niedziela, 27 listopada 2016

Po nim choćby potop,Kwestionariusz,Gabinet mistyczny,Ekshumacja PRL i Admirał



Po nim choćby potop

Jarosław Kaczyński na naszych oczach dokonu­je transakcji stulecia: skłania miliony Polaków, by przyszłość swoją i swoich dzieci postawili w za­staw złudzeń, a na dodatek transakcję tę uznali za interes ży­cia, a samego Kaczyńskiego - za swego dobrodzieja.
   Ten widok powinien w naszej pamięci pozostać na długie lata. Członkowie rządu i klubu PiS wstają, by wiwatować po przegłosowaniu obniżenia wieku emerytalnego. Oklaski po przegłosowaniu, że nadejdzie katastrofa, to jednak zjawisko niezwykłe. I tylko gdzieś pod ścianą stoi smutnawy wice­premier Morawiecki. Mimo całej fantasmagoryczności jego planów gospodarczych to on jeden w tym towarzystwie za­pewne rozumie, że władza popełnia właśnie zbrodnię - na budżecie, portfelach Polaków, przyszłych emeryturach i za­łamującym się rynku pracy.
   Choć wyrafinowany rachunek 2+2=4 jest przez PiS całko­wicie ignorowany, politycznie transakcja jest genialna. Polacy na tym stracą, ale zanim stracą i wpadną we wściekłość, wie­lu będzie skakać z radości, że wreszcie jest władza, która daje. Że daje nie swoje, że daje nawet z tego, czego nie ma, to nie bę­dzie problemem tej władzy. A z całą pewnością nie będzie to problemem emerytowanego zbawcy narodu, jak mawia o so­bie pierwszy prezes IV RP. Przymiotnik emerytowany doty­czy zresztą raczej przewidywanego wieku zbawcy niż jego emerytalnego statusu. Pierwszy prezes IV RP będzie bowiem utrzymankiem partii, a więc Polaków, do swej śmierci. Partia będzie mu zapewniała ochronę, sponsorowała osoby robią­ce mu zakupy, będzie wynajmowała sąsiadujące z jego wil­lą domy, by nie był narażony na potencjalne kłopoty. Krótko mówiąc, partia za nasze pieniądze będzie robiła wszystko, by nigdy nie zetknął się w normalnych okolicznościach z tymi, których tak zbawia, czyli z nami. Losem swych dzieci i wnu­ków też się przejmować nie musi. To problem innych.
   Oczywiście Kaczyński nie może nie wiedzieć, że robi Po­lakom wielką krzywdę. Ale ma też prawo powiedzieć, skoro suweren tego chciał, to niech to ma. A że przy okazji zwięk­szy swe szanse na sprawowanie władzy w Polsce jak najdłużej - tym lepiej. Prezydent Kennedy wzywał rodaków, by zamiast myśleć o tym, co kraj może zrobić dla nich, myśleli o tym, co sami mogą zrobić dla kraju. Kaczyński zdaje się mówić co in­nego - niech myślą, że dostają coś dla siebie, ale z korzyścią dla mnie. Projekt „Kaczyński” jest tu ważny, a nie projekt „Polska”; projekt „władza”, a nie projekt „przyszłość”.
   PiS rzeczywiście spełniło swą wyborczą obietnicę. Nie­stety, jest jedna rzecz gorsza niż politycy niespełniający obietnic - to politycy spełniający obietnice, które nigdy nie powinny być spełnione. No ale jak tu nie spełnić takiej obiet­nicy, skoro suweren nie tylko będzie wdzięczny, ale okazując wdzięczność, jest ślepy na demolowanie ustroju i marginali­zację Polski.
   Oto cały naród bierze niespłacalny kredyt na utrzyma­nie zbawcy narodu, który już niedługo okaże się grabarzem jego przyszłości. Naród bowiem, zdaje się, stracił apetyt na ściganie się ze światem i postanowił schować się w kokonie pseudobezpieczeństwa. A jeśli już ścigać się zacznie, to nie z Niemcami czy Holendrami, ale z Grecjami i Wenezuelami tego świata.
   Zamiast głowić się, jak dołączyć do najlepszych, funduje­my sobie nędzny paternalizm. Niech dziatki nasze nie idą za szybko do szkół, bo jeszcze mogłyby wtedy rywalizować z ró­wieśnikami z bogatszych krajów. Niech się pobawią w domu z mamą, która właśnie zrezygnowała z pracy, bo 500+ opła­ca się jej bardziej niż robota, albo z babcią, która emerytu­rę pewnie ma głodową, ale za to z wnuczęciem może pobyć. Matka mogłaby wprawdzie pracować i zarabiać więcej, dziecko uczyć się szybciej, babcia mogłaby dłużej pracować na godną starość, ale czyż nie lepiej i bezpieczniej pobyć w do­mowych pieleszach? Wyzwania przed narodem są wielkie, sytuacja może być groźna. Ale przecież możemy się schronić w swej zagrodzie. Nasza chata z kraja.
   Demolowanie ustroju, pozycji Polski, a teraz także go­spodarki nie mieści się w żadnej logice. Może poza logiką jedynowładcy, dla którego sprawowanie władzy jest formą autoterapii i uśmierzania własnych lęków. Musi mieć władzę co­raz to większą, bo tylko to daje mu poczucie bezpieczeństwa, bo tylko to gwarantuje mu niezbędną strefę komfortu. Spokój ducha daje „niekoronowanemu królowi Polski” tylko pełna dominacja nad otoczeniem, traktującym go jak Króla Słońce. Jedynowładca za chwilę będzie miał pełne prawo powiedzieć jak Ludwik XIV - państwo to ja. Jego władzy przyświeca zaś dewiza kochanki prawnuka Ludwika XIV, Madame de Pom­padour - po nas choćby potop.
Tomasz Lis

Kwestionariusz

Pomijając wrzaski i ujadania zajadłej, ode­rwanej od rzeczywistości tzw. opozycji, oby­watele naszego kraju bardzo ciepło przyjęli propozycję posłanki PiS Beaty Mateusiak-Pieluchy de­portowania z Polski ateistów, prawosławnych, muzuł­manów i wszelakiego elementu, który nie podpisze deklaracji respektowania ważnych polskich wartości. Przedstawiciele suwerena wręcz zażądali rozszerze­nia akcji deportacyjno-kwestionariuszowej na kolejne podejrzane grupy społeczne.
   Reagując na palącą potrzebę dotykającą najdelikat­niejszej tkanki bezpieczeństwa narodowego, Komitet Stały Rady Ministrów, kierując się racją stanu, w eks­presowym tempie przygotował projekt odpowiedniego kwestionariusza.
    Dokument trafił pod obrady rządu wczoraj o godzi­nie 20.41, dwie godziny później zatwierdziła go premier Szydło, dzisiaj o drugiej nad ranem odbyło się zwycięskie głosowanie w Sejmie, a chwilę po czwartej, nie tracąc czasu na zdejmowanie piżamy, „pieluchówkę” podpisał pan prezydent.

   Jako pierwsi publikujemy treść kwestionariusza:
1. Proszę wskazać osobę, instytucję, organizację, zagra­niczny ośrodek władzy bądź wywiadu odpowiedzialne za pana/pani ateizm, prawosławność, muzułmaństwo.
2. Czy pana/pani ateizm ma związek ze zbrodniczą działalnością któregoś z członków rodziny?
3. Dlaczego wiedząc, że ponad wszelką wątpliwość udo­wodniono istnienie Boga Wszechmogącego w Trój­cy Jedynego reprezentowanego w naszej Ojczyźnie przez Święty Kościół Katolicki, którego głosem jest Radio Maryja, kwestionuje pan/pani Jego istnienie?
4. Czy za ateizm panu/pani płacono?
5. Czy ateizm jest wynikiem uprawianych przez pana/ panią zboczeń lub zboczeń występujących w rodzinie do czwartego stopnia pokrewieństwa?
6. Czy w rodzinie występowały choroby psychiczne i weneryczne?
7. Czy nakłaniał pan/pani dzieci do czynności ateistycznych?
8. Czy poddałby się pan/pani leczeniu ateizmu?
9. Czy Ukraińcy, z którymi kontaktował się pan/pani w ostatnich pięciu latach, są w stanie udowodnić brak związku z rzezią wołyńską ich samych oraz krewnych i znajomych do piątego stopnia pokrewieństwa?
10. Czy bawią pana/panią żarty Macieja Stuhra?
11. Czy w pana/pani rodzinie występowały osoby wieprzowinosceptyczne?
12. Czy jest pan/pani wegetarianinem?
13. Czy prowadzi pan/pani działalność gospodarczą w sposób metodycznie złośliwy, by pozbawić się pew­nych zysków, co skutkuje zmniejszeniem wpływów do budżetu?
14. Czy kwestionował pan/pani mową lub słowem pisa­nym patriotyczne piękno obowiązkowych ekshumacji?
15. Czy podobał się panu/pani któryś z filmów Andrzeja Wajdy, jeśli tak to dlaczego?
16. Czy jeździ pan/pani na rowerze, a jeśli tak, to dlaczego?
17. Czy jada pan/pani kebaby, a jeśli tak, to dlaczego?
18. Czy był pan/pani w teatrze Krystyny Jandy, a jeśli tak, to dlaczego?
19. Czy w ciągu ostatniego roku kupił pan/pani „Gazetę Wyborczą”, „Newsweek” bądź „Politykę”?
20. Czy w ciągu ostatniego roku oglądał pan/pani TVN lub TVN24?
21. Czy w ciągu ostatnich pięciu lat miał pan/pani kontakt towarzyski z osobami   nienormatywnymi kolorystycznie?
22. Czy kupował pan/pani nieletnim utwory satani­styczno-okultystyczne w rodzaju „Harryego Pottera” bądź nakłaniał ich do czytania?
23. Czy kwestionował pan/pani konieczność wycięcia prawosławnej Puszczy Białowieskiej?
24. Dlaczego mimo że jest pan/pani ateistą, prawo­sławnym, muzułmaninem, innego rodzaju odmieńcem, uważa pan/pani, że nie należy pana/pani deportować?
25. Czy gdyby miał pan/pani wybór, wolałby pan/pani zostać deportowany/a, pójść do            więzienia czy trafić do obozu pracy przymusowej?
26. W przypadku deportacji wolałby pan/pani trafić na Węgry, Białoruś czy do Niemiec?
27. Dlaczego nienawidzi pan/pani Polski? Proszę określić swą nienawiść w skali od 1 do 10.
28. Co panu/pani Polska uczyniła, że chce ją pan/pani uczynić bezbronną?
29. Czy gromadził pan/pani broń w celu szerzenia ateizmu?
30. Czy prosi pan/pani o łaskę?

(Odręczne uwagi pod kwestionariuszem): „Co z lutrami, buddystami i agnostykami? Koszernych oficjalnie nie tykać, podciągniemy pod ateistów. Ściągnijcie dane osobowe szkół jogi i salsy”.

Podpis nieczytelny
Marcin Meller

Gabinet mistyczny

My już mamy jeden pełny rok rządów PiS za sobą, a Amerykanie pełne cztery lata Trumpa wciąż przed. Można by powiedzieć, że sytuacja u nas jest relatywnie lepsza, gdyby nie to, że im dalej od wy­borów, tym Donald Trump wydaje się bardziej przytomny i racjonal­ny, a u nas chyba na odwrót.
W sobotę kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli, rodziców, samo­rządowców protestowało w Warszawie przeciwko tzw. reformie edukacji (nazywanej deformą), a właściwie przeciwko absurdalnemu pośpiechowi, w jakim mają się dokonać fundamentalne zmiany systemu oświaty. Nie mamy lęku przed zmianami, mówili nauczyciele, bo w oświacie one muszą być nieustanne, tylko przed gigantycznym chaosem. Bo poza propagandowymi sloganami nic tu nie jest gotowe. Nikt też do końca nie rozumie tego uporu, aby już, natychmiast podkładać trotyl pod nieźle w sumie funkcjonujący system. W przypadku PiS można jednak przyjąć w ciemno, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o władzę. Przejęcie szkolnictwa, możliwe tylko w drodze wielkiego organizacyjnego wstrząsu, to wszak dziesiątki tysięcy kolejnych posad w zasięgu partii oraz silne przyczółki dla uprawiania lokalnej polityki. Ważne przed wyborami samorządowymi w 2018 r. I podobno stąd ten pośpiech.

Nieszczęsna „reforma oświaty" pokazuje wyraźnie, jaki w ogóle mamy problem z rozmową na temat obecnego rządu. Z okazji rocznicy gabinetu premier Szydło w wielu mediach pojawiły się rankingi poszczególnych ministrów. My także w tym numerze zamieszczamy„rating rządowy", bardzo profesjonalnie przy­gotowany przez centrum analityczne POLITYKA INSIGHT.Tą samą metodą były oceniane przez PI poprzednie gabinety. Jest jednak pewien problem, którego sformalizowane metody analityczne nie chwytają. Przecież mamy świadomość, że w ogóle nie występuje taki byt jak rząd Beaty Szydło, bo premier nie sprawuje kontroli wła­ściwie nad żadnym znaczącym ministerstwem.„Pozycja polityczna" ministrów zależy wyłącznie od Jarosława Kaczyńskiego;„sprawność zarządzania "trudno ocenić, jeśli niejasne są cele; a „odbiór publiczny" jest bez znaczenia - vide ministrowie Macierewicz, Zalewska, Szyszko, Waszczykowski, Błaszczak i wielu innych, dla których nie istnieje żaden dyskwalifikujący próg publicznej kompromitacji. Nie rezygnujemy jednak z dorocznego ratingu rządu, bo może za wcze­śnie uznać, że nasze miary już niczego nie mierzą.

Pisaliśmy, że w systemie rządów PiS premier, podobnie jak prezydent, pełni funkcje techniczno-reprezentacyjne, a cen­trum władzy stanowią resorty siłowe (łącznie z TVP) raportujące bezpośrednio do prezesa. Pozostałe resorty, w tym superministerstwo gospodarcze Mateusza Morawieckiego, mają zadania osłonowe wobec rdzenia. Powinny zapewnić dla całego systemu pieniądze, posady, wpływy w poszczególnych środowiskach i ogólnie spokój. Jeśli tak to mniej więcej wygląda, widać, jak w sumie bez znaczenia są owi, nawet chwaleni, ministrowie osło­nowi. Mateusz Morawiecki musiał tego doświadczyć dobitnie w minionym tygodniu. W przeddzień wystąpienia na kongresie gospodarczym w Rzeszowie został ośmieszony przez prezesa brawurową medialną deklaracją, że przedsiębiorcy wstrzymują się z inwestycjami, bo sprzyjają opozycji i „na złość PiS" sabotują własne firmy. Umizgi wicepremiera wobec biznesu zostały też zdezawuowane właśnie uchwaloną ustawą o VAT, która daje urzędnikom ogromną arbitralną władzę nad podatnikami; a rynek pracy i budżet - dwa filary planu Morawieckiego, zostały ugodzo­ne nonszalancką, dewastującą dla gospodarki ustawą o obniże­niu wieku emerytalnego.
A chwalona pani minister Rafalska? Czy rozdanie kilkunastu miliardów złotych, których nie było w budżecie na program 500 plus to sukces? Czy rozdanie 30 mld byłoby dwa razy większym sukcesem? A zasypywanie deficytu w ZUS resztką pieniędzy przejętych z OFE, do czego rząd się szykuje, to sukces?
I jaki - gospodarczy, społeczny, polityczny? No i, ciągnąc pytania do ministrów: czy za absurdalne ekshumacje smoleńskie odpowiada tylko prokurator Ziobro czy jednak cały gabinet?
A faktyczna likwidacja Trybunału Konstytucyjnego - jest czy nie jest firmowana przez, powiedzmy, ministra zdrowia czy wiceministrów sportu? Dajecie państwo twarz czy próbujecie umyć ręce?

Szczególną cechą tej władzy jest - nazwijmy to - autosakralizacja, unieważniająca normalne kryteria jej oceny. Niewielka aryt­metycznie parlamentarna większość staje się Suwerenem, waż­niejszym od konstytucji; własna polityka historyczna umieszcza PiS w roli zwieńczenia najgodniejszych nurtów polskiej historii; kult Lecha Kaczyńskiego, pochowanego między królami, najwybit­niejszego prezydenta państwa, ale też prezydenta Warszawy (wła­śnie uroczyście obchodzono 14-lecie objęcia przez Kaczyńskiego tej funkcji), nadaje Jego Bratu majestat i kompetencje regenta; wreszcie mamy sakralizację już ściśle religijną, dotąd poświad­czaną przez wielu proboszczów, biskupów i o. Rydzyka, a w ten weekend ukoronowaną powołaniem samego Chrystusa na króla pisowskiej Polski. No i jak tu oceniać nową władzę coraz bardziej „nie z tego świata"? Można, oczywiście, z tej sakralizacji kpić, ale ludzie słabej wiary, ateiści, powinni być, jak głosi pani poseł z PiS, deportowani z Polski (pytania w internecie: zabierać okulary sło­neczne czy walonki?).
Wracając doTrumpa. Jego populizm coraz bardziej wygląda na cyniczny. U nas to jakiś szczególnie groźny populizm mistyczny. Już chyba głosowałbym na Trumpa.
Jerzy Baczyński

Ekshumacja PRL

Od dawna męczyłem szanowną redakcję, żeby urozmaiciła grono felietonistów, czyli bia­łych mężczyzn w wieku Trumpa. Pierwszym posunięciem redakcji było - typowe dla POLITYKI - „radykalnie ostrożne” odmłodzenie staj­ni felietonistów poprzez zaangażowanie profesora Jana Hartmana, znakomitego autora (ale młodego - powiedz­my- umiarkowanie), a także rewelacyjnego blogera, któ­ry został liderem blogerów POLITYKI, czego mu serdecz­nie gratuluję.
   Ale ja miałem na myśli zmiany w gronie felietonistów da­lej idące: marzyła mi się autorka (!), która będzie przedsta­wicielką młodszego pokolenia i w dodatku! - będzie pra­wicowa (cokolwiek to dziś znaczy). I oto, ku mojej radości pojawiły się Siostry Sisters felietonu, kobiecy tandem, moja ulubiona Sylwia Chutnik - miłośniczka warszawskich ulic, podwórek i zaułków, oraz międzynarodowa pisarka Gra­żyna Plebanek (Bruksela). Sama idea pisania felietonów we dwójkę jest dla mnie tak egzotyczna, jak pisanie razem wierszy, więc będę paniom kibicował jak Żyleta. Do prawi­cy trudno jednak szanowne autorki zaliczyć, a tam panuje posucha. Gargas, Kania, Lichocka, Stankiewicz-ciotki re­wolucji, bez cienia humoru, więc dziękuję, postoję.
   Chutnik i Plebanek startują z felietonem w doskonałym dla drwiny okresie, kiedy tematy same pchają się „pod pió­ro”, bzdura goni głupotę, rozum ucieka w popłochu. Prezes Kaczyński mówi, że związani z poprzednią władzą przed­siębiorcy na złość nowemu rządowi nie inwestują, czyli siedzą na forsie i nie chcą rozwijać swoich biznesów. Jest gorzej, niż mówi prezes. Pacjenci w szpitalach masowo wy­rywają sobie wenflony z żył i prują szwy pracowicie zaszy­te przez chirurgów, byle tylko popsuć rządowi statystykę umieralności. Ratownicy z pogotowia dobijają ofiary wy­padków. Na oddziale psychiatrii podobnie. Jeden bredzi, że Egipt sprzedał Rosji lotniskowce po dolarze za sztukę, a drugi majaczy, że nie dopuszczając do tej transakcji, Pol­ska być może zapobiegła wielkiej wojnie. Niektórzy gotowi się ośmieszyć, byle tylko zaszkodzić nowej władzy. Pałac Kultury przyjmuje zapisy na skoki spod iglicy na dwa lata z góry, trudniej się tam wspiąć niż do lekarza specjalisty.
   Wielka wojna z rozumem i o pamięć trwa. Ambasador Polski w USA profesor Wilczek jest dumny, że Andrzej Duda jest siódmym (!) prezydentem państwa Unii Europejskiej i drugim z Europy Wschodniej (po odliczeniu Rosji i Ukra­iny!) , z którym rozmawiał prezydent elekt Donald Trump. Znowu sukces! Za Gierka byliśmy w pierwszej dziesiątce, teraz jesteśmy w pierwszej siódemce.

Trwa ekshumacja PRL. Jako relikt tamtych czasów muszę odpowiadać na telefony i maile: - Piszę książkę o hu­morze w PRL. Czy zechciałby pan redaktor? - Piszę o luk­susie w PRL. Czy zgodzi się pan redaktor? - Piszę o studium wojskowym na UW. Czy mogę liczyć na pański głos?
    „Rewers”, „Jestem mordercą”, „Blokowisko”, „Róża”, „Zaćma”, „Powidoki”, „Ostatnia rodzina”, „Ida”, „Bo­gowie” - wszyscy zaglądają do trumny PRL, acz TVP nie wszystko pokazuje, bo naród nie dojrzał. A najwięcej jest amatorów urody i rozrywki. „Kobiety władzy PRL”(Sławomir Koper), „Jak w kabarecie. Obrazki z życia PRL” (Andrzej Klim), „Dancingi w PRL” (Sylwia Chutnik w „Gazecie”) - trwa festiwal Polski Ludowej, chyba z przekory wobec wersji oficjalnej, wedle której historia nie musi być prawdziwa
musi być słuszna.
   Oto rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego (pierwsza pięć­setka na świecie), profesor doktor haftowany Wojciech Nowak w rozmowie z Onetem powiedział: „Kto w komu­nie myślał, żeby uczyć się języka obcego, kiedy trudno było czasem przejechać z miasta do miasta”, i dodaje, że „w Krakowie były trzy teatry i kina na krzyż”. Języki, par­don, stały kiepsko, ale chyba magnificencja przesadził. Profesor, syn lekarzy, krakowianin, ukończył medycynę (’74), zrobił pierwszy stopień specjalizacji (chirurgia, ’77) i drugi stopień (’84) - wszystko to bez znajomości języka obcego, bo tę posiadł chyba dopiero w dorosłym wieku, po upadku systemu?! Autor 133 publikacji i 285 „prezen­tacji zjazdowych”, przynajmniej część z nich pisał jako półanalfabeta językowy? I w dodatku jaką wizję Krakowa szerzy? PRL była szara i smutna, to prawda, ale bez prze- sadyzmu: w tamtych czasach w Krakowie reżyserowali Swinarski (pamiętne „Dziady”), Wajda, Kantor, pękała w szwach Piwnica pod Baranami i to mimo że Piotr Skrzy­necki nieustannie szamotał się z cenzurą.
   Zapytany przeze mnie o ten rzekomy kulturalny ugór stary krakus, reżyser Janusz Majewski, pęka ze śmiechu, wspominając choćby kina Apollo i Sztuka w pobliżu Rynku, gdzie wspólnie z Zosią Nasierowską oglądali filmy francu­skie, włoskie, sowieckie, a kina Wanda, Warszawa, Mikro to pies? A teatrzyki i kabarety studenckie, a kabaret Anawa, a Marek Grechuta i Jan Kanty Pawluśkiewicz? A Teatr STU? A Filharmonia? A „Przekrój” i „Tygodnik Powszech­ny” - czyż nie istniały? Połóżmy na tym wieko milczenia.

Wybór Donald Trumpa na prezydenta USA polska prawica przyjęła z entuzjazmem, jako cios w elity i w establishment. Mówimy Trump, a w domyśle Kaczyń­ski. Coś w tym jest, bo to, co wygaduje polska elita, chwały jej nie przynosi. Kiedy ambasador Wilczek mówi, że Do­nald Trump to „wytrawny polityk”, to ma chyba na my­śli prezesa.
   Zdolna jest nowa elita. Oto Zdzisław Krasnodębski, wieloletni profesor uniwersytetu w Bremie, na łamach „Do Rzeczy” z przejęciem opowiada o „kampanii niena­wiści” wobec Polski w Niemczech. I to mówi ktoś, kto latami zaznawał niemieckiej gościnności, a teraz cierpi w Parlamencie Europejskim, jakże Polsce niechętnym. Dlaczego się tak męczył, zamiast wracać na ojczyzny łono? Po niedawnym incydencie, jakim było wrzucenie kanistra z podejrzanym płynem na teren polskiej am­basady, profesor wskazał, gdzie szukać winnego: „Mógł to być nasz rodak, który jest zwolennikiem KOD, organi­zacji, która rozbudza skrajne nastroje”.
   Na brak tematów panie Chutnik i Plebanek narzekać nie mogą. Powodzenia!
Daniel Passent


Admirał

Znikąd ratunku. Kiedy pa­trzę na gabinet cieni Plat­formy Obywatelskiej, wydaje mi się, że niektóre twarze malował już Matejko. Słucham Grzego­rza Schetyny, a brzmi on niczym wypłowiały refren: „My chcemy, żeby Polska była znów liderem/żeby była najlepiej urządzonym krajem/krajem sukcesu, który jest pokazywany/jako wzór dla Europy, wiwat wszystkie stany”. Niechcący napisało mi się trzynastozgłoskowcem, ale cytuję wiernie, tylko ostatnie słowa dodałem z klasyka. Przewodniczący PO uprzedził też, że zostanie premierem, nie powiedział tylko, w jakim kraju. Następnie gorąco podziękował PiS za możliwość krytykowania posunięć rządu, bo to daje Platformie solidne podstawy do prze­dłużenia politycznej egzystencji.
   W cieniu gabinetu cieni zebrał się w Jachrance gabinet figur woskowych. Nowym prezesem PSL został znów Wła­dysław Kosiniak-Kamysz, drugi na liście (po Jarosławie Kaczyńskim) spadkobierca idei Witosa. Cel ma skromny: „zdobyć jak najwięcej przestrzeni do realizacji swoich pla­nów i zamierzeń”. Szybko się okazało, że chodzi o prze­strzeń od Bałtyku do Władywostoku. 17 min km kwadra­towych, a wszystkie czekają na jabłka z PSL, więc trzeba znieść sankcje nałożone przez UE na Rosję. Zwłaszcza że okazały się one papierowym smokiem - uważa lu­dowiec. Najwyraźniej Krym i Donbas Kosiniak-Kamysz dawno już uznał za rosyjskie, zaś w sprawie krajów nad­bałtyckich daje Putinowi wolną rękę.
   Nowoczesna wciąż jeszcze za mało okrzepła, żeby z niej budować szalupę ratunkową. Niemniej różni się od sfatygowanych wyjadaczy w naszym Sejmie, bo za­miast inwektyw używa argumentów. Doprowadza tym marszałków Kuchcińskiego czy Tyszkę do szału i padaczki ust, nawet w czasie nocnych poleżeń parlamentu. Jesz­cze jedno - posłanki i posłowie Nowoczesnej nie grzebią w historycznej makulaturze, tylko trzymają się kropki przed swoją formalną nazwą. Mówią o teraź­niejszości z myślą o jutrze. W życiu jak w żeglarstwie - kompas jest ważniejszy niż kilwater.

Niestety, naszą flagową jednostką zwaną ojczyzną dowodzi handlarz starzyzną, który przebrał się za admirała. Liczną załogę skompletował, kierując się prostym kryterium: im większym jesteś nieudaczni­kiem, tym bardziej się nadajesz, bo będziesz wierniej­szy. Nawet jeśli jakiś łach u niego kupisz i wypierzesz, to i tak na ulicę wyjść w tym wstyd. A co dopiero chodzić po domu przy rodzinie!
   Choć nie ma sztormu, statek admirała od roku płynie na dryfkotwie. Hamuje po prostu. Jednak załoga musi demonstracyjnie się uwijać. Starszy chorąży sztabowy Morawiecki obiecuje cuda na kiju polskim przedsiębior­com, a wtedy admirał ogłasza, że wykrył wśród nich spi­sek przeciwko sobie i ojczyźnie. Bosman Zalewska robi reformę edukacji, która nie ma żadnego sensu, o czym admirał dobrze wie. Chodzi mu tylko o to, by w przy­szłym roku w samorządach zapanował nieopisany cha­os. By zmarnowały one pieniądze przeznaczone na inne ważne potrzeby. Wtedy dowódca statku wystąpi z oskar­żeniem: to karygodna nieudolność, to dywersyjne działa­nie polityczne, musimy tych ludzi wymienić na naszych. Kościół i szefowie PKP pomogą. Nie bez powodu ks. Ry­dzyk został właśnie odznaczony Orłem Straży Ochrony Kolei „za kształtowanie postaw patriotycznych”. Kontr­admirał Macierewicz ma już tyle orłów, że PKP mu dynda. Wciąż wzmacnia obronę terytorialną. Teraz dla swoich podopiecznych szyje galowe mundury - na wzór tych, w których żołnierze wyklęci ukrywali się wśród bagien
lasów.
   Admirał jest zadowolony: Niech się bawią, niech się tytłają. Ja już nie mam żadnej przyszłości, więc niech oni też jej nie mają.
Stanisław Tym

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz