Spotkania Jarosława
Kaczyńskiego z właścicielami TVN, podchody pod „Polskę The Times” i
„Rzeczpospolitą”. Od półtora roku PiS przymierza się do przejęcia niezależnych
mediów. Najnowszy pomysł to ustawa wymierzona w zagraniczne koncerny
Michał Krzymowski
Aula
Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Jarosław Kaczyński zagrzewa działaczy PiS.
Prosi o mobilizację i objaśnia plany rządu: - Potrzebna jest reforma mediów.
Chcemy by dążyły one do prawdy a nie angażowały się po jednej ze stron.
Prezes uważa, że dziennikarze są nieobiektywni, bo pracują dla
zagranicznych koncernów. Ale jest na to sposób. Trzeba uchwalić przepisy, które
ograniczą wpływ obcego kapitału. Najlepiej przetłumaczyć francuską ustawę
medialną i przyjąć ją w Polsce. Poza tym - ciągnie lider PiS - rząd kontroluje
spółki skarbu państwa, ostatnio bardzo ekspansywne. To one mogą wziąć na
siebie koszty repolonizacji mediów.
Relacjonuje działacz PiS, uczestnik łódzkiego spotkania: - Prezes
powiedział między innymi, że nie może być tak, iż większość regionalnych
dzienników należy do jednego niemieckiego wydawnictwa. Nie podał nazwy
koncernu, ale było jasne, że chodzi o grupę Polska Press.
Kwestia repolonizacji mediów musi być w biurze PiS na Nowogrodzkiej
żywa, bo Kaczyński poruszają podczas partyjnego objazdu kraju kilkukrotnie.
Tydzień przed wizytą w Łodzi gości w Poznaniu, gdzie rozwija wątek zmian
wprawie: - Konieczna jest równowaga społeczna. Nie może być tak, że duża część społeczeństwa nie ma swojej
reprezentacji w głównych mediach. Trzeba wprowadzić przepisy de-
koncentracyjne, które uregulują ten rynek. W Europie oczywiście podniosłoby się
larum, więc najlepiej wprost przepisać francuską ustawę. Wtedy nikt nas nie zaatakuje.
To samo powtarza w Katowicach.
PIS MA PLAN. STWÓRZMY POLSKĄ
AL-DŻAZIRĘ
Pierwszy plan repolonizacji mediów pojawia się w PiS
jesienią 2015 roku, gdy partia dopiero sięga po władzę. Pomysł jest bardzo
śmiały.
Opowiada polityk bywający u Kaczyńskiego: - Myśleliśmy o przejęciu TVN24. Mówię to zupełnie poważnie. Docierało do nas, że
Amerykanie, którzy kupili kanały TVN, nie mają do nas uprzedzeń i że
można się z nimi dogadać. Nasz plan był propaństwowy. Kupić stację informacyjną
o dobrej renomie i stworzyć jej angielskojęzyczną wersję, coś na wzór Al-Dżaziry
czy Russia Today. Prezes szybko to pod- łapał, nawet rozmawiał o tym z
Amerykanami. Jego pierwsze spotkanie umawiał znany warszawski lobbysta, a
rozmowa odbyła się na neutralnym gruncie. Początkowo Jarosław miał wrażenie,
że sprawa jest otwarta, ale ostatecznie usłyszał „nie”.
TVN od półtora roku należy do sieci Scripps Networks Interactive, światowego dystrybutora telewizyjnych
kanałów tematycznych, takich jak Travel Channel, Food Network, Cooking Channel czy HGTV. SNI najpierw nabyła większościowy pakiet udziałów w spółce TVN od Grupy ITI i Canal+, a następnie skupiła resztę akcji na
giełdzie.
W PiS kilkanaście miesięcy temu faktycznie krążyła koncepcja stworzenia
angielskojęzycznego kanału promującego na świecie rządowy punkt widzenia. Uruchomienie
międzynarodowego kanału rozważały też władze Telewizji Polskiej. W styczniu
2016 r. publicznie przyznał to prezes TVP Jacek Kurski,
zapowiadając rozpoczęcie prac nad stacją Poland24.
Czy Jarosław Kaczyński rzeczywiście spotkał się z właścicielami TVN i sondował możliwość zakupu komercyjnej stacji
informacyjnej? Brzmi to absurdalnie, ale Amerykanie potwierdzają, że kontakty
z PiS miały miejsce. „Przedstawiciele Scripps spotkali się ze wszystkimi głównymi
siłami politycznymi zaraz po transakcji. Były to zapoznawcze spotkania
wynikające z faktu, że SNI jest amerykańską firmą względnie nową na polskim
rynku” - czytamy w odpowiedzi na pytania „Newsweeka”.
Amerykanie zapewniają jednak, że sprzedaż TVN24 nie
wchodzi w grę i że żadne spółki skarbu państwa nie zgłaszały się do nich z
konkretnymi ofertami.
Do pierwszego spotkania z Kaczyńskim doszło prawdopodobnie na początku
lipca 2015 roku, półtora miesiąca po wyborach prezydenckich wygranych przez
Andrzeja Dudę, podczas wizyty w Warszawie prezesa SNI Kena Lowe’a. Czy i kiedy odbyła się druga
rozmowa? Nie wiadomo.
- Pierwsze spotkanie było kurtuazyjne. Amerykanie starali się o miejsce
na multipleksie dla jednego ze swoich kanałów i próbowali stworzyć przyjazną atmosferę
wokół ich biznesu - twierdzi osoba zbliżona do właściciela TVN.
Polityk Platformy, współpracownik ówczesnej premier Ewy Kopacz, dodaje: - Rzeczywiście do nas też docierali. Zabiegali o osobiste spotkanie na
najwyższym szczeblu, ale szefowa ich nie przyjęła.
Jak się później miało okazać, próby „stworzenia przyjaznej atmosfery”
spełzły na niczym, bo SNI w listopadzie 2015 roku przegrała konkurs o miejsce
na multipleksie. Ciągnie rozmówca z Nowogrodzkiej: - Sygnał, że TVN24 nie jest na sprzedaż, prezes dostał dopiero podczas
drugiego spotkania. Być może Amerykanie w międzyczasie zorientowali się, że
reakcja na oddanie stacji rządowi byłaby w Polsce histeryczna.
Inny: - Kurski podłapał pomysł uruchomienia polskiej Al-Dżaziry już po
fiasku rozmów w sprawie TVN24. Pierwotny plan zakładał
stworzenie stacji poza strukturą TVP.
GRA O „RZEPĘ” Z „DETEKTYWEM”
Plan uruchomienia polskiej Al-Dżaziry upada,
ale niebawem rodzi się nowy pomysł. Wkrótce po przejęciu władzy przez PiS po
Warszawie zaczyna krążyć plotka, że niemiecki koncern Verlagsgruppe Passau chce wystawić na sprzedaż spółkę Polska Press. Grupa
jest liderem na rynku mediów regionalnych, należą do niej m.in. „Dziennik
Bałtycki”, „Dziennik Łódzki”, „Dziennik Zachodni”, „Gazeta Krakowska”, „Gazeta
Wrocławska” czy „Głos Wielkopolski”.
Wydawnictwo to łakomy kąsek dla partii Kaczyńskiego, która szykuje się
do wyborczego skoku na samorządy w 2018 r. W tym celu potrzebuje jednak sprawnej
machiny propagandowej, którą lokalne dzienniki mogłyby stworzyć wspólnie
z ośrodkami regionalnymi TVP. Zakup Polski Press to - przynajmniej w teorii - także nie najgorsza inwestycja: w portfolio grupy znajduje się dochodowy portal ogłoszeniowy Gratka.pl.
Informacja o tym, że Verlagsgruppe Passau rozważa wyjście z
Polski, pada na podatny grunt w PZU, na którego czele stanęli właśnie bliski
współpracownik Zbigniewa Ziobiy Michał Krupiński i jego zaufany Paweł Surówka.
- W pierwszych miesiącach po przyjściu Krupińskiego w spółce liczyły się tylko
dwa tematy.
Akwizycja części banku BPH i
podejście pod Polskę Press. Mówiono, że Surówka jeździł w tej drugiej sprawie
na negocjacje z Niemcami i raportował do Krupińskiego. Ten z kolei karmił
informacjami naczelnika, budując przy okazji swoją pozycję. Z tego, co do nas
docierało, Nowogrodzka była zainteresowana tą inwestycją, ale w pewnym
momencie sprawa utknęła, bo Niemcy zażądali zbyt wygórowanej ceny - opowiada menedżer z PZU.
Źródło PiS w otoczeniu Kaczyńskiego zapewnia, że sprawa przejęcia
Polski Press wciąż pozostaje otwarta. - Sytuacja, w której jedno niemieckie
wydawnictwo kontroluje większość lokalnych gazet, jest nie do utrzymania.
Gdybym miał się założyć, które media przejmie rząd, postawiłbym właśnie na to
wydawnictwo - twierdzi nasz rozmówca. Co na to Verlagsgruppe Passau? - Nasze kierownictwo nie rozważa sprzedaży Polska
Press - odpowiada Bettina Huber z centrali koncernu. A czy z Niemcami
kontaktowali się przedstawiciele spółek
kontrolowanych przez rząd w Warszawie? - Więcej informacji nie chcemy
przekazywać.
Od inwestycji na rynku medialnym dystansuje się także PZU. Ich biuro
prasowe zapewnia, że nie prowadzi rozmów „z konkretnymi wydawnictwami”, choć
na pytanie o kontakty Surówki z Verlagsgruppe Passau już nie odpowiada.
W kręgu zainteresowań ludzi z Nowogrodzkiej są zresztą nie tylko gazety
należące do Polska Press. - Badamy rynek, rozglądamy się, sondujemy różne możliwości.
Jedną z interesujących opcji na pewno byłaby nacjonalizacja „Rzeczpospolitej”.
To znaczący tytuł, niepotrzebnie sprywatyzowany przed laty. Główną przeszkodą
jest tu jednak stanowisko właściciela „Rzepy” Grzegorza Hajdarowicza, który
postawił sobie za punkt honoru niedopuszczenie do przejęcia gazety przez rząd
- twierdzi ważny polityk PiS.
Nieco ponad pół roku temu dochodzi do zakulisowej rozgrywki wokół „Rzeczpospolitej”.
W maju ówczesny minister skarbu Dawid Jackiewicz niespodziewanie składa
doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przy
prywatyzacji dziennika. Zdaniem Jackiewicza państwowa spółka Przedsiębiorstwo
Wydawnicze Rzeczpospolita sprzedała Hajdarowiczowi tytuł po zaniżonej cenie.
Dwa miesiące później z zarządu Fratrii, wydawcy tygodnika „w Sieci”
kierowanego przez braci Karnowskich, odchodzi Tomasz Przybek, bliski współpracownik
senatora PiS Grzegorza Biereckiego. Rozstanie odbywa się po cichu, nie
odnotowują go portale branżowe ani media kontrolowane przez SKOK-i.
Przybek nie żegna się jednak z rynkiem medialnym. Obejmuje posadę prezesa
w Przedsiębiorstwie Wydawniczym Rzeczpospolita, które od czasu sprzedaży
dziennika znajduje się na branżowym marginesie: funkcjonuje jako jednoosobowa
spółka skarbu państwa, której jedynym tytułem jest czasopismo „Detektyw”.
Wspomina człowiek zbliżony do właściciela „Rzeczpospolitej”: -
Hajdarowicz spłacał zakup gazety na raty, PWR jeszcze niedawno było jego
wierzycielem. PiS-owcy liczyli, że zobowiązanie nie zostanie uregulowane w
terminie i będzie można przejąć udziały w gazecie,
ale Hajdarowicz oddał dług z wyprzedzeniem.
NIE KRYGUJMY SIĘ
30 LISTOPADA, POSIEDZENIE SEJMOWEJ komisji kultury, poświęcone
obecności obcego kapitału na rynku medialnym. Wiceminister Jarosław Sellin
przyznaje: - Jedyną możliwością zmiany
proporcji kapitałowych jest wykupywanie tytułów. Polskie podmioty powinny być
na to przygotowane. A na przyszłość powinniśmy wyostrzyć regulacje w tej
sprawie. Nie ma co się krygować, mamy taki plan.
Miesiąc później wicepremier Piotr Gliński w odpowiedzi na interpelację
jednego z posłów pisze, że w resorcie kultury już trwają prace nad tak zwaną
ustawą de- koncentracyjną, która na nowo ureguluje rynek mediów. Jak zapewnia,
nowe prawo nie będzie działać wstecz i nie wpłynie na strukturę właścicielską istniejących koncernów. Chodzi o
stworzenie przepisów, które w przyszłości zapobiegną ekspansji obcego kapitału.
Wszystko wskazuje na to, że prace toczące się w Ministerstwie Kultury
mają doprowadzić do przeszczepienia rozwiązań z francuskiej ustawy medialnej,
o których podczas objazdu kraju wspominał prezes PiS. - Ograniczenia dotyczące
inwestycji kapitału zagranicznego w media są we Francji rzeczywiście
restrykcyjne i obejmują rynek telewizji, radia oraz prasy codziennej.
Większość dzienników regionalnych należy do jednego wydawnictwa, ale jest to
firma z kapitałem rodzimym, a nie niemieckim. Inaczej jest z wysoko
nakładowymi magazynami, które często w całości należą do wydawnictw z
kapitałem niemieckim - wyjaśnia w rozmowie z „Newsweekiem” medioznawca dr Katarzyna Gajlewicz-Korab. Jak
mówi, francuskie zapisy są szczegółowe i trudne do obej ścia, bo urzędnicy
skrupulatnie badąją zależności kapitałowe wydawnictw.
Dr Gajlewicz-Korab twierdzi jednak, że francuskich rozwiązań nie da się
wprost przenieść do Polski. - Tamtejszy rynek jest bardzo stabilny, kształtował
się przez wiele lat. Bankructwa wydawnictw, zamykanie tytułów, z czym mamy od
czasu do czasu do czynienia w Polsce, tam się nie zdarzają. Co więcej, prasa
codzienna jest tam dotowana przez rząd. Nie wiem, czy Polskę byłoby stać na takie
rozwiązanie. Zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego może być jedynie przykrywką dla
ograniczenia działalności nielubianych mediów
uważa dr Gajlewicz-Korab.
Współpraca Wojciech Cieśla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz