszy się ze zwycięstwa Trumpa, to mam wrażenie, że widzę
karpia, który cieszy się, że nadchodzi Wigilia mówi reżyserka Agnieszka Holland
Rozmawia Tomasz Lis
NEWSWEEK: W jakim jesteś nastroju?
AGNIESZKA HOLLAND; No wiesz, w straceńczym.
Bo coś straciłaś czy dlatego,
że jesteś gotowa na wszystko?
- Jedno i drugie. Straciłam
właśnie takie poczucie, że w drugiej części mojego dorosłego życia spełniała
się utopia o organizacji politycznej i społecznej ludzkości, która idzie w
stronę pomocniczości, otwartości, współpracy, solidarności. Okazuje się, że
jest odwrotnie.
Może naiwna byłaś?
- Nie wydaje mi się, bo
jednocześnie zawsze miałam w sobie silny pesymizm egzystencjalny, który mi
podpowiadał, że ludzie generalnie nie są dobrzy i nie pragną wolności, tylko
się jej boją.
Maski spadły, pozory wyparowały
i teraz jesteśmy bliżej rzeczywistości...
- Nie sądzę, bo jeżeliby w to
wierzyć, już dawno byśmy się powyrzynali. Mamy po prostu do czynienia z
zapasami, które raz dają zwycięstwo złu, a raz dobru. Raz wydaje się, że można
zbudować świat, w którym ludzie mogą być dla siebie przyjaźni, a raz zwycięża
świat, w którym ludzie myślą, że spełnienie mogą znaleźć tylko przez nienawiść
i wykluczenie innych. Odwieczna walka kultury i natury.
Myślisz, że Ameryka głosowała na wykluczenie?
- Narasta po prostu trend do
zamykania się w enklawach pewnej anachronicznej i plemiennej swojskości,
nie tylko wykluczając, ale de facto negując prawo innych do istnienia.
Na pewno pamiętasz wieczór
wyborczy, kiedy wygrywało PiS. Jak byś porównała nastrój tamtego wieczoru z
niedawnym wieczorem wyborczym w Ameryce?
- Myślę, że teraz w Ameryce to był
jednak większy szok. Przynajmniej dla liberalnej części Ameryki. Myśmy się spodziewali,
że PiS może wygrać. Wydawało się jednak, że Polska, podobnie jak Węgry, jest
takim trochę ekscesem i że generalnie rzecz biorąc, to nie jest ogólny trend.
Ale od jakiegoś czasu widać, że to zjawisko narasta.
Już rok temu spodziewałam się, że Trump może zostać prezydentem. Moi amerykańscy znajomi nie
dopuszczali myśli, że to się może zdarzyć, ale ja widziałam, jak idzie fala
gniewu, wkurwu, nienawiści, resentymentu. Połączona z zanikiem instynktu
samozachowawczego. W pewnym sensie wygrana PiS była czymś normalniejszym. PiS
ukrywało przed wyborcami swą wstydliwą twarz: Macierewicza, Kaczyńskiego... A Trump zyskiwał coraz więcej wyborców swoim totalnym bezwstydem.
Co pomyślałaś, kiedy stało się
jasne, że Trump
wygrywa, że zostanie prezydentem?
- To troszkę podobne do sytuacji,
kiedy jakaś bliska ci osoba ma śmiertelną chorobę i masz nadzieję, że nastąpi
cud, że ona jednak przeżyje. Byłam w kontakcie z kilkoma przyjaciółmi
amerykańskimi i polskimi, wymienialiśmy wrażenia, żeby mieć taką grupę
wsparcia.
Bardzo musieliście się
wspierać?
- Czy doszło do załamań nerwowych,
szlochu albo histerii? Nie. Ale paru moich przyjaciół do dzisiaj jest w stanie
żałoby, nie mogą się z tym pogodzić. Bardziej Amerykanie niż Polacy, bo my
jesteśmy bardziej fatalistyczni, jak wiadomo.
Funkcjonujesz raczej na
terenach - powiedziałbym - nowojorsko-kalifornijskich, to nie jest Trump country,
więc jak wyczułaś, że niemożliwe może
być możliwe?
- Ponieważ robię seriale dla
amerykańskich telewizji, sporo podróżuję po Stanach, pracuję z dużymi ekipami
i moja znajomość Ameryki zwykłych ludzi jest większa niż przeciętnego
intelektualisty nowojorskiego czy kalifornijskiego. Mam po prostu kontakt z
ludźmi, którzy głosowali na Trumpa.
I wyczułaś w nich ten, jak
mówisz, wkurw?
- Wkurw i jednocześnie nadzieję,
że jak coś się zmieni, to im się polepszy, znów staną się ważni. Jest w tym
oczywiście frustracja ekonomiczna, ale chyba istotniejszy jest element
tożsamościowy - ci ludzie nie chcieli utracić resztek swojej pozycji, swojej
władzy. Większość tych, którzy głosowali na Trumpa, to biali mężczyźni. Oni są
w Ameryce w sytuacji, powiedziałabym - demograficznego zagrożenia. Ich zarobki,
perspektywy i poczucie istotności społecznej się zmniejszały, a z drugiej
strony rosła liczba Latynosów, czarnych. I będzie dalej rosła. Do tego doszedł
istotny element genderowy, czyli zmiana tradycyjnej roli kobiety, a to jest
śmiertelne zagrożenie dla poczucia pewności i stabilności białych mężczyzn nie
tylko w Ameryce.
Z tego, co mówisz, może
wynikać, że to, co w oczach liberała było najbardziej odrażającą częścią
wizerunku Trumpa, np. te opowieści o „łapaniu za cipki”, zadziałało na korzyść
Trumpa. Bo wzmacniało przekonanie, że oto jest biały mężczyzna, który może
zrobić to, co chciałbym zrobić, i mówi to, co mówię po cichu.
- Dokładnie. A co ciekawsze,
spodobało się to dużej części białych kobiet.
Dlaczego?
- To jest skrzyżowanie syndromu
sztokholmskiego i lęku przed rewolucją obyczajową, która następuje tak
szybko, że właściwie nikt nie jest w stanie sobie z nią poradzić. Efektem
emancypacji kobiet jest kryzys demograficzny, więc mamy tu także instynkt
zachowania gatunku.
Czyli jest w tym,
powiedziałbym, racjonalizm demograficzny.
- Tak. Jeżeli to jest powiązane z
falą imigracji z Afryki i krajów arabskich, to poczucie zagrożenia,
fizyczno-demograficznego, jest jeszcze silniejsze. I w tej kontrrewolucji,
która teraz ma miejsce, strach przed innym - rasowy, religijny, kulturowy i
genderowy - jest decydujący.
W Polsce mieliśmy w zeszłym
roku do czynienia z triumfem kłamstwa symbolizowanego przez dwa hasła: „zamach
w Smoleńsku” i „Polska w ruinie”. Wydawało się, że Ameryka, choćby przez fakt,
że wolność słowa ćwiczy grubo ponad 200
lat, jest odporna na triumf kłamstwa. Okazało się, że nie jest.
- Nie jest, to ma związek z nowymi
mediami. Zmiana jest ogólnoświatowa, pokazał ją choćby Brexit, chodzi o zalew informacji i ich niesprawdzalność. Tabloizacja
informacji została zwielokrotniona przez sposób, w jaki funkcjonują media elektroniczne,
internet i media społecznościowe.
Czyli żyjemy w epoce
postprawdy?
- Żyjemy w postpolitycznej epoce
postprawdy. A Trumpa wyniosło to na najwyższy urząd polityczny w wolnym
świecie. Przecież to jest patologiczny łgarz, był z tego znany od zawsze. Ale
może być kłamstwo bezczelne i kłamstwo sprytne. Mnie się zawsze wydawało, że on
uprawia kłamstwo sprytne. Tymczasem okazało się, że to kłamstwo bezczelne,
które można natychmiast zweryfikować, ale ono mu w ogóle nie szkodzi. To jest
bardzo zabawne, bo ja teraz robię piąty sezon „House of Cards” i
wszyscy na planie mamy przedziwne poczucie, że kręcąc tę fikcję, ścigamy się
z rzeczywistością i musimy z nią przegrać.
Nie pojawiła się jeszcze myśl,
że trzeba szybko popracować nad scenariuszem?
- Muszę powiedzieć, że nasi
scenarzyści wykazali się wyobraźnią i pewne rzeczy w scenariuszu tego sezonu
antycypowały to, co się może zdarzyć. Tylko boję się, że zanim serial wyjdzie,
już będzie po ptokach.
A jak oglądasz amerykańskie
media, te tradycyjne, telewizje
głównie, w których wszyscy biją się w piersi, że nie zrozumieli, nie
dostrzegli, to nie masz poczucia, że to hipokryzja? Mam wrażenie, że media
doskonale wyczuły, że Trump to jest towar, który się świetnie
sprzedaje. Więc zrobiły biznes: przehandlowały prawdę za pieniądze.
- Tak, można powiedzieć, że media,
nawet liberalne, straciły umiar. Jedni zarzucają im, że zbyt nachalnie
popierały demokratów, inni, że wylansowały Trumpa, który wiedział bardzo
dobrze, że nieważne, czy mówią o nim dobrze, byleby mówili. Trump jest człowiekiem, który każdego dnia może powiedzieć
zupełnie coś innego. Kilka dni temu w programie telewizyjnym „60 minut” pokazał
się jako człowiek umiarkowany o gołębim sercu. Clintonową przed chwilą chciał
wsadzić do więzienia, a teraz mówi, jaka to wspaniała kobieta. Wydaje się, że
to nie jest tylko postprawda, to jest jakaś taka nieznośna lekkość bytu, że nic
nie jest ważne, za nic się nie odpowiada.
Masha Gessen napisała w „New
York Review
of Books”: „Wierzcie w to, co mówią wam
dyktatorzy”. Trump,
Erdogan czy Kaczyński w sumie otwarcie dawali
do zrozumienia, co planują.
- Są pewne podobieństwa, ale i
wiele różnic. Obaj używaj ą bez żadnych zahamowań populizmu w dążeniu do
władzy. To, co łączy Trumpa z Kaczyńskim, to niewątpliwie bardzo wybujały
narcyzm, takie poczucie, że tylko ja jestem ważny, chociaż oczywiście
Kaczyński jest introwertykiem, a tamten ekstrawertykiem. Także niezdolność do
uczuć empatycznych wobec ludzi spoza najbliższego kręgu rodzinnego, ambicja,
żeby być najważniejszym na świecie czy w Polsce. Ale Kaczyński ma bardzo
spójne poglądy polityczne i konsekwentną wizję tego, jak powinna wyglądać
Polska.
Może po prostu jest
inteligentniejszy od Trumpa?
- Nie wydaje mi się, żeby był
inteligentniejszy. Trump
jest sprytniejszy, jest też sybarytą.
Kaczyński jest za to skupiony i wytrwały, jego jedynym życiem jest polityka. W
sumie wiemy, czego możemy się spodziewać po Kaczyńskim. A przy Trumpie - nie
wiemy.
Trump
wciąż będzie teflonowy? Będzie robił show, a
ludzie to kochają, więc nie
bardzo wiadomo, co musiałoby
się stać, żeby ci, którzy go pokochali, przestali go kochać?
- To się okaże. Obydwu pomógł
niedoskonały system wyborczy. Przecież pani Clinton wygrała ponad milionem
głosów. Trump nie ma większości w amerykańskim społeczeństwie, tak jak
Kaczyński nie ma w polskim.
Nie potrzebuje. Tak jak
Kaczyński nie potrzebuje.
- Bo jego baza jest zmobilizowana,
jest nawet łatwa do sfanatyzowania, natomiast baza demokratów i liberałów jest
rozproszona i powiedziałabym - rozpieszczona.
A co myślałaś, jak słyszałaś w
kółko hasło: „Let’s
make America great again”.
- Myślałam: „Pierwszy raz mogę się
czuć dumna, że od bardzo dawna jesteśmy w awangardzie światowej”. Dużo odzywek,
zachowań i kłamstw było niemalże kalką z kampanii PiS.
Które w szczególności?
- Ameryka w ruinie..., zgniłe
elity..., media, które nas atakują..., zwykły człowiek... Bardzo dużo tego
było: tradycyjne wartości; taki nacjonalizm wykluczający, że będziemy znowu
wielcy, jak wyrzucimy wszystkich innych albo przynajmniej ich zepchniemy na
margines; budzenie strachu i lęków, które często bazują na rzeczywistych
powodach, ale których rozwiązania są demagogiczne. Na przykład: zbudujemy
wielki mur na granicy z Meksykiem, za który Meksykanie zapłacą, i tak dalej. W
Polsce nie mówiło się o murze, ale już Orban o tym mówi. Istnieje takie
poczucie, że jak się odgrodzimy od świata, to będziemy bezpieczni. A przecież
największym problemem świata w tej chwili są miliony ludzi, którzy uciekają
przed wojną, chaosem i głodem. I ta fala będzie się nasilać. Mury jej nie
powstrzymają. Boję się, że bogaty świat zacznie mordować biedaków, którzy
szturmują jego granice.
Wystarczy, że pozwoli im
umrzeć, nie musi ich mordować...
- Nie. Nie wystarczy, że pozwoli
im umrzeć. Oni wszyscy nie utoną w Morzu Śródziemnym. Nie ustąpią i nie pogodzą
się z tym, że mają umierać pod bombami albo wegetować w obozach.
Wróćmy do Stanów: młodzi
Amerykanie w większości głosowali przeciw Trumpowi, u nas młodzi Polacy
popierają prawicę. Jak to wytłumaczyć?
- Wszyscy narzekają na edukację
amerykańską, ale wydaje się, że ona, najogólniej rzecz biorąc, wpoiła tym
młodym ludziom postawy równościowe i demokratyczne.
A w Polsce?
- Polska edukacja totalnie
zawiodła m.in. dlatego, że stworzyliśmy de facto państwo wyznaniowe. To
znaczy, że w obiegu edukacyjnym istnieje tylko jeden model widzenia świata, jeden
system wartości - reprezentowany przez prawicowy mainstream Kościoła
katolickiego. Ani szkoła, ani dom, ani autorytety, ani media, ani politycy nie
przedstawiali alternatywy. Ale być może ta tożsamościowa przynależność
młodzieży do polskiej prawicy jest chwilowa. Może chodzi raczej o pewną potrzebę
narodowej tożsamości, wspólnotowego dowartościowania. Wydaje mi się, że Ameryka
się odbuduje, bo zawsze miała niebywałą zdolność do takiej samonaprawy. Ale
to, co prezydentura Trumpa wywoła, jaki łańcuch zła uruchomi ona na świecie, to
jest trudne do przewidzenia.
Tuż po zwycięstwie Trumpa Marine Le Pen powiedziała: „To nie jest koniec świata, ale to jest
koniec pewnego świata”.
- Tak, ale pytanie, czy ten świat,
który nastąpi, będzie światem Marine Le Pen nacjonalizmów, faszyzmów,
bo wielu odczuło, że sytuacja jest podobna do sytuacji z lat 30. XX wieku.
A kto byłby Hitlerem naszych
czasów? Bo Trump się chyba jednak nie nadaje?
- Nie ma takich prostych analogii.
Trump żadnym Hitlerem nie będzie. On bardziej przypomina
włoskiego dyktatora, jest showmanem. Nie mieliśmy do tej pory performera i
błazna na takim stanowisku.
Jeśli kostki domina padają, to
następna powinna być Francja?
- Nic nie jest niemożliwe.
A kto obroni nasz świat?
Nie wiem. W Ameryce szalenie ważny
jest kodeks drogowy, bo dziesiątki milionów ludzi jeżdżą samochodami. Gdyby
nie przestrzegano tych reguł, toby się ludzie pozabijali. Podobnie jest z
polityczną poprawnością: pewnych rzeczy się nie robi i nie mówi, szanuje się
prawa i godność innych. Jeśli uzna się, że można bezkarnie dzielić, wszystkich
obrażać, poniżać, co się właśnie zaczęło tuż po zwycięstwie Trumpa, to Ameryka
się rozpadnie.
Tu już się zaczęły straszne
rasistowskie i antyemigranckie ekscesy. Podobnie jak po Brexicie, akurat tam uderzające przede wszystkim w Polaków. Także
polska prawica, która miała takie schadenfreude z powodu Brexitu, może teraz zobaczyć, że nasi rodacy są pierwszymi ofiarami
tego, co się stało.
Polska prawica ma też schadenfreude z powodu zwycięstwa Trumpa.
- To już świadczy o tym, że wielu
moich rodaków ma problem ze zdrowym rozsądkiem. Jak patrzę na polską prawicę,
a także ogromną część Polonii amerykańskiej, która cieszy się ze zwycięstwa
Trumpa, to mam wrażenie, że widzę karpia, który cieszy się, że nadchodzi
Wigilia. To jest po prostu coś monstrualnie nieodpowiedzialnego i głupiego,
ponieważ my znowu pierwsi będziemy ofiarą... To jest tak jasne.
Czyli nienawiść do elit i
salonu jest silniejsza niż jakikolwiek odruch zdrowego rozsądku, nie mówiąc o
patriotyzmie.
- O patriotyzmie to mi w ogóle nie
mów. To, co w polityce międzynarodowej robi ekipa Kaczyńskiego, to jest działanie
właściwie agenturalne. Oczywiście chodzi mi o Putina.
Robią to świadomie?
- A ja wiem? Myślę, że często nie
doceniamy głupoty ludzkiej, ale... Mentalność Macierewicza to jest zadanie dla
twórcy w rodzaju Dostojewskiego. Trudno zwykłymi narzędziami spenetrować tę
osobowość. A ponieważ wszystko jest teraz możliwe, to ja się boję, że oni
rzeczywiście zainfekują te nieszczęsne zwłoki w czasie ekshumacji... Bo tak na
zdrowy rozum jest niezrozumiałe, po co to robią.
A ty uważasz, że po to, żeby
znaleźć trotyl?
- Po to, żeby podrobić jakieś
dowody na zamach. Nie wyobrażam sobie, jaki mógłby być inny cel takiej akcji.
Kto ocali nasz świat?
- Ja ci mówię, że znajdziemy się w
Polsce, w której dzięki sfabrykowanym dowodom okaże się, że był zamach, a ty
mnie pytasz, gdzie zmierza świat?
Bo boję się, że ciągnąc wątek
smoleński, będziemy zmierzać do absolutnej paranoi i z tego zaułka nie
wyjdziemy...
- Ale ja bym chciała, żeby to
wybrzmiało. Jednym z powodów zwycięstwa Trumpa był zupełny brak wiary elit
demokratycznych w to, że wyborami w dużym stopniu może manipulować Władimir Putin. Wszystko, co jest bliskie teorii spiskowej, zostało
skompromitowane przez durną prawicę, prawda? Ale okazuje się, że różne spiski
mają rzeczywiście miejsce. Więc idiotyczne teorie spiskowe przekreślają fakty
o rzeczach niepojętych, a jednak realnych. W związku z tym jesteśmy bezradni
wobec pewnych form zła, które potem się obiektywizują i materializują.
Musimy zrozumieć, że diabeł działa
w świecie poprzez ludzi, a zło jest czymś realnym.
Z tego wszystkiego, co mówisz,
wynika, że jeśli normalność na świecie ma przetrwać, to zwolennicy zdrowego
rozsądku muszą być asertywni, gotowi do walki o każde słowo, walki z kłamstwem na
każdym kroku. Nie odpuszczać i bić się.
- Dokładnie. Z tym że bez używania
wobec oponentów łatek prymitywów, oszołomów, rasistów... Bez etykietowania,
uproszczeń i poczucia wyższości.
Czyli otwarta, mądra
asertywność?
- Otwarta, mądra asertywność. Trzeba
być otwartym na złożoność świata, a z drugiej strony bić się z niebywałą
determinacją o to, w co się wierzy.
Gdzie się dzisiaj czujesz najlepiej: w Polsce,
Ameryce czy we Francji?
- Nieźle się porobiło, prawda?
Żyję w trójkącie i wszędzie jakieś paskudztwa się dzieją. Wszędzie się może
okazać, że otwarte zabieranie głosu zaczyna być ryzykowne. Ale to Polska jest
państwem, które ciągle funkcjonuje na zasadzie takiego postkomunistycznego
etatototalizmu. Trudniej jest mieć alternatywę i znaleźć jakieś istotne miejsce
w społeczności, które nie jest kontrolowane przez rządzącą ekipę. Myślę, że w
Polsce może być najbardziej duszno. Ludzie tutaj najszybciej zaczęli się bać,
mimo że poza wyrzucaniem z pracy nic takiego im jeszcze nie grozi, prawda?
Czyli bardziej się boisz o Polskę
niż o Amerykę?
- O Polskę się boję bardziej także
dlatego, że nasza niepodległość jest szalenie krucha. Ameryka przeżyje,
Francja przeżyje, a Polska nie wiadomo...
I tu wracamy do pesymizmu
egzystencjalnego...
- Nie, to jest pesymizm
geopolityczny. Ten egzystencjalny dotyczy natury ludzkiej, a tu chodzi o
bardzo kruchą pozycję Polski w świecie.
Nie masz wrażenia, że mamy w
Polsce trochę pecha? Wskoczyliśmy do raju, a tu raj się kruszy i za chwilę może
być unicestwiony?
- Możemy mieć pretensje do siebie,
bo do tego walnie się przyczyniliśmy. Można powiedzieć, że wpływ Polski na
losy świata jest ograniczony, ale na pewno działania PiS wpłynęły na nastroje
europejskie znacznie bardziej, niż nam się wydaje. Nie łudźmy się, że nasz nacjonalizm
nie podlewa nacjonalizmu francuskiego, włoskiego, a w końcu niemieckiego.
Jesteśmy w awangardzie. Zauważ, że gender pierwszy wyciągnęła pani Beata
Kempa, potem Francuzi się zaczęli do tego odnosić, a później Amerykanie. Czy
się mylę?
Może po raz pierwszy w historii
polskie poczucie mesjanizmu ma sens. Przykład Polski w dużym stopniu infekuje
Europę, Polacy w Wielkiej Brytanii mają wpływ na decyzję o Brexicie, a Polonia amerykańska to, zdaje się, jedyna mniejszość,
która popiera Trumpa. Jesteśmy wielcy.
- Myślę, że możemy pękać z dumy.
Tylko ciekawe, kto nam potem wystawi rachunek.
Uważam,że mimo fatalności tylko krach gospodarczy może odwrócić bieg wydarzeń w Polsce!!
OdpowiedzUsuń