Mówi się, że jak
spadać, to z wysokiego konia. Mecenas Dubieniecki od ponad roku spada na
naszych oczach. To go musi boleć. Ale swój problem z nim mają też Jarosław i
Marta Kaczyńscy.
Zawsze wyznaczał sobie ambitne cele, nie
interesowało go średniactwo. I sam dokonywał wyborów. W czasach szkolnych
wraz z rodzicami mieszkał w Kwidzynie. Ojciec, w PRL funkcjonariusz
departamentu II MSW i działacz PZPR, a potem adwokat, prowadził w tym
niewielkim mieście kancelarię prawną. Jak pisała Bianka Mikołajewska (POLITYKA
30/10 - „Premier z Kwidzynia”), mały Marcin, mając do wyboru naukę albo grę w
bilard, wybrał bilard. Chciał zostać zawodowcem i wyłącznie wygrywać. Klub
bilardowy prowadziła jego mama, tam zaczynał. Kiedy wdrapał się na wyższy
poziom, ojciec woził go już na turnieje po całej Polsce. Cierpiała na tym
edukacja, rodzice obawiali się, że trafi do zawodówki i to będzie szczyt jego
szkolnych dokonań. Ale w końcu chyba zrozumiał, że w bilardzie świata nie
zawojuje.
Przyłożył się do
nauki i za namową ojca skończył wydział prawa. Drogę życiową miał już wtedy
jasno wytyczoną. Zostanie adwokatem jak tata.
Łącznik
między SLD a PiS
Studiował na jednym
roku z Martą Kaczyńską, ale zainteresował się nią dopiero, kiedy w 2006 r. oboje
wzięli udział w szkoleniu dla aplikantów adwokackich. - Była wtedy w separacji
z Piotrem, swoim, tak to nazwę, studenckim mężem. I zakochała się w Marcinie
od pierwszego wejrzenia, tak się czasem zdarza - wspomina bliska znajoma Marty
Kaczyńskiej. - On też mówił o miłości, ale jak dzisiaj na to patrzę, mocno
wątpię. Dla niego Marta była po prostu dobrą partią, córką prezydenta.
Lech Kaczyński już
od roku zajmował wtedy Pałac Namiestnikowski. - Kiedy Marcin oznajmił, że
zostanie zięciem prezydenta, uśmiałem się jak norka, ale on wcale nie żartował
- opowiada prawnik z Gdańska, kolegujący się przed laty z Dubienieckim.
- Myślę, że miał
już wtedy plan, jak na plecach teścia zbudować własną karierę.
Ślub Marty i
Marcina odbył się bez rozgłosu. Uroczystość cywilna, z udziałem najbliższej
rodziny. Ale bez brata prezydenta. Dubieniecki tłumaczył potem w wywiadach
prasowych, że Jarosław Kaczyński nie był na ślubie wyłącznie dlatego, że
poprzedniego dnia późno wrócił z Lizbony i natychmiast zajął się opieką nad
chorą matką. Ale z otoczenia prezesa PiS dobiegały głosy, że ten celowo nie
pojawił się na ślubie bratanicy. Nie akceptował jej partnera.
Dubieniecki był dla
braci Kaczyńskich kłopotliwym nabytkiem głównie z powodu życiorysu ojca. Marek
Dubieniecki, trochę na wyrost nazywany przez media baronem SLD, do dzisiaj
działa w tej partii, jest przewodniczącym Wojewódzkiego Sądu Partyjnego na
Pomorzu. Zna w Sojuszu wszystkich możnych. Marcina od dziecka wprowadzał na
partyjne salony, zabierał ze sobą do Warszawy na spotkania z najważniejszymi
politykami, z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim na czele. Dubieniecki jr
miał bliskie relacje z byłym premierem, dziś już nieżyjącym Józefem Oleksym. Z
Grzegorzem Napieralskim (dawniej SLD, dzisiaj senator PO) do dzisiaj jest na
ty, a „mój serdeczny znajomy”, jak ujawnił w jednym z wywiadów, były minister
skarbu w rządzie SLD Wiesław Kaczmarek to dla niego, jak przyznawał w mediach,
guru w sprawach gospodarczych.
Chciał być swoistym
łącznikiem między SLD a PiS. „W SLD jest grupa ludzi, która mogłaby stworzyć
koalicję z PiS, a w PiS są chętni do koalicji z SLD” - mówił przed wyborami
parlamentarnymi w 2011 r. Prawdopodobnie to pod jego wpływem podczas kampanii
wyborczej Jarosław Kaczyński niespodziewanie przeszedł na inną retorykę wobec
byłych członków PZPR, działających potem w SLD. Nazwał ich patriotami,
wypowiedział się ciepło o Józefie Oleksym.
Stosunki Marcina
Dubienieckiego z Jarosławem Kaczyńskim od zawsze fascynowały media. On sam
umiejętnie tworzył obraz wyjątkowych więzi łączących go ze stryjem, jak nazywał
brata swojego teścia. „Mam bardzo dobre relacje z Jarosławem Kaczyńskim, czego
boją się niektórzy działacze PiS” - oznajmił w wywiadzie dla „Angory”. I dalej:
„Jarosław Kaczyński to jedyny polityk, któremu nic nie można zarzucić”. Albo:
„Jako jedyny ma pomysł na Polskę nie ma drugiego tak wyrazistego polityka w
kraju. Jedyną »wadą« Jarosława Kaczyńskiego jest to, że zawsze mówi prawdę”.
Natomiast w drugą
stronę sygnały o wyjątkowych relacjach nie płynęły. Prezes PiS nigdy nie
wypowiadał się o Dubienieckim. Kiedy mąż bratanicy towarzyszył mu w
publicznych miejscach, nie zaszczycał go nawet spojrzeniem. - Jarosław go
zwyczajnie, po ludzku, nie lubił-mówi Hanna Foltyn-Kubicka, przyjaciółka Lecha
i Marii Kaczyńskich, była eurodeputowana z ramienia PiS. - Nie lubił? On go
wprost nie trawił, ale traktował jako zło konieczne - dodaje inny polityk z
otoczenia prezesa.
Dubieniecki dobrze
odczytywał niechętne mu nastroje panujące w środowisku bliskim braciom
Kaczyńskim. „PiS nie darzy mnie sympatią, ale proszę się nie martwić, albowiem
PiS nie jest całym moim życiem”- wyznał jednej z gazet. Kadry partyjne omijał
szerokim łukiem, za to lgnął do osób z otoczenia prezydenta Kaczyńskiego,
pracowników jego kancelarii. To o nich powiedział w 2011 r.: „Mam wielu
serdecznych przyjaciół, bardzo bym chciał, aby wrócili do polityki i poszli
pod szyldem SLD, chociaż byli związani z Lechem Kaczyńskim”. Akurat ta wizja
Marcina Dubienieckiego nigdy się nie ziściła. Podobnie jak jego plany
zaistnienia w wielkiej polityce.
Indagowany przez
dziennikarzy, jaką widzi dla siebie rolę do odegrania w polityce, odpowiadał
niejasno, że na razie tam się nie pcha, ale czeka na swój czas, no, chyba że
dostanie „jedynkę” na pomorskiej liście PiS do Sejmu. Twierdził, że takie
miejsce mu się należy, bo miałby najlepszą ofertę dla wyborców. Nigdy jej
jednak nie sformułował, bo „jedynki” mu nie przyznano. Być może dlatego zmienił
retorykę i oświadczył, że jeżeli kiedykolwiek miałby zaangażować się
politycznie, to nie w roli szeregowego posła. Ma swoje ambicje polityczne i w
przyszłości mógłby zostać ministrem gospodarki. Nie wykluczał objęcia teki
premiera, bo „każdy, kto chce się poważnie zająć polityką, dąży do bycia premierem”.
Uważał, że to nie jest nierealne.
Wielokrotnie
podkreślał, że interesuje go gospodarka, a w szczególności energetyka. Miesiąc
po katastrofie smoleńskiej pojechał z oficjalną delegacją (m.in. z Jackiem
Sasinem) do gruzińskiego Batumi, aby wziąć udział w uroczystości nadania
jednej z ulic imienia Marii i Lecha Kaczyńskich. Wygłosił przemówienie, którego
lwią część poświęcił problemom energetycznym.
Był już wtedy
adwokatem prowadzącym własną kancelarię specjalizował się w sprawach
dotyczących obrotu gospodarczego, chociaż nie stronił też od klientów z
zarzutami natury kryminalnej. Wcześniej, zanim uzyskał adwokackie uprawnienia,
pomagał ojcu w prowadzeniu kancelarii w Kwidzynie. To z tamtego okresu
pochodziło 18 wniosków o ułaskawienie klientów tej kancelarii, które za
pośrednictwem Sądu Rejonowego w Kwidzynie trafiły do urzędników Prezydenta RP
Były też wnioski składane przez inne sądy. Pisanie wniosków o akt łaski to
dochodowa usługa, choć, poza jednym wyjątkiem, całkowicie jałowa.
Ten wyjątek
dotyczył sprawy Adama S., przedsiębiorcy z Kwidzynia, skazanego na wyrok w
zawieszeniu za wyłudzenie z PFRON ponad 120 tys. zł poprzez fikcyjne zatrudnianie
inwalidów. Adam S. jako jedyny z klientów kancelarii Dubienieckich uzyskał
ułaskawienie. Jego wniosek w 2009 r. przechodził przez ręce prezydenckich
ministrów Piotra Kownackiego i Andrzeja Dudy. Mimo że prokuratura zaopiniowała
negatywnie, 9 czerwca 2009 r. prezydent Kaczyński ułaskawił, jak się potem
okazało, biznesowego wspólnika Marcina Dubienieckiego. Razem założyli spółkę
Nord Meat Gdynia, potem Dubieniecki odsprzedał mu swoje udziały. Sprawa jest do
dzisiaj niejasna. Kownacki i późniejszy prezydent Duda twierdzili, że nie mieli
pojęcia, iż Adam S. był klientem mec. Marka Dubienieckiego, ale w aktach, które
przechodziły przez ich ręce, wielokrotnie pojawiały się pisma podpisane przez
tego adwokata.
Lot ku
świecy
W 2010 r. Marcin
Dubieniecki został wpisany na listę adwokatów. Wyspecjalizował się w zakładaniu
spółek biznesowych. W wielu figurował jako udziałowiec albo właściciel. Uwagi,
że przecież czynny adwokat nie powinien prowadzić działalności biznesowej,
zbywał, twierdząc, że spółki zakładane są w imieniu klientów na podstawie umów
powierniczych. Jednak w KRS zarejestrowano kilkanaście spółek, w których
pojawiało się (a w niektórych pojawia się nadal) nazwisko jego, a nie
tajemniczych klientów „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że jedna z tych firmowanych
przez Dubienieckiego spółek należała faktycznie do Tomasza M., ps. Matucha,
skazanego za udział w grupie przestępczej zajmującej się m.in. nielegalnym
alkoholem.
To już okres, kiedy
Marcin Dubieniecki popada w kolejne tarapaty. Pojawia się w sprawie wyłudzenia
z wrocławskiego SKOK 12 mln zł. Reprezentuje podejrzanego, ale w mediach
pojawiają się zarzuty, że próbuje przejąć część ze spornych pieniędzy. Mówi, że
to sztuczne oskarżenia i próba skompromitowania go z powodów politycznych przez
ABW. Twierdzi, że jest podsłuchiwany.
Chociaż sprawa
wyłudzenia ze SKOK nie ma dla niego konsekwencji prawnych, to wpada w poważne
turbulencje i rozpoczyna typowy lot ćmy do płomienia. Za przekroczenie limitu
punktów (33 na możliwe 24) traci prawo jazdy, a przyłapany
przez policję za kierownicą, próbuje uciekać. Tłumaczy potem, że „trudno na
polskich drogach dobrym samochodem nie uzbierać 24 punktów”. I zapowiada, że i
tak bez prawa jazdy będzie prowadził auto. Uderza fotoreportera. Obraża innego
dziennikarza i mu grozi. Okręgowa Rada Adwokacja w Gdańsku udziela mu nagany.
To poważne ostrzeżenie. Ale on jak zwykle nie czuje się winny, twierdzi, że to
wszystko jest naciągane, trwa nagonka.
Poznaje Katarzynę
M., byłą żonę bramkarza reprezentacji Polski Artura Boruca. Pomaga jej w
sprawie rozwodowej. Do Marty Kaczyńskiej docierają wieści o romansie Marcina z
piękną klientką. Ich małżeństwo zaczyna się sypać. Dochodzi do awantur.
Świadkami są sąsiedzi i ochrona budynku, w którym mieszkają. Tabloidy cytują
Jarosława Kaczyńskiego, który miał oświadczyć Marcie, że nie chce już dłużej
znać jej męża.
W sierpniu 2015 r.
wybucha prawdziwa bomba. W świat idzie wiadomość, że Marcin Dubieniecki został
zatrzymany i aresztowany pod zarzutem kierowania przestępczą grupą zorganizowaną,
która wyłudziła z PFRON przynajmniej 13 min zł. Jak twierdzi krakowska
prokuratura, w latach 2012-14 fikcyjnie zatrudniano niepełnosprawnych, na
których pobierano z PFRON dofinansowanie do pensji. Dubieniecki konsekwentnie
nie przyznaje się do winy. Wraz z nim do aresztu trafiają wspomniana wyżej
Katarzyna M., jego kuzyn Wiktor D. oraz dwie inne osoby. Adwokatura zawiesza mec.
Marcinowi Dubienieckiemu prawo do wykonywania zawodu. To pierwszy krok do
wydalenia z korporacji.
W październiku 2016
r., po 14 miesiącach aresztu, Dubieniecki wychodzi za kaucją. 3 min zł (milion
w gotówce, reszta jako zabezpieczenie hipoteczne) wpłacają jego rodzice. Ma
zakaz opuszczania kraju i obowiązek meldowania się na policji. Umawiamy się na
spotkanie w Warszawie, ale w nocy przysyła esemesa, aby przysłać pytania
e-mailem, bo zmieniły mu się plany. Pytania mu się nie podobają. Mówi, że o
sprawach prywatnych rozmawiać nie będzie.
Tak komentuje
zarzuty wyłudzenia z PFRON: - Ta sprawa to wydmuszka. Zarzuty uważam za
bezpodstawne i pozbawione logiki procesowej, a przede wszystkim
nieodzwierciedlające stanu rzeczywistego rzeczy.
Twierdzi, że
wszystko w tej sprawie zostało spreparowane przez CBA i prokuraturę. 14
miesięcy trzymano go w areszcie bez żadnego dowodu winy. Kiedy sprawa trafi do
sądu, to będzie miał możliwość ujawnienia akt z postępowania i wtedy okaże
się, co zrobiła prokuratura i jaki jest jego rzekomy udział.
Mówi, że niewiele
osób odwróciło się od niego, kiedy trafił za kraty. - Nazwisk nie wymienię, oni
sami wiedzą, co zrobili. Jestem wśród przyjaciół, którzy mnie wspierają, i to
jest najważniejsze. Relacje buduje się na dobre i złe czasy. Ławkę kadrową mam
krótką, ale mocną.
Złożył wniosek do
Rady Adwokackiej o odwieszenie praw do wykonywania zawodu. Twierdzi, że zna
adwokatów, którzy pracują w tej profesji mimo ciążących na nich zarzutach. -
Obowiązuje zasada domniemania niewinności i wierzę, że będzie stosowana w
stosunku do mnie taka sama miara jak do innych.
Polityka już go nie interesuje. - Jestem osobą prywatną
mówi. - Sześć lat temu, wspierając po katastrofie
smoleńskiej żonę, zabierałem głos publicznie, ale to, co wówczas mówiłem, jest
już wyłącznie przeszłością.
Jak jakiś
tajniak
Powoli przeszłością
staje się też jego małżeństwo. Marta Kaczyńska złożyła pozew o rozwód. Chociaż
o tym rozwodzie mówiło się już od kilku lat, dopiero teraz dojdzie do pierwszej
rozprawy. Znajoma Marty mówi, że córka nieżyjącego prezydenta jest zastraszana
przez Marcina. - Ma do niej pretensje, że po dojściu PiS do władzy nie
poprosiła stryjka o wstawienie się za nim. Ona boi się, że będzie opóźniał
procedurę rozwodową. Już to zapowiedział.
Wysłał do żony
esemesa, że dopóki będzie miał dozór i zakaz opuszczania kraju, to rozwód
będzie przeciągany. A dodatkowo zażąda orzeczenia o jej winie. I wtedy ona
zobaczy, jak to jest. Niewykluczone, że będzie próbował udowodnić, iż żona - prawniczka
- doskonale orientowała się w jego interesach.
Hanna
Foltyn-Kubicka, przyjaciółka rodziców Marty, przyznaje, że nigdy nie chciała,
aby doszło do tego małżeństwa. - Leszek mówił zawsze, że na czym, jak na czym,
ale na ludziach to ja się znam. Od pierwszego wejrzenia nie polubiłam tego człowieka
i chyba z wzajemnością. Powiedział kiedyś Marcie, żeby zerwała ze mną
znajomość, bo z jego wiedzy wynika, że jestem agentką STASI. Potrafi kłamać,
patrząc w oczy. Tymczasem sposób, w jaki on wszedł w rodzinę bliskich mi osób,
przypomina działanie na zlecenie jakichś tajnych służb.
Jest pewna, że ze
sprawy z PFRON Dubieniecki już się nie wywinie. - Dostaniez 10 lat, mam
nadzieję - mówi. – I może być pewny, że nikt z naszej strony mu nie pomoże.
Jarosław powiedział, że palcem w bucie dla tego człowieka nie ruszy.
Akt oskarżenia w
sprawie PFRON nie trafił jeszcze do sądu. Marcin Dubieniecki ma rację, wciąż
jeszcze, dopóki sąd nie orzeknie inaczej, formalnie pozostaje człowiekiem
niewinnym. Nadal jest mężem Marty. I zawsze będzie ojcem jedynych wnuczek
Lecha i Jarosława. Tyle że, zapewne, w więzieniu. Niezwykłe jak na Pierwszą
Rodzinę w państwie.
Piotr Pytlakowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz