Pierwszy rok rządów
Kaczyńskiego pokazał władzę wyjątkowo silną w gębie i wyjątkowo słabą w obliczu
społecznych protestów
Cztery tysiące złotych za urodzenie ciężko
okaleczonego lub umierającego dziecka, powrót do wypłacania służbom mundurowym
stu procent pensji na chorobowym, kolejne trzy miliony złotych na szkołę
Rydzyka (tym razem z budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości), następny zakup
milionów ton węgla z kopalnianych hałd na „rezerwy strategiczne państwa”. I
tak dalej...
Pomysł Kaczyńskiego
na sprawowanie władzy polega na przekupywaniu silnych grup społecznych, aby
nie przeszkadzały mu w realizowaniu jego prawdziwych priorytetów. Czyli w niszczeniu
liberalnych ograniczeń władzy, łamaniu Trybunału Konstytucyjnego, przejmowaniu
aparatu sprawiedliwości, ograniczaniu niezawisłości sędziów, poszerzaniu
rewolucji kadrowej. Ta metoda sprawowania władzy cofa nas do chaosu
schyłkowego PRL, gdzie każdą podwyżkę, każdą reformę (lub jej odwołanie,
odroczenie, rozmycie) można było wywalczyć protestami na ulicy albo lobbingiem
u działaczy partyjnych.
SIŁA I SŁABOŚĆ POPULIZMU
Z jednej strony ta władza wydaje się wyjątkowo silna.
Po raz pierwszy od 1989 r. jeden polityczny obóz ma samodzielną większość w
parlamencie. Trwa atak na wszystkie instytucje ograniczające władzę partyjnego
lidera, czyli na Trybunał Konstytucyjny, NIK, media publiczne i prywatne,
samorządy. Jest najgłębsza w dziejach III RP rewolucja
kadrowa, czyli czystki i nominacje zupełnie obojętne na
kryterium kompetencji czy nawet na śmieszność. Jest traktowanie już nie tylko
całego aparatu partyjnego, lecz także własnych rodzin, rodzin swoich
znajomych, a nawet przypadkowych kolegów i koleżanek z podstawówki jako
rezerwy kadrowej do obsadzania spółek skarbu państwa i najwyższych urzędów
państwowych. Do tego dochodzi użycie prawicowego hejtu internetowego (i jego
autorów) jako języka (i kadr) nowej władzy.
Z drugiej jednak
strony prawdziwym testem siły każdej władzy jest to, jak reaguje na kryzysy. I
kiedy obserwujemy, jak z kryzysami radziła sobie władza PiS w pierwszym roku po
wyborach, pojawia się obraz najsłabszego rządu w dziejach III RP. Rządu, który
gasi każdy pożar sypaniem pieniędzy, cofaniem, odwlekaniem lub rozwadnianiem
decyzji, obietnic i reform. Władza populistyczna to w istocie władza
najsłabsza, korumpuje, zamiast rządzić, i ustępuje, jeśli pojawia się
wystarczająco silny protest lub lobbystyczny nacisk.
Wielu narzekało na
osiem lat rządów Platformy. Że przesypia, unika reform, opóźnia decyzje i
działania. Także SLD dwa razy dochodził do władzy pod hasłem zatrzymania
reform. Jednak zarówno PO, jaki SLD miały swój pakiet działań ryzykownych, a
potrzebnych państwu i społeczeństwu. PO przeprowadziła reformę bardzo
kosztowną politycznie, ale konieczną dla przetrwania powszechnego systemu
emerytalnego. SLD obniżył
CIT, przeprowadził też wiele zmian koniecznych dla naszego
przyjęcia do Unii. Nie zniszczył konsensusu wokół podstawowych reform okresu
transformacji, mimo że takie były oczekiwania części wyborców. Sojusz firmował
nawet politycznie ryzykowny program Jerzego Hausnera, który np. by naprawić
finanse państwa, już dekadę temu zakładał podniesienie wieku emerytalnego.
Nawet PiS w czasie
swoich pierwszych rządów stać było na działania w rodzaju reform Zyty
Gilowskiej (obniżenie stawek podatkowych PIT, zmniejszenie klina podatkowego w
obszarze kosztów pracy). Większa była też ostrożność w finansowaniu polityki
rodzinnej, gdzie PiS dawało się przelicytowywać LPR.
Jednak teraz Jarosław
Kaczyński postawił na niemający precedensu w historii III RP populizm.
Wszystkie zasoby państwa - traktowanego przez niego jako państwo podbite, które
można po prostu eksploatować - używane są do kupowania poparcia większych grup
społecznych.
JAK SIĘ KUPUJE MILCZENIE
Czy da się przekupić wszystkich, którzy zgłaszają
roszczenia i są w stanie zorganizować protesty ryzykowne dla wizerunku
władzy silnej i kochanej przez lud? PiS natrafiło na pierwsze twarde
sprzeczności władzy. Nie umie sobie z nimi poradzić. Prawicowi mizogini kontra
walczące o emancypację kobiety, górnicy żądający nieprzerwanej pomocy państwa
kontra klasa średnia płacąca podatki, frankowicze czy banki... Na kogoś trzeba
postawić, coś trzeba wybrać. Nie da się skorumpować wszystkich stron wszystkich
sporów jednocześnie. Próba takiej korupcji prowadzi do nieuchronnego
bankructwa państwa i pokazuje faktyczną słabość populistycznej władzy, choćby
nie wiadomo, jak głośno tupała.
Ulubioną strategię
radzenia sobie przez Kaczyńskiego z protestami i kryzysami można przedstawić
na przykładzie pierwszych po zdobyciu władzy przez PiS protestów górniczych i
nacisków Solidarności na lokalnych działaczy Prawa i Sprawiedliwości ze
Śląska. Efektem były dodatkowe pieniądze dla kopalń ze spółek energetycznych.
Te ostatnie zapłaciły za to spadkiem swojej giełdowej wyceny, a to oznacza
straty dla prywatnych posiadaczy akcji, ale przede wszystkim straty dla OFE i
skarbu państwa. Rząd przeprowadził także co najmniej dwa gigantyczne zakupy węgla
zalegającego na hałdach polskich kopalń. Oficjalnie - „na zwiększenie rezerw
strategicznych państwa”, w rzeczywistości - na zmniejszenie deficytu kopalń.
Zapytani w Sejmie o kolejną taką interwencję przedstawiciele Ministerstwa
Energetyki zasłonili się klauzulą tajności.
Wzrasta ryzyko
zakwestionowania przez Komisję Europejską wszystkich tych głupich i
krótkowzrocznych działań jako niedozwolonej pomocy publicznej. Tym bardziej że
gigantycznym transferom budżetowej gotówki towarzyszy nadwątlenie i tak już
wątłego programu wygaszania kopalń.
Także po pierwszej
dużej manifestacji pracowników służby zdrowia w Warszawie minister zdrowia
natychmiast obiecał podwyżki - bez pomysłu ich sfinansowania. Wakacyjny
protest pracowników służby celnej spowodował z kolei odroczenie startu
priorytetowej PiS-owskiej „reformy”, czyli połączenia i pełnego
scentralizowania wszystkich służb fiskalnych państwa. To zmiana dla nowej
władzy kluczowa, gdyż miała (ponoć) zagwarantować dziesiątki miliardów
złotych na rozdawnictwo socjalne poprzez likwidację luki podatkowej, której
wielkość politycy PiS szacują bardzo różnie, w zależności od rosnących potrzeb
budżetu.
Zderzenie
rozbudzonych wyborczymi obietnicami nadziei frankowiczów z ryzykiem
destabilizacji polskiego sektora bankowego zaowocowało chaotycznymi i
niezbornymi deklaracjami rządu, prezydenta i Kaczyńskiego. Słuchaliśmy nowych
obietnic, widzieliśmy projekty niezadowalające nikogo. W końcu PiS postanowiło
w Sejmie pracować nad wszystkimi projektami jednocześnie, co pozwala odroczyć
decyzję.
Wreszcie czarny
protest kobiet spowodował zwrot PiS o 180 stopni. Jeszcze we wrześniu 2015
roku posłowie tej partii zgodnie poparli prace w sejmowych komisjach nad
całkowitym zakazem aborcji. Po czarnym proteście Kaczyński i większość posłów
PiS całkowity zakaz aborcji po prostu wyrzucili z Sejmu. Żeby zaś zamknąć usta
Kościołowi, szybko przeprowadzono przez Sejm „wynagrodzenie” w wysokości 4
tysięcy złotych za urodzenie dziecka niepełnosprawnego czy faktycznie skazanego
na śmierć. Pojawił się także pomysł płacenia kolejnych 4 tysięcy za urodzenie
dziecka będącego owocem gwałtu.
Protesty
nauczycieli, rodziców i samorządowców przeciwko likwidacji gimnazjów -
szczególnie odkąd towarzyszą im lobbystyczne naciski Kościoła broniącego
gimnazjów katolickich - poskutkowały niezdarnymi deklaracjami polityków PiS.
Rząd natychmiast zaoferował podwyżki dla nauczycieli i obiecał utrzymanie
zatrudnienia (jak zwykle bez jakiejkolwiek gwarancji finansowania tych
wszystkich obietnic). Jeśli sprzeciw nauczycieli i rodziców przybierze
rozmiary czarnego protestu, to Kaczyński ogłosi planowy odwrót; już widać
przygotowania.
Rosnące
niezadowolenie wojska i policji z działań politycznych szefów także jest
gaszone podwyżkami i przeprowadzanymi na bezprecedensową skalę awansami. Padła
deklaracja wycofania się z projektów reformy emerytur mundurowych. W
konsekwencji jeszcze większa niż dotąd część budżetu MSW i MON trafi nie na
inwestycje w nowy sprzęt i broń, ale na fundusz płac. Taki wybór spowoduje
spadek zdolności obronnych państwa.
WŁADZA JAK ZA GIERKA
Morał z tej populistycznej pedagogiki jest dla
społeczeństwa fatalny.
Kaczyński znów bowiem wpaja Polakom zasadę obowiązującą w
upadającym PRL, w czasach Jaroszewicza, Babiucha i kolejnych premierów
zderzaków epoki Jaruzelskiego. Można by ją ująć tak: „Nie ruszajcie naszych
nominatów, ale jeśli mocniej kopniecie w rząd, rząd sypnie groszem, nawet jeśli
go nie ma”.
Przypomina to
również sytuację pierwszych rządów III RP, które wciąż znajdowały się pod
naciskiem przyjeżdżających do Warszawy górników czy rolników wyjeżdżających
ciągnikami na drogi.
Z pozoru wyjątkowo
silny i bezgranicznie asertywny (w gębie) Jarosław Kaczyński uczy Polaków, że
wystarczy ostrzejszy nacisk - na ulicach, w zakładach, poprzez nieformalne
lobby związkowe docierające do lokalnych lub resortowych działaczy PiS. A
wówczas niewygodne dla danego środowiska decyzje zostaną zablokowane, a koszty
zmian pokryte z nawiązką deszczem budżetowych pieniędzy.
Taka władza staje
się totalną wydmuszką. Jarosław Kaczyński wie doskonale, że kupuje w ten
sposób doraźny spokój za cenę społecznego i gospodarczego chaosu. Jeśli uważa
tę strategię za efektywną, to tylko dlatego, że wierzy, iż to chaos okresu przejściowego.
Liczy, że gdy już przeprowadzi do końca kadrową rewolucję (szczególnie w
policji i wojsku) oraz zniszczy prawne i instytucjonalne ograniczenia dla swej
władzy, przerażeni przedsiębiorcy dostarczą rządowi pieniędzy - nawet za cenę
upadku wielu „niepisowskich” biznesów.
Nadzieje na pełne
podporządkowanie sobie społeczeństwa i gospodarki towarzyszą wszystkim
populistycznym liderom. Jednak nawet posiadanie pól naftowych (jak pokazuje
przykład Wenezueli) nie gwarantuje, że taka strategia na dłuższą metę się
powiedzie. Bardziej prawdopodobne jest, że po rządach Kaczyńskiego pozostanie
chaos niż silna peryferyjna dyktatura. Polskie państwo stanie się jeszcze
słabsze niż jest, a polskie społeczeństwo nieporównanie bardziej
zanarchizowane.
Cezary Michalski
Jak tak dalej pójdzie to ludzie na ulice nawet nie będą mogli wyjść bo PIS zabroni . jarek bawił się lalkami jak był mały i teraz ma kompleksy
OdpowiedzUsuńDobrze chcą ale niema na to kasy , a z Trybunałem przesadzili
OdpowiedzUsuń